Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arkadij Babczenko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arkadij Babczenko. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wojnę rozpętała propaganda



Konflikt zbrojny między Ukrainą i Rosją wybuchł rok temu. Dla rosyjskich mediów niezależnych to okazja, by zastanowić się, jaki był jego przebieg. Na ile zmieniły się w ciągu roku ukraińskie państwo i ukraińskie siły zbrojne. Jaka rolę odegrali ochotnicy i ich bataliony? Czy mamy do czynienia z wojną domową, czy prowadzoną przez Rosję wojną okupacyjną? Znany publicysta, Arkadij Babczenko uczestniczył w wojnach prowadzonych na terenie Czeczenii. W ciągu ostatniego roku na Ukrainie był wiele razy. Jego zdaniem, wojnę rozpętano przy pomocy propagandy telewizyjnej. Ukraina podąży teraz w kierunku Europy, ale w przyszłości możliwa jest także odbudowa sąsiedzkich stosunków z Rosją.
  


  

Z Arkadijem Babczenko rozmawiał: Roman Popkow

 




Arkadij Babczenko: Bez wsparcia rosyjskiej telewizji tej wojny by nie było



Rozmowa z Arkadijem Babczenką, korespondentem wojennym, weteranem dwóch kampanii czeczeńskich, o procesie tworzenia nowej armii ukraińskiej i nowego ukraińskiego państwa.




W kwietniu 2014 roku trudno przewidzieć, iż na południowym wschodzie Ukrainy dojdzie do
regularnej wojny z użyciem najcięższych rodzajów uzbrojenia. 




Roman Popkow:
Czy wojnę na Ukrainie można nazwać wojną domową?

Arkadij Babczenko:
Owszem, są tam obecne pewne elementy wojny domowej. Ale do tego konfliktu nie pasuje określenie „wojna domowa”. W ogóle uważam, że jest to pierwsza wojna w historii rozpętana wyłącznie dzięki „goebbelsowszczynie”, wyłącznie za pomocą propagandy. Gdyby nie rosyjska telewizja, jej by w ogóle nie było. Tak, istniał tam jakiś ruch prorosyjski, ale wszystko mogło się skończyć się na poziomie demonstracji i mordobicia, największą tragedią mogły pozostać wydarzenia z Odessy. Na południowym wschodzie Ukrainy istniały przesłanki do wojny domowej, ale gdyby nie Rosja, nie doszłoby do wybuchu konfliktu zbrojnego.

Popkow:
W odniesieniu do sytuacji w Donbasie często można usłyszeć różne pokrętne określenia: „wojna hybrydowa”, „wojna zastępcza”…

Babczenko:
 „Wojna hybrydowa” to modny termin. I chyba ta wojna taka jest w rzeczywistości. Ale dla Rosji i ZSRR to zasadniczo nie jest nowe zjawisko. Naprawdę, braliśmy udział wielu wojnach, w których niby to nie uczestniczyliśmy. Weźmy Angolę, tam formalnie nasze wojska nie były obecne, a w rzeczywistości działały tam bardzo aktywnie. Albo wojna w Wietnamie, w niej brali udział co najmniej nasi piloci wojskowi. Tutaj, trudno mówić o czymś dla nas nowym.


Rosja jest agresorem


Popkow:
W rozmowach z Rosjanami wielu Ukraińców nalega, byśmy otwarcie używali określenia „wojna Rosji z Ukrainą”. Mówią: „Przyznajcie, że to jest wojna rosyjsko-ukraińska, przyznajcie, że takie są fakty”. Mają rację?

Babczenko:
Moim zdaniem, Rosja prowadzi wojnę okupacyjną. Między Rosją i Ukrainą, na terenie Krymu, doszło do wojny, to nie podlega dyskusji. Szczególnie teraz, gdy potwierdził to sam Putin. Mieliśmy do czynienia z aneksją części terytorium suwerennego państwa. Donbas miał być kontynuacją wydarzeń na Krymie, tam planowano realizację tego samego scenariusza.

Rosja okupuje część terytorium ukraińskiego, w działaniach bojowych uczestniczą między innymi nieregularne formacje utworzone z miejscowej ludności, współdziałające z regularną armią. Przyjrzyjmy się tej wojnie w oparciu o prawo międzynarodowe. Można tu wyróżnić zarówno agresję bezpośrednią (wyłącznie z udziałem jednostek regularnych), jak i agresję prowadzoną przez formacje nieregularne. Takim nieregularnym formacjom udzielana jest szeroka pomoc – między innymi poprzez wysyłanie ochotników do strefy działań wojennych. Bez cienia wątpliwości, w oparciu o prawo międzynarodowe, można uznać Rosję za agresora,.

Popkow:
Kiedy w konflikcie ukraińskim, twoim zdaniem, rozpoczęło się bezpośrednie i na dużą skalę wykorzystywanie regularnych wojsk rosyjskich? Proponuję, byśmy nie brali pod uwagę Krymu, w tym wypadku wszystko jest jasne, a Donbas?

Babczenko:
W czasie walk o Iłowajsk, w sierpniu 2014 r.


"Popieramy Putina, popieramy Striełkowa? 


Popkow:
Przypomnijmy, co działo się przed „kotłem iłowajskim”. Od kwietnia armia ukraińska atakowała z mniejszym lub większym powodzeniem. Na początku sierpnia Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa znalazły się w bardzo trudnym położeniu. Gdyby rosyjskie bataliony taktyczne nie wkroczyły na terytorium Donbasu, czy Ukraina mogłaby zwyciężyć?

