piątek, 28 października 2016

Autorytarne reżimy nie są wieczne



Jak długo będzie trwał w Rosji system zbudowany przez Władimira Putina? Rosjanie spoza środowiska kremlowskiej elity są pesymistami. Putin nie jest stary, właśnie zapowiedział, że nie wybiera się na polityczną emeryturę, co oznacza, iż zechce ubiegać się o kolejną kadencję w wyborach 2018 roku. Czarnowidze wręcz ostrzegają, że po odejściu Putina może być jeszcze gorzej, Rosja pogrąży się w chaosie, albo zapanuje w niej reżim jeszcze bardziej bezwzględny. Dmitrij Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu jest autorem opublikowanej właśnie książki "Czy reżim Putina przetrwa do 2042 roku?". Jego zdaniem, dalsze rządy Putina oznaczają stagnację, podobną do breżniewowskiego zastoju. Tylko po jego odejściu, może rozpocząć się inicjowany z góry proces demokratycznych przemian.







Jakie są podstawy fantastycznego sukcesu prezydenta Rosji i co się stanie, kiedy odejdzie? Na ten temat wypowiada się profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, Dmitrij Trawin.

Rosbałt rozmawia z profesorem Dmitrijem Trawinem, autorem książki "Czy system putinowski przetrwa do 2042 roku?". Prof. Trawin jest dyrektorem Ośrodka Badań nad Procesami Modernizacji przy Uniwersytecie Europejskim w St. Petersburgu.




Z Dmitrijem Trawinem rozmawia Sofja Mochowa




Rosjanie uważają, że to Putinowi zawdzięczają poprawę warunków życia w pierwszych latach jego rządów. Teraz podbił ich serca ideą wielkiej Rosji zdolnej do obrony swoich interesów. 



Sofja Mochowa:
Władimir Putin stał się dla naszego kraju postacią kluczową, bez niego Rosja byłaby zupełnie inna. Czy uzasadniona jest opinia, iż od samego początku sukces Putina był uwarunkowany koniunkturą ekonomiczną, wynikał z podwyżki cen na ropę naftową? Czy należy mówić raczej o całym zespole przyczyn?

Pokolenie lat siedemdziesiątych

Dmitrij Trawin:
Narodziny obecnego systemu politycznego, czy jak chętnie mówią ekonomiści nowych instytucji społecznych, zasad gry regulujących nasze życie, rzeczywiście były uwarunkowane przez rozwój wydarzeń w latach dziewięćdziesiątych, później zaś przez wysokie ceny ropy naftowej, dzięki którym powstało wrażenie, iż lata dwutysięczne były epoką rozkwitu. Ale wielkie znaczenie miała też osobowość Władimira Putina. Gorbaczow był idealistą, gdy próbował reformować kraj, kierowały nim ideały pokolenia ukształtowanego w latach sześćdziesiątych. Putin należy do innego pokolenia, to ludzie lat siedemdziesiątych, generacja pragmatyków. Nowa sytuacja stwarzała warunki umożliwiające osiągnięcie określonych korzyści, a on potrafił je zmaksymalizować. Skorzystał on sam i jego najbliższe otoczenie. Tak z zasady zachowywali się ludzie lat siedemdziesiątych. Podobnie zachowali się należący do tego pokolenia oligarchowie, nie zastanawiając się nad sensem życia, i nie przejmując losem społeczeństwa, zgromadzili ogromne kapitały, maksymalizowali zyski. Reprezentujący to samo pokolenie ludzie kultury i dziennikarze bardzo szybko porzucili demokratyczne poglądy, zaczęli obsługiwać reżim, dziś są zamożni i zadowoleni z sukcesu. Pod tym względem Putin jest produktem swojego pokolenia.

Mochowa:
Pisze pan w książce, że kariera Putina, do chwili, gdy udało mu się odnieść oszałamiający sukces, nie toczyła się bez przeszkód,. Nagle człowiek znikąd podporządkował sobie cały system. Jak to się stało?

Droga na szczyt

Trawin:
Na pierwszy rzut oka, może się wydawać, że Putin został niekwestionowanym przywódcą kraju niemal z dnia na dzień. Nagle Jelcyn ogłosił, iż to on będzie jego następcą. Do tamtej chwili większość Rosjan nigdy o nim nie słyszała. W rzeczywistości zdobywanie Olimpu zabrało Putinowi sporo czasu,  od 1998 do 2004 roku. Wydaje mi się, że Putin będący z zawodu funkcjonariuszem organów bezpieczeństwa państwa nie potrafi myśleć strategicznie. O tym, co będzie robił i jak się zachowa decydowały okoliczności. Na początku zapewne wydawało mu się, iż w najlepszym wypadku na stanowisku prezydenta czekają go dwie kadencje. W początkowym stadium swojej prezydentury Putin musiał zostać zaaprobowany przez przedstawicieli rodziny Jelcyna, był zaledwie jednym z trybów rządzącej elity. Kiedy oficjalnie został dziedzicem Kremla, zabrał się za wzmacnianie swojej władzy osobistej. Ze swej strony "rodzinie" wydawało się, iż Putin pozostanie pierwszym wśród równych, a nie absolutnym numerem jeden. W tamtych czasach, w kraju funkcjonowały różne ośrodki władzy.

Stopniowo jednak Putinowi udawało się poszerzać swoje wpływy. Podczas przechodzenia z jednego poziomu na wyższy Putin uświadamiał sobie, iż opór materii nie jest tak silny, jak mogło wydawać się na początku. W dodatku, okazało się, iż społeczeństwo  chętnie przysłuchuje się propagandzie, z punktu widzenia władzy było to szczególnie cenne. Jak mi się wydaje, nawet sam Putin, nie przewidywał, jak wielki będzie sukces związany z drugą wojną w Czeczenii i jak szybko telewizja zdoła wytłumaczyć społeczeństwu, iż prezydent jest jego zbawcą i   stworzy obraz silnego, zdecydowanego przywódcy, wokół którego należy się zjednoczyć. Potem wyjaśniło się, iż rosną ceny ropy naftowej i możliwy jest rozwój gospodarki bez jakichkolwiek reform. Putin dobrze zapamiętał, że wprowadzaniu reform zwykle towarzyszą różnego rodzaju nieprzyjemności. Historia nie zna reformatorów podejmujących ambitny program zmian, którzy w rezultacie nie utraciliby sympatii społecznej. Putin zorientował się jednak, iż dochody z ropy naftowej pozwalają podwyższyć poziom życia społeczeństwa. W rezultacie zrezygnował z jakichkolwiek reform. Stopniowo zbudował system, o jakim na początku nawet i nie marzył. Po zwycięstwie w wyborach w 2004 roku okazało się, iż jest nie tylko prezydentem, a gospodarzem kraju.

