niedziela, 29 listopada 2015

Nowa rosyjska dyplomacja: koniec "hipokryzji", swoboda manewru



Po upadku Związku Radzieckiego, celem strategicznym rosyjskiej polityki zagranicznej było zbliżenie z Zachodem. Z czasem Moskwa zorientowała się, iż kurs ten umożliwia także Zachodowi wywieranie wpływu na zachodzące w całej poradzieckiej przestrzeni procesy. Jak pisze Władimir Frołow, rosyjski ekspert w dziedzinie polityki zagranicznej, obecnie model partnerstwa z Zachodem zamieniono modelem konfrontacyjnym. Należy przeciwstawić się chaosowi będącemu efektem wywoływanych przez Zachód kolorowych rewolucji. Trzeba dążyć do ograniczenia wpływów USA. Dopuszczalne jest użycie sil zbrojnych, gdy wymaga tego interes Rosji. Nie ma mowy o rozszerzaniu kontroli zbrojeń. Po raz pierwszy w poradzieckiej historii, polityka zagraniczna Rosji prowadzona jest w oderwaniu od jej interesów ekonomicznych i realnych możliwości. Czas pokaże jaka będzie jej cena.
  



Autor: Władimir Frołow




Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji kierowane przez Siergieja Ławrowa zrezygnowało z kursu na partnerstwo z Zachodem. Obecnie w rosyjskiej polityce zagranicznej obowiązuje model konfrontacyjny. 


 

Od 2014 roku Rosja prowadzi nową politykę zagraniczną. Dorobek ostatnich 25 lat w tej dziedzinie, wiele z tego co udało się osiągnąć, został przekreślony. Kurs strategiczny obliczony na bliskie partnerstwo z Zachodem i integrację z zachodnimi instytucjami został uznany za niebezpieczny i zbędny. Dał on Zachodowi możliwość wywierania wpływu na zachodzące w kraju procesy wewnętrzne i nastroje społeczne. Był odczuwalny w polityce, w świecie norm prawnych i wartości. Integracja z Zachodem pojmowana jako cel polityki zagranicznej, kształtowała jej ramy ogólne, nakreślała granice, krępowała swobodę wyboru. Dla rosyjskiej elity politycznej konieczność podtrzymywania iluzji o wspólnocie wartości ze światem zachodnim, po to by można było kontynuować proces integracji (choć z drugiej strony, ta perspektywa oddalała się z każdym rokiem)  wiązała się z psychologicznym dyskomfortem.


Nie trzeba udawać


Położenie kresu "tej hipokryzji" nie było proste. Pojawił się lęk, trudno było przewidzieć co czeka Rosję, gdy odejdzie od modelu partnerstwa z Zachodem i zastąpi go modelem konfrontacyjnym. Przyłączenie Krymu było właśnie takim skokiem w nieznane. Jednak szybko okazało się, że życie trwa dalej i że pojawiły się nowe interesujące perspektywy. Nagrodą był też przyjemny bonus, zrozumiano, iż niczego więcej nie trzeba udawać i że można funkcjonować w harmonii z samym sobą. W pewnym sensie było to swego rodzaju "wyzwolenie".

Rosja wzięła nowy kurs. Obowiązuje teraz polityka maksymalnie niezależna, uwolniona od jakichkolwiek ograniczeń i wpływów. Priorytetem stało się blokowanie wszelkiego zewnętrznego oddziaływania na zachodzące wewnątrz Rosji procesy. Absolutna suwerenność wewnętrzna oznacza, iż władze wewnątrz kraju mogą robić co tylko zechcę.

Nowa wolność oznacza, iż można nie przestrzegać zasad międzynarodowych, zwłaszcza tych ustalonych bez udziału Rosji, po przegranej przez nią zimnej wojnie (choć mówiąc ostrożnie, ta konstatacja nie całkiem odpowiada rzeczywistości). Nowe reguły obliczone były na powstrzymywanie ambicji Rosji do odgrywania na świecie roli wiodącej. Można je naruszać teraz stosunkowo bezboleśnie, przecież i tak nałożono na nas sankcje, gorzej i tak już nie będzie.


Zasady naruszają wszyscy


Wcześniej rosyjska polityka zagraniczna domagała się przestrzegania zasad prawa międzynarodowego oraz respektowania podstaw ładu światowego. Poszanowanie suwerenności, integralności terytorialnej, uznanych granic, niestosowanie siły, niemieszanie się w sprawy wewnętrzne traktowała jako wartości same w sobie. Obecnie uważa jednak, iż mogą być one instrumentami stosowanymi selektywnie.

Zasady naruszają wszyscy, rozmowy o ich świętości" są "obłudą", Rosja winna dysponować takim samym prawem do naruszania zasad, co i Stany  Zjednoczone. W Rosji, jak zauważył bułgarski politolog Iwan Krastew, w odniesieniu do polityki zagranicznej Zachodu zastosowano w istocie "inżynierię na odwrót". Kopiuje się wiele stosowanych na Zachodzie metod, wcześniej Moskwa stanowczo je potępiała.

Celem strategicznym "dyplomacji wyzwolenia" jest parytet geopolityczny z USA. Rozumiany jest on jako "prawo do posiadania drugiego klucza" ułatwiającego podejmowanie decyzji w odniesieniu do większości problemów globalnych i regionalnych. Idzie, to by zmusić Stany Zjednoczone do konsultowania z Rosją wszelkich działań o charakterze siłowym, a nawet do nakładania na nie weta w regionach szczególnie ważnych z punktu widzenia interesów rosyjskich. Konstrukcją idealną byłby powrót do systemu dwustronnych konsultacji ZSRR-USA, obowiązującego od końca lat siedemdziesiątych do połowy lat osiemdziesiątych. Posługiwano się nim w odniesieniu do kluczowych problemów międzynarodowych, wykluczał jakiekolwiek wzajemne zależności.

Dziś w Syrii rozstrzygnie się, czy Rosja będzie w przyszłości odgrywać nową rolę o charakterze globalnym. Czy stanie się elementem równowagi, "dobrym światowym żandarmem" powstrzymującym USA od używania siły po to, by w państwach niezależnych dokonać zmiany reżimu. Zdaniem Moskwy, takie działania  zawsze prowadzą do destabilizacji, anarchii, chaosu, naruszają podstawy państwowości, prowadzą do pojawienia się niezwiązanych z państwem ugrupowań terrorystycznych. Rosja widzi swoje miejsce w obozie "policyjnym", nie w środowisku "złoczyńców". Rosji wydaje się, że jest w stanie posłużyć się innymi, bardziej skutecznymi metodami.


Powstrzymać chaos


Rosja jest siłą zdolną do powstrzymania rosnącego chaosu wywołanego przez inicjowane na Zachodzie kolorowe rewolucje. By walczyć z nim, konstruuje pod własnym przywództwem koalicje międzynarodowe, wciągając do nich znaczących przywódców regionalnych (Iran, Egipt). Uczestnictwo w nich nie oznacza jednak nawiązywania ścisłych więzów sojuszniczych. Równocześnie nowa polityka rosyjska dopuszcza użycie siły, gdy trzeba będzie przeciwstawić się niebezpieczeństwu ingerencji zewnętrznej, mającej na celu obalenie reżimu w regionach uznawanych ze sferę uprzywilejowanych wpływów Federacji Rosyjskiej. Najważniejsze jest terytorium Wspólnoty Niezależnych Państw, gdzie zmiana reżimu bez zgody Rosji jest niedopuszczalna. Rosja będzie starała się o dyskredytację i ostateczną likwidację wspartego systemem wartości podejścia do kwestii prawomocności i legalności rządów. W zamian proponuje się formalizm i procedury. Anulowaniu podlega też koncepcja suwerenności oznaczającej odpowiedzialność władzy za bezpieczeństwo i życie obywateli.


