Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michaił Chodorkowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michaił Chodorkowski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 marca 2014

Chodorkowski w Kijowie: za naszą i waszą wolność


Po zwolnieniu z więzieniu w grudniu zeszłego roku Michail Chodorkowski zapewnił, iż nie będzie zajmował się polityką. Jednak znaczenia rewolucji na Ukrainie nie da się zmierzyć przy pomocy skali stosowanej do oceny faktów i zdarzeń z zakresu zwykłej polityki. Ukraina i Rosja stanęły wobec wyzwań o znaczeniu historycznym. Chodorkowski obiecuje, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by między Ukrainą i Rosją nie powstała przepaść niemożliwa do zasypania.

Publikujemy poniżej pełny tekst przemówienia wygłoszonego przez Michaiła Chodorkowskiego na politechnice w Kijowie w dniu 10 marca. 



Zwróciłem się z prośbą o zorganizowanie tego spotkania ze studentami politechniki, przede wszystkim dlatego, iż przez wszystkie lata swojej kariery zawodowej byłem związany z techniką i uczelniami technicznymi. Przez wiele lat współpracowaliśmy z Politechniką w Tomsku. Przywykłem traktować studentów jako jedno z głównych źródeł kadr dla przemysłu, dla tej dziedziny biznesu, w której przepracowałem całe swoje życie. A poza tym, studenci, wykładowcy, elita kulturalna odgrywają znaczącą rolę w czasach, gdy zachodzą przemiany rewolucyjne. Od tego, jakie zajmiecie stanowisko właśnie wy, zależy jak zmieni się społeczeństwo w nowej Ukrainie.


Dwa tysiące widzów wysłuchalo przemówienia Michaiła Chodorkowskiego wygłosznego
10.03 w wielkiej auli kijowskiej Politechniki

Oprócz problemów Ukrainy, z pewnością to one są przedmiotem waszej największej troski, istnieją także problemy Rosji. To, co dziś dzieje się na Ukrainie, ma znaczenie w kontekście o wiele szerszym, będę o tym mówił więcej. Mój wykład nazywa się „za waszą i naszą wolność”.

Nie wszyscy Rosjanie uwierzyli reżimowej propagandzie.


Dopiero co, byliśmy świadkami tragicznych wydarzeń. Wywarły one wrażenie na każdym Ukraińcu, Rosjaninie, Europejczyku. Kiedy zdałem sobie sprawę ze skali tego , co się zdarzyło, podjąłem decyzję o podróży do Kijowa. Trzy powody zadecydowały, że postanowiłem tu wystąpić.

Po pierwsze, chciałem zaprezentować Wam ocenę tego, co się dzieje sformułowaną przez tę część społeczeństwa rosyjskiego, która myśli o rzeczywistych, a nie wyimaginowanych interesach Rosji. Postanowiłem przedstawić punkt widzenia tej części społeczeństwa, która nie poddała się praniu mózgu uprawianemu przez propagandę telewizyjną. Jeszcze raz chcę powiedzieć: reprezentuję interesy i poglądy społeczeństwa rosyjskiego, one mogą różnić się od waszych poglądów, jednak na pewno warto byście się z nimi zapoznali.

Pragnę także sformułować pewne propozycje, gdyby zostały usłyszane, może moglibyśmy nie dopuścić, by obecna sytuacja przekształciła się w trwającą długo konfrontację między Rosją, a Ukrainą, i co jeszcze gorsze, między naszymi narodami. Przywiązuje do tych propozycji wielkie znaczenie.

Od razu chciałbym zarysować swoje stanowisko: jestem zwolennikiem budowy w Rosji demokratycznego i narodowego państwa prawa otwartego dla wszystkich obywateli. Tak samo bezwarunkowo popieram podobne starania narodu ukraińskiego.

Po drugie, trzeba być konsekwentnym. Dlatego wzywam swoich rodaków do obrony należących do Rosji terytoriów. Także tych położonych na Kaukazie północnym, także z bronią w ręku (mówiłem o tym od razu po wyjściu z więzienia). Naród ukraiński ma pod tym względem takie samo prawo. To jest moje zdanie na ten temat.

Praktycznie wszystkie światowe potęgi, włączając Rosję, przez wiele miesięcy, a przedtem przez kilka stuleci, siłowały się z Ukrainą. To normalne, wszyscy jesteśmy ze sobą powiązani. Rozpoczynając swoją krymską ekspansję państwo rosyjskie (jeszcze raz podkreślam państwo, rząd, ale nie Rosja jako kraj, albo naród) gwałtownie naruszyło granice opisane przez prawo międzynarodowe, wybrało konfrontację z większą częścią społeczności międzynarodowej (na własne oczy obserwujemy to w światowych mediach). Najbardziej prawdopodobnym celem rosyjskiej ekspansji jest aneksja Krymu, lub stworzenie na jego terytorium pseudo niepodległego państwa  w rodzaju Abchazji, albo Osetii Południowej. W ten sposób rząd mojego kraju  powraca do praktyki rozwiązywania sporów terytorialnych rodem z XIX wieku. Będzie to miało bez wątpienia możliwie największe konsekwencje tak dla całego świata, jak i dla Rosji.

Sprawiedliwość wymaga, bym, powiedział, iż los Krymu to kwestia szczególnie bolesna tak dla Rosjan, jak i Ukraińców. Nie mamy do czynienia z prostym sporem terytorialnym i walką o mniej, lub więcej kilometrów kwadratowych. Na Krymie nie ma ropy, dla Rosji będzie on raczej ciężarem, niż cenną zdobyczą. Ale Krym jest dla Rosjan miejscem sakralnym, zajmuje ważne miejsce w naszej pamięci historycznej, pozostał nie zaleczoną raną od chwili rozpadu Związku Radzieckiego. Nie popełnię błędu, jeśli powiem, iż dla wielu Rosjan, Sewastopol, podobny jest do kawałka Ziemi Świętej. Poszukując formuły umożliwiającej uregulowanie kryzysu, trzeba to uwzględnić, inaczej żadnego uregulowania nie da się osiągnąć.

Niemniej jednak, ani znaczenie symboliczne Krymu obecne w świadomości rosyjskiej, ani historyczne prawo do terytorium Krymu nie usprawiedliwiają aż tak agresywnego wmieszania się w sprawy zaprzyjaźnionego z nami od wieków narodu. Usprawiedliwieniem dla tego rodzaju działań nie mogą być także ani obecny konflikt na Ukrainie, zmiana władzy, ani zarzucana innym krajom próba odegrania aktywnej roli na miejscowej scenie politycznej.

Zniszczymy przyjaźń rosyjsko-ukraińską, zdobywając terytorium, gdzie pełno pałaców wybudowanych przez „sługi społeczeństwa”.  Zrobimy to w interesie polityków pragnących wejść do historii jako „zbieracze” ziemi rosyjskiej. My, Rosjanie, tracimy w ten sposób, przyjaźń ze strony braterskiego narodu. Pozbawiamy się także prawa moralnego i wpływu finansowego, tak nam potrzebnych dla przeprowadzenia reform we własnym kraju.

Wielu ludzi nie rozumie, jak wiele tracimy (niestety obawiam się, że w Rosji stanowią oni większość). Przez to, ludzie ci, występują nieświadomie przeciw narodowym interesom Ukrainy, a także Rosji.

Tworzony obecnie precedens, w przyszłości może okazać się niebezpieczny dla samej Rosji. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Mówiłem już o tym, Rosja stoi wobec niemniejszej liczby problemów, podobnych do tych, obecnych na Ukrainie. Nie da się wykluczyć, iż w przyszłości znajdzie się ktoś, kto wykorzysta wypracowane obecnie technologie przeciwko samej Rosji.

Rozumiem dlaczego niektórzy politycy w Rosji i zaprzyjaźnieni z nimi biznesmeni, po zakończeniu projektów budowlanych związanych z Olimpiadą, wolą zająć się Krymem, nie zaś Woroneżem, Wołogdą, czy innymi rosyjskimi regionami, które jak kania dżdżu (M.CH. użył tu wyrazistej gestykulacji) potrzebują uwagi i środków, gdzie na rozwiązanie czekają rzeczywiste problemy obywateli Rosji.