Mochowa:
W najbliższym otoczeniu władcy zawsze można znaleźć chętnych do zajęcia jego miejsca. U nas jednak nie powstał żaden równoległy ośrodek władzy. Jak pan to wytłumaczy?

Trawin:
Stworzony przez Putina system eliminuje wszelkich konkurentów. Całkiem niedawno byliśmy świadkami operacji mającej na celu całkowitą dyskredytację byłego premiera Michaila Kasjanowa, mimo iż jest politykiem słabym, bez szansy na sukces.

Mochowa:
Nie miałam na myśli polityków zepchniętych na margines, a raczej tych, którzy trafili na Kreml….

Trawin:
Ci na Kremlu są zadowoleni, że się tam znaleźli. Odnieśli sukces, zbili majątek. Zaspokoili swoje potrzeby. Po co mieliby obalać wodza, próbować zająć jego miejsce? Ludzie z elity myślą racjonalnie, może w czasach Putina nie zajmą pierwszego, ani nawet drugiego miejsca, ale i tak ich sukces jest gwarantowany. Dobrym przykładem może być tu kariera Wiaczesława Wołodina (obecnie przewodniczący niższej izby parlamentu - "mediawRosji"), ten polityk zaczynał w partii byłego burmistrza Moskwy Jurija Łużkowa (wszyscy już o tym zapomnieli). Putin jak się okazało, potrafi przytulić polityka z obozu przeciwnego, umożliwić mu zrobienie kariery. Za to konflikt z prezydentem może być niebezpieczny. W takiej sytuacji człowiek rozsądny nie będzie się sprzeciwiał.

Oprócz tego, nawet z technicznego punktu widzenia, zmiana przywódcy nie byłaby prosta. Po pierwsze, Putin cieszy się kolosalną popularnością, nikt w takiej sytuacji nie będzie inicjował przewrotu. Poparcie dla Putina oznacza, iż bunt przeciw niemu może być zwyczajnie niebezpieczny. Po drugie, w Rosji nie ma tradycji wojskowych zamachów stanu. Po raz ostatni tego rodzaju próbę podjęto w grudniu 1825 r. Zamachowcy, dekabryści, ponieśli całkowitą klęską. Dziś, nikt w naszych siłach zbrojnych nie będzie żywił podobnych zamiarów i ambicji. Trzeźwa ocena obecnej sytuacji prowadzi do wniosku, iż w Rosji nie ma warunków dla wojskowego, lub cywilnego zamachu stanu. Pozycja Putina jest stabilna, władzy nic nie zagraża.

Odwrócona piramida

Mochowa:
Na jakich fundamentach opiera się piramida rządów Putina?

Trawin:
Paradoks polega na tym, iż obecnie cała struktura władzy trzyma się wyłącznie na samym Putinie. Przypomina ona odwróconą piramidę… W państwie demokratycznym zazwyczaj, wszystko zależy od społeczeństwa, głosując ludzie powierzają władzę wybranej przez siebie partii politycznej. Elity kreowane są dzięki poparciu z dołu. Później już w swych własnych szeregach elita szuka przywódcy. Bez wsparcia ze strony otoczenia nie będzie on w stanie rządzić.

Ale los Putina, dzięki potężnemu poparciu ze strony społeczeństwa, nie zależy od zachowania elity. Moglibyśmy wybrać nowych deputowanych do parlamentu, mianować nowych ludzi na stanowiska urzędnicze i wtedy okazałoby się, iż skuteczność ich działania jest taka sama, co ich poprzedników. W Rosji nie trudno wymienić elitę, przede wszystkim dlatego, iż to nie ona kreuje lidera. Jednak, gdyby Putin utracił popularność, moglibyśmy zobaczyć, jak historia zaczyna toczyć się w zgodzie ze scenariuszem znanym z historii: "A ty jesteś lżecarem…." Wtedy wszystko może się rozpaść w ciągu miesiąca-dwóch, społeczeństwo zacznie szukać nowego cara. Wystarczy wówczas w telewizji pokazać nowego cara… W takiej sytuacji zmiany mogą przyspieszyć, mogą zachodzić równie szybko, jak w sierpniu-wrześniu 1999 roku, gdy ludziom zaprezentowano Putina. Wystarczyło kilka miesięcy, by stał się przywódcą, dla którego nie ma alternatywy.

"A lud milczy…"

Mochowa:
Pisze pan, że społeczeństwo rosyjskie woli zachowywać milczenie. Nie miesza się do polityki i nie stara się jej analizować. Ludzie w innym kraju zachowaliby się inaczej, Putinowi trudno byłoby zdobyć ich uwielbienie.

Trawin:
"A lud milczy" - pamięta pani genialną frazę Puszkina z dramatu "Borys Godunow"? Coraz bardziej nabieram przekonania, iż to cecha charakterystyczna szerokich mas nie tylko w Rosji, ale i w innych krajach, gdzie nie doprowadzono do finału procesu modernizacji.  Co równie istotne, w tego rodzaju krajach, jeśli demonstruje się oburzenie i niezadowolenie, w odpowiedzi można dostać po głowie. Nawet w krajach zachodnich, nie całe społeczeństwa starają się zrozumieć istotę problemu, dotychczasowe sukcesy Donalda Trumpa są tu najlepszą ilustracją.

W latach dziewięćdziesiątych prosty człowiek w Rosji przejęty był przede wszystkim własnym losem. Po pracy nie miał najmniejszej ochoty zastanawiać się nad tym, co dzieje się w kraju. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że lata dziewięćdziesiąte były pasmem niepowodzeń. Jakość życia uległa pogorszeniu, ale ludziom brakowało czasu, by analizować dlaczego. Lata dwutysięczne przyniosły sukces i rozwój, gospodarka rozwijała się w szybkim tempie, zwiększały się dochody ludności. Pomogły przede wszystkim wysokie ceny ropy naftowej, jednak prosty człowiek nie będzie o tym myślał. Ludzie doszli do wniosku, iż jeśli życie stało się łatwiejsze, na pewno jest to zasługą Putina, to on przecież objął władzę. W wielu innych krajach, w podobnej sytuacji, tamtejsze społeczeństwa także zdałyby się na łaskę autorytarnego przywódcy. Przecież niemal wszystkie kraje europejskie mają w swej historii rozdział autorytarny. Z jednej strony jest mi przykro, iż nasze obecne władze doprowadziły kraj do sytuacji kryzysowej, mamy recesję, czekają nas lata stagnacji, zastoju, z drugiej jednak wiem dobrze, iż takie położenie nie potrwa wiecznie, iż w przyszłości dojdzie do zmiany reżimu.