Babczenko:
Zapewne tak. Oddziały ukraińskie dotarłyby do granicy w ciągu około 3 miesięcy. Ważną rolę odegrała tu nie tylko operacja rosyjskich batalionów taktycznych, ale i rozpoczęte wówczas masowe dostawy broni. Bez nich, Ukraina odniosłaby zwycięstwo.

Popkow:
Kiedy w kwietniu zostały podjęte pierwsze próby wyzwolenia Słowiańska i Kramatorska, wszystko wyglądało dość żałośnie – kiepsko wyposażeni chłopcy wyruszyli w przestarzałych wozach bojowych BMD, w starych mundurach i kierzowych butach. Przeciwnik odbierał im te BMD bez jednego wystrzału… Dziś armia ukraińska jest zupełnie inna, inaczej się prezentuje, inaczej walczy. Bywałeś na tej wojnie w różnych jej okresach. Jak byś ocenił zmiany zachodzące w armii ukraińskiej, jak była ich dynamika?

Babczenko:
Ukraińskie siły zbrojne przeobraziły się dosłownie w ciągu miesiąca. Kiedy konflikt nabierał przyspieszenia, Ukraina nie miała armii. W ciągu 23 lat potrafiono w niej tylko kraść. Ludzie szli do wojska nie po to, by służyć, lecz choć gdziekolwiek zaczepić się do pracy. Ale to nie armia była największym problemem. Wtedy, wiosną 2014 r., nie istniało także państwo, jako takie. Stare instytucje państwowe uległy całkowitej degradacji, nowych jeszcze nie powołano do życia. Pod wieloma względami Ukraina była wtedy "failed state". Na posterunkach na wschodzie kraju pełnili służbę milicjanci, którzy jeszcze wczoraj rozganiali Majdan.  Ci ludzie po prostu bezmyślnie sabotowali wszystko, co można. Rozmawiałem z nimi na posterunkach, słyszałem od nich: „Popieramy Putina, popieramy Striełkowa”.





Striełkow opisał sytuację bez ogródek: „Gdyby nie ja, nie doszło by tam do wojny”. Ma absolutną rację. I to w zasadzie on przyczynił się do stworzenia armii ukraińskiej. Kiedy wojsko, milicja oraz dawny „Berkut” zobaczyli, jakie mogą być konsekwencje, przeszli na pozycje proukraińskie.

Gdy konflikt przeszedł w aktywna fazę, znajdowałem się właśnie w mieście Izium, w Obwodzie Charkowskim (40 km od Słowiańska). Dzień wcześniej Striełkow i jego ludzie wkroczyli do Słowiańska. W Iziumie było naprawdę strasznie – tam wszyscy na niego czekali, tam Doniecka Republika Ludowa cieszyła się pełnym poparciem. Ponownie przyjechałem tam miesiąc później, już po rozpoczęciu walk w Obwodzie Donieckim. Sytuacja w Iziumie zmieniła się radykalnie: „dość, żadnej DRL nie potrzebujemy, chcemy być częścią Ukrainy”.


Bataliony ochotnicze ratują kraj


Popkow:
Jeśli dobrze pamiętam, pierwsze sukcesy w tej wojnie Ukraina zawdzięcza batalionom złożonym z ochotników. Batalion „Donbas”, wtedy jeszcze na wpół partyzancki, rozpoczął działania w Obwodzie Donieckim, batalion „Azow” zajął centrum Mariupola. Czy to prawda, że wtedy, na wiosnę, właśnie dzięki ochotnikom udawało się jako tako kontrolować sytuację i nie dopuścić do pełnego krachu?

Babczenko:
Gdyby nie ochotnicy, separatyści chapnęliby obszar co najmniej aż do Charkowa. Oddziały ochotnicze stawiły opór, zaczęły bronić się przed okupacją. Oczywiście, nie można nie wspomnieć o Dniepropietrowsku i Kołomojskim. Życie pisze przedziwne scenariusze. Zdarza się, że oligarcha z szemraną biografią ratuje swój kraj.

Początkowo sytuacja nie ulegała pogorszeniu właśnie dzięki ochotnikom. Wprost z Majdanu poszli do Gwardii Narodowej i stawili się na posterunkach pod Słowiańskiem. Ukraińska armia była niezdolna do walki i zdemoralizowana, nie miała pojęcia o prowadzeniu działań wojennych. Przyjeżdżasz na posterunek wojskowy i widzisz, że to nie posterunek, a klub samobójców. Tak się nie organizuje pozycji bojowych.

Ten moralny fundament – „będziemy walczyć, bo to nasza ziemia” – w najwcześniejszym okresie budowany był w znacznej mierze przez ochotników.

Popkow:
Armia rosyjska dwa razy walczyła w Czeczenii. Za każdym razem była to inna armia, różnice były widoczne gołym okiem. Czy można powiedzieć, że Ukraińcy w ciągu roku przeszli podobną drogę? Czy zmiany w armii ukraińskiej podobne były do zmian w armii rosyjskiej?


Wojny czeczeńskie: nieodrobiona lekcja


Babczenko
Chyba nie, nie aż tak bardzo. Między pierwszą i drugą wojną w Czeczenii upłynęły trzy lata. Wykorzystano ten okres, by zorganizować dla wojskowych zmasowane szkolenia ideologiczne. Z telewizorów zaczęły się wylewać potoki propagandy.