Nowa siła rosyjskiej polityki


Dawna polityka zagraniczna Rosji była przewidywalna. Była pełnowartościowym instrumentem umożliwiającym starania o zaufanie ze strony partnerów. Nieprzewidywalność jest dziś nową "siłą" polityki rosyjskiej. Kiedy nikt nie wie, czego po tobie można się spodziewać, będą traktować cię ostrożnie, a nawet z szacunkiem. Świadoma dezinformacja partnerów staje się skutecznym mechanizmem stosowanym w dyplomacji, pozwala na maksymalne wykorzystanie efektu strategicznego zaskoczenia. W sytuacji, gdy partnerzy Rosji nie do końca rozumieją jej cele i stosowane przez nią środki, są bardziej skłonni do ustępstw.


Zmienia się też natura propagandy. Przestaje ona pełnić rolę elementu towarzyszącego polityce, staje się jej treścią, instrumentem umożliwiającym budowę potrzebnej narracji, w jej ramach łatwiej o osiągnięcie założonych celów. Rzeczywistość podlega świadomemu uproszczeniu, deformuje się ją tak, iż przestaje być rozpoznawalna. W ten sposób wachlarz możliwości stojących do dyspozycji partnerów Rosji zostaje ograniczony, własny zaś poszerzony. Można teraz dla przykładu, przedstawić wojnę prowadzoną przez Asada z walczącą z nim opozycją, jako batalię z terroryzmem Państwa Islamskiego (organizacja zabroniona na terytorium Federacji Rosyjskiej).

Największa innowacja polega na przyznaniu, iż zastosowanie siły militarnej może być użyteczne. Jak zauważył Michael Kofman, ekspert Instytutu Kennana w Waszyngtonie, Moskwa uważa dziś, iż użycie sił wojskowych w określonych regionach  (były ZSRR, Bliski Wschód, Afganistan) i w kontrolowanej skali może być skutecznym instrumentem osiągania pożądanych celów. Rosja uwierzyła w siłę (po Gruzji, Krymie, Donbasie, teraz Syrii). Dzięki modernizacji sil zbrojnych, Rosja ma dziś do dyspozycji instrument nadający się do zastosowania poza jej granicami. Równocześnie atrofii podlegają - jak mówi Kofman - metody wpływu reprezentujące siłę miękką, takie jak pomoc gospodarcza, handel, inwestycje, czy wymiana kulturalna.


Absolutny priorytet


Niezależność i potencjał wojskowy stosowane w polityce zagranicznej oznaczają kres kontroli nad procesem dozbrajania. To  nie nasz program, narzucono go nam, by nas osłabić. Rozpad Związku Radzieckiego zaczął się w chwili podpisania w 1987 roku Układu o Likwidacji Rakiet Średniego i Mniejszego Zasięgu. W przyszłości nie wolno dopuścić do tego, by narzucano nam tego rodzaju ograniczenia i dyktowano jakie elementy siły wojskowej wolno nam rozwijać oraz jakimi wolno się posługiwać. NATO chce dziś wprowadzenia zmian do Dokumentu Wiedeńskiego o środkach budowy zaufania, obniżyć progi ilościowe zmuszające do informowania o niezaplanowanych szkoleniach. To nas nie interesuje, nam odpowiada nasza nieprzewidywalność, także o charakterze wojskowym. Nie będzie żadnych dalszych redukcji w ramach Układu o Ograniczeniu Strategicznych Sil Ofensywnych. Nie będzie nowego Traktatu o Konwencjonalnych Siłach Zbrojnych.

Absolutnym priorytetem jest teraz blokowanie wojskowo-politycznego i handlowo-ekonomicznego wpływu Zachodu na terytorium byłego ZSRR. Ma ono zapobiegać zaszczepianiu wrogich wartości w miękkim podbrzuszu Rosji. Otwarte pozostaje pytanie dotyczące wpływów Chin w Azji Środkowej. Uświadomiono sobie, iż blokada projektu "nowego Szlaku Jedwabnego" nie jest możliwa, o ile Rosja rozwijając się, wciąż będzie chciała korzystać ze związanych z nim finansowych zasobów. Ta opcja pozostanie aktualna tak długo, jak długo Chiny nie będą obecne wojskowo w regionie środkowoazjatyckim. Promowanie idei wspólnej z Unią Europejską przestrzeni od Lizbony do Władywostoku  będzie hamować rozwój dwustronnej współpracy państw Wspólnoty Niezależnych Państw z UE i utrudni pogłębianie procesów integracyjnych zgodnych ze standardami europejskimi.



Prezydent Władimir Putin przemawia z trybuny ONZ. od jego przywództwem Rosji najbardziej zależy na ograniczeniu międzynarodowych wpływów USA. 

Wspomniana "wolność w polityce zagranicznej" prowadzić będzie do zmniejszenia znaczenia Unii Euroazjatyckiej. Historia z anty sankcjami obejmującymi produkty żywnościowe nauczyła Moskwę, iż jakakolwiek integracja, nawet w duchu euroazjatyckim, ogranicza jej swobodę manewru, uzależnia skuteczność prowadzonej przez nią polityki od interesów "młodszych partnerów". Doceniając smak wolności, Moskwa nie będzie się godzić na ograniczenia narzucane jej przez Łukaszenkę. W chwili obecnej, poszukuje się nowych ram dla wiodącej pozycji Rosji na terytorium dawnego ZSRR, zwłaszcza w takiej dziedzinie, jak bezpieczeństwo, gdzie dominacja Rosji winna być absolutna.


Ograniczyć wpływy USA


Nowa polityka zagraniczna poszukuje odpowiedniej formuły dla stosunków z Europą, różnej od stosunków z USA. Na razie mowa będzie o odprężeniu i handlu oraz równoczesnej rezygnacji przez Europę z jakichkolwiek form mieszania się w sprawy wewnętrzne Rosji, lub w politykę wewnętrzną WNP ("Helsinki2" plus wielkie nadzieje wiąże się z Niemcami, które w 2016 roku staną na czele KBWE). Celem jest umocnienie samodzielności Europy oraz ograniczenie wpływów USA. O rozwiązaniach odpowiednich dla wszystkich głównych problemów Europy decydować ma koncert wielkich mocarstw europejskich - Rosji, Niemiec, Francji, Włoch. Pojawią się nowe projekty w dziedzinie bezpieczeństwa europejskiego, podobne do inicjatywy Miedwiediewa z 2008 roku. Będą one miały na celu osłabienie wojskowych gwarancji NATO. Na razie nawet "zwrot na Wschód" wygląda bardziej jak instrument wpływu na stosunki z Europą, niż samodzielny projekt o charakterze priorytetowym.

