Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cenzura Rosji. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cenzura Rosji. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 marca 2015

Pomidory, ogórki i jak najwięcej śmietany…



Po piętnastu latach rządów Władimira Putina ludzie rosyjskich mediów wspominają z nostalgią zainicjowaną przez Michaiła Gorbaczowa politykę „głasnosti”. Przez kilka lat media cieszyły się niebywałą popularnością, telewizję oglądało wielomilionowe audytorium, nakłady prasy drukowanej biły rekordy. Jednak dzisiejsza rzeczywistość w rosyjskich mediach może być wyłącznie przedmiotem troski. Ogólnokrajowe stacje telewizyjne poddane są surowej cenzurze, stały się też głównym instrumentem propagandy. Prasa drukowana znalazła się na marginesie. Media niezależne walczą o przetrwanie. W społeczeństwie zanikła potrzeba korzystania z mediów – alarmuje Leonid Parfionow, jeden z najbardziej szanowanych rosyjskich dziennikarzy. Media straciły swoje audytorium. Ludziom wystarczy kanapa, piwo, pilot do przełączania między stacjami. Dziennikarze i publicyści piszą dla siebie, sami też siebie czytają.



We wtorek, 17 marca, w Fundacji Gorbaczowa, odbyła się zorganizowana przy współpracy „Nowej Gaziety” dyskusja poświęcona 30ej rocznicy ogłoszenia w ZSRR polityki „głasnosti”. W kwietniu 1985 roku zaczęła się pieriestrojka, „głasnost’” była jednym z ważniejszych elementów zainicjowanego wówczas programu reform politycznych. Sam Michaił Gorbaczow uważał, iż „głasnosti” nie da się ograniczyć wyłącznie do pojęcia „wolności słowa”. Równie ważna, jego zdaniem, była także odpowiedzialność władzy przed społeczeństwem, a także gotowość urzędników do prowadzenia dialogu. W Fundacji Gorbaczowa potkali się z tej okazji dziennikarze, publicyści, naukowcy. Wspólnie szukali odpowiedzi na pytanie „dokąd dotarliśmy dzisiaj”. W dyskusji uczestniczyli Leonid Nikitinski, Tichon Dziadko, Siergiej Parchomienko, Nikołaj Swanidze, Maria Lipman i inni.


Jednak największe wrażenie na uczestnikach spotkania wywarło wystąpienie Leonida Parfionowa. Jego zdaniem, sytuacja w połowie lat osiemdziesiątych była zasadniczo odmienna. Dziennikarstwo, jak twierdzi Parfionow, jest dziedziną działalności całkowicie uzależnioną od audytorium. Dziś społeczeństwo w Rosji nie poszukuje odpowiedzi na „przeklęte pytania”.


Publikujemy wystąpienie Leonida Parfionowa bez skrótów.



Leonid Parfionow jest ceniony w środowisku dziennikarskim oraz uwielbiany przez widzów i czytelników. 




Głasnost’” zaczęła się tego dnia, gdy Michaił Gorbaczow po raz pierwszy nawiązał dialog z prostymi ludźmi. To godne pamięci wydarzenie miało miejsce podczas uroczystości z okazji 40ej rocznicy Dnia Zwycięstwa. Ludzie stali po prostu na chodniku, wcześniej żaden sekretarz generalny nie chodził po ulicach, by z nimi porozmawiać. Milczeli, kiedy opowiadał o nadchodzących zmianach, między innymi o pijaństwie i planowanej z nim walce. Słuchano go w milczeniu. I wtedy on, ze swym promiennym uśmiechem, zapytał na zakończenie: „Może na pożegnanie mielibyście dla mnie jakieś życzenia?” Jakaś kobiecina wydusiła z siebie dyżurne radzieckie słowa: „Starajcie się być bliżej ze społeczeństwem”. Rozpostarł ręce, zachichotał: „No tak, gdzie jeszcze można bliżej?” Wszystko się wtedy rozpadło. Nastąpiła jasność, ten gest zmienił wszystko.


Trudne czasy dla satyryka


Z biegiem czasu, niemal każdego dnia pojawiał się w jakimś nowym mieście, wypowiadał się ostrzej, niż zachodnie środki masowego przekazu. Żwaniecki (znany rosyjski satyryk – „mediawRosji”) skarżył się, iż pozostał bez pracy, to co pisał straciło sens, gdy najważniejszy człowiek w państwie wypowiadał się krytyczniej od dowolnego satyryka. Po co więc miałby wchodzić na scenę i występować? Bez względu na to, co chciałby powiedzieć i tak pozostawał w tyle. Jak mi się wydaje, ważne byśmy to rozumieli, skąd wzięła się ta wielka zmiana i dlaczego udało się natychmiast zdobyć dla niej wspartą od dołu potężną legitymację i poparcie.


Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, 


Czernienko, nawet w czasach radzieckich, był już przesadą. Przeczucie, iż doszliśmy do dna, że ten projekt jest nieuleczalnie chory i że trzeba coś z nim zrobić, nurtowało nas coraz bardziej. Wszyscy byliśmy niezadowoleni, kiedy w mieście Wołogda zamknięto sklep „Wołogodzkie masło” . Mijał piąty rok, a my dalej nie byliśmy w stanie dostać dla Maszki bucików w odpowiednim rozmiarze. Komuś innemu, wymieńmy na przykład Marka Zacharowa (znany rosyjski reżyser teatralny, dyrektor moskiewskiego teatru „Lenkom” – „mediawRosji”), dojadło, iż ze sceny zdjęto jego spektakl. Kogoś innego nie wypuszczono za granicę, nie spodobało się jego żydowskie pochodzenie. Takich rzeczy była masa, dotyczyły nas wszystkich.




Michaił Gorbaczow nie bał sie kontaktów z ludźmi. Zwłaszcza w pierwszym okresie
na Kremlu spotykając ich, chętnie opowiadał o swych planach reformatorskich.


Mieliśmy poczucie, iż trzeba coś z tym zrobić. To było zasadnicze wyzwanie. Był to też okres niełatwych odpowiedzi na gromadzące się od lat przeklęte pytania. Od lat ludzie nie rozmawiali ze sobą, nie zastanawiali się, nie mieli możliwości mówić o czymkolwiek. A równocześnie, obok tej nowej polityki „głasnosti”, wciąż obowiązywały kategoryczne zakazy poruszania pewnych tematów. Dobrze pamiętam, iż do 1988 roku nie wolno było mówić i pisać o kolejkach po wódkę. Walczyliśmy z alkoholizmem, więc skąd by się one miały wziąć – te kolejki po wódkę?