Ogólnie rzecz biorąc, w armii ukraińskiej realizowany jest podobny scenariusz. Rosja zaangażowała się w wojnę czeczeńską w 1994 r., kiedy państwo w zasadzie nie istniało, armia była zdemoralizowana i nie rozumiała, o co walczy. Zdolność bojowa była niska, wojsko ponosiło wielkie straty. Przed rozpoczęciem drugiej wojny w Czeczenii jednostki rosyjskie były w znacznie lepszej kondycji. Armia bardzo się zmieniła.

Ukraina również zaangażowała się w wojnę w czasie, kiedy państwo i armia praktycznie nie istniały. Popełniano podobne infantylne błędy, zdarzały się akty sabotażu, generałowie pili na umór. Od tego czasu minął rok i widać, że teraz to zupełnie inna armia. Teraz potrafi walczyć, chce walczyć, ma motywację.

Ukraińcy mówią: „Nie interesowaliśmy się waszą wojną czeczeńską, bo to nie była nasza wojna”. A szkoda, warto było się zainteresować. Gdyby obserwowali wydarzenia w Czeczenii, nie popełniliby aż tylu straszliwych błędów, nie straciliby takiej ogromny liczby ludzi.



Według oficjalnych danych w wojnie na Ukrainie zginęło ok. 6 tys. ofiar. Jednak w rzeczywistości
statystyki te mogą być znacząco wyższe. 


Obecnie Ukraina zamiast na cudzych, uczy się na własnych błędach. Z jednym wyjątkiem: tu mamy jednak do czynienia z innym tłem ideologicznym. Dla Ukraińców ich wojna jest wojną obiektywnie sprawiedliwą. Podczas drugiej wojny czeczeńskiej nasza armia również miała silną motywację, ale mimo wszystko była to wojna kolonialna, metropolia walczyła ze zbuntowaną kolonią.

W moim batalionie w Czeczenii było dwóch mieszkańców Moskwy – ja i jeszcze jeden chłopak. On poległ, ja wróciłem. W pułku byłem chyba jedynym żołnierzem z wyższym wykształceniem. Owszem, armia miała motywację, umiała walczyć, ale mimo wszystko była robotniczo-chłopska, przeważali w niej ludzie z prowincji. Chłopaków ze stolicy było w niej niewielu, brakowało przedstawicieli klasy średniej. Pod tym względem sytuacja na Ukrainie jest obecnie inna. W ich wojsku odnajdziemy społeczeństwo w przekroju. Dla przykładu: rok temu na jednym z posterunków spotkałem dwóch Ukraińców rozmawiających po angielsku. Jeden był informatykiem, drugi miał własną firmę. Kiedy przyjeżdża do nich CNN, ci ludzie swobodnie rozmawiają z dziennikarzami po angielsku.

Ogromną rolę odgrywają wolontariusze, to cały potężny ruch.  Tak właśnie powinno być w normalnym państwie. Normalnym, czyli takim, które nie jest tworzone odgórnie, na rozkaz „cara-batiuszki”, a przeciwnie – budowane jest dzięki oddolnym inicjatywom społecznym.


Dwa typy armii


Popkow:
Można odnieść wrażenie, że armia rosyjska w Donbasie nie walczy źle, nawet lepiej, niż podczas drugiej kampanii czeczeńskiej. Putinowi udało się odrodzić i odbudować armię?

Babczenko:
Na własny użytek stworzyłem taką teorię: istnieją dwa typy armii. Jedne opierają się na technologiach. Najlepszym przykładem jest armia USA, jej zdolności bojowe są niezwykle wysokie. Ale istnieją też armie zbudowane na zasadzie ordy. Nie ma w nich elektroniki czy dronów, jest tylko automat Kałasznikowa i pięćdziesięcioletnie BTR-y. Życie pojedynczego żołnierza się nie liczy. Także niektóre armie tego typu posiadają wysokie zdolności bojowe. Afganistanu nikomu nie udało się podbić, mimo że podstawową bronią jest tam karabin Kałasznikowa w ręku brodatego faceta w turbanie. Po dziesięciu latach wojny armie zachodnie zmuszone są do wycofywania się, bo nie mogą pozwolić sobie na straty w ludziach w takiej skali.

Rosyjskie siły zbrojne są w pełni gotowe do walki. Tym bardziej, że dysponujemy nie tylko kałasznikowami. Nasz poziom technologiczny, póki co pozwala nam utrzymywać się na powierzchni. Nasza armia zbudowana jest na zasadzie ordy, ale wciąż jeszcze dysponuje całkiem niezłym sprzętem.  Jeśli dojdzie do regularnej wojny pomiędzy armią ukraińską i rosyjską, to ukraińska Rosji oprzeć się nie zdoła.

Popkow:
Czy to prawda, że ta wojna wciąż jeszcze nie rozpaliła się na dobre i dlatego za wcześnie mówić o jej gaszeniu? W tej sytuacji rozejm długi i stabilny jest niemożliwy, bo obie strony chcą walczyć, wierząc, że możliwe jest pełne zwycięstwo na drodze wojennej?

Babczenko:
To kwestia psychologii. Z jednej strony można odczuć zmęczenie – dostrzegam je po obu stronach. Aktywna walka nie może trwać długo. Zwykle, po dwóch-trzech miesiącach, potrzebna jest przerwa, by najzwyczajniej w świecie wyspać się, zregenerować siły i przygotować do kolejnych walk. Właśnie teraz nastał moment potrzebny dla odsapnięcia. Ale w Pieskach na przykład już wczoraj trwały działania bojowe, czyli wszystko zaczyna się na nowo.

