Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Putin korupcja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Putin korupcja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 marca 2017

Bez perspektyw na przyszłość



W ostatnią niedzielę, na wezwanie Aleksieja Nawalnego, w demonstracjach przeciw korupcji wzięły w Rosji udział tysiące obywateli. Jekatierina Winokurowa, publicystka publikowanego w Jekaterynburgu portalu Znak.com uważa jednak, iż do wyjścia na ulice, bardziej od buntu przeciw korupcji, skłonił ludzi brak perspektyw na przyszłość. W oczach opinii publicznej, ludzi różnych zawodów i pokoleń, Władimir Putin stał się głową feudalnego klanu rozdzielającego wśród swoich bogactwa i lenna. Jego nowa kadencja nie zmieni niczego. Czeka nas bicie głową o szklany sufit - ostrzega Winokurowa. Bardziej niż prawda o dniu dzisiejszym, potrzebna jest wizja jutra.




Autor: Jekatierina Winokurowa




Nieoczekiwanie, niedzielne demonstracje przeciw korupcji zebrały w Rosji tysiące uczestników. Moskiewska demonstracja była szczególnie liczna, ale i odpowiedź władz była brutalna, zatrzymano ponad 1000 osób. 




To co podczas niedzielnych akcji protestacyjnych najbardziej rzucało się w oczy, to duża ilość młodzieży, uczniów uczestniczących w organizowanych w całym kraju wiecach i demonstracjach. Polityczna aktywizacja młodzieży uwypukla  znaczenie pytania o kształt przyszłości: co władze, Kreml mogą obiecać ludziom, którzy o wiele lat przeżyją obecne pokolenie polityków? Za rok Rosja będzie wybierać prezydenta, ale do tej pory nikt nie pokusił się o rozumne wytłumaczenie, po co kraj nasz miałby przedłużać pełnomocnictwa prezydenta Putina. Co z tego wyniknie dla obywateli, przede wszystkich dla tych którzy są młodsi od liczącego sobie 65 lat kandydata.  


Misja Fadiejewa


W istniejącym już nieformalnym sztabie Putina o udzielenie odpowiedzi na pytanie, jak ma wyglądać obraz przyszłości poproszono Walerija Fadiejewa, redaktora naczelnego magazynu "Ekspert". Bardzo szanuję pana Fadiejewa, problem jednak polega na tym, iż na przestrzeni kilku ubiegłych lat w rosyjskim politycznym establishmencie nie udało mi się spotkać nikogo kto czytałby jego magazyn. Co jeszcze gorsze, pismo to nie interesuje nikogo pośród większości  nie interesującej się polityką. Nie pamiętam w nim ani jednego artykułu, który rysowałby jakąś wizję przyszłości i stałby się tematem dyskusji. Fadiejew jest człowiekiem zasłużonym, obecny reżim nie skąpił mu nagród i wszelkiego rodzaju bonusów. Jest cenionym gościem różnych okrągłych stołów dyskutujących o sensie życia, nudnych jednak do tego stopnia, iż nie bardzo późnej da się o nich cokolwiek napisać.

W ostatnich latach Walerij Fadiejew nie był w stanie czymkolwiek zainteresować swego potencjalnego czytelnika. Czym więc teraz mógłby zainteresować dzisiejszą młodzież?

Za to uczniowie w Briańsku tłumaczą dyrektorce szkoły, iż popierają Nawalnego i jego walkę z korupcją, dlatego, iż nie ma u nas żadnej sprawiedliwości.


Uczniowie z Briańska


Uczniowie z Briańska nie mają nic do stracenia. Nie uda się ich nastraszyć perspektywą krachu i rewolucji, głównie dlatego, iż w obecnie funkcjonującym systemie nie mają  żadnej przyszłości. Najbardziej aktywni zostaną aresztowani za polowanie na pokemony w cerkwi, lajki w sieciach i reposty. Część trafi do świata przestępczego i także powędruje za kratki. Średniakom zaoferuje się pracę na stanowisku menadżerów salonów w telekomunikacyjnej sieci "Jewrosiet". Od czasu do czasu będą zaglądać do Internetu i dowiadywać się jakie wille, biznesy i jachty dostały się kolejnym latoroślom urzędników wyższego szczebla. Tym ostatnim zaraz po urodzenia wpychano do ust złoty smoczek i już na pierwsze urodziny przynoszono w prezencie razem z tortem pierwszy wygrany przetarg na zamówienie państwowe.

Za to uczniom w Briansku będą wpychać do ust łopatą uczucia patriotyczne, czyli gotowość do poparcia każdego pomysłu zgłaszanego przez władze. Będzie czekała na nich "kultura i duchowość", będą je wsuwać ze zjełczałym makaronem, nic smaczniejszego w życiu na nich nie czeka. Nie dla nich na sprawiedliwość, nie dla nich awans społeczny. Już dawno wszystko zostało skonsumowane przez dzieci elity, nieco później otworzą swoje dziubkl głodne wnuki elity. Jesteś inżynierem, możesz pracować w fabryce na stojąco, jej dyrektorem zostanie przyjaciel przyjaciela syna kolejnego timczenki-kowalczuka-rottenberga. To co  zostanie dla was, to honorowe dyplomy i zgiełk robiony przez facetów i babki ubranych w drogie garnitury, gotowych od czasu do czasu do wygłoszenia przemówienia o tym, jak ważna jest praca robotnika. A wam niech wystarczą naleśniki, jedzcie to co wam dają.

Jak to wygląda w naszym przypadku? Nawet jeśli mieszkamy  w stolicach i wielkich miastach, jeśli nie mamy odpowiednio usytuowanej rodziny, musimy zasuwać i przebijać się, od czasu do czasu czytając o dzieciach elity, ich stanowiskach i dochodach. Trudno mi nawet sobie wyobrazić to koszmarne poczucie feudalnej niesprawiedliwości doświadczane codziennie przez dzieci z niewielkiego i niebogatego Briańska.


Kiedy po raz pierwszy przyjechałam na Ukrainę, jeszcze w końcu 2013 roku, nie całkiem dotarł do mnie sens pewnego zasłyszanego wówczas od uczestników Majdanu zdania (to także byli młodzi studenci, lub uczniowie starszych klas). "Nawet nie rozumiesz, jak bardzo jesteśmy biedni i do jakiego stopnia wszystko wokół jest skorumpowane". Do batalionu Azow ludzie wstępują, nie dlatego, że mają fajne życie. Nie bogate życie skłania ich do udziału w walkach z separatystami. Za to u nas, jeśli wciąż dzieci elity władzy, tej z wyższego i średniego szczebla, będą pożerać wszystko, co im popadnie, uczniowie z Briańska pomyślą o założeniu własnego Azowa. A to dlatego , że sprawiedliwość jest tym, czego u nas nie ma. Gorzej już być nie może.

Więc jaki obraz przyszłości możecie im zaproponować?


Studenci starszych lat


Porozmawiajmy o studentach. Zupełnie niedawno zobaczyliśmy w Internecie zapis video pokazujący, jak wykładowczyni w konserwatorium szaleje, usiłując z pianą na twarzy zmusić jednego ze studentów do przeczytania listy "wrogów narodu". Docierają do nas jej rozmyślania o tym, iż Ksienia Sobczak nie jest córką Sobczaka, i że do listy wrogów narodu należy dopisać nieżyjącego już Jegora Gajdara oraz szefa korporacji Rosnano, Anatolija Czubajsa. Przyjmijmy, że mamy tu do czynienia ze studentami wyższych lat, liczą sobie teraz po 21-22 lata. To oznacza, że rozmawiamy o ludziach urodzonych w latach 1995-96. Czy ich można w ogóle nastraszyć, wspominając "straszne lata dziewięćdziesiąte"? Przecież całe swoje świadome życie przeżyli przy Władimirze Putinie. Podobnie, moje pokolenie można próbować straszyć latami osiemdziesiątymi. Rzecz jasna uprzejmie pokiwamy głową, a jednak i tak będziemy się dziwić, co za głupoty opowiada nam rozmówca i dlaczego dostaje piany na ustach, kiedy opowiada o Biurze Politycznym KPZR.

Tym studentom nie da się już przeprać mózgów przy pomocy propagandy uprawianej przez Dmitrija Kisieliowa i Władimra Sołowiowa. W tym środowisku nie są modni felietoniści "Komsomolskiej Prawdy". Tak nie mówi się już od dawna, tak już nie pisze się od dawna. Wam się wydaje, że tym młodym ludziom tak bardzo spodoba się ścieżka rowerowa, iż zapomną, że gdy ją budowano, ich rówieśnik, kuzyn gubernatora, albo nominat któregoś z klanów ukręcił nową porcję lodów. Nie, ścieżka rowerowa, to jeszcze jeden naleśnik, który pakują wam do ust łopatą.

Porozmawiajmy teraz o tym, jak sami studenci reagują na Putina. Dziś na demonstracji, stojąc w tłumie, nie jeden raz w rozmowach słyszałam słowo feudał i różne pochodzące od niego terminy. Feudalne społeczeństwo, feudalny ustrój, prawo pierwszej nocy, rozdawnictwa lenna. Na początku rządy Władimira Putina (wtedy właśnie uczyłam się w szkole, w starszych klasach, wtedy także dorabiałam i zapamiętałam rozmowy dorosłych) wielu traktowało jako alternatywę dla Rodziny (mowa o rodzinie Borysa Jelcyna - "mediawRosji") i komsomolskiej starszyzny zajętej kręcenie lodów. Dziś w oczach młodzieży, Putin jest przede wszystkim przywódcą własnej grupy feudalnej, w niej można albo coś odziedziczyć, albo kupić. Putin stał się twarzą ustroju feudalnego, w nim ulubionym błaznom spada niekiedy coś z pańskiego stołu (np. Nocnym Wilkom). Mogą dostać ziemię na Krymie, ale żadnego prezydenta wszystkich Rosjan, albo ojca narodu nie mamy już dawno.


Moje pokolenie


A teraz ruszmy o kilka lat do przodu… Zastanówmy się więc z jakim obrazem przyszłości łączyć się może dla mojego pokolenia kolejna kadencja Putina. W 2024 roku ukończę 39 lat, większość moich przyjaciół będzie liczyć sobie po 36-45 lat. To stosunkowo młody wiek, jednak tym bardziej nie będzie nam się łatwo z nim rozstać, gdy uświadomimy sobie, że większość naszych starań i wysiłków z tego okresu pójdzie na marne, że nasza kariera za chwilę odbije się od szklanego sufitu (pod tym względem moja sytuacja jest prostsza, niż tych moich rówieśników, dla których ważne jest awansowane na wyższe stanowiska). Z telewizyjnego ekranu wciąż będą promieniować Sołowiow i Kisieliow, w Dumie Państwowe w roli samotnej wilczycy wciąż będzie wyć Natalia Pokłońska. Praca nad doskonaleniem instytucji społecznych i  nad programem reform zostanie powierzona nikomu nieznanym działaczom społecznym wydelegowanym przez nikomu nieznane organizacje. Swoje palce będą w tym także maczały dzieci elitki, lub weterani frontu propagandowego, przenoszący się z jednego projektu do drugiego, z jednej stacji telewizyjnej do drugiej.

Ale realnego programu nikt nam zaproponować nie może.  Dla przykładu, dobrze wiemy, że mamy katastrofę w systemie więziennictwa, w sądach i resortach siłowych. Za to administracja prezydenta organizuje treningi korporacyjne (jeśli krytykować wieże Kremla, to już wszystkie), zaś Duma Państwowa wypuszcza kolejne dziwne ustawy (mam tu na myśli ustawę dekryminalizującą przemoc domową). W starym budynku Gospłanu (gdzie dziś obraduje nasz parlament) szarogęsi się dziś była prokurator Natalia Pokłońska w objęciach z płaczącą rzeźbą Mikołaja II. Tu i ówdzie wyszczerza się także Irina Jarowaja (deputowana Dumy, autorka szeregu skandalicznych ustaw - "mediawRosji"). A kiedy ludzie, którzy marzą o tym, by coś zmienić, w sposób nieunikniony ewoluują w kierunku opozycji, w oczach oficjalnego establishmentu umierają, przechodzą w niebyt.


Na początku byli zwolennikami Putina


Teraz porozmawiajmy o tych, którzy liczą dziś sobie 45 lat, czyli o rodzicach wspominanych wcześniej uczniów z Briańska. Na początku wieku wielu z nich należało do grona zwolenników Putina. Wtedy zaczęły rosnąć ich pensje, po raz pierwszy wybrali się do Turcji, a ich rodzice przestali głodować, wyczekując na przysłanie emerytury. Dla tych ludzie nawet takie pojęcia jak duchowność i tradycja nie są pozbawione sensu.

Obraz przyszłości dla nich, to syn który pojawi się wieczorem na progu kuchni i powie: "Mamo, chcą mnie wsadzić za repost, napisałem nie to co trzeba na temat religii". Mama wysłucha go i wyjdzie na dwór, by zapalić papierosa, przy okazji przewróci się w nienaprawionej dziurze w trotuarze. W tym czasie, w grającym w mieszkaniu telewizorze będą dyskutować na temat Ukrainy i problemów komunalnych.

Jaki obraz przyszłości proponuje się tej grupie wiekowej? Niech się sprzymierzą z szaleńcami z Ruchu Narodowo-Wyzwoleńczego NOD, albo podkarmianymi przez władze Kozakami. To dla tego pokolenia wzorem mają być bogacący się urzędnicy przyjmujący uchwały o nowych opłatach i podatkach. Nie zostanie przyjęta uchwała o nowych opłatach? to doprowadzi tylko do płaczu dzidziusia z kolejnej rodziny urzędniczej pozbawionego kasy na zakup nowego jachtu dla swej dziewczyny o niższym poziomie odpowiedzialności społecznej.

Emerytom można sprzedać obraz przeszłości. Wspomnienia o zwycięstwie, o upadku w latach dziewięćdziesiątych, dumę z przemysłu obronnego. Staruszków to zainteresuje, jeśli tylko wnuczka nie posadzą za reposty, a do drzwi w mieszkaniu córki nie zastuka komornik - dziewczyna nie ma z czego uiścić kolejnej nowo uchwalonej opłaty, której nikt z resztą nie będzie nazywać podatkiem. To jak widać obraz przeszłości, nie przyszłości.


Druga liga


Chciałabym wspomnieć o jeszcze jednej kategorii obywateli, z którymi często spotykam się w pracy. Ci ludzie uważani są za najbardziej lojalnych wobec reżimu. Ale stopniowo ich lojalność gaśnie. Mam tu na myśli "elitę" drugoligową (w tym określeniu nie ma niczego obraźliwego, przynależność do tej kategorii sygnalizuje tytuł "wice"). Przez ostatni rok, ludzie w administracjach regionalnych odpowiedzialni za politykę wewnętrzną, przywykli żyć w oczekiwaniu na kolejne śledztwo (dla przykładu wspomnę tu o postępowaniu śledczym w sprawie byłego wicegubernatora obwodu czelabińskiego Nikołaja Sandakowa). Jeśli popatrzeć na statystkę postępowań antykorupcyjnych, to okaże się, że 90% wymierzonych jest właśnie w ludzi z drugiej ligi. To oni są kością rzucaną na pożarcie przez niezadowolonych z korupcji obywateli.  Ich nie jest żal.

To podwarstwa stała się dziś jedną z najbardziej poniżanych i pogardzanych (kasta niżej, to ludzie ze sfery budżetowej zwożeni na rozkaz na organizowane przez władze lojalnościowe demonstracje). Ludzie z drugiej ligi nigdy nie przejdą do pierwszej. Szczyt kariery dla nich to udział w promocji kolejnej Pokłońskiej z płaczącym biustem Mikołaja. I przyszłości żadnej ci ludzie przed sobą nie mają…

Stąd te wszystkie demonstracje. Dla wielu ludzi z różnych pokoleń i różnych zawodów przyszłość pozostaje nie tylko niedookreślona. W ich życiu obraz przyszłości nie istnieje. Problem nie polega tylko na rozmiarach korupcji. Widać już wyraźnie, iż nowa kadencja Władimira Putina w żaden sposób tej sytuacji nie zmieni.

Nie musicie nam niczego tłumaczyć jeśli idzie o dzień dzisiejszy.

Odpowiedzcie w końcu, jak będzie jutro.


Tłum.: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na wydawanym w Jekaterynburgu portalu znak.com: https://www.znak.com/2017-03-26/mitingi_ot_bezyshodnosti_pochemu_lyudi_snova_ichut_otvetov_na_ulice






*Jekatierina Winokurowa (ur. 1985), jedna z bardziej znanych dziennikarek rosyjskich młodego pokolenia. Jest autorem głośnych wywiadów, budzących rezonans społeczny artykułów. Jest moskiewskim korespondentem znak.com, uralskiego portalu o orientacji liberalnej.











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 






piątek, 2 września 2016

Putinowi potrzebna była kasa….



W latach dziewięćdziesiątych, w czasach rozkwitu petersburskiej przestępczości zorganizowanej, Maksym Freidzon brał udział w wielu podejrzanych operacjach. Kiedy trzeba płacił łapówki, wiedział do kogo się zwrócić, gdy trzeba było załatwić licencje, zezwolenia, odpowiednie lokale. I co najważniejsze orientował się dobrze, jaką rolę odgrywał w tym wszystkim były pierwszy zastępca mera miasta, Władimir Putin. Freidzon mieszka teraz w Izraelu. Czując się bezpiecznie, opowiada mediom o ciemnych interesach wokół petersburskiego portu, o rzece przelanej krwi w walce o kontrole nad płynącymi zeń dochodami. I przede wszystkim o współpracy środowiska przestępczego z przyszłym prezydentem Rosji.



  

Z Maksymem Freidzonem rozmawia Dmitrij Wołczek   




Rosyjskie media niezależne nie ustają w zbieraniu informacji o niejasnej petersburskiej przeszłości obecnego prezydenta Rosji. 





W żółwim tempie toczy się proces sądowy w sprawie, znajdującego się już za kratami, lidera tambowskiej grupy przestępczej Władimira Barsukowa (Kumarina). Dotyczy zorganizowanego przez niego zamachu na przedsiębiorcę Siergieja Wasiliewa.

Przestępstwo popełniono 5 maja 2006 roku. Kiedy samochody ze współwłaścicielem ‘Petersburskiego Terminalu Naftowego’ i jego ochroną wjechały na Prospekt Lewaszowski, zostały ostrzelane z karabinów automatycznych.

W czerwcu 2014 roku przysięgli uniewinnili Barsukowa i jego dwóch przypuszczalnych wspólników. W listopadzie Sąd Najwyższy uchylił wyrok w tej sprawie. Ze względów bezpieczeństwa proces toczy się w Moskwie. W maju 2016 roku przysięgli uznali oskarżonego za winnego. Wyrok miał zapaść w lipcu, jednak posiedzenie zostało przeniesione na 19 sierpnia (w końcu w tej sprawie został wydany wyrok, Kumarina skazano na 23 lata pozbawienia wolności w instytucji penitencjarnej o zaostrzonym reżimie - "mediawRosji").

Nazwisko jeszcze jednego znanego w bandyckim Petersburgu biznesmena Ilji Trabiera o przezwisku "Antikwar" znalazło się w nakazie aresztowania, wydanym w maju przez sąd w Hiszpanii. Hiszpańskie śledztwo zakłada, że poza Trabierem do grupy przestępczej należeli deputowani Dumy Państwowej i urzędnicy. Niewykluczone także, iż ślady prowadzą na Kreml.


W cyklu wywiadów udzielonych Radiu Swoboda mieszkający w Izraelu  biznesmen Maksym Freidzon opowiedział już, jak w latach 90tych w Petersburgu świat przestępczy zawarł sojusz z władzą. i jaką rolę odegrał w nim urzędnik merostwa Władimir Putin. Freidzon przyznał, iż przyszły prezydent Rosji dwukrotnie otrzymał od niego łapówkę za załatwienie określonych formalności  – po 10 tysięcy dolarów.


Nowa rozmowa z cyklu dotyczy okresu, kiedy Putin, po ucieczce Anatolija Sobczaka do Paryża (b. mer St. Petersburga, znany polityk okresu pieriestrojki i szef Putina - "mediawRosji"). i objęciu urzędu przez Władimira Jakowlewa, stracił w Petersburgu swoje wpływy. Z czasem jednak zrobił w Moskwie zawrotną karierę. W opinii naszego rozmówcy, tak szybki awans nie byłby możliwy, gdyby wpływowi przedsiębiorcy petersburscy, nie udzielili Putinowi pomocy finansowej. W pierwszej kolejności, należy wspomnieć o jego udziale w aktywach petersburskiego portu. „Na ile mi wiadomo, po tym jak Putin otrzymał stanowisko w FSB, rozpoczął się okres pełnej bezkarności dla jego partnerów z Petersbuskiego Terminalu Naftowego, spółki OBIP oraz petersburskiego portu. Współpracownik Putina, Aleksiej Miller (obecnie prezes zarządu Gazpromu) pełnił rolę jego pełnomocnika opiekując się wspomnianymi aktywami. Dzięki wsparciu FSB i takiego partnera, jak Putin, ludzie ci przestali lękać się prawa. Przestępcy i służby działali efektywnie i w pełnej harmonii. Tylko dużo przelano krwi” – wspomina Maksym Freidzon.





Dmitrij Wołczek:
Jak „środowisko” postawiło na Putina?

Maksym Freidzon:
Jeśli dobrze pamiętam, kiedy Władimir Władimirowicz był urzędnikiem merostwa, chętnie przyjmował łapówki i udziały, starał się nie przepuszczać żadnej okazji. Z kasyna pieniądze odbierał wówczas Roma Cepow, potem walizki z gotówką szły w górę. Miller zbierał łapówki. Graham Smith w Liechtensteinie prał i akumulował środki z przemysłu naftowego. Ale kiedy Sobczak przegrał wybory i musiał uciekać w obawie przed sprawą karną, Władimirowi Władimirowiczowi zrobiło się ciężko. Nikt nie potrzebuje urzędnika złodzieja. Nie bardzo wiedziano, za co mu płacić.


"Paczka" stawia na Wołodię


Wolczek:
Jednak postanowili płacić?

Freidzon:
Moim kolegą był wtedy Dima Skigin, partner w spółkach "Sigma" i" Sowex". Od niego dowiedziałem się, że zdecydował się na nieco ryzykowny (jak na tamte czasy) ruch. Dima uznał, że Władimirowi Władimirowiczowi należy pomóc w zachowaniu udziałów w sensownie już wtedy zarządzanym terminalu naftowym i firmie "Sowex". Z terminalem sprawa był prosta: jednemu z inżynierów portu, od początku zaangażowanemu w jego budową, nie przedłużono umowy o dzierżawie. Przeszła ona na Skigina i Trabiera. Jak powiedział Dima, całą operację przepchnął bezpośrednio Władimir Władimirowicz, potem wszechstronnie pomagał przy powstawaniu terminalu. Za to dostał swój udział.

Dima postawił na niego i zapewnił swoich partnerów – Trabiera, Wasiljewa i Kumarina, że Putina nie warto spisywać na straty. Sytuacja była wielobiegunowa. Trudno było przewidzieć, kto w końcu przejmie władzę. Myślę, że Putinowi po prostu potrzebne były pieniądze. Przypuszczam, że w czasie pracy w merostwie porządnie nakradł, ale w Moskwie podejście do pieniędzy jest inne. Potrzebne jest stałe źródło porządnych dochodów, biednych ludzi tam się nie lubi, tacy w Moskwie nikomu nie są potrzebni. Bierezowski miał cudowne powiedzonko: "pieniądze były, jeszcze nie raz będą, ale teraz ich nie ma!"  

W 1996 roku Miller otrzymał stanowisko zastępcy dyrektora terminala naftowego. Zastępcą był także Sasza Diukow, najbardziej zaufany współpracownik Dimy Wasiljewa, a Trabier był dyrektorem naczelnym. Następnie Miller został jednym z dyrektorów i upoważnionym przedstawicielem spółki OBIP, gdzie znów spotkał się z Diukowem. Ilja Trabier sprawował funkcję przewodniczącego rady dyrektorów. Dima ulokował Millera jako protegowanego Władimira Władimirowicza. Chodziło o to, by pokazać, iż  będziemy wspierać Putina – naszego człowieka w Moskwie – i to nam się opłaci. Proszę mi wierzyć, to była poważna decyzja. Sytuacja szybko się zmieniała i wydawanie pieniędzy na kogoś, kto na razie niczego nie może zrobić, było bardzo ryzykowne.


Wołczek:
Ryzykowne, ale perspektywiczne... Inwestycja szybko się opłaciła, kiedy Putin został szefem FSB.


Rzeka krwi


Freidzon:
Na ile mi wiadomo, inwestycja w Putina opłaciła się już wcześniej, gdy w roku 1997, udało mu się umocnić pozycję w administracji prezydenta.

Myślę, że to były ustalenia zawarte przez Putina, to on otrzymał dla swego „środowiska” carte blanche na prywatyzację portu petersburskiego i odsprzedanie go Moskwie (bez poparcia petersburskiej „paczki”, ludzie z Moskwy nigdy by tam weszli). W 1997 roku, choć koszta były wysokie, portem zaczęła zarządzać spółka OBIP. Ale los uśmiechnął się do nas najbardziej, gdy Putin stanął na czele FSB. Trabier & Co zupełnie przestali bać się prawa. Gdy przejmowano port i potem, gdy go sprzedawano oraz zaprowadzano własne porządki, zginęli po kolei kapitan spółki "Morskoj Port Sankt-Peterburga" Michaił Sinielnikow, jego asystent odpowiadający za bezpieczeństwo Siergiej Bojew, kierownik spółki "Siewiero-Zapadnoje Parochodstwo" Jewgienij Chochlow, główny kadrowiec tej firmy Nikolaj Jewstafiejew, współwłaściciel spółki "Siewiero-Zapadnyj Tamożnyj Terminal" Nikolaj Szatilo, oraz dyrektor generalny Witold Kajdanowicz. Zginęli także współwłaściciele Koncernu "Orimi" Dmitrij Warwarin i Siergiej Kriżan uwiklani w walkę o przejęcie spółki "Pietroliesport" i inne mniej znane osoby.

Wołczek:
Najgłośniejsze było zabójstwo wicegubernatora Sankt Petersburga Michaiła Maniewicza. Zastrzelono go z karabinu automatycznego w środku miasta, na Prospekcie Newskim…

Freidzon:
Maniewicz sprzeciwiał się, by port wyszedł spod kontroli miejscowych władz. Myślę, że to było główną przyczyną zabójstwa. Po jego śmierci władze petersburskie zrezygnowały ze swoich pretensji pod adresem portu. Nieco później Diukow, Miller i Trabier przenieśli się ze spółki OBIP do jego zarządu. Diukow został dyrektorem generalnym, Miller zastępcą do spraw inwestycji, Trabier – członkiem rady dyrektorów. Z powodzeniem odsprzedali port ludziom z Moskwy. Myślę, że Władimir Władimirowicz nadzorował transakcję i jako udziałowiec i jako szef FSB. Petersburski port jest obiektem strategicznym o znaczeniu państwowym.

Z dolą należącą do Putina wszystko załatwiono jak trzeba, inaczej, niż w wypadku pokrętnej sprawy Roldugina (wiolonczelista, przyjaciel Putina figurujący w dokumentach ujawnionych w Panamie - "mediawRosji"). Tutaj wszystko było prostsze. Pod ręką znajdował się Graham Smith, współpracowano z nim długo i owocnie od czasów spółki "Sowex". Pod jego kontrolą rzetelnie i sprawnie rozdzielono udziały. Sprzedaż portu odbyła się poprzez spółkę "Nasdor", zarejestrowaną w Liechtensteinie, pod tym samym adresem co należąca do "Sowexu" spółka "Horizon International Trading",. Wszystko nadzorował Smith, a Trabier figurował jako beneficjent. Jeśli mówić o prawdziwych relacjach Władimira Władimirowicza, jako szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa ze światem przestępczym, to według mnie wyglądała ona następująco: w porcie pracował jego najbliższy zaufany współpracownik Miller,  Putin sprawował swego rodzaju patronat. Miller orientował się w całej działalności portu, także wówczas, gdy była niezgodna z prawem, w końcu brał udział w grze. By przejąć port, sprzedać go, wszystko załatwić jak należy, trzeba było podjąć masę działań o charakterze  organizacyjnym. Zajmowali się nimi Sasza Diukow i Losza Miller. Występowali jako upoważnieni pełnomocnicy, prowadzili rozmowy, a gdy nie udawało się osiągnąć porozumienia, zjawiał się Trabier ze znajomymi i problem rozwiązywano radykalnie.

Wołczek:
Wychodzi na to, że port petersburski odegrał ogromną rolę w rosyjskiej polityce. Możliwe, że gdyby go nie było, prezydentem w Rosji zostałby ktoś inny?


Określone zobowiązania


Freidzon:
Myślę, że jeśli w 1996 roku Dima Wasilijew nie zadbałby o udział w terminalu i spółce "Sowex" dla Władimira Władimirowicza, temu ostatniemu byłoby znacznie trudniej. Kiedy do petersburskiego merostwa na stanowisko szefa przyszedł Władimir Jakowlew, Putin stracił wiele ze swych wcześniejszych źródeł dochodów. Bez nich miał niewielkie szanse, by zajść wyżej.

Sądzę, że Putin nawiązał bliską współpracę z tym środowiskiem. Przekroczyła ona ramy zwykłej w Rosji urzędniczej korupcji, dało się to zauważyć najlepiej w 1996 roku, gdy mer Petersburga Anatolij Sobczak przegrał wybory. Żeby zachować udziały i ciągły dopływ gotówki, Putin musiał swojej "paczce" przynosić określone korzyści. Należeli do niej tacy kumple, jak Kumarin, Trabier, Wasiliew, Skigin, Timczenko, Smith, Diukow i inni szanowni panowie. Pozbawiony pracy urzędnik merostwa został poparty przez grupę złożoną z przestępców i biznesmenów, ostatecznie stał się jej członkiem. Bronił jej interesów na tyle, na ile w Moskwie było to możliwe. Trzeba było odpracować otrzymaną dolę. Myślę, że do dnia dzisiejszego wobec tych ludzi Putin ma określone zobowiązania.

Wołczek:
Wśród  nich są też Traibier i Wasilijew?

Freidzon:
Sądzę, że Trabier i Wasiliew, jak i szereg innych członków grupy, są nietykalni ponieważ wsparli Putina w trudnym momencie życia. Są związani z nim wspólną działalnością w latach dziewięćdziesiątych. Myślę, że przypadek Kumarina jest wyjątkiem, on w pewnym momencie przekroczył dozwoloną granicę. W grupie przestrzegano określonej zasady, panowie, załatwiajcie sprawy między sobą tak, jak chcecie, ale Wołodii proszę nie zaczepiać. Niepożądane były strzelaniny publiczne i kłopoty na mieście, to mogłoby podważyć autorytet Wołodii. Nie strzelajcie jeden do drugiego, to najważniejsza lekcja, jaką ci faceci musieli przyswoić.

Port w Petersburgu jest ogromnym aktywem. To jedyny poważny port na północnym zachodzie Rosji. Główny strumień towarów do jej części europejskiej, w tym do Moskwy, idzie przez Petersburg. Dzięki temu port ma znaczenie strategiczne. Naturalnie, przejęcie nad nim kontroli umożliwia kontrolowanie gospodarki w europejskiej części Rosji.

Władimir Władimirowicz prowadził w Moskwie określoną grę, by odnieść sukces najbardziej potrzebne mu były pieniądze. Poprzez sprzedaż portu dużo zyskał w oczach moskiewskich partnerów. Zuch – wsparł swoją "paczkę", pomógł ludziom z Moskwy i o sobie nie zapomniał. Dla moskiewskich partnerów było to potwierdzeniem jego zdolności do działania i wierności – proszę bardzo, człowiek z Petersburga zasługuje na zaufanie. Trzeba było pokonać wiele przeciwności, by w końcu przepchnąć sprzedaż petersburskiego portu ludziom z Moskwy. By to osiągnąć potrzebny był ktoś z wewnątrz.

W Petersburgu Moskwian nie lubią.  Nie dopuszcza się ich do swoich spraw. Wołodia potrafił pomóc i nieźle na tym zarobił. A bogatemu człowiekowi łatwiej zajmować się polityką.


Statuetka Piotra Wielkiego


Wołczek:
Jednak Putin nie pchał się do polityki, wszystko wydarzyło się trochę wbrew jego woli…

Freidzon:
Nie pchał się na początku. Jednakże w swoim gabinecie chętnie umieścił statuetką Piotra Wielkiego. Zaraz po wyborach prezydenckich zrobiono z Putinem świetny wywiad. Gdy stało się jasne, że wygrał, wtedy powiedział: „Nawet w koszmarnym śnie nie mogłem wyobrazić sobie czegoś podobnego”. Kiedy oglądałem tę wypowiedź, zadzwonił do mnie Dima Skigin i powiedział, że mieliśmy rację. Myślę, że Władimir Władimirowicz nie czuł się z tym dobrze, na pewno z początku. Do tego trzeba być specyficznym człowiekiem. On kocha pieniądze, nigdy nie wyróżniał się jako osoba publiczna. Ale władza zmienia ludzi.


Mądrzy ludzie


Wołczek:
Pana przyjaciele nie chcieli w ślad za nim wejść do polityki?

Freidzon:
Nie, to byli mądrzy ludzie. Dima Wasilijew cicho przeprowadził się do Nicei i Monako. Chcesz zagwarantować sobie bezpieczeństwo, wtedy warto znajdować się w pobliżu władzy, nie brać na siebie żadnej odpowiedzialności. Można zarządzać terminalem naftowym, uczestniczyć w sprzedaży portu, zajmować się eksportem produktów ropopochodnych, zarabiać kasę i spokojnie żyć za granicą. Timczenko to pod tym względem najlepszy przykład. Ale brać na siebie odpowiedzialność za kraj o nazwie Rosja i akceptować wszystko, co z tym związane? Nie, dziękuję bardzo! Dima nie poszedł do polityki, wybrał kasę, przeprowadził do Nicei i Monako.

Wolczek:
A Pana nie ciągnęło do Moskwy?

Freidzon:
Pracować dla KGB? Dziękuję bardzo. Z tą organizacją najlepiej nie mieć żadnych związków. Niestety, wielu moich całkiem wykształconych i inteligentnych znajomych wykorzystało daną im przez służby szansę, by "wybić się na ludzi". Nawiasem mówiąc, przy Putinie uczciwi profesjonaliści nie szukali władzy. Jeden z moich dobrych przyjaciół zajmował się zagadnieniami infrastruktury portowej w spółce "RosMorPort". Na początku lat dwutysięcznych otrzymał propozycję z Moskwy, by objąć wysokie stanowisko w pewnym ministerstwie. Odmówił: „W żadnym wypadku. Nie mamy w kraju problemów politycznych - tłumaczył swoją decyzję - mamy za to problemy infrastrukturalne i technologiczne. W naszym systemie władzy są one nie do rozwiązania".

Jeśli chcesz doić krowę, musisz się o nią troszczyć. A naszą krowę już zjedzono i zakopano. Putin i jego ludzie – to nie ścierwniki lat dziewięćdziesiątych, a trupie robactwo. Wszystko niedługo zacznie się sypać: podstacje, kotłownie – nie są przecież wieczne.

Putin odwraca uwagę ludzi pracy, ale kiedy posypie się energia elektryczna i ogrzewanie, zrobi się bardzo niemiło. Nie mówiąc już o tym, że kraj nie jest w stanie sam zaopatrzyć się w produkty spożywcze. I dla przyjezdnych także jest za drogo. Jak mówi mój przyjaciel: pojadę do Rosji, jeśli w końcu zbudujecie drogę z Petersburga do Moskwy. Wtedy uwierzę, że kraj wstał z kolan.

Myślę, że Putina trzeba usunąć tak szybko, jak to możliwe. Rządzi w taki sposób, że katastrofa techniczna jest nie do uniknięcia. On ostatecznie dobije kraj. Putin kradł, krył bandytów, zarabiał pieniądze,  potem zaczął głosić idee patriotyczne i zagarnął Krym, ale to drobiazgi w porównaniu z tym, co nas czeka. Nie gra w patriotyzm jest ważna, musimy walczyć o przeżycie.


Tłumaczenie: MR


Oryginał ukazał się na portalu rosyjskiej redakcji Radio Svoboda: http://www.svoboda.org/a/27914802.html


W porównaniu z oryginałem w polskiej wersji dokonano niewielkich skrótów. 




 *Maksym Freidzon, petersburski biznesmen związany z miejscowym światem przestępczym. W latach dziewięćdziesiątych brał udział w różnych podejrzanych transakcjach, był udziałowcem spółek działających na pograniczu prawa.. Przed sądem w USA wytoczył proces szeregowi wielkich rosyjskich korporacji, zarzucając im przejęcie należącej do niego własności. Obecnie mieszka w Izraelu. Od pewnego czasu udziela wywiadów, opowiadając o ciemnych stronach petersburskiego życia biznesowego w latach dziewięćdziesiątych i zarzucając Wladimirowi Putinowi przyjmowanie łapówek.





*Dmitrij Wołczek (ur. 1964), od 1988 roku dziennikarz rosyjskiej redakcji Radio Swoboda. Redaktor naczelny portalu svoboda.org. Poeta, tłumacz literatury anglojęzycznej. 









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 




niedziela, 21 lutego 2016

Konkurencja nikomu nie będzie potrzebna




Do Moskwy przyjechał z Jekaterynburga w połowie lat dziewięćdziesiątych. Dmitrij Kamienszczyk robił interesy na rynku przewozów towarowych, zaczął też inwestować w swoją bazę na moskiewskim lotnisku Domodiedowo. Nie brał udziału w złodziejskiej prywatyzacji rosyjskich aktywów surowcowych, stopniowo zwiększał swój pakiet akcji w Domodiedowie. Przekształcił lotnisko w najnowocześniejsze w Rosji. W 2011 roku zaatakowali je terroryści. Teraz organa śledcze oskarżają Kamienszczyka o nie zachowanie reguł bezpieczeństwa. Grozi mu 10 lat. Ekonomista Siergiej Żaworonkow nie ma wątpliwości, te oskarżenia to próba odebrania biznesmenowi dochodowego portu lotniczego. To także sygnał pod adresem świata biznesu, by nie przeszkadzał elicie władzy pragnącej wzbogacić się jeszcze bardziej dzięki nowemu programowi prywatyzacji. 




Z Siegiejem Żaworonkowem rozmawia: Daria Gorstkina
 





Dlaczego w sprawie Dmitrija Kamienszczyka rozpoczęto śledztwo i jak sytuacja może rozwijać się w przyszłości? Ze starszym ekspertem Instytutu Polityki Gospodarczej im. Jegora Gajdara, Siergiejem Żaworonkowem rozmawiała Daria Gorstkina.





Dmitrij Kamieszczyk, właściciel moskiewskiego lotniska Domodiedowo nie przyznaje się do winy. Odrzuca stawiane mu zarzuty o to, że ponosi współodpowiedzialność za tragiczne konsekwencje ataku terrorystycznego z 2011 roku. 




Dmitrij Kamienszczyk, właściciel moskiewskiego lotniska Domodiedowo został zatrzymany w sprawie dotyczącej zamachu terrorystycznego z roku 2011. Dzisiaj sędzia sądu dla dzielnicy Basmannej Jelena Lenskaja podjęła decyzję o zastosowaniu wobec biznesmena aresztu domowego, do 18 kwietnia. Stawiane mu są zarzuty z artykułu 238, cz. 3 Kodeksu Karnego Federacji Rosyjskiej. Jest on podejrzany o oferowanie usług bez przestrzegania odpowiednich zasad bezpieczeństwa. Komitet Śledczy uważa, iż właściciel lotniska Domodiedowo odpowiada za to, iż do wnętrza dworca lotniczego przedostał się terrorysta. Nie zastosowano wobec niego stosownej kontroli bezpieczeństwa. W wyniku eksplozji materiału wybuchowego zginęło 37 osób, 172 odniosły rany. Biznesmenowi grozi wyrok 10 lat pozbawienia wolności.


Daria  Gorstkina:
Ludzie pamiętają, iż problemy Dmitrija Kamienszczyka nie zaczęły się dziś… Skąd bierze się tak długotrwałe zainteresowanie jego osobą ze strony organów sprawiedliwości ?


Stara historia


Siergiej Żaworonkow:

To rzeczywiście stara historia. Od wielu lat różni ludzie mają chrapkę na lotnisko Domodiedowo. Jego obecny właściciel jest przedsiębiorcą spoza Moskwy, w połowie lat dziewięćdziesiątych przyjechał do stolicy z Jekaterynburga. Nigdy nie miał bliskich kontaktów z władzą, nie posiadał znaczących wpływów na górze. Dlatego właśnie na początku lat dwutysięcznych musiał wycofać się z interesów w zakresie przewozu towarów. Mino, iż jego spółka "East Line" była na rynku jednym z większych operatorów. W pewnym momencie Kamienszczyk znalazł wspólnika, akcjonariusza. Jest nim Walerij Kogan. Wydaje się, że potrafił on już wspólnie prowadzonym interesom zapewnić odpowiednią ochronę, „kryszę”, stosowne kontakty z władzami. Nieco później lotnisko starała się przejąć agencja rządowa „Rosimuszczestwo”, kolejnymi chętnymi na nie byli Miedwiediew i prokurator Czajka.

Tak naprawdę pierwszy zamach na lotnisko w związku z atakiem terrorystycznym zainicjował ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew wspólnie z prokuratorem generalnym, Jurijem Czajką.

Wówczas usłyszeliśmy od nich po raz pierwszy, iż na pewno ktoś musi być winny. Mediom podrzucono jeszcze jeden temat: „nie wiemy, kto na prawdę jest właścicielem „Domodiedowa”. W rezultacie, po jakimś czasie, Dmitrij Kamienszczyk wydał stosowne oświadczenie. Przyznał, iż to on jest akcjonariuszem zarejestrowanych w rajach podatkowych kompanii, do których formalnie należy lotnisko. Jeszcze w ramach pierwszego śledztwa (obecnie toczy się w istocie kolejne dotyczące tej samej sprawy) ustalono ponad wszelką wątpliwość, iż w 2011 roku w Rosji nie obowiązywały żadne przepisy zobowiązujące do powszechnej kontroli pasażerów. Nie stosowano ich nigdzie, nawet na takich wielkich rosyjskich lotniskach jak Wnukowo, Szeremietiewo, Pulkowo. Każdy, kto korzystał z usług portów lotniczych do 2011 roku pamięta dobrze, iż na wejściu do nich, nigdzie nie było bramek wykrywających metale. Nagle wymyślono, iż to osobiście właściciel lotniska cynicznie i osobiście nie zatroszczył się o bezpieczeństwo pasażerów. A jak to miało wyglądać? Jak miała się przejawić jego troska o bezpieczeństwo? Nikt tego rozumnie wyjaśnić nie może.




Dzięki inwestycjom i wysiłkom Dmitrija Kamienszczyka Domodiedowo stało się jednym z najbardziej nowoczesnych lotnisk w całej Rosji. 



Pamięta pani niedawne oświadczenie mera Moskwy Sobianina, wydane zaraz po likwidacji w mieście setek małych pawilonów handlowych? Oświadczył on, iż w tej sytuacji na nic się nie zda powoływanie na dokumenty potwierdzające prawo własności. Teraz już rozumiemy, jaka jest filozofia naszej władzy.


Ten sam scenariusz


Podobny scenariusz został rozegrany wokół kompanii naftowej „Basznieft”. Wykonawcy byli ci sami. Nagle po pięciu latach oświadczono, iż przejęcie Basznieftu odbyło się niezgodnie z przepisami. Przez ten jednak czas, z właścicielem kompanii wielokrotnie spotykali się przedstawiciele władzy, zapraszano go na spotkania z prezydentem.
Obecna historia może być związana z wydarzeniami wokół innego lotniska, Szeremietiewo. Właśnie dokonuje się jego zagadkowa prywatyzacja, a faktycznie przejęcie przez struktury Arkadego Rotenberga (przyjaciel prezydenta Putina jeszcze z czasów petersburskich - „mediawRosji”)

Mówiąc najprostszym językiem: nasze państwo robi mu wielki prezent, przekazuje kontrolny pakiet akcji w zamian za obietnicę jakichś inwestycji w przyszłości. Przedziwna sytuacja. Kilka lat temu pojawiła się idea połączenia w jedno przedsiębiorstwo wszystkich trzech lotnisk moskiewskiego węzła lotniczego. Jak mi się wydaje, cel obecnych działań polega na tym, by zmusić Dmitrija Kamienszczyka do tego, by tanio sprzedał swój port lotniczy, lub by stał się on z powrotem własnością państwową. Ten ostatni scenariusz zastosowano w wypadku „Basznieftu”. Wtedy wymyślono, że 20 lat temu popełniono pewne nieprawidłowości. Jeśli Domodiedowo znów stanie się własnością państwa, to już w nieodległej przyszłości można je będzie, tak jak Szeremietiewo, przekazać Rotenbergowi. W zamian za przeprowadzone przez niego w przyszłości, nie bardzo wiadome jakie inwestycji.

Gorstkina:

Jak do tej pory biznesmen potrafił się bronić, odpierać ataki. Przez cały czas wywierano na Kamieszczyka silną presję….


Dwie możliwości


Żaworonkow:

Widzę tu dwie możliwości. Po pierwsze najwyraźniej, tajemniczy akcjonariusz Kogan przez jakiś czas był w stanie okazywać pomoc. W końcu, nie bez powodu znalazł się w gronie akcjonariuszy. A po drugie, widocznie, ten kto na końcu łańcuszka miał ochotę na Domodiedowo nie miał wystarczającej władzy, nie potrafił zorganizować jednoczesnego ataku ze strony Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i organów władzy sądowniczej. To ważny moment. Jeśli jakiś urzędnik, a nawet minister oświadczy, iż jest z kogoś niezadowolony, to w rzeczywistości wcale nie musi to prowadzić do wielkich nieprzyjemności. W naszym kraju jedni ministrowie są niezadowoleni z innych, często krytykują się nawzajem.

Problemy pojawiają się wtedy, gdy do walki z wybranym przeciwnikiem uruchamianych jest jednocześnie kilka instrumentów, z jednej strony MSW, Komitet Śledczy, z drugiej sądy. Nie przypadkowo kilka lat temu Władimir Putin zlikwidował sądy arbitrażowe jako oddzielną gałąź sądownictwa i podporządkował je Sądowi Najwyższemu,

Celem decyzji Putina było scentralizowanie systemu sądowniczego, podporządkowanie go jednemu organowi, skupienie władzy w jednych rękach, tych które zainicjowały atak na Kamienszczyka. Jego wrogowie w poprzednich latach byli nie dość silni. Kim jest naprawdę Dmitrij Miedwiediew? On boi się zrobić krok w lewo, lub w prawo bez uzgodnienia go z Władimirem Putinem. W 2011 roku marszcząc czoło, w sprawie Domodiedowa, trochę sobie pogadał. W tamtym okresie organy śledcze i sędziowie nie byli podporządkowani Miedwiediewowi. Dlatego działania śledcze zatrzymano. Dla wszystkich jest oczywiste, tej sprawy nie da się zakwalifikować jako przestępstwo… Wyjaśniło się szybko, iż ludzie którzy przy pośrednictwie Miedwiediewa gotowi byli odkupić port lotniczy, nie kontrolują ani śledztwa ani działalności sądu. Dlatego na jakiś czas sprawa przycichła. No a teraz powraca już po raz czwarty.

Chciałbym podkreślić, iż mamy do czynienia z działaniami podjętymi w podobnym stylu, co wcześniej w przypadku „Basznieftu”. Najpierw zostają aresztowani menedżerowie. To pierwszy sygnał dla właściciela, że sytuacja jest poważna, że trzeba pomyśleć o ustępstwach. Jeśli nie jest on do nich gotów, jest zawzięty, pora by aresztować jego samego. Ta historia miała identyczny przebieg, kiedy posadzono  Jewtuszenkowa, teraz rozegrano ten sam scenariusz.


Wybór Kamienszczyka? 


Gorstkina:

Jakie działania może jeszcze podjąć Dmitrij Kamienszczyk? Może będzie to zbytnie uproszczenie, ale wydaje się, że czeka go wybór między postawą „umownego” Chodorkowskiego, lub „umownego” Jewtuszenkowa. A może jest jeszcze jakaś inna możliwość?

Żaworonkow:

Dmitrij Kamienszczyk może pójść drogą Wiaczesława Breszta. Ten przedsiębiorca był współwłaścicielem Wierchniesadlinskiego Zjednoczenia Przemysłu Metalurgicznego (WSMPO-AVISMA). W pierwsze dekadzie nowego wieku podjęto wymierzoną w przedsiębiorstwo Breszta próbę wrogiego przejęcia. Zainicjowały ją organy wymiaru sprawiedliwości. Na początku Breszt udawał, ze gotów jest przyjąć zaproponowane mu warunki, potem jednak wyjechał za granicę. Zachował wolność. a potem udało mu się sprzedać akcje po cenie możliwej do zaakceptowania.




Dmitrij Kamienszczyk przyjechał do Moskwy z Jekaterynburga w połowie lat dziewięćdziesiątych. Lotnisko Domodiedowo było wtedy w opłakanym stanie. Przeszło przemianę dzięki jego wysiłkom. Teraz odlatują stąd samoloty największych światowych linii lotniczych. 



Gra w stylu Breszta jest w Rosji wciąż możliwa. Po pierwsze - spróbuj sprzedać temu, kto zostanie wskazany, jednak postaraj się wytargować jak najlepszą cenę. To może się udać, tym bardziej dlatego, iż w takiej sytuacji ludzie nie płacą z własnej kieszenie, a pieniędzmi z budżetu. Możliwość druga: trzymaj się do końca, zakładając iż także inicjatorom ataku zależy na tym, by kompania nie przeszła pod kontrolę państwa, tak jak się to stało z "Basznieftem". W tym wypadku agresor pozostał z niczym. Poprzednim właścicielom tłumaczono, iż powinni "Basznieft" oddać "Rosnieftowi". W rezultacie firmę odebrano Jewtuszenkowowi, ale nie stała się ona własnością "Rosnieftu". Teraz jest niezależnym przedsiębiorstwem państwowym.

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, że historia z Domodiedowo odbywa się, gdy w Rosji mówi się coraz więcej o nowej fali prywatyzacji. Odnoszę wrażenie, iż ludzie dysponujący w Rosji realną władzą chcą w związku z tym zademonstrować swoją siłę.  To wiadomość dla tych, którzy być może nie rozumieją, iż nawet jeśli zostanie ogłoszona prywatyzacja, to lepiej w nią nie włazić. To będzie niebezpieczna historia. Konkurencja nikomu nie będzie potrzebna.




Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski


Oryginał ukazał się na portalu openrussia.org: https://openrussia.org/post/view/12890/






 *Siergiej Żaworonkow (ur. 1977), rosyjski ekonomista orientacji liberalnej, działacz polityczny związany z ugrupowaniami opozycyjnymi. Naukowiec związany z Instytutem Gajdara. 










Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.