Wszystko zależy od audytorium


Była to sytuacja całkowicie odmienna od obecnej. Przez cały czas, nie potrafię uwolnić się od zdumienia. Dyskutujemy na tematy związane z naszym zawodem, rozmawiamy o różnych czysto profesjonalnych zagadnieniach. Osobiście, jestem przekonany, że dziennikarstwo, publicystyka, zależą nie od dziennikarzy, a od audytorium. Jeśli istnieje potrzeba zadawania „przeklętych pytań”, proszę mi wybaczyć tautologię, wtedy pojawia się dziennikarstwo. A jeśli takiej potrzeby nie ma, to skąd miałoby się ono wziąć? Już od dawna nasza publicystyka problemowa tworzy materiały dla samych dziennikarzy. Dopiero co, przed chwilą, jedna z koleżanek skarżyła się, niestety, rzecz jasna, Radia „Swoboda” nie słuchają już miliony. W tamtych czasach, co wieczór, audytorium rosyjskich redakcji BBC i Głosu Ameryki – każdej z nich oceniano na 30 milionów słuchaczy. Takie dane można znaleźć w odtajnionych dziś notatkach analitycznych KGB z tamtego okresu. W pewnych grupach pokoleniowych ludzi radzieckich, myślę przede wszystkim o mężczyznach, nie znajdziecie nikogo, kto nie znałby jego głosu, nie słyszał przez radio: „mówi Siewa Nowgorodcew z Londynu, BBC”. Dziś, tak gdzieś od 15-20 lat, nikt już nie wie kim jest Siewa Nowgorodcew (legendarny dziennikarz i prezenter rosyjskiej redakcji radia BBC – „mediawRosji”). Choć w tym właśnie czasie nadano mu w Anglii tytuł szlachecki. Siewa Nowgorodcew jest wirtuozem mikrofonu, ale młode pokolenia nic o nim nie słyszały. Może na tym polega nasz główny problem.


Od systemu jednopartyjnego, do systemu jednokiełbasianego


Do czasu, gdy społeczeństwo nie zacznie odczuwać potrzeby zmian, pieriestrojki, nie pojawi się również potrzeba „głasnosti”. Dzisiaj śpiewa się „Bawi się Rosja, płacze Europa, moja jest najładniejsza .opa” (fragment popularnego szlagieru grupy „Glukoza” – „mediawRosji”) – skąd się to wzięło? Nie wstając z otomany, można zmieniać pilotem jeden kanał federalny na drugi.  Popijając piwko, można rozmyślać o wielkości naszego kraju i postępującym na Zachodzie procesie gnilnym. Tak nasze rosyjskie społeczeństwo się przyzwyczaiło, tak udzielamy odpowiedzi na skomplikowane pytania. Kiedy jednak okaże się, że system jednopartyjny prowadzi do systemu jednokiełbasianego, wtedy najpewniej znów pojawi się potrzeba „glasnosti”. Myślę teraz o tych dziesiątkach milionów,  jakie w kraju ze stuczterdziestomilionową ludnością, powinny przekształcić się w audytorium.




Nakłady naszych gazet są niższe od polskich


Wiele razy powoływałem się na tę statystykę, nikt poza mną nie zwraca na nią uwagi. Papierowe nakłady naszych gazet są wielokrotnie niższe, niż w Wielkiej Brytanii. Weźmy taka gazetę, jak nasz „Kommersant”, nie będziemy teraz mówić, że i on nie jest taki jak trzeba (tak teraz wypada go oceniać)… W Wielkiej Brytanii są cztery podobne gazety burżuazyjne piszące o balecie imienia Kuzniecowej, polityce imienia Kolesnikowa (kremlowski korespondent „Kommersanta” relacjonujący działalnośc prezydenta – „mediawRosji”), które znajdują także miejsce dla statystyk giełdowych. Papierowy nakład jednego tylko dziennika „Daily Telegraph” wynosi blisko pół miliona egzemplarzy. A nasz „Kommersant” może pochwalić się co najwyżej nakładem stutysięcznym. „Vedomosti”, nasz „Financial Times” drukują 60-70 tys. O czym będziemy więc rozmawiać? Nasze nakłady są niższe nawet od polskich.

Najważniejsza gazeta Estonii, jej nazwa w przekładzie brzmi, jeśli się nie mylę, „Pocztylion” także może się pochwalić stutysięcznym nakładem. W tamtym społeczeństwie istnieje potrzeba, by własny puls kontrolować przy pomocą najważniejszej gazety w kraju. Chciałbym to wiedzieć, powinienem to przeczytać. Takie właśnie są mass media. Od razu dostrzegamy ich funkcję społeczną, dzięki nim człowiek nie odczuwa samotności. Mamy wtedy społeczeństwo i człowiek czuje się obywatelem, oddaje na kogoś swój głos, męczy się, zadaje pytania, decyduje w jakim kierunku idzie jego kraj, krytykuje władze, i tak dalej. Bez tego publicystyka i dziennikarstwo są niemożliwe. Więc skąd je wziąć, jeśli są niepotrzebne?

Mam też trochę doświadczenia w prowadzeniu restauracji (żona Parfionowa jest właścicielką modnej moskiewskiej restauracji – „mediawRosji”). Orientuję się, że nie ma po co serwować anchois, jeśli w sali restauracyjnej domagają się pomidorów, ogórków „i więcej śmietany przyjacielu, więcej śmietany’”. Nie mam pojęcia więc, o czym moglibyśmy tu rozmawiać, jakiejś jakości większej, lub mniejszej.


Skutek odwrotny od zamierzonego


Zainicjowana przez Michaiła Gorbaczowa kampania antyalko-
lowa okazała się społeczną i gospodarczą katastrofą. 
Radziecka propaganda miała bardziej „totalny” charakter, niż propaganda uprawiana przez nasze federalne stacje telewizyjne. Nadeszła jednak chwila, gdy pokazując Konstantina Ustinowicza Czernienkę, oddającego swój głos w lokalu wyborczym, zaczęła wywoływać skutek odwrotny od zamierzonego. Obecnie ilość programów propagandowych emitowanych przez nasze programy ogólnokrajowe przekracza wszelkie możliwe wyobrażenie, a jednak tego „odwrotnego skutku” zauważyć się nie da. To się stało już w drugiej połowie rządów Breżniewa, zauważono, iż im bardziej propaganda staje się totalna, im częściej ojcowie narodu pokazywani są w programie „Wremia”, tym dla nich gorzej. I to wszystko. Serwujmy i takie żarcie, jeśli będą wcinać. Przy pomocy takiej taniochy także można wpuszczać ludzi w maliny. Wypytywałem kolegów, ile upłynie czasu, byśmy zauważyli i zaczęli o tym mówić, iż mamy do czynienia z przejawem określonej kultury politycznej. Nadawane u nas „bezpośrednie linie” mają oczywiście w sobie nieco północnokoreańskiego stylu. Ktoś uważa, iż winno upłynąć 10 lat, ktoś inny 15… Nikt jednak nie myśli, że tak będzie wiecznie.

Dziesięć lat temu, wybuchł właśnie poprzedni kryzys polityczny związany z Janukowiczem, Putin przyleciał do Kijowa. Dziennikarze wszystkich trzech ukraińskich stacji ogólnokrajowych siedzieli przy stole i zadawali mu pytania, takie jak u nas podczas „linii bezpośredniej”. Wówczas Putin niedwuznacznie poparł koncepcję „przekazania władzy następcy”. Obecnie, nikomu by to już nie przyszło do głowy, w 2014 nikt by się na to nie dał nabrać, w najlepszym wypadku ludzie zareagowaliby śmiechem. Zapewne rozwój polityczny Ukrainy, przez tych dziesięć lat nie przebiegał idealnie, jednak poziom kultury politycznej uległ poprawie. Więc nie będę już mówił, iż tego rodzaju „linia bezpośrednia” możliwa jest jeszcze tylko na Białorusi. Spróbujcie to wetkać Polakom, lub Czechom.