Nie spodziewałbym się też takiego wyczerpania sił rosyjskich, by możliwe stało się zamrożenia konfliktu. Strona rosyjska dokonuje regularnej rotacji oddziałów, przysyła nowych ludzi, w pełni sił. Z kolei po stronie ukraińskiej wyczerpanie rekompensowane jest poprzez silną motywację.

Popkow:
 Niektórzy dowódcy jednostek ochotniczych już zostali deputowanymi do Rady Najwyższej Ukrainy. Czy twoim zdaniem to prawda, że obecnie na froncie formuje się nowa ukraińska klasa polityczna?


Dowódcy wojskowi w parlamencie?


Babczenko:
Chyba jako obywatel innego państwa nie powinienem wypowiadać się o tym, jaki system polityczny powinien zostać wprowadzony w Ukrainie. Ale gdybym miał prawo głosu, to do parlamentu wybierałbym profesorów, prawników, ekonomistów, a nie dowódców wojskowych. Dowódca jest potrzebny, gdy dowodzi batalionem. Ale nie powinien w parlamencie decydować w kwestiach dotyczących ustroju państwa.

Popkow:
Porozmawiajmy o „rosyjskich ochotnikach” w Donbasie. Ukraińskie media zgodnie uznają ich albo za przebierańców z rosyjskiej armii, albo za skończonych bandytów i najemników. Ilu, twoim zdaniem, jest wśród nich prawdziwych idealistów, oszukanych idealistów, którzy wciąż jeszcze walczą o „russkij mir”?

Babczenko:
Oczywiście, nie wszyscy z nich to bydlaki i zbóje. Ukraińskie media w tej kwestii mocno przesadzają. Tam naprawdę jest wielu idealistów. W Czeczenii wśród żołnierzy kontraktowych też było ich wielu, siedziałem z nimi w jednym okopie.

Tu nie chodzi nawet o to, że ci ludzie ponoszą odpowiedzialność, że pojechali na kompletnie bezsensowną wojnę, by walczyć nie wiadomo w imię czego. Kiedy traktorzyście, górnikowi czy robotnikowi fabrycznemu zaczynają pchać do głowy cały ten syf o „faszystach zabijających dzieci”, ich reakcja jest zrozumiała: jesteśmy normalnymi ludźmi, mamy obowiązek jechać tam i bronić dzieci. Jednak z czasem, do wielu z nich, w końcu dociera prawda i opuszczają rejony walk. Tak właśnie to wygląda!

Na pewno nie wszyscy z nich są draniami. Trzeba o tym pamiętać, zwłaszcza iż jest to brudna wojna. Mamy do czynienia z ogromnym odsetkiem otumanionych i zdegradowanych społecznie ochotników. Nasz kraj wysyła ich tam w pełni świadomie, tego jeszcze dotąd nie było.

Popkow:
Czy odtąd będziemy żyć z Ukraińcami, jak Serbowie z Chorwatami albo Ormianie z Azerami? Czy zrodzona w tej wojnie nienawiść przetrwa dziesięciolecia?

Babczenko:
Rozdzieliła nas teraz zaciekła, aktywna nienawiść. Podobna wybuchła między Gruzinami i Abchazami czy Serbami i Chorwatami. Te emocje przechodzą po kilku latach, nie trwają długo. Mija pięć, dziesięć, piętnaście lat i mimo wszystko ludzie zaczynają ze sobą handlować, nawiązują jakieś kontakty. Przecież mieszkają po sąsiedzku, przez granicę, i nie mają innego wyboru.

Wystarczy przypomnieć, jak okrutną wojnę stoczyły ze sobą Niemcy i Rosja. A przecież na Placu Czerwonym nikt nie zarzyna i nie bije niemieckich turystów (w każdym razie, póki co), natomiast turystów z Rosji nikt nie wiesza koło Bramy Brandenburskiej.

Aktywna nienawiść z czasem minie. Ale o przyszłości Ukrainy zadecyduje dokonany przez nią obecnie wybór na rzecz Europy. Ukraina coraz bardziej będzie się do niej zbliżać, czynniki prorosyjskie będą odgrywać coraz mniejszą rolę. Ta tendencja zwycięży na trwale.



Tłumaczenie: K.K.



Oryginał ukazał się na portalu openrussia.org:

https://openrussia.org/post/view/4225/



* Arkadij Babczenko (ur.1977), rosyjski dziennikarz i prozaik. Autor tłumaczonej na wiele języków, wydanej także w Polsce książki „Dziesięć kawałków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii”. Laureat licznych nagród rosyjskich i międzynarodowych.






Inne teksty Arkadija Babczenko na blogu "Media-w-Rosji":


17 Wrz 2014

Nieoczekiwanie, do Arkadija Babczenki zgłosili się starzy koledzy, poprosili o wywiad i komentarz. W latach dziewięćdziesiątych pracowali wspólnie w prawdziwie wówczas niezależnej telewizji NTV. Dziś stacja jest tubą propagandową Kremla, a starzy koledzy znów znaleźli w niej zatrudnienie. Zaufał im. Oszukali go. Wywiad wykorzystali w propagandowym filmie dyskredytującym rosyjskich przeciwników wojny z Ukrainą. Nawet nie umiecie porządnie rozprawić się z przeciwnikami, chałturzycie, wstyd wam pracować pod własnym nazwiskiem – Babczenko grzmi i wyśmiewa metody kremlowskiej propagandy.


