Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rosja Unia Europejska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rosja Unia Europejska. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 czerwca 2014

Jesteśmy potrzebni tu i teraz


Rosyjska dyskusja o emigracji staje się coraz bardziej ożywiona. Wybitna publicystka Zoja Swietowa podkreśla, iż nie jest przeciw prawu każdego do wyboru miejsca zamieszkania. Jednak protestuje przeciw „heroizacji” decyzji o emigracji. A poza tym Rosji, by w końcu stała się Europą, potrzebni są ludzie zdolni i wykształceni. Tu i teraz.

 Zoja Swietowa na  łamach magazynu „The New Times” odpowiada na głośny tekst emigrującego z Rosji publicysty Leonida Berszydskiego (tłumaczenie dostępne w „Mediach-w-Rosji”)




Wybitna publicystka Zoja Swietowa jest matką trzech popu-
larnych w Rosji dziennikarzy Tichona, Filipa i Timofieja Dziadko. 



Mnie się wydaje, że emigracja z Rosji jest dziś zdradą” – usłyszałam dosłownie kilka dni temu od przyjaciela jednego z moich synów. Ma 25 lat, regularnie chodził na demonstracje na Placu Błotnym i Placu Sacharowa.

Więzienie, czy emigracja?


- „A jeśli staniesz przed wyborem, więzienie, czy emigracja, co wybierzesz?” – zapytałam.

- „Więzienie” – odpowiedział, w taki sposób, jakby już o tym rozmyślał, analizując wszystkie „za” i „przeciw”.

Słyszałam kiedyś coś w podobnym duchu. Z pewnością na początku lat osiemdziesiątych. Goście zebrani w kuchni u rodziców spierali się między sobą do zdarcia gardeł. „Nie chcę już więcej żyć w tym kraju. Duszę się.” – wykrzykiwał jeden ze znanych wówczas pisarzy, jego książki publikowano za granicą. Mój ojciec się z nim nie zgadzał; „Przecież ty byłaby zdrada. Ty nie możesz wyjechać.”
Trzaskali drzwiami wejściowymi. Ojciec pobiegł za pisarzem, by wytłumaczyć mu, dlaczego nie ma racji.

Potem odprowadzaliśmy wyjeżdżających przyjaciół. Ludzie emigrowali, by nigdy już nie wrócić. Stali wówczas przed ciężki wyborem: emigracja, albo więzienie.

Dziś to wszystko wygląda inaczej. Rzeczywiście, wśród tych, którzy wyjechali po demonstracji na Placu Błotnym byli i tacy, którzy przestraszyli się, że ich posadzą.

Mamy przypadki Siergieja Gurijewa  (znany ekonomista, rektor Rosyjskiej Szkoły Ekonomicznej, wyjechał do Francji w obawie przed represjami w 2013 roku – „mediawRosji”) i Władimira Aszurkowa (finansista, działacz obywatelski, współpracownik Aleksieja Nawalnego, wyjechal do Niemiec w 2014 – „mediawRosji”).

Nad nimi, jak się zdaje, rzeczywiście zawisła groźba, jeśli nie więzienie, to w najlepszym przypadku postępowanie karne. Ale co grozi wyjeżdżającym obecnie, takim jak dziennikarz Leonid Berszydski? Jego tekst, dopiero co opublikowany na Facebooku sprawia wrażenie manifestu nowej fali emigracyjnej – emigracji rozczarowanych.

Być może tekst ten nie zasługiwałby na uwagę, gdyby nie cała seria podobnych publikacji często odtwarzających prowadzone w wielu domach rozmowy. Z ich głównym wezwaniem :”pora spadać”. Wszystkie argumenty, przyczyny i uzasadnienia są zrozumiałe. A jednak. Dlaczego tak szybko się poddajemy?

Dlaczego tak łatwo poddajemy się rozczarowaniu?


Dusimy się w zatęchłej atmosferze obecnych dni. Poranny kubek kawy mogą zatruć nowe wiadomości nadchodzące z parlamentu o tym, iż zamierza się uchwalić kolejną idiotyczną ustawę. Telewizji nie da się oglądać, z ekranu płyną coraz mocniejsze strumienie agresywnej propagandy. Ale wyjeżdżają nie tylko ci wzywani na przesłuchania i śledzeni przez samochody z funkcjonariuszami FSB. Wyjeżdżają ci, którzy mogą znaleźć pracę za granicą. Jeśli wierzyć sondażom socjologicznym, w skali naszego kraju, takich ludzi nie jest zbyt wielu. Ale są oni częścią warstwy twórczej naszego społeczeństwa. To oni protestowali przeciw nieuczciwym wyborom i starali się zmienić panującą w kraju atmosferę. Ludzie z mózgami.

Dlaczego są gotowi tak szybko przyznać się do klęski poniesionej w walce z autorami poleceń, by zamykać niezależne środki masowego przekazu, przepędzać redaktorów naczelnych, pozbawiać anteny stacje telewizyjne?

Dlaczego tak łatwo poddajemy się rozczarowaniu? Zaraz wtedy, gdy docisnęli nas tylko trochę. Rozejrzycie się dookoła. Kiedy ktoś mówi, iż nie ma mediów zdolnych do wystąpienia w obronie słabszych przed silniejszymi, iż że oszalałej władzy, nikt nie jest się w stanie przeciwstawić, głosi nieprawdę. 

W naszym życiu istnieją przyczółki oporu. Jeden z ostatnich przykładów: ministerstwo kultury wydała zakaz pokazywania „niebezpiecznych dla zdrowia moralnego” spektakli w Centralnym Dom Artystów przewidzianych w programie Festiwalu Książki. Demonstrując solidarność szereg pisarzy i wydawnictw przeniósł się na inne sceny. I co najbardziej dziwne, takie sceny znaleziono.

Pod naciskiem obrońców praw człowieka zwolniono ze szpitala psychiatrycznego Michaiła Kosenko (uczestnik demonstracji na Placu Błotnym w maju 2012. W 2013 roku sąd skierował go na przymusowe leczenie psychiatryczne -„mediawRosji”). W czasach radzieckich, tak szybko nie odzyskałby wolności.

Aleksieja Nawalnego i Konstantina Jankauskasa trzymają pod aresztem domowy. Dlatego, że się ich boją…  To znaczy, że nie wolno się poddawać. Emigracja dziś nie jest zdradą, to kapitulacja.

A przecież w tym kraju trzeba się zająć jeszcze tak wieloma sprawami.

Nie jestem przeciwnikiem emigracji. W końcu każdy ma prawo, by wybrać miejsce zamieszkania, gdzie wychowywać dzieci. Ale jestem przeciw heroizacji wyjazdów: tacy jesteśmy wspaniali, więcej tu nie damy rady, wrócimy wtedy, gdy Rosja stanie się Europą.

Rosja, oczywiście, kiedyś stanie się Europą. Ale by to osiągnąć, potrzebni jesteśmy tu i teraz.


Zoja Swietowa (1959), wybitna publicystka, działaczka ruchu na rzecz praw człowieka. W czasach radzieckich związana ze środowiskiem dysydenckim. Laureatka wielu nagród,  rosyjskich i międzynarodowych.






Oryginał ukazał się na lamach magazynu „The New Times”. Można go znaleźć pod adresem:


Artykuł Zoi Swietowej jest odpowiedzią na tekst publicysty Leonida Berszydskiego. Tłumaczenie na polski można przeczytać na blogu „Media-w-Rosji”.

Autor: Leonid Berszydski
Po raz kolejny w Rosji obudziły się nastroje emigracyjne. Wystraszeni kryzysem ukraińskim i konserwatywnym kursem Kremla rosyjscy intelektualiści głośno zastanawiają się nad przeprowadzką do wolnego świata. Leonid Berszydski, wyróżniający się publicysta średniego pokolenia tłumaczy, dlaczego zdecydował się na wyjazd do Niemiec. Obecna emigracja nie jest ucieczką od więzienia i prześladowań. Wynika z wielkiego rozczarowania, iż europejskie nadzieje Rosji legły w gruzach.


Obserwuj i polub nas na Facebooku: 






czwartek, 12 czerwca 2014

Emigracja rozczarowanych


Po raz kolejny w Rosji obudziły się nastroje emigracyjne. Wystraszeni kryzysem ukraińskim i konserwatywnym kursem Kremla rosyjscy intelektualiści głośno zastanawiają się nad przeprowadzką do wolnego świata. Leonid Berszydski, wyróżniający się publicysta średniego pokolenia tłumaczy, dlaczego zdecydował się na wyjazd do Niemiec. Obecna emigracja nie jest ucieczką od więzienia i prześladowań. Wynika z wielkiego rozczarowania, iż europejskie nadzieje Rosji legły w gruzach.




Taki tekst wysłałem wczoraj do redakcji „Snoba”. Los rozporządził inaczej, artykuł się nie ukazał. Więc publikuję go na Facebooku.




Czy spełni się marzenie Leonida Berszydskiego? Czy uda
mu się wrócić do Rosji zintegrowanej z Europą?


Rosja w Europie?


Chciałbym przyznać się do popełnienia pewnego głupstwa. W 1993 roku rzuciłem uniwersytet w Kalifornii i wróciłem do Moskwy. Mniej więcej wtedy państwa europejskie podpisały umowę w Maastricht. Rozmarzyłem się, byłoby dobrze, gdyby Rosja wstąpiła do Unii Europejskiej.

Nie wygląda na to, że tylko ja jeden. „Europa bez Rosji – mówił Borys Jelcyn – nie będzie Europą. Tylko razem z Rosją może stać się wielką Europą. Na całej kuli ziemskiej takiej Europie nikt nie dorówna”.

Jelcyn umarł. Z tego świata odeszło wielu jeszcze ludzi i idei. Po aneksji Krymu stało się jasne, Albania i Turcja, nawet Ukraina znajdą się w Unii Europejskiej szybciej od Rosji.
Wspólnie z moim krajem nie udało się dołączyć do Europy. To oznacza, iż trzeba tam wstąpić samodzielnie. Za kilka dni przenoszę się do Berlina.

Jestem patriotą


Całe życie wykręcałem się od emigracji, chociaż zagranica kusiła i maniła. W tym miejscu czuję, że powinienem wyznać jeszcze jedno. Choć znam kilka języków obcych i stosuje się do mnie punkt piąty (w Związku Radzieckim pod punktem piątym w ankiecie osobistej trzeba było określić swoją narodowość, pozwalało to dyskryminować różne grupy etniczne, Żydów, Niemców, Tatarów, itd. – „mediawRosji”), pozostałem patriotą. W 1991 roku, powstanie Rosji z kolan było dla mnie radosnym wydarzeniem. Pragnąłem te wydarzenia nie tylko obserwować, ale także w nich uczestniczyć. Przede wszystkim zależało mi na stworzeniu prasy niezależnej, podobnej do tej, jaka w Ameryce drukuje wynurzenia Snowdena, a w Europie nie pozwala ministrom kolejny raz posłużyć się urzędową kartą kredytową.






Ta działalność dobiegła dziś dla mnie końca. Nie powiem, że nic się nie udało. W końcu niektóre z mediów, także te które pomagałem zakładać, do dziś nie mają zamiaru godzić się na zgniłe kompromisy. Ale jeśli spojrzeć na obraz ogólny, poniosłem klęskę. Mainstream rosyjskich mediów reprezentują z jednej strony wyłupiaste oczy Dmitrija Kisieliowa (główny telewizyjny propagandysta Kremla – „mediawRosji”) z drugiej czysto inteligenckie rozterki na antenie telewizji „DOŻD’”. Wszystko, co znajduje się pomiędzy nimi jest nieinteresujące, nie ma też nic wspólnego z podstawową funkcją mediów, jaką jest obrona słabszych przed silnymi.

Zapewne, także w rezultacie mojej i naszej klęski, ci silni utracili wszelkie poczucie wstydu. Co zobaczycie, idąc dziś po moskiewskiej ulicy? Przed kawiarniami stoją wypędzeni ze środka palacze, tu i tam samochód pomocy drogowej wywozi nieprawidłowo zaparkowany dżip,  milicjanci kontrolują brodacza o ciemnej skórze, wielkie plakaty krzyczą „Krym znów jest nasz, moskiewskie ulice znów będą bez korków”. Czytam facebook, a tam takie wiadomości:  właśnie zabroniono wystawiać spektakl teatralny, gdyż odnaleziono w nim „elementy propagandy nietradycyjnych stosunków seksualnych adresowane do niepełnoletnich”, w fabryce Chruniczewa toczy się sprawa o szkodnictwo, znów istnieje pomysł, by miasto Wołgograd wróciło do starej nazwy Stalingrad, a jeśli masz dwa paszporty, należy powiadomić o tym władze, blogi podlegają rejestracji.

Przekonuję sam siebie, na pewno ktoś zapełnia tym wszystkim pole informacyjne, by odwrócić naszą uwagę od czegoś ważniejszego. Chyba jednak nie. Tak po prostu swą przewagę demonstrują silniejsi, gdyż nikt im nie może się przeciwstawić.

Wygląda na to, iż przywódcy polityczni, których można byłoby wesprzeć ponieśli taką samą klęskę, jak i ja. Albo jeszcze się nie urodzili. A Jelcyn umarł.

Przeprowadzano różne kontrole. Najpierw usiłowano nas przekupić. Potem nas rozpędzano. Teraz sadzają. Rozglądam się dookoła, nie zostało prawie nikogo. To, co jeszcze dwa lata temu przypominało opozycję zardzewiało, wydziela nieświeżą woń. W tym także jest część mojej winy. Niektórzy znajomi w Kijowie, w podobnej sytuacji nauczyli się rzucać butelkami z koktajlem Mołotowa i w końcu coś im się udało – choć z drugiej zapewne strony, nie do końca to, czego pragnęli.

Emigracja polityczna?


Byłbym śmieszny, gdybym nazwał się emigrantem politycznym. Nikt mnie nie represjonował, nie siedziałem, nie byłem aresztowany, nie zesłano mnie. Na emigracji politycy budują swój kapitał polityczny, obrastają tłuszczem, te zapasy przydają im się, gdy wracają do ojczyzny. A ja podobnie do wielu kolegów, przedstawicieli naszego zawodu nie bardzo potrafię zająć jasne stanowisko. Jak mi się wydaje każda ze stron konfliktu ma swoją rację. Może ta słabsza ma jej trochę więcej.

W tym konflikcie dwóch bliskich sobie krajów, Rosji i Ukrainy, tym trudniej opowiedzieć się całkowicie po którejś ze stron. Przez to życie w Moskwie i w Kijowie, nawet w sieci stało się trudniejsze, jedno przekleństwo sąsiaduje z innym.

Coraz mniej czytam po rosyjsku i po ukraińsku. W lekturach po angielsku i francusku szukam obiektywnego spojrzenia. I odnajduję, choć na ogół uważa się, iż wszędzie przeważa propaganda.

Nie da się ze mnie zrobić emigranta ekonomicznego. W Niemczech trzeba będzie płacić podatek w wysokości 40% zamiast 13%, moje dochody przez to ulegną istotnemu zmniejszeniu. Ale czemu by nie płacić, jeśli dzięki temu można jeździć po idealnych drogach, a nauka w szkołach wyższych pozostaje bezpłatna. Może moje dzieci z tego skorzystają.

A za Krym płacić nie chcę. Za nic w świecie. Krym ukradli.

Piąta fala


Nowa fala emigracji jest już piąta. Nie jest wymuszona, nie ma, tak jak trzy pierwsze, charakteru politycznego, nie ma, tak jak czwarta, charakteru ekonomicznego (ta z lat 90ych). Więc jakby tu nazwać tę falę? Może emigracją rozczarowanych?

Moje motywy, jak mi się wydaje, są dla niej typowe.

W odróżnieniu od wielu obecnych emigrantów, na tym okręcie nie byłem szczurem, raczej marynarzem. Ale okręt popłynął innym kursem, nie dotarł do wyznaczonego portu. Teraz przez głośniki informują o tym głośno i otwarcie. Więc cóż, w tej sytuacji bez szczególnej paniki spuściłem na wodę szalupę. Popłynę razem z innymi, tam dokąd się wybierają.

Jeszcze jeden szczegół. Zachowam obywatelstwo rosyjskie. Być może na stare lata uda się przyjść z moim oprawionym w czerwone okładki paszporciną do lokalu wyborczego w Moskwie i oddać głos w rosyjskich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ludzie oraz idee umierają, nadzieje nie.


Tłum. Zygmunt Dzięciołowski




*Leonid Berszydski (ur. 1971), wybitny rosyjski publicysta, politolog średniego pokolenia. Był pierwszym redaktorem naczelnym dziennika „Wiedmosti”. Zajmował także stanowisko redaktora naczelnego portalu slon.ru, był komentatorem agencji Bloomberg.





Tekst ukazał się na stronie Leonida Berszydskiego w Facebooku: 



Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com