poniedziałek, 31 marca 2014

Nowa Rosja: nahajka zamiast Putina


W Rosji zaobserwować można pierwsze objawy sytuacji rewolucyjnej. Coraz częstsze są przypadki, gdy niekontrolowany przez władze, ślepy gniew ludu rozstrzyga, co jest dozwolone, a co nie. Może on jednak, tak jak w 1917 roku, zniszczyć państwo – ostrzega Dmitrij Trawin. Nie obroni go charyzma jednego człowieka. Rosja potrzebuje odpowiedzialnej opozycji zdolnej do przezwyciężenia nadciągającego kryzysu.



Dla zrozumienia tego, co od kilku miesięcy dzieje się w Rosji, warto cofnąć się w myślach o 100-110 lat. Do tej epoki, kiedy sprowokowaliśmy „małą, zwycięską wojnę”, która w rezultacie, nie okazała się, ani niewielką, ani zwycięską.

Nahajka w rękach ludu stanowi zagrożenie
dla podstaw państwa - uważa Dmitrij Trawin
Podczas konfliktu wojennego między Rosją, a Japonią, w latach 1904-1905, jak nam się zdawało stanęliśmy wobec przeciwnika słabego i niezdolnego do okazania oporu. Mimo to, Imperium Rosyjskie poniosło haniebną klęskę i utraciło połowę wyspy Sachalin. Ale, co najważniejsze, klęska w polityce zagranicznej bardzo szybko znalazła się na drugim planie. W 1905 roku wybuchła rewolucja, priorytetowe okazały się problemy o charakterze wewnętrznym.

Cztery lata później opublikowano zbiór artykułów pod nazwą „Drogowskazy” (w oryginale „Wiechi” – „mediawRosji”), który wywołał niezwykle burzliwą dyskusję. Największe spory wzbudziła myśl jednego z autorów, Michaila Gerszenzona: „Takimi jacy jesteśmy, nam nie tylko nie wolno rozmyślać o jedności z ludem – winniśmy się go bać bardziej od wszystkich okrucieństw władzy i winniśmy wychwalać władzę zdolną przy pomocy bagnetów i więzień bronić nas przed jego gniewem” (tłum. „mediawRosji”). W tym wypadku, nie mieliśmy do czynienia z konstrukcją teoretyczną, a z uczciwym podsumowaniem rezultatów pierwszej rosyjskiej rewolucji. Kiedy państwo okazało słabość, zobaczyliśmy nie triumf sprawiedliwości, nie wolność, równość i braterstwo, a okrutne pogromy, pożary dworów szlacheckich, przelew krwi w walkach na ulicy.

Po opublikowaniu „Drogowskazów” władze carskie  potrafiły jeszcze, przez jakiż czas, stosować bagnety i więzienia. Potem jednak poniosły klęskę, dzięki czemu u ludu pojawiła się możliwość okrutnego niszczenia tych, którzy ośmielili się myśleć, a także tych, wskazywanych przez nowych przywódców, chętnych do łowienia ryb w mętnej wodzie. Jak wyjaśniło się, ani więzienia, ani bagnety, ani nawet autorytet cesarza nie wystarczyły, by uchronić lud od dojrzewającego w nim gniewu. Podczas wojny domowej, liczba ofiar poległych z szeregu prostych ludzi, okazała się o wiele większa, niż ze środowiska jajogłowych intelektualistów, takich jak autorzy „Widnokręgów”.

Po rewolucji 1917 roku należałoby uzupełnić starą myśl Gerszenzona: władzy nie powinniśmy wychwalać, ani błogosławić (wychwalanie nie rozwiązuje problemów), ale umacniać ją tak, by była odporna na dowolny kryzys. Przekonaliśmy się na własnej skórze, iż władza opierająca się na więzieniach, bagnetach i cesarskiej charyzmie pozostaje krucha. Wystarczyło, iż charyzma Mikołaja II przepadła, by bagnety okazały się nieprzydatne. W lutym zbrakło chętnych do walki w obronie cara, w październiku w obronie Rządu Tymczasowego. Zbuntowani żołnierze i marynarze wybrali jedność z rozgniewanym ludem, zamiast walki w obronie zjednoczonej i niepodzielnej Rosji.

Jeśliby maszyna czasu potrafiła przenieść autorów „Widnokręgów” do naszych czasów, to prawdopodobnie, odnaleźliby pierwsze objawy tego żywiołu ludowego, który wybuchł sto lat temu i zniszczył całkowicie Rosję.

Przykład pierwszy, w Soczi podczas Olimpiady, tak zwani Kozacy na oczach publiczności pobili nahajkami kilka dziewczyn. Dla ludzi z formacji „Widnokręgów” nie miałoby znaczenia, iż wśród ofiar były Tołokonnikowa i Aliochina. O wiele istotniejszy z ich punktu widzenia byłby fakt, iż rozbudzony z letargu lud, bez żadnego udziału ze strony państwa, uznał, iż ma prawo decydować, kogo uznać za wroga ludu. Mniej więcej tak samo, w roku 1917 marynarze rewolucjoniści postanowili nagle pozbawić życia dwóch byłych członków Rządu Tymczasowego Fiodora Kokoszkina i Andrieja Szingariowa. Obydwaj zostali zabici w murach szpitala, dokąd przeniesiono ich z Twierdzy Pietropawłowskiej na polecenie władzy bolszewickiej.

Przykład drugi. W Petersburgu, podczas demonstracji antywojennej, pewien samozwańczy patriota zmasakrował twarz jednemu z uczestników, tylko dlatego, iż ten odważył się zademonstrować własny punkt widzenia. Tak samo wyglądało to w roku 1917, gdy lud przeniknięty jedyną słuszną prawdą rozprawiał się z tymi, do których prawda ta jeszcze nie dotarła.

Przykład trzeci. W Kaliningradzie pewien deputowany z partii „Jedna Rosja” bezpośrednio na posiedzeniu miejscowej Dumy Obwodowej obrzucił nazistowskimi wyzwiskami kolegów Żydów. Mimo, iż jego własna partia nie ma nic wspólnego z ideologia nazistowską. Deputowany uznał, iż może sam formułować politykę partii, ignorując stanowisko samego Putina.

Przykład czwarty. Półtora roku temu „kozacy” zerwali w Petersburgu spektakl teatr zrealizowany w oparciu o powieść klasyka literatury rosyjskiej Władimira Nabokowa „Lolita”. Uznali, iż do nich należy teraz prawo określania co jest sztuką, a co nie. I że nie muszą liczyć się ze zdaniem, ani Ministerstwa Kultura, ani władz miejskich.

Podobnych przykładów można przytoczyć wiele. Przybywa ich z każdym rokiem. Różnej maści aktywiści przyznają sobie prawo karania nahajkami byle kogo. Mogą teraz decydować, jakie spektakle można pokazać publiczności, jakie poglądy wolno głosić publicznie.


Państwu nie opartemu na trwalszych podstawach, pozbawionemu konstruktywnej opozycji
brakuje odporności na wirus rewolucji. 

Tak właśnie  wyglądają pierwsze symptomy sytuacji rewolucyjnej – to brak szacunku dla prawa, państwa, narodowej kultury. Obecnie możemy obserwować stopniowe budzenie się  i towarzyszącą mu chęć zademonstrowania swojej obecności ze strony dołów społecznych, które nie uznają autorytetu państwa i nie skrywają swych zamiarów, by decydować, jakie parametry powinny regulować życie w naszym kraju. Najważniejsza dla nich zasada – ten ma rację, kto w swych rękach dzierży nahajkę.

Być może, dla części z nas to drobiazg, seria nie powiązanych ze sobą przypadków. Niektórzy uważają zapewne, iż szalejących w Soczi kozaków od przejmujących władzę w swoje ręce marynarzy-rewolucjonistów Petersburga dzieli odległość niemożliwa do pokonania. Niestety, wydarzenia, jakich byliśmy niedawno świadkami na Ukrainie pokazują, iż dystans ten jest niewielki. Dziś nahajka, jutro Majdan z koktajlami Mołotowa, pojutrze władza pozbawiona realnego wpływu na wydarzenia. Wystarczy niezadowolenie ludu, by w określonych warunkach, drogę tę można było przejść w zaledwie kilka miesięcy.

Z pewnością znajdą się też zwolennicy teorii, iż Majdan, to godny ubolewania rezultat zakulisowego działania ciemnych sił. Tego rodzaju „myślicielom” nie da się niczego wytłumaczyć. Nawet jeśli do nich również przyjdą zbuntowani marynarze, oni uznają ich za marionetki i za ich plecami będą szukać pociągającego za sznurki „Wuja Sama”. Wystarczy jednak zrezygnować z tego rodzaju konspirologicznego podejścia w analizie niedawnych zdarzeń, by ujrzeć obraz prosty i bardzo smutny.

Lud zadowolony z życia szanuje każde państwo, nawet takie, jakie zbudowali Janukowicz and Co. Kiedy sytuacja się pogarsza, agresywna część tłumu zaczyna niszczyć to, co wokół. Zadanie odpowiedzialnej części narodu polega na tym, by zawczasu przygotować się na nadejście takiej smutnej chwili. Jest ono szczególnie ważne, gdy stajemy wobec spowolnienia gospodarczego. I gdy uświadamiamy sobie, jak bardzo budżet uzależniony jest od cen ropy naftowej (tak, jak we współczesnej Rosji) i jak bardzo pogorszy się poziom naszego życia wtedy, gdy one spadną, „Putin nikogo w tej sytuacji nie uratuje” – powiedzieliby najpewniej mądrzy „Widnokręgowcy”.

Potrzebne jest nam państwo odporne na kryzys. Sojusznikami w procesie budowy takiego państwa powinny stać się wszystkie odpowiedzialne siły i środowiska. Także prezydent kraju, któremu konstruktywna opozycja byłaby bliższa od ludzi z nahajkami. I każdy opozycjonista gotów do współpracy z prezydentem, przynajmniej w jednej sprawie – gdy idzie o zapobieżenie upadkowi państwa.

Sukces żadnego państwa nie może opierać się na charyzmie jednego człowieka, nawet jeśli cieszy się on wielką popularnością. W polityce potrzebna jest obecność rozumnych sił, gotowych, gdy to okaże się niezbędne, wziąć na siebie odpowiedzialność za państwo. Jeśli w państwie istnieje cywilizowana opozycja ciesząca się zaufaniem narodu, istnieje szansa przezwyciężenia każdego kryzysu. Jeśli takiej opozycji brak, państwo autorytarne zastępują bandyci. Im z resztą na władzy w państwie tak bardzo nie zależy, im wystarczy dominacja na ulicach, dzięki niej można przegnać wszystkich niemiłych sobie oponentów. Przy okazji można też zgarnąć ich majątek w oparciu o zasadę rewolucyjnej sprawiedliwości.




Dmitrij Travin, ekonomista, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. 






Artykuł ukazał sie na stronie internetowej agencji "Rosbałt"

Oryginał można znaleźć pod adresem: http://www.rosbalt.ru/blogs/2014/03/29/1249215.html




Dołącz do nas na Facebooku: https://www.facebook.com/mediawrosji




piątek, 28 marca 2014

Sankcje energetyczne: dlaczego Rosja się nie boi?


Rosyjscy analitycy zajmujący się sektorem energetycznym starannie obserwują sytuację na rynku ropy naftowej i gazu. Kreml nie boi się sankcji. Zdaniem Konstantego Simonowa, szefa Fundacji Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego Europa nie ma szans, by do końca najbliższej dekady uniezależnić się od dostaw surowców energetycznych z Rosji.

Rozmowa przeprowadzona na antenie niezależnej stacji telewizyjnej TV „DOŻD””

 

Rosja nie jest przestraszona perspektywą utraty Europy jako odbiorcy dla swego gazu. Taka jest pierwsza reakcja na wystąpienie Baracka Obamy na szczycie  USA-UE. „To nie wygląda nawet, jak straszak na wróble” – powiedział ambasador Rosji przy EU Władimir Czyżow. Jego zdaniem, plan uwolnienia Europy od energetycznej zależności od Gazpromu przypomina „political fiction”. W przeddzień prezydent Obama obiecał dostawy amerykańskiego skroplonego gazu w takich rozmiarach, by Europa mogła na co dzień zaspokajać swoje zapotrzebowanie. Czy więc mamy do czynienia z fantazjowaniem? A może nie? Zastanowimy się na ten temat wspólnie z ekspertem. Połączyliśmy się z prezydentem Fundacji Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego, Konstantym Simonowem.
TV Dożd’:
Jak się Panu wydaje, oświadczenie Baracka Obamy to straszak, czy też jego ostrzeżenia mają jakieś podstawy? Czy Stany Zjednoczone są w stanie pomóc Europie uniezależnić się w dziedzinie energetyki?
Konstanty Simonow:
Konstantin Simonow uważa, że Rosja
nie musi obawiac się zachodnich
sankcji. 
Samo podejście do tej kwestii wydaje się zastanawiające. Przede wszystkim dlatego, iż Stany Zjednoczone obiecują gaz „dobrym państwom”. To oznacza, iż one także traktują gaz jako swego rodzaju broń. Do tej pory to Rosję oskarżano o podobne postępowanie. Ale porozmawiajmy o cyfrach. Wtedy pojawiają się zasadnicze wątpliwości, czy rzeczywiście Stany Zjednoczone będą w stanie zastąpić rosyjski gaz swoim gazem łupkowym. Argumentów jest tu wiele. Pierwszy – to rozmiary dostaw, na ten temat istnieje wiele różnych prognoz, jedna z nich mówi o eksporcie do 300 miliardów metrów sześciennych do końca bieżącego dziesięciolecia. Nasz eksport wynosi 160 miliardów rocznie. Proszę więc zastanowić się o jakich rozmiarach dostaw rozmawiamy. I to w sytuacji, kiedy na razie wydano zezwolenie na realizację zaledwie jednego projektu, którego efektywność gospodarcza w dodatku, pozostaje niejasna. Jedyny wariant możliwy dziś do zrealizowania – to eksport gazu do państw azjatyckich. W obecnych warunkach dostawy gazu z USA, po europejskich cenach Gazpromu, nie mają sensu.
Obserwujemy dziś ważne zjawisko. W Stanach Zjednoczonych doszło do znacznego spowolnienia tempa wydobycia gazu. Przyczyny są łatwe do wytłumaczenia. Cena ropy w Ameryce jest wysoka, cena na gaz niska. Zimą obserwowaliśmy wahania, w pewnym okresie cena wzrosła z powodu silnych mrozów, opadów śniegu. Ale cena gazu w Ameryce jest znacząco niższa, niż w Europie. Za to cena ropy jest wysoka. Dlatego wydobywając gaz łupkowy, wykorzystuje się te same technologie, ten sam sprzęt. Szyby przenoszone są z miejsc wydobycia gazu na miejsca wydobycia ropy. Kiedy gaz wydobywany jest w Texasie nie budzi to żadnych wątpliwości, nie ma tam żadnych miast, wokół rozpościera się ogromna pustynia. Ale kiedy zaczyna się wydobywać gaz w Pensylwanii, stanie z wieloma miastami o milionowej ludności, od razu pojawiają się gromady ekologów, którzy zaczynają protestować.
Jeszcze jeden ważny argument, może najważniejszy. Polityka ekonomiczna Obamy opiera się na tanich cenach w energetyce. Tania elektryczność produkowana jest z taniego gazu. Jeśli USA zaczną eksportować gaz, ceny na rynku wewnętrznym natychmiast wzrosną. Cała polityka gospodarcza rządu legnie w gruzach. Dlatego, jak mi się wydaje, istnieje masa przesłanek, które pozwalają przypuszczać iż masowe wydawanie licencji eksportowych jest mało prawdopodobne. Chciałbym przypomnieć, iż w USA, przy całym ich liberalizmie gospodarczym, eksport ropy naftowej i gazu podlega ścisłym regulacjom, bez zezwolenia ich eksport nie jest możliwy. Jak więc widać pytanie, czy ten proces eksportu się rozpocznie, jest jak najbardziej uzasadnione. Nie mówiąc już o tym, iż w najlepszym wypadku, pierwszy gaz z Ameryki może pojawić się na światowych rynkach (i będzie to Azja, nie Europa) dopiero w latach 2017-2018.
TV DOŻD’:
Jeśli nie gaz amerykański, może istnieje jakaś inna możliwość zastąpienia gazu z Rosji? Można kupować u innych dostawców, nie tylko w Gazpromie?
Simonow:
Teoretycznie można, ale nie w tej dekadzie. Jeśli ograniczymy się do obecnego dziesięciolecia, to Europa dysponuje jedynym realnym źródłem dostaw – to zagłębie „Szahdeniz” w Azerbejdżanie. Ale tam jest tylko 10 miliardów metrów sześciennych. Innych możliwości Europa nie ma. W północnej Afryce istnieją problemy polityczne i problemy z zapasami gazu. Z trudnościami także boryka się Norwegia, tam nie istnieją jakieś nowe możliwości wydobycia. W końcu tej dekady spodziewamy się, że rozpoczną się dostawy LPG na rynki azjatyckie z Australii. Pozostałe regiony potencjalnego wydobycia, to kwestia następnych dziesięcioleci. Za to zabawna jest historia z Iranem, do niedawna przekonywano nas, że polityka wobec tego państwa będzie rygorystyczna, a teraz jak się okazuje, Iran stał się najlepszym przyjacielem Europy. Ciekawe, dlaczego? Ale jeśli Iran będzie kontynuował prace nad bronią nuklearną…? Widzimy dobrze, jaka sytuacja powstała obecnie w Iranie i w Turcji. Ten ostatni kraj jest ważny, bo tamtędy biegnie droga tranzytowa dla dostaw z Iranu. Cały ten obraz nie wygląda zbyt wesoło z punktu widzenia Europy.
Rosja produkuje ok. 160 miliardów
metrów sześciennych gazu rocznie. 

TV DOŻD’:
Niedawno pojawiła się prognoza, iż cena baryłki ropy może spaść do 12 dolarów. To wtedy, kiedy USA będzie eksportować po 500 tys. baryłek na dobę, korzystając ze swoich zapasów strategicznych. Wydaje się Panu uzasadniona?

Simonow:
To oczywisty nonsens, a nie prognoza. Obecnie całkowita objętość zapasów USA równa się 20% rocznego wydobycia w Rosji. Jeśli jakikolwiek ekonomista twierdzi, iż USA zamierzają wpłynąć na ceny, sprzedając ropę ze swoich zapasów, to nie ma on pojęcia, jak dziś wygląda handel ropą.
Tłumaczę: Stany Zjednoczone mogą doprowadzić do spadku cen, do tego nie są potrzebne zapasy strategiczne i sprzedaż surowca z tego źródła. Dzisiaj ceny na ropę dyktuje giełda. 95% ropy znajdującej się tam w obrocie, to surowiec papierowy. Wystarczy by Stany Zjednoczone zabrały pieniądze z giełdy naftowej. Cena od razu runie w dół. Nie potrzebne będą żadne złożone kombinacje z zapasami. Pieniądze pojawiły się na giełdzie z jednego powodu. Zmieniła się geografia regionalna wydobycia. Zapasy kształtowano w związku z odpowiednimi regionami wydobycia. Ale, gdy pod tym względem zaszła zmiana, to oczywiste, iż w jednym miejscu ropę trzeba sprzedać, a inne zapasy uzupełnić. Wszystko tu ma uzasadnienie logiczne, choć informuje się o tym, jako o chytrej intrydze ze strony Stanów Zjednoczonych. Ale jest jeszcze inne pytanie, po co Ameryka miałaby podejmować działania z myślą o obniżeniu cen?
Istnieją trzy powody, dla których Ameryce nie warto tego robić. Po pierwsze, obecnie w USA bardzo szybko rośnie wydobycie ropy z łupków. Ale rachunek gospodarczy tych projektów jest taki, że koszta własne wynoszą 70-80 dolarów. Jeśli doprowadzi się do spadku cen, to zahamuje się tym samym boom naftowy. To oznacza, że USA znów będą uzależnione od dostaw arabskich, a przecież Amerykanie chcieli się od tego uwolnić. Po co więc mieliby niszczyć tak pomyślnie rozwijający się projekt. Po drugie, rodzi się pytanie, czy Ameryka ma zamiar zniszczyć swoich przyjaciół w świecie arabskim? Po trzecie, niskie ceny na ropę, to fantastyczny prezent dla Chin, temu krajowi wysokie ceny ropy szkodzą najbardziej.


Oryginał tekstu można znaleźć pod adresem: http://tvrain.ru/articles/politolog_konstantin_simonov_obama_ne_pomozhet_u_evropy_net_alternativy_postavkam_gazproma-365851/





Blog „media-w-Rosji”
Przeczytaj także:

Teoria spiskowa: czy można ukarać Rosję przy pomocy saudyjskiej ropy?

 

W latach osiemdziesiątych Arabia Saudyjska zwiększyła wydobycie ropy, stwarzając impuls do spadku cen. Ale, jak uważa Władimir Miłow, to nie saudyjska ropa doprowadziła ZSRR do bankructwa, a samobójcza polityka gospodarcza Michaiła Gorbaczowa. Także i obecnie saudyjska ropa nie stwarza dla Rosji szczególnego zagrożenia. Kreml dysponuje znacznymi rezerwami finansowymi, a świat nie jest zainteresowany większą obniżką cen.



Autor: Władimir Miłow



Dołącz do nas na Facebooku: https://www.facebook.com/mediawrosji



czwartek, 27 marca 2014

Znany pisarz Borys Akunin: TV „DOŻD’” stała się bastionem wolności.


TV Dożd’ już dawno przestała być modną telewizją hipsterską – uważa znany rosyjski pisarz Borys Akunin. Dziś, w Rosji Wladimira Putina, to prawdziwy bastion wolności słowa. Czy uda się go uratować? Akunin nie jest optymistą, władze trudno będzie powstrzymać. Ale nic nie jest wieczne i już dziś, według pisarza, można dostrzec w Rosji zalążki zbliżającej się zmiany.

Borys Akunin wystąpił w popularnym programie telewizji „DOŻD’” Dziadko X 3 . Prowadzony jest przez trzech popularnych dziennikarzy, braci Timofieja, Tichona i Filipa Dziadko. Przez cały obecny tydzień „DOŻD’” apeluje do swych przyjaciół o wsparcie finansowe, by móc kontynuować działalność. Na aukcję z udziałem widzów zamiast książki ze swym autografem Borys Akunin ofiarował strzelbę z filmu „Turecki gambit”.



Logo progamu "Dziadko X 3"
Filip Dziadko:

Witam, oglądacie Państwo program "Dziadko X 3. Nadajemy go w ramach akcji wsparcia dla stacji telewizyjnej „DOŻD’”. Naszym gościem jest Grigorij Czchartiszwili (prawdziwe nazwisko pisarza Borysa Akunia – „mediawrosji”). Okazja nie należy do najweselszych, jednak chcę podziękować wszystkim, którzy utrudniają nam normalne funkcjonowanie. Dzięki temu, mamy znów okazję do spotkania się, możemy wszystkich zobaczyć, z wami porozmawiać. Przede wszystkim mamy okazję do spotkania z Grigorijem Czchartiszwili.

Borys Akunin (Grigorij Czchartiszwili):

Dobry wieczór.

Tichon Dziadko:

Każdą rozmowę w tym studiu, prowadzoną w ramach naszej akcji, zaczynam od tego samego pytania. Co, Pana zdaniem, jest najważniejsze w programie „DOŻD’ia”? Wiadomości, wykłady, transmisje?

Akunin:

Moim zdaniem, w różnym czasie różne rzeczy były na „DOŻDie” najważniejsze. Był czas, gdy był on po prostu hipsterskim kanałem moskiewskim, można go było oglądać, a można i nie oglądać, można było popierać, a można było i nie popierać. Teraz jest to bastion, należy go bronić. Teraz znajdujemy się w takim czasie, kiedy mówienie o prawie do wolności słowa to za mało, należy w jakiś sposób bronić go, działać. Dlatego podoba mi się, że „DOŻD’” nie poddaje się, że walczycie, że zwracacie się bezpośrednio do telewidzów. Tak trzeba. Ten proces, nawet jeśli okaże się ostatnim rozdziałem w historii waszej stacji, może okazać się najważniejszym i jest wart całej reszty.

Filip:

Sytuacja, która obecnie zaistniała (w szerokim znaczeniu tego słowa) na Ukrainie, na Krymie i sytuacja w szczególności z duszeniem niezależnych źródeł informacji. To przecież już było?

Akunin:

Wszystko już kiedyś było, ale wszystko było inaczej. Dlatego, nie lubię mówić o porównaniach czy aluzjach historycznych. One nie tyle coś tłumaczą, ile rozpraszają. Znajdujemy się w dość jasnej sytuacji: na naszych oczach państwo autorytarne przekształca się w dyktaturę. To na co może zgadzać się państwo autorytarne, dyktatura zgodzić się nie może. Dlatego myślę, że wasza telewizja zostanie spokojnie uduszona. Ale to nie zależy od nas. Naszą sprawą jest przeciwstawiać się temu. I czym mocniej naciskowi tej tępej, kościstej, agresywnej siły będziemy się przeciwstawiać, tym silniejsze będzie nasze poczucie własnej godności, tym więcej, w ostatecznym rezultacie, zrobimy dla społeczeństwa i samych siebie. Tak mi się wydaje.

Timofiej Dziadko:

Jak pan sądzi, dlaczego dokręcają śrubę? Dlaczego jest tylko coraz gorzej?

Akunin:

Myślę, że to jest bezpośrednio związane z jakimiś wewnętrznym procesami, zachodzącymi w świadomości naszego władcy.. Najwyraźniej, on sam zastanowił się i zdecydował, że nie jest potrzebna mu pokojowa ewolucja, że przede wszystkim pragnie pozostać władcą do końca swoich dni. A cała reszta wynika już z tego.

Filip:

Źle się czuje?

Akunin:

Pewnie tak. Wydaje mi się, że tacy ludzie zawsze się źle czują.

Timofiej:

A czy Panu, jako pisarzowi, przeszkadza to, co się dzieje? Czy, przeciwnie, dostarcza tematów?

Akunin: 

Borys Akunin w programie "Dziadko x 3"
Jestem bardzo zaniepokojony, bardzo zasmucony. Teraz wszyscy mówią o Ukrainie. Oczywiście, interesują mnie wydarzenia na Ukrainie, ale w dużo większym stopniu przejmuję się tym, co dzieje się teraz w naszym kraju i co będzie tu jutro. Czeka nas okres, z jednej strony bardzo trudny, a z drugiej strony – bardzo prosty. Dlatego, że teraz najważniejsze rzeczy obnażają się same, stają się proste, na pierwszy plan wysuwają się zupełnie jasne pojęcia, takie jak wzajemna pomoc, solidarność, poczucie własnej godności. W takiej sytuacji nie są możliwe kompromisy. Kompromisy są dobre, gdy trwa poszukiwania dialogu obywatelskiego. Gdy poszukiwanie zostało przerwane, należy być bezkompromisowym. Z jednej strony jest to trudne, a z drugiej łatwe.

Tichon:

Jeżeli nie mówić o władzy, ale o społeczeństwie, czy takie jest zapotrzebowanie z jego strony? Jasne, że trudno wypowiadać się o społeczeństwie jako całości, ono jest przecież różnorodne. Jak to więc u nas jest z zapotrzebowaniem społeczeństwa na alternatywny, niezależny punkt widzenia, na niezależne źródła informacji?

Akunin:

Można było by się na temat właściwie i kompetentnie wypowiadać, gdyby całe społeczeństwo miało wolny dostęp do informacji. Ponieważ u nas większa część społeczeństwa jest karmiona przez telewizję (nie waszą), dość trudno wypowiadać się o tym, co ci ludzie myślą naprawdę i co będą myśleć, gdy potrząsną głową i zrzucą z siebie ten koszmar. Nie będę fantazjować.

Filip:

Wszyscy mówią, że w historii Rosji rozpoczęła się nowa epoka. Przy pomocy mediów, przede wszystkim telewizji władze lepią nowego człowieka, zmuszają go myśleć tak, jak trzeba. Jaki człowiek z tego wyjdzie?

Akunin:

Żaden nie wychodzi i nie wyjdzie. To czystej wody brednie. Znacznie bardziej utalentowani i skuteczniejsi złoczyńcy próbowali wykuć takiego człowieka, jakim go sobie wyobrażali.. Długo to nie potrwa. A już w warunkach naszego kraju, będzie to trwać tylko dopóki trzyma się ropa i jest z czego wypłacać emerytury i pensje. Potem się to skończy. Wszyscy to dobrze rozumiemy.

Timofiej:

I co będzie?

Akunin:

Obawiam się, że nie czeka nas teraz pokojowa ewolucja. Nie chcę krakać, ale sprawy zmierzają... Najwyraźniej, ten reżim można zmienić tylko drogą siłową. Albo będzie to przewrót pałacowy, albo wybuch społeczny.

Tichon:

Z drugiej strony, przecież w ostatnich latach widzieliśmy, że podstawową zasadą polityki rosyjskiej (w każdym razie, moim zdaniem) jest jej niewiarygodna nielogiczność. I przez cały czas obserwowaliśmy na własne oczy jakieś przeskoki od jednego trendu do drugiego.

Akunin:

Daj Boże, miejmy nadzieję na cud. Przestałem mieć wielką nadzieję, ale chciałbym się mylić. Teraz jednak najbardziej boję się czegoś innego,. że nie zdążę przyłączyć się do akcji w obronie „DOŻDia” i wyjaśnić swojego stanowiska. A chciałbym to zrobić.

Tichon:

Przypominam naszym widzom, że przez ten cały tydzień prosimy was o wsparcie a tak na prawdę o wsparcie dla samych siebie… Pomoc dla „Dożdia” nie jest przeznaczona dla jakichś jego wybranych pracowników, lub pozbawionych wymiaru ludzkiego konstrukcji programowych. W ten sposób ułatwicie sobie dostęp do wolnej telewizji i niezależnej polityki redakcyjnej. Dlatego zapraszamy wszystkich na tvrain.ru/sos, kupujcie plakietki, towary w naszym sklepie internetowym. A teraz o tym, co zaoferuje nam Borys Akunin. Proszę opowiedzieć, co Pan ze sobą przyniósł?

Akunin:

Strzelbę Fandorina z filmu
"Gambit turecki" Borys Akunin
ofiarowal telewizji "DOŻD'"
Wasz producent uprzedził mnie przez telefon: „Proszę przynieść swoją książkę z autografem”. Pomyślałem, że to będzie nieuczciwe. Że powinienem oddać coś takiego, czego na prawdę będzie mi żal, coś, co istnieje w jednym, niepowtarzalnym egzemplarzu. Przyniosłem ze sobą strzelbę…. Rozstaję się z nią z żalem. To nie jest zwykły Winchester. To rekwizyt z filmu „Gambit Turecki”, z wygrawerowaną nazwą. Z tym Winchesterem (albo z takim samym) biegał i strzelał do Baszybuzuków Erast Fandorin. A tu jest monogram „G. Cz.” – Grigorij Czchartiszwili. Proszę, po pierwsze, potraktować to jako symbol oporu, do końca, nawet, wówczas gdy skończą się naboje i w rękach pozostaje już tylko sam rekwizyt. Po drugie, chciałbym zadać własne pytanie, proszę powiedzieć, czy telewizja „DOŻD’” spotyka się z przejawami wsparcia i solidarności ze strony federalnych kanałów telewizyjnych, ze strony środowiska telewizyjnego?

Tichon:

Solidarność z nami deklarują niestety wyłącznie ukraińskie stacje telewizyjne. „1+1”, „Inter”, „Hromadske TV” Rosyjskie kanały federalne z jakichś powodów nie chcą zauważyć tego, co się z nami dzieje.

Akunin:

W takim razie proszę potraktować ten karabin również jako wyraz wsparcia ze strony rosyjskiego Pierwszego Programu ORT. „Gambit Turecki” został nakręcony za jego pieniądze. I nawet jeżeli Program Pierwszy nie zamierzał was wspierać, to teraz będzie musiał to zrobić.

Tichon:

Powiedział Pan wcześniej, że nie lubi porównań historycznych. Jednak ten człowiek, o którym już wspominaliśmy i od którego zależy wiele z tego, co dzieje się z nami, lubi, jeśli nie proste porównania historyczne, (powstaje takie wrażenie) to spoglądać na siebie w dłuższej perspektywie historycznej. Co za 50 lat można będzie przeczytać w podręcznikach historii?

Akunin:

Ja już chyba tego nie przeczytam, wy, mam nadzieję, tak.. Mam nadzieję, że za 50 lat obecny okres naszej historii odbierany będzie jako przejściowy wiodący ku czemuś doroślejszemu godniejszemu. Więc w sumie jako okres sprzyjający rozwojowi rosyjskiej cywilizacji.

Filip:?

Więc nie zmarnowaliśmy tych lat?

Akunin:

Nie zmarnowaliśmy. Co więcej, jestem głęboko przekonany, że to co mamy dziś, długo potrwać nie może.

Tłum. A.S.


Inne materiały opublikowane na blogu dotyczące telewizji „Dożd’” i problemów rosyjskich mediów:

Telewizja, której nie jest wszystko jedno. Ekskluzywny wywiad udzielony redakcji bloga przez Natalię Sindiejewą, założycielkę i dyrektora niezależnej stacji telewizyjnej „Dożd”.
Anatomia rozprawy: nie będziemy się wciąż bać. (rozmowa na antenie radia Echo Moskwy)
Od blokady Leningradu, do blokady TV „Dożd’” . Materiał wydawnictwa internetowego www.newsru.com
Wielkie zmiany w świecie rosyjskich mediów . Materiał stacji telewizyjnej „Dożd’” (www.tvrain.ru)


Telewizję "Dożd'" ("Deszcz") można oglądać na stronie internetowej www.tvrain.ru


Apel stacji o wsparcie w języku angielskim został zamieszczony pod adresem: http://tvrain.ru/?lang=en


Inne wypowiedzi Borysa Akunina publikowane przez „Media-w-Rosji”



Przyłączenie Krymu – konstatuje pisarz Borys Akunin - cieszy się poparciem większości obywateli. Rozentuzjazmowana większość nie zdaje sobie sprawy, że konsekwencje będą katastrofalne. Rosję czekają gigantyczne trudności gospodarcze, ograniczenie wolności słowa, represje polityczne. I kres im może położyć rewolucja…


Pisarz Borys Akunin: strach Putina przed Majdanem w Rosji

 

Liberalna Rosja w niemym przerażeniu obserwuje wydarzenia w Kijowie. I tak, jak pisarz Borys Akunin, obawia się możliwej reakcji swojego prezydenta:  dalszych surowych kar  i represji w stosunku do oponentów. 

 

Pisarz Borys Akunin: tragedia w Wołgogradzie

 

Dwa kolejne zamachy terrorystyczne w Wołgogradzie wzbudziły w Rosji wielkie emocje. Media pełne są komentarzy na ten temat. Pisarz Borys Akunin na blogu stara się spojrzeć na to, co się stało w szerszym politycznym I historycznym kontekście. 




środa, 26 marca 2014

Ile kosztuje w Rosji telewizja wolna od cenzury?



Jedyna w Rosji niezależna stacja telewizyjna „TV Dożd’” nie poddaje się. Pozbawiona na polecenie Kremla dostępu do sieci kablowych i dochodów z reklamy zwróciła się do swoich widzów i przyjaciół z apelem o wsparcie. Aleksander Winokurow, współwłaściciel stacji, podaje na swym blogu interesujące dane na temat jej budżetu. 



Na początku bieżącego roku, gdzieś tak w połowie stycznia, opracowaliśmy szczegółowy i całkiem niezły biznes plan dla naszej stacji. Chcieliśmy przedstawić go potencjalnym inwestorom. Doszliśmy do wniosku, że tego, co chcemy pokazać nie musimy się wstydzić. Zgodnie z planem, w roku 2014 nasza średnia miesięczna strata miała wynosić  42,5 miliona rubli (ok. 4 milionów złotych)*. W końcu roku, rozmarzyliśmy się, powinniśmy już zarabiać więcej, niż wydajemy.



W sklepie internetowym widzowie i przyjaciele "TV Dożd'" kupują koszulki z jej emblematem, w ten sposob odpowiadając na apel o wsparcie. 



Pamiętacie zapewne, zgodnie z planem, naszym podstawowym źródłem wpływów miała być reklama telewizyjna. Trochę mniej, choć także dosyć sporo mieliśmy zarabiać na reklamie w Internecie (materiały video, bannery, projekty specjalne), innymi źródłami przychodów miały być opłaty od sieci kablowych, opłaty abonamentowe w Internecie.

Kiedy sytuacja uległa radykalnej zmianie, przez dłuższy czas zastanawialiśmy się, jaki jest nam niezbędny budżet, by "TV Dożd’" mogła przetrwać jako pełnowartościowa stacja telewizyjna.

Jak wynika z naszych obliczeń minimalny budżet miesięczny, jaki pozwala nam funkcjonować wynosi 20,6 miliona rubli (ok. 1,6-1,7 miliona złotych). Z mniejszym budżetem nie damy rady.

Tak wygląda dla przykładu jego struktura:

- Pensje – 10,3 mln Rubli (800-900 tys. złotych)
- Składki na ubezpieczenia społeczne – 2,9 mln rubli (250 tys. )
- Produkcja i dystrybucja – 2,6 mln rubli (210-220 tys. złotych)
- Sprzedaż i marketing – 1,7 mln rubli (150 tys. złotych)
- Koszty administracyjne – 3,1 mln. rubli (260-280 tys. złotych).

Obecnie przestaliśmy płacić sieci kablowej "Trikolor", znacząco obcięliśmy pensje pracowników.

To dużo, czy mało?

Jak wiadomo budżet stacji telewizyjnej "Russia Today" w roku 2013 wynósł 11,2 miliarda rubli (1 miliard złotych), miesięcznie stacja wydawała 933 miliony rubli.

Budżet Rosyjskiej Telewizji Publicznej wynosi 1,5 miliarda rubli rocznie (120-130 mln złotych), to jest 125 mln rubli miesięcznie (10 mln złotych). 

Nasi koledzy z telewizji "RBK" wydali w roku 2013 mniej więcej 900 mln rubli (80 mln złotych), to jest wydawali 75 mln rubli miesięcznie (jeśli się pomyliłem, niech mnie ktoś poprawi).

Jestem gotów odpowiedzieć na inne pytania, jeśli ktoś zechce je zadać.

PS.

-  Może ta informacja będzie dla kogoś ważna – pensja dyrektora generalnego stacji wynosi obecnie 14,4 tys. rubli miesięcznie (1300 złotych).

- Za wynajem pomieszczeń na terenie dawnej fabryki czekolady "Krasnyj Oktiabr" płaciliśmy i płacimy czynsz zgodny z cenami na rynku.


Oryginał rosyjski można znaleźć pod adresem: http://tvrain.ru/blog/blog_aleksandra_vinokurova/skolko_stoit_mesjats_dozhdja-420/


*Wycenę w złotych polskich podajemy szacunkowo. Obecnie 100 rubli to mniej więcej 8  złotych 


Telewizję "Dożd'" ("Deszcz") można oglądać na stronie internetowej www.tvrain.ru


Apel stacji o wsparcie w języku angielskim został zamieszczony pod adresem: http://tvrain.ru/?lang=en




Dołącz do nas na Facebooku: https://www.facebook.com/mediawrosji




poniedziałek, 24 marca 2014

Niezależna telewizja "Dożd’” : walka o przetrwanie


Przyszłość niezależnej moskiewskiej stacji telewizyjnej TV Dożd’ zawisła na włosku. Na polecenie Kremla jej sygnał wyłączyli najwięksi operatorzy kablowi. Właściciel pomieszczeń studyjnych zapowiedział, że nie przedłuży umowy najmu. W tej rozpaczliwej sytuacji załoga TV Dożd’ zwróciła się do swoich widzów z dramatycznym apelem o wsparcie finansowe. Publikujemy jego pełny tekst.



Już za moment TV Dożd’ może zniknąć z ekranów. Zadecyduje najbliższy tydzień.



 


Kiedy wróciła w Rosji dyskusja na temat telewizji publicznej, często pojawiały się głosy, po co wymyślać coś nowego, przecież jest już TV Dożd’. Niektórzy dodawali tylko, zabierzcie reklamę, telewizja  publiczna obywa się bez niej. Znaleźli się „przyjaciele”, którzy pozbawili nas reklamy . Od momentu, kiedy czterej najwięksi operatorzy wyłączyli nas ze swoich sieci, reklama już nie przeszkadza, można bez niej delektować się naszym programem, jest jej już tak mało. Ale wraz z nową przyjemnością pojawiła się nowa odpowiedzialność. Nadeszła chwila, kiedy jedyną naszą nadzieją pozostaliście Wy. Nasi przyjaciele.

24 marca rozpoczynamy tygodniowy maraton, jego celem jest zbiórka pieniędzy na dalszą działalność. Po ty, byście tak jak dawniej, mieli co oglądać i nie utracili źródła informacji. Oglądając nas, dopiero co przyzwyczailiście się włączać telewizor bez lęku, nie chcemy, byście rozstali się  się z tym przyzwyczajeniem. Tak pozostanie, jeśli TV Dożd’ będzie istniał. Bez względu na okoliczności – w tym problemy z wynajmem pomieszczeń studyjnych – wykręcimy się, przetrwamy – jeśli udzielicie nam pomocy. Będziemy istnieć dokładnie tak długo, na ile starczy Waszego wsparcia. Na antenie, na żywo, przez cały tydzień będziecie mogli oglądać wyjątkowy program, włączajcie nas, nie będziecie żałować. I na pasku u dołu ekranu, będziecie widzieć, na jak długo wystarczy zebranych przez was pieniędzy. Być może wystarczy zaledwie na jeden dzień, A może, na tydzień. Ale kto wie, może i na miesiąc, wszystko zależy od Was.

Zapytacie, a jak tam z abonamentem? Odpowiadamy – gdyby nie oplata abonamentowa, już by nas nie było. Zdołaliście już udowodnić, iż niezależna telewizji w Rosji jest możliwa. Nasi prowadzący każdego dnia przypominają, iż pozostaliśmy na antenie dzięki Wam. To czysta prawda. Wielkie za to dzięki. Ale telewizja, nawet wówczas, kiedy prawie mieszkamy w pracy i każdy z nas pracuje ,za dziesięciu, to kosztowna przyjemność.

Każdego dnia opowiadamy wam o tym, co dzieje się w rzeczywistości, tu i teraz. Zależy nam na tym, by nasi widzowie czerpali przyjemność, oglądając nasz program, prawdziwe wiadomość, relacje na żywo, poznawali stanowisko i poglądy naszych prowadzących i dziennikarzy. Tak, jak i my czerpiemy przyjemność z naszej pracy. Wszyscy razem staramy się zmieniać życie na lepsze. Macie szanse sprawić tak, by wszystko to przetrwało. Nie chcemy zależeć od nikogo, z wyjątkiem naszych widzów. Jeśli podoba się Wam, to co robimy, jeśli wierzycie w nas, tak jak my wierzymy w Was – TV Dożd’ nie zniknie. 




Załoga stacji telewizyjnej "Dożd’".


Inne materiały opublikowane na blogu dotyczące telewizji „Dożd’” i problemów rosyjskich mediów:

Telewizja, której nie jest wszystko jedno. Ekskluzywny wywiad udzielony redakcji bloga przez Natalię Sindiejewą, założycielkę i dyrektora niezależnej stacji telewizyjnej „Dożd”.
Anatomia rozprawy: nie będziemy się wciąż bać. (rozmowa na antenie radia Echo Moskwy)
Od blokady Leningradu, do blokady TV „Dożd’” . Materiał wydawnictwa internetowego www.newsru.com
Wielkie zmiany w świecie rosyjskich mediów . Materiał stacji telewizyjnej „Dożd’” (www.tvrain.ru)


Telewizję "Dożd'" ("Deszcz") można oglądać na stronie internetowej www.tvrain.ru


Apel stacji o wsparcie w języku angielskim został zamieszczony pod adresem: http://tvrain.ru/?lang=en

czwartek, 20 marca 2014

Pisarka Ludmiła Ulicka: „Nie wolno nam milczeć”


W środę 19go marca w moskiewskiej Bibliotece Literatury Obcej zebrali się przedstawiciele inteligencji rosyjskiej, by zaprotestować przeciw aneksji Krymu i polityce Kremla wobec Ukrainy. Na blogu „media-w-Rosji" publikujemy, otwierający zebranie, tekst przemówienia wybitnej, cenionej także w Polsce, pisarki Ludmiły Ulickiej.





Drodzy Przyjaciele,

Zebraliśmy się tutaj, ci którzy sami siebie uznali za  inteligentów. Uważają nas za warstwę pośrednią, międzyklasową, sami jednak jesteśmy przekonani, że jesteśmy solą ziemi. Poszukujemy prawdy, trapią nas wątpliwości, uważamy, że mamy rację. Zawsze wahamy się, odczuwamy wyrzuty sumienia, sami przy tym nie potrafimy prawidłowo opisać tego fenomenu, jakim jesteśmy.

Kim jest rosyjska inteligencja?


Ludmiła Ulicka przemawia na antywojennym
Kongresie Inteligencji Rosyjskiej
Czasami uważamy się za mózg narodu. Od czasu do czasu jednak, nasi wodzowie, tacy jak Włodziemirz Iljicz Lenin nazywają nas „gównem narodu”. To określenie do dzisiaj kształtuje stosunek,  jaki wobec nas demonstrują władze. Czasami czujemy, że musimy to przemyśleć. Władze odnoszą się do nas jednak całkowicie w duchu tej tradycji. Cokolwiek nie działoby się w Rosji, gdy tylko rozpoczyna się poszukiwanie winnych, okazuje się, że są nimi inteligenci, „Żydzi”, lub wrogowie z Pentagonu.
Pozwolę sobie zaproponować swoje własne określenia tego, czym jest dziś inteligencja. Inteligent, to człowiek wykształcony, dla którego ważniejsze jest służenie od służby.
Czasami, trudno nam się dogadać między sobą. Jesteśmy przecież ludźmi myślącymi, dlatego, często wiele nas różni. Także dlatego, iż myślenie własne różni się zasadniczo od bezproblemowego przełykania skonstruowanych przez innych klisz, nawet w tym wypadku, kiedy klisze te, nosiły w przeszłości charakter świeżych myśli.
Jeśli od czasów Czechowa, można było powiedzieć, iż  jesteśmy warstwą wykształconą, to dziś brakuje nam odwagi, by się pod taką oceną podpisać. Chciałoby się, żeby nasze wykształcenie było lepsze.
Jeśli od czasów Korolenko (Korolenko – rosyjski pisarz i publicysta krytyczny wobec caratu i Rosji bolszewickiej – „mediawRosji”) można było powiedzieć, iż to właśnie my, inteligenci, wypełniamy ważne funkcje społeczne, to dziś powtórzyć za nim to samo, byłoby nam trudno.
Jeśli od czasów Tołstoja można było powiedzieć, iż poszukujemy prawdy, a nie zysku, to dziś powinniśmy chyba wstydliwie upuścić głowę.
Jednak w życiu kraju zdarzają się chwilę, kiedy wszyscy razem, solidarnie wzdychamy „nie wolno nam dalej milczeć”. Dlatego właśnie zebraliśmy się tu dziś.
Mamy niewiele czasu i to pod każdym względem. Za chwilę, może się zacząć prawdziwa wojna, a my chcielibyśmy jej zapobiec. Wśród nas wielu już jest w nie młodym wieku, a to oznacza, iż w życiu osobistym nie pozostało nam już tak wiele czasu. Salę w której się znajdujemy, szczodrze udostępnioną nam przez Bibliotekę Literatury Obcej, chcielibyśmy opuścić po dwóch godzinach, to naprawdę niewielki kawałek czasu, a poza tym, w domu na wszystkich nas czeka praca, odłożyliśmy ją, żeby tu przyjść.
Mamy dziś zamiar obradować krótko. Najpierw wysłuchamy krótkich wykładów wybitnych specjalistów – politologa, historyka, ekonomisty. Specjaliści ocenią następstwa związane z budzącym ogólną radość, groźnym dziś jednak przyłączeniem Krymu do Rosji. Potem zostanie przeczytany projekt naszej rezolucji. Skierowanej do społeczeństwa, narodu, do rządu, sama nie wiem.
Ten dokument przygotowaliśmy zawczasu. To był najtrudniejszy dokument, najtrudniejszy tekst, do którego przyłożyłam rękę. Mimo, iż pracowało nad nim przynajmniej siedem osób.


Chcemy dialogu z władzą, nie konfrontacji.


Chciałabym bardzo, żeby władza  - tak jak u Majakowskiego, „mówimy partia, a w domyśle Lenin” – wsłuchała się w nasz głos. Nie chcemy konfliktu z władzą, zależy nam współpracy nią, z myślą o rozwijaniu kraju, rozwiązywaniu rzeczywistych problemów, w takich dziedzinach, jak ochrona zdrowia, szkolnictwo, walka z biedą. Właśnie taka jest podstawowa funkcja państwa. I jeszcze obrona granic, kiedy zagrażają jej wrogowie, prawdziwi, lub wymyśleni. Ale, z powodu naszej polityki, obrona granic, to wielki ból głowy dla naszych sąsiadów.
Z ubolewaniem muszę stwierdzić, iż nasze czasy nie szczędzą nam groźnych sygnałów – zamykane są  niezależne media, prowadzona jest bezprecedensowa walka z wolnością słowa. Obserwujemy eskalację agresji ze strony tępej, jednak całkowicie skutecznej propagandy. Jesteśmy świadkami , lokajskiego podlizywania się przez środowiska urzędnicze pozbawione i poczucia rzeczywistości i poczucia własnej godności. Sygnały te rodzą w nas wątpliwości, trudno uwierzyć, iż uczciwy oraz konstruktywny dialog wciąż jest możliwy. Jednak próbujemy.
Dziękuję. Cieszę się, że wszystkich Was widzę na tej sali.





Ludmila Ulicka (ur. 1943), wybitna pisarka rosyjska, autorka powieści przetłumaczonych na blisko 20 różnych języków. Karierę rozpoczynała jako autorka publikowanych w radzieckich czasopismach opowiadań oraz scenarzystka filmowa. Jest laureatką wielu rosyjskich i międzynarodowych nagród literackich.  Po polsku ukazały się takie powieści Ulickiej jak „Przypadek doktora Kukockiego”, „Daniel Stein, tłumacz”, „Sonieczka”, Szczerze oddany Szurik”.






Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:


Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




poniedziałek, 17 marca 2014

Krym i Ukraina: większość Rosjan popiera interwencję.


Bezpośrednio po wybuchu kryzysu na Ukrainie rosyjska opinia publiczna ze spokojem obserwowała bieg wydarzeń. Dopiero zmasowana kampania propagandowa obudziła demony i większość Rosjan uwierzyła w zagrożenie ze strony banderowskich radykałów. Zmniejszył się lęk przed wojną, wzrosło poparcie dla interwencji wojskowej na Krymie i we wschodnich regionach Ukrainy.

O wynikach sondażu przeprowadzonego przez Centrum Lewady rozmawiają Andriej Lipski (Nowaja Gazieta) i Lew Gudkow (dyrektor Centrum).

Oryginał wywiadu opublikowano na łamach moskiewskiej „Nowej Gaziety”.


Andriej Lipski, Nowaja Gazieta:
Obserwujecie sytuację na Ukrainie od października zeszłego roku. Bezpośrednio przed wybuchem „kampanii krymskiej” (w drugiej połowie lutego) przeprowadziliście kolejne badanie, by wyjaśnić jak Rosjanie odnoszą się do wydarzeń na Ukrainie. Sytuacja uległa zaostrzeniu po 30 listopada, kiedy na Majdanie pobito studentów – potem już wypadki toczyły się z rosnącą szybkością. Wasze badanie w lutym przeprowadzono, kiedy kryzys osiągnął już wielkie rozmiary, ludzie i w Rosji i na Ukrainie zdążyli się do niego ”przyzwyczaić” , jednak decyzje o użyciu siły w konflikcie krymskim nie były jeszcze podjęte. Na pewno można poddać analizie zmiany jakie zachodziły w świadomości masowej Rosjan od chwili rozpoczęcia kryzysu, do momentu agresji na Krym i uruchomienia maszyny „propagandy wojennej”?
Lew Gudkow, Centrum Lewady:
- Na początku Rosjanie odnosili się do wydarzeń na Ukrainie raczej obojętnie. Dominowało ogólne niezrozumienie tego, co się tam działo. Nawiasem mówiąc, to niezrozumienie istnieje i dzisiaj, kiedy stoimy wobec na poły wojennej ewolucji konfliktu. Ogólnie rzecz biorąc panowało powszechne przekonanie, iż lepiej nie mieszać się do tego, co dzieje się na Ukrainie.
Lipski:
- To znaczy obywatele Rosji nie bardzo chcieli przejmować się sytuacją, jaka złożyła się u naszych sąsiadów?
Gudkow:
- Nie chcieli. Takie stanowisko jest typowe dla świadomości masowej zmęczonego społeczeństwa: nie ma sensu, by Rosja angażowała się w konflikty poza jej terytorium, nadszedł czas, by zająć się własnymi
W przeprowadzonym 16.03 referendum ponad 90%
głosująych poparło przyłączenie Krymu do Rosji. 
sprawami. Ludzie występowali raczej, przeciwko stosowaniu siły dla rozwiązywania konfliktów o charakterze politycznym i narodowościowym. Pamięć utrwaliła doświadczenie Tbilisi, Wilna, Rygi, Baku. A także doświadczenie 1993 roku, kiedy sami znaleźliśmy na krawędzi wojny domowej. Dlatego od 65 do 75% ankietowanych aż do połowy lutego (!) uważało, iż  Rosja winna zachować dystans i nie mieszać się w sprawy wewnętrzne Ukrainy. Przeważała opinia, iż Ukraina lawiruje między Rosją, a Zachodem, rozumiano iż znalazła się ona w katastrofalnej sytuacji gospodarczej. Rozumiano także, iż na Ukrainie przez lata testowano różne modele: stary radziecki, potem mafijny oligarchiczno- skorumpowany. W rezultacie spory odsetek Rosjan był gotów zaaprobować model oparty na integracji z Europą. Tylko 29% uważało wówczas, iż wybór takiej drogi będzie zdradą Ukrainy wobec „braterstwa słowiańskiego” , związku z Rosją, itd. Taki rozwój wypadków traktowano wówczas jako nieunikniony, a nawet uzasadniony. Towarzyszyło temu przekonanie, iż Ukraina staje się całkowicie samodzielnym państwem, z którym warto utrzymywać przyjacielskie kontakty, bez wprowadzania barier celnych, wiz, zachowując otwarte granice. Ludzie uważali także, iż między obydwoma krajami zachowały się bliskie, historyczne, kulturalne, a nawet czysto rodzinne związki. 40% mieszkańców Rosji ma na Ukrainie biskich znajomych, lub krewnych, albo stąd pochodzi. Około 28% Rosjan ma swoje korzenie na Ukrainie. Stąd istniejące w Rosji poczucie szczególnej bliskości w stosunku do Ukrainy. Nic dziwnego, iż sam pomysł mieszania się w wewnętrzne sprawy w świadomości społecznej wydawał się szalony.
W grudniu zeszłego zaszła zmiana, wydarzenia na Ukrainie zaczyna się oceniać jako prowokację Zachodu, usiłującego doprowadzić tam do zaostrzenia konfliktu. Ta wersja natychmiast przenika do świadomości masowej. W grudniu i styczniu 83% ankietowanych uważało już, że konflikt na Ukrainie jest prowokacją ze strony Zachodu. Równolegle istniały także inne interpretacje (dla przykładu oburzenie i protest Ukraińców przeciw reżimowi Janukowicza), jednak zaczęły one podlegać korekcie. Kryzys jest faktem, ale Zachód zaczyna „łowić ryby w mętnej wodzie”.
Jednak od stycznia do lutego, wersja o „zachodnim śladzie” traci na popularności.  Aż dwa razy, z 83 do 43% .
Lipski:
- I jaka wersja pojawia się w zamian?
Gudkow:

Kłamliwa kampania pełna agresji

- Mamy tu całą paletę wariantów: i powstanie ludowe przeciw skorumpowanemu reżimowi, próbę antyrządowego przewrotu, próbę zdobycia władzy przez radykalnych nacjonalistów oraz odwet za okrucieństwo i niekompetencję reżimu Janukowicza.
Sytuacja zmienia się jednak radykalnie w połowie lutego, kiedy rozpoczyna się masowa kremlowska kampania propagandowa. Osobiście, nigdy nie widziałem kampanii o podobnym stopniu agresji, intensywności, równie kłamliwej. Ta propaganda opera się na kilku podstawowych tezach.
1. Powstało zagrożenia dla życia Rosjan na Ukrainie. I w rezultacie zaistniała potrzeba obrony „swoich”.
2. Dyskredytacja Majdanu i jego zwolenników, ruchu protestu na Ukrainie oraz jego całej motywacji. Postawiono pod wątpliwość przebudzenie społeczeństwa, jego starania, by zbudować demokrację, utrwalić szacunek dla prawa i wybrać władze świadome swej odpowiedzialności. Zwolenników Majdanu i integracji europejskiej zaczęto nazywać „bandytami”, nazistami, antysemitami, radykalnymi nacjonalistami-banderowcami. W ten sposób usunięto ze świadomości społecznej wersję o uzasadnionym społecznym proteście. Zastąpiono ją historią o banderowcach, choć większość w Rosji nie pamięta już, lub po prostu nie ma pojęcia kim był Stepan Bandera. Najważniejsze jest to, że propagandowa narracja połączyła ze sobą dywizję SS Galizien, Stepana Banderę, faszystów, antysemitów z relacjami o prawicowych radykałach obecnych na kijowskich barykadach. W rezultacie powstał groźny koktajl ideologiczny będący swego rodzaju zasłoną dymną, przesłaniająca rzeczywiste motywy konfrontacji na Majdanie.
3. W końcu lutego – na początku marca obserwujemy trzecią istotną zmianę. Propaganda zaczyna opowiadać o obecnym na Ukrainie chaosie i braku władzy. Słyszymy o rosnącym bandytyzmie, szabrownictwie i wynikającym z nich zagrożeniu dla rosyjskojęzycznej ludności, zamieszkałej przede wszystkim na Krymie i na wschodzie Ukrainy. W tych warunkach, by je ratować Rosja musi podjąć interwencję.
Stopniowo od końca lutego do marca w propagandzie nabiera siły jeszcze jedna ważna teza. Wschodnie regiony Ukrainy, to ogólnie rzecz biorąc, z historycznego punktu widzenia, ziemie rosyjskie i także dlatego Rosja powinna wystąpić w ich obronie i przejąć nad nimi kontrolę.
Na czym polega skuteczność takiej propagandy? Rozprzestrzeniano ją jednym, pozbawionym przerwy strumieniem. Powtarzano te same tezy i sformułowania. Wykluczono jakikolwiek, alternatywny punkt widzenia. Wykorzystano zasady psycholingwistyki. Montowano obrazy ze słowami i korzystano z podmiany pojęć. Uparcie wbijano do głów widzów odpowiednie skojarzenia. Towarzyszyła temu otwarta dezinformacja o nie prawdziwych aktach przemocy, porwaniach, bójkach i pobiciach, dyskryminacji rosyjskojęzycznych mieszkańców i kierowanych pod ich adresem groźbach, itp. W ten sposób stworzono w umysłach kaszę. I następujący obraz świadomości społecznej: mniej niż jedna trzecia ankietowanych stwierdziła, iż w jakimś stopniu rozumie, to co dzieje się na Ukrainie, zaś 70% przyznało, że nie są w stanie tego zrozumieć. Równolegle 63 % ankietowanych było zdania, iż federalne stacje telewizyjne relacjonowały obiektywnie bieg wydarzeń. To oznacza, iż ludzie bezkrytycznie łykają i przyswajają, to co przekazywane jest z ekranu.
Lipski:
- Z drugiej strony, wasze badanie potwierdza, iż obywatele Rosji nie dowierzają podstawowym kanałom telewizyjnym. Dzieje się tak w sytuacji wolnej od napięcia i konfliktów, gdy toczy się zwykłe życie. Zazwyczaj tak reaguje nieco mniej, niż połowa ludności.
Gudkow:
- Tak. To dziś ok. 47%.
Lipski:
- Za to dziś stopień zaufania do telewizji gwałtownie się zwiększył. W głowach powstał chaos, nie wiadomo, na czym się oprzeć, by nie zbłądzić. W tej sytuacji rośnie zapotrzebowanie na telewizję, powstaje iluzja, że człowiek coś z tego zrozumie. Dzięki temu znika przerażenie, wynikającego z braku wiedzy i zrozumienia tego, co się dzieje.
Gudkow:
- Skąd więc się bierze taka siła przekonywania, zwłaszcza, gdy towarzyszy jej brak zrozumienia? Wydaje mi się, że pierwszym źródłem tej sytuacji jest strach. Lęk przed destabilizacją, ewentualnymi wstrząsami politycznymi, przed kryzysem i konfliktami. Dla obywateli Rosji najważniejsze jest to, by zachować to co się ma, nie zaś podnieść poziom własnego życia. Dlatego niezrozumienie tego, co się dzieje wzbudza trwogę, niepokój i zwiększa szczególną podatność na manipulację.
Lipski:
- Postawa, „żeby tylko nie zrobiło się gorzej” występuje nie tylko w warunkach konfliktu, takiego jak ten wokół Ukrainy. Ona jest obecna i w spokojniejszych okolicznościach. Obywatele pragną się dostosować, adaptować. Nie daj Boże zaczną się zmiany, one mogą oznaczać tylko jedno, będzie gorzej.

Strach zamienia się w agresję

Gudkow:
- Moment kolejny, to przekształcenie strachu w agresję wobec tego, kogo propaganda przedstawia jako źródło strachu i niepokoju. Bardzo często taką rolę narzuca się zwolennikom zmian. Nawet jeśli będą to idealiści, reformatorzy, a ich działania opierają się na uznawanych za ważne z obywatelskiego punktu widzenia wartościach. Strach rodzi agresję, pragnienie „dołączenia do tłumu” i oparcia się na tym co znane, zgodne z przyzwyczajeniami. Nasze największe przyzwyczajenie, to postawa pełna pokory i zależności od władzy. I właśnie tego rodzaju propaganda skłania ludzi do konsolidacji wokół władzy. Ludzie wyrażają akceptację dla władzy, choć równocześnie, jej stanowisko może budzić ich wątpliwości. Tego rodzaju konsolidację buduje się wokół starych schematów i stereotypów myślenia imperialnego: „biją naszych”, „postępuje proces rozpadu państwa”, „Rosjanie znaleźli się w niebezpieczeństwie”. I w rezultacie, to państwo, jakim by ono nie było, bierze na siebie rolę obrońcy, gwaranta. Paternalistyczno-państwowa świadomość nie tylko aktywizuje się, lecz staje się wręcz silniejsza pod wpływem imperialnych mitów, legend i symboli. Wszystko odbywa się na poziomie mitologicznym, równocześnie dokonuje się powszechne uproszczenie rzeczywistości. Zaś Zachód, to rzecz jasna prowokator, pragnący przeniknąć w głąb rosyjskiej strefy wpływu.
Gęstniejąca atmosfera strachu o rosyjskojęzyczną część ludności Ukrainy, wraz ze wzrostem anarchii i bezprawia powoduje, iż jedynym rozumnym i uzasadnionym moralnie działaniem ze strony władz rosyjskich, pozostaje wprowadzenie wojsk na Ukrainę, a na dalszym planie wprowadzenie kontroli ze strony Rosji nad wschodnią częścią kraju.
Jak wyjaśniło ostatnie badanie, przeprowadzone w dniach 7-10 marca, 43% ankietowanych  uważają, iż nacjonaliści i bandyci stanowią dla Rosjan rzeczywiste niebezpieczeństwo. Tylko rosyjskie wojska są w stanie mu się przeciwstawić.
28% uważa, iż prawa rosyjskiej ludności zostały ograniczone, jednak lepsze będzie rozwiązanie polityczne, bez użycia sil zbrojnych.
Zaledwie 8% ankietowanych wyraża pogląd, iż niebezpieczeństwo zagrażające Rosjanom jest pretekstem, by utrudnić życie nowym władzom w Kijowie i nie dopuścić do integracji Ukrainy z Europą. 6% uważa, iż władzom rosyjskim potrzebna jest mała zwycięska wojna, by odwrócić uwagę społeczeństwa od problemów wewnętrznych. Suma głosów krytycznych wyniosła 14%.
Jest oczywiste, że głównym źródłem napięcia jest Krym. 58% Rosjan popiera wprowadzenie sil zbrojnych na terytorium Krymu i do innych regionów Ukrainy. Przeciw jest 26%.
67% uważa, iż to właśnie „faszyzujący banderowcy” są odpowiedzialni za zaostrzenie się sytuacji wokół Krymu. 9% obarcza odpowiedzialnością Tatarów krymskich (?!), 16 % grupy mafijne. Postać Janukowicza znika ze sceny, to już zużyta figura. Zaledwie 5% uważa, iż to on odpowiada za kryzys. I jeszcze mniej, bo 2 % jest zdania, że za zaostrzenie sytuacji na Krymie odpowiadają władze Rosji.
W uzasadnieniu dla konieczności wprowadzenia rosyjskich sił zbrojnych na Krym i do innych regionów Ukrainy, pojawiają się imperialne stereotypy. Zadaliśmy pytanie, „dlaczego można uważać za uzasadnione, z prawnego punktu widzenia, wprowadzenie wojsk rosyjskich na Krym i do innych regionów Ukrainy?” I odkryliśmy, że wśród grupy liczącej 58% ankietowanych wspierających wprowadzenie wojsk, dwie trzecie uważają, iż Krym oraz wschodnie obwody Ukrainy są w istocie rosyjskim terytorium. I dlatego Rosja ma prawo do użycia siły w celu obrony swojej ludności.
Zadziwiające, że na obecnym etapie, zagrożenie wojną nie bardzo wzbudza obawy naszych nieulękłych obywateli. 44% wszystkich ankietowanych wyraziło pogląd, iż wprowadzenie wojsk wesprze proces stabilizacji i proces pokojowego uregulowania powstałych problemów.
21% uważa, iż wprowadzenie wojsk doprowadzi do eskalacji konfliktu i może spowodować rozlew krwi.
I jeszcze 15% obawia się, iż rezultatem może stać prawdziwa wojna i niemożliwe do przewidzenia konsekwencje. W sumie więc, zaledwie 36% Rosjan odczuwa niebezpieczeństwo związane ze zbliżającym się rozlewem krwi.

Jeśli idzie o Krym, to kwestia błędu popełnionego przez Chruszczowa i konieczności jego naprawienia występuje trwale w naszych badaniach prowadzonych od wielu lat, jeszcze od 1990 roku. W różnych okresach odsetek Rosjan, zwolenników powrotu Krymu do Rosji wahał się od 80 do 84%.

Lipski:

- Chciałbym zauważyć, że także badania prowadzone na Krymie świadczą o złożoności sytuacji. KIjowska fundacja „Inicjatywa demokratyczna” przeprowadziła swój sondaż w lutym, to jest jeszcze przed rozpoczęciem masowej propagandy telewizyjnej, prowadzonej także na Krymie (rosyjskie kanały telewizyjne cieszą się tam sporą popularnością). Wynik był taki: 41 procent mieszkańców Krymu opowiedziało się za przyłączeniem półwyspu do Rosji. Później już prowadzenie tego rodzaju badań na Krymie było zbyt niebezpieczne. Ale to oczywiste, iż masowa propaganda musiała doprowadzić do podwyższenia tego wskaźnika. W innych regionach Ukrainy,  zamieszkałych przez znaczny odsetek ludności rosyjskojęzycznej wyniki były następujące: za przyłączeniem do Rosji opowiadało się 33,2% mieszkańców obwodu donieckiego, 24,1% ługańskiego, 24% odesskiego, 16,7 zaporożskiego i 15,1% charkowskiego. Im dalej na zachód, tym wartości te były niższe. W Kijowie na przykład 5,3%. 

Broń masowego ogłupiania. Wczoraj, dziś, jutro w twoim domu. Telewizja jest dziś w Rosji podstawowym instrumentem propagandy. 


Wystarczą dwa tygodnie masowej propagandy

Gudkow:
- W Rosji uważa się, iż po przeprowadzeniu na Krymie referendum (mało kto wątpi w jego wyniki) półwysep powinien zostać przyłączony do Rosji. Ten pogląd poparło 79% ankietowanych. Podobny wskaźnik wymieniałem wcześniej, potwierdzają go prowadzone przez wiele lat badania. Inne propozycje rozwiązania kwestii krymskiej nie są w ogólne brane pod uwagę, przede wszystkim dlatego, iż nie mówi się o nich w telewizji. Ani w telewizji, ani w odpowiedziach na nasze pytania nie pojawiają się takie pojęcia, jak suwerenność i nienaruszalność granic państwowych, prawo międzynarodowe, czy porozumienia budapeszteńskie. Wszystko to odchodzi na dalszy plan. Ludziom narzuca się prymitywną konstrukcję myślową opartą na prawie silniejszego. Niestety społeczeństwo ją przyjmuje.
Lipski:
- Proszę powiedzieć więcej o zależności rosyjskiej opinii publicznej od masowej propagandy telewizyjnej. Sytuacja ukraińska nie jest wyjątkowa, mieliśmy z tym do czynienia w odniesieniu do innych krajów, a także różnych kwestii z obszaru polityki wewnętrznej. Wydaje mi się to zadziwiające, iż półtora-dwa tygodnie masowej propagandy telewizyjnej są w stanie spowodować istotne zmiany w poglądach opinii publicznej, w tak gigantycznym kraju, jak Rosja.
Gudkow:
- Jest to efekt mobilizacji negatywnej. Jest on możliwy od osiągnięcia, gdy rysuje się obraz wroga i związanych z nim zagrożeń. Mogą one nosić czysto fizyczny charakter, mogą zagrażać naszym „podstawowym wartościom”, tradycjom. W takim wypadku, w pewnym momencie, występuje ostra reakcja. Jej częściami są wrogość, wzrost poziomu agresji i konsolidacja wokół władz uznanych za obrońcę zagrożonych wartości. Zazwyczaj, taka emocjonalna reakcja nie trwa długo. Dowolna kampania mobilizacyjna nie może trwać dłużej, niż kilka miesięcy. Dwa do trzech miesięcy to typowy okres. Inna sprawa, że obecna historia wywoła głębsze i bardziej długotrwałe następstwa, , niż na przykład wydarzenia wokół pomnika Żołnierza z Brązu w Tallinie. Stanie się tak dlatego, iż obecny kryzys dotyczy niemal wszystkich dziedzin życia w naszych dwóch krajach.

Lew Gudkow (1946), rosyjski socjolog i analityk, o 2006 roku dyrektor Centrum Lewady, cenionego, moskiewskiego ośrodka badań społecznych. 

Andriej Lipski, rosyjski dziennikarz, zastępca redaktora naczelnego opozycyjnej "Nowej Gaziety".