Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lew Gudkow. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lew Gudkow. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 września 2016

Podłość i świństwo



Od 2012 obowiązuje w Rosji ustawa o organizacjach niekomercyjnych. Przewiduje ona, iż organizacje pozarządowe zajmujące się polityką i korzystające z zagranicznych źródeł finansowania otrzymają status "agenta obcego państwa". Ministerstwo Sprawiedliwości zostało zobowiązane do prowadzenia odpowiedniego rejestru takich organizacji. Przestraszony przez falę protestów z lat 2011-2012 Kreml wydał wojnę pozarządowym stowarzyszeniom i organizacjom zajmującym się obroną praw człowieka, przeciwstawiającym cenzurze, piętnującym arbitralność władzy. Dziesiątki rosyjskich organizacji padło ofiarą drakońskiej ustawy. Zmuszono je do zaprzestania działalności. 


Teraz na listę agentów obcego państwa wpisano Ośrodek Lewady, najbardziej szanowaną w Rosji pracownię socjologiczną prowadzącą badania opinii publicznej. Publikowane przez nią dane i wskaźniki uważano za wiarygodne,  cieszyły się zainteresowaniem w Rosji i na całym świecie. Przyszłość Ośrodka stanęła pod poważnym znakiem zapytania…..

  
Z dyrektorem Ośrodka Lewady, Lwem Gudkowem rozmawia Natalia Diomina 




Wywiad z dyrektorem Ośrodka Lewady Lwem Gudkowem udało się przeprowadzić wieczorem 6 września. Dzień wcześniej dowiedzieliśmy się, iż 5 września Ministerstwo Sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej umieściło jeden z najbardziej szanowanych ośrodków socjologicznych w kraju na liście agentów obcego państwa.




Wybitny rosyjski socjolog Lew Gudkow jest szefem Ośrodka Lewady od 2006 r. 





Natalia Diomina:
Dzień dobry Lwie Dmitrijewiczu, czy można zadać panu kilka pytań?

Lew Gudkow:
Dzień dobry Nataszo ! Udzieliłem już dziś 52 wywiadów, ale jeśli trzeba, proszę bardzo. Tylko że język zaczął mi się  już plątać.

Diomina:
Co zmieni się w działalności Ośrodka Lewady, jeśli nie uda się odwołać decyzji o wpisaniu go na listę agentów obcego państwa?

Koniec działalności badawczej

Gudkow:
W różnym stopniu odbije się to na pracy poszczególnych komórek Ośrodka. Jeśli nie uda się niczego zrobić, to prawdopodobnie, zachowana zostanie ta część naszego zespołu, która zajmuje się badaniami komercyjnymi, marketingowymi. Ale jak mi się wydaje, cała robota autentycznie socjologiczna, analityczna zostanie wstrzymana. Na tym praktycznie zakończy się historia Ośrodka Lewady jako organizacji badawczo-analitycznej.

Zostanie zachowana jakaś struktura formalna, ale nie będzie to obecny zespół badawczy, który zdobył sobie taki autorytet i szacunek.

Działając w nowych warunkach, napotkamy poważne ograniczenia finansowe, nie będzie nam wolno prowadzić badań i sondaży socjologicznych. Naprawdę nie wolno! W pewnym stopniu zostanie to nam zabronione. W końcu nie da się prowadzać sondaży wyborczych i politycznych z przyklejoną łatką agenta obcego państwa.

Oprócz tego, ucierpi cały szereg prowadzonych przez nas obecnie badań obejmujących np. pracodawców, struktury zarządzające. Oni i tak się trzęsą, gdy się do nich zwracamy, ale od teraz, gdy będziemy mieli status agenta obcego państwa zwyczajnie będą nam odmawiać. 
W wielu regionach obowiązuje niejawna instrukcja kierownictwa, by nie podtrzymywać kontaktów z organizacjami agentami. Dotyczy to instytucji socjologicznych, ekonomicznych, charytatywnych, historyczno-krajoznawczymi. Więc choćby z powodów technicznych nasza dalsza praca będzie niemożliwa.

Diomina:
Czy decyzja Ministerstwa Sprawiedliwości była dla was zaskoczeniem? Czy ma związek ze zbliżającymi się wyborami do parlamentu?

Dusząca pętla

Gudkow:
Nie była dla nas niespodzianką. Ale irracjonalnie miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie… Już wcześniej przeprowadzano u nas różne kontrole, ale wówczas przepisy były bardziej precyzyjne. Jeśli chodzi o finansowanie z zagranicy, to zabronione były granty bezpośrednie. Zrezygnowaliśmy z nich już w zeszłym roku, przestaliśmy wówczas uczestniczyć w jakichkolwiek konkursach umożliwiających zdobycie grantu. Od tamtej pory, współpracę z partnerami zagranicznymi, organizacjami komercyjnymi, albo placówkami badawczymi, uniwersytetami, podejmowaliśmy tylko w oparciu o umowy komercyjne.

W pewnym momencie do ustawy o agentach obcego państwa wprowadzono określone poprawki, teraz jako zakazane klasyfikowane jest wszelkiego rodzaju wsparcie finansowe z zagranicy. Dziś dowolne finansowanie z zagranicy, nawet jeśli sponsorami są nasze krajowe firmy, lub organizacje, albo uniwersytety z innych państw jest traktowane jako swego rodzaju "kryminał". Ta taktyka jest nieskończenie tępa, w dodatku stwarza warunki uniemożliwiające prowadzenie niezależnych badań socjologicznych. Po cichu niezależnej nauce nakłada się duszącą ją pętlę.

Diomina:
Czy nie wydaje się panu dziwne, że obecna decyzja została podjęta przed wyborami? Władza udawała, iż zależy jej na tym, by przeprowadzono je uczciwie….

Przed wyborami

Gudkow:
Zbliżające się wybory odegrały rzecz jasną swoją rolę. Stały się swego rodzaju katalizatorem, przyspieszyły czysto formalne zakończenie kontroli. Przeprowadzono ją niedbale, to była pospieszna chałtura, potraktowano nas z lekceważeniem. Łatwo było w niej dostrzec ślady zamówienia politycznego. Czarną robotę zepchnięto na drobnych podwykonawców. Jak mi się zdaje, Ministerstwo Sprawiedliwości, w oczywisty sposób nie chciało zajmować się tą sprawą, ona ruszyła do przodu dopiero po trzecim oświadczeniu wydanym przez działaczy "Anty-Majdanu". Kluczową rolę odegrała oficjalna interpelacja Sablina, członka Rady Federacji. Wtedy ruszyła kontrola. Początkowo zapowiadano, iż będzie trwała od 12 do 31 sierpnia, w rzeczywistości ograniczono ją do pięciu dni.

W protokole pokontrolnym jest wiele błędów, powtórek, naciągnięć. Chciałem go dziś opublikować, ale zderzyłem się z przeszkodami o charakterze formalnym. Dokument wymienia kilka firm, z którymi współpracowaliśmy,  zawiera także informacje o charakterze finansowym, publikując je moglibyśmy naruszyć wiążącą nas tajemnicę handlową.

To utrudnia publikację protokołu pokontrolnego. Postaramy się w najbliższym czasie zorientować, czy nasi partnerzy nie będą mieli zastrzeżeń, a jeśli ktoś nie wyrazi zgody, dane te zostaną zasłonięte. Za to same nazwy firmy zostały wymienione na portalu Ministerstwa Sprawiedliwości. Więc ukrywanie ich byłoby śmieszne.




Setki rosyjskich organizacji pozarządowych umieszczono w rejestrze agentów obcego państwa, zmuszając ich działaczy do zaprzestania, albo ograniczenia działalności.

"Polit.ru" : 
Agencja Interfaks powołując się na Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowała , iż znaczna część otrzymanego przez Ośrodek finansowania pochodziła od Uniwersytetu Wisconsin