Mochowa:
Wielu szanowanych ekonomistów twierdzi, iż pierwsze przejawy kryzysu wystąpiły znacznie wcześniej, niż w 2014 roku. Przecież Putin też to powinien rozumieć. Dlaczego nie podjął żadnych kroków zaradczych?

Najlepsze wyjście: nie robić nic

Trawin:
Putin wszystko rozumiał, nie ma wątpliwości. Choćby głośna dymisja ministra finansów Kudrina jesienią 2011 roku winna dać mu do myślenia. Odchodzi twój najlepszy minister, to wyraźny sygnał nadchodzącego kryzysu. Ale jak się wydaje, nie istniała szansa na uzdrowienie gospodarki bez gruntownych reform. Tu przypomina się stara radziecka anegdota o hydrauliku, który nie może niczego naprawić, bo trzeba zmienić całą instalację.

Najważniejszy problem gospodarki rosyjskiej polega na tym, iż działa ona w oparciu o nieprawidłowe zasady gry. Nie jest chroniona własność prywatna, urzędnicy mają możliwość obłożenia jej ogromnymi daninami-łapówkami, a ludzie z resortów siłowych mogą ją po prostu odebrać. W rezultacie biznes nie zajmuje się biznesem, za to transferuje pieniądze na zachód. By biznes mógł poczuć się bezpiecznie, należy w pierwszej kolejności uregulować sytuację z zaprzyjaźnionymi funkcjonariuszami resortów siłowych, uniemożliwić im odbieranie cudzego. Ale to właśnie "siłowiki" są podstawą reżimu Putina. Kiedy sytuacja w gospodarce zaczęła się pogarszać, Putin spędził z pewnością nie jedną bezsenną noc, zastanawiając się, co należałoby zrobić. I zdecydował, iż najlepiej będzie nie robić nic, zapewne dlatego, iż serce narodu można podbić przy pomocy innych metod. Popularność Putina spadała, ale udało się zająć Krym. I wskaźniki poparcia dla prezydenta zaczęły znów rosnąć, bez względu na kryzys w gospodarce.

Mochowa:
Dlaczego właśnie aneksja Krymu pozwoliła osiągnąć taki efekt?




"Czy Rosja Putina przetrwa do roku 2042 roku?" - nowa książka petersburskiego ekonomisty i publicysty Dmitrija Trawina wywołała w Rosji szeroką dyskusję. 



Trawin:
Dla wielu zdobycz ta miała znaczenie symboliczne. Każdy chciałby doświadczyć w życiu czegoś wielkiego, wspaniałego. Jeśli nie potrafisz samemu zdobyć się na coś podobnego, znaczącego, to warto przynajmniej poczuć się trybikiem wielkiej odnoszącej sukces machiny. Nie przypadkowo, największą popularność Stalin zdobył po wojnie, choć jakość jego rządów, w tym dowodzenia armią była katastrofalna. Ale ludzie chcieli być cząstką wielkiego mechanizmu ze Stalinem na czele. I obecnie znacznej ilości ludzi wydaje się, iż nawet aneksja małego półwyspu to także osiągnięcie na wielką skalę.

Swój wkład wniosła w tej historii umiejętnie sterowana propaganda. Ludzie nie mówią, że zabraliśmy Krym braterskiemu narodowi Ukrainy. Uważają, iż w Kijowie rządzi marionetkowa junta, że sterują nią Amerykanie pragnący na Krymie stworzyć bazę wojskową. Głosując na Putina, ludzie wspierają w ich przekonaniu wielką sprawę, chcą byśmy wzięli na siebie misję obrony kraju i całej Europy przed chytrym i agresywnym ukraińskim reżimem. Putin znalazł klucz do ludzkich serc, postąpił profesjonalnie z polityczno-psychologicznego punktu widzenia.

Mochowa:
Można więc powiedzieć, iż w pierwszych latach rządów Putina ludzie wielbili go za to, że poprawił się poziom ich życia, teraz zaś żyje im się dobrze, bo wielbią Putina? Najpierw dostali chleb, teraz igrzyska.

Trawin:
Ogólnie rzecz biorąc, tak. Ale, po pierwsze, nie obserwujemy jakiegoś drastycznego spadku poziomu życia, nie wpadliśmy w podobną do radzieckiej jamę z pustymi półkami. Trudno jednak nie zauważyć panującego powszechnie pesymizmu, ludzie nie widzą dla siebie perspektyw. Po drugie, władza przestała interesować się człowiekiem. W zamian zaproponowano społeczeństwu ideę ogólnopaństwową: jesteśmy wielkim krajem, odzyskaliśmy Krym. Ludzie poczuli się lepiej, wciąż wielbią Putina, choć nie są zadowoleni z sytuacji gospodarczej. Odpowiedzialnością za spadek swoich dochodów obarczają oligarchów, urzędników, liberałów. Obie te okoliczności w połączeniu ze zręczną propagandą pozwalają utrzymywać poparcie dla Putina na wystarczająco wysokim poziomie.

Zmiany inicjowane odgórnie

Mochowa:
Jaki rozwój wypadków czeka nas w przyszłości?

Trawin:
Bardzo prawdopodobne, że reżim przetrwa długo. Warto zastosować tu analizę porównawczą, pod wieloma względami widać dziś podobieństwo do schyłkowego okresu władzy radzieckiej. Jeden po drugim umierali jej przywódcy, Breżniew, Czernienko, Andropow, zbliżał się ostateczny krach reżimu. W końcu władzę objął przedstawiciel młodszego pokolenia, Michaił Siergiejewicz Gorbaczow. Rzecz jasna jego celem nie było zniszczenie systemu, doprowadzenie do tego, do czego doszło w końcu 1991 roku. Jednak zależało mu na przezwyciężeniu trudności i zainicjował proces transformacji. Wydaje mi się, iż podobny los spotka i obecny reżim. Być może trwać będzie długo, ale w końcu do władzy przyjdą ludzie, którzy zechcą go zmienić… Ale im dłużej reżim będzie rządzić, tym będzie nam trudniej i gorzej żyć.

Mochowa:
To znaczy, iż zapewne reżim nie przeżyje po odejściu swego przywódcy?

Trawin:
W istocie reżim Breżniewa skończył się po jego śmierci. Andropow i Czernienko rządzili bardzo krótko. Nawet Andropow pragnął zmian. Wewnątrz obozu władzy pojawiły się grupy różniące w ocenie tego, co należy robić… Upadek reżimu Putina, jak mi się wydaje, także zostanie zainicjowany z góry. Stanie się to wówczas, gdy walkę o władzę podejmą różne grupy, będą konkurowały między sobą, czyj program należy wprowadzić w życie.

Istnieje  niewielkie prawdopodobieństwo, iż Putinowi uda się przekazać komuś władzę jeszcze na 20-30 lat. Żaden z radzieckich przywódców nie potrafił znaleźć dla siebie następcy, ani Lenin, ani Stalin, ani Breżniew. Umierając wszyscy byli przeświadczeni, iż są otoczeni przez dziwnych ludzi, niektórych uważali za zdrajców, innych za nieudaczników. I dziś, trudno powiedzieć, by ktoś przy Putinie zajmował drugie miejsce. On sam nie dowierza prawie nikomu, stosuje taktykę dzielenia. Mam wrażenie, że kiedy odejdzie obecny prezydent, grupy walczące między sobą o władzę grupy jednakowo silne. Sytuacja zmusi je, by odwołały się do szerokich kręgów elity, zaś elita będzie musiała nawiązać porozumienie ze społeczeństwem. W rezultacie będziemy świadkami przynajmniej ograniczonej demokratyzacji, o przyszłości postputinowskiej Rosji będzie decydować całe społeczeństwo. Mało prawdopodobne, by ludzie pragnęli zachowania starego systemu. Po zakończeniu epoki Breżniewa, wszyscy z entuzjazmem przyjęli gorbaczowowską pieriestrojkę. Wszyscy chcieli zmian i rozumieli, że życie z kiełbasa jest lepsze od życia bez niej.

Mochowa:
Czy po kolejnej zmianie reżimu czekają nas trudne czasy?

Trawin:
Im dłużej będzie funkcjonował obecny reżim, tym transformacja będzie boleśniejsza. Pod tym względem, także jesteśmy podobni do ZSRR. Kraj przestaje się rozwijać, po to by gospodarka mogła rosnąć, niezbędny jest napływ nowych kapitałów. Niekoniecznie zagranicznych, wystarczy by nasze własne nie wyciekały za granicę i zostawały w kraju.

Jeśli obecny styl życia będzie trwał jeszcze 20 lat, okaże się, że wiele naszych wskaźników znalazło się na o wiele niższym poziomie, niż na zachodzie. Kiedy upadnie obecny nieefektywny reżim, niezbędne będzie wprowadzenie w życie programu poważnych reform gospodarczych. Będą bolały. Mamy w kraju ogromną ilość urzędników, wojskowych, ochroniarzy, kiedy zaczną się przemiany, ci ludzie będą musieli zdobyć nowe kwalifikacje. W tych okolicznościach, trudno mieć pewność, iż po zakończeniu putinizmu, w Rosji odniesie triumf prawdziwa demokracja typu zachodniego. Być może, sytuacja rozwinie się u nas jak na Ukrainie, gdzie różne ugrupowania toczą między sobą walkę, zaś samo państwo pozostaje dysfunkcjonalne. Trudno oczekiwać, iż Putinowi uda się całkowicie zapobiec groźbie rozpadu kraju (choćby w oparciu o scenariusz ukraiński). Niewykluczone, iż zostanie on odłożony w czasie. Autorytarne reżimy nie są wieczne. Także większość państw zachodu ma za sobą okresy trudnych przemian, widzimy też, co dzieje się obecnie w Gruzji i na Ukrainie. Tak więc czeka nas trudna przyszłość. Wrócimy jednak na ścieżkę rozwoju.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na portalu agencji "Rosbałt": http://www.rosbalt.ru/piter/2016/10/18/1559382.html





*Dmitrij Trawin (ur. 1964), ekonomista i publicysta o poglądach liberalnych. W latach 2001-2008 był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika "Dieło". Obecnie jest profesorem Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, kieruje w nim Ośrodkiem Badań nad Procesami Modernizacji. Jest autorem licznych publikacji w rosyjskich mediach oraz szeregu książek na tematy ekonomiczne i polityczne. 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





środa, 19 października 2016

Proszę, by ułaskawił pan mojego syna !



Dramat Michaiła Chodorkowskiego i kontrolowanej przez niego firmy naftowej "Jukos" zniszczył życie wielu ludziom. Do więzienia trafiło wielu jego współpracowników. Inni uciekli za granicę. Wśród pojmanych przez kremlowskich "opriczników" zakładników "Jukosu" najcenniejszy wydawał się Aleksiej Piczugin, były funkcjonariusz KGB, który przyjął ofertę pracy w "Jukosie" na stanowisku szefa wydziału bezpieczeństwa. Napastnikom działającym na zlecenie Kremla wydawało się, iż Piczugin złoży zeznania obciążające Michaiła Chodorkowskiego. Były to nadzieje płonne. W odwet, w sfabrykowanym procesie sądowym,  skazano go na dożywocie za domniemany udział w organizacji szeregu zabójstw popełnionych w interesach "Jukosu". Od 13 lat, Piczugin siedzi w obozie karnym, władzom wciąż wydaje się, iż  można go będzie wykorzystać w rozgrywce z walczącym z Kremlem i Władimirem Putinem, zamieszkałym dziś w Londynie, Michaiłem Chodorkowskim. Dla rodziny Piczugina, jego los to prawdziwy dramat. List do Władimira Putina z prośbą o ułaskawienie syna napisała jego matka, Ałla Piczugina.
 



Latem zeszłego roku, Aleksieja Piczugina, byłego szefa służby bezpieczeństwa korporacji "Jukos" wysłano etapem do Moskwy z obozu karnego "Czarny Delfin" w Sol-Ilecku. Śledczy ponownie uznali, że będą im potrzebne zeznania wymierzone w Michaiła Chodorkowskiego - jego sprawa została reanimowana przez Komitet Śledczy. Za to my, w redakcji "Nowej Gaziety", od razu pomyśleliśmy o Annie Nikołajewnie. Wyobraziliśmy sobie, iż teraz będzie jej łatwiej o spotkania z synem, przecież znajduje się teraz w Moskwie, w więzieniu Lefortowo, zaledwie w dwóch krokach od jej mieszkania, nie zaś w odległości 1200 kilometrów.

Jednak od chwili, gdy przywieziono Piczugina do Moskwy, jego matce nie przyznano z synem ani jednego widzenia.

Skazani na dożywocie mają prawo do widzeń z bliskimi tylko dwa razy w roku. Są to widzenia krótkie, trwają zaledwie 4 godziny, odbywają się przez szybę, za pośrednictwem słuchawki telefonicznej, w obecności strażnika.

I jak się wyjaśniło oficjalny limit spotkań przez szybę, gdy Piczugin siedział w Sol-Ilecku, matka i syn w tym roku już wykorzystali. A to oznacza, iż w Moskwie, w Lefortowie nie mają na co liczyć.

Zatelefonowaliśmy do Anny Nikołajewny z prośbą o wywiad. Zastanowiła się, nie wyraziła zgody. Ale poprosiła nas, byśmy opublikowali jej list do prezydenta Władimira Putina. To wszystko, co ma dziś do powiedzenia.


Redakcja "Nowoj Gaziety"




List Ałły Piczuginy do prezydenta Władimira Putina



Dwa razy w roku na widzenia z synem przez szybę Ałła Piczugina jeździła do obozu "Czarny Delfin". Teraz matka ostatniego zakładnika Jukosu, Aleksieja Piczugina, napisała do Władimira Putina rozpaczliwy list z prośbą o ułaskawienie syna. 


Szanowny Władmirze Władimirowiczu,

Pisze do Pana mama Aleksieja Piczugina, swego czasu kierującego wydziałem bezpieczeństwa w korporacji "Jukos", obecnie skazanego na wyrok dożywotniego pozbawienia wolności.

Władimirze Władimirowiczu !

Mój syn nie uczestniczył i nie uczestniczy w jakichkolwiek grach o charakterze politycznym. To nie jest jego styl. Aleksiej nie walczy z systemem. Jest człowiekiem zamkniętym, unika rozgłosu. Nie miał i nie ma zamiaru z kimkolwiek wojować, lub procesować się w sądzie, a już tym bardziej zajmować się polityką. Nie ma w nim wymierzonej w kogokolwiek złości. Jest dobrym, wierzącym człowiekiem, modli się za wszystkich….

Mój syn odpowiada tylko za jedno. To fakt z historii jego zatrudnienia. Tak się złożyło, że podjął pracę w firmie naftowej Jukos. On już dawno wszystko wszystkim udowodnił. Pomogła mu zwykła przyzwoitość i ludzka godność. Udowodnił przede wszystkim nam, swojej rodzinie. A także tysiącom nieznajomych ludzi (gdyby pan tylko wiedział, ile dostaje listów) z różnych zakątków naszego kraju, którzy codziennie wspierają jego i mnie.

Nie są to ludzie w coś zaangażowani, piszą zwykli, prości obywatele naszego kraju.

Mój syn pragnie tylko bezgranicznie, by móc się modlić i żyć razem z rodziną, dziećmi i wnukami. Chce żyć i pracować w naszym kraju. Nie pragnie niczego więcej. On nie mógł i nie może złożyć fałszywych zeznań przeciw komukolwiek, nawet gdyby komuś było to na rękę. Byłoby to sprzeczne z jego chrześcijańskim światopoglądem.

Władimirze Władimirowiczu !

Historia mojego to syna to prawdziwa ludzka tragedia. Wykreślono go z grona żyjących, a jednak potrafił zachować się przyzwoicie, bez względu na wywieraną na niego presję.

Władimirze Władimirowiczu !

Mam 77 lat. Mój syn ma lat 54. Nie jest całkiem zdrowy. Ja mam sił jeszcze mniej. Przez ostatnich 13 lat nie mogę choćby położyć dłoni na ramieniu syna, nawet nie myślę o tym, by go objąć. W tej samej sytuacji są jego dzieci. Władze obozowe nie dają nam prawdziwych widzeń, możemy zaledwie porozmawiać przez szybę, 2 razy do roku. Dwójka jego wnuków widziała go tylko na starych fotografiach, zrobionych jeszcze przed aresztowaniem. Tak się to odbyło, mojego syna osądzono, choć oskarżenie nie mogło przedstawić dowodów, choć manipulowano faktami i zeznaniami, a na przysięgłych podczas pierwszej rozprawy wywierano niewiarygodny nacisk.

W żadnym wypadku nie potrzebna mi pańska litość. Nie czuję nic, oprócz całkowitej rozpaczy. Jak się okazało, nawet prośba syna o ułaskawienie skierowana do pana zgodnie z konstytucją , nie dotarła, gdzie trzeba. Potwierdził to oficjalnie pański szanowny rzecznik prasowy. Zamiast pana, na prośbę Aleksieja o ułaskawienie, odpowiedział negatywnie gubernator obwodu orenburskiego. Nie przeczytał nawet pisma Aleksieja. To mnie zdumiało, iż prośby skazanych o ułaskawienie adresowane do pana, w ogóle do pana nie dochodzą. Mimo, iż jest pan gwarantem konstytucji, w której zostało zapisane, iż tego rodzaju sprawy rozstrzyga prezydent.

Władimirze Władimirowiczu !

Jestem być może naiwną kobietą, ale przez wszystkie te lata miałam i mam na nadzieję na pańskie miłosierdzie. Wierzę, że jest pan w stanie obiektywnie, bez uwarunkowań politycznych, rozpatrzeć sprawę i okazać współczucie. Liczę, że potrafi pan zrozumieć matkę.

Uwolnienie Aleksieja w żadnym wypadku nikomu nie może przynieść szkody. Już dawno pora, by wrócił do domu, do rodziny. Proszę, by ułaskawił pan mojego syna.

Z wielkim szacunkiem i nadzieją


Ałla Nikolajewna Piczugina


Tłum. ZDZ


Oryginał ukazał się na portalu "Nowoj Gaziety": https://www.novayagazeta.ru/articles/2016/10/18/70221-uzhe-13-let-ya-ne-mogu-dazhe-obnyat-svoego-syna








Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.




niedziela, 16 października 2016

Swoi i obcy, czyli kaci i ofiary



W położonym na zachodzie Rosji mieście Orioł odsłonięto właśnie pomnik  otoczonego ponurą sławą cara Iwana Groźnego. Z bezwzględnym okrucieństwem Iwan mordował, torturował, niszczył i palił. Na ceremonii w Orle zebrali się przedstawiciele najbardziej radykalnych rosyjskich ugrupowań nacjonalistycznych, pisarz Aleksander Prochanow, politolog i reżyser teatralny Siergiej Kurginian, przywódca motocyklowego gangu "Nocne Wilki" Aleksander  "Chirurg" Załdostanow. W odpowiedzi w rosyjskich mediach demokratycznych ukazała się seria krytycznych publikacji. Na łamach "Nowej Gaziety" znany reżyser filmowy Paweł Łungin ostrzega, iż upamiętnianie Iwana Groźnego, dzielenie Rosji na swoich i obcych może się skończyć tragicznie. Także dla tych, którzy w przyszłości widzą się w roli katów, nie ofiar.



Autor: Paweł Łungin






Na odsłonięciu pomnika Iwana Groźnego w Orle zebrali się przedstawiciele najbardziej radykalnych rosyjskich ugrupowań nacjonalistycznych. 




O Iwanie Groźnym wiadomo praktycznie wszystko. Był synobójcą, żonobójcą, wnukobójcą. Osobiście torturował ludzi. Mógł przerwać modlitwę, by udzielić instrukcji kogo i jak torturować. Nie ma wątpliwości, iż ten człowiek był prawdziwym złoczyńcą.

Więcej nawet, wiadomo, iż podczas ostatnich dwudziestu lat swoich rządów przegrał wszystkie wojny. Ich skutkiem był jeden z najciemniejszych okresów w historii Rosji. Groźny podzielił kraj na swoich i obcych. Nadeszły czasy Wielkiej Smuty, do której najlepiej pasuje termin Wojna Domowa.

Pojawia się pytanie, czy Rosja oszalała? Dlaczego teraz, po upływie pięciu stuleci postanowiła uwiecznić pamięć złoczyńcy?

W odpowiedzi na to pytanie słyszymy, proszę bardzo: "Przyjrzyjmy się postaci słynnego angielskiego króla Henryka VIII. Też był tyranem i żonobójcą". Ale to była prawda i osobliwości innych czasów.  Nas o wiele bardziej interesuje mówienie nie o Groźnym, a o nas samych.

"To jakby marzenie o Stalinie"

Nie mogę sobie wyobrazić, by nagle w Anglii zaczęły pojawiać się jak grzyby po deszczu pomniki Henryka VIII. Albo, by we Francji zaczęto na masową skalę budować pomniki upamiętniające Karola IX  i dodawać do nich stosowną inskrypcję: "W podziękowaniu za noc św. Bartłomieja i zniszczenie hugenotów".

Tu chodzi o pytania pod naszym adresem. Dotyczące nas samych. Jak widzimy i oceniamy swoją przeszłość i czas obecny.

To przecież nie trudno zrozumieć, w rzeczywistości nie chodzi o Groźnego. Posługujemy się eufemizmami, uczestnicząc w nierozwiązanym do dziś sporze o Stalina.

Groźny namalowany przez Eisensteina odbierany jest jako metafora odnosząca się do rządów Stalina. Tak wygląda marzenie o Stalinie.

To oznacza, iż w naszym społeczeństwie istnieje określona część pragnąca podzielić kraj na swoich i cudzych, na katów i na ofiary.

Z jakiegoś powodu są święcie przekonani, iż oni właśnie znajdą się wśród katów.

Marzy im się miejsce wśród "opryczników" z głową psią przytroczoną do siodła, lub jak to genialnie opisał Sorokin, "z głową psią na masce Mercedesa".

Warto jednak wszystkich uprzedzić, iż historia bywa o wiele bardziej złożona i nieprzewidywalna. Ci którzy są przekonani, iż wypadnie im rola katów, karmią się iluzjami.

Niech lepiej pomyślą o swym własnym życiu, o losie swoich dzieci i ludzi żyjących obok nich.

Chciałbym ich ostrzec:  "Nie przyzywajcie ducha złoczyńcy. Nie igrajcie z ogniem. To niebezpieczna gra. Wy sami możecie paść jej ofiarą".




Tłum.: ZDZ







*Paweł Łungin (ur. 1949), znany rosyjski reżyser filmowy, laureat licznych nagród zdobytych na rosyjskich i międzynarodowych festiwalach filmowych. Do jego najbardziej znanych filmów należą Taxi Blues, Wyspa, Car, Luna Park. W 2014 r. podpisał list do prezydenta Putina popierający aneksję Krymu. 












Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





środa, 5 października 2016

Sztuka ważniejsza niż kino: telewizja i rosyjska świadomość zbiorowa….



Telewizja rosyjska pozostaje zagadką nie tylko dla obserwatorów z zewnątrz. Także rosyjscy analitycy i eksperci zastanawiają się, dzięki czemu udało się Kremlowi przekształcić ją w tak skuteczne narzędzie propagandy. Ankietowani przez Centrum Lewady ludzie przyznają, iż telewizja pozostaje dla nich głównym źródłem informacji. Jednocześnie nie ukrywają, iż mają do niej ograniczone zaufanie. Wybitny rosyjski socjolog Aleksiej Lewinson uważa, iż to nie telewizja panuje nad społeczeństwem. Jego zdaniem to społeczeństwo kontroluje telewizję będącą jednym z jego podsystemów. To nie telewizja mówi społeczeństwu jak ma myśleć, a społeczeństwo (włączając w to także taki jego podsystem, jakim jest aparat władzy) dyktuje telewizji, co ma pokazywać.   




Autor: Aleksiej Lewinson




 

Rosjanie przyznają, iż telewizja pozostaje dla nich najważniejszym źródłem informacji. Choć nie do końca jej dowierzają. 



Wprawdzie społeczeństwo ma dostęp do różnych źródeł informacji, to jednak w tej dziedzinie wybiera monopol. Autocenzura widzów pojawia się wcześniej, niż cenzura, lub autocenzura nadawców.


Gdyby Lenin żył do dziś, to zapewne skorygowałby swoją słynną formułę i za najważniejszy rodzaj sztuki uznałby nie kino, a telewizję. Dlaczego? Może dlatego, iż telewizji w dzisiejszej Rosji wyznaczono funkcję podobną do tej, spełnianej przez kino w tamtych czasach. Dokładniej mówiąc i posługując się nie językiem komisarzy, a językiem socjologa, telewizja winna zapewniać integrację społeczeństwa w oparciu o narzucone wartości i wzory. Dzięki temu możliwe jest zarządzanie społeczeństwem przez jeden, scentralizowany ośrodek władzy. 


Obraz świata


Pogląd, iż telewizja formuje obraz naszych myśli i narzuca modele zachowań u większości ludzi nie budzi zastrzeżeń. Tego rodzaju konstatacja, choć nie przynosi nam specjalnego zaszczytu, uwalnia jednak od odpowiedzialności za własne myśli, lub mówiąc precyzyjniej za ich brak, a także za własne działania, lub bezczynność. Choć ludzie nazywają telewizor "zombiskrzynką", nie przestają go oglądać.

Sformułowanie "oglądać program telewizyjny" niezbyt dokładnie opisuje dziś wzajemne relacje między ludźmi, a telewizją. Telewizji się nie ogląda. Kobiety włączają telewizję i zajmują się swoimi sprawami. Potem zaś mówią" "ja jej nie oglądam, telewizor coś tam sobie gada, ale ja nie zwracam na to uwagi."

Mężczyźni biorą do ręki pilota i skacząc z kanału na kanał złoszczą się: "tu nie ma nic do oglądania". Być może dla samej telewizji, nie jest to przyjemne, jednak potrafiła się ona do tej sytuacji zaadaptować. Gdy idzie o uprawiane przez telewizję "zombowanie", specjaliści uważają, iż jej sugestywność rośnie, gdy ludzie oglądają program z oczami na w pół przymkniętymi i słuchają jej niezbyt uważnie. I rzeczywiście, nie wszystko co zostało powiedziane zdołają usłyszeć,  dostrzegą nie wszystko to, co zostało pokazane. Gdy jednak zastosować technologię wielokrotnego powtarzania, mechanicznie tego samego, lub co efektywniejszych obrazów z wariacjami, w sytuacji, kiedy wszystkie stacje reprezentują podobne stanowisko, to najważniejsze przekazywane treści zostaną przyswojone. Specjaliści od reklamy zrozumieli to już dawno temu. Nie jest potrzebna tajemnicza dwudziesta piąta 25ta klatka, wystarczy popracować nad odpowiednim zaprogramowaniem anteny, nad zawartością programów informacyjnych.

I rzeczywiście, na pytanie o najważniejsze źródło informacji o wydarzeniach w kraju i na świecie, 86% dorosłych Rosjan odpowiada, iż jest nim telewizja. Nawet ci, którzy przyznają, iż codziennie korzystają z Internetu, także po to by mieć dostęp do informacji, nie rezygnują z telewizji. Jest ona głównym  źródłem wiadomości dla 80% z nich. Tylko połowa czerpie informacje z sieci. Tak wygląda sytuacja obecnie, gdy nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Ale podobnie wyglądała też, gdy obserwowaliśmy wydarzenia na Krymie, a później na wschodzie Ukrainy. Nasze media uparcie krzyczały, tam nie ma naszych wojskowych. Równocześnie w Internecie kipiało, oni tam są. Większość rosyjskich konsumentów informacji, nawet ci, którzy potrafili odnajdywać ją w Internecie, wybrała wersję proponowaną przez własną telewizję. Po co mieliby wierzyć w to, co mówią inni? 


Wiara w siłę


W naszej historii mieliśmy czasy, gdy zakazywano nam wyłączania własnego radia, za to słuchanie obcego było zakazane. W dzisiejszych czasach te zasady nie obowiązują. Władze, na razie, tylko przygotowują się do objęcia Internetu pełną kontrolą. Jesteśmy świadkami tego, jak ludzie sami odwracają się od Internetu. Główna część naszych obywateli z dziesiątki kanałów udostępniających aktualną informację wybiera trzy.

Nasi widzowie mają techniczne możliwości, by czerpać informacje z różnorodnych źródeł. A jednak wybierają monopol. Powierzają w ten sposób zarządzanie sobą jednemu ośrodkowi, tak właśnie kształtuje się sytuacja autorytarnego zarządzania w polityce i rozpowszechnianiu informacji. Autocenzura widzów pojawia się nim jeszcze zetkniemy się z cenzurą, lub autocenzurą nadawców.

Autocenzura widzów wyraża się nie tylko w tym, by nie oglądać, nie słuchać, ale także w tym, by nie wierzyć. Telewizję oglądają prawie wszyscy (86%), ale zaufanie do niej deklaruje tylko 59% (będziemy w tym wypadku mówili o współczynniku zaufania na poziomie 0,69). Grupą obdarzającą telewizję największym zaufaniem są emeryci (0,77). Widzowie z ograniczonym wykształceniem wierzą telewizji bardziej (0,76), ci z wyższym wykształceniem mniej (0,60). Obserwujemy tu określoną prawidłowość, im więcej oglądają, tym bardziej wierzą.

Regularnie korzystający z Internetu wierzą telewizji mniej, niż wynosi średnia dla użytkowników sieci (0,61). Jednak poziom zaufania dla publikowanych w sieci magazynów, gazet jest jeszcze mniejszy - wynosi 0,6. Telewizja przeważa nad Internetem nawet w środowisku jego użytkowników.

Jednak kwestia zaufania jest szczególnie złożona. Brak zaufania jeszcze bardziej. Spośród tych, którzy ją włączają, prawie jedna trzecia nie ufa przekazywanym przez telewizję informacjom.  Co dzieje się w ich głowach? Możemy założyć, iż jakaś ich część szuka sposobów weryfikacji informacji rozprzestrzenianej przez telewizję, ale jak wiemy jest ona niewielka. Dla pozostałych ważniejsze jest hasło: "ja im (wszystkim) i tak nie wierzę!" Ludzie ci, jak gdyby, poszukują sposobu obrony przed z góry oczekiwanym kłamstwem, przed dezinformacją. Ale nie są też w stanie znaleźć dla niej zamiany w postaci informacji wiarygodnej i co ważniejsze nie mają zamiaru, by się o to starać. Ich świadomość, jak im się zdaje, nie podlega ograniczeniom, może ona korzystać z wolności,  gotowa jest jednak zaakceptować z równym prawdopodobieństwem  dowolną prawdę, choć najczęściej zaaprobuje prawdę wspartą przez siłę.


Przestrzeń dla twórczości


W przestrzeni telewizyjnej, faktycznie przy współudziale samych widzów, doszło do wykreowania monopolu "wielkich kanałów", tylko one przyciągają uwagę ludności. W tych warunkach, ludzie telewizji stanęli przed zadaniem o charakterze politycznym, należy zapełnić siatkę programową materiałami prezentującymi wspomniane wyżej "podkontrolne" treści w możliwie różnorodnej formie (z tego jednak wynika ich ograniczoność). Pod tym względem, oczekuje się od telewizji jak najwięcej, tak pod względem tematycznym, jak i wizualnym. Wymagane jest podejście twórcze, tak jak to zwykle bywa, gdy idzie o różnego rodzaju prezentacje i wizualizacje. Hegemonię na polu informacyjnym sprawują mogące pochwalić się największą oglądalnością stacje telewizyjne Rosja 1, Kanał Pierwszy i NTV. Gdy widz poczuje zmęczenie programami informacyjnymi, proponuje mu się filmy. Wciąż jeszcze, jak gdyby wypełniając testament Lenina, telewizja rosyjska pokazuje o wiele więcej filmów i seriali, niż telewizja w Europie i USA. W największych stacjach kontent tego rodzaju zajmuje od jednej trzeciej do połowy programu.

Tak wyglądał, jeśli można tak powiedzieć, stary model. Obecni szefowie telewizji i ich szefowie są świadomi, iż ten cudowny monopol trzech wielorybów naszej anteny powoli zacznie się rozpływać, i że zmiana doprowadzi do wykreowania całkowicie nowej sytuacji. Wczorajszy podział na Rosję telewizyjną i Rosję internetową zaniknie. Z technicznego punktu widzenia, Internet pochłonie środowisko telewizyjne, wprowadzi doń charakterystyczną dla siebie różnorodność form i sposobów łączenia treści z wyobrażeniami widza/użytkownika. Jeśli jednak wierzyć ludziom poinformowanym, gdy idzie o treści, nasza telewizja przygotowuje się do tego, by nowe środowisko zalać swoim własnym "kontrolowanym" programem.


Reakcja obronna


Być może, czytelnikowi może się zdawać, iż wspólnie z nim zastanawiamy się nad swego rodzaju utopią, czy też anty utopią i że rysujemy fantastyczne perspektywy dla nadchodzącej epoki cyfrowej. A jednak, to nie tak. Mowa tu raczej o sztuce telewizyjnej. Telewizję możemy uznać za sztukę tylko w leninowskim rozumieniu tego terminu. Lenin, jeśli ktoś sobie przypomina, także powstanie zbrojne traktował jako sztukę (kino zaś jako oręż).

Czytelnik tego artykułu może odnieść wrażenie,  iż także jego autor podziela przeważający wśród widzów pogląd, iż telewizja w pełnej mierze potrafi manipulować ich świadomością. To nie tak, jestem w tej sprawie innego zdania. Punktem wyjścia dla mnie nie jest przeświadczenie, iż to telewizja panuje nad społeczeństwem. Jest wręcz na odwrót, to społeczeństwo kontroluje telewizję, będącą jednym z jego podsystemów. To nie telewizja mówi społeczeństwu jak ma myśleć, a społeczeństwo (włączając w to także taki jego podsystem, jakim jest aparat władzy) dyktuje telewizji, co ma pokazywać. Wiadomo na ogół, iż stacje telewizyjne muszą reagować na wskaźniki popularności i w rezultacie będą pokazywać programy cieszące się zainteresowaniem. Ale w tym wypadku nie o to chodzi, mimo iż podobna konstatacja przynajmniej częściowo jest prawdziwa. Mam raczej na myśli dzisiejszą sytuację geopolityczną i naszego widza zajmującego w niej określone miejsce. Po aneksji Krymu i wydarzeniach na wschodzie Ukrainy, Rosjanie dowiedzieli się, iż większość państw (dawniej moglibyśmy określić je jako "znaczących innych") zajęła stanowisko osądzające Rosję. Nie łatwo jest być obiektem bojkotu, być potępianym przez innych. Dotyczy to w równej mierze jednostki, co świadomości społecznej.

Rosyjska świadomość masowa w ramach reakcji obronnej wypracowała określony typ reakcji. Osądzają nas wrogowie, a to oznacza, że mamy rację. Podstawą takiej logiki jest sprowadzona do tego samego poziomu obserwacja, iż jesteśmy na tyle dobrzy, na ile oni są źli. Tak to wygląda. W tej sytuacji nie wystarczy chwalić się samemu. Pomaga, gdy poniża się wroga. Stąd dla telewizji wynika określone zadanie, należy zademonstrować, na ile oni są źli, na ile głupi, jak bardzo obrzydliwi są wszyscy ci, którzy występują przeciwko nam. Tego rodzaju demonstrację należy stale odświeżać. Dlaczego? Jeśli nastąpi pauza, jeśli oskarżenia zaczną nas nudzić, świadomość usłyszy wewnętrzny szept: a może potępiają nas i osądzają nie bez podstaw?


Telewizja stara się ze wszystkich sił


Warto zauważyć, iż zlecenie na oskarżycielski jazgot nie jest zamówieniem na informacje, zwłaszcza na te odpowiadająca rzeczywistości, prawdziwe. Oskarżycielski jazgot spełnia swoją rolę, już przez to tylko, że nim jest. Podobnie dzieje się z "nadużyciem", tym jest lepsze, im jest gorsze. Nikt nie zamierza wierzyć w propagandowy wrzask, przynajmniej w tym sensie, w jakim zazwyczaj rozumiemy ten termin.

Telewizja nie może karmić widza wyłącznie nienawiścią. Tego rodzaju emocje należy kompensować uczuciami pozytywnymi. Pod czyim adresem mogą Rosjanie kierować obecnie swoje dobre uczucia? Doświadczenie pokazało, iż można je kierować pod adresem własnej przeszłości. Stąd wziął się swoisty kult przodków. Wokół niego powstały własne rytuały. Na ekranie regularnie pokazuje się nasze "stare dobre kino", narracja budująca mit. Są w nim obecne nieaktualne dziś konflikty (być może nie istniały one i wówczas, w czasach radzieckich). Rozwiązywane są przy pomocy sposobów niewspółczesnych. Tak rodzi się obraz zbiorowego przodka. Miłe emocje z duszy zrzucają ciężar. Najważniejsze ze sztuk będzie w dalszym ciągu służyć narodowi.



*Wskaźniki zostały opracowane na podstawie badania przeprowadzonego przez Centrum Lewady w lipcu. Autor wyraża wdzięczność pani Ljubow Borusjak za pomoc w przygotowaniu niniejszego tekstu.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski


Oryginał ukazał się na portalu rbc.ru:  http://www.rbc.ru/opinions/politics/24/08/2016/57bd601b9a7947df992a83c1




*Aleksiej Lewinson (ur.1944), socjolog, eseista, ceniony rosyjski intelektualista, kierownik Pracowni Badań Socjo - Kulturowych w Centrum Lewady. Stały autor gazety "Wiedomosti ", czasopisma "Nieprikosnowiennyj zapas",agencji RBK