Tam się nie zastanawiają, co na przestrzeni lat, jakie upłynęły od pieriestrojki i „głasnosti” stało się z publicystyką i dziennikarstwem,. Nikomu nie przychodzi to do głowy. Pozbyli się tego jak krosty, my wspominamy wielkie stronice historii. Biada Gorbaczowowi, który rozwalił wielkie mocarstwo, wówczas wszyscy się nas bali, wszyscy nas szanowali.

Oto, co myślę na ten temat. Daję słowo, nie rozumiem, jaki mają sens rozmowy o publicystyce i dziennikarstwie w tych warunkach, gdy nie są one nikomu potrzebne. Prywatnie, dla nas, to z pewnością problem, w końcu nie brak ludzi, którym chce się w życiu jeszcze czegoś dokonać. Tak długo jednak, jak długo samo społeczeństwo nie odczuje podobnej potrzeby, pozostanie nam bawić się we własnym kręgu. Sami napiszemy, sami przeczytamy. Taka domowa samoobsługa.  



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski



Tekst wystąpienia Leonida Parfionowa można znaleźć na licznych rosyjskich platformach internetowych. Skorzystaliśmy z wariantu wyłożonego na portalu meduza.io:








*Leonid Parfionow (ur. 1960), jeden z najbardziej lubianych  dziennikarzy rosyjskich. Przez lata związany ze stacją telewizyjną NTV, zwolniony z niej w 2004 r.  po zamknięciu jego autorskiego programu „Namiedni”. W latach 2004-2007 redaktor naczelny rosyjskiego wydania tygodnika „Newsweek”. Autor licznych filmów dokumentalnych i publikacji książkowych. Laureat najbardziej prestiżowych rosyjskich nagród dziennikarskich. Okazjonalnie współpracuje z niezależną stacją „TV DOŻD’”










Warto przeczytać:

Krótki tekst żony Leonida Parfionowa, Jeleny Czekalowej (wpis na Facebooku) o znanym działaczu opozycyjnym, Aleksieju Nawalnym.

http://goo.gl/60QrDo


Niemal natychmiast po powrocie do Moskwy uwolniony z więzienia Aleksiej Nawalny udzielił wywiadu Ksieni Sobczak w programie telewizji "Dożd"". Agresywna wobec Kremla retoryka Nawalnego wzbudziła wątpliwości także jego zwolenników. Na głosy jego krytyków w swoim wpisie na Facebooku odpowiedziała Jelena Czekałowa, żona wybitnego opozycyjnego dziennikarza Leonida Parfionowa. Jej wpis z pewnością zasługuje na uwagę. Do wyborów mera Moskwy pozostał miesiąc i tydzień. 




Więcej o rosyjskch mediach na "Media-w-Rosji"


http://media-w-rosji.blogspot.com/2015/01/o-telewizji-babci-obamie-i-kokainie.html

Telewizja jest oczkiem w głowie kremlowskich propagandystów, zwłaszcza stacje o zasięgu ogólnokrajowym. To ich najlepsza maszyna do prania mózgów współobywateli. Analityczny, cotygodniowy przegląd wydarzeń politycznych Marianny Maksymowskiej emitowany przez stację REN TV od 2003 r. był wyjątkiem. Jego dziennikarzom pozwalano na więcej. Do czasu. W sierpniu „Tydzień z Maksymowską” zlikwidowano. Jego dziennikarze, nawet ci najlepsi i najpopularniejsi, tacy jak Roman Super zostali bez pracy. Rozumieli, że jeśli zechcą w telewizji znaleźć nową, w dzisiejszych warunkach będą musieli iść na kompromis. Okazało się jednak, że o kompromisie nie ma mowy. Od dziennikarza telewizyjnego – pisze Roman Super - wymaga się dziś wyłącznie dyscypliny wojskowej.


Autor: Roman Super 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, 
zapytać: mediawrosji@gmail.com





środa, 29 stycznia 2014

Od blokady Leningradu, do blokady TV „Dożd’”

Wśród kontrolowanych przez Kreml rosyjskich mediów, stacja telewizyjna TV Dożd’ jest absolutnym wyjątkiem. Żadna inna telewizja rosyjska nie poświęca tyle uwagi działalności opozycji, korupcji urzędników, walce o prawa człowieka. Nadany kilka dni temu program poświęcony wojennej blokadzie Leningradu (z udziałem pisarza Wiktora Jerofiejewa) stał się pretekstem dla zmasowanego ataku na „Dożd’”. Czy telewizyjna wysepka wolności przetrwa pro kremlowskie tsunami?


Spółki telekomunikacyjne rozpoczęły wyłączanie kanału telewizyjnego „TV Dożd’”, mimo poparcia dla stacji ze strony prezydenckiej Rady do Spraw Człowieka.

Funkcjonująca w dziesiątkach miast naszego kraju platforma „Dom.ru” wstrzymała nadawanie sygnału stacji telewizyjnej „Dożd’”. Jest to skutek skandalu związanego z zadaniem w audycji poświęconej blokadzie Leningradu kontrowersyjnego pytania. O zamiarze usunięcia kanału ze swojej oferty zawiadomiła także platforma „Akado”.
TV Dożd' jedyna w Rosji stacja tele-
 wizyjna ignorujaca kremlowską cenzurę. 
„Brak programu telewizji „Dożd’” w ofercie Dom.ru wynika z tego, iż do tej pory nie udało się podpisać pomiędzy naszymi firmami odpowiedniej umowy. Obecnie obowiązujące przepisy zakazują operatorom łączności transmitowania kanałów telewizyjnych i ich programów, jeśli w tej sprawie nie zostało zawarte i podpisane stosowne porozumienie.” – takie wyjaśnienie pojawiło się na stronie internetowej operatora „Dom.ru”

Jak się okazuje i inni operatorzy gotowi są do wyrażenia solidarności z siecią „Dom.ru”. Spółka „GK Akado” podjęła decyzję o wyłączeniu sygnału telewizji „Dożd’” w swojej sieci kablowej od 30 stycznia – takie oświadczenie firma rozpowszechniła za pośrednictwem Twittera.
Oświadczenie na ten temat wydane przez kierownictwo AKADO i przekazane agencji Interfax zawiera, między innymi, następujące sformułowania: „Nasza współpraca ze stacją „Dożd’” rozpoczęła się latem 2011 roku, jednak w ostatnim okresie kanał znacząco zmienił koncepcję swojego programu. Fakt ten stał się dla nas źródłem wątpliwości, czy powinniśmy w dalszym ciągu rozpowszechniać sygnał „Dożdia” w naszej sieci kablowej.”

 Wcześniej dyrektor naczelna stacji Natalia Sindiejewa wypowiedziała się na temat wzajemnej współpracy: „Jurij Pripaczkin (wówczas Akado) jeszcze w dawniejszych czasach, zaraz po powstaniu stacji, wyłączał nas po każdym telefonie od Wiaczesława Surkowa, zastępcy szefa kremlowskiej administracji.
„Trikolor TV” na razie nie ma zamiaru przyłączyć się do „blokady” stacji, ale nie wyklucza, iż podejmie tego rodzaju decyzję w przyszłości. Informację na ten temat przekazała radiostacja „Echo Moskwy w Sankt-Petersburgu”.

W programie radiostacji „Echo Moskwy” dyrektor kanału TV „Dożd” Natalia Sindiejewa stwierdziła, iż taki rozwój wypadków był dla niej całkowitą niespodzianką.  
Spółka „Er-Telekom” sprzedająca usługi telekomunikacyjne w rosyjskich regionach,  korzysta w nich z nazwy „Dom.ru” . Spółka jest obecna w 56 miastach, liczba jej klientów wynosi ok. 6 milionów – informuje portal „Russkaja Planeta”.

Przypomnijmy dotychczasowy bieg zdarzeń. 26 stycznia, z okazji 70ej rocznicy zakończenia wojennej blokady Leningradu, na stronie internetowej stacji telewizyjnej „Dożd’” widzom i czytelnikom zaproponowano udział w sondażu. W jego ramach zadano pytanie: „Czy lepszym rozwiązaniem byłoby poddanie miasta wojskom hitlerowskich Niemiec, gdyby w ten sposób można było zapobiec śmierci tysięcy jego cywilnych mieszkańców?” . Tak sformułowane pytanie wywołało ostrą krytykę ze strony rosyjskich blogerów, deputowanych do parlamentu oraz Jurija Pripaczkina, prezydenta Rosyjskiego Stowarzyszenia Telewizji Kablowej.  Pripaczkin zasugerował wyłączenie sygnału „ Dożdia” z sieci kablowych.

Stała Komisja do spraw Wolności Informacyjnej i Praw Dziennikarzy, funkcjonująca w ramach prezydenckiej „Rady Praw Człowieka” wypowiedziała się stanowczo, krytykując inicjatywę Pripaczkina. Zdaniem Komisji:  „Nie wolno zamknąć, lub wyłączyć sygnału któregokolwiek z oficjalnie zarejestrowanych środków masowego przekazu bez ostrzeżenia ze strony „Roskomnadzoru”, lub wyroku sądowego. W odniesieniu do TV „Dożd’” tego rodzaju kroków nie podejmowano.”

Także spiker wyższej izby rosyjskiego parlamentu „Rady Federacji’ Walentyna Matwijenko wypowiedziała się przeciw zamknięciu stacji, choć jej zdaniem, zadane na antenie pytanie, odnoszące się do blokady miasta z czasów wojny miało „bluźnierczy” charakter.

Zgodnie z informacjami otrzymanymi z Roskomnadzoru specjaliści tej organizacji analizują sytuację, szukając odpowiedzi na pytanie, czy  nadając tego rodzaju pytanie, stacja naruszyła istniejące przepisy.

W środę deputowani miejskiego Zgromadzenia Ustawodawczego Sankt-Petersburga postanowili zwrócić się do Jurija Czajki, prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej, z prośbą, by w związku z publikacją na stronie internetowej „Dożdia” materiału noszącego prowokacyjny charakter, podległa mu prokuratora przeprowadziła odpowiednią kontrolę i dokonała stosownej oceny prawnej. Jeśli w jej wyniku okaże się, iż istnieje odpowiednie dla tego rodzaju decyzji podstawa prawna – postulują petersburscy deputowani - stację „Dożd” należy zamknąć.
Audycja z udzialem pisarza Wiktora Jerofiejewa, poświęcona
blokadzie Leningradu, dostarczyło wrogom stacji pretekstu do ataku. 
Przedstawiciele parlamentarnej frakcji Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej dzień wcześniej oświadczyli, iż zamierzają zwrócić się do prokuratury z prośbą o przeprowadzenie w stacji kontroli i odnalezienie autorów i inicjatorów przeprowadzonego przez nią prowokacyjnego sondażu. W odpowiedzi prokuratora poinformowała, iż będzie gotowa do realizacji postulatu parlamentarzystów KPRF, gdy tylko do niej dotrze na piśmie.

W odpowiedzi na zarzuty Michaił Zygar’, redaktor naczelny ”Dożdia” wyraził przekonanie, iż stacja nie naruszyła prawa i nie miała zamiaru nikogo urazić. Jeszcze wcześniej Zygar’ oświadczył, iż deputowani oraz blogerzy krytykujący „Dożd” stali się wykonawcami określonego „zamówienia politycznego”. Skandaliczne pytanie usunięto ze strony stacji, a jej kierownictwo złożyło wyrazy ubolewania.
Materiał ze strony internetowej newsru.com  


Na blogu Media W Rosji inne materiały o sytuacji rosyjskich środków masowego przekazu:


Wielkie zmiany w świecie rosyjskich mediów. Material stacji telewizyjnej TV „Dożd’”.
http://media-w-rosji.blogspot.com/2013/12/wielkie-zmiany-w-swiecie-rosyjskich.html

Telewizja, której nie jest wszystko jedno . Wywiad z założycielką i dyrektor naczelną TV Dożd’, Natalią Sindiejewą. Eksluzywny materiał dla blogu „MediawRosji”. 
http://media-w-rosji.blogspot.com/2013/04/telewizja-ktorej-nie-jest-wszystko-jedno.html


piątek, 19 kwietnia 2013

Telewizja, której nie jest wszystko jedno




Z Natalią Sindiejewą założycielką i dyrektorem generalnym stacji telewizyjnej TV DOŻD' w Moskwie rozmawia autor bloga, Zygmunt Dzięciołowski

ZDZ
O TV DOŻD' moi moskiewscy przyjaciele mówią, że to jedyna w Rosji niezależna stacja telewizyjna. Za każdym razem, kiedy ją oglądam, przekonuję się, że mieli rację. Ciągle pokazujecie coś, czego gdzie indziej zobaczyć się nie da. Znany opozycjonista, 36-letni prawnik, bloger, działacz opozycji Aleksiej Nawalny  tuż przed swym procesem oświadczył u was, że na najbliższych wyborach prezydenckich zgłosi swoją kandydaturę. To z resztą uderzające, o sądowych perypetiach Nawalnego (rzekomym sprzeniewierzeniu pieniędzy partyjnych i kradzieży materiału drzewnego) ze szczegółami opowiadają wszystkie kontrolowane przez Kreml media, ale o jego ambicjach prezydenckich milczą jak grób. Ani słowa nie zająkną się też o jego walce z korupcją na najwyższych szczeblach rosyjskiej władzy.

Natalia Sindiejewa:
Każdy środek przekazu marzy o takim „newsmakerze”, bohaterze występującym z tego rodzaju oświadczeniem.  Po programie z Nawalnym od razu znaleźliśmy się na pierwszym miejscu indeksu cytowań publikowanym przez stronę Yandex Novosti. Czy spotkają nas z tego powodu nieprzyjemności ze strony władz, nie mam pojęcia.

ZDZ:
Po raz pierwszy usłyszałem o Waszej stacji, kiedy znani w Rosji aktorzy, pisarze, dziennikarze, zaczęli czytać na antenie Konstytucję Federacji Rosyjskiej. Komu ten pomysł przyszedł do głowy? Co dzięki niemu osiągnęliście?

Sindiejewa:
Ten projekt wymyśliła i zrealizowała Wiera Kriczewska, wówczas nasz producent kreatywny i reżyser, razem z nią zakładaliśmy TV DOŻD'. Spodobała nam się jego niezwykła prostota. A poza tym nie zdawaliśmy sobie sprawy, jaki rozgłos zdobędzie ten program. Przede wszystkim wyjaśniliśmy, że tak naprawdę nikt z nas nie czytał konstytucji. Widzowie otrzymali od nas nie tylko swego rodzaju przesłanie ideologiczne, ważny okazał się także motyw popularyzatorski.