Nie rozumiem też czegoś innego. Nie pojmuję, dlaczego niektórzy moi współobywatele, nie dostrzegają, iż w chwili obecnej następuje zamiana pojęć.  To jest dla mnie niejasne, tę sytuację bardzo chciałoby się zmienić.

Dlatego wierzę, że najlepszym rozwiązaniem w chwili obecnej, mogłoby być pozostawienie Krymu Ukrainie. Jednocześnie należałoby pomyśleć o zapewnieniu mu szerokiej autonomii (na wzór tej, z jakiej w Wielkiej Brytanii korzysta Szkocja)i zagwarantowaniu ludności prawa do posługiwania się językiem ojczystym.

Można byłoby pomyśleć o porozumieniu Rosji z Ukrainą i powołaniu na terytorium Krymu wspólnej strefy gospodarczej. W oparciu o tego rodzaju porozumienie, Rosja mogłaby podjąć się realizacji programu rozwoju gospodarczego regionu. Jeśli mój kraj istotnie pragnie pomóc rodakom, to należy stworzyć mu taką możliwość . W tym celu nie ma potrzeby, by nasz kraj, Rosja, odbierał kawałek terytorium od zaprzyjaźnionego z nami sąsiada, od państwa bliskiego nam ze względu na historyczne braterskie związki.

Tak, czy inaczej, z problemem Krymu będziemy mieli teraz do czynienia przez najbliższe dziesięciolecia. Musimy zacząć go rozwiązywać. Jak mi się wydaje, moglibyśmy odnieść wielkie korzyści, zwołując poświęconą Krymowi konferencję międzynarodową. Do udziału w niej, należałoby zaprosić najwybitniejsze umysły „naszych czasów” , ludzi posiadających uznawany na świecie autorytet moralny. Konferencja mogłaby stworzyć specjalną komisję, powierzając jej zadanie udzielenia pomocy w rozwiązaniu konfliktu i przezwyciężenia jego nieuniknionych  następstw.

Kwestia Krymu to zaledwie preambuła w odniesieniu do znacznie ważniejszego i większego zagadnienia. Mam tu na myśli, kwestię pamięci historycznej narodów Rosji i Ukrainy, jak odnosimy się do naszego wspólnego dziedzictwa. Temat ten nie ma końca, wierzę jednak, iż historia wojny krymskiej jest w takim samym stopniu częścią historii Ukrainy, co i historii Rosji. Sewastopol, to w końcu miasto tak rosyjskiej jak i ukraińskiej chwały wojskowej. Teoretycznie, można by oczywiście, odrzucić ten fragment historii, który związany był z istnieniem imperium. Uznać, ze mieliśmy wówczas do czynienia z okupacją. Wtedy moglibyśmy zacząć żyć od nowa. Będzie to jednak mądrzejsze, gdy my wszyscy, Ukraińcy i Rosjanie, nauczymy się wyciągać wnioski ze wspólnej historii. Michaił Bułhakow jest w równym stopniu pisarzem ukraińskim, co i rosyjskim. Gogol i Szewczenko są w równym stopniu pisarzami ukraińskimi, co rosyjskimi. 

Po przylocie do Kijowa Michaił Chodorkowski
odwiedził Majdan 

Jak podzielić wspólną historię?


Kiedy szedłem do Was, droga prowadziła przez sale muzealne. Posłuchajcie: Koroliow, Mendelejw, Czełomiej… Jak mamy się tym podzielić? To nasza wspólna historia, i taką powinna zostać zapamiętana, mimo, iż obecnie nasze narody rozpoczęły budowę dwóch, niezależnych od siebie państw narodowych.

Kolejny ważny aspekt: władze rosyjskie wolą określać wydarzenia na Ukrainie jako „przewrót konstytucyjny”, unikając jak ognia terminu „rewolucja”. Trudno się z tym zgodzić. Przewrót może się wydarzyć tylko wówczas, gdy w kraju działa rząd oparty na konstytucji. Ukrainę z Janukowyczem, tak jak i obecną Rosję, trudno uznać za państwa prawa, mimo iż w obu istnieje zapisana na papierze konstytucja. Państwo prawa istnieje tylko tam i wtedy, gdzie respektowany jest podział władzy, gdzie istnieje niezależny system sądowniczy i zagwarantowana jest możliwość zmiany władzy przy pomocy kartki wyborczej, tam gdzie przestrzegane jest prawo. To oczywiste, niczego takiego nie było na Ukrainie Janukowicza, niczego takiego nie ma i w Rosji Wladimira Putina. Wniosek: nie da się obalić czegoś czego nie ma.

W rzeczywistości, nikt z wyjątkiem władz Rosji, nie ma kropli wątpliwości, iż na Ukrainie dokonała się autentyczna rewolucja. Po zakończeniu buntu, wewnątrz ogarniętego nim  kraju, jak i poza nim odbywa się poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, jak ocenić dopiero co przeprowadzoną rewolucję? Rozstrzygające znaczenie ma tu kwestia, na ile ową rewolucję uznamy za sprawiedliwą. Od czasów „ojców założycieli” konstytucji amerykańskiej uważa się powszechnie, iż społeczeństwo ma prawo do buntu przeciw przywódcom, którzy uzurpowali władzę. Głęboko mylą się zwolennicy poglądu, iż rewolucja zawsze będzie związana z naruszeniem prawa, często bywa tak, iż dzięki niej dokonuje się odbudowa systemu prawnego zniszczonego przez pokonaną władzę.

Druga rewolucja ukraińska była sprawiedliwa. Byłem wczoraj na Majdanie, mogłem zobaczyć jaką cenę, naród ukraiński musiał zapłacić za zwycięstwo. Trudno to sobie wyobrazić, choć byłem uczestnikiem konfliktów moskiewskich w 1991 i 1993 roku. Okrywają się hańbą ci, którzy odpowiadają za terror wymierzony przeciw swemu narodowi, i ci, którzy im patronowali. Wstyd ! Przelanej krwi nie wolno zmarnować. Ludzie ramię w ramię stojący na Majdanie mieli różne poglądy na życie, jednak jednoczyły ich dwa cele. Oba zrozumiale i zasługujące na szacunek. Z jednej strony była to rewolucja narodowa, kolejny etap walki narodu ukraińskiego za prawo do samookreślenia. Z drugiej ruszono do walki z otępiałym z chciwości skorumpowanym reżimem. Tamta władza zapomniała o istnieniu jakichkolwiek innych interesów społecznych, poza napychaniem sobie kieszeni. Pragnę podkreślić, iż społeczeństwo rosyjskie stoi dziś wobec potrzeby rozwiązania takich samych problemów. Ta sytuacja jest źródłem niepokoju władz.

Druga rewolucja ukraińska to wydarzenie znaczące w skali całego świata, istotne nie tylko dla samej Ukrainy. Wszystko to, co dzieje się obecnie na Ukrainie może doprowadzić do przeformatowania całej polityki europejskiej. Na nieszczęście, nie wszyscy i nie w pełni, zdają sobie z tego  sprawę. Tymczasem mamy do czynienia z problemem wymagającym potraktowania go z największą powagą. Po raz pierwszy w historii od czasów konferencji w Jałcie, przedmiotem rewizji jest cała struktura Europy. Jestem w pewien, że w swoim czasie i w Rosji zasługi rewolucji ukraińskiej i zostaną docenione jak należy i stanie się ona dla nas przykładem do naśladowania.

Ukraina zapłaciła za rewolucję cenę krwi. Chodorkowski
przekonal się o tym, odwiedzając jeden z kijowskich szpitali. 
Oddawszy zasłużony hołd ukraińskiej rewolucji, nie wolno jednak milczeć na temat jej błędów. Jak każda inna rewolucja, tak i ukraińska stała się ciężkim doświadczeniem dla społeczeństwa. Przede wszystkim dlatego, iż w jej trakcie, na pierwszym planie pojawili się radykałowie reprezentujący obie strony konfliktu. Ich działalność może wpędzić społeczeństwo w ślepą alejkę. Może też doprowadzić do bolesnej obywatelskiej konfrontacji  i wówczas czynnik zewnętrzny – o którym tak chętnie się teraz rozmawia – moim zdaniem, przestaje odgrywać decydująca rolę (na ile się orientuję, nie mało zwolenników ma przeciwny punkt widzenia, ale moja osobista ocena jest właśnie taka). Naród zjednoczony mógłby się presji zewnętrznej nie obawiać.

Radykalizm części Majdanu stał się, obok innych, jedną ze sprężyn nakręcających na Ukrainie spiralę konfrontacji ( z wielkimi obawami czytam , i jak myślę Państwo też, o wydarzeniach na wschodzie Ukrainy). Trzeba koniecznie pamiętać o tym, iż mieszkańcy Krymu oraz mieszkańcy regionów wschodnich, oraz odbywający służbę wojskową, odrzucając starą przysięgę, pozostają obywatelami Ukrainy. Konfrontacja między nimi to prosta droga do wewnętrznego konfliktu (powtarzam, nie biorę teraz pod uwagę innych czynników, takich jak na przykład interwencja zewnętrzna. Interwencji w przeszłości doświadczono w wielu konfliktach „domowych” , by wymienić dla przykładu rewolucję amerykańską, czy rewolucję w Rosji w 1917 roku. )

Status języka rosyjskiego i błąd nowej władzy.


Nowa władza ukraińska, jak mi się wydaje,  popełniła błąd, zmieniając ustawę o statusie języka rosyjskiego. Zrobiono to pod wpływem elementów radykalnych, atakując po kawaleryjsku. Ten błąd  skomplikował sytuację polityczną na Ukrainie i nie pomogła tu reakcja rozumnej części ukraińskiego establishmentu. Znaczna część zamieszkałej Ukrainę ludności poczuła zagrożenie. Odrodził się lęk w odniesieniu do szczególnie wrażliwej kwestii językowej. Pamiętamy lata przymusowej rusyfikacji prowadzonej na Ukrainie. One też liczą się w ogólnym rachunku. Tak było. Ale ten żałosny fakt, nie może stanowić uzasadnienia dla podjęcia akcji ukrainizacji. Albo dla poważnych rozmyślań, iż taka akcja zasługuje na realizację. Wszyscy państwo doskonale rozumiecie, jak można rozgrywać tego rodzaju momenty informacyjne przy pomocy propagandy.

Dla odbudowania na Ukrainie pokoju etnicznego i dla zwalczenia separatyzmu, należy dziś podjąć intensywne starania, by w stosunkach między dwiema największymi wspólnotami, ukraińskojęzyczną i rosyjskojęzyczną znów pojawiło się zaufanie. Istnieje potrzeba podjęcia całego szeregu kroków, tak, w dziedzinie ustawodawstwa, jak i w polityce. Chodzi o to by przekonać obie strony, iż nie grozi im przymusowa asymilacja rosyjskojęzycznych, ani pełzająca rusyfikacja prowadzona w duchu radzieckim, wspierana przez dawną metropolię. Ludziom, pod tym względem, potrzebna jest pewność.

Dla zniszczenia zaufania wystarczył jeden podpis. Teraz, by je odbudować, niezbędna jest długofalowa i zrównoważona polityka wraz z gwarancjami prawnymi ze strony państwa. Bez spełnienia tego warunku, nie da się odbudować na Ukrainie pokoju społecznego. Ukraina pod tym względem nie jest jakimś wyjątkiem. Sytuacja mieszkańców Quebecu, Szkotów, szwedzkojęzycznych mieszkańców Finlandii nie bardzo różni się od sytuacji rosyjskojęzycznych mieszkańców Krymu.  Udzielenie im stosownych gwarancji , zapewnienie autonomii kulturalnej w żadnym wypadku nie naruszy podstaw państwa, a na odwrót tylko je umocni. I tak w ogóle, moim zdaniem, mielibyśmy na Ukrainie do czynienia z sytuacją idealną, gdyby wszyscy mieszkańcy porozumiewali się w obu językach. Tak, jak w Szwajcarii. Zapewne, tak to z resztą, wygląda w rzeczywistości – większość mieszkańców Ukrainy mówi w obu językach. Wielojęzyczność nie szkodzi ani Szwajcarii, ani Belgii, nie podważa ich niezależności. Byłoby mi trudno sobie wyobrazić, jak dwujęzyczność mogłaby zaszkodzić Ukrainie.

Tak uważałem dawniej, takie jest moje stanowisko obecnie, iż wspólne zbliżanie się do Europy może stać się podstawą dla zbliżenia politycznego narodów Rosji i Ukrainy. To najważniejsze, co nas łączy w sferze polityki. Na początku XXI wieku lokomotywą zbliżenia z Europą mogła być Rosja, dziś jednak dokonała się zmiana i liderem w procesie poradzieckiej integracji, jeśli tylko tego zapragnie, może stać się Ukraina. Nowa Ukraina ma szansę stać się drogowskazem i źródłem nowych wartości także dla nowej, przyszłej Rosji. Inicjując zbliżenie z Europą, trzeba jednak wystrzec się błędu, nie wolno dopuścić, by paliwem dla silnika integracji stała się mieszanka wybuchowa złożona z etnicznej niecierpliwości i chęci odwetu w stosunku do byłych przeciwników politycznych i oponentów.

Humanizm i cierpliwość nie są dziś dla Ukrainy terminami pozbawionymi znaczenia, hasłami propagandowymi, można je wygłosić i zaraz o nich zapomnieć. To dziś nasz instrument walki. Powiem więcej, to jedyna skuteczna broń, jaką dziś macie do dyspozycji. Ukraina jest dziś słaba z wojskowego i ekonomicznego punktu widzenia. Trudno jej będzie walczyć z jakimkolwiek potencjalnym agresorem, czy z kryzysem, który może okazać się bardziej niebezpieczny od agresji zewnętrznej. Jeśli jednak nie możecie siłą przeciwstawić się przeciwnikowi, musicie zademonstrować swoją wyższość moralną. Dzięki niej wykreujecie siłę, jaka zmusi przeciwnika do zatrzymania się. Ale przegracie podwójnie, jeśli z moralnego punktu widzenia, wspólnie z przeciwnikiem zademonstrujecie ten sam poziom. Jeśli zaczniecie wyrównywać rachunki z pokonanymi, jeśli dopuścicie do poza sądowych represji wobec przegranych, zamieniając praworządność w tanie przedstawienie (jak to było tu wcześniej i jak to dzieje się dziś w Rosji). Musicie szybko i efektywnie zapobiegać przejawom nacjonalizmu, nawet w wypadku jakichś izolowanych ekscesów (takie zdarzenia mają miejsce). Jeśli Ukraina ma zamiar pójść do przodu ścieżką europejską, to najlepiej byłoby zacząć od wielkich tradycji europejskiego humanizmu.

Co dla nowej Ukrainy mogliby zrobić rosyjscy obrońcy praw człowieka?


Mam propozycję, warto pomyśleć o zaproszeniu na Ukrainę znanych rosyjskich obrońców praw człowieka, by pomogli w rozwiązywaniu nieuniknionych sytuacji konfliktowych, w jakich uczestniczyć może rosyjskojęzyczna ludność Ukrainy.

Stanowisko reprezentowane przez osoby znane w Rosji ze swej niezależności, mogłoby okazać się pomocne nie tylko w kwestii rozwiązywania poszczególnych problemów (z nimi jak rozumiem, dacie radę sobie sami), ale także może pomniejszyć efekty propagandowe wynikające z wykorzystywania takich sytuacji przez ludzi zainteresowanych w pogorszeniu się naszych wzajemnych stosunków. 

Jestem gotów okazać wszelkie niezbędne wsparcie dla organizacji takiej pracy.
Następna kwestia. Reputacja władzy, przed którą stoi zadanie przezwyciężenia obecnego w kraju konfliktu wewnętrznego winna być absolutnie czysta. Częściowo reputację taką można zbudować zapewniając, iż wybory jakie zostaną przeprowadzone w maju, będą całkowicie legitymne. Problem wyborów polega na tym, iż już dziś, zawczasu można przewidzieć, iż strona przegrana, najprawdopodobniej będzie podnosić kwestię ich uczciwości. Szczególnie niebezpieczna, może okazać się nieunikniona próba wyjawienia naruszeń procedury w oparciu o kryteria etniczne. Groźne może okazać się odwoływanie do motywów etnicznych w trakcie kampanii wyborczej. Nie mówię już o tym, iż Wasi obecni oponenci są zainteresowani tym, by wybory po prostu zerwać, dla nich władze ukraińskie pozbawione legitymacji wyborczej, to świetna okazja dla nowych działań agresywnych.

Jeśli pojawią się tego rodzaju kwestie etniczne, to nie możecie mieć wątpliwości: przeciwnicy wolnej i niezależnej Ukrainy spostrzegą nową możliwość realizacji swoich celów.

Obawiam się, iż Ukraina nie jest podobna do Chile, trudno mi sobie wyobrazić, iż kandydat przegrany przyjedzie do hotelu zwycięzcy, by pogratulować mu wygranej. Niestety. Tym większe znaczenie ma rola obserwatorów. Ale i tu widzę problem, z góry można przewidzieć, iż pojawią się dwa zespoły obserwatorów międzynarodowych. Będą ze sobą konkurować, także w ramach OBWE. Jeden z tych zespołów określiłbym jako „europejski”, ten drugi jako „czurowski” (od nazwiska Czurowa, przewodniczącego rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej – „mediawRosji”) . W Europie uwierzą jednemu z nich, w Rosji drugiemu. Widzę w tym niebezpieczeństwo, brak legitymności władzy stanie się wewnątrz Rosji szczególnie istotnym argumentem, uzasadniającym podjęcie działań agresywnych, wymierzonych w Ukrainę.

Po przylocie do Kijowa Chodorkowski wysttąpił  na Majdanie.. 
Gdzie jest wyjście? Jak mi się wydaje, ono istnieje – można pomyśleć o zaproszeniu jeszcze jednej grupy obserwatorów, cieszącej się zaufaniem społeczeństwa rosyjskiego. W jej skład można powołać grono zawodowych obserwatorów z Rosji, którzy odegrali szczególnie istotną rolę podczas prezydenckich i parlamentarnych wyborów w 2011 roku, oraz niedawno podczas wyborów mera Moskwy. Chętnie pomogę w organizacji ich pracy na Ukrainie, zwłaszcza jeśli doprowadzi ona do zmniejszenia napięcia i zwiększenia legitymności rezultatu wyborczego.

Choć gorycz będąca wynikiem poniesionych strat jest wciąż wielka, i choć świeże rany wciąż krwawią (w przenośni i dosłownie – byłem wczoraj w szpitalu) należy pamiętać, iż istniejące obecnie czynniki ryzyka mają charakter długoterminowy. Tu nie chodzi tylko o to, co obecnie spotka Krym, lub jaki będzie los tego, lub innego rządu. Najważniejsze są przyszłe historyczne losy narodu ukraińskiego i rosyjskiego. Przez wiele stuleci szły ze sobą razem, ale w punkcie w jakim znalazły się obecnie, mogą się rozejść, oderwać się od siebie na zawsze i w przyszłości stać się przeciwnikami. Ale jesteśmy najbliższymi sąsiadami, tego nie da się zmienić. Przezwyciężenie skutków obecnej konfrontacji zajmie nam stulecia. Jeśli w ogóle jest możliwe. Właśnie dlatego, uważam iż decyzja władz rosyjskich o brutalnej interwencji w procesy ukraińskiej rewolucji była historycznym błędem.

Warto zwołać wspólny kongres inteligencji rosyjskiej i ukraińskiej.


Właśnie dlatego uważam, iż wszystkim staraniom politycznym mającym na celu uregulowanie kryzysu ukraińskiego powinny towarzyszyć, nawet jeśli komuś może się to wydać dziwne, wysiłki ze strony społecznej, mające na celu zachowanie tej tradycyjnie serdecznej atmosfery w stosunkach rosyjsko-ukraińskich. Choć dziś widzimy, jak ta atmosfera rozpada się na naszych oczach. Dla niektórych ludzi  to nie istotny drobiazg. Jednak w rzeczywistości zachowanie tej atmosfery jest najważniejsze. Jeśli uratujemy „przestrzeń zaufania” między społeczeństwami, to wcześniej, czy później zmusimy rządy do poszukiwania rozwiązań politycznych. Jeśli owa aura zaufania zostanie utracona, to rozejdziemy się na zawsze. Nadszedł moment, kiedy to kultura może formułować i określać politykę.

Mamy dziś do czynienia z paradoksem, oto Kreml, jeśli można się tak wyrazić, przyznał sobie monopol na rolę obrońcy i mecenasa kultury rosyjskiej, języka rosyjskiego na Ukrainie. Wygląda to na swego rodzaju pakiet propozycji; jeśli jesteś Rosjaninem i mieszkasz na Ukrainie, lub jeśli jesteś Ukraińcem i interesujesz się kulturą rosyjską i językiem, (idzie mi tu o jej etniczny sens), to równocześnie oczekujemy od Ciebie wsparcia dla polityki w stosunku do Ukrainy prowadzonej przez obecny rosyjski reżim. Proponowana Ci jest rola swego rodzaju „piątej kolumny”. Jeśli nie chcesz stać się „piątą kolumną” to i tak nie masz alternatywy. Wydaje mi się to nieprawidłowe. Uważam, iż także wewnątrz Ukrainy należy stworzyć odpowiednie warunki, by rosyjskojęzyczni mieszkańcy kraju, a także wszyscy Ukraińcy zainteresowani kulturą rosyjską i językiem mieli do nich dostęp. Jest nam niezbędne „okno do dialogu”, przestrzeń, w której można będzie odbudować i rozwijać współdziałanie. Jak wiem, wiele się robi w tym kierunku, trzeba jednak robić więcej i o tym mówić. Tak by słyszano to w Rosji, a także wśród rosyjskojęzycznych Ukraińców, którzy zadają sobie pytanie, jakie teraz będą ich perspektywy kulturalne. Chciałbym wesprzeć powołanie do życia na Ukrainie „Stowarzyszenia Kultury Rosyjskiej” realizującego jak najszerzej rozumiane zadania oświatowe. Chciałbym, by stało się ono swego rodzaju „hub’em” umożliwiającym realizację możliwie różnorodnych inicjatyw kulturalnych. Jednak realizacją tego problemu musicie zająć się sami.

Szczególną rolę w zachowaniu tej atmosfery wzajemnych stosunków między narodami powinni odegrać przywódcy opinii publicznej. Tylko oni są w stanie przeciwstawić się tej oszalałej propagandzie, obecnej w najważniejszych kanałach telewizji rosyjskiej. Każdy człowiek cieszący się dziś autorytetem uznanym przez wielu ludzi, winien zrozumieć iż rewolucja ukraińska, to także jego sprawa, zaś działalność na rzecz zatrzymania konfrontacji między naszymi narodami – to jego obowiązek. Uważam, iż można w tej sytuacji zaproponować zorganizowanie już w najbliższym czasie, jeszcze przed wyborami na Ukrainie, w Kijowie, lub w dowolnym innym mieście Kongresu Rosyjskiej i Ukraińskiej Inteligencji. Będę się starał, by wpływowa i niezależna od władzy rosyjska elita wzięła w nim udział. Taka impreza mogłaby mieć wielkie znaczenie dla społeczeństw Rosji i Ukrainy.

Ukraina musi stać się współczesnym, europejskim państwem. By to osiągnąć, konieczne jest rozwiązanie dwóch związanych ze sobą zadań: zlikwidowanie korupcji i przyciągnięcie zagranicznych inwestycji.

Walka z korupcją


W przemówieniu Chodorkowski obiecał
aktywnie wesprzeć ukraińskie przemiany. 
Trzeba powiedzieć wprost – Ukraina i Krym, to potencjalnie sytuacja podobna do tej w jakiej istniały wspólnie Niemcy Wschodnie i Zachodnie. W tym miejscu rozstrzygnie się kwestii przewagi wartości w zachodnich w nowym, zmienionym świecie. Jeśli Zachód  w tej walce o wartości, pogodzi się z przegraną, po Gruzji i Krymie wydarzy się więcej. Wszystkiego tego doświadczyliśmy 70 lat temu, znamy to z naszej europejskiej historii. To oznacza, iż Ukrainie potrzebny jest nowy plan Marshalla. W jego ramach należy zaproponować nie tylko pomoc finansową, lecz także wsparcie dla kampanii antykorupcyjnej. Dla Ukrainy, a także dla Rosji walka z korupcją jest równie ważna, co denazyfikacja w Niemczech w 1945r. To zadania porównywalne pod względem znaczenia. Najważniejsze jednak jest to, iż sukces w budowie demokratycznej Ukrainy, może okazać się wstępem do stworzenia nowej Rosji, opartej na sprawiedliwości i wartościach demokratycznych. Z drugiej strony, gdyby się wam nie udało, możecie spodziewać się dalszej bezsensownej dla Rosji, korzystnej jednak dla reżimu ekspansji, co jak rozumiem może się skończyć wojną w Europie. Wcześniej, czy później. To trzeba rozumieć, przed takim właśnie stoimy problemem.

Osobiście, chciałbym zrobić wszystko co w moich siłach, by zapobiec realizacji takiego scenariusza. Mam wrażenie, że tego także pragną wszyscy obecni w tej sali.

Dziękuję bardzo za uwagę.


Dołącz do nas na Facebooku: https://www.facebook.com/mediawrosji

niedziela, 22 grudnia 2013

Chodorkowski: wygnanie z Rosji.


Obudzono go o 2.30 w nocy. Na szczęście przed zaśnięciem, kiedy usłyszał w telewizji, o tym że prezydent Putin zamierza go ułaskawić zdążył zebrać najważniejsze papiery. Na lotnisko w Pietrozawodsku odwiózł go naczelnik Służby Więziennictwa Republiki Karelia. Po wylądowaniu w St. Petersburgu wręczono mu paszport zagraniczny. Stąd do Berlina zabrała go Cessna przysłana przez Hansa Dietricha Genschera.

Michaił Chodorkowski w pierwszym wywiadzie udzielonym na wolności opowiada o tym, jak dotarł do Niemiec po dziesięciu latach więziennego życia.

Fragmenty wywiadu Michaiła Chodorkowskiego udzielonego dla moskiewskiego magazynu "The New Times”.

Z Michaiłem Chodorkowskim rozmawia Jewgienija Albac (redaktor naczelna)

Po przylocie do Berlina Michaił Chodorkowski zatrzymał się w położonym w pobliżu Bramy Brandenburskiej  luksusowym hotelu Adlon
Czarny sweter z golfem, dżinsy, zamiast więziennych spodni, siwiejące włosy ostrzyżone na jeżyka, okulary w cienkiej oprawie, wyraźnie zgarbiona sylwetka, widać iż po 10 latach spędzonych w obozie trudno zachować idealną formę i szeroki uśmiech. Nowy detal już z roku 2013, to I-phone leżący na hotelowym stoliku, ale mój rozmówca podczas trzygodzinnej rozmowy niemal ani razu z niego nie korzystał, było widać, iż ten gadżet, który podbił świat w czasie, gdy on znajdował się za kratami, wciąż jest dla  niego nowością. Mówi cicho, bez cienia egzaltacji, nie unika odpowiedzi na pytania, tylko czasem dodaje: „oni wciąż trzymają w rękach zakładników, nie chcę im zaszkodzić”. Z obozu wyszedł z dwiema teczkami papierów, kurtkę dali mu na lotnisku Pułkowo, przed wylotem do Niemiec. W zamian za więzienną kurtkę i czapkę. Proponowali także zamianę spodni na służbowe pracowników Aerofłotu ze światełkami odblaskowymi – ale odmówił. O dniach spędzonych w więzieniu opowiada w czasie teraźniejszym, a nam łatwo zrozumieć dlaczego, to przecież wciąż jego życie. Ale pięciogwiazdkowy hotel w centrum Berlina, w sąsiedztwie Bramy Brandenburskiej, setki reporterów tłocznych się przed wejściem, hotelowy numer składający się z pokoju i saloniku i wreszcie leżący na stoliku list od prezydenta Niemiec Gaucka świadczą o tym, iż wywiadu nie udziela już uwięziony skazaniec, ale że rozmawia ze mną Michail Borisowicz Chodorkowski, człowiek, o którym na pierwszych stronach piszą teraz wszystkie światowe media.

Pierwszego wywiadu po wyjściu na wolność udzielił magazynowi The New Times, od kilku lat Michaił Chodorkowski jest naszym stałym felietonistą.
Jewgienija Albac:

Pierwsza noc na wolności, wyspał się Pan?
Michaił Chodorkowski:
Zupełnie nie. Obudziłem się o trzeciej.

A jak się Panu podoba zwykle lóżko zamiast pryczy, na której przyszło Panu spać ostatnich dziesięć lat?
Nie, nie powiedziałbym, że 10 lat, trzy razy miałem długie widzenia, wtedy więźniowie śpią w zwykłych łóżkach. Ale proszę wierzyć, to są sprawy, które mnie mało obchodzą.

Z obozu nie pojechał Pan do domu w Koralowie, tam, gdzie czekali mama i ojciec. I nie do moskiewskiego mieszkania, gdzie czekała żona Inna i dzieci. Poleciał Pan do Niemiec. Co to takiego, wygnanie zamiast katorgi?
To nie wykluczone, że w związku ze znanymi Pani okolicznościami (chodzi o ciężką chorobę matki Chodorkowskiego, Mariny Filipowny – przyp. red. New Times), tak czy inaczej musiałbym pojechać za granicę, do Berlina. Choroba mamy poważnie wpłynęła na podjętą przez Putina decyzję. Jeśliby mama mogła pozostać w Moskwie, to mam wrażenie, podjęcie decyzji o moim uwolnieniu przyszłoby Władimirowi Władimirowiczowi z wielkim trudem. Zdawałem sobie sprawę, że wylecieć z Rosji będę mógł tylko raz, tak jak teraz. Jeśli miałbym zamiar wrócić, po raz kolejny mogą mnie już nie wypuścić. Formalnych powodów dla zatrzymania mnie w Rosji znajdzie się nie mało. Krócej mówiąc, myślę, że wyjazd do Berlina ułatwił prezydentowi podjęcie decyzji o moim ułaskawieniu.

Emigracja, choćby tymczasowa, to był warunek pańskiego wyjścia na wolność?
Nie mogę powiedzieć, że to był warunek. To była przesłanka, jaka ułatwiła podjęcie decyzji o ułaskawieniu. Kiedy teraz piszą w mediach, iż do obozu, do mnie, przyjeżdżali jacyś emisariusze służb specjalnych, i że ja zadawałem im jakieś idiotyczne pytania, to chcę powiedzieć, że tego nie było. To dlatego, że znamy się z Władimirem Władimirowiczem zbyt długo. Nie musimy wypowiadać zbędnych słów, po to, by otrzymać łatwą do zinterpretowania, zrozumiałą odpowiedź.

Więc jak to się wszystko odbyło?
Moi adwokaci przekazali mi, że decyzja o ułaskawieniu może być podjęta. I że w związku z uwolnieniem nie stawia mi się warunku przyznania do winy. To był problem kluczowy jeszcze w czasach Dmitrija Miedwiediewa. Jeszcze Miedwiediew nie zdążył wypowiedzieć się, iż gotów jest mnie ułaskawić, jak Putin, czy ktoś z jego otoczenia oświadczył, iż absolutnie konieczne jest przyznanie się do winy. Dla mnie napisanie prośby o ułaskawienie nie było jakimś fundamentalnym problemem. Sąd, w drugiej sprawie Jukosu, był całkowitą inscenizacją, wszyscy to rozumieli. Tak więc napisanie w odpowiedzi na jeden lipny papierek innego lipnego nie wiązało się dla mnie z najmniejszym dyskomfortem. Często wymieniamy się lipnymi papierkami, władza to rozumie, i ja to też rozumiałem. I oni rozumieją, że ja rozumiem, ja rozumiem, że rozumieją oni. Pod tym względem wszystko jest przejrzyste. Ale w związku z tym lipnym papierkiem, istniał jeden zupełnie nie lipny problem (mam na myśli czasy Miedwiediewa). Tu chodzi o przyznanie się do winy. To dlatego, iż jak tylko podpisałbym tego rodzaju dokument, cała masa ludzi mogła się znaleźć w bardzo trudnej sytuacji. W istocie, każdy człowiek, zatrudniony kiedyś w Jukosie znalazłby się wtedy w sytuacji zagrożenia. Tu niczego tłumaczyć nie  trzeba, nas przecież przedstawiano jako „zorganizowanaą grupę”. Dlatego takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. W lipnym papieru, byłem gotów podpisać wszystko jedno co, nawet oświadczenie na temat statków kosmicznych przemierzających przestrzenie Wszechświata. Za to przyznanie się do winy pociągałoby za sobą całkowicie realne konsekwencje i to dla szerokiego kręgu ludzi. Nie miałem prawa prowokować tego rodzaju sytuacji. Ale tym razem powiedziano mi, że przyznanie się do winy nie będzie konieczne.

Kiedy to miało miejsce?
12 listopada. Powiedziano mi, że należy wspomnieć o sytuacji z mamą. Nie miałem zamiaru kłamać, tak to wszystko wygląda w rzeczywistości, więc wspomniałem o mamie. I to wszystko: napisałem i oddałem. Było dla mnie jasne, iż istnieją dwa warianty – albo trzecia rozprawa, albo mnie wypuszczą.

Więc nie stawiano przed Panem żadnych warunków? Że nie będzie się Pan zajmował polityką, nie ma mowy o finansowaniu opozycji, ani jednego pozytywnego słowa o Nawalnym, i tak dalej?
Nie, nie stawiano. Napisałem w dokumencie, to o czym nie raz już mówiłem publicznie, że nie zamierzam zajmować się polityką, i  że nie mam zamiary walczyć o zwrot należących do Jukosa aktywów.

Tak więc szef Rosniefti Igor Sieczin może nie obawiać się pozwów do sądu?
Mówiłem o tym wiele razy, w moim przypadku, jeśli coś powiedziałem choćby jeden raz, musiałyby się pojawić bardzo poważne przesłanki, bym zmienił decyzję. Na razie tych poważnych przesłanek nie ma. Tak, prosiłem, by dano mi możliwość wyjazdu za granicę. Chodzi o to, że wtedy 12go listopada mama znajdowała się w szpitalu w Berlinie. Na szczęście dwa tygodnie temu lekarze pozwolili jej na trzy miesiące wrócić do Moskwy. Potem znów czekają na nią w Berlinie. Chwała Bogu, że pozwolili jej odsapnąć. Ale w rezultacie stało się tak, że się rozminęliśmy.

Pan wiedział, że ona jest w Moskwie?
Wiedziałem.

I rozumiał pan, że nie pozwolą Panu pojechać do Korałowa? (tam pod Moskwą znajduje się dom rodziców MBCH)
Tak. W ten sposób ja znalazłem się tu, w Berlinie, a oni rodzice, żona, dzieci – pozostali w Moskwie. Ale żadnych innych możliwości nie miałem. Władza może wydawać szczere oświadczenia, o tym, iż to nie oni wygnali mnie za granicę, sam o to prosiłem. Ale znając nasze realia, można bez cienia wątpliwości, powiedzieć, iż zostałem z kraju wygnany. W obecnej sytuacji, zdając sobie sprawę ze wszystkiego,  zaakceptowałem takie rozwiązanie. Historia choroby mojej mamy jest zbyt poważna. Ale jeśli musiałbym sprzedać ludzi, to nie wychodziłbym na wolność. Kiedy adwokaci spytali mnie o to, co robimy, jeśli oni będą upierać się i domagać, bym podpisał przyznanie do winy, odpowiedziałem, to znaczy, że się nie udało. Jeślibym  w tej sytuacji, takiej, jak ona jest, podpisał dokument o przyznaniu się do winy, mama nie wpuściła by mnie do domu.

We wszystkich innych sprawach było mi wszystko jedno.
W jaki sposób zek Chodorkowski przekazał swój list prezydentowi Putinowi na Kreml?

To żaden problem. Przekazałem list adwokatowi, administracja więzienia, jeśli by jej na tym zależało, wiedziałaby, że go piszę. Nas stale obserwowały kamery. Adwokat przekazał list pan Genscherowi (byłemu ministrowi spraw zagranicznych Niemiec). Jak i komu konkretnie przekazał mój list pan Genscher nie wiem.
Niech mi Pan wytłumaczy, dlaczego kanclerz Merkel tak o Pana walczy, skąd bierze się jej zainteresowanie? Jak mówi się na każdym spotkaniu z Putinem pytała go o Pana i podobno to jej Putin powiedział latem: „odsiedzi i wyjdzie, żadnego trzeciego procesu nie będzie”. Według deputowanej do Bundestagu Marii Luizy Beck rozmowy o pańskim losie prowadzono przez 9 miesięcy.

Dla mnie to też zagadka. Ale jak Pani widzi bywają takie pomyślne zagadki. Czasem zdarza się cud, a my nie znamy jego przyczyn.
Czy to przypadkiem nie pewnego rodzaju targ między Putinem i Merkel, pan zaś stal się ceną tego targu?

Nikt mi niczego o tym na razie nie mówił.
Jeśli Panu pozwolą, wróci Pan do Rosji?

Oczywiście.
Zaczęto już przebąkiwać, że wybiera się Pan do Ameryki, i że nie mam Pan zamiaru wracać do Rosji.

Powiedzmy to jeszcze raz, pan Pieskow, rzecznik prezydenta powiedział, że mogę wrócić w dowolnej chwili.
Tak jest w rzeczywistości?

Mówił to osobiście, sam słyszałem…. Ale z obiektywnego punktu widzenia, wrócę tylko wtedy, gdy będę pewien, iż będę mógł znów, wtedy, gdy będzie to konieczne wyjechać za granicę. W mojej obecnej sytuacji rodzinnej to warunek podstawowy.
Ciężka onkologiczna choroba matki była głównym  powodem, dla którego Michail Chodorkowski napisał do prezydenta  Putina list z prośbą o ulaskawienie. 

Operacja specjalna


Jak się Pan dowiedział, że prezydent Rosji postanowił pana ułaskawić?

Na początku usłyszałem przez radio, iż Putin mówił coś o trzeciej rozprawie. Bardzo się ucieszyłem, rzecz jasna, bo wydawało mi się, że będę miał na sumieniu jeszcze z 15 ludzi. Więc, kiedy usłyszałem, że nie będzie trzeciej rozprawy, kamień spadł mi z serca. To co Putin powiedział na końcu (że jest gotów ułaskawić Chodorkowskiego) przez radio nie transmitowano. Potem włączyliśmy telewizor, tak gdzieś koło szóstej i wtedy wszyscy to usłyszeliśmy.
Zrozumiałem wtedy: decyzja została podjęta. I zdałem sobie sprawę, że wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych dni, ze oni postarają się zabrać mnie z obozu jak najszybciej. Od razu powiedziałem kolegom, że znajomym, dziennikarzom podróż tutaj zajmie dobę, dwie, władza tego się boi, jej to nie jest potrzebne. Od razu poszedłem zbierać papiery, by je ze sobą zabrać.

A jaka była reakcja w obozie obozowych towarzyszy?
Jak by to powiedzieć?  Wszyscy, ci którzy gotowi byli to zrobić… kontakty ze mną oznaczały dla ludzi problemy…. Więc ci którzy byli gotowi, nie bali się, podchodzili, gratulowali. To był obóz, gdzie nazywając mnie wymieniano tylko moje imię i otczestwo.

Jak gratulowali? Jak to robią ludzie w obozie?
To w obozie stosunkowo częste zjawisko. Zawsze wtedy, gdy ludzie wychodzą, albo dlatego, że dostali warunkowe zwolnienie, albo dlatego, że odsiedzieli do końca. Ale zwłaszcza, gdy dostają warunkowe, albo z jakiegoś powodu wyrok zostaje zmniejszony… Ludzie podchodzą, gratulują, tak to przyjęte w obozie, tak dzieje się w każdym takim przypadku. Podchodzili i mówili, Michaile Borisowiczu, gratulujemy ! Mamy nadzieję, że do Nowego Roku trafi Pan do domu.

Tak więc przychodzi pora nocna, kładziemy się spać.  Udaje mi się normalnie zasnąć. To był czwartek, 19 grudnia, wieczorem. O 2,30 budzi mnie naczelnik obozu i mówi: „Michaile Borisowiczu, proszę się ubrać”. Rozumiem sytuację, ubieram się. Powiada, proszę do mnie, do pokoju. Tam był oddzielny pokój, swego rodzaju świetlica, siedzi w niej jakiś facet. Powiada: „poznaje mnie pan?” Ja odpowiadam, proszę wybaczyć, nie. On się przedstawia, jest naczelnikiem zarządu Służby Więziennictwa w Republice Karelia. Widziałem się z nim, ale ponieważ był ubrany po cywilnemu, nie poznałem go. Słyszę od niego: przyjechałem po pana, teraz pojedziemy razem, mam obowiązek wysłać pana w etap, dziś wieczorem będzie pan w domu. Wytłumaczył mi, dlaczego przyjechał – tylko ja mam prawo zabrać człowieka z obozu bez dokumentów.
Nie miał żadnego dokumentu?

On tak powiedział, jak było naprawdę, nie mam pojęcia. Był bardzo grzeczny, bardzo uprzejmy. Pyta mnie, czy musi Pan cos pozbierać? Chwała Bogu wszystko już zebrałem, papiery miałem zebrane. Wsiadamy do jego samochodu służbowego. Powtarza, formalnie wysyłamy pana etapem, ale w rzeczywistości wieziemy pana do domu.
Bez ochrony?

Byli z nim jeszcze dwaj ludzie, jego asystent i konwojent.
A kajdanki?

Nie, nie, nie, żadnych kajdanek, niczego. Po prostu w piątkę wsiedliśmy do samochodu, on, ja i ci dwaj ludzie. Wszyscy ubrani po cywilnemu. Pojechaliśmy, a on mówi, o ósmej rano przyleci po pana samolot. Potem powiedział, nie o ósmej, a o jedenastej. Mają tam Dom Gościnny Służby Więziennictwa FSIN, posiedzieliśmy w nim do w pół do jedenastej, wypiliśmy herbatę, pooglądaliśmy telewizję. Pogadaliśmy, tak o niczym, jak to się mówi…. Potem odwiózł mnie na lotnisko w Pietrozawodsku i odprowadził do samolotu.
On sam, razem z tymi samymi ludźmi?

Na lotnisku, zamiast tych ludzi do samochodu wsiadła kobieta, powiedziała, że jest z obsługi lotniska: „zgodnie z przepisami, nie mamy prawa przepuścić samochodu bez obecności kogoś z nas.” Ta kobieta, interesujące, w ogóle nie miała pojęcia kim jestem i o co tu chodzi.
Nie poznała pana?

Nie poznała, a po drugie, chyba myślała, że ja też jestem funkcjonariuszem, wszyscy byliśmy ostrzyżeni tak samo. Dojechaliśmy tym samochodem do samolotu. Od razu na pas startowy. Wszedłem na pokład. To był Tu 134. Był całkiem nieźle wyposażony w środku, musiał to być czyjś samolot.
Prywatny?

Nie, nie wydaje mi się, że prywatny, pewnie służbowy, albo Służby Więziennictwa, alby czyjś jeszcze.
Byli w nim pasażerowie?

Nie, pasażerów nie było. Tylko dwaj ochroniarze. Nasze zadanie, powiadają, dostarczyć pana do Sankt Petersburga. Tam będzie na pana czekał inny samolot. Więc mówię, w porządku.
Dostał pan jakieś dokumenty?

Paszport zwykły, jaki wyrobiono mi w obozie, mówiąc uczciwie zapomniałem. Powiedziałem o tym naczelnikowi zarządu, obiecał, że przekażą go adwokatowi. Przylatujemy do St. Petersburga i ludzie, którzy są ze mną mówią, mamy tu dla pana paszport zagraniczny…. I dają mi odpowiedni dokument. Proszę podpisać. Podpisałem się w tym paszporcie.
Dali go panu na lotnisku Pułkowo?

Jeszcze w samolocie. A potem mówią, proszę dać nam paszport, my postawimy w nim pieczątkę „wylot”. Zabrali paszport, wyszli, załatwili pieczątkę, oddali dokument, tam już stoi pieczęć , że wyleciałem z Federacji Rosyjskiej. Przez ten czas czekałem w samolocie.
Nie powiedział pan im – moja mama z ojcem mieszkają pod Moskwą? Żona Inna w Moskwie, dzieci też znajdują się w Moskwie, dokąd mnie wysyłacie?

Żenia, z kim miałbym o tym rozmawiać?
Rozumiał pan, że wysyłają pana z kraju?

No pewnie, przecież nie jestem idiotą.
Pierwszego wywiadu po uwolnieniu Michaił Chodorkowski udzielił moskiewskiemu magazynowi "The New Times". Od lat publikowal na lamach pisma nadsyłane z obozu więzienne felietony. 
Powiedzieli, że pana wysyłają?
Przez 10 lat nauczyłem się doskonale rozumieć, jakie kto ma pełnomocnictwa i kto podejmuje decyzje. W mojej sprawie decyzje podejmował jeden człowiek. Całych 10 lat. Jeden człowiek. Wszyscy inni, w ramach tych globalnych decyzji, mogli dodać, albo odjąć swoich pięć kopiejek. Rozmawiać z takimi ludźmi można tylko w tym wypadku, jeśli ma się ochotę na skandal i do tego skandal tylko dla własnego zadowolenia. Ale ja nie czuję zadowolenia, biorąc udział w tego rodzaju bezmyślnych przekomarzaniach.

O nic pan nie pytał? Dokąd, do jakiego kraju? Może wiedział pan zawczasu?
Niczego nie wiedziałem, ale dosyć dobrze potrafię analizować sytuację.

Więc rozumiał pan, że wysyłają pana do Niemiec?
Oczywiście. Przylatujemy do Pułkowo, siedzimy w tym TU 134 kilka godzin, czekamy na ten następny samolot.

Dali panu cos jeść?
Żenia, jeśli podczas któregoś z etapów pytano mnie mniej, niż 10 razy, o to czy nie chciałbym czegoś zjeść, albo nie mam ochoty pójść do toalety, to oznacza, że taki etap trwał krócej, niż godzinę. W stosunku do mnie, nikt nigdy nie pozwalał sobie na nieprzestrzeganie przepisów, tych drobnych, porządkowych. Ze mną załatwiono się w skali makro. A jeśli chodzi o drobiazgi, proszę bardzo, będziemy robić wszystko to, co przewiduje kodeks. Siedzieliśmy z tymi ludźmi, rozmawialiśmy, potem przyleciała Cessna, odprowadzono mnie do niej.

To był samolot prywatny, jak powiedział dziennikarzom Hans Dietrich Genscher?
Nie wiem. Odprowadzili mnie do tej Cessny, tam chłopaki się odmeldowali, mówią, zaczekamy, aż wystartujecie. Więcej, spróbuję Panią rozśmieszyć…  Ci faceci mówią: „Michaile Borisowiczu, nie ma pan żadnego ubrania? A ja odpowiadam: ”tak szybko mnie zabraliście, że adwokat nie zdążył przywieźć czegoś do włożenia. Mam tylko dwie teczki z papierami. I z maszynką do golenia, rzecz jasna.” Na to oni,  że zaraz spróbują coś poradzić. Wyskoczyli na lotnisko, przywlekli kurtkę lotniczą, taką pułkowską (Pułkowo-lotnisko w St. Petersburgu, przyp. media-w-rosji), tę którą można zobaczyć na wszystkich zdjęciach. I jeszcze spodnie. Ale spodnie były ze światełkami odblaskowymi. Więc im mówię, zrozumcie, na razie Rada Moskiewska jeszcze nie uchwaliła odpowiednich przepisów, więc ja tych spodni ze światełkami odblaskowymi nie założę. Na to oni, w porządku, niech pan weźmie choć kurtkę. I niech pan odda tę więzienną oraz czapkę.

Obozowe?
Obozowe. Taką zawarliśmy na koniec transakcję barterową. Wsiadłem do samolotu. Od pilota dowiedziałam się, że przysłał go pan Genscher i że za dwie godziny będziemy w Berlinie. To wszystko było jak dobrze wyreżyserowany film. Jeśliby ktoś chciał nakręcić film o latach 70ych, jak wtedy wysyłano dysydentów, lepiej by tego sobie nie wymyślił.

piątek, 20 grudnia 2013

Ułaskawienie Chodorkowskiego: komentarz pisarza, Borysa Akunina.


Przez cały ostatni dzień Rosja śledzi w napięciu powrót na wolność najważniejszego więźnia politycznego prezydenta Putina – oligarchy i filantropa, Michaiła Chodorkowskiego. Rosyjscy publicyści usiłują odtworzyć bieg zdarzeń, zrozumieć co wyjście Chodorkowskiego na wolność oznacza dla ich kraju. Poniżej glos pisarza Borysa Akunina, zamieszczony na jego blogu.

Michaił Chodorkowski na wolności. Na początku odczułem wielką radość, ale teraz staram się ocenić konsekwencje społeczne tego wielkiego wydarzenia. O to co myślę na ten temat.
Ostatnie dwa lata, zaczynając od słynnych banderłog (szczególnie głupi i złośliwy gatunek małp opisany przez pisarza Kiplinga, prezydent Putin porównał do nich rosyjską opozycję demokratyczną w wystąpieniu z 2011 roku – przyp. media-w-rosji) Putin na arenie społeczno politycznej zachowywał się głupio, niekiedy histerycznie – i jakbym powiedział autodestrukcyjnie. I teraz nagle zdobył się na wyjątkowo mądrą decyzję.
Pisarz Borys Akunin jest radykalnym
autorytarnej Rosji.
Jeśli nie jest to tylko manewr przedolimpijski, a zmiana strategii, to ruch protestu w niedalekiej przyszłości prawdopodobnie podzieli się na „radykałów” i umiarkowanych”. Ci pierwsi, jak dawniej nie będą gotowi do żadnego kompromisu z reżimem, ci drudzy zaczną domagać się dialogu społecznego.
Jeśli w ślad za Chodorkowskim, dziewczynami z Pussy Riot oraz pierwszymi więźniami „Placu Błotnego” wyjdą na wolność wszyscy „polityczni”, wówczas zwolennicy totalnego ignorowania i bojkotu władzy utracą swój główny argument o charakterze etycznym. Tak, reżim pozostanie autorytarnym, niedemokratycznym, skorumpowanym. Ale Rosja przestanie wtedy być państwem policyjnym, co oznacza, iż z przeciwnikami można będzie (nawet trzeba) spierać się, pewne problemy analizować, jednym słowem, prowadzić dialog.
Chociaż, by mówić o tym wszystkim na razie jest za wcześnie. Na wolności jeszcze daleko nie wszyscy.

Wcześniej na naszym blogu fragment korespondencji Borysa Akunina z Michaiłem Szyszkinem.

Dwaj wybitni pisarze Borys Akunin i Michaił Szyszkin w pisanych do siebie listach dyskutują na ile sytuacja w Rosji jest uwarunkowana  jej historią. Rozmyślają także o głębokiej przepaści rozdzielającej dwa narody będące częściami jednej nacji i o tym jak ją zasypać.

Ułaskawienie Chodorkowskiego. O co tu chodzi?

Ułaskawienie i zwolnienie z obozu Michaiła Chodorkowskiego to sensacyjna wiadomość, która w Rosji wywołała lawinę komentarzy i interpretacji, mniej lub bardziej przekonujących. Niektóre, co bardziej interesujące s próbujemy udostępnić na naszym blogu. Aleksander Pluszczew, dziennikarz radiostacji Echo Moskwy zwraca uwagę na dziwnę kolejność zdarzeń, które poprzedziły oświadczenie Putina.  

Aleksander Pluszczew.

Radiostacja Echo Moskwy

Chciałbym zwrócić uwagę na nieco dziwną kolejność zdarzeń, które poprzedziły oświadczenie prezydenta o ułaskawieniu Chodorkowskiego.

19 grudnia, godzina 15,33

Putin podczas konferencji prasowej mówi, że trzeci proces w sprawie kompanii naftowej Jukos nie ma szans na sukces. Ale, proszę zauważyć, nie mówi niczego o Chodorkowskim.
Ułaskawienie Michaiła Chodorkow-
skiego wywołało lawinę komentarzy
w Rosji i na świecie.

Chociaż była do tego okazja. To jest, albo do tego momentu decyzja była jeszcze nie podjęta, albo Putin nie miał ochoty, by jego konferencja prasowa zamieniła się w benefis na cześć Chodorkowskiego. To oczywiste, że nawet nasi koledzy dziennikarze podlizywacze władzy, zadając swoje pytania w czasie ostatniej godziny konferencji nie byliby w stanie temu zapobiec.

16,06

Agencja ITAR-TASS powołując się na dobrze poinformowane źródła, podaje, że ani Chodorkowski, ani Lebiediew nie są ani oskarżonymi, ani podejrzanymi w trzeciej sprawie dotyczącej kompanii naftowej Jukos. W tym momencie prezydent od godziny udziela odpowiedzi na najróżniejsze idiotyczne pytania naszych godnych pożałowania kolegów. Nie zwracając uwagi na to, iż rzecznik prasowy prezydenta Pieskow, już kilka razy wzywał do zachowania umiaru. Wygląda na to, że Putin ma zamiar pobić rekord długości swoich konferencji, co chwila udziela głosu kolejnemu dziennikarzowi, z niektórymi nawet podejmuje żywą polemikę. Można odnieść wrażenie, że gra na czas.

16,10

Putin nagle zamyka konferencję prasową. Robi to zdecydowanie i błyskawicznie, w tamtym momencie odwróciłem się na pół minuty od telewizora i już nie zobaczyłem jak żegnał się z dziennikarzami. Putin jeszcze odpowiadał na jakieś pytanie, ale potem nie zdążył nawet wypowiedzieć jakiejś technicznej formuły, na przykład, no zasiedzieliśmy się proszę państwa tak długo, tylko nagle zamknął spotkanie słowami Szczęśliwego Nowego Roku i dziękuję.

I rozpłynął się w przestrzeni. Wstał i zerwał się z miejsca.

16,16

Putin w kuluarach oświadcza, iż zamierza ułaskawić Chodorkowskiego. Ta wiadomość jest dla wszystkich szokiem. Łącznie z adwokatami Chodorkowskiego i jego rodziną. Proszę zwrócić uwagę, jak zmieniła się intonacja odpowiedzi Putina na temat Chodorkowskiego. Dawniej na pytania o szefa Jukosu prezydent irytował się, wściekał się, posługiwał się różnymi obrazowymi sformułowaniami, typu „ręce we krwi po łokcie”. Teraz nieoczekiwanie wypowiedział się o potrzebie humanizmu, o tym, że kara jaka spotkała Chodorkowskiego jest dostateczna, we wszystkim tym była jakaś ciepła nuta. Co oznacza, że z jakiegoś powodu Putinowi bardzo zależy na tym, żeby Chodorkowski wyszedł na wolność. BARDZO ZALEŻY.

Co to wszystko oznacza, co zdarzyło się za kulisami, kto pociągał za jakie sznurki, trudno zrozumieć. Jednak samo wyliczenie rzucających się w oczy wydarzeń mówi, o tym, iż to, co się wydarzyło było czymś niezwykłym i przeprowadzonym w wielkim pośpiechu.

Historia z ułaskawieniem Chodorkowskiego w okropny sposób przypomina mi historię sprzed trzech lat z wymianą skazanego za szpiegostwo Igora Sutiagina. Ułaskawiono go pospiesznie i wymieniono na rosyjskich szpiegów w Ameryce. Chodorkowskiego nikt nie wymieniał i da Bóg wymieniać nie będzie. Chociaż jakby tu powiedzieć… Dzisiaj nocą dowiedzieliśmy się, że Stany Zjednoczone postanowiły zrezygnować z planu rozszerzenia listy Magnickiego . Więc może to jest swego rodzaju wymiana, na rozszerzonej liście znalazłyby się ważne i „wrażliwe” nazwiska.

Tak czy inaczej mamy okazję do radości. Michaiła Chodorkowskiego osądzono niesprawiedliwie, swoje odsiedział za wielu tych, którzy rzeczywiście powinni byli trafić za kratki. Mam nadzieję, że ostatnim więźniom Jukosu Lebiediewowi i Piczuginowi także zostanie skrócony wyrok. Chce się wierzyć, że Chodorkowskiemu podczas rozmów o swoim ułaskawieniu udało się postawić warunki i w tej sprawie. To ważne, bo żaden z nich nigdy go nie zdradził.