17 Kwi 2014

Jego ojciec budował rakiety kosmiczne. Cioteczny brat zginął w Afganistanie. Dziadek był czołgistą, mama pracowała w wytwórni jodoformu. Sam Arkadij Babczenko, nim został dziennikarzem, wstąpił na ochotnika do wojska, brał udział w kampanii czeczeńskiej. Jego rodzina i on sam służyli Rosji jak mogli najlepiej. Dlatego trudno mu się pogodzić z tym, iż w odwet za jego obecność na Majdanie, w Rosji nazywa się go teraz banderowcem, piątą kolumną i zdrajcą narodu.



21 Lip 2014
Warto zaglądać na blog niezależnego dziennikarza Arkadija Babczenko. Pisze wprost, prawdę, nawet gdy bywa szczególnie bolesna. Po katastrofie malezyjskiego Boeinga, Babczenko przestrzega przed iluzjami i nadmiernym optymizmem. By przewidywać co zrobi Putin, trzeba znać jego polityczną biografię. Zawsze zachowywał się tak samo: nie ustępował i potrafił wyczekiwać.


04 Maj 2014
Wydaliście wojnę Ukraińcom, nie dziwcie się, że was zabijają – pisze na swoim blogu znany autor antywojennych publikacji w rosyjskiej prasie, Arkadij Babczenko.




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com







środa, 17 września 2014

Opluwam i donoszę – praca, jak każda inna



Jest dziennikarzem znanym ze swych wyrazistych opozycyjnych poglądów i soczystych, ostrych wypowiedzi. Arkadij Babczenko pozostaje autorem niezależnym, od lat niezwiązanym z żadną redakcją, wspierają go czytelnicy, przekazując honoraria na numery kont zamieszczone na stronach Babczenki w Facebooku i platformie blogowej „Livejournal”.



Nieoczekiwanie, do Babczenki zgłosili się starzy koledzy, poprosili o wywiad i komentarz. W latach dziewięćdziesiątych pracowali wspólnie w prawdziwie wówczas niezależnej telewizji NTV. Dziś stacja jest tubą propagandową Kremla, a starzy koledzy znów znaleźli w niej zatrudnienie. Zaufał im. 
Oszukali go. Wywiad wykorzystali w propagandowym filmie dyskredytującym rosyjskich przeciwników wojny z Ukrainą. Nawet nie umiecie porządnie rozprawić się z przeciwnikami, chałturzycie, wstyd wam pracować pod własnym nazwiskiem – Babczenko grzmi i wyśmiewa metody kremlowskiej propagandy.

 





Arkadij Babczenko pracował w przeszłości w telewizji "NTV" i w opozycyjnej
"Nowej Gazietie". Dziś jest dziennikarzem całkowicie niezależnym.
Finansowo wspierają go czytelnicy opłacając jego honoraria i podróże. 




Arkadij Babczenko zadaje kilka niemiłych pytań swoim dawnym znajomym



Jakieś dziesięć lat temu pracowaliśmy razem ze Swietłaną w telewizji NTV. Wtedy był to zupełnie inny program. A potem zaczęły się rządy Putina i nas zwolniono. Zostałem prywatnym, nigdzie niezarejestrowanym taksiarzem i w taki półlegalny sposób przez trzy lata zarabiałem na życie. A Swieta przeszła do RTVI - ostatniej stacji telewizyjnej, której jeszcze nie odebrano Gusinskiemu. Wprost mówili o wolności słowa, prawach człowieka, rotacji na szczytach władzy, protestowali przeciw wojnie w Czeczenii. Mimo, że RTVI był dostępny jedynie w sieciach kablowych, cieszył się w Rosji sporą popularnością i wypełniał niszę, dziś zajętą przez telewizję „DOŻD’’’. W tamtych czasach RTVI był w zasadzie ostatnim niezależnym i opozycyjnym programem telewizyjnym.

Andriej i Swieta


Potem nasze drogi się rozeszły. Swieta odeszła z RTVI i doszły mnie słuchy, że pracuje, zdaje się, w REN TV. Wydało mi się to prawdopodobne, bo gdzie jeszcze niby w naszych czasach mógłby pracować niezależny dziennikarz? Tylko u Maksimowskiej (rosyjska dziennikarka telewizyjna ceniona za niezależność poglądów, do niedawna szefowa programów informacyjnych stacji TV „REN TV”- „mediawRosji”), innej możliwości nie ma.

Pewnego razu dzwoni telefon.

- Cześć, Arkasza. Słuchaj, w wiadomościach powiedzieli, że wezwałeś wszystkich dziennikarzy, żeby padli przed Ukraińcami na kolana…

Eeeeee… że jak? Mam zwyczaj wypowiadać się wyłącznie we własnym imieniu. I od dawna już nikogo do niczego wzywam.

– Nie, - odpowiadam. – To jakaś pomyłka.

– Dobra, nieważne. Słuchaj, może udzielisz nam wywiadu, powiesz coś o Ukrainie, o wojnie i przedstawisz swoją ocenę sytuacji?

Nie ma sprawy. Przyjeżdżajcie.

Następnego dnia przyjeżdża ekipa zdjęciowa i jeszcze jeden nasz wspólny znajomy, Andriucha. Kiedyś pracowaliśmy we trójkę.

I w tym momencie przetarłem oczy ze zdumienia. Albo mi słuch szwankuje, albo zbyt wiele czasu upłynęło od naszej ostatniej rozmowy, ale… Okazuje się, że Swieta i Andriej pracują nie w REN TV, a w telewizji NTV.

Nazwy nawet trochę podobne, ale różnica ogromna.