ZDZ:
Tak na prawdę ludzie zrozumieli, że współczesna Rosja żyje w niezgodzie ze swą własną konstytucją.

Sindiejewa:
Stąd sukces projektu. Do widzów dotarła oczywista prawda, w końcu artykuł 31 konstytucji mówi o tym, iż obywatele mają prawo do zgromadzeń w dowolnym miejscu, tak samo przedstawia się rzeczywistość z pozostałymi artykułami, które czytaliśmy na antenie. Nasze państwo nie przestrzega żadnego z nich.

ZDZ:
Stację TV DOŻD' uruchomiliście trzy lata temu. Wydawałoby się rosyjscy widzowie cierpią od nadmiaru telewizyjnej rozrywki. Mają do dyspozycji 6 programów federalnych obejmujących cały kraj. Do tego dochodzą dziesiątki stacji lokalnych oraz telewizja satelitarna z pakietami od 100 do 200 kanałów. W takiej sytuacji  start nowego projektu telewizyjnego wymaga nie mało odwagi. Musieliście mieć jakiś pomysł? Pani się nie zawahała. Jak idea przyświecała Pani przede wszystkim?

Sindiejewa:
Naszą główna ideę wyrażał krótki slogan: „przestań się bać, włącz telewizor”. Adresowaliśmy go do tej części audytorium, która przestała oglądać telewizję i przestała jej wierzyć. Wymyśliśmy też drugi slogan: „Daj telewizji jeszcze jedną szansę.” Od piętnastu lat zajmowałam się radio i rozumiem jak skonstruowany jest rynek mediów. Najpierw udał mi się projekt radiostacji Sieriebriannyj Dożd’, dotarliśmy do szczególnie cennego segmentu publiczności radiowej, odniosłam sukces finansowy. Rozmarzyłam się, zachciało mi się wzlecieć jeszcze wyżej. Obmyślając różne warianty dalszego rozwoju uswiadomiłam sobie, że od jakiegoś czasu przestałam w ogóle oglądać telewizję. Poczułam pierwszy impuls. Popatrz, nie ma stacji telewizyjnej, która by mnie interesowała. A potem zdałam sobie sprawę, takich ludzi, podobnych do mnie, rozczarowanych rosyjską telewizją jest całkiem sporo…

Otwartość, szczerość, uczciwość, nieobojętność


ZDZ:
Bardzo mi się podoba jeszcze jedno wasze hasło: „Dla tych, którym nie jest wszystko jedno”.

Sindiejewa:
Mnie nie jest obojętne, to co dzieje się w moim kraju, otaczają mnie ludzie, którzy czują tak samo. Kiedy człowiekowi wydaje się, że może coś zrobić, nie powinien z tego rezygnować. Nienawidzę bicia piany, nie potrafię pięknie przemawiać i występować publicznie. Jednak od pewnego czasu czuję, że muszę dla siebie odwojować kawałek miejsca na ziemi, tylko tak można cokolwiek zmienić. Polityka jest mi daleka, ale nie jest mi obojętne jakie jest i będzie moje życie, chiałabym, żeby moje dzieci pozostały w Rosji, dlatego tak bardzo zależy, by nasze życie zmienialo się na lepsze. Ktoś mi podsunął lekturę „Siły bezsilnych” Havla. Kiedy środki masowego przekazu wciąż kłamią, prawda nabiera charakteru opozycyjnego.

ZDZ:
Przypomina się stara anegdota. Przedstawiciel radzieckiej organizacji handlowej, eksportera butów, jedzie do Afryki, nie ma szans na biznes raportuje do centrali, wszyscy chodzą na bosaka. Handlowec z kraju kapitalistycznego dochodzi do diametralnie różnego wniosku. Fenomenalne szanse na sukces, pisze do centrali. Wszyscy chodzą na bosaka.

Sindiejewa:
Pomyśłałam, warto spróbować. Mamy szansę dotrzeć do segmentu audytorium cenionego przez reklamodawcę, to biznes nie bez perspektyw. Nie przestraszyłam się konkurencji ze strony federalnych programów, interesuje mnie różny od nich segment publiczności. Przyjrzałam się stacjom kablowym, żadna nie nadawała programu dla moich widzów. Znalazłam wolną niszę. Atrakcyjną dla tych, których interesują programy informacyjne i którym spodoba się, że nadajemy je na żywo. Nie miałam wtedy jasnej koncepcji formatu przyszłej stacji. Po głowie chodziło mi  kilka słów definiujących ideologię nowego projektu: otwartość, szczerość, uczciwość, nieobojętność.

ZDZ:
Na pewno równolegle szykowała Pani biznes plan, zastanawiała, kiedy zwróci się inwestycja, kiedy pojawi się pierwsza kopiejka zysku?

Sindiejewa:
Rozmawiałam z konsultantami. Wytłumaczyli mi, ile potrzeba pieniędzy, by uruchomić stację w segmencie kablowym ze studio działającym na żywo. Ale na początku nie miałam szczegółowego biznes planu. Wiedziałam, jaką sumą dysponuję i ile potrzeba na start.

ZDZ:
Lubi Pani ryzyko….

Sindiejewa:
Pierwszy biznes plan napisałem po dwóch latach, dopiero wtedy, kiedy zrozumiałam, jak wygląda budżet stacji. Wreszcie zrozumiałam jaka powinna być objętość niezbędnego nam programu. Intuicja zawiodła mnie tylko pod jednym względem. Nie oszacowałem dobrze, ile potrzeba nam będzie czasu, by wyjść na zero. Wydawało mi się, że uda się szybciej. Ale telewizja rządzi się swoimi prawami. Model naszej działalności jest bardzo oszczędny, zatrudniam dwa razy mniej ludzi, niż zapewne potrzebujemy. Z drugiej strony, nie możemy stać w miejscu, widz czeka na nowe projekty. Ich przybywa coraz więcej, jednak sprzedaż reklamy nie rośnie w podobnym tempie. Ta dysproporcja to aktualnie mój największy problem.

Jeden z  najpopularniejszych rosyjskich dziennikarzy Leonid Parfionow, w przeddzień procesu opozycjnisty Aleksieja Nawalnego, na antenie TV RAIN przeprowadził wywiad z jego żoną Julią. "Tak - powiedziała - wyobrażam sobie Aleksieja jako prezydenta"


ZDZ:
W dzisiejszej Rosji TV Rain, to jedyna stacja bez cenzury, gdzie serwisy informacyjne niczego nie ukrywają. Na tle pozostałych stacji TV Rain przypomina samotny biały żagiel, pojedynczą wyspę. Nie możecie nie mieć wrogów. Gotowych was zniszczyć. Jak się przed nimi bronić?

Sindiejewa:
Atakują nas ze wszystkich stron. Ale z drugiej strony władza zmądrzała. Na początku nie traktowano nas serio. Obserwowano nas, niczym niezrozumiałych szaleńców. Ale nagle, staliśmy się szanowaną stacją, podobną prawie do I Programu. Odwiedził nas w studiu jako gość ówczesny prezydent Miedwiediew, zaraz potem naszego redaktora naczelnego zaproszono na Kreml razem z czołowymi dziennikarzami czterech głównych stacji federalnych. Był to dla nas mega sukces. Jednak, kiedy w grudniu 2011 roku ludzie wyszli na ulice, z góry zaczęto na nas wywierać niewiarygodny nacisk. Straszono nas i namawiano. Na szczęście wybroniliśmy się. Nie stracilismy twarzy, uratowaliśmy kontakty z górą. Zapewne zadziałała moja kobieca dyplomacja.

ZDZ:
Wasi przeciwnicy też oglądają TV DOŻD'. Dobrze widzą, jak wy z nimi gracie, taka kobieca gra czasem, bywa, budzi jeszcze większe rozdrażnienie.

Sindiejewa:
Jak to mam powiedzieć, nie mam królika w kapeluszu. Nie zamierzam obalać władzy. Na Kremlu to rozumieją. Przede wszystkim zależy mi na dochodowym biznesie. Przypadkowo znalazłam wolną niszę, pomyślałam, że jest szansa na biznes. Zaryzykowałam wszystko: pieniądze, życie, rodzinę, teraz widzą mnie rzadko, cały czas jestem w pracy. To mój projekt. Nie mam nad sobą nikogo, kto podpowiedziałby, to powinnaś zrobić tak, a to inaczej. Może dlatego istniejemy do dziś. W dodatku władzy wydaje się, że nasze audytorium jest na tyle niewielkie, iż nie muszą traktować nas poważnie. Tutaj z resztą natrafiamy na określoną sprzeczność, mnie rzecz jasna zależy na poszerzeniu audytorium, ale gdy tylko odniesiemy sukces nasza sytuacja może zmienić się radykalnie. Władze nie złożyły rąk, próbują na nas wpłynąć przy pomocy instrumentów finansowych, do reklamodawców wysyłane są odpowiednie sygnały, lepiej dla was będzie jeśli pominiecie TV DOŻD', niektórzy z nich oczywiście boją się i nas ignorują.

ZDZ:
Jak silny jest ten nacisk?

Sindiejewa:
To trudno ocenić. Ja przecież nie wiem, do ilu potencjalnych reklamodawców telefonowano. Jednak ze sprzedażą reklamy mamy problemy, czas reklamowy sprzedajemy sami, a nie przez wielkie firmy pośredniczące powiązane z Kremlem, dysponujące ogromnymi możliwościami finansowymi. Mam przede wszystkich na myśli takie giganty jak Video International i Gazprom Media. W związku z tym zaczęliśmy myśleć o nowej strategii, już niedługo zaczniemy pobierać opłaty od widzów, potrzebne nam jest dodatkowe źródło przychodów. Publiczności na pewno się to nie spodoba, ale nie mamy wyjścia, musimy zwrócić się do widzów, by sięgnęli do własnych kieszeni.

ZDZ:
Można przewidzieć jak zareagują wasi widzowie.

Sindiejewa:
Będzie trudno. Czytam różnego rodzaju analizy, w nich mówi się o tym, iż 70% widzów nie ma zamiaru płacić. W tej dziedzinie potrzebny jest przełom, więc nie cofnę się przed ryzykiem. Jestem pewna, że prędzej, czy później tego rodzaju zmiany na rynku są nieuniknione.

Obywatel poeta


ZDZ:
Mówiła Pani o tym, że w trudnych sytuacja pomaga Pani żeńska dyplomacja i intuicja. Jednak w zeszłym roku opinia publiczna negatywnie oceniła zdjęcie z anteny projektu „Obywatel poeta”. Wasza publiczność była nim zachwycona. Setki tysięcy widzów oglądały popularnego aktora teatralnego Michaiła Jefremowa, czytającego satyryczne wiersze Dmitrija Bykowa, pisane w zależności od tematu w stylu charakterystycznym dla znanych z historii literatury rosyjskich poetów. Satyra w Rosji dawno nie odniosła takiego sukcesu. „Obywatel Poeta” jawnie wyśmiewał się z władzy, nierzadko atakował konkretnych, najważniejszych w kraju polityków. 

Sindiejewa:
Kiedy zaczynaliśmy pracę nad tym cyklem, nie mieliśmy pojęcia co z niego wyjdzie. Prosiłam autorów o jedno, by unikali ataków odnoszących się do życia osobistego. Jeśli idzie o działalność publiczną, pracę, proszę bardzo, ale prosiłam byśmy unikali wątków osobistych, nie atakowali człowieka w związku z jego wzrostem, wyglądem zewnętrznym, czy życiem rodzinnym. Niestety piąty z kolei wiersz Bykowa okazał się skandaliczny, przekraczał wszystkie granice, poniżał swego bohatera, poprzez aluzje do rozmiaru jego członka. Wtedy się sprzeciwiłam, tego nie puścimy na antenę, powiedziałam. Zaproponowałam zmiany, spróbujmy w wierszu dokonać poprawek poprosiłam. Zaczęliśmy szarpać tekst bez wiedzy Bykowa, który właśnie poleciał do Ameryki. W całej tej historii puściły nam nerwy, ktoś na zewnątrz przekazał informację o naszym sporze, wybuchł gigantyczny skandal, moskiewska publiczność zaczęła nas oskarżać o stosowanie cenzury….

ZDZ:
Publiczność kochala was przede wszystkim za brak wszelkiej cenzury…


Projekt "Obywatel Poeta" odniósł oszałamiający sukces. Takiej satyry nie widziano w Rosji od lat. Dziś poeta Dmitrij Bykow, aktor Michaił Jefriemow, producent Andriej Wasiliew wrócili na antenę TV RAIN z nowym projektem "Obywatel porządny". 



Sindiejewa:
Wtedy obraził się producent „Obywatela Poety” Andriej Wasiliew. I podjął decyzję o zakończeniu cyklu. Ale już w dwie godziny po spotkaniu z Wasiliewem dowiedziałam się, że swój projekt sprzedał konkurencyjnej stacji telewizyjnej „Żywi” należącej do miliardera Michaiła Prochorowa. Z czasem emocje ucichły, o skandalu zrobiło się ciszej, wtedy zrozumiałam z jakim zderzyłam się cynizmem. Wasiliew po prostu znalazł nowego klienta, to wszystko. 

ZDZ:
Ludzie, którzy krytykowali panią za stosowanie cenzury byli oburzeni Pani telefonem do rzeczniczki prasowej prezydenta Natalii Timakowej. Jest Pani właścicielem stacji, jej założycielem, szefem, ma więc pani prawo puszczać na antenie to co się Pani podoba, zdejmować z niej, to co Panią drażni, lub jej nie odpowiada. Ale wpadła Pani na bardziej oryginalny pomysł, zadzwonila Pani do rzeczniczki prezydenta i zaproponowała jej, by zredagowała tekst Bykowa.

Sindiejewa:
To nie tak. Od dawno przyjaźnię się z Natalią. Najpierw opowiem panu trochę starszą historię. TV RAIN  dopiero co pojawił się na antenie, jeszcze niczego nie zdążyliśmy zrobić, i już wtedy, na polecenie zastępcy szefa kremlowskiej administracji Władisława Surkowa, operatorzy kablowi zaczęli nas usuwać ze swojej oferty. Przez pół roku starałam się zorientować, co się dzieje, w końcu ze łzami w oczach dotarłam do Nataszy Timakowej, poza nią nie wiedziałam do kogo jeszcze mogłabym pójść.
- „Nasza stacja jest taka mała, jeszcze nie zdążyliśmy nagrzeszyć”.
- „Sama nie wiem jak ci poradzić” – rozłożyła ręce Natasza.

