czwartek, 28 lipca 2016

Szukajcie gdzie indziej: od czego w Rosji zacznie się kolejna rewolucja?



Rosyjskie instytucje polityczne ulegają przyspieszonej degradacji. Z roku na rok ich funkcjonowanie pozostawia coraz więcej do życzenia. Zdaniem politologa i socjologa Michaiła Komina to największe niebezpieczeństwo zagrażające stabilności rosyjskiego systemu społeczno-politycznego. Jego zdaniem nie brak też grup i środowisk coraz bardziej niezadowolonych ze sposobu w jaki w Rosji sprawowana jest władza. Lokalne środowiska pracownicze, zdanych na siebie mieszkańcy dużych miast, weteranów wojny na wschodzie Ukrainy może już wkrótce ogarnąć gotowość do buntu. Ich protestów reżim winien obawiać się bardziej, niż gniewu pokonanych w latach 2011-2012 opozycjonistów z Placu Blotnego.     



Autor: Michaił Komin




Po doświadczeniach z 1917 roku Rosjanie boją się rewolucji. Coraz częściej jednak zastanawiają się, czy degradacja reżimu Putina nie doprowadzi w końcu do buntu na większą skalę.




Gdy zadamy pytanie o to, co może osłabiać trwałość obecnego reżimu, trzeba podkreślić, iż nie będzie to zjawisko poszerzania się grup społecznych gotowych do podjęcia nowych akcji protestacyjnych, i nie będzie to także, brak obaw ze strony Kremla, iż stąd może nadejść określone zagrożenie. Ważniejsza jest degradacja istniejących obecnie instytucji politycznych, z każdym rokiem mają one mniej możliwości, by na sposób pokojowy rozwiązywać nawarstwiające się problemy i sprzeczności.


Agresywny bezruch


Niedawno opublikowano wskaźniki dotyczące napięcia społeczno-ekonomicznego i politycznego w rosyjskich regionach. Wcześniej, wzrost niezadowolenia obywateli, tak oczywisty w ostatnich miesiącach, odczuwaliśmy zaledwie na poziomie intuicyjnym, teraz uzyskaliśmy twarde potwierdzenie, iż zjawisko to się nasila. Choć równocześnie dane socjologiczne demonstrują niewielki spadek gotowości ankietowanych do udziału w działalności protestacyjnej, to z  drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, iż społeczeństwo rosyjskie zamarło w narzuconej mu pozie "agresywnego bezruchu". Ludzi rozdrażniają działania szefów, władzy lokalnej i federalnej, brak im jednak determinacji, by to rozdrażnienie zademonstrować światu zewnętrznemu. Ale w tej pozie trudno trwać wiecznie. Wywołujące gniew społeczny problemy mają charakter strukturalny, jednak obecna elita nie jest w stanie, by  sobie to uświadomić.

Od czasów demonstracji na Placu Błotnym (autor ma na myśli serię wystąpień opozycji przeciw fałszerstwo wyborczym w latach 2011-2012 - "mediawRosji") strategia Kremla obliczona na przeciwdziałanie działalności protestacyjnej nie zmieniła się, choć w rezultacie wywołanej przyłączeniem Krymu euforii oraz największego spadku poziomu życia od końca lat dziewięćdziesiątych dokonała się jawna transformacja całego rosyjskiego pejzażu społeczno-politycznego. Z przeciwnikiem walczy się wciąż tak samo, liderzy opozycji są prześladowani, grozi się im represjami, przykleja się etykietkę zdrajcy wszystkim tym, których poglądy różnią się od oficjalnych. Przeprowadzana równocześnie czystka kadrowa przypomina imitację, działania protestacyjne udaje się marginalizować. Ale wszystkie te podejmowane przez Kreml działania mają niewiele wspólnego z rzeczywistym wzrostem napięcia, jaki można zaobserwować w rosyjskim społeczeństwie. Potencjalne protesty zdolne do zakwestionowania legitymacji obecnej elity zrodzą się nie w środowisku zwolenników Placu Błotnego, czy wśród aktywnych użytkowników sieci Facebook, lecz w zupełnie innych grupach społecznych. Gdy trzeba będzie odpowiedzieć na ich żądania, władza napotka szczególne trudności, lub okaże się, że nie potrafi tego zrobić.


Lokalne grupy zawodowe


Lokalne grupy zawodowe w dużych miastach mobilizujące się pod wpływem pogarszającej się sytuacji gospodarczej mogą okazać się pierwszym i zapewne najlepiej widocznym źródłem nowej fali protestów. Mogliśmy się już zorientować, iż Kreml nie ma zupełnie pojęcia co robić ze strajkami lekarzy, walutowych kredytobiorców, czy kierowców tirów. Co więcej, w porównaniu z zeszłym rokiem rośnie liczba tego rodzaju akcji protestacyjnych. W pierwszej połowie 2016 roku we wszystkich miastach Rosji zarejestrowano nieco ponad 150 akcji tego rodzaju.

Te strajki trudno jednak określić mianem buntu, większość z nich została zainicjowana w związku niewypłacaniem wynagrodzeń. Noszą one charakter zbiorowego apelu skierowanego do wyższych instancji władzy z prośbą, by zorientowały się co się dzieje.

Tradycyjna rosyjska wiara w dobrego cara batiuszkę i przekupnych bojarów-urzędników przed utratą popularności chroni wyłącznie Putina, poparcie dla pozostałych ogniw władzy stale spada.

Na rosyjską mentalność o charakterze paternalistycznym nie okazują wpływu głośne skandale, jak choćby ten ze słynną wypowiedzią premiera Miedwiediewa, "pieniędzy nie ma, ale trzymajcie się", będący  tym roku najpopularniejszą inspiracją dla przeróżnych memów. Podobnie wyglądał kolejny w tym roku incydent tego rodzaju - drwina wicepremiera Szuwałowa dla  mieszkań o powierzchni 20 metrów kwadratowych. Takie zdarzenia pokazują wyraźnie, iż między wyobrażeniami elity o życiu należącego do "putinowskiej większości" prostego człowieka, a jego oczekiwaniami, by elita już teraz podjęła określone działania, powstała prawdziwa przepaść. W naszej historii często bywało tak, iż gdy obywatele uświadamiali sobie rozmiary tej przepaści, zmieniali się z "agresywno-milczącej" większości w agresywną i zbuntowaną większość. Według podobnego scenariusza zaczynały się wydarzenia o charakterze rewolucyjnym. Oliwy do ognia dolewała władza, car zignorował prostych obywateli podczas Krwawej Niedzieli w St. Petersburgu, partia komunistyczna podjęła energiczne starania, by ukryć prawdziwe skutki katastrofy atomowej w Czarnobylu, itd.

Trzeba podkreślić, iż wszelkie reżimy autorytarne z trudem dają sobie radę z buntami pracowniczymi i to z dwóch powodów.

Po pierwsze, trudno je tak po prostu zignorować, uznać za skutek działania agentów Zachodu, czy własnej piątej kolumny. Ich charakter oznacza, iż są one bliskie i zrozumiale dla świadomości masowej. Początkowa apolityczność takiego protestu okazuje się jego siłą. Będące jego następstwem wezwania do zmiany władzy brzmią o wiele donośniej, zwłaszcza wówczas, gdy władza nie była w stanie odpowiedzieć zaspokajając uzasadnione i czysto ekonomiczne żądania uczestników protestu. Warto pamiętać, iż ostatni gwóźdź do trumny reżimu radzieckiego wbili górnicy,  stukając kaskami o bruk Placu Czerwonego. Gorbaczow zwyczajnie nie miał pojęcia co z nimi zrobić.

Po drugie, przeprowadzone niedawno badania pokazują, iż w społeczeństwach z przewagą "zamkniętego" kapitału społecznego (takiego jak w autorytarnej Rosji) spontanicznie utworzone struktury posiadają ogromny potencjał mobilizacyjny. Uczestniczący w nich ludzie gotowi są do udziału w akcjach protestacyjnych nie w ramach stabilnych, organizacji sieciowych, a korzystając z nieoczekiwanie nawiązanych związków społecznych w miejscu pracy, czy w swoim sąsiedztwie. Spontaniczność podobnych protestów nie pozwala ich uczestnikom na ocenę ewentualnego ryzyka, nie mają czasu, by zastanowić się, czy nie grożą im represje. To pewnego rodzaju poczucie wspólnoty z otaczającym ich światem ułatwia im podejmowanie działań o charakterze zbiorowym. Z wizualnego punktu widzenia takie akcje protestacyjne będą przypominać przysłowiowy rosyjski "wiec ludowy".


Bez pomocy państwa


Kolejna, stosunkowo liczebna, grupa demograficzna i społeczna zdolna do zainicjowania protestu to nowe pokolenie mieszkańców dużych miast cieszących się z odniesionego sukcesu. Do protestu może je popchnąć brak jakichkolwiek znaczących zmian w naszych instytucjach społecznych i politycznych. Niedawne badania socjologiczne ujawniły, iż odsetek ludzi przekonanych, iż są w stanie zapewnić sobie dobrobyt bez najmniejszej pomocy ze strony państwa wzrósł w Rosji do 44%. Ten trend najłatwiej zauważyć w dużych miastach o liczbie ludności nie przekraczającej 1go miliona. W nich wskaźnik "samodzielności" przekracza 50%. Tam, gdzie usługi i pomoc ze strony państwa okazywane są na poziomie niższym, niż w stolicy, nie prowadzi się odpowiedniej indeksacji wynagrodzeń, zaś kwalifikacje urzędników są rozpaczliwie niskie. W tych warunkach można liczyć tylko na siebie samego. Niektórzy dają sobie radę, w ich oczach państwo jest w stanie robić dobrze tylko dwie rzeczy: nic nie robić i przeciągać strunę.

Ludzie ci muszą być niezadowoleni z funkcjonowania władzy, Irytuje ich będący skutkiem wprowadzania sankcji, kontr sankcji oraz nie kończących się zakazów rosnący wpływ władzy na ich życie osobiste. Musi ich drażnić narzucanie modelu życia skomponowanego z prawosławia i codziennych praktyk regulujących radzieckie życie codzienne (na przykład konieczność przestrzegania zasad w ramach programu "gotów do pracy i obrony").

Rosnący brak równości, brak dróg awansu społecznego, zablokowanych najczęściej przez dzieci obecnej elity, wszystko to będzie prowadzić do wzrostu rozdrażnienia. Tak ludzie będą reagować na rosnącą ingerencję funkcjonariuszy państwa w życie osobiste. Wystarczy 5-10 lat, by wspomniane wyżej grupy i środowiska zmieniły się znacząco.  Teoria rewolucji wymyśliła termin, który będzie wówczas do nich pasował -"ludzie zbędni". Będziemy mieli do czynienia z pokoleniem niezdolnym do tego, by znaleźć dla siebie w życiu odpowiednie zgodne z ich wykształceniem i poziomem aspiracji miejsce. Będzie mu także trudno, by zapewnić sobie znaczący awans w hierarchii materialnej i społecznej. Wiara we własne siły pomoże takim wspólnotom ponieść koszty działań zbiorowych, zaś brak widocznej poprawy w polityce państwa, dalsza degradacja ekonomiczna i społeczna kolejnych regionów, mogą stać się bodźcem przyspieszającym wybuch buntu. Po zjednoczeniu ludzi "zbędnych" , dla przykładu, z nowymi uczestnikami rosyjskich protestów pracowniczych, "nowymi górnikami" gotowymi do wyjścia na Plac Czerwony, może powstać odpowiednia mieszanka wybuchowa zdolna do rozpalenia rewolucyjnych wstrząsów.


Zwolennicy "rosyjskiej wiosny"


Jeszcze jednym źródłem wzrostu napięcia politycznego może okazać się środowisko zwolenników "rosyjskiej wiosny". Ludzie ci wrócili z południowego wschodu Ukrainy, tam uczestniczyli w działaniach bojowych, lecz  po wypełnieniu swojej misji nie zdołali tam zostać. Są dobrze wyszkoleni, potrafią posługiwać się bronią, w Rosji jednak brakuje dla nich miejsca, zwłaszcza w sytuacji, gdy z życia politycznego eliminowana jest retoryka agresji, władza zaś orientuje się na odbudowę współpracy z Zachodem. Przed nimi dwie możliwe drogi. Niektórzy zdecydują się na przystąpienie do struktur podobnych do "Prywatnej Kompanii Wojskowej" Wagnera (prywatna firma wojskowa i ochroniarska uczestnicząca w walkach w obwodzie lugańskim, obecnie rekrutuje najemników do walk w Syrii - "mediawRosji"). Inni podejmą próbę wykorzystania w ojczyźnie zdobytego wcześniej kapitału społecznego i symbolicznego. Do podobnych symboli i grup społecznych odwołuje się już bohater "rosyjskiej wiosny" Igor Striełkow. Najpierw współuczestniczył w powołaniu do życia "Komitetu 25go stycznie", potem Ogólno Rosyjskiego Ruchu Narodowego.

Po doświadczeniach na Ukrainie, ludzie ci nie zdołali znaleźć dla siebie miejsca w systemie władzy politycznej w Rosji, odczuwają rozczarowanie i frustrację w związku z faktycznym odrzuceniem projektu "Noworosja".  Rozczarowani nigdy nie będą już wobec Kremla całkowicie lojalni i będą szukać wsparcia w alternatywnych ośrodkach siły i władzy. Rzecz jasna, będzie im trudno zrozumieć motywy obu opisanych wcześniej "potencjalnie rewolucyjnych" środowisk społecznych czy się z nimi połączyć. Zbyt różnią się światopoglądem, inne są bodźce popychające ich do działania. Jednak gdy system przestanie sobie radzić z rosnącym w społeczeństwie napięciem, ludzie dysponujący doświadczeniem wojskowej mobilizacji mogą wykorzystać sytuację.  Pod hasłem zachowania jedności kraju mogą lokalnie przejmować kontrolę nad wyznaczonymi przez siebie strefami. Ruch Strielkowa opublikował manifest, w nim mówi się nie o zdobyciu władzy, a o przejęciu jej w odpowiednich okolicznościach, gdy kraj ogarnie powszechny kryzys. Na jego podstawie można sądzić, iż działacze Ogólno Rosyjskiego Ruchu Narodowego traktują ten scenariusz jako nadający się do realizacji.

Główny jednak problem stabilności rosyjskiego reżimu związany jest nie z rosnącym wpływem grup społecznych skłonnych do działań protestacyjnych i nawet nie z tym, iż Kreml nie wyczuwa tkwiącego w nich zagrożenia. Większym niebezpieczeństwem jest postępująca degradacja i prymitywizacja funkcjonujących obecnie instytucji politycznych (zwłaszcza na poziomie regionalnym). Z roku na rok tracą one zdolność rozwiązywania rosnących sprzeczności metodami pokojowymi. Mamy więc do czynienia z różnymi przeciwstawnymi tendencjami. Z jednej strony rzeczywistość społeczno-polityczna znacznie się komplikuje, z drugiej strony systemowi coraz trudniej będzie się do niej adaptować. Taka sytuacja może doprowadzić do wybuchu.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski


Oryginał ukazał się na portalu rosyjskiej edycji magazynu "Forbes": http://www.forbes.ru/mneniya/protesty/323807-ne-tam-ishchut-otkuda-zhdat-novoi-revolyutsii-v-rossii






 *Michaił Komin, moskiewski politolog młodego pokolenia. Jego teksty publikowane są przez popularne rosyjskie media, magazyn "Forbes", portal ośrodka Carnegie, magazyn agencji "RBK".









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego




czwartek, 21 lipca 2016

Śmierć Pawła Szeremeta. Wersje…



Przeprowadzony w Kijowie zamach na popularnego dziennikarze Pawła Szeremeta odbił się szerokim echem nie tylko na Ukrainie. Wywołał on także szok w rosyjskim środowisku demokratycznym. Niezależne media pełne były wspomnień o zamordowanym dziennikarzu. Przypomniano, iż bliska przyjaźń łączyła go z pozbawionym życia w podobny sposób opozycyjnym politykiem, Borysem Niemcowem. Ilja Jaszyn znal dobrze obydwu, Niemcowa i Szeremeta. Jego zdaniem, przede wszystkim rosyjskie służby specjalne miały oczywisty motyw, by Szeremeta pozbawić życia. Przeprowadzony w centrum Kijowa spektakularny zamach daje im szansę na destabilizację sytuacji politycznej na Ukrainie. Reżim Putina wciąż prowadzi wymierzoną w ten kraj zimną wojnę.


Autor: Ilja Jaszyn



Zamachu na popularnego dziennikarza Pawła Szeremeta dokonano w samym centrum Kijowa. 



Ukraińskie organy śledcze poinformowały, iż sformułowano kilka wersji odnoszących się do zabójstwa dziennikarza Pawła Szeremeta w Kijowie. Większość z nich nie wytrzymuje krytyki, z pewnością już w najbliższym czasie przyjdzie z nich zrezygnować.

Pierwszy przykład. Śledczy zakładają, iż Paweł mógł rozgniewać któregoś z wpływowych dygnitarzy, lub oligarchów. To oni mieliby zorganizować zabójstwo, by zapobiec publikacji nie znanych jeszcze kompromitujących ich materiałów.

Szeremet nie zajmował się dziennikarstwem śledczym

Jednak Szeremet nie zajmował się dziennikarstwem śledczym. Jego specjalnością była publicystyka, analityka, wywiady, reportaże. Nawet jeśli założyć, że w jakiś sposób zdobył kompromitujące kogoś materiały, to zabójstwo niespecjalnie mogło zablokować ich publikację. Szeremet musiałby o tego rodzaju materiałach uprzedzić swoich kolegów, czy choćby swoją partnerkę życiową, szefową portalu "Ukraińska Prawda" dziennikarkę Alonę Pritułę.

Jeszcze jedna wersja związana jest z samą Pritułą, to w prowadzonym przez nią portalu "Ukraińska Prawda" Paweł był  zatrudniony. Śledczy dopuszczają możliwość, iż głównym celem zabójców była Prituła, zaś Paweł, który siedział za kierownicą jej samochodu zginął omyłkowo.

Ona sama jednak oświadczyła, iż przemieszczając się po mieście, Szeremet prawie zawsze korzystał z jej samochodu. Mordercy, organizując tego rodzaju zamach,  zazwyczaj zawczasu obserwują potencjalną ofiarę, musieli więc być zorientowani, kto znajduje się za kierownicą. W dodatku, prokuratura poinformowała, iż podłożony w samochodzie ładunek wybuchowy został odpalony zdalnie. Mordercy musieli więc widzieć dokładnie, iż kierowcą był Szeremet, co oznacza, iż zamierzali rozprawić się właśnie z nim.

Białoruski ślad?

Zapewnie śledczy spróbują także sprawdzić, czy z tym zabójstwem nie są powiązane białoruskie służby specjalne. Szeremet urodził się na Białorusi i przez wiele lat był konsekwentnym krytykiem reżimu Aleksandra Łukaszenki. Szeremeta wydalono z kraju i pozbawiono białoruskiego obywatelstwa. Mimo to, w dalszym ciągu kierował jednym  z najbardziej popularnych portali opozycji, w nim publikowano codziennie wiadomości ignorowane przez oficjalną propagandę.

A jednak Łukaszenka jest człowiekiem racjonalnym, w obecnej sytuacji trudno przypuszczać, by skandal tego rodzaju był mu na rękę. Szeremet rozdrażniał prezydenta Białorusi, jednak nie był w stanie wyrządzić jego władzy większej szkody. W dodatku, dziś, Łukaszence w pewnym stopniu udało się uregulować stosunki z Zachodem, sankcje w odniesieniu do jego kraju zostały zniesione. Sam Batka czuje się dobrze w roli budowniczego pokoju, przyjmował w Mińsku przywódców innych państw prowadzących rozmowy na temat pokojowego uregulowania konfliktu w Donbasie. Jeśli w zabójstwie Szeremeta znaleziono by ślad wiodący ku białoruskim służbom specjalnym, mogłoby to doprowadzić do ponownej izolacji reżimu Łukaszenki. Doświadczony dyktator nie będzie podejmował takiego ryzyka.

Rosyjskie służby specjalne

I na koniec główna wersja - zamach na Szeremeta zorganizowały rosyjskie służby specjalne. Moim zdaniem, to ona jest najbardziej prawdopodobna, jej weryfikacja wymaga od śledczych szczególnego wysiłku i uwagi.

Po pierwsze, zamachowcy okazali się profesjonalistami. Sprawnie podłożyli ładunek wybuchowy. Eksplozje przeprowadzono w taki sposób, by Szeremet nie miał najmniejszej szansy na przeżycie. Z drugiej strony, uniknięto ofiar ze strony osób postronnych. Techniczna realizacja zamachu w sposób oczywisty świadczy o kwalifikacjach wykonawców, wskazuje na charakter pisma typowy dla służb specjalnych.

Po drugie, ewentualni rosyjscy zleceniodawcy mieli oczywisty motyw. Bądźmy konkretni, mówmy wprost: reżim Putina kontynuuje swoją zimną wojnę wymierzoną w Ukrainę. Rozprawa ze znanym dziennikarzem, w samym centrum Kijowa, destabilizuje sytuację polityczną w kraju, nanosi wielka szkodę dla reputacji jego władz. Warto zwrócić uwagę, jak starannie propaganda kremlowska podejmuje temat warunków w jakich działa obecnie  ukraińska prasa - według rosyjskich propagandystów administracja Poroszenki nie jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa. Z całą pewnością, także opozycja na Ukrainie obarczy za to odpowiedzialnością prezydenta Poroszenkę ( i nie bez podstaw).

Po trzecie, zabójstwo Szeremeta jest jednoznacznym sygnałem wysłanym w kierunku tych obywateli rosyjskich, którzy wyemigrowali na Ukrainę i nie zrezygnowali z krytyki reżimu Putina. Może się im wydawać, iż znajdując się na terytorium innego państwa są bezpieczni. Dla wszystkich emigrantów politycznych śmierć Szeremeta oznacza w sposób oczywisty, iż w rzeczywistości ich bezpieczeństwo jest iluzją. Teraz musiało do nich dotrzeć: krytyków Putina można pozbawić życia nie tylko naprzeciw Kremla, ale i w centrum Kijowa.

Stosunkowo często spotykaliśmy się z Szeremetem. Po śmierci Borysa Niemcowa, rozmawiając z Pawłem, zastanawiałem się, czy nie należało w swoim czasie przekonać Borysa, iż powinien przenieść się na Ukrainę. Może to uratowałoby mu życie.

Szeremet wówczas już stosunkowo długo mieszkał w stolicy Ukrainy. Uśmiechnął się wtedy ze smutkiem i powiedział:

- Jeśli myślisz, że służby specjalne Putima, nie mogą tu dostać kogo zechcą, to się mylisz. Agenci FSB w Kijowie czują się jak w domu.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na Facebooku opozycyjnego polityka Ilji Jaszyna:

https://www.facebook.com/yashin.ilya/posts/1081234435263534




*Ilja Jaszyn (ur. 1983), rosyjski polityk opozycyjny orientacji demokratycznej. Zaczynał działalność w młodzieżówce liberalnej partii "Jabłoko". Obecnie jest wiceprzewodniczącym opozycyjnej partii PARNAS. Brał udział w licznych akcjach, ulicznych, demonstracjach. Jest autorem tekstów publicystycznych publikowanych w mediach opozycyjnych. Wielokrotnie zatrzymywany przez policję. 









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego



sobota, 9 lipca 2016

Gdzie znajduje się Łotwa?



Warszawski szczyt NATO w wielkim napięciu obserwowano w Moskwie. W pro kremlowskich mediach, jak zwykle można było usłyszeć o amerykańskich ambicjach, by narzucić światu swoje rządy. Nawet autor pieriestrojki, Michaił Gorbaczow ostrzegł przed prowadzonymi przez Zachód przygotowaniami do wojny. Publicysta moskiewskiej radiostacji "Echo Moskwy" Anton Oriech wypowiada się w nieco sarkastycznym tonie. Rosja jest nieprzewidywalna, to co zrobi zależy od jednego człowieka. Cztery bataliony stacjonujące w Europie Wschodniej nie będą miały żadnego znaczenia. I jeśli wybuchnie prawdziwy konflikt rozstrzygną go rakiety strategiczne z głowicami jądrowymi.




  Autor: Anton Oriech 










Nic nie mogę na to poradzić, za każdym razem, kiedy słyszę o kolejnym szczycie NATO, NATO i UE, Rosji i NATO, i tak dalej, w dowolnej kolejności, zaczyna mnie mdlić. Całe to kolędowanie nie ma najmniejszego sensu. Wszyscy ci generałowie w cywilnych garniturach,  biurokraci z całego świata spotykają się po to, by przez kilka dni sobie pogadać, zagwarantować miejscowym hotelom pełne obłożenie (przyjeżdżają przecież ze swoją świtą) i na koniec objeść się kanapkami z łososiem. NATO to ogromna i mało zwrotna organizacja. Unia Europejska jest tak samo ogromna i nieruchawa. W NATO wszystko zależy od decyzji podejmowanych przez Stany Zjednoczone. Bez nich wszystko to, co dotyczy kwestii wojskowych nie ma żadnego sensu. W Unii Europejskiej o wszystkim decydują Niemcy, bez ich pieniędzy, także w tym wypadku, gadanie o czymkolwiek traci sens.


Duże państwa, małe państwa


Istnieją potężne państwa, istnieją także słabe państewka wiszące na szyi tych pierwszych. Wielcy krzyczą o globalnym bezpieczeństwie, więc teraz muszą te małe taszczyć na swym garbie. Naprzeciw nich wszystkich - Rosja. Ten kraj ma masę wad, jego gospodarka jest zacofana, brakuje mu wyobraźni. Rosja nie ma sojuszników. Ale to jest także jej plusem. Rosja może podejmować działania szybko, gwałtownie, nie musi się nikogo radzić, oprócz Władimira Władimirowicza. Rosja może nie przestrzegać reguł gry, podczas gdy w NATO obowiązują liczne ograniczenia i procedury. W rezultacie, gdy Rosja ruszyła na wojnę z Gruzją, NATO po prostu przyjęło to do wiadomości. Gruzja wprawdzie nie jest członkiem NATO, ale ta organizacja wzięła na siebie obowiązki dotyczące globalnego bezpieczeństwa. A jednak Gruzja utraciła część swojego terytorium, za to Rosja rozszerzyła się o dwa regiony, które przeszły pod jej kontrolę. Rosja przeprowadza błyskawiczną operację mającą na celu przyłączenie Krymu, ale NATO nic z tym nie może zrobić.

Unia Europejska, choć przedłuża wszelkiego rodzaju sankcje, coraz bardziej ogarnięta jest przez różnego rodzaju wątpliwości. NATO i Unia Europejska podejmują właśnie decyzje o najbardziej znaczącym zwiększeniu swego bezpieczeństwa od czasów Zimnej Wojny, zwiększają swój potencjał obronny, by móc przeciwstawić się wojnom hybrydowym, różnym innym zagrożeniom. I co z tego? Proszę bardzo, w Donbasie od dwóch lat toczy się wojna hybrydowa, jak możecie teoretycznie się temu przeciwstawić? Wystarczą cztery bataliony desantowe w Polsce? Wyobraźmy sobie, iż Rosja zechce odebrać utraconą Kłajpedę, albo Narwę, albo część Łotwy, by wziąć pod ochronę doprowadzonych do ostateczności zwolenników federalizacji…. NATO ruszy na wojnę? Za Narwę i Kłajpedę? Gotowe będzie do rozpętania Trzeciej Wojny światowej z powodu Łotwy?


Rakiety z głowicami


Niczego nie rozpętają. Przede wszystkim dlatego, iż większość ich mieszkańców nawet nie ma pojęcia, gdzie znajduje się ta Łotwa. To wyczerpuje temat. Ważniejsza będzie skala naszego awanturnictwa, i do jakiego stopnia ulegniemy sile fantazji. A jeśli wojna zacznie się naprawdę, to o jej rezultatach zadecydują nie jakieś bataliony, a rakiety balistyczne z głowicami nuklearnymi. Wówczas nie będziemy nawet pamiętać o deklaracjach i szczytach.

Tłum.: ZDZ

Oryginał ukazał się na portalu radia "Echo Moskwy":



*Anton Oriech, moskiewski publicysta o liberalnej orientacji. Regularny autor  radiostacji "Echo Moskwy". 








Inne felietony Antona Oriecha na blogu "Media-w-Rosji":


Jak wygrać krymskie referendum? Po dwa czołgi w lokalu wyborczym.


Powrotu Krymu do Rosji pragnie nie tylko Władimir Putin i najbliższa mu elita władzy. Większość społeczeństwa czeka nań z zachwytem. Czy jednak zdaje sobie sprawę z dalekosiężnych konsekwencji awantury o Krym?



Wojna o Krym, czyli jak zniszczyć Rosję….


Rozpalając pożar na swojej granicy i wspierając krymskich separatystów, Rosja wstąpiła na pole minowe. Wojna z Ukrainą nie będzie przypominać wojny z Gruzją. Próba odzyskania starych rosyjskich terytoriów może się dziś skończyć tylko rozpadem samej Rosji.







Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.