"Wyzwolona polityka zagraniczna" cieszy się sporą popularnością. Jest dziś głównym źródłem poparcia wewnętrznego, nadaje stosowną legitymacja rosyjskim władzom. 30% Rosjan odczuwa dumę z niezależnej rosyjskiej polityki zagranicznej (Centrum Lewady, październik 2015 r.). Polityka zagraniczna stała się elementem przemysłu rozrywkowego, pożądanym tematem wszelkich dyskusji. Rozmowa na temat błędów miejscowego gubernatora może wiązać się z niebezpieczeństwem, co innego kwestia wad i błędów popełnianych przez Zachód i Państwo Islamskie.

Po raz pierwszy w poradzieckiej historii, polityka zagraniczna Rosji prowadzona jest w oderwaniu od jej interesów ekonomicznych i realnych możliwości. Oba te momenty znalazły się teraz na tylnym planie. Niektóre sukcesy w polityce zagranicznej są wręcz szkodliwe dla gospodarki. To jasne, iż sytuacja ta nie będzie mogła trwać bez końca i w pewnym momencie niezbędna będzie korekta z myślą o interesach ekonomicznych. Wtedy pojmiemy lepiej, jaką cenę trzeba będzie zapłacić za "dyplomację wyzwolenia".



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski



Artykuł ukazał się w moskiewskiej gazecie "Wiedomosti": http://www.vedomosti.ru/opinion/articles/2015/11/27/618588-diplomatiya-osvobozhdeniya






*Władimir Frołow jest ekspertem w dziedzinie stosunków międzynarodowych. Ostatnio publikował na portalach slon.ru, gazeta.ru






O rosyjskiej polityce zagranicznej na blogu "Media-'Rosji":



Zainicjowana przez Michaiła Gorbaczowa w drugiej połowie lat osiemdziesiątych polityka "nowego myślenia" sprawiła, iż posiadanie przez państwo arsenału atomowego nie gwarantuje mu automatycznie statusu supermocarstwa. W rywalizacji o przywództwo na świecie ważniejsze stały się inne atuty. Dlatego Moskwa - uważa moskiewski politolog Kirył Rogow - stawia na nową zimną wojnę. Teraz znów trzeba się będzie liczyć z posiadanym przez nią arsenałem atomowym. Zimna wojna oznacza też wzrost odczuwalnego na całym świecie napięcia, nasilenie się obaw iż w każdej chwili może dojść może do zdarzeń o nieprzewidywalnych następstwach. Istotnym elementem takiej sytuacji jest też odprężenie. Zmęczony utrzymującym się napięciem Zachód reaguje pozytywnie na nowy proponowany przez Rosję "reset". I może na to właśnie liczy Kreml?

Autor: Kirył Rogow


Dylemat Putina: wojować, czy handlować?


Rosyjska elita unika jak ognia krytyki prezydenta Putina, jednak w swej ocenie prowadzonej przez Kreml polityki pozostaje podzielona. Tatiana Stanowaja w artykule opublikowanym na portalu Moskiewskiego Centrum Fundacji Carnegie dzieli rosyjską elitę władzy na trzy grupy: "wojowników", "handlowców" i "duchownych". Każda z nich ma inne priorytety, zwłaszcza w odniesieniu do polityki zagranicznej. W oczach prezydenta Putina ich współistnienie jest harmonijne, jednak i dla niego w czasach daleko posuniętej izolacji Rosji na arenie międzynarodowej podstawowy obecnie dylemat to pytanie: wojować, czy handlować? 

Autor: Tatiana Stanowaja














Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 





piątek, 27 listopada 2015

Protest groźniejszy, niż wszyscy terroryści na całym świecie



Pisząc obecnie o Rosji, media światowe koncentrują się przede wszystkim na polityce zagranicznej, jej roli w konflikcie syryjskim. Od kilku tygodni trwa jednak w kraju masowy i spontaniczny protest kierowców tirów. Jest on odpowiedzią na decyzję o wprowadzeniu wysokich opłat za przejazd po drogach federalnych. Licencję na ich pobór przyznano prywatnej firmie należącej do syna jednego z najbardziej zaprzyjaźnionych z prezydentem Putinem oligarchów. W dodatku, okazało się, iż zaprojektowany w tym celu system komputerowy "Platon" ma wiele wad i może paraliżować ruch na drogach. Rząd rosyjski już poszedł na ustępstwa, obniżył stawki za przejazd. Protest jednak nie wygasł. Moskiewski publicysta Aleksander Minkin uważa, iż jest on dla władz groźniejszy, niż jakakolwiek akcja protestacyjna w minionych latach.



Autor: Aleksander Minkin

Zdjęcia: "Nowaja Gazieta"





Zdesperowani podwyżką cen za przejazd kierowcy tirów protestują w wielu rosyjskich regionach




Całą Rosję ogarnęła fala protestów. Kierowcy tirów blokują drogi. Wygląda na to, że władze się przelękły. Tę reakcję można opisać jednym słowem: władza oniemiała. Dosłownie straciła mowę (telewizor milczy).

Jeśli więc Wy, Towarzyszko Obywatelko istniejecie tylko jako zbudowana z białka przystawka do odbiornika telewizyjnego i jeśli wasza praca polega na przełączaniu się z jednej federalnej stacji telewizyjnej na inną - to nie wiecie nic o ogólno-rosyjskiej akcji protestacyjnej naszych kierowców tirów. Nie znacie więc prawdy o najważniejszym.


Kto zatrzymuje ruch na drogach?


Dla władz protest kierowców jest znacznie bardziej niebezpieczny, niż wszyscy terroryści na całym świecie. Po pierwsze, dlatego że terroryści, jak to widać, nie bywają groźni dla przywódców. Są zagrożeniem  dla prostych obywateli - pasażerów metra, samolotów, widzów na stadionie, klientów kawiarni. Po drugie, akty terrorystyczne zwykle integrują społeczeństwo wobec przywódcy, za to strajki mogą się skończyć obaleniem rządu.

O blokadach dróg w ostatnich dniach informowano z Kaługi, Czelabińska, Pietrozawodska, Jekaterynburga, Tiumeni, Dagestanu. Blokowano ruch na świętej, moskiewskiej obwodnicy MKAD i na trasie "Don".

Ruch zatrzymują ci, którzy powinni jechać. Ruch zatrzymują, ci którym zazwyczaj zależy na tym, by jechać jak najszybciej. Wcześniej, reagowali nerwowo na wszelkie przeszkody utrudniające im jazdę. W przeszłości bywali nią emeryci (po stracie wielu przywilejów), lekarze, niekiedy obrońcy praw człowieka. Władze rozpędzały ich akcje protestu właśnie pod pretekstem, iż przez nie zablokowany jest ruch na drogach.

Nawet jeśli stoją "tylko" na poboczu, nawet jeśli nie utrudniają jazdy innym, to sam fakt,  iż się zatrzymali jest najważniejszy. Stoją przecież nie staruszkowie, nie obrońcy prawa do uczciwych wyborów, mówiąc krócej, stoją nie biedne, zmarznięte istoty. Zatrzymały się ogromne samochody ciężarowe, w każdym z nich znajdują się tony jedzenia i innych towarów konsumpcyjnych.

I jeśli staną na poważnie, natychmiast znokautują władze, doprowadzą do zniesienia nowych opłat, a potem…

Władze spróbują po cichu rozprawić się z najbardziej aktywnymi. Spróbują także napuścić na kierowców pozostałe grupy społeczne.  Usłyszymy od nich: "tylko popatrzcie, przez tych naciągaczy w waszych sklepach nie ma towaru! Tylko patrzcie, jakie macie problemy z powodu tych szoferzyn!".


Co powiedział deputowany Fiodorow?


Jeden z przedstawicieli władzy już się pospieszył. Właśnie oświadczył, iż kierowcy tirów realizują plan "przygotowany w USA", iż są "piątą kolumną", "sabotażystami", "sojusznikami interwentów" i że to oni sami, kierowcy, jako pierwsi "ucierpią od represji amerykańskich okupantów". To wszystko znalazło się w wystąpieniu Jewgienija Fiodorowa, deputowanego do Dumy Państwowej (patia "Jedna Rosja") adresowanym do kierowców tirów. Wielu uważa, iż jest wariatem, ale w rzeczywistości Fiodorow jako deputowany ma się całkiem nieźle, może pochwalić się sporym majątkiem, wydaje bezpłatnie rozdawaną na ulicach gazetę, jej nakład wynosi ponad 100 tys. egzemplarzy (papier, drukarnia, armia ludzi rozdających gazetę, to ogromne koszta). Oto cytat z jego video wystąpienia:

"Pod flagą niby protestujących kierowców tirów, bezpośrednio do Rosji, zostaną skierowani bojownicy. Niektórzy już znajdują się na jej terytorium, później dołączą do nich wyszkoleni przez USA mówiący po rosyjsku bojownicy pochodzący z terytorium Ukrainy. Ich zadaniem będzie okazywanie oporu wobec działań policji, organizowanie buntów. Ich celem będzie powrót do idei Majdanu, po to by obalić legalne władze, by zniszczyć rosyjską państwowość."

Teraz "niby protestujący kierowcy" zobaczyli właśnie z jaką łatwością deputowany, członek partii rządzącej rzuca na nich niepotwierdzone oszczerstwa. Może łatwiej będzie im teraz zrozumieć, iż z podobną łatwością i równie kłamliwie, władze oskarżają innych. Wystarczy, że są z czegoś niezadowoleni, że władze widzą w nich zagrożenie.

Sam kierowca będzie dobrze rozumiał, iż on sam nie jest ani żadną piątą kolumną, ani amerykańskim najemnikiem, czy bojownikiem. Równie dobrze wie to jego rodzina, przyjaciele, bliscy. I nie zapomną tego oszczerstwa rzuconego na nich przez członka "Jednej Rosji".

A jak jest ich wielu? Liczba kierowców tirów w Rosji wynosi co najmniej 3 miliony. Z rodzinami 12 milionów. Co za koszmar (dla władz).

Rozejdzie się po kościach?

***

Jak zachowa się społeczeństwo?


Jak zachowa się społeczeństwo? Na ogół uważa się, że w Rosji go nie ma. Istnieją oddzielne grupy, od czasu do czasu z czegoś niezadowolone.

Kiedyś w Moskwie na ulice wyszli naukowcy. Wystąpili w obronie Akademii Nauk. Ale jakże im daleko do prostych mas. Krzyczeli o niszczeniu nauki. Nikt ich nie poparł. Gdzieś indziej, na ulice wyszli nauczyciele. Już nawet nie pamiętamy w jakiej sprawie. Chyba po to by ratować system oświatowy. Także nauczycieli nie poparł nikt. Protestowali również lekarze. Krytykowali medycynę, nie chcieli łączenia placówek, ostrzegali by nie niszczono opieki zdrowotnej. Wszystkie te protesty były rozdrobnione, niezrozumiałe: niszczą szpitale, niszczą szkoły, no i co? Nigdy, ani razu, żaden kierowca tirów nie udzielił im poparcia. Za to blokada dróg i brak towarów w sklepie - to od razu rozumieją wszyscy. Od razu widać, łatwo zrozumieć.


Mieszkańcy objętych protestami regionów przywożą kierowcom tirów herbatę i kanapki.



Teraz naukowcy, lekarze i nauczyciele mogą dokonać wyboru i zdecydować, jak się zachować?

Można tak: "Odczuwaliśmy uzasadnioną gorycz i żal, kiedy okazało się, że naszego protestu nikt nie wspiera. Usiłowaliśmy ratować naukę (medycynę, system oświatowy), pozostawiono nas samym sobie. Teraz też, niech ci kierowcy poczują, jak to jest, gdy walczy się samotnie. Niech na swojej skórze odczują obojętność współobywateli."

Ale można inaczej: " Odczuwaliśmy uzasadnioną gorycz i żal, kiedy okazało się, że naszego protestu nikt nie wspiera. Na własnej skórze odczuliśmy, jak obrzydliwa jest obojętność współobywateli. Przywieziemy kierowcom herbatę i kanapki. Własne samochody ustawimy obok ciężarówek.".

…w 2007 roku szanse, by zaprowadzić porządek w wojsku miały siły zbrojne, nie wykorzystały jej. Można było przypomnieć rządowi, iż nie jest głupkiem-wielmożą, a sługą narodu.  W roku 2007 na stanowisko ministra obrony powołano Anatolija Sierdiukowa. Dla wojska był to policzek, natychmiast wymyślono dla niego przezwisko "Taburetkin". Oficerowie pili, spluwali, przeklinali, na plac nie wyszedł nikt.


A przecież wystarczyłoby, gdyby jeden - dwa tysiące kapitanów, majorów i półkowników (bez broni, pokojowo) wyszły na plac i powiedziały "nie chcemy takiego ministra". Nie byłoby potem sprawy "Oboronserwisu" (ciągnąca się korupcyjny skandal w rosyjskiej armii z czasów ministra Anatolija Sierdiukowa - "mediawRosji"), poniżającej wyprzedaży majątku, poniżającego złodziejstwa, poniżających sądów (w sprawie Wasilijewej). Nie byłoby utkanego z korupcji kontraktu na zakup Mistrali. Nie doszłoby do utraty prawie gotowego, wyjątkowego okrętu ratunkowego… (minister Anatolij Sierdiukow był przeciwnikiem dokończenia budowy okrętu ratunkowego "Iwan Biełousow"  - "mediawRosji").


***

Jeśli kierowcy okażą twardość i nieustępliwość…


Kiedy protesty nosiły charakter polityczny, kiedy na plac Błotny przychodziły tysiące inteligentów, liczebność oddziałów specjalnych OMONu była wystarczająca, nie trzeba było nawet korzystać z czeczeńskiej rezerwy (mowa o moskiewskich protestach publicznych z lat 2011-2012 - "mediawRosji")).

Ale teraz kiedy liczba protestujących może przewyższyć milion, nie wystarczy ani OMONu, ani tej rezerwy.

W dodatku, tak się złożyło, iż cały swój wysiłek intelektualny władze poświęcają wojnie w Syrii, wojnie na Wschodzie, terrorystom…

Jeśli kierowcy pokażą, że są twardzi, rząd pójdzie na ustępstwa. Zrezygnują z opłat. Ciężarówki pojadą po starych, rozbitych drogach. Nasz bezradny rząd i urzędnicy odetchną z ulgą. Potem racząc się stekiem (obowiązkowo krwistym) i kieliszkiem wina wymyślą nowy remont kapitalny, podwyżkę cen na wodę, światło i gaz, nowe chodniki z granitu, katastry… Przez ostatnie lata niczego innego nie wymyślali… Niczego, co by ułatwiło nam życie.



Rząd poszedł już na pewne ustępstwa, ceny zostały obniżone, obiecano nie nakładać mandatów i kar za przejazd bez opłaty. Protesty jednak wciąż trwają. 



Kierowcy tirów wyszli nie z powodu opóźnień w wypłacie wynagrodzeń. Nie zbuntowali się przeciw własnemu pracodawcy (jak w Pikalowo) i nie z powodu odebranych im ulg (jak emeryci). Wystąpili, by zaprotestować przeciw decyzjom rządu. I nie lokalnie (w jednym mieście), a w całej Rosji. Dlatego przedstawiają rzeczywistą siłę.

Jeśli kierowcy uświadomią sobie, że reprezentują siłę, mogą łatwo doprowadzić do upadku rządu. By to osiągnąć, potrzebny im jest lider. W innym wypadku, rzucą im na pocieszenie kość (odwołają system "Platon"). Wówczas mogą uruchomić silniki, z głupoty ciesząc się ze zwycięstwa..

Kierowcom tirów zagrażają trzy niebezpieczeństwa: sprzymierzeńcy, prowokatorzy i zabójcy.

Trudno powiedzieć, czy protesty ucichną, jeśli z rąk nieznanych sprawców zginie gdzieś dwóch-trzech kierowców. Może nie. Ale źródłem największego niebezpieczeństwa są ich sojusznicy polityczni. Kierowcy winni przegonić wszystkich tych, którzy zaczną (już zaczęli) podłączać się do ich protestu. Nazwa sojusznika nie ma znaczenia - niech się nazywają Ananas, Związek, Pegaz (aluzja do różnych opozycyjnych i często kanapowych formacji opozycyjnych "Jabłoko", "Parnas", "Związek Sił Prawicowych" - "mediawRosji"). Będą krzyczeć "bracia, bracia, jesteście w potrzebie", potem zaduszą kierowców w swoich objęciach. Jeśli zaofiarują pomoc prawną, należy z niej skorzystać. Ale, formalne sojusze, członkostwo, to wykluczone…

… Kiedy zbliżamy się do kresu wytrzymałości, w którymś miejscu tama powinna puścić. Tam mamy gladiatorów, gdzieś indziej górników, albo dokerów. Kiedy w Polsce doszło do wybuchu, przywódcą Solidarności został nie były urzędnik-biurokrata, a doker, elektryk, robociarz. I nawet stan wojenny niczego później nie mógł już zmienić.


Historia ruszyła z miejsca.


Przekład: Zygmunt Dzięciołowski



Oryginał ukazał się w gazecie "Moskowskij Komsomolec": http://www.mk.ru/politics/2015/11/23/poekhali.html



*Aleksander Minkin (ur. 1946), jeden z najbardziej znanych współczesnych dziennikarzy rosyjskich. Z drugiej strony w latach dziewięćdziesiątych wiele jego publikacji opartych o źródła w służbach specjalnych budziło kontrowersje. Był komentatorem "Nowej Gaziety", obecnie pracuje w do pewnego stopnia niezależnym i popularnym moskiewskim dzienniku "Moskowskij Komsomoliec". 








Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 





wtorek, 24 listopada 2015

Młodzież: "nigdzie na świecie nie jest lepiej"



Nie myślą o tym, jak zmienić 
coś na lepsze. Polityka jest brudna, nie zasługuje na zainteresowanie. Nie czytają wiadomości. Iwan Martynienko, jeden z najmłodszych dziennikarzy w moskiewskim biurze Radio Swoboda z goryczą opowiada o swoich rówieśnikach. Jego koledzy na wydziale dziennikarstwa nie rzadko nie mają pojęcia, dlaczego wybrali ten kierunek studiów. Jeden z jego najbliższych przyjaciół, po ukończeniu prawa, został asystentem prokuratora rejonowego. Już na początku swej kariery dobrze orientuje się, ile można zarobić na umorzeniu śledztwa w sprawie kryminalnej. "Nigdzie indziej na świecie nie jest lepiej", tak wielu kolegów Iwana Martynienko usprawiedliwia aktualną politykę Kremla.



Autor: Iwan Martynienko 






Nawet na wydziale dziennikarstwa uniwersytetu w Moskwie nie brak studentów, którzy nie mają pojęcia, dlaczego wybrali ten właśnie kierunek studiów. 





Ukończyłem szkołę w 2012 roku. Uczyłem się w zwykłym gimnazjum w Stawropolu, choć moja szkoła starała się też wyróżniać, dawać przykład innym, prowadząc we wszystkich klasach poranne ćwiczenia gimnastyczne i organizując "wojskowe" konkursy pieśni i musztry. Uczestniczyłem w tym całkiem niedawno, więc doskonale pamiętam jak wszyscy uczniowie, "obowiązkowo-dobrowolnie" wychodzili na Plac Lenina, by uczestniczyć we wszelkiego rodzaju uroczystościach organizowanych z okazji świąt państwowych, 1go maja, czy 4 listopada. To była umowna cena, jaka płaciliśmy za czas wolny, bez lekcji - 20 minut spędzonych pod sztandarami naszego regionu, albo partii "Jedna Rosja".


Na pokaz


Podczas podobnych imprez wszyscy chcieliśmy tego samego, by jak najprędzej dać z nich nogę. Nikt z nas nie rozumiał po co są organizowane, choć z drugiej strony, ani ja ani moi koledzy, nie czuliśmy się oszukani. Nie porównywaliśmy się z pionierami, nie wydawało nam się, iż tak jak dawniej bierzemy udział w akademii organizowanej wyłącznie "na pokaz". Jak to robiono w przeszłości, przeczytać można w podręcznikach do historii. Gdyby jednak nawet, któryś z moich rówieśników pokusił się o takie porównanie, zwrócił uwagę na podobieństwo dawnych i obecnych demonstracji organizowanych na pokaz, nie byłoby to wcale przejawem jakiegoś "nonkonformizmu". W naszych podręcznikach szkolnych ZSRR jest przedstawiany jako zjawisko całkowicie pozytywne. Rozdział poświęcony najnowszej historii liczy maksimum kilka stron, w zdumiewająco nudnej formie przedstawia reformy przeprowadzone przez Wladimira Putina.

I dziś większość moich rówieśników nie uważa, iż jest oszukiwana. Przez trzy lata uczyłem się na wydziale dziennikarstwa, rozmawiałem z masą kolegów na różne tematy, także związane z polityką. Mniej więcej jedna piąta znajomych popiera w ciemno wszelkie decyzje i działania obecnych władz. Wśród tej dwudziestoprocentowej grupy, większość stanowią dziewczyny. O polityce z nimi lepiej nie rozmawiać, nawet próba podobnej rozmowy może się okazać równie niebezpieczna, co i pomysł by bandziora w ciemnym zaułku poprosić o przypalenie papierosa. Faceci, zwolennicy Putina najczęściej używają argumentu "iż gdzie indziej na świecie nie jest wcale lepiej", albo "ty byś na ich miejscu robił to samo".

Moja grupa na studiach liczy 40 osób, opinie sformułowaną samodzielnie posiada może 5-7 osób. Tak zwolennikom, jak i przeciwnikom Putina wystarczy, iż w ogóle mają na ten temat jakieś zdanie, tak się przejawia ich postawa obywatelska. Wszystkim wystarczy audytorium uniwersyteckie, nikt nie ma zamiaru dzielić się myślami z kimś na zewnątrz.


"Po co nam ten Zachód z gejami"


Stanowisko wielu moich rówieśników zależy od tego, kto będzie ich rozmówcą. Bywa, iż ktoś z wykładowców opowie czym różni się polityka w Rosji od tej uprawianej na zachodzie, porówna nasze i zachodnie media oraz społeczeństwo. Takie porównania zwykle nie wypadają korzystnie dla Kremla. W obecności profesora studenci będą z aprobatą kiwać głową. Ich reakcja będzie jednak identyczna, gdy podczas wykładu ktoś ze zwolenników prezydenta nagle krzyknie: "no i po co nam ten zachód z jego demokracją i gejami". Wielu zwyczajnie nie ma pojęcia, jakie jest ich stanowisko. 

Nie potrafią też odpowiedzieć na pytanie, dlaczego poszli na dziennikarstwo. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będą dowodzić, iż polityka ich nie dotyczy, i że w ogóle ten temat nie nadaje się do dyskusji. Większość z nich to fajni, porządni ludzie, mogą pisać wiersze, grać na oboju, dorabiać sprzedawaniem tortów własnej produkcji. Nie chcę powiedzieć, iż wśród entuzjastów obecnych władz spotkamy jedynie wariatów. Wielu z nich jest całkiem OK. Ich poglądy biorą się z osobistego doświadczenia, gdzieś natrafili na inspirujący przykład. Latem zeszłego roku byli na Krymie, albo ich ojciec zajmuje ważne stanowisko w instytucji państwowej.


Mój przyjaciel, asystent prokuratora


Opowiem o jednym ze swych przyjaciół. Jego ojciec zajmuje wysokie stanowisko w stawropolskiej prokuraturze. W 2015 roku mój przyjaciel ukończył studia w Saratowie, w miejscowej Państwowej Akademii Prawa. Już dziś pracuje jako asystent prokuratora w jednym z rejonów naszego regionu. Spotykając się przez ostatnich kilka lat w kręgu znajomych, świadomie unikaliśmy takich tematów jak np. przyłączenie Krymu, czy stosunki między Rosją oraz USA. Mój przyjaciel świetnie się orientuje, że znalazłem pracę w Radiu Swoboda, ja z kolei dobrze wiem, ile on zażąda za umorzenie czyjejś sprawy kryminalnej. W rozmowach unikamy tematów politycznych, nie dlatego iż moglibyśmy nagle zorientować się, iż znajdujemy się ideologicznie po różnych stronach barykady. Przecież i tak to wiemy, a kolejne spotkanie i tak zakończymy uściskiem dłoni. Chodzi o to, iż mój przyjaciel stara się świadomie odgradzać od wszelkich informacji sprzecznych z oficjalnym stanowiskiem. Jemu się wydaje, iż podobne informacje mogą zaszkodzić jego karierze, rodzinie, przyszłości. Przyjaźnimy się, więc nie będę go osądzał.


Nawet nie będą próbować


Mam więcej znajomych nie związanych z dziennikarstwem, ani z instytucjami państwowymi. Widzę wyraźnie, jak przebywają w swoistej "próżni informacyjnej". Praktycznie nikt z nich nie wie, co to takiego ustawa o agentach obcego państwa, albo tak zwana ustawa o sadystach (ułatwia stosowanie siły fizycznej przez policję, czy straż więzienną - "mediawRosji"). Za to każdy z nich potrafi wytłumaczyć, dlaczego Rosja wspiera "ochotników" na wschodzie Ukrainy, lub jakie cele w Państwie Islamskim zostały zniszczone w Syrii przez rosyjskie samoloty. A jeszcze więcej wśród młodzieży w wieku 18-25 lat jest ludzi, którzy wiadomości nie czytają w ogóle. W moim otoczeniu będą to przede wszystkim znajomi związani z kulturą, malarze, reżyserzy, aktorzy, muzycy. Im się wydaje, iż polityka w Rosji jest tak brudna, iż jakakolwiek rozmowa na ten temat  musi wzbudzać obrzydzenie. Bieda polega na tym, iż to samo myślą o polityce w każdym innym państwie. Po co więc mieliby marnować swój talent, próbując zrozumieć, co dzieje się dziś w Rosji? Nie widzą w tym żadnego sensu. Nawet nie będą próbować, by coś zmienić na lepsze.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciolowski

Artykuł ukazał się na portalu svoboda.org: http://www.svoboda.org/content/article/27355679.html






Iwan Martynienko, dziennikarz moskiewskiej redakcji Radio Swoboda. 









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 








czwartek, 19 listopada 2015

Gospodarka: kolejna fala kryzysu?




Choć spada cena ropy naftowej, ostatnie wskaźniki makroekonomiczne dla Rosji nie wyglądają najgorzej. Na ich podstawie pojawiły się wręcz optymistyczne głosy prognozujące przełamanie kryzysu. Wybitny rosyjski ekonomista Władisław Inoziemcew przestrzega jednak, iż optymizm jest zdecydowanie przedwczesny. Do przełamania kryzysu daleko, nie bardzo wiadomo skąd miałby nadejść impuls sprzyjający uzdrowieniu ekonomiki. Najbliższe trzy miesiące będą rozstrzygające, asekuracyjne zachowania konsumentów i przedsiębiorców na rynku może zaowocować nadejściem nowej, jeszcze bardziej destrukcyjnej fali kryzysu.



Autor: Władisław Inoziemcew




Kryzys jest szczególnie odczuwalny na rynku dóbr trwałych, drastycznie spadła sprzedaż takich towarów, jak samochody i mieszkania. 




Czy możemy mówić o ustabilizowaniu się sytuacji w gospodarce? Prawdopodobnie tak, jeśli oprzeć się na oświadczeniach składanych przez kierownictwa Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Finansów, Banku Rosji można. W wrześniu-październiku odnotowaliśmy wzrost produkcji przemysłowej (choć nie na razie nie ma on charakteru trwałego), udało się zapobiec katastrofie na rynku walutowym, choć jeszcze w sierpniu wydawała się nieunikniona, wreszcie październikowy wskaźnik PMI (wskaźnik nastrojów menedżerskich) wskazywał, iż dalszy niewielki wzrost jest wysoce prawdopodobny. Spadek PKB w trzecim kwartale w wysokości 4,1% okazał się mniejszy niż zakładany (4,3%). I w rezultacie od wielu działaczy usłyszeliśmy pospieszne wypowiedzi na temat perspektyw wzrostu naszej gospodarki w 2016 roku.

Osobiście jednak, nie spieszyłbym się z tego rodzaju wnioskami.


