Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reżim Putina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reżim Putina. Pokaż wszystkie posty

piątek, 28 października 2016

Autorytarne reżimy nie są wieczne



Jak długo będzie trwał w Rosji system zbudowany przez Władimira Putina? Rosjanie spoza środowiska kremlowskiej elity są pesymistami. Putin nie jest stary, właśnie zapowiedział, że nie wybiera się na polityczną emeryturę, co oznacza, iż zechce ubiegać się o kolejną kadencję w wyborach 2018 roku. Czarnowidze wręcz ostrzegają, że po odejściu Putina może być jeszcze gorzej, Rosja pogrąży się w chaosie, albo zapanuje w niej reżim jeszcze bardziej bezwzględny. Dmitrij Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu jest autorem opublikowanej właśnie książki "Czy reżim Putina przetrwa do 2042 roku?". Jego zdaniem, dalsze rządy Putina oznaczają stagnację, podobną do breżniewowskiego zastoju. Tylko po jego odejściu, może rozpocząć się inicjowany z góry proces demokratycznych przemian.







Jakie są podstawy fantastycznego sukcesu prezydenta Rosji i co się stanie, kiedy odejdzie? Na ten temat wypowiada się profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, Dmitrij Trawin.

Rosbałt rozmawia z profesorem Dmitrijem Trawinem, autorem książki "Czy system putinowski przetrwa do 2042 roku?". Prof. Trawin jest dyrektorem Ośrodka Badań nad Procesami Modernizacji przy Uniwersytecie Europejskim w St. Petersburgu.




Z Dmitrijem Trawinem rozmawia Sofja Mochowa




Rosjanie uważają, że to Putinowi zawdzięczają poprawę warunków życia w pierwszych latach jego rządów. Teraz podbił ich serca ideą wielkiej Rosji zdolnej do obrony swoich interesów. 



Sofja Mochowa:
Władimir Putin stał się dla naszego kraju postacią kluczową, bez niego Rosja byłaby zupełnie inna. Czy uzasadniona jest opinia, iż od samego początku sukces Putina był uwarunkowany koniunkturą ekonomiczną, wynikał z podwyżki cen na ropę naftową? Czy należy mówić raczej o całym zespole przyczyn?

Pokolenie lat siedemdziesiątych

Dmitrij Trawin:
Narodziny obecnego systemu politycznego, czy jak chętnie mówią ekonomiści nowych instytucji społecznych, zasad gry regulujących nasze życie, rzeczywiście były uwarunkowane przez rozwój wydarzeń w latach dziewięćdziesiątych, później zaś przez wysokie ceny ropy naftowej, dzięki którym powstało wrażenie, iż lata dwutysięczne były epoką rozkwitu. Ale wielkie znaczenie miała też osobowość Władimira Putina. Gorbaczow był idealistą, gdy próbował reformować kraj, kierowały nim ideały pokolenia ukształtowanego w latach sześćdziesiątych. Putin należy do innego pokolenia, to ludzie lat siedemdziesiątych, generacja pragmatyków. Nowa sytuacja stwarzała warunki umożliwiające osiągnięcie określonych korzyści, a on potrafił je zmaksymalizować. Skorzystał on sam i jego najbliższe otoczenie. Tak z zasady zachowywali się ludzie lat siedemdziesiątych. Podobnie zachowali się należący do tego pokolenia oligarchowie, nie zastanawiając się nad sensem życia, i nie przejmując losem społeczeństwa, zgromadzili ogromne kapitały, maksymalizowali zyski. Reprezentujący to samo pokolenie ludzie kultury i dziennikarze bardzo szybko porzucili demokratyczne poglądy, zaczęli obsługiwać reżim, dziś są zamożni i zadowoleni z sukcesu. Pod tym względem Putin jest produktem swojego pokolenia.

Mochowa:
Pisze pan w książce, że kariera Putina, do chwili, gdy udało mu się odnieść oszałamiający sukces, nie toczyła się bez przeszkód,. Nagle człowiek znikąd podporządkował sobie cały system. Jak to się stało?

Droga na szczyt

Trawin:
Na pierwszy rzut oka, może się wydawać, że Putin został niekwestionowanym przywódcą kraju niemal z dnia na dzień. Nagle Jelcyn ogłosił, iż to on będzie jego następcą. Do tamtej chwili większość Rosjan nigdy o nim nie słyszała. W rzeczywistości zdobywanie Olimpu zabrało Putinowi sporo czasu,  od 1998 do 2004 roku. Wydaje mi się, że Putin będący z zawodu funkcjonariuszem organów bezpieczeństwa państwa nie potrafi myśleć strategicznie. O tym, co będzie robił i jak się zachowa decydowały okoliczności. Na początku zapewne wydawało mu się, iż w najlepszym wypadku na stanowisku prezydenta czekają go dwie kadencje. W początkowym stadium swojej prezydentury Putin musiał zostać zaaprobowany przez przedstawicieli rodziny Jelcyna, był zaledwie jednym z trybów rządzącej elity. Kiedy oficjalnie został dziedzicem Kremla, zabrał się za wzmacnianie swojej władzy osobistej. Ze swej strony "rodzinie" wydawało się, iż Putin pozostanie pierwszym wśród równych, a nie absolutnym numerem jeden. W tamtych czasach, w kraju funkcjonowały różne ośrodki władzy.

Stopniowo jednak Putinowi udawało się poszerzać swoje wpływy. Podczas przechodzenia z jednego poziomu na wyższy Putin uświadamiał sobie, iż opór materii nie jest tak silny, jak mogło wydawać się na początku. W dodatku, okazało się, iż społeczeństwo  chętnie przysłuchuje się propagandzie, z punktu widzenia władzy było to szczególnie cenne. Jak mi się wydaje, nawet sam Putin, nie przewidywał, jak wielki będzie sukces związany z drugą wojną w Czeczenii i jak szybko telewizja zdoła wytłumaczyć społeczeństwu, iż prezydent jest jego zbawcą i   stworzy obraz silnego, zdecydowanego przywódcy, wokół którego należy się zjednoczyć. Potem wyjaśniło się, iż rosną ceny ropy naftowej i możliwy jest rozwój gospodarki bez jakichkolwiek reform. Putin dobrze zapamiętał, że wprowadzaniu reform zwykle towarzyszą różnego rodzaju nieprzyjemności. Historia nie zna reformatorów podejmujących ambitny program zmian, którzy w rezultacie nie utraciliby sympatii społecznej. Putin zorientował się jednak, iż dochody z ropy naftowej pozwalają podwyższyć poziom życia społeczeństwa. W rezultacie zrezygnował z jakichkolwiek reform. Stopniowo zbudował system, o jakim na początku nawet i nie marzył. Po zwycięstwie w wyborach w 2004 roku okazało się, iż jest nie tylko prezydentem, a gospodarzem kraju.

Mochowa:
W najbliższym otoczeniu władcy zawsze można znaleźć chętnych do zajęcia jego miejsca. U nas jednak nie powstał żaden równoległy ośrodek władzy. Jak pan to wytłumaczy?

Trawin:
Stworzony przez Putina system eliminuje wszelkich konkurentów. Całkiem niedawno byliśmy świadkami operacji mającej na celu całkowitą dyskredytację byłego premiera Michaila Kasjanowa, mimo iż jest politykiem słabym, bez szansy na sukces.

Mochowa:
Nie miałam na myśli polityków zepchniętych na margines, a raczej tych, którzy trafili na Kreml….

Trawin:
Ci na Kremlu są zadowoleni, że się tam znaleźli. Odnieśli sukces, zbili majątek. Zaspokoili swoje potrzeby. Po co mieliby obalać wodza, próbować zająć jego miejsce? Ludzie z elity myślą racjonalnie, może w czasach Putina nie zajmą pierwszego, ani nawet drugiego miejsca, ale i tak ich sukces jest gwarantowany. Dobrym przykładem może być tu kariera Wiaczesława Wołodina (obecnie przewodniczący niższej izby parlamentu - "mediawRosji"), ten polityk zaczynał w partii byłego burmistrza Moskwy Jurija Łużkowa (wszyscy już o tym zapomnieli). Putin jak się okazało, potrafi przytulić polityka z obozu przeciwnego, umożliwić mu zrobienie kariery. Za to konflikt z prezydentem może być niebezpieczny. W takiej sytuacji człowiek rozsądny nie będzie się sprzeciwiał.

Oprócz tego, nawet z technicznego punktu widzenia, zmiana przywódcy nie byłaby prosta. Po pierwsze, Putin cieszy się kolosalną popularnością, nikt w takiej sytuacji nie będzie inicjował przewrotu. Poparcie dla Putina oznacza, iż bunt przeciw niemu może być zwyczajnie niebezpieczny. Po drugie, w Rosji nie ma tradycji wojskowych zamachów stanu. Po raz ostatni tego rodzaju próbę podjęto w grudniu 1825 r. Zamachowcy, dekabryści, ponieśli całkowitą klęską. Dziś, nikt w naszych siłach zbrojnych nie będzie żywił podobnych zamiarów i ambicji. Trzeźwa ocena obecnej sytuacji prowadzi do wniosku, iż w Rosji nie ma warunków dla wojskowego, lub cywilnego zamachu stanu. Pozycja Putina jest stabilna, władzy nic nie zagraża.

Odwrócona piramida

Mochowa:
Na jakich fundamentach opiera się piramida rządów Putina?

Trawin:
Paradoks polega na tym, iż obecnie cała struktura władzy trzyma się wyłącznie na samym Putinie. Przypomina ona odwróconą piramidę… W państwie demokratycznym zazwyczaj, wszystko zależy od społeczeństwa, głosując ludzie powierzają władzę wybranej przez siebie partii politycznej. Elity kreowane są dzięki poparciu z dołu. Później już w swych własnych szeregach elita szuka przywódcy. Bez wsparcia ze strony otoczenia nie będzie on w stanie rządzić.

Ale los Putina, dzięki potężnemu poparciu ze strony społeczeństwa, nie zależy od zachowania elity. Moglibyśmy wybrać nowych deputowanych do parlamentu, mianować nowych ludzi na stanowiska urzędnicze i wtedy okazałoby się, iż skuteczność ich działania jest taka sama, co ich poprzedników. W Rosji nie trudno wymienić elitę, przede wszystkim dlatego, iż to nie ona kreuje lidera. Jednak, gdyby Putin utracił popularność, moglibyśmy zobaczyć, jak historia zaczyna toczyć się w zgodzie ze scenariuszem znanym z historii: "A ty jesteś lżecarem…." Wtedy wszystko może się rozpaść w ciągu miesiąca-dwóch, społeczeństwo zacznie szukać nowego cara. Wystarczy wówczas w telewizji pokazać nowego cara… W takiej sytuacji zmiany mogą przyspieszyć, mogą zachodzić równie szybko, jak w sierpniu-wrześniu 1999 roku, gdy ludziom zaprezentowano Putina. Wystarczyło kilka miesięcy, by stał się przywódcą, dla którego nie ma alternatywy.

"A lud milczy…"

Mochowa:
Pisze pan, że społeczeństwo rosyjskie woli zachowywać milczenie. Nie miesza się do polityki i nie stara się jej analizować. Ludzie w innym kraju zachowaliby się inaczej, Putinowi trudno byłoby zdobyć ich uwielbienie.

Trawin:
"A lud milczy" - pamięta pani genialną frazę Puszkina z dramatu "Borys Godunow"? Coraz bardziej nabieram przekonania, iż to cecha charakterystyczna szerokich mas nie tylko w Rosji, ale i w innych krajach, gdzie nie doprowadzono do finału procesu modernizacji.  Co równie istotne, w tego rodzaju krajach, jeśli demonstruje się oburzenie i niezadowolenie, w odpowiedzi można dostać po głowie. Nawet w krajach zachodnich, nie całe społeczeństwa starają się zrozumieć istotę problemu, dotychczasowe sukcesy Donalda Trumpa są tu najlepszą ilustracją.

W latach dziewięćdziesiątych prosty człowiek w Rosji przejęty był przede wszystkim własnym losem. Po pracy nie miał najmniejszej ochoty zastanawiać się nad tym, co dzieje się w kraju. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że lata dziewięćdziesiąte były pasmem niepowodzeń. Jakość życia uległa pogorszeniu, ale ludziom brakowało czasu, by analizować dlaczego. Lata dwutysięczne przyniosły sukces i rozwój, gospodarka rozwijała się w szybkim tempie, zwiększały się dochody ludności. Pomogły przede wszystkim wysokie ceny ropy naftowej, jednak prosty człowiek nie będzie o tym myślał. Ludzie doszli do wniosku, iż jeśli życie stało się łatwiejsze, na pewno jest to zasługą Putina, to on przecież objął władzę. W wielu innych krajach, w podobnej sytuacji, tamtejsze społeczeństwa także zdałyby się na łaskę autorytarnego przywódcy. Przecież niemal wszystkie kraje europejskie mają w swej historii rozdział autorytarny. Z jednej strony jest mi przykro, iż nasze obecne władze doprowadziły kraj do sytuacji kryzysowej, mamy recesję, czekają nas lata stagnacji, zastoju, z drugiej jednak wiem dobrze, iż takie położenie nie potrwa wiecznie, iż w przyszłości dojdzie do zmiany reżimu.

Mochowa:
Wielu szanowanych ekonomistów twierdzi, iż pierwsze przejawy kryzysu wystąpiły znacznie wcześniej, niż w 2014 roku. Przecież Putin też to powinien rozumieć. Dlaczego nie podjął żadnych kroków zaradczych?

Najlepsze wyjście: nie robić nic

Trawin:
Putin wszystko rozumiał, nie ma wątpliwości. Choćby głośna dymisja ministra finansów Kudrina jesienią 2011 roku winna dać mu do myślenia. Odchodzi twój najlepszy minister, to wyraźny sygnał nadchodzącego kryzysu. Ale jak się wydaje, nie istniała szansa na uzdrowienie gospodarki bez gruntownych reform. Tu przypomina się stara radziecka anegdota o hydrauliku, który nie może niczego naprawić, bo trzeba zmienić całą instalację.

Najważniejszy problem gospodarki rosyjskiej polega na tym, iż działa ona w oparciu o nieprawidłowe zasady gry. Nie jest chroniona własność prywatna, urzędnicy mają możliwość obłożenia jej ogromnymi daninami-łapówkami, a ludzie z resortów siłowych mogą ją po prostu odebrać. W rezultacie biznes nie zajmuje się biznesem, za to transferuje pieniądze na zachód. By biznes mógł poczuć się bezpiecznie, należy w pierwszej kolejności uregulować sytuację z zaprzyjaźnionymi funkcjonariuszami resortów siłowych, uniemożliwić im odbieranie cudzego. Ale to właśnie "siłowiki" są podstawą reżimu Putina. Kiedy sytuacja w gospodarce zaczęła się pogarszać, Putin spędził z pewnością nie jedną bezsenną noc, zastanawiając się, co należałoby zrobić. I zdecydował, iż najlepiej będzie nie robić nic, zapewne dlatego, iż serce narodu można podbić przy pomocy innych metod. Popularność Putina spadała, ale udało się zająć Krym. I wskaźniki poparcia dla prezydenta zaczęły znów rosnąć, bez względu na kryzys w gospodarce.

Mochowa:
Dlaczego właśnie aneksja Krymu pozwoliła osiągnąć taki efekt?




"Czy Rosja Putina przetrwa do roku 2042 roku?" - nowa książka petersburskiego ekonomisty i publicysty Dmitrija Trawina wywołała w Rosji szeroką dyskusję. 



Trawin:
Dla wielu zdobycz ta miała znaczenie symboliczne. Każdy chciałby doświadczyć w życiu czegoś wielkiego, wspaniałego. Jeśli nie potrafisz samemu zdobyć się na coś podobnego, znaczącego, to warto przynajmniej poczuć się trybikiem wielkiej odnoszącej sukces machiny. Nie przypadkowo, największą popularność Stalin zdobył po wojnie, choć jakość jego rządów, w tym dowodzenia armią była katastrofalna. Ale ludzie chcieli być cząstką wielkiego mechanizmu ze Stalinem na czele. I obecnie znacznej ilości ludzi wydaje się, iż nawet aneksja małego półwyspu to także osiągnięcie na wielką skalę.

Swój wkład wniosła w tej historii umiejętnie sterowana propaganda. Ludzie nie mówią, że zabraliśmy Krym braterskiemu narodowi Ukrainy. Uważają, iż w Kijowie rządzi marionetkowa junta, że sterują nią Amerykanie pragnący na Krymie stworzyć bazę wojskową. Głosując na Putina, ludzie wspierają w ich przekonaniu wielką sprawę, chcą byśmy wzięli na siebie misję obrony kraju i całej Europy przed chytrym i agresywnym ukraińskim reżimem. Putin znalazł klucz do ludzkich serc, postąpił profesjonalnie z polityczno-psychologicznego punktu widzenia.

Mochowa:
Można więc powiedzieć, iż w pierwszych latach rządów Putina ludzie wielbili go za to, że poprawił się poziom ich życia, teraz zaś żyje im się dobrze, bo wielbią Putina? Najpierw dostali chleb, teraz igrzyska.

Trawin:
Ogólnie rzecz biorąc, tak. Ale, po pierwsze, nie obserwujemy jakiegoś drastycznego spadku poziomu życia, nie wpadliśmy w podobną do radzieckiej jamę z pustymi półkami. Trudno jednak nie zauważyć panującego powszechnie pesymizmu, ludzie nie widzą dla siebie perspektyw. Po drugie, władza przestała interesować się człowiekiem. W zamian zaproponowano społeczeństwu ideę ogólnopaństwową: jesteśmy wielkim krajem, odzyskaliśmy Krym. Ludzie poczuli się lepiej, wciąż wielbią Putina, choć nie są zadowoleni z sytuacji gospodarczej. Odpowiedzialnością za spadek swoich dochodów obarczają oligarchów, urzędników, liberałów. Obie te okoliczności w połączeniu ze zręczną propagandą pozwalają utrzymywać poparcie dla Putina na wystarczająco wysokim poziomie.

Zmiany inicjowane odgórnie

Mochowa:
Jaki rozwój wypadków czeka nas w przyszłości?

Trawin:
Bardzo prawdopodobne, że reżim przetrwa długo. Warto zastosować tu analizę porównawczą, pod wieloma względami widać dziś podobieństwo do schyłkowego okresu władzy radzieckiej. Jeden po drugim umierali jej przywódcy, Breżniew, Czernienko, Andropow, zbliżał się ostateczny krach reżimu. W końcu władzę objął przedstawiciel młodszego pokolenia, Michaił Siergiejewicz Gorbaczow. Rzecz jasna jego celem nie było zniszczenie systemu, doprowadzenie do tego, do czego doszło w końcu 1991 roku. Jednak zależało mu na przezwyciężeniu trudności i zainicjował proces transformacji. Wydaje mi się, iż podobny los spotka i obecny reżim. Być może trwać będzie długo, ale w końcu do władzy przyjdą ludzie, którzy zechcą go zmienić… Ale im dłużej reżim będzie rządzić, tym będzie nam trudniej i gorzej żyć.

Mochowa:
To znaczy, iż zapewne reżim nie przeżyje po odejściu swego przywódcy?

Trawin:
W istocie reżim Breżniewa skończył się po jego śmierci. Andropow i Czernienko rządzili bardzo krótko. Nawet Andropow pragnął zmian. Wewnątrz obozu władzy pojawiły się grupy różniące w ocenie tego, co należy robić… Upadek reżimu Putina, jak mi się wydaje, także zostanie zainicjowany z góry. Stanie się to wówczas, gdy walkę o władzę podejmą różne grupy, będą konkurowały między sobą, czyj program należy wprowadzić w życie.

Istnieje  niewielkie prawdopodobieństwo, iż Putinowi uda się przekazać komuś władzę jeszcze na 20-30 lat. Żaden z radzieckich przywódców nie potrafił znaleźć dla siebie następcy, ani Lenin, ani Stalin, ani Breżniew. Umierając wszyscy byli przeświadczeni, iż są otoczeni przez dziwnych ludzi, niektórych uważali za zdrajców, innych za nieudaczników. I dziś, trudno powiedzieć, by ktoś przy Putinie zajmował drugie miejsce. On sam nie dowierza prawie nikomu, stosuje taktykę dzielenia. Mam wrażenie, że kiedy odejdzie obecny prezydent, grupy walczące między sobą o władzę grupy jednakowo silne. Sytuacja zmusi je, by odwołały się do szerokich kręgów elity, zaś elita będzie musiała nawiązać porozumienie ze społeczeństwem. W rezultacie będziemy świadkami przynajmniej ograniczonej demokratyzacji, o przyszłości postputinowskiej Rosji będzie decydować całe społeczeństwo. Mało prawdopodobne, by ludzie pragnęli zachowania starego systemu. Po zakończeniu epoki Breżniewa, wszyscy z entuzjazmem przyjęli gorbaczowowską pieriestrojkę. Wszyscy chcieli zmian i rozumieli, że życie z kiełbasa jest lepsze od życia bez niej.

Mochowa:
Czy po kolejnej zmianie reżimu czekają nas trudne czasy?

Trawin:
Im dłużej będzie funkcjonował obecny reżim, tym transformacja będzie boleśniejsza. Pod tym względem, także jesteśmy podobni do ZSRR. Kraj przestaje się rozwijać, po to by gospodarka mogła rosnąć, niezbędny jest napływ nowych kapitałów. Niekoniecznie zagranicznych, wystarczy by nasze własne nie wyciekały za granicę i zostawały w kraju.

Jeśli obecny styl życia będzie trwał jeszcze 20 lat, okaże się, że wiele naszych wskaźników znalazło się na o wiele niższym poziomie, niż na zachodzie. Kiedy upadnie obecny nieefektywny reżim, niezbędne będzie wprowadzenie w życie programu poważnych reform gospodarczych. Będą bolały. Mamy w kraju ogromną ilość urzędników, wojskowych, ochroniarzy, kiedy zaczną się przemiany, ci ludzie będą musieli zdobyć nowe kwalifikacje. W tych okolicznościach, trudno mieć pewność, iż po zakończeniu putinizmu, w Rosji odniesie triumf prawdziwa demokracja typu zachodniego. Być może, sytuacja rozwinie się u nas jak na Ukrainie, gdzie różne ugrupowania toczą między sobą walkę, zaś samo państwo pozostaje dysfunkcjonalne. Trudno oczekiwać, iż Putinowi uda się całkowicie zapobiec groźbie rozpadu kraju (choćby w oparciu o scenariusz ukraiński). Niewykluczone, iż zostanie on odłożony w czasie. Autorytarne reżimy nie są wieczne. Także większość państw zachodu ma za sobą okresy trudnych przemian, widzimy też, co dzieje się obecnie w Gruzji i na Ukrainie. Tak więc czeka nas trudna przyszłość. Wrócimy jednak na ścieżkę rozwoju.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na portalu agencji "Rosbałt": http://www.rosbalt.ru/piter/2016/10/18/1559382.html





*Dmitrij Trawin (ur. 1964), ekonomista i publicysta o poglądach liberalnych. W latach 2001-2008 był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika "Dieło". Obecnie jest profesorem Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, kieruje w nim Ośrodkiem Badań nad Procesami Modernizacji. Jest autorem licznych publikacji w rosyjskich mediach oraz szeregu książek na tematy ekonomiczne i polityczne. 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





czwartek, 28 lipca 2016

Szukajcie gdzie indziej: od czego w Rosji zacznie się kolejna rewolucja?



Rosyjskie instytucje polityczne ulegają przyspieszonej degradacji. Z roku na rok ich funkcjonowanie pozostawia coraz więcej do życzenia. Zdaniem politologa i socjologa Michaiła Komina to największe niebezpieczeństwo zagrażające stabilności rosyjskiego systemu społeczno-politycznego. Jego zdaniem nie brak też grup i środowisk coraz bardziej niezadowolonych ze sposobu w jaki w Rosji sprawowana jest władza. Lokalne środowiska pracownicze, zdanych na siebie mieszkańcy dużych miast, weteranów wojny na wschodzie Ukrainy może już wkrótce ogarnąć gotowość do buntu. Ich protestów reżim winien obawiać się bardziej, niż gniewu pokonanych w latach 2011-2012 opozycjonistów z Placu Blotnego.     



Autor: Michaił Komin




Po doświadczeniach z 1917 roku Rosjanie boją się rewolucji. Coraz częściej jednak zastanawiają się, czy degradacja reżimu Putina nie doprowadzi w końcu do buntu na większą skalę.




Gdy zadamy pytanie o to, co może osłabiać trwałość obecnego reżimu, trzeba podkreślić, iż nie będzie to zjawisko poszerzania się grup społecznych gotowych do podjęcia nowych akcji protestacyjnych, i nie będzie to także, brak obaw ze strony Kremla, iż stąd może nadejść określone zagrożenie. Ważniejsza jest degradacja istniejących obecnie instytucji politycznych, z każdym rokiem mają one mniej możliwości, by na sposób pokojowy rozwiązywać nawarstwiające się problemy i sprzeczności.


Agresywny bezruch


Niedawno opublikowano wskaźniki dotyczące napięcia społeczno-ekonomicznego i politycznego w rosyjskich regionach. Wcześniej, wzrost niezadowolenia obywateli, tak oczywisty w ostatnich miesiącach, odczuwaliśmy zaledwie na poziomie intuicyjnym, teraz uzyskaliśmy twarde potwierdzenie, iż zjawisko to się nasila. Choć równocześnie dane socjologiczne demonstrują niewielki spadek gotowości ankietowanych do udziału w działalności protestacyjnej, to z  drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, iż społeczeństwo rosyjskie zamarło w narzuconej mu pozie "agresywnego bezruchu". Ludzi rozdrażniają działania szefów, władzy lokalnej i federalnej, brak im jednak determinacji, by to rozdrażnienie zademonstrować światu zewnętrznemu. Ale w tej pozie trudno trwać wiecznie. Wywołujące gniew społeczny problemy mają charakter strukturalny, jednak obecna elita nie jest w stanie, by  sobie to uświadomić.

Od czasów demonstracji na Placu Błotnym (autor ma na myśli serię wystąpień opozycji przeciw fałszerstwo wyborczym w latach 2011-2012 - "mediawRosji") strategia Kremla obliczona na przeciwdziałanie działalności protestacyjnej nie zmieniła się, choć w rezultacie wywołanej przyłączeniem Krymu euforii oraz największego spadku poziomu życia od końca lat dziewięćdziesiątych dokonała się jawna transformacja całego rosyjskiego pejzażu społeczno-politycznego. Z przeciwnikiem walczy się wciąż tak samo, liderzy opozycji są prześladowani, grozi się im represjami, przykleja się etykietkę zdrajcy wszystkim tym, których poglądy różnią się od oficjalnych. Przeprowadzana równocześnie czystka kadrowa przypomina imitację, działania protestacyjne udaje się marginalizować. Ale wszystkie te podejmowane przez Kreml działania mają niewiele wspólnego z rzeczywistym wzrostem napięcia, jaki można zaobserwować w rosyjskim społeczeństwie. Potencjalne protesty zdolne do zakwestionowania legitymacji obecnej elity zrodzą się nie w środowisku zwolenników Placu Błotnego, czy wśród aktywnych użytkowników sieci Facebook, lecz w zupełnie innych grupach społecznych. Gdy trzeba będzie odpowiedzieć na ich żądania, władza napotka szczególne trudności, lub okaże się, że nie potrafi tego zrobić.


Lokalne grupy zawodowe


Lokalne grupy zawodowe w dużych miastach mobilizujące się pod wpływem pogarszającej się sytuacji gospodarczej mogą okazać się pierwszym i zapewne najlepiej widocznym źródłem nowej fali protestów. Mogliśmy się już zorientować, iż Kreml nie ma zupełnie pojęcia co robić ze strajkami lekarzy, walutowych kredytobiorców, czy kierowców tirów. Co więcej, w porównaniu z zeszłym rokiem rośnie liczba tego rodzaju akcji protestacyjnych. W pierwszej połowie 2016 roku we wszystkich miastach Rosji zarejestrowano nieco ponad 150 akcji tego rodzaju.

Te strajki trudno jednak określić mianem buntu, większość z nich została zainicjowana w związku niewypłacaniem wynagrodzeń. Noszą one charakter zbiorowego apelu skierowanego do wyższych instancji władzy z prośbą, by zorientowały się co się dzieje.

Tradycyjna rosyjska wiara w dobrego cara batiuszkę i przekupnych bojarów-urzędników przed utratą popularności chroni wyłącznie Putina, poparcie dla pozostałych ogniw władzy stale spada.

Na rosyjską mentalność o charakterze paternalistycznym nie okazują wpływu głośne skandale, jak choćby ten ze słynną wypowiedzią premiera Miedwiediewa, "pieniędzy nie ma, ale trzymajcie się", będący  tym roku najpopularniejszą inspiracją dla przeróżnych memów. Podobnie wyglądał kolejny w tym roku incydent tego rodzaju - drwina wicepremiera Szuwałowa dla  mieszkań o powierzchni 20 metrów kwadratowych. Takie zdarzenia pokazują wyraźnie, iż między wyobrażeniami elity o życiu należącego do "putinowskiej większości" prostego człowieka, a jego oczekiwaniami, by elita już teraz podjęła określone działania, powstała prawdziwa przepaść. W naszej historii często bywało tak, iż gdy obywatele uświadamiali sobie rozmiary tej przepaści, zmieniali się z "agresywno-milczącej" większości w agresywną i zbuntowaną większość. Według podobnego scenariusza zaczynały się wydarzenia o charakterze rewolucyjnym. Oliwy do ognia dolewała władza, car zignorował prostych obywateli podczas Krwawej Niedzieli w St. Petersburgu, partia komunistyczna podjęła energiczne starania, by ukryć prawdziwe skutki katastrofy atomowej w Czarnobylu, itd.

Trzeba podkreślić, iż wszelkie reżimy autorytarne z trudem dają sobie radę z buntami pracowniczymi i to z dwóch powodów.

Po pierwsze, trudno je tak po prostu zignorować, uznać za skutek działania agentów Zachodu, czy własnej piątej kolumny. Ich charakter oznacza, iż są one bliskie i zrozumiale dla świadomości masowej. Początkowa apolityczność takiego protestu okazuje się jego siłą. Będące jego następstwem wezwania do zmiany władzy brzmią o wiele donośniej, zwłaszcza wówczas, gdy władza nie była w stanie odpowiedzieć zaspokajając uzasadnione i czysto ekonomiczne żądania uczestników protestu. Warto pamiętać, iż ostatni gwóźdź do trumny reżimu radzieckiego wbili górnicy,  stukając kaskami o bruk Placu Czerwonego. Gorbaczow zwyczajnie nie miał pojęcia co z nimi zrobić.

Po drugie, przeprowadzone niedawno badania pokazują, iż w społeczeństwach z przewagą "zamkniętego" kapitału społecznego (takiego jak w autorytarnej Rosji) spontanicznie utworzone struktury posiadają ogromny potencjał mobilizacyjny. Uczestniczący w nich ludzie gotowi są do udziału w akcjach protestacyjnych nie w ramach stabilnych, organizacji sieciowych, a korzystając z nieoczekiwanie nawiązanych związków społecznych w miejscu pracy, czy w swoim sąsiedztwie. Spontaniczność podobnych protestów nie pozwala ich uczestnikom na ocenę ewentualnego ryzyka, nie mają czasu, by zastanowić się, czy nie grożą im represje. To pewnego rodzaju poczucie wspólnoty z otaczającym ich światem ułatwia im podejmowanie działań o charakterze zbiorowym. Z wizualnego punktu widzenia takie akcje protestacyjne będą przypominać przysłowiowy rosyjski "wiec ludowy".


Bez pomocy państwa


Kolejna, stosunkowo liczebna, grupa demograficzna i społeczna zdolna do zainicjowania protestu to nowe pokolenie mieszkańców dużych miast cieszących się z odniesionego sukcesu. Do protestu może je popchnąć brak jakichkolwiek znaczących zmian w naszych instytucjach społecznych i politycznych. Niedawne badania socjologiczne ujawniły, iż odsetek ludzi przekonanych, iż są w stanie zapewnić sobie dobrobyt bez najmniejszej pomocy ze strony państwa wzrósł w Rosji do 44%. Ten trend najłatwiej zauważyć w dużych miastach o liczbie ludności nie przekraczającej 1go miliona. W nich wskaźnik "samodzielności" przekracza 50%. Tam, gdzie usługi i pomoc ze strony państwa okazywane są na poziomie niższym, niż w stolicy, nie prowadzi się odpowiedniej indeksacji wynagrodzeń, zaś kwalifikacje urzędników są rozpaczliwie niskie. W tych warunkach można liczyć tylko na siebie samego. Niektórzy dają sobie radę, w ich oczach państwo jest w stanie robić dobrze tylko dwie rzeczy: nic nie robić i przeciągać strunę.

Ludzie ci muszą być niezadowoleni z funkcjonowania władzy, Irytuje ich będący skutkiem wprowadzania sankcji, kontr sankcji oraz nie kończących się zakazów rosnący wpływ władzy na ich życie osobiste. Musi ich drażnić narzucanie modelu życia skomponowanego z prawosławia i codziennych praktyk regulujących radzieckie życie codzienne (na przykład konieczność przestrzegania zasad w ramach programu "gotów do pracy i obrony").

Rosnący brak równości, brak dróg awansu społecznego, zablokowanych najczęściej przez dzieci obecnej elity, wszystko to będzie prowadzić do wzrostu rozdrażnienia. Tak ludzie będą reagować na rosnącą ingerencję funkcjonariuszy państwa w życie osobiste. Wystarczy 5-10 lat, by wspomniane wyżej grupy i środowiska zmieniły się znacząco.  Teoria rewolucji wymyśliła termin, który będzie wówczas do nich pasował -"ludzie zbędni". Będziemy mieli do czynienia z pokoleniem niezdolnym do tego, by znaleźć dla siebie w życiu odpowiednie zgodne z ich wykształceniem i poziomem aspiracji miejsce. Będzie mu także trudno, by zapewnić sobie znaczący awans w hierarchii materialnej i społecznej. Wiara we własne siły pomoże takim wspólnotom ponieść koszty działań zbiorowych, zaś brak widocznej poprawy w polityce państwa, dalsza degradacja ekonomiczna i społeczna kolejnych regionów, mogą stać się bodźcem przyspieszającym wybuch buntu. Po zjednoczeniu ludzi "zbędnych" , dla przykładu, z nowymi uczestnikami rosyjskich protestów pracowniczych, "nowymi górnikami" gotowymi do wyjścia na Plac Czerwony, może powstać odpowiednia mieszanka wybuchowa zdolna do rozpalenia rewolucyjnych wstrząsów.


Zwolennicy "rosyjskiej wiosny"


Jeszcze jednym źródłem wzrostu napięcia politycznego może okazać się środowisko zwolenników "rosyjskiej wiosny". Ludzie ci wrócili z południowego wschodu Ukrainy, tam uczestniczyli w działaniach bojowych, lecz  po wypełnieniu swojej misji nie zdołali tam zostać. Są dobrze wyszkoleni, potrafią posługiwać się bronią, w Rosji jednak brakuje dla nich miejsca, zwłaszcza w sytuacji, gdy z życia politycznego eliminowana jest retoryka agresji, władza zaś orientuje się na odbudowę współpracy z Zachodem. Przed nimi dwie możliwe drogi. Niektórzy zdecydują się na przystąpienie do struktur podobnych do "Prywatnej Kompanii Wojskowej" Wagnera (prywatna firma wojskowa i ochroniarska uczestnicząca w walkach w obwodzie lugańskim, obecnie rekrutuje najemników do walk w Syrii - "mediawRosji"). Inni podejmą próbę wykorzystania w ojczyźnie zdobytego wcześniej kapitału społecznego i symbolicznego. Do podobnych symboli i grup społecznych odwołuje się już bohater "rosyjskiej wiosny" Igor Striełkow. Najpierw współuczestniczył w powołaniu do życia "Komitetu 25go stycznie", potem Ogólno Rosyjskiego Ruchu Narodowego.

Po doświadczeniach na Ukrainie, ludzie ci nie zdołali znaleźć dla siebie miejsca w systemie władzy politycznej w Rosji, odczuwają rozczarowanie i frustrację w związku z faktycznym odrzuceniem projektu "Noworosja".  Rozczarowani nigdy nie będą już wobec Kremla całkowicie lojalni i będą szukać wsparcia w alternatywnych ośrodkach siły i władzy. Rzecz jasna, będzie im trudno zrozumieć motywy obu opisanych wcześniej "potencjalnie rewolucyjnych" środowisk społecznych czy się z nimi połączyć. Zbyt różnią się światopoglądem, inne są bodźce popychające ich do działania. Jednak gdy system przestanie sobie radzić z rosnącym w społeczeństwie napięciem, ludzie dysponujący doświadczeniem wojskowej mobilizacji mogą wykorzystać sytuację.  Pod hasłem zachowania jedności kraju mogą lokalnie przejmować kontrolę nad wyznaczonymi przez siebie strefami. Ruch Strielkowa opublikował manifest, w nim mówi się nie o zdobyciu władzy, a o przejęciu jej w odpowiednich okolicznościach, gdy kraj ogarnie powszechny kryzys. Na jego podstawie można sądzić, iż działacze Ogólno Rosyjskiego Ruchu Narodowego traktują ten scenariusz jako nadający się do realizacji.

Główny jednak problem stabilności rosyjskiego reżimu związany jest nie z rosnącym wpływem grup społecznych skłonnych do działań protestacyjnych i nawet nie z tym, iż Kreml nie wyczuwa tkwiącego w nich zagrożenia. Większym niebezpieczeństwem jest postępująca degradacja i prymitywizacja funkcjonujących obecnie instytucji politycznych (zwłaszcza na poziomie regionalnym). Z roku na rok tracą one zdolność rozwiązywania rosnących sprzeczności metodami pokojowymi. Mamy więc do czynienia z różnymi przeciwstawnymi tendencjami. Z jednej strony rzeczywistość społeczno-polityczna znacznie się komplikuje, z drugiej strony systemowi coraz trudniej będzie się do niej adaptować. Taka sytuacja może doprowadzić do wybuchu.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski


Oryginał ukazał się na portalu rosyjskiej edycji magazynu "Forbes": http://www.forbes.ru/mneniya/protesty/323807-ne-tam-ishchut-otkuda-zhdat-novoi-revolyutsii-v-rossii






 *Michaił Komin, moskiewski politolog młodego pokolenia. Jego teksty publikowane są przez popularne rosyjskie media, magazyn "Forbes", portal ośrodka Carnegie, magazyn agencji "RBK".









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego




poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rosyjska władza i jej wojna o nieskrępowaną niezależność



Po przeszło piętnastu latach rządów Władimira Putina rosyjska władza może skonstatować z dumą, iż wybiła się na pełną niezależność, jej poczynania nie podlegają żadnym ograniczeniom. Leonid Gozman, rosyjski polityk orientacji liberalnej opisuje na jakich polach rosyjska władza wykonawcza zapewniła sobie monopol działania. Nic nie krępuje jej działań w odniesieniu do polityki kadrowej, nie dozwolone są oceny krytyczne pod jej adresem. Obecnej władzy rosyjskiej nie wiążą zobowiązania międzynarodowe, wolno jej posługiwać się dowolnymi koncepcjami uzasadniającymi jej postępowanie.



Autor: Leonid Gozman




Wielka wojna o niezależność (2000-2016)



Polityk Leonid Gozman o tym, jak władza w Rosji pojmuje dla siebie pojęcie wolności. 




Korespondencja Iwana Groźnego i Elżbiety I trwała kilkanaście lat. Na namalowanym przez XIX wiecznego malarza Aleksandra Litowczenkę car pokazuje brytyjskiemu ambasadorowi swoje skarby. Ale w swoich listach zarzucał angielskiej królowej, że jej władza poddana jest kontroli parlamentu. 





Każdy żywy organizm posiada instynkt wolności. Niech ktoś spróbuje kotu skrępować ruchy i potrzymać go w ten sposób przez jakiś czas. Zacznie się wyrywać. Władza zachowuje się identycznie.

W swoim słynnym liście adresowanym do królowej Elżbiety Iwan Groźny dziwił się, jak bardzo nieprawidłowo zorganizowano w Anglii system zarządzania państwem. Myśleliśmy, że Jej Wysokość jest gospodynią w swoim kraju, a okazuje się, że u Ciebie wszystkie decyzje podejmują ludzie. Żeby to byli ludzie, ale to są kupcy i handlarze. Iwan Groźny miał na myśli parlament. W jego rozumieniu, a także w rozumieniu większości jego następców, władza nie powinna podlegać żadnym ograniczeniom.

Wasyl Szujski, oczywiście, kłaniał się narodowi, obiecywał ując nikogo nie karać bez winy i nie prześladować rodzin podejrzanych. W październiku 1905 roku Mikołaj II ofiarował państwu manifest. Przypomnijmy też carycę Annę Iwanownę. I ona podpisała stosowne zobowiązania. Wystarczyły trzy tygodnie i caryca łaskawie się ich wyparła. Los wszystkich innych prób ograniczenia pełnomocnictw i praw rosyjskiej władzy był mniej więcej taki sam.

Konstytucja Federacji Rosyjskiej zawiera jasną deklarację stwierdzającą, iż źródłem władzy  jest naród. To oznacza, iż władza winna podlegać jego, tj. narodu, kontroli. Szliśmy w tym kierunku w ponurych latach dziewięćdziesiątych, mieliśmy wówczas wybory, wolną prasę, itp. Ale w 2000 roku władza podjęła wielką wojnę o niezależność i odrzucenie jakichkolwiek narzucanych jej ograniczeń. Właśnie ta wojna jest stałym elementem rosyjskiej polityki na przestrzeni ostatnich 15 lat.

Wojna toczona jest jednocześnie na kilku frontach.


Niezależność kadrowa


Wszelkie stanowiska w systemie władzy państwowej winny być zajmowane wyłącznie na podstawie rozporządzenia z góry, żaden inny sposób nie jest dopuszczalny. Ta zasada ma nie tylko racjonalne uzasadnienie, ważne także są jej aspekty emocjonalne i estetyczne. Proces wyborczy zorganizowano w ten właśnie sposób, nie tylko po to, by władzy wykonawczej zapewnić pełną kontrolę. Chodzi także o to, by zablokować wybór do parlamentu deputowanych niezależnych. Władza nie chce ich również w organach władzy uchwałodawczej na poziomie miejskim, czy obwodowym. Zamiana Władimira Czurowa na Ełłę Panfiłową na stanowisku szefa państwowej komisji wyborczej może oznaczać, iż być może na poziomie "estetycznym" i "emocjonalnym" dojdzie do pewnego rodzaju "poluzowania" i że władza zrezygnuje z dywanowych nalotów bombowych na już i tak rozgromionego (lub rozgromionego w oczach władzy) przeciwnika.

W szeregu przypadków, rezygnując z cudów nad urną wyborczą, władza po prostu zlikwidowała wybory. Swego czasu skasowano wybory gubernatorów obwodów, a także w znacznej mierze, merów miast. W tym samym celu zniszczono nie tylko system rozdzielający różne rodzaje władzy. Zniszczono wchodzące w jego skład komponenty, znaczenia zachowała wyłącznie władza wykonawcza.


Niezależność od ocen krytycznych


Władza stara się zrobić wszystko, by nikt nie miał prawa do oceny rezultatów podejmowanych przez nią działań (lub zaniechania działania). W wystąpieniach przywódców, w ich oficjalnych sprawozdaniach, mowa jest przede wszystkim o osiągnięciach; prosty obywatel nie dysponuje żadnymi narzędziami umożliwiającymi weryfikację tego rodzaju samochwalstwa. Weźmy dla przykładu patetyczne "wstawanie z kolan" i jego najświeższe przykłady. Tak naprawdę, trudno ocenić na ile nasze operacja w Syrii odniosła sukces. Informacje na ten temat docierają do ludzi tylko z ekranów telewizyjnych, nie mają żadnej możliwości, by samemu sprawdzić jej wiarygodność.

Kontrola nad mediami ułatwia władzom utrwalenie w świadomości odbiorców odpowiedniego obrazu świata. Teraz ludzie wierzą, że cały świat wypowiedział nam wojnę, że jej celem jest zniszczenie naszego kraju. Pytania o poziom życia być może wciąż padają na antenie, jednak robi się wszystko, by pomniejszyć ich znaczenie. Ludzie, tacy jak rzecznik praw człowieka, rzecznik praw dziecka, rzecznik przedsiębiorców, zobowiązani do informowania społeczeństwa, jaka jest ich ocena różnych aspektów naszego życia, zostali pozbawieni prawa do wypowiadania się. Zamiast nich swoimi komentarzami dzielą się ludzie całkowicie lojalni i przewidywalni.


Niezależność od zobowiązań międzynarodowych


Rosja podpisała szereg porozumień międzynarodowych nakładających na nią określone obowiązki. Władza stara się, by przestały jej wiązać ręce. Sytuacja pod tym względem, uległa zasadniczemu zaostrzeniu po aneksji Krymu. Teraz nasza władza próbuje odwoływać się do szczególnie egzotycznych konstrukcji politycznych. Pierwszą z nich jest kategoryczne żądanie kontynuacji systemu politycznego w krajach związanych z nami różnego rodzaju umowami. Porozumienia z Ukrainą mogą być nie przestrzegane, gdyż po sukcesie Majdanu mamy do czynienia z innym państwem. To jasne, iż na podobnej podstawie można odmówić przestrzegania zapisów dowolnej umowy. W odniesieniu do Francji, można powiedzieć, iż kraj ten pod rządami Francois Hollande'a różni się zasadniczo od dawnej Francji rządzonej przez Nicolasa Sarkozy'ego. Po drugie, nasi partnerzy są oskarżani o prowadzenie polityki wrogiej wobec Rosji. Mówi się wręcz, iż toczą z nami wojnę. W takich warunkach, zasada przestrzegania podpisanych porozumień po prostu przestaje obowiązywać. Po trzecie, władza odwołuje się do takich pojęć jak prawo historyczne, świętość terytorium, obrona rodaków żyjących za granicą, itd. Wszystkie one, a priori, z punktu widzenia naszej władzy są ważniejsze, niż zobowiązania wynikające z podpisanych umów. Pojęciami tymi łatwo się posługiwać, także dlatego iż one również nie poddają się weryfikacji. To oznacza, iż władza dysponuje monopolem na formułowanie pytań, na udzielanie odpowiedzi, na rozwiązywanie związanych z nimi problemów. Te analogie historyczne, które w związku z tym przychodzą do głowy są koszmarne. Być może lepiej nie mówić o nich w ogóle.


Niezależność konceptualna


Nie tylko na poziomie konkretnych działań, lecz także na poziomie deklaracji władza przestala traktować dobrobyt ludności jako cel priorytetowy, to zadanie przestało dla niej być najważniejsze. W niedawno zaakceptowanej formalnie Koncepcji Bezpieczeństwa Narodowego mówi się wprost, iż jej celem jest zapewnienie Rosji statusu wielkiego mocarstwa. O bezpieczeństwie obywateli, konieczności zapewnienia im skutecznej ochrony przed zagrożeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi mówi się też, lecz daleko nie na pierwszym miejscu. Wielkość, misja historyczna, prestiż są nie tylko zadaniami z dziedziny PR, w świadomości władz pojęcia te zajmują tyle miejsca, iż na kwestie oświaty, ochrony zdrowia, ekologii niemal nie zwraca się uwagi. W dawnych czasach samodzielny książę mógł uważać, iż budowa soboru jest ważnym zadaniem, zaś upowszechnienie umiejętności czytania i pisania nie. Tak powstawały fantastyczne sobory, podziwiamy je do dziś. Więc może warto zrozumieć, iż stary system feudalny do dziś pozostał nie pokonany.

Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski 



Oryginał ukazał się na lamach moskiewskiej gazety "Wiedomosti":




*Leonid Gozman (1950), polityk i publicysta, od czasów pieriestrojki związany z demokratyczną i liberalną formacją Jegora Gajdara i Anatolija Czubajsa. Był współprzewodniczącym liberalnej partii Sojusz Sił Prawicowych. Z wykształcenia psycholog, był wykładowcą Uniwersytetu w Moskwie. Obecnie jest prezydentem Fundacji "Perspektywa". 






Inne teksty Leonida Gozmana na blogu „Media-w-Rosji”:



W Rosji weszła właśnie w życie ustawa: przewiduje ona karę za publiczne użycie określenia „zbrodnicze” w odniesieniu do represji stosowanych w czasie wojny przez takie organizacje, jak NKWD, czy SMIERSZ.  Polityk i publicysta Leonid Gozman, uważa iż były one organizacjami przestępczymi na równi z hitlerowskimi GESTAPO i SS. I oświadcza, iż jest gotów stanąć w tej sprawie przed sądem, tak jak przewiduje to nowa ustawa.





Ukraińska awantura przyniesie Rosji poważne następstwa. Polityk i publicysta Leonid Gozman przede wszystkim obawia się konsekwencji w polityce wewnętrznej. Jego zadaniem dalsze zaostrzenie kursu będzie nieuniknione. Rosję czeka umocnienie policyjnych mechanizmów kontroli nad społeczeństwem, więcej cenzury, militaryzacja nauki, emigracja młodzieży i rosnące zacofanie kraju.



Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.