Już czegoś się wtedy domyślałam, „to stamtąd – dodałam – z góry”. Wtedy Natasza podpowiedziała mi rozwiązanie: „zwróć się do NTV Plus z prośbą, by dołączyli cię do swojej oferty. Ja spróbuję porozmawiać z Dmitrijem Anatoliewiczem, (Prezydentem), wytłumaczyć mu, że jesteście nową stację, niczego jeszcze nie zbroiliście, ale ci z góry już was zaczęli dusić.” Wtedy Miedwiediew dowiedział się od Timakowej o naszych problemach. Wówczas nie było nawet projektu „Konstytucja”, można nas było oglądać wyłącznie w Internecie. NTV Plus to największa w Rosji platforma satelitarna, należy do koncernu Gazprom Media, więc, żeby się znaleźć w ich ofercie, potrzebna jest zgoda administracji prezydenta. I wtedy taką zgodę dostaliśmy. Historia z „Obywatelem Poetą” wydarzyła się pół roku później. Wydawało mi się, że  mam wobec Natalii zobowiązania czysto ludzkie, moralne. I kiedy dostałam wiersz Bykowa, zadzwoniłam do Nataszy, "posłuchaj – powiedziałam – zaraz wyślę ci tekst, sama nie wiem jaką podjąć decyzję. Moim zdaniem ten wiersz jest po prostu obelżywy”. Natasza niczego nie redagowała, przysłała mi wiadomość, „oczywiście, wiersz jest obelżywy, sama też to widzisz”. W tamtym momencie zabraliśmy się już do korygowania tekstu. Podczas kolejnej rozmowy usłyszałam od Nataszy: „tego tekstu nie możesz nie puścić.”

Ja nie dyskutowałam z nią o tym puścić czy nie, chciałam po ludzku usłyszeć jej opinię, czy to się nadaje, czy nie. Chcialam zbadać, czy tylko ja, tak myślę na jego temat.

ZDZ:
Ale teraz chyba pani żałuje, że dzwoniła Pani do Timakowej….

Sindiejewa:
W przyszłości już tak nie zrobię, ale tego telefonu nie żaluję, w końcu uczymy się przez całe życie.

ZDZ:
Telewizja w Rosji poddana jest starannej cenzurze, nie jest to dla nikogo tajemnicą. Wobec niektórych znanych dziennikarzy, takich jak Svietlana Sorokina, Leonid Parfionov, Jewgienij Kisieliow, Sawik Szuster wydano zakaz występowania w programie najważniejszych stacji. Na prawdę jest tak źle?

Spis zakazanych nazwisk


Sindiejewa:
W 80 procentach to samocenzura. Rzecz jasna, istnieje spis zakazanych nazwisk obowiązujący kanały federalne. Ja go nie widziałam, ale nie trudno odgadnąć, jakie znajdują się w nim nazwiska. Rzecz idzie o 2-3 osobach, więcej to już samocenzura. Swietłanie Sorokinie zaproponował pracę należący do Aleksandra Rodnianskiego Kanał Piąty z Skt. Petersburga. I co z tego wyszło? Po dwóch programach z niej zrezygnowano. Nikt do redakcji nie telefonował, ale Swietłana występowała ostro, odważnie, więc kierownictwo stacji samo się przestraszyło, pomyśleli na pewno, po co im ten problem…. To wszystko. 

ZDZ:
Samocenzurze pomagają pewnie cenzorzy państwowi….

Sindiejewa:
Oczywiście. W największych stacjach pracują cenzorzy, zatrudnieni są pod przykryciem jako specjaliści do spraw…. jakichś tam…. Pokazywano mi ich gabinety w redakcji państwowej telewizji WGTRK, ci ludzie muszą obejrzeć wszystko, potem proponują poprawki i zmiany.

ZDZ:
Potrafi się pani ustrzec w przyszłości przed pokusą samocenzury….

Sindiejewa:
To jeszcze jedna lekcja ze skandalu z wierszem Bykowa. Omówiliśmy w redakcji ponownie nasze zasady. Wszystkie programy oglądam po emisji. Nie chcę się denerwować zawczasu. Za to przed pokazem musza obejrzeć je prawnicy, jeśli oni nie zgłaszają zastrzeżeń, program idzie na antenę.

ZDZ:
Zaprosiła pani do pracy w swojej telewizji jednego z najpopularniejszych dziennikarzy telewizyjnych Leonida Parfionowa. Od lat nie wolno mu występować na antenie wiodących kanałów. Takie zaproszenie to swego rodzaju deklaracja, jestem gotowa wesprzeć dziennikarzy znajdujących się na czarnej liście.

Sindiejewa:
Szczerze mówiąc, to nie miało dla mnie większego znaczenia. Parfionow jest wyjątkowo utalentowanym dziennikarzem, po ludzku mi żal, że widz nie może go oglądać. Z drugiej strony programy Parfionowa to wyjątkowa droga przyjemność.  Jedyna szansa, byśmy mogli je kontynuować, to zbiórka pieniędzy prowadzona przez „Fundację Wsparcia dla Telewizji Niezależnej.” Jeśłi uda się zebrać pieniądze, Parfionow zostanie, jeśli nie, będziemy musieli się z nim rozstać i to będzie decyzja czysto finansowa, bez związku z polityką.

ZDZ:
Dysydenckie tradycje z dawnego ZSRR są pani bliskie?

Sindiejewa:
To dla mnie odległa historia…

ZDZ:
Ale nazwisko Andrieja Sacharowa coś pani mówi….

Sindiejewa:
Oczywiście. Z drugiej strony, choć to może zabrzmieć dziwnie, jestem przecież dyrektorem stacji „Deszcz”, to nie moja „opera”. Wychowałam się w małym, prowincjonalnym miasteczku, w Miczurinsku (obwód Tambowski), w domu nigdy nie prowadzono kuchennych, dysydenckich rozmów.

ZDZ:
Czym zajmowali się rodzice?

Sindiejewa:
Tato był lekarzem wojskowym, przerzucano go po całym kraju z jednego regionu do drugiego. Mieszkałam z dziadkami, to byli wyjątkowo dobrzy ludzie. Pamiętam, płakałam, kiedy umarł Breżniew. Jak mi się zdaje, w naszym miasteczku płakali wszyscy. W tamtych czasach byłam pionierka, komsomołką.

ZDZ:
A jak znalazla się pani w Moskwie?

Sindiejewa:
Po szkole szykowałam się do wyjazdu do Leningradu, miałam nadzieje, że przyjmą mnie na psychologię w tamtejszym uniwersytecie. Ale po końcowych egzaminach w szkole, zrozumiałam, że jeśli teraz wyjadę, babcia z dziadkiem szybko umrą. Dla nich, to było najważniejsze zadanie, wnuczka wydorośleje, skończy szkołe, można będzie odejść na tamten świat. Wtedy podjęłam decyzje, że zostaję, będę się uczyć w miejscowym Instytucie Pedagogicznym. Jednak w Miczurinsku zawsze było mi ciasno…. Kiedy przyjechałam do Moskwy, po tygodniu poczułam się w niej, jak ryba w wodzie, jakbym mieszkała tu od zawsze. Później ludzie, których spotykałam, nie wierzyli, że nie urodziłam się w Moskwie, nie odczuwałam żadnych kompleksów. Od początku pociągał mnie show biznes.

ZDZ:
Gdzieś przeczytałem, że zaczynała pani od handlu włoską odzieżą…..

Sindiejewa:
Okropnie mnie to nudziło, ale zarobiłam masę pieniędzy. Jednak cały czas czułam, że moim przeznaczeniem jest show biznes. Zaczynałam od telewizji, potem zabrałam się za radio… Bardzo mnie to wciągnęło. Mój obecny mąż, pobraliśmy się siedem lat temu, trochę ze mnie żartuje, „miałem wrażenie, że żenię się z kobietą ze świata glamour, tu nagroda „Srebrny Kalosz”, tam, eleganckie przyjęcia, popularna radiostacja. Wciąż powtarzałam, że polityka jest brudna i, że ja jej nie rozumiem. Jeśli znalazłam się tu, gdzie teraz jestem, to dlatego, że trudno mi zachować obojętność. Ale wciąż jestem ostrożna, nie formułuję ocen politycznych, staram się nie wypowiadać na tematy polityczne, to nie moja specjalność.

ZDZ:
Dziwne, jednak to Pani stacja stała się platformą agitacyjną dla kandydatów do Rady Koordynacyjne j rosyjskiej opozycji.

Sindiejewa:
Powinnam tu przyznać się do kropli zdrowego pragmatyzmu. Niech pan popatrzy, Rupert Murdoch stworzył stację Fox nie dlatego, że jest jakimś fanatykiem republikanów. Wystarczyło, że zrozumiał, iż na rynku telewizyjnym istnieje nisza, że wielka grupa ludzi, atrakcyjna dla reklamodawców, nie ma swojej telewizji. Ze mną chyba jest podobnie, nie mogłabym robić czegoś, co mi się nie podoba. Tak się złożyło, że mój świat wartości dał się pogodzić z projektem biznesowym. Jeśli jutro ktoś mi podpowie, pomyśl o innych wartościach, wtedy masz szansę ma mega projekt biznesowy, to przynęta na którą się nie złapię. Nie jestem przedsiębiorcą, gotowym zrobić wszystko.

Nadzieja umiera na samym końcu


ZDZ:
Cyniczne moskiewskie życie potrafi niejednego nauczyć jak żyć. Checesz odnieść sukces, musisz przestrzegać nieformalnych zasad….

Sindiejewa:
Mogę sobie wyobrazić sytuację, dyktują mi co powinnam zrobić, albo stracisz swój biznes. Chyba się nie poddam, starczy mi sił, żeby odmówić. Ale z drugiej strony, jestem gotowa na jakieś kompromisy. Na szczęście do tej pory nie musiałam stawać przed podobnym wyborem, staram się żyć poza systemem, dla mnie ważne jest zachowanie równowagi.

ZDZ:
Zaproszeni przez Was goście, wasi dziennikarze mówią na antenie, to co myślą. W dzisiejszej Rosji to często najprostsza droga do konfliktu i kryzysu.

Sindiejewa:

Wystarczy, że ktoś naruszy prawo, wtedy powiemy mu do widzenia, materiał tego rodzaju zdejmiemy ze strony internetowej. Jeśli jutro którys z naszych dziennikarzy opowie się na antenie za upowszechnieniem prawa na posiadanie broni, będzie musiał odejść, ja w tej sprawie jestem kategorycznie przeciw. Ale tego rodzaju ograniczeń jest u nas niewiele, zwłaszcza, iż do pracy przychodzą do nas ludzie z określonym systemem wartości.

Jesteśmy optymistami informuje logo i jingle TV RAIN. 



ZDZ:
Może dojść do sytuacji, w której będzie pani gotowa sprzedać TV RAIN?

Sindiejewa:
Miałam kiedyś na ten temat rozmowę z szefem I kanału Konstantinem Ernstem. To on posłużył się przykładem Ireny Lisniewskiej, założycielki stacji REN-TV.
- Pamiętasz, Lisniewska zrobila wszystko, żeby sprzedać stację za jak najwyższą cenę. Ty też tak zrób. Na pewno kiedyś to zrobisz….” – powiedział Ernst.
Ale to nie jest mój cel, nie po to założyłam TV RAIN. Nie są mi potrzebne wielkie pieniądze, najważniejsze, żeby moja firma przynosiła choćby niewielki zysk, żeby mogla się rozwijać. Tu nie chodzi o to, by drażnić się z władzą, i by w końcu ktoś zechciał mnie kupić. W grudniu, w zeszłym roku dostałam tego rodzaju ofertę. „Powiedz ile chcesz, a my kupimy TV RAIN”.

ZDZ:
Kupić, żeby potem zamknąć stację?

Sindiejewa:
Nie, raczej, żeby ją kontrolować.

ZDZ:
Jest pani przygotowana na najgorsze?

Sindiejewa:
Nie jestem. Obecność politycznych wątków w programie, to nie jest sposób na windowanie ceny sprzedaży. W dalszym ciagu zależy mi przede wszystkim na tym, żeby samodzielnie zbudować dochodowe przedsiębiorstwo, nie wykluczone, iż z udziałem nowego partnera. Mogę nawet sobie wyobrazić, że już w niedalekiej przyszłości naszego widza przestanie interesować polityka. Będzie nią maksymalnie znudzony. Wtedy też damy sobie radę, dostosujemy nasz program do nowych okoliczności, zajmiemy się na przykład tematami socjalnymi. Jednak na razie, nasza obecna linia programowa przyciąga widzów.

ZDZ;
Często powołuje się pani na swoją intuicję. Co pani podpowiada w kwestii przyszłości Rosji…..?

Sindiejewa:

Dlaczego jestem taka uparta i nie poddaję się? Na poziomie intuicji, czuję, choć zabrzmieć to może nieco patetycznie, że Rosja ma do wypelnienia szczególną misję, wierzę, że doczekamy się zmian na lepsze, przełomu i znów zaczniemy żyć inaczej. Pamiętam doskonale lata dziewięćdziesiąte. Ja uwielbiałam tamte czasy, czułam wtedy, że jestem na fali….

ZDZ:
Dziś niektórzy mówią o straconej dekadzie....

Sindiejewa:
Byliśmy wtedy dumni, z tego że jesteśmy Rosjanami. Dobrze pamiętam, z jakim wówczas pracowałam entuzjazmem. Chciałabym, żeby tamte emocje wrócily, by zdarzyło się coś, co zainicjuje przemiany. Z drugiej jednak strony, obserwując, to co władza robiła w ciągu minionego pół roku, jakie uchwalono wówczas  ustawy, trudno obronić się przed wątpliwościami. Do jakiegoś momentu powtarzałam sobie, nie ma sprawy, wytrzymamy, teraz też staram się nie stracić ducha.

ZDZ:
Na rosyjskiej scenie pojawiło się nowe pokolenie, które chciałoby wpłynąć na bieg zdarzeń. Ma jakieś szanse? Czy przeciwnie, władza jest stabilna, świadoma swoich interesów, gotowa bronić ich do końca… I w dodatku ma do dyspozycji skuteczne instrumenty.

Sindiejewa:
Mój mózg, rozum racjonalnie analizując rzeczywistość podpowiadają, iż w najbliższej przyszłości osiągniemy niewiele. Ale serce i dusza nie chcą się z tym pogodzić. Mamy takie rosyjskie przysłowie, że nadzieja umiera na samym końcu.   





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com