Kryzys: druga zima


Podstawowy problem, moim zdaniem, nie wiąże się z dynamiką wskaźników produkcyjnych, czy kursem rubla. Ważniejsze moim zdaniem jest co innego. Właśnie upływa rok od chwili, gdy odnotowaliśmy w gospodarce i na rynku towarów konsumpcyjnych wyraźne objawy kryzysu, czeka nas teraz druga kryzysowa zima. Dynamika ogólna gospodarki na przestrzeni minionego roku nie może być źródłem optymizmu, po znaczących wzrostach w styczniu mieliśmy później do czynienia już tylko z falą spadkową. Spadały ceny na ropę i większość pozostałych rosyjskich towarów eksportowych, obniżał się kurs rubla, do niedawna jego dodatkowym efektem był spadek produkcji przemysłowej. W niektórych krótszych okresach wydawało się, iż może dojść do odbicia, jednak zaraz potem zaczynała się nowa fala spadków. Stąd właśnie najważniejsze pytanie przed zimą, czy przedsiębiorcy i społeczeństwo zachowali jeszcze nadzieję na zmianę na lepsze.

Dlaczego pytanie to jest takie ważne? Może dlatego, iż w ciągu całego 2015 roku tak państwo, znacząca część biznesu, jak i obywatele kierowali się na co dzień logiką przejadania rezerw.

Na koniec roku, deficyt budżetu federalnego wyniesie 2 biliony rubli. Fundusz Rezerwowy skurczy się o 900 miliardów rubli. Całkowity deficyt w regionach przewyższa 700 miliardów rubli, dziurę tę trzeba będzie w przyszłości zasypać przy pomocy subwencji z centrum. Sektor korporacyjny być może pokazuje budzące optymizm zyski, jednak nie wolno zapominać, iż ponad 85% tych zysków przypada na takie dziedziny, jak wydobycie i metalurgia. Inne gałęzie, wcześniej odgrywające role lokomotyw wzrostu (budownictwo, gastronomia, handel hurtowy, transport lotniczy, handel nieruchomościami, nie mówiąc już o turystyce i organizacji czasu wolnego) ponoszą obecnie poważne straty, wiele przedsiębiorstw znajduje się na granicy bankructwa. Coraz większa ilość przedsiębiorców pokrywa straty z działalności bieżącej, sięgając po rezerwy zaoszczędzone w latach minionych, lub wyprzedając zgromadzone aktywa. Obywatele zachowują się podobnie. Nominalne dochody ludności zwiększyły się w tym okresie o 4,4%, za to nominalne obroty handlu detalicznego zwiększyły się o 6,6%, co oznacza, iż ludzie zaczynają wydawać oszczędności. Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden budzący niepokój sygnał, zwiększa się ilość nie spłacanych kredytów, jego źródłem jest próba podtrzymania stosunkowo wysokiego poziomu konsumpcji.

Co to wszystko oznacza? Rezerwy nie są nieograniczone, nie ma takich ani państwo, ani biznes, ani obywatele. Jeśli w odniesieniu do państwa można zachować pewne zaufanie (budżet przyjęto i będzie zrealizowany, fundusze rezerwowe w 1916 roku pozwolą na pokrycie deficytu w dowolnej wysokości), to zachowanie tak przedsiębiorców, jak i obywateli jest nie do przewidzenia. Wyobraźmy sobie, iż na przestrzeni nadchodzących 3-5 miesięcy nie dostrzeżemy oczywistych objawów świadczących o przezwyciężaniu kryzysu, wówczas konieczne stanie się dostosowanie się do realiów: konsumenci będą zmuszeni do ograniczenia wydatków, przedsiębiorcy będą zamykali nierentowne przedsiębiorstwa. Ci ostatni mogą dojść do wniosku, iż okres gorszej koniunktury się wydłuży, i że w przyszłości uda się wrócić na rynek, nabywając niezbędne moce po niższej cenie. Jeśli taka ocena rzeczywistości upowszechni się w większej skali, będziemy świadkami kolejnej fali kryzysu, będzie ona miała bardziej niszczącą siłę niż poprzednia. Jestem dziś przekonany, iż wszystko zależy obecnie nie od rachunku makroekonomicznego, a od oczekiwań średniego i małego biznesu oraz konsumentów.

Równocześnie, nie bardzo widzę, skąd miałaby się wziąć zmiana trendu w odniesieniu do oczekiwań. Nie bardzo wiadomo skąd miałoby nadejść przełamanie kryzysu.


Poziomy minimalne


Po pierwsze, ceny na surowce testują nowe poziomy minimalne. 16 listopada, po raz pierwszy od 2009 roku, wartość koszyka naftowego OPEC spadła do poziomu poniżej 40 dolarów za baryłkę. Choć wydobycie w USA nieco spadło, zmniejsza się import ropy (jak się zdaje, spadek ten przedłuży się w związku z ciepłą jesienią i zimą), tym bardziej, iż zapasy znajdują się na poziomie bliskim do maksymalnego. Tej jesieni w Europie ceny węgla osiągnęły historyczne minimum, ceny miedzi i niklu spadły w ciągu roku o 30% i 40%, spadek w listopadzie uległ znaczącemu przyspieszeniu. Wcześniej, w sierpniu, gdy obserwowaliśmy podobny spadek cen, wartość dolara podniosła się do 71 rubli, dzisiaj kurs obniżył się do 65-65,5. To oznacza, iż rublowa cena ropy naftowej obniżyła się o 10 procent i to zaledwie w ciągu 3 miesięcy. Pozwala to przewidzieć już w zimie dalszy spadek wartości rosyjskiej waluty (możemy zbliżyć się do dawnych rekordów, tj. poziomu 75 rubli za dolar). Konsekwencją będzie spadek siły nabywczej i zaufania ze strony ludności, biznes i obywatele zaczną się obawiać, iż nadchodzi nowa fala inflacji. W rezultacie, znów zaobserwujemy spadek inwestycji.

Po drugie, wyciągając wnioski z obecnych trendach, mamy do czynienia z krachem na rynku trwałych dóbr konsumpcyjnych, a także nieruchomości. Średnie ceny mieszkań w rublach spadły w Moskwie w porównaniu z trzecim kwartałem 2014 roku o więcej niż 15 %, ceny dolarowe prawie dwukrotnie. Trzy notowane na giełdzie firmy budowlane (ich rozliczenia są dostępne) zanotowały w ciągu minionych 9 miesięcy spadek sprzedaży mieszkań o 25% (w metrach kwadratowych). Przedsiębiorstwa budowlane, które zaciągnęły znaczne kredyty walutowe znajdują się na granicy bankructwa. Dealerzy samochodowi spodziewają się w ostatnich miesiącach roku spadku sprzedaży na poziomie 43-55%, PwC prognozuje, że w skali roku spadek sięgnie 45%. Pierwsze miesiące zimowe na rynku samochodowym nie przyniosą odbicia. Trudności będą odczuwać producenci i sieci dealerskie. Deweloperzy praktycznie wstrzymali inwestycje, do 25 % powierzchni biurowych i 20% powierzchni handlowych pozostaje bez najemcy. Zima przyniesie katastrofalne problemy przedsiębiorstwom turystycznym, a także liniom lotniczym. Ceny na ich usługi będą rosnąc, ale popyt na nie spadać. Początek 2016 roku będzie dla wielu przedsiębiorców momentem prawdy.

To możliwe, że w porównaniu z dochodami zobaczymy "wyprzedzające" cięcia po stronie wydatków. To będzie główny impuls dla nowej fali kryzysu.


Najważniejszy impuls


Po trzecie, większość przedsiębiorstw już od stycznia zacznie funkcjonować w nowym układzie budżetowym, w ich planach finansowych na 2016 roku, niemal w 80% przypadków zakładana jest redukcja kosztów (o 10%, lub więcej). Pracownicy odczują jej skutki w miesiąc-dwa później. Nie można jednak mieć wątpliwości, iż już na początku lutego zobaczymy znaczące zmniejszenie realnych dochodów (indeksacja emerytur i zasiłków wypłacanych przez państwo nie zrekompensuje tego spadku). Mniej więcej wówczas ludzie zrozumieją, że muszą żyć na poziomie swych możliwości, z drugiej strony nie będą jednak wierzyć, iż nastała czarna godzina i należy sięgnąć po schowane na nią ostatnie zapasy. Jeśli sytuacja rozwinie się w tym kierunku, możemy być świadkami "wyprzedzających" w zestawieniu z dochodami cięć po stronie wydatków. Tak będzie wyglądał najważniejszy impuls dla nowej fali kryzysu. Położenie stanie się szczególnie trudne w większości tych gałęzi gospodarki, które bezpośrednio związane są z rynkiem konsumpcyjnym.

Po czwarte, nie wolno nam zlekceważyć poważnego kryzysu systemu bankowego (niedawno mówił o nim Herman Gref). Zgodnie z obliczeniami Standard&Poor's roczne wyniki rosyjskiego sektora bankowego (obliczone zgodnie ze Standardem IFRS) będą na minusie. Od początku roku pozbawiono licencji ponad 82 banki, znaczna częsć organizacji kredytowych albo ukrywa straty, albo wykazuje zysk wyłącznie dzięki super tanim pieniądzom udostępnianym przez państwo (przykładem może tu być Bank Moskwy - Agencja Ubezpieczeń Wkładów powierzyła mu depozyt w wysokości 295 miliardów rubli. W grudniu 2014 roku przedłużono go na pięć lat, jego oprocentowanie wynosi 0,51% rocznie). Sytuacja na rosyjskiej giełdzie także nie ulega poprawie. Rosyjskie fundusze emerytalne ustanowiły rekord świata, jeśli idzie o straty - wyniosły one 7,4%. Problemy te można ignorować, a banki wspierać kredytami Banku Centralnego lub Agencji Ubezpieczenia Depozytów, jednak prędzej, czy później, wszystko wyjdzie na jaw.

Wszystkie te problemy mogą dadzą nam się we znaki, tym bardziej, iż został wykorzystany już potencjał wzrostu wywołany dewaluacją rubla, zwłaszcza w gałęziach zorientowanych na zaspokojenie popytu pośredniego. Trudno liczyć, iż dalej będzie zwiększać się wytwórczość dóbr inwestycyjnych, zależy ona przede wszystkim od popytu ze strony państwa, lub przedsiębiorstw państwowych. Zadecydują o tym dwie przyczyny, z jednej państwo będzie zwiększać inwestycje w sektorze obronnym, w nim najtrudniej o kumulujące się zyski, z drugiej, w warunkach depresji na rynku nośników energii ważne projekty z dziedziny infrastruktury będą zamrażane, lub realizowane z wielkim opóźnieniem. Mało prawdopodobne, iż wsparcie udzielane gospodarce przez państwo przez cały rok 2016 pozostanie na tym samym poziomie. Wreszcie, w połowie grudnia czeka nas praktycznie nieuniknione podwyższenie amerykańskiej stawki procentowej, co oznacza, iż można będzie zapomnieć o obniżeniu kluczowych stawek Banku Rosji i poprawie warunków kredytowania gospodarki w roku 2016. Nie chcę nawet mówić o tym, iż do końca roku wielkie kompanie będą musiały znaleźć ponad 15 miliardów dolarów, by uregulować stare kredyty. Znalezienie refinansowania na rynku wewnętrznym będzie praktycznie niemożliwe.


Niespełnione nadzieje


Chciałbym zauważyć: w ciągu całego roku władza i biznes wciąż spodziewały się, iż zdarzy się coś, co zmieni sytuację na korzyść. Powtarzano, iż podwyżka cen ropy naftowej jest nieunikniona, i że lada chwila zostaną zniesione sankcje nałożone na Rosje przez Amerykę i Europę. Wyrażano nadzieję, iż Chiny zastąpią kraje zachodnie jako źródło inwestycji i kredytów. Te nadzieje się nie spełniły. Poszukując sposobów okazania wpływu na Zachód, w październiku Rosja podjęła operację wojskową w Syrii, jednak jej następstwem może być kolejna fala międzynarodowego terroryzmu. Nadzieja na mannę z nieba w praktyce sparaliżowała działania rządu wewnątrz kraju. Jeśli sytuację obecną porównać z kryzysem z lat 2009-2009, to zauważyć nie trudno, iż obecnie władze przeznaczają na walkę z kryzysem zaledwie 20% sum wydatkowanych na ten cel wówczas. Nie wspominam nawet o podwyżce podatków i opłat za transakcje ziemią, czy opłat drogowych dla ciężarówek, wszystkie one komplikują sytuację biznesu w najmniej sprzyjającej sytuacji.

Rosyjski rząd już na początku 2015 roku uświadomił sobie, iż nowy kryzys będzie bardziej długotrwały, niż poprzedni. Oczekiwano jednak, iż będzie on jednocześnie łagodniejszy. Na razie nadzieje te spełniają się, kryzys nie jest tak głęboki, inflacja nie rośnie tak szybko, jak można było się spodziewać jeszcze rok temu. Gospodarki, w odróżnieniu od roku 2009 nie uległa paraliżowi.  A jednak dopiero w przyszłości dowiemy się, czy obecne trudności są przejściowe. Odpowiedź na to ważne pytanie poznamy w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Można jednak być pewnym, iż miesiące okażą się daleko nie proste.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski


Oryginał ukazał się na portalu slon.ru: https://slon.ru/posts/59876




*Władisław Inoziemcew (ur. 1968), wybitny rosyjski ekonomista, socjolog, polityk o demokratycznej orientacji. Dyrektor Centrum Badań Społeczeństwa Postindustrialnego. Redaktor naczelny pisma „Swobodnaja Mysl”. Jest autorem kilkuset opublikowanych w Rosji i za granicą prac naukowych i publicystycznych. Ma na koncie 15 monografii. Jest członkiem Rady Naukowej i Prezydium Rosyjskiej Rady do Spraw Zagranicznych. 







Artykuły Władisława Inoziemcewa tłumaczone przez "Media-w-Rosji"



Spowolnienie gospodarcze stało się zauważalne zaraz po powrocie Władimira Putina na Kreml, jednak to przede wszystkim sankcje gospodarcze doprowadziły do spadku wartości rubla. Podejmując wysiłki na rzecz odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji, Władimir Putin niewiele uwagi poświęca gospodarce. Potrafi jedynie składać daleko idące obietnice socjalne. Rosja nie jest przygotowana na kryzys – mówi ekonomista i polityk Władisław Inoziemcew


Zamiast realizacji wcześniej opracowanego planu działań, można spodziewać się nowej fali propagandy. Społeczeństwo dowie się, że kryzys sprowokowali Amerykanie, i że w trudnej chwili należy skupić się wokół prezydenta Putina.




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.