Cóż… Kamera zamówiona, ekipa zdjęciowa opłacona, do tego samochód, kierowca – to wszystko kosztuje. Nie mogę im teraz wyciąć numeru i odmówić wywiadu. Sam się zgodziłem, a do tego to przecież starzy znajomi…

Bierzemy się do roboty


Bierzemy się do roboty. Sadzają mnie na podwórkowej drabince, w malowniczej scenerii, przypinają mikrofon, ustawiają oświetlenie i ruszamy. I w tym momencie dowiaduję się, że tematem rozmowy wcale nie będą moje poglądy na temat wydarzeń na Ukrainie.

Andriej pokazuje mi zdjęcie jakiegoś człowieka, podobno politologa, który w jakiejś swojej wypowiedzi nazwał korespondentów wojennych draniami za to, że wypaczają relacje z Ukrainy. Mój kolega zaproponował, żebym zmieszał pana politologa z błotem i w ogóle zrównał go z ziemią.

Eee… Yyyy… O co biega?

No, przepraszam.

Pierwszy raz widzę człowieka na oczy, pojęcia nie mam, co on za jeden. Jego nazwisko kompletnie nic mi nie mówi. Skąd wyście wytrzasnęli tego nikomu nieznanego gościa i jego wypowiedź? I niby czemu mam teraz stanąć przed kamerą i zacząć go mieszać z błotem?
Kiepsko pracujecie, moi drodzy. Nawet nagonki nie potraficie urządzić jak trzeba.

Nie, nie, słuchajcie, ja się tak nie bawię.

No dobrze. A jaka jest twoja opinia na temat Krymu?

Powiedziałem, co myślę o Krymie. Szczerze, bez owijania w bawełnę. A co wam będę żałować. Jak mnie ktoś pyta, to odpowiadam. Tyle, że wy i tak mojej wypowiedzi nie wyemitujecie.

Tak, masz rację. Nie pokażemy. Sam rozumiesz, stary. Mamy cenzurę.

Rozumiem, wiem, współczuję.

- Dobra, a co sądzisz o Chodorkowskim i zjeździe, który zorganizował w Kijowie?
Tak… W sumie to sam nie wiem. Nie mam zdania, no. W tym czasie to ja byłem w Słowiańsku, pełzałem gdzieś między barykadami. Możliwe, że ktoś sobie wtedy jakiś zjazd zorganizował. A co mi do tego?

Ok., niech ci będzie. A o Makarewiczu co powiesz? I o jego koncertach na Ukrainie?

O raju. Słuchajcie, nic nie myślę. Każdy człowiek może robić i mówić to, co sam uważa za słuszne. Może to robić tam, gdzie chce i kiedy chce. Oczywiście do momentu, gdy jego działania i wypowiedzi nie podpadają pod kodeks karny. Jestem za wolnością słowa, wolnością twórczą, i w ogóle za wolnością, no. Demokrata ze mnie. Ale wy przecież tego nie wyemitujecie.

- A przecież ty sam niedawno nawoływałeś, żebyśmy uklękli…

Kurczę! Skąd żeście to wytrzasnęli? Niczego takiego nie mówiłem! Jak bym powiedział, to bym to teraz potwierdził. Andriucha, no co ty bredzisz?

Krótko mówiąc, zrozumieliśmy, że z wywiadu nici. Postaliśmy jeszcze chwilę, dopaliliśmy papierosy i pożegnaliśmy się.

A potem wyszedł film „13 przyjaciół junty” (obrzydliwy, propagandowy film telewizji NTV usiłujący zdyskredytować rosyjskich przeciwników wojny z Ukrainą – „mediawRosji”). Z tego nieszczęsnego politologa „mokrą plamę” zrobił jakiś inny komentator. A ja zrozumiałem, po co odwiedzili mnie dawni koledzy po fachu. Odetchnąłem z ulgą, że jakoś udało mi się uniknąć udziału w tym filmie. Niesmak pozostał, ale mam nauczkę na przyszłość.

Acha, akurat! Tydzień później wyemitowali drugi odcinek pt. „Kolejnych 17 przyjaciół junty”. I w tym dziele byłem już jednym z głównych bohaterów. Ale ze mnie ważna szyszka! W filmie pokazano też Siergieja Aleksaszenkę (ekonomista, były wiceprezes Banku Centralnego Rosji, krytyk Kremla – „MediawRosji”), Olega Kaszyna (niezależny publicysta – „mediawRosji”), Tamarę Ejdelman (historyk, nauczycielka szkolna – „mediawRosji”) i – nie wiadomo czemu – [modelkę i aktorkę filmów dla dorosłych] Sashę Gray.

Chyba nie ma sensu streszczać tu całego filmu. Typowa propagandowa papka dla mas.  To już nawet nie jest niskobudżetowy chłam. Tu nawet trudno dobrać jakiś epitet.

Nudni do wyrzygania


Kiepska robota, koledzy.

Brakuje wam zaangażowania, wasza machina propagandowa pracuje na pół gwizdka. Macie taki potencjał, taką forsę, jesteście w zadzie monopolistami, konkurencję już dawno wykosiliście, społeczeństwo otępiane od 15 lat jest dziś gotowe do przełknięcia każdej bzdury – a wy nawet porządnej nagonki nie umiecie urządzić? Jakoś nie widzę, żeby pod wpływem waszej propagandy ludzie masowo zaczęli rozprawiać się ze „zdrajcami narodu”. Kiepsko się staracie. Jesteście nudni do wyrzygania. Gdzie wam tam do hiszpańskiej inkwizycji, skorumpowane cieniasy!

Przecież w waszym filmie rzekomy zdrajca narodowy Babczenko wygląda raczej na rosyjskiego patriotę: „Co ciekawe, samego Babczenkę pobili w Kijowie bojówkarze Gwardii Narodowej. Dobrze wiedzieli, że mają do czynienia z rosyjskim reporterem, a potraktowali go tak, jak traktują wszystkich”. No ludzie! Nie tak się kleci donosy! Za taki wyczyn jak mój to w Rosji ordery rozdają. 

Chyba nie chcecie, żeby mnie Kreml udekorował orderem? Przecież cel waszego filmu był inny, nie? Kiepska robota, naprawdę kiepska.

Mało tego, wyście przecież wcześniej nie wiedzieli, że zostałem pobity. W waszej telewizji siedzi sztab ludzi, cała zgraja redaktorów produkuje te wasze filmiki, a okazuje się, że samodzielnie nawet nie umiecie gromadzić informacji o zdrajcach narodowych. Jakbym ci, Andriucha, nie powiedział o tym pobiciu, to w ogóle nie miałbyś co wetknąć do swojego filmu. Przed naszą rozmową nawet nie miałeś pojęcia o tym zdarzeniu.

A przecież stara zasada głosi: do wywiadu z gwiazdą trzeba się wcześniej przygotować.

Nie wiem, kto tu schrzanił sprawę, ale w napisach końcowych nie umieszczono waszych nazwisk.

Pewnie dlatego musieliście wyssać z palca ten komentarz: „to właśnie Babczenko napisał w jednym ze swoich tekstów, że Rosjanie są narodem niepełnowartościowym pod względem genetycznym”. Szef wam kazał? Kto tam dziś u was rządzi – Dobrodiejew (szef państwowej telewizji „Rossija” – „mediawRosji”), czy Kulistikow (szef stacji NTV, w przeszłości dziennikarz Radio Swoboda – „mediawRosji’)?

To zdanie wam się udało. Ale trzeba było jeszcze coś dorzucić o krwi niemowląt.

Nie ma co się rozwodzić nad poziomem waszego dzieła. Jest jednak w filmie jedna sprawa, która mnie szczególnie ciekawi.

Mam do was pytanie


Swieta, Andriucha – mam do was pytanie.

Swieta, kiedy do mnie dzwoniłaś, żartowałaś i odpowiadałaś ze śmiechem – powiedz, już wtedy wiedziałaś, że zbierasz materiały na donos na mnie, prawda? Dobrze wiedziałaś, czemu ma służyć fraza „wezwał do pokajania się”, nie? Wiedziałaś, że produkujesz donosik z podtekstem „bij żydoliberałów, ratuj Rosję od tej zarazy”? Wiedziałaś, nie?

Andriucha, kiedy wyszliśmy na papierosa i proponowałeś wyskoczyć gdzieś na piwo – przecież wiedziałeś, że zaraz potem wrócisz do Ostankino, wejdziesz do budynku ASK-1, wjedziesz na czwarte (czy na którym tam pracujesz) piętro, pójdziesz do montażowni i zaczniesz kleić oszczerstwa pod moim adresem? Zgadza się? Kiedy częstowałeś mnie papierosami, już wtedy wiedziałeś, że wstawisz tam te słowa: „przecież to właśnie Babczenko powiedział, że Rosjanie to naród niepełnowartościowy”? Wiedziałeś?

Już wtedy to wiedzieliście, prawda?

Przecież kiedy dzwoniliście, a potem uśmiechaliście się do mnie – waszego dawnego kolegi po fachu, - mieliście świadomość, że jak tylko odłożycie słuchawkę, wsadzicie donosik do koperty, zakleicie i zaniesiecie do NKWD?

Tak po prostu.

Powiedzcie, o czym myśleliście w tamtej chwili?

Niezbyt mnie ciekawi wasza osobowość i wasze płytkie duszyczki. Życie owadów to nie jest moje hobby. Ale interesujecie mnie jako pewne charakterystyczne typy.

Chciałbym zrozumieć, jak wygląda sam proces?


Starzy znajomi z pracy Arkadija Babczenki, dziś pracownicy kremlowskiej maszyny
propagandowej: Swietłana Gubanowa, producent telewizji NTV (z lewej) i Andriej
Ałfierow, reporter (z prawej). 



Kiedy donosicie na człowieka, to szczerze go nienawidzicie? Uważacie go za wroga? Czy musicie na siłę sobie wmawiać, że donosząc na danego kolegę i nawołując do zlinczowania go, działacie w słusznej sprawie? Przecież jesteście dorosłymi ludźmi, żadni z was imbecyle. Przecież zdajecie sobie sprawę z tego, co robicie? Czy chociaż po cichu, w głębi duszy (bo chyba jakieś poczucie przyzwoitości się jeszcze w was tli) macie poczucie, że zachowujecie się obrzydliwie?

A może jest wam wszystko jedno?

Może działa tu mechanizm: „to nic osobistego, taka praca, jakoś trzeba zarabiać na chleb”?

Andriucha, Swieta – chyba już wspominałem, ktoś tu nachałturzył i film pokazał bez waszych nazwisk.

Domyślam się, że jest wam bardzo przykro. Przecież dla mistrza nie ma niczego ważniejszego, niż jego nazwisko widoczne w spisie autorów arcydzieła.

Sam w takim razie poprawię tę niedoróbkę.

A zatem: film „Kolejnych 17 przyjaciół junty”: producent - Telewizja „NTV”, redaktor – Swietłana Gubanowa, reporter – Andriej Ałfierow.

Artysta powinien być dumny ze swojego dzieła!

Życzę wam kolejnych odważnych i demaskatorskich utworów.

A telewizji NTV szczerze dziękuję.

Zawsze marzyłem o wystąpieniu w filmie z Sashą Gray.



Tłumaczenie: K.K.



Tekst powstał w ramach projektu Arkadija Babczenki „Dziennikarstwo bez pośredników”.

Artykuł ukazał się na blogu Arkadija Babczenko i na portalu internetowym colta.ru:


* Arkadij Babczenko (ur.1977), rosyjski dziennikarz i prozaik. Autor tłumaczonej na wiele języków, wydanej także w Polsce książki „Dziesięć kawałków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii”. Laureat licznych nagród rosyjskich i międzynarodowych.












Inne teksty Arkadija Babczenki na blogu „Media-w-Rosji”:


Jego ojciec budował rakiety kosmiczne. Cioteczny brat zginął w Afganistanie. Dziadek był czołgistą, mama pracowała w wytwórni jodoformu. Sam Arkadij Babczenko, nim został dziennikarzem, wstąpił na ochotnika do wojska, ...

Warto zaglądać na blog niezależnego dziennikarza Arkadija Babczenko. Pisze wprost, prawdę, nawet gdy bywa szczególnie bolesna. Po katastrofie malezyjskiego Boeinga, Babczenko przestrzega przed iluzjami i ...

Wydaliście wojnę Ukraińcom, nie dziwcie się, że was zabijają – pisze na swoim blogu znany autor antywojennych publikacji w rosyjskiej prasie, Arkadij Babczenko.






Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 







poniedziałek, 21 lipca 2014

Putin: nigdy nie zachowywał się inaczej


Warto zaglądać na blog niezależnego dziennikarza Arkadija Babczenko. Pisze wprost, prawdę, nawet gdy bywa szczególnie bolesna. Po katastrofie malezyjskiego Boeinga, Babczenko przestrzega przed iluzjami i nadmiernym optymizmem. By przewidywać co zrobi Putin, trzeba znać jego polityczną biografię. Zawsze zachowywał się tak samo: nie ustępował i potrafił wyczekiwać.



Autor: Arkadij Babczenko



W Doniecku toczą sie dziś intensywne walki. Mieszkańcy miasta w obawie przed kulami chronią się w piwnicach i schronach. 











Chciałbym oczywiście się mylić i także nabrać przekonania, iż ofiara pasażerów Boeinga da impuls do zakończenia tej wojny, że już niebawem wszystko się skończy.

Ale przez piętnaście lat u władzy Putin ani razu nie przyznał się do popełnienia błędu. Nawet, wówczas, gdy było to oczywiste.

Przez cały czas, przez 15 lat Putin nie zrobił ani jednego kroku wstecz. Nawet wówczas, gdy ze strategicznego punktu widzenia – a nawet – taktycznego cofnięcie się mogłoby przynieść więcej korzyści, niż ostateczna przegrana.

Przez piętnaście lat, mając do wyboru różne warianty, zawsze wybierał  najgłupszy.

No i jeszcze – a) ten człowiek potrafi przeciwników wziąć na przeczekanie, b)ilość trupów i ofiar nie ma dla niego znaczenia. Tych już poniesionych, jak i tych w czasie przyszłym.

Dochodzą do mnie opinie, iż po katastrofie Boeinga, Rosja nie ma wyboru, będzie musiała się cofnąć i poddać się. Moim są one wyrazem nieuzasadnionego optymizmu.


Nie kijem, go to pałką



Logika rozwoju wydarzeń, tych których byliśmy świadkami, na przestrzeni ostatnich 15 lat, podpowiada, iż Putin tylko zwiększy nacisk. Nie kijem go, to palką. Nie tutaj, to w innym miejscu. Jeśli nie teraz, to trochę później. Inaczej on nie potrafi. I tak nawiasem mówiąc, dostawy uzbrojenia, oraz uzupełnienia w ludziach dla oddziałów separatystów nie ustaną.


W każdym razie, do tej pory, Putin nigdy inaczej nie zachowywał się i nie postępował



Tekst jest kolejnym wpisem na blogu Arkadija Babczenko. 
Oryginał można znaleźć pod adresem: http://www.echomsk.spb.ru/blogs/babchenko/22360.php



* Arkadij Babczenko (ur.1977), rosyjski dziennikarz i prozaik. Autor tłumaczonej na wiele języków, wydanej także w Polsce książki „Dziesięć kawałków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii”. Laureat licznych nagród rosyjskich i międzynarodowych.








Arkadij Babczenko na blogu „media-w-Rosji”:


Wydaliście wojnę Ukraińcom, nie dziwcie się, że was zabijają – pisze na swoim blogu znany autor antywojennych publikacji w rosyjskiej prasie, Arkadij Babczenko.



Jego ojciec budował rakiety kosmiczne. Cioteczny brat zginął w Afganistanie. Dziadek był czołgistą, mama pracowała w wytwórni jodoformu. Sam Arkadij Babczenko, nim został dziennikarzem, wstąpił na ochotnika do wojska, brał udział w kampanii czeczeńskiej. Jego rodzina i on sam służyli Rosji jak mogli najlepiej. Dlatego trudno mu się pogodzić z tym, iż w odwet za jego obecność na Majdanie, w Rosji nazywa się go teraz banderowcem, piątą kolumną i zdrajcą narodu.






Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com