Nie pierwszy raz podczas obecnego kryzysu na Ukrainie wpadł
w tarapaty. Paweł Kanygin, dziennikarz moskiewskiej "Nowej Gaziety"
od początku relacjonuje kryzys na Ukrainie. Nie boi się ryzyka, potrafi zdobyć
informacje niedostępne dla innych. Tym razem aresztowano go w Doniecku, po
zorganizowanej spontanicznie przez mieszkańców antywojennej demonstracji. Funkcjonariusze
donieckiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego nie patyczkowali się. Gdy
przyznał, że przede wszystkim zależy mu na pokoju Paweł zarobił potężny cios w
oko. Potem poddano go przesłuchaniu i deportowano do Rosji. Swoją przerażającą relację
spisał na świeżo po dotarciu do Rostowa nad Donem.
Autor: Paweł Kanygin
Chcesz pokoju?! - i dostałem w oko!
Sprawozdanie specjalnego wysłannika "Nowej
Gaziety" Pawła Kanygina. Jak go zatrzymano w Doniecku, poddano
przesłuchaniu w Ministerstwie Bezpieczeństwa Państwowego i poddano przymusowej
deportacji.
Aresztowanie w Doniecku było nie pierwszym niebezpiecznym epizodem w karierze dziennikarza "Nowej Gaziety" Pawła Kanygina |
"Pewne siły"
Na przesłuchanie zabrano mnie następnego dnia po
antywojennej demonstracji przeprowadzonej przed siedzibą władz w Doniecku. Było
to dla nich wydarzenie całkowicie nieoczekiwane. Zaskoczeni demonstracją byli
także dziennikarze, w mieście było ich wówczas niewielu. Protest mieszkańców
miał charakter żywiołowy, nikt nie miał
pojęcia czym akcja może się skończyć. Tłum zwrócił się do przywódcy Donieckiej
Republiki Ludowej Aleksandra Zacharczenki z apelem o zakończenie wojny. Każdy z
uczestników wykrzykiwał jakieś hasła, wielu próbowało też przedrzeć się w jego
pobliże, by prosto w twarz rzucić mu swoje żądanie. Spocony Zacharczenko z
trudem stał o kulach, ranę w nogę odniósł jeszcze w lutym. Ludzie ze
współczucia życzyli mu zdrowia. Wysłuchał ludzi, jednak od razu po demonstracji
oświadczył, iż ktoś "musiał ją zorganizować", że "nie wszystko
jest takie proste", a także, iż odpowiadają za nią "pewne siły".
Organom wydano polecenie, by zebrały niezbędne informacje.
Następnego dnia, o 14.00 zabrano mnie do Ministerstwa
Bezpieczeństwa Państwowego DRL. Zatrzymano mnie w kawiarni w centrum Doniecka,
spotykałem się w niej z Tatiana Jegorową, urzędniczką z rządowego wydziału
prasy . Nieoczekiwanie zaprosiła mnie na spotkanie i nieoczekiwanie
zapowiedziała, iż otrzymam akredytację niezbędną do pracy w DRL. Od tygodnia mi
jej odmawiano. Informowano mnie jedynie, iż wydanie dokumentu będzie możliwe
dopiero po przeprowadzeniu za mną stosownej rozmowy. Ale nikt nie chciał ze mną
ustalić jej daty. Nie pomogły nasze telefoniczne i pisemne interwencje, zwracaliśmy
się bezpośrednio do Jeleny Nikitiny, ministra informacji DRL. Na początku obiecała
pomóc, potem także ona przestała odpowiadać.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Szukamy pana od dawna
- Nie powiesz mi, dlaczego nasze kierownictwo tak się was
boi? - zapytała Tatiana.
- Nie mam pojęcia.
- Oni nie chcą, żebyś tu pracował.
- Dlaczego?
- Mówi się, że wasze relacje na temat tego, co się u nas
dzieje są nieobiektywne. Ale, powiem ci od razu, ja się z tym nie zgadzam.
Pomogę ci z akredytacją. Już dziś. Tylko że stanowisko kierownictwa DRL jest
jednoznaczne: nie i już (nie dawać akredytacji). I nie tylko tobie, to dotyczy
całej "Nowej Gaziety".
- Kto podjął taką decyzję?
- […] Podejrzewam, że sam Zacharczenko.
- On nas zna?
- Kto by nie znał "Nowej Gaziety"! - powiedziała
Tania.
W tej właśnie chwili podeszli do naszego stolika. Dwaj
umundurowani z automatami, dwaj po cywilnemu.
- Pan nazywa się Paweł Kanygin? - zapytał jeden z cywili.
- To ja.
- Świetnie się składa. Szukamy pana od dawna. Proszę wstać.
Jest pan zatrzymany przez organy bezpieczeństwa Donieckiej Republiki Ludowej.
Jeden z uzbrojonych funkcjonariuszy wymierzył we mnie lufę
automatu, jego kolega wziął mnie pod rękę i odprowadził w kierunku
miniautobusu. Tatiana dopijała lemoniadę.
Prowadzili mnie w kierunku samochodu. Młody chłopak w cywilu
pospieszał mnie, poszturchując w plecy. "Idź prędzej. Jesteś przecież
sportowcem "- podśmiewał się.
Zapaskudzisz całe siedzenie
Wewnątrz autobusu jeden z uzbrojonych funkcjonariuszy z
bandanką na głowie w kolorze koloru khaki ustawił automat między nogami i z
kabury wyciągnął pistolet. Odbezpieczył go.
- Jestem psychem i paranoikiem. Szarpniesz się, powiesz nie
to co trzeba, kropnę od razu. Zrozumiałeś?
- W porządku - odpowiedziałem.
Drugi z automatem usiadł na fotelu kierowcy. Wyciągnął
chusteczkę. Otarł pot z czoła. Założyli mi kajdanki.
- Ty walczysz na czyjej stronie? Jesteś z nami suko , czy po
stronie Ukropów? - zapytał mężczyzna w bandance, kierując pistolet w moja stronę.
- Ja w ogóle nie walczę. Chcę pokoju.
- Pokoju, suko?! - moja odpowiedź rozwścieczyła go. Pokój jest
mu potrzebny! On tu domaga się pokoju… Sania!
Kiedy skończył, uderzył mnie w oko.
- Pokoju mu się chce ! A kiedy dzieci giną, za co? - zapytał
Sania.
- Ty gdzie kapiesz? Całe siedzenie zapaskudzisz! Weź chociaż
chusteczkę.
- Wiecie co, wybiliście mi soczewkę.
- Co?! - wrzasnął ten w bandance.
- No tak, miał w oku szkło kontaktowe. teraz musimy szukać -
powiedział Sania i westchnął.
- No i gdzie ta soczewka - powiedział "psych i
paranoik". Zaczął szukać na siedzeniu - Idź stąd. Zaraz znajdziemy. Sania,
masz latarkę? W dodatku siedzenie, suka, zapaskudził.
Domyśla się pan za co…
W kajdankach zaprowadzili mnie do budynku MGB na ulicy
Szewczenko. Czekał na mnie niewysoki, tęgawy mężczyzna. To on przez następne
cztery godziny komenderował przesłuchaniem. Wprowadzono mnie, razem z rzeczami
do jednego z gabinetów.
- Na pewno pan się domyśla za co pana zatrzymaliśmy - zagadał tęgawy mężczyzna.
- Nie mam pojęcia. Zupełnie.
- Niech pan pomyśli.
- Proszę, w pana rzeczach znaleźliśmy wizytówkę Macuki (Andriej Macuka, doniecki dziennikarz,
wydawca "Nowosti Donbasa." W opozycji wobec reżimu Janukowicza, zwolennik
przemian demokratycznych na Ukrainie - "mediawRosji"). On jest stąd
z Doniecka. Dziennikarz. Teraz krytykuje rząd DRL. Z Kijowa. Dla niego pan
pracuje?
- Nic a nic nie rozumiem, o co wam chodzi.
- No tak - powiedział tęgawy. Pracujesz dla niego.
Znaleźliśmy jego wizytówkę. Wszyscy wiemy kim jest. To wróg DRL. Dostaje dolary
z Ameryki. Za nie obrzuca nas błotem. Pan razem z nim. Z Macuką.
- Spotkaliśmy się tylko raz w życiu. Dał mi wizytówkę.
Ludzie, kiedy się poznają, często wymieniają się wizytówkami.
- Dość tych kłamstw - tęgawy nie wytrzymał. On jest
amerykańskim najemnikiem, a do tego gej. Wiedział pan o tym?
- Mnie wszystko jedno kim jest.
- Dostajesz od niego narkotyki - wtrącił się funkcjonariusz
z krzywym nosem.
- Razem wąchacie?
- Więc jak Pasza, może się przyznasz - przecież jedziesz na
koksie - tęgawy zmienił temat przesłuchania.
Spytałem go, jakie ma nazwisko i w jakim charakterze się tu
znajduję.
- Może Wiaczesław, może na przykład tak się nazywam -
odpowiedział tęgawy. A twój status? Jaki możesz mieć status? Jesteś przepalony!
Zapytałem go, czy mogę raz jeden zatelefonować do Moskwy.
- A może do Waszyngtonu? - Wiaczesław się roześmiał. W porządku, proponujemy
ci dwie możliwości. Albo powiesz nam to co trzeba, potem wypuszczamy cię do
Rosji, albo będziesz dalej milczeć. Wtedy gwarantuję ci co najmniej trzydzieści
dni w naszej piwnicy.
- A co chcielibyście usłyszeć?
- Opowiedz nam o Macuce, narkotykach i jeszcze co tam wiesz…
- Przecież wszystko już wam powiedziałem.
- Dobra. Teraz pójdziemy do ciebie do hotelu. Zrobimy
rewizję. Jestem pewien, że coś tam znajdziemy - powiedział Wiaczesław.
- W porządku. Idźcie.
- Jaki odważny. weźcie go na test, niech zda mocz. - podpowiedział
Wiaczesław.
- W kajdankach. Michaile Jurijewiczu, jego nazwisko brzmi
Kwakin? - zapytał funkcjonariusz z krzywym nosem. Wreszcie dowiedziałem się jak
szef ma na imię.
- Tak go weźcie, jak jest. - odpowiedział Michaił Jurijewicz
czyli Wiaczesław.
Amfetamina, morfina, trawka
Zaprowadzono mnie piętro niżej, do gabinetu z tabliczką na
drzwiach "Punkt Medyczny". Kobiety przekładały lekarstwa, przeglądały
pudelka z napisami po ukraińsku.
Mój wartownik zarządził by opatrzyły mi oko. Kobiety zaczęły
się mną zajmować. .
- Jeszcze się o ciebie troszczymy - powiedział ten z krzywym
nosem. A potem napiszesz, że cię wyłącznie męczyliśmy.
- Ani jedno, ani drugie było niepotrzebne - powiedziałem.
- Skąd on ma taki dziwny akcent Igoriusza? - zapytała jedna
z kobiet.
- Niby Rosjanin. Ale pracuje dla Amerykanów.
- Aha, piąta kolumna - odpowiedziała. Dlaczego tak nie
lubicie swojego Putina?
- Gdyby nie Rosja, nas by tu już dawno rozgnietli,
rozumiesz? - rozzłościł się Igor. Idź teraz, nasikaj do słoika.
Powiedziałem, że mi się nie chce.
- Więc chcesz, żebyśmy znów się za ciebie wzięli? - zapytał
Igor.
Zrobiłem naprawdę mało. Jedna z sanitariuszek obejrzała
słoik:
- Trochę mało, ale popatrzymy.
Na moich czach przechyliła słoik tak, by krople moczu padały
na pasek "świetnego testu".
- Teraz dowiemy się o tobie wszystkiego - mówił Igor.
- Popatrzcie, tu jest wszystko, cały komplet. - stwierdziła sanitariuszka.
Amfetamina, morfina, trawka, syntetyki. Wszystko to ciągniesz? - roześmiała
się.
- To właśnie trzeba było udowodnić. Przygotujcie kartę z
wynikami. - polecił Igor.
Hasło do telefonu
Z powrotem zaprowadzono mnie do gabinetu. Wiaczesław, czyli
Michaił Jurijewicz obracał w rękach mój notebook i telefon.
- Jak się go włącza? Potrzebne jest hasło. Dawaj hasło.
Odmówiłem.
- Dawaj szybko. Jak nie dam ci w mordę…
Poprosiłem znów, by mnie poinformowali za co zostałem
zatrzymany.
- Chcieliśmy pogadać - przyznał Michaił Jurijewicz. Dobrze
wiemy, że współpracujesz z telewizją "Gromadskoje". Ukraińcom
przekazujesz informacje. No i Macuce.
- Niczego nie przekazuję, ja publicznie opowiadam, to co
widzę.
- Na tym polega problem, opowiadasz wrogom o tym, co się u nas
dzieje. Jesteś w końcu rosyjskim dziennikarzem. Twój przekaz powinien mieć sens
pozytywny.
- Dla mnie ważne jest to co widzę.
- No tak. Powinieneś przekazywać zauważone pozytywy.
Wytłumaczyłem im, że ja w taki sposób nie pracuję.
- To znaczy, że źle pracujesz. Proszę, poinformowałeś, że
ludzie wyszli na antywojenną demonstrację. Ale ludzie żądali też byśmy zaatakowali.
O tym trzeba było informować.
Powiedziałem, że słyszałem jak żądali jednego i drugiego.
- Twoja, tak zwana, obiektywność szkodzi Rosji i nam,
rozumiesz? - zareagował MIchaił Jurijewicz. Po co pisałeś, że Boeing zestrzelono
ze Snieżnoje? Jeździłeś tam, dopytywałeś ludzi. Po co starasz się rozkołysać tę
łódkę? Wasza Kostiuczenko napisała o Buriacie, z nią także należałoby pogadać ("Czołgista
z Ułan-Ude jedzie na wojnę" - tekst tłumaczony przez
"Media-w-Rosji"). To wszystko jedna wielka brednia.
Odpowiedziałem, że mam w tej sprawie inne zdanie.
- Nie wymądrzaj się. Ten Macuka i "Gromadskoje" są
u nas zabronieni. To oznacza, że postępujesz wbrew naszemu prawu. Popełniasz przestępstwo.
Igor, jak tam u niego z narkotykami?
- Cała paleta. Ech dziennikarzu, ty tak w ogóle…
Wszyscy śledczy, w gabinecie było obecnych pięciu, zaczęli
chichotać.
- Teraz umieścimy to
wszystko w Internecie. - powiedział Michaił Jurijewicz. I co ty na to.
- Rozmieszczajcie.
- Przecież wąchasz. Przyznaj się w końcu. Widać, że
zażywasz. Bądź z nami uczciwy. Parę gramów…?
- Powiedziałem wam, że nie. Zdrowie nie pozwala.
- Trzeba dokładnie poszukać w hotelu - zdenerwował się Michaił
Jurijewicz. Sprawdźcie wszystkie rzeczy, poszukamy w skarpetkach, w majtkach,
rozbierzemy cie do naga. Znajdziemy. Znajdziemy.
Zapytałem, czy nie mogliby zdjąć mi kajdanek, zaczęły drętwieć
mi ręce.
- Jeśli drętwieją, to niedobrze. - ocenił Michaił
Jurijewicz. Więc przyznajesz, że rozumiesz, iż toczy się u nas wojna, walczymy
z Ameryką, a tacy jak ty są na jej stronie. Kasę także dostajecie od nich.
Powiedziałem, że pracuję dla redakcji i czytelników.
- No szybko dawaj hasło do telefonu.
W telefonie mgbesznicy zabrali się od razu do oglądania
zdjęć.
Szef donieckich separatystów Aleksander Zacharczenko choć zjawił się na antywojennej demonstracji zasugerował, że zorganizowały ja "pewne siły" w "wiadomo jakim celu". |
Co mam napisać w raporcie?
- W jakim celu tak często jeździsz do Europy? - zapytał
Igor.
- Na urlop.
- Gdzie mieszkasz? W samej Moskwie?
- Obżeracie się, żyjecie, podróżujecie - stwierdził jeden
ze śledczych. A my mamy życie do dupy, chyba wiesz? W ogóle nie ma tu niczego. A tacy jak ty, potem w Moskwie jeszcze nas obszczekują!
- Ja mam dobre zdanie o Putinie. Może nie jest najlepszy,
jednak jest jedyny. To nasz człowiek. - powiedział Igor.
- Wcześniej pracował pan w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy, w
obwodzie donieckim? - zapytałem.
- To nieważne. Jesteśmy Rosjanami i to ma znaczenie. - odpowiedział
Michaił Jurijewicz.
- Więc co mam napisać w raporcie? - zapytał Igor.
- Taki, a taki znajdował się w stanie narkotycznego
upojenia. Nie potrafił rozumnie odpowiadać na pytania. Wszystko mu się poplątało.
- podyktował Michaił Jurijewicz.
Pomyślałem, że jest oficerem i w tej sytuacji musi odczuwać
pewien dyskomfort. "Za co?" "Za kłamstwo". "Co to
takiego kłamstwo?" "Prowadzimy wojnę, nasz cel zwycięstwo."
W tym momencie do gabinetu wszedł jeszcze jeden mężczyzna
ubrany po cywilnemu.
- Szef powiedział: niczego nie zabierajcie. Wyrzućcie go. A
ja myślałem, że go zostawią na 30 dni.
Zainteresowałem się, kto podejmował decyzję o zatrzymaniu,
przesłuchaniu, przeprowadzeniu testu na narkotyki..
- Kierownictwo, rzecz jasna. Łukaszewicz (szef donieckiego MGB,
Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego - P.K.) zadecydował - sprecyzował.
- A Zacharczenko jest poinformowany?
- Wszyscy są poinformowani.
Z formalnego punktu widzenia pracowałeś bez akredytacji. To niezgodne z
prawem. W dodatku przekazywałeś informacje ukraińskim mediom. Oni wykorzystywali
ją w swoich celach, przekręcali.
Wytłumaczyłem im, że to Internet, że nie da się zakazać korzystania
z jakichś materiałów. Poprosiłem, by obejrzeli moje video, przeczytali
reportaże. Macie tu Internet?
- Tu nie ma. Pójdę teraz i obejrzę - powiedział jeden ze
śledczych i wyszedł na korytarz.
Jeden z jego kolegów znów zainteresował się moim telefonem.
- On tu do kogoś pisze. "Mgebesznicy śledzą mnie cały dzień"
- w gabinecie zachichotali.
- Bystry, szybko nas zauważył.
- Można było się spotkać ot tak, bez przymusu - powiedział
Igor.
- Twój telefon należałoby skonfiskować na dobre.
- Ile kosztuje? Kupisz sobie nowy.
- I komputer też.
- Potem powie, że mu zabraliśmy.
- Ja bym też kupił sobie mieszkanie w Moskwie.
- Najpierw odpracuj to, która dostałeś.
Wszyscy chichoczą. W końcu wraca śledczy, ten który poszedł
do gabinetu z Internetem.
Decyzja
- No więc tak. Decyzja jest następująca. W zasadzie, to co
piszesz jest w porządku. Ale z twoich informacji korzystają wrogie media. Potem
wszystko przekręcają. To już prawie przestępstwo. Nie jesteśmy wrogami
"Nowej Gaziety", waszego "DOŻDIA". Ale jest rozporządzenie.
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Potem dzwonek
dźwięczał jeden za drugim. Mgebesznicy trochę się zaniepokoili. Michaił
Jurijewicz powiedział, iż przed deportacja z pewnością trzeba będzie przeszukać
pokój w hotelu. Pojechali tam ze mną młodzi śledczy Igor i Iwan.
Na stoliku w pokoju hotelowym stało pudełko z torebkami
herbaty i kawy.
- Można je zabrać? - zapytał Iwan.
- Przy okazji zabierzemy też ten bezpłatny szampon - krzyknął
z łazienki Igor.
- Tu nie ma żadnych narkotyków.
Rewizja skończona. Wania i Igor oddali mi plecak z rzeczami
i dokumenty.
Posadzili mnie z przodu starej Skody Fabia. Do granicy
jechaliśmy dwie godziny.
- A ja lubię
amerykański rap - powiedział Iwan włączając radio. Ty też?
- Powinieneś zrozumieć . Taką mamy robotę - powiedział Igor.
Powiedziałem, że jeśli idzie o mnie, to ich robota za bardzo
mi się nie podoba.
- Mam 23 lata. Co jeszcze mógłbym robić? - obraził się jeden
z nich.
Zapytałem wtedy, co jeszcze potrafi.
- No właśnie - odpowiedział Igor. Tylko to potrafię.
- Posłuchaj. Mamy jeszcze prośbę. - powiedział Iwan, kiedy
podjeżdżaliśmy do granicy. Kiedy przyjedziesz następnym razem, może mógłbyś
przywieźć butelkę porządnej whisky?
Zapytałem, czy przecież nie zostaję deportowany z DRL?
- No tak. Powiedzmy. Więc tak, uznajmy, że grzecznie z tobą
porozmawialiśmy - powiedział Iwan. Trochę ci przyłożyliśmy. Chociaż o nas tyle
opowiadają. Mieliśmy jedną główną księgową, teraz siedzi, specjalnie sobie
zegarkiem poharatała twarz, żeby zrobić z nas zwierzęta.
- Potem rzeczywiście jej za to przyłożyliśmy. - dodał Igor.
Deportacja
Przejeżdżamy ukraińskie przejście graniczne
"Uspienka". Stąd Igor prowadzi mnie przez 100 metrów piechotą w
kierunku rosyjskiego punktu kontrolnego "Matwiejew Kurgan". Tu
spotyka nas kapitan służby granicznej FSB. Obydwaj podają sobie ręce. Kapitan
uprzedza, teraz zada mi kilka pytań i zwolni. Na przykład pyta, czy mam ze sobą
broń i amunicję. "Może pan uczestniczył w walkach? - mówi kapitan. Nigdy
nic nie wiadomo.
Po pięciu minutach wyprowadzają mnie poza granice przejścia
granicznego. Zwalniają mnie. Jestem
wolny. Przede mną, na wprost i z boku,
ciągną się pola pszenicy.
Donieck, Rostów nad Donem.
PS. Zwracamy się do Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej
, Prokuratury Generalną Ukrainy i Prokuratury miasta Doniecka, by potraktowały
niniejszy tekst jako oficjalne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Tłumaczenie: Zygmunt
Dzięciołowski
Relacja ukazała się na lamach moskiewskiej "Nowej
Gaziety": http://www.novayagazeta.ru/society/68871.html
*Paweł Kanygin, dziennikarz moskiewskiej, opozycyjnej
"Nowej Gaziety" (od 2004 roku). Na lamach gazety relacjonował konflikty
Rosji z Gruzją i Mołdową. Jest jednym z najbardziej wiarygodnych rosyjskich
dziennikarzy obserwujących od początku kryzys na Ukrainie. Jest laureatem
licznych nagród dziennikarskich.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz