Przedsiębiorca Władimir Melichow od lat działa także w ruchu
na rzecz odrodzenia tradycji kozackich. Z jego inicjatywy powstały dwa muzea upamiętniające
walkę Kozaków z bolszewikami. Władzom nie podoba się ani jego działalność
biznesowa, ani jego aktywność społeczna. Tym razem postanowiono mu uniemożliwić
wyjazd za granicę. O tym jaką wybrano metodę, Melichow opowiedział we wpisie na
swoim blogu, opublikowanym na portalu radiostacji "Echo Moskwy". Skrępowani
gorsetem przepisów funkcjonariusze rosyjskich resortów siłowych nie rzadko posługują
się niestandardowymi metodami, podrzucając swoim ofiarom narkotyki, broń,
wycinając strony z dokumentów podróży…
Autor: Władimir Melichow
Zgodnie z obowiązującymi przepisami obywatela Federacji Rosyjskiej można pozbawić prawa do wyjazdu za granicę tylko na podstawie prawomocnego wyroku sądu. |
Dziś rano powinienem był wylecieć do Monachium, tam mieli na
mnie czekać Kozacy z Hanoweru. Wspólnie wybieraliśmy się do Lienz w Austrii, na
poświęcenie kaplicy wzniesionej na znajdującym się tu cmentarzu kozackim. W tym właśnie miejscu, 1 lipca 1945 r. władze
brytyjskie przekazały liczną grupę Kozaków przedstawicielom reżimu Stalina -
Kozaków czekała zguba.
Na lotnisku Domodiedowo przeszedłem odprawę biletową,
oddałem bagaż, wyruszyłem w kierunku stanowisk kontroli paszportowej. Przez
okienko przekazałem siedzącemu w budce funkcjonariuszowi paszport i bilet
lotniczy. Oto jak potoczyły się wydarzenia…
Najpierw funkcjonariusz obejrzał mój paszport, potem zweryfikował
na komputerze moją tożsamość. Nagle dostrzegam jego rozbiegane oczy. Patrzy to
na paszport, to na bilet, to na mnie.
Dzwonek telefonu
Po kilku sekundach dzwonek telefonu. Podnosi słuchawkę,
słucha w milczeniu przez 5 minut. Do stanowiska podchodzą dwie osoby. Jedna z
nich w mundurze Służby Granicznej, druga po cywilnemu. Ani do mnie, ani do
funkcjonariusza siedzącego w budce nie odzywają się słowem. Odbierają mu tylko mój paszport z biletem i
odchodzą.
Rzecz jasna funkcjonariuszowi zadaję pytanie: "O co chodzi? jakieś
problemy? Nie mogę wyjechać za granicę?" Funkcjonariusz uśmiecha się
szeroko: "nie skąd, nie ma żadnego
zakazu, pana paszport poddany jest planowej kontroli".
Pytam, tak na wszelki wypadek, o to jak długo trwają
zazwyczaj tego rodzaju planowe kontrole. Jeżdżę za granicę od 20 lat, jeszcze
ani razu z podobną procedurą się nie zetknąłem. Ale opowiadali mi o nich
przyjaciele i znajomi.
- Jakieś pięć minut - odpowiada funkcjonariusz. Czekamy. Ja stoję
przed okienkiem, on siedzi w budce.
Upłynęło pół godziny. Już rozumiem, że coś się święci.
Kontrola dokumentu paszportowego nie może trwać 30 minut. To oznacza, iż
dotarła odpowiednia instrukcja, by nie wypuścić mnie z kraju..
Istnieje tylko jeden legalny sposób, by uniemożliwić obywatelowi wyjazd z kraju: prawomocny wyrok sądu. Ale takiego nie ma. Więc przychodzi mi do głowy,
iż przez ten czas, oni zastanawiają się do czego się przyczepić. Być może
sprawdzają nadaną na bagaż walizkę, szukają w niej przedmiotów
niedozwolonych… Wymyślą niezapłacony
prze mnie mandat?
Stoję, czekam. Minęła godzina. Do głowy przychodzi mi inna
myśl, na pewno trzymają mój paszport tak długo, żebym spóźnił się na samolot.
Po kilku minutach przychodzi oficer Służby Granicznej.
Proponuje, byśmy razem udali się do ich pomieszczenia służbowego. Idziemy.
Paszport bez jednej kartki
W pomieszczeniu znajduje się jeszcze jeden oficer, trzyma w
rękach mój paszport. Zbliża się do mnie i mówi: Władimirze Pietrowiczu, jak to
możliwe, dlaczego w pana paszporcie brakuje jednej kartki? Wyciąga w moim
kierunku rękę z paszportem. Już widzę: starannie, zapewne przy pomocy skalpela,
albo żyletki, rzeczywiście wycięto jedną z pustych stron.
Z tym dokumentem latam od 2010 roku. Wszystkie kartki zawsze
znajdowały się na miejscu. Były także na swoim miejscu dzisiaj, gdy oddawałem
go w punkcie kontroli granicznej. To też powiedziałem oficerowi. Uśmiechnął się
obłudnie, powtórzył swoją śpiewkę: "niestety, sam pan widzi, brakuje
jednej strony."
To było oczywiste. Trzymali paszport przez godzinę. Wpadł im do głowy jeden pomysł, wyciąć z niego z niego stronicę. Dzięki temu mogą stwierdzić, iż
dokument nie nadaje się do podróży zagranicznych. W ten sposób zatrzymają mnie
na miejscu. Tak się też stało. Oddali mi paszport i powiedzieli: "niestety
z takim dokumentem pana wyjazd z kraju jest niemożliwy".
Przez cały czas patrzałem mu w oczy. Uderzył mnie ich
cyniczny, pozbawiony sumienia wyraz.
Co mogłem na to odpowiedzieć? przecież zdawałem sobie
sprawę, iż nie mam żadnego wpływu na tę sytuację…
W podobnej sytuacji wszyscy zapewne zareagowalibyśmy tak
samo: "nie wstyd wam tego, co zrobiliście?"
Zaraz wręczymy ci dokument
W milczeniu upewnili się, że oddali mi paszport.
Oświadczyli, iż sprawę uważają za zamkniętą. Ze swej strony zażądałem od nich
dokumentu na piśmie objaśniającego przyczyny, tego co się stało: najpierw bezpodstawnie
zabrali mi paszport, potem zniszczyli go i pod tym pretekstem uniemożliwili mi
wyjazd.
Nagle widzę, jak zmienia się wyraz twarzy oficera, który
zwrócił paszport. Słyszę jak syczy pod moim adresem: "zaraz wręczymy ci
dokument". Odebrał mi paszport i
wyszedł. Siedzę i czekam. Wspólnie ze mną, tym samym rejsem powinien był wylecieć
Michaił Lwowicz Ordowski. Poprzedniego dnia dotarł do Moskwy z
Petersburga. Miałem ze sobą szereg
dokumentów i albumów z fotografiami, wiozłem
je dla ludzi w Lienz. Zatelefonowałem do Michaiła i poprosiłem, (o ile
nie przeszedł jeszcze kontroli granicznej), by podszedł do pomieszczenia
służbowego pograniczników i odebrał ode mnie i dokumenty i zdjęcia. W skrócie
wytłumaczyłem mu, dlaczego zwracam się do niego z podobną prośbą.
Zatelefonowałem w porę, Michaił właśnie przechodził kontrolę paszportową. Spotkaliśmy
się po kilku minutach, przekazałem mu wiezione przeze mnie materiały.
Już po kilku sekundach zbliżyli się do nas funkcjonariusze
Służby Granicznej. Posypały się pytania. Na jakiej podstawie Michaił do mnie
przyszedł? Co znajduje się w przekazywanych mu przeze mnie materiałach? Kiedy
to tłumaczyłem, Michaił spakował je do
torby, na szczęście jego nie zatrzymano.
Ale to nie koniec. Za jakiś czas Michaił Lwowicz zatelefonował.
Zatrzymano go w autobusie transportującym pasażerów do autobusu. Najwyraźniej
wydano im ostrzejsze rozkazy, należy wszystko starannie skontrolować.
Ja zaś wciąż czekałem na oficjalne pismo Służby Granicznej.
Upłynęło 30 minut. Teraz wyszedł do mnie kolejny oficer. Z oficjalnym i
uroczystym wyrazem twarzy zaczął czytać postanowienie dotyczące popełnionego
przeze mnie naruszenia prawa. Usłyszałem, iż najpierw uszkodziłem swój
paszport, potem zaś z uszkodzonym paszportem próbowałem przekroczyć granicę
państwową. Za podobne wykroczenie zostałem ukarany mandatem w wysokości 2 tysięcy
rubli.
Po przeczytaniu swojego dokumentu zapytano mnie złośliwie,
czy nie mam jakichś pretensji. Powiedziałem spokojnie, że mam. Zacząłem
wpisywać je do protokołu: "podczas kontroli paszportowej nieznany mi
funkcjonariusz razem z biletem odebrał mi paszport. Przez godzinę nie widziałem,
co się dzieje z moimi dokumentami, nie
wiedziałem dokąd je wyniesiono. Kiedy zwrócono mi paszport, okazało się, iż
wycięto z niego jedną kartkę. Oznacza to, iż mój paszport został zniszczony,
przez funkcjonariuszy, którzy odebrali mi go w punkcie kontroli
granicznej".
Dopisałem swoje uwagi. Podpisałem protokół. Czekała na to
funkcjonariuszka Służby Granicznej. Teraz ona zabrała paszport, wytłumaczono mi, że poszła robić
kopię, chociaż inna kopiarka znajdowała się obok.
Sprawdzona metoda
Kopię robiono przez kolejnych 30 minut. Samolot już dawno
odleciał. W końcu oddano mi dokumenty. Pokazano mi drogę powrotu do głównej
sali lotniska.
Na tym historia się skończyła.
Paszport jest uszkodzony i należy go wymienić.
Przepadły bilety na samolot. Rzecz jasna, nie mam najmniejszej szansy, by trafić
do Lienz na poświęcenie kaplicy. Mam za to mandat w wysokości 2 tysięcy rubli,
za to, iż rzekomo wyciąłem w paszporcie jedną stronę, a potem z uszkodzonym dokumentem
usiłowałem polecieć za granicę (jeszcze, kiedy znajdowałem się na posterunku
Służby Granicznej, telefonowałem do adwokatów, by poradzili mi, jak mam postąpić
w tym wypadku. Maria Siernowiec broniła mnie jeszcze przed fałszywymi zarzutami
w 2008 roku. Jak się okazało, tego rodzaju przypadki nie
były jej obce, nawet napisała na ten temat artykuł: https://openrussia.org/post/view/280/
.
Zacząłem szukać w Internecie. Znalazłem.
Takich przypadków było więcej. To stosunkowo nieźle wypróbowana metoda. Taka
historia przydarzyła się Rodionowi Suljandzigie, dyrektorowi Ośrodka Wsparcia dla Małych Narodów Północy, który
wybrał się na zorganizowaną przez ONZ światową konferencję poświęconą problemom
narodów tubylczych. Jemu także zabrano paszport, a kiedy go zwrócono, okazało
się, że brakuje w nim wyciętej strony (http://www.bbc.co.uk/russian/international/2014/09/140922_un_indigenous_russia_conference)
W moim życiu, w minionych latach
zdarzyło się wiele. Nieuzasadnione aresztowania, wielomiesięczny pobyt w
więzieniu (8 miesięcy) pod nieuzasadnionymi zarzutami, wyssane z palca
oskarżenia o działalność ekstremistyczną. Później wzywano mnie na nie kończące się
rozprawy sądowe. Nie tylko z mozołem broniłem swoich racji, ale domagałem się także
ukarania prokuratury za jej samowolne działania.
Dusiłem się w atmosferze całkowitego
bezprawia i bezkarności, a jednak tak czy inaczej walczyłem z nimi, potrafiłem
bronić swoich racji, posługiwałem argumentami opartymi o prawo.
Jednak wydarzenie z Domodiedowo ma całkowicie inny
charakter. To nie zwykle bezprawie, a PRAWDZIWY, WULGARNY BANDYTYZM.
Nawet wówczas, gdy państwo naciąga prawo, czy toleruje
bezprawie, stara się jednak, by odbywało się to w mniej lub bardziej
dopuszczalnej formie. Tutaj jednak wszystko odbyło się inaczej, wyszli z lasu i
u przechodnia zabrali wszystko, co chcieli. A potem z powrotem do lasu.
Ten kraj nie jest już mój ! Co mam powiedzieć o tym, co mi się przydarzyło. Czuję oburzenie,
gorycz, wściekłość? Na pewno nie!
Tak, czy inaczej kaplicę zbudowano, 1go czerwca ja poświęcono. To nieprzyjemne, że nie mogłem tam być,
spotkać się z wieloma ludźmi, czekaliśmy na to spotkanie, ale jeśli Bóg
pozwoli, jeszcze się kiedyś zobaczymy.
Zdarzyło się coś innego.
Wcześniej, na wszystkich zakrętach, tak w życiu osobistym, jak i naszym
wspólnym, ten kraj uważałem za swój, nasz. Krytykowałem go za wiele, widziałem, że choruje, ale bez względu na to, jak układało się życie, uważałem, że jest nasz.
Teraz ten kraj przestał być mój. Już nie może być moim i nie
tylko dlatego, iż tak wiele dzieje się w nim rzeczy niedopuszczalnych. Wałczyłem
z tymi zjawiskami, przeciwstawiałem się im.
Ten kraj nie jest już mój, dlatego iż już go nie ma, że nie
istnieje w przyrodzie. Narodziła się fikcja nazywana państwem, pozbawiona jednak
istotnych instytucji państwowych, nie oparta na prawie, nie uregulowana żadnymi
przepisami. Mamy mafię, która robi co zechce.
Ta mafia ma swoje wspólne fundusze. Dzięki nim ma za co żyć.
Ma swoich nadzorców. Jeśli ktoś nie ma zamiaru podporządkować się ich
despotyzmowi, mogą go ukarać po bandycku. Wytną z paszportu stronicę, osadzą
człowieka za kratami, albo pozbawią go życia.
Kiedy wróciłem z lotniska do domu nadeszła wiadomość z
Rostowa nad Donem. Gdzieś zaginęło dwóch ludzi. stali na czele grupy Kozaków
także wybierających się na uroczystości w Lienz. Jednego szukano przez pół dnia,
znaleziono go w komisariacie milicji.
Oskarżono go o zabójstwo. Drugiego szukano do wieczora, znaleziono go przed
niespełna godziną, także znajdował się w rejonowym komisariacie milicji.
Co to za kraj? Co to za państwo?
Państwa nie ma.
A pustka nie może tak pozostawać bez kontroli….
Tłumaczenie: ZDZ
Oryginał
został opublikowany na portalu radiostacji "Echo Moskwy":
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Dzięki za przetłumaczenie. "Z tym dokumentem latam od 1910 roku." - chyba powinno być "od 2010". Nurtuje mnie też ta "strona". Czy nie powinno być "kartka"?
OdpowiedzUsuńPrzepraszamy za błędy. One się zdarzają. Pracujemy w pośpiechu. Nie mamy korekty. Dodatkowa para oczu zawsze się przydaje. Nawet po opublikowaniu wracamy do naszych tekstów, by usunąć usterki. W druku byłoby to niemożliwe. Pozdrawiamy !
OdpowiedzUsuńmniejsza o tłumaczenie, wiemy o co chodzi, normalnym ludziom w Rosji życzę, aby się nie poddawali- kropla drąży skałę.....
OdpowiedzUsuń„Fajnie” napisane - tak strasznie autor próbuję zapomnieć ze ta "walka z bolszewikami" to była ramie w ramie z hitlerowcami często jako SS ... I tu właśnie jest cały powód na reakcje państwa rosyjskiego. Dla tych ukraińskich oddziałów UPA walczących w SS Galizien i reszcie w większości się udało... Polski General Anders wyciągnął ich z tej zsyłki (jako polskich obywatelów !!!) i wysłał do Kanady i GB niestety. To byli ci którzy uczestniczyli w rzezi wołyńskiej i pacyfikacji Warszawy... Dlatego Ukraina jest teraz jaka jest i ma nowych bohaterów narodowych Bandere i Szuchewicza
OdpowiedzUsuńW 1944 roku, generał Krasnov i inni przywódców kozaccy przekonał Hitlera, aby umożliwić wojskom kozackim, a także cywilom i nieliniowym Kozakom, aby na stałe osiedlić się w słabo osiedlonej Carnia, w Alpach. Kozacy przenieśli tam garnizony i swoja populacje cywilna, eksmitując ich mieszkańców. Było to kilka stanic i urzędów, ich administracja, kościoły, szkoły i jednostki wojskowe. Tam walczyły one z partyzantka i prześladowali miejscowa ludności, popełniając liczne zbrodnie.
Kiedy alianci postępuje od centrum Włoch do włoskich Alpach, włoskich partyzantów pod dowództwem generała Contini kazali Kozakom opuścić Carnia i iść do Austrii. Tam, w pobliżu Lienz, armia brytyjska internowała Kozaków w obozie dla internowanych. Przez kilka dni, brytyjska armia karmiła ich. Tymczasem jednostki Armii Czerwonej zbliżyły się w ciągu kilku mil na wschód, szybko postępując do spotkania aliantów. W dniu 28 maja 1945 roku Brytyjczycy przetransportowali 2046 generałów i oficerów kozackich - w tym generałów kawalerii Piotr Krasnov i Andrei Shkuro - do poblisko stacjonującej Armii Czerwonej i poddała ich do dowódcy Armii Czerwonej, który nakazał ich sądzić za zdradę. Wielu kozackich przywódców nigdy nie było obywatelami ZSRR, po rewolucji w Rosji uciekając w 1920 roku, [potrzebne źródło], a więc wierzyli, że nie mogą być winni zdrady. Niektóre wyroki były wykonywane natychmiast. Wysocy rangą oficerowie byli sądzeni w Moskwie, a następnie straceni. W dniu 17 stycznia 1947 roku Krasnova i Shkuro powieszono na placu publicznym. General Helmuth von Pannwitz, który walnie przyczynił się do powstawania i kierownictwem Kozaków pobranych z hitlerowskich obozów jenieckich do walki z ZSRR, postanowił podzielić los repatriacji Kozaków. Został stracony za zbrodnie wojenne wraz z pięcioma generałami i atamanami kozackimi w Moskwie w 1947 roku [edytuj]
W dniu 1 czerwca 1945 roku Brytyjczycy przekazali 32000 Kozaków (z kobietami i dziećmi) do Armii Czerwonej w celu repatriacji do ZSRR; [potrzebne źródło], podobnie postąpiono w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Większość Kozaków wysłano do łagrów na dalekiej północy Rosji i na Syberii, wielu tam umarło; niektórzy jednak uciekli, a inni doczekali amnestii Nikity Chruszczowa w trakcie jego polityki destalinizacji (patrz poniżej). W sumie około dwóch milionów ludzi repatriacji do ZSRR pod koniec II wojny światowej. [10]. to jest cytat z English Wikipedia
Do "Anonimowy" z przydługaśnym "historycznym" wpisem :
OdpowiedzUsuń"I tu właśnie jest cały powód na reakcje państwa rosyjskiego"
I tu właśnie jest dowód, że "państwo rosyjskie" de facto nie istnieje. Państwo jako takie powinno przede wszystkim postępować zgodnie z prawem. Bo to państwo jest tego prawa twórcą i gwarantem. Twój wpis klasyfikuje ciebie jako typowego " ruskiego trolla" który pseudohistorycznym bełkotem (w którym fakty pomieszane są z kłamstwami, przekręceniami i insynuacjami) próbuje usprawiedliwić BEZPRAWNE działania obecnych władz rosyjskich.
Artykuł jest o tym jak obecnie działają władze w Rosji : szykany, oszustwa i łamanie prawa przez funkcjonariuszy "państwowych". Wpis nie jest o samych kozakach (którzy też mają swoje "za uszami"- ale to nie temat tego artykułu).
Widać że chłopcy są fanami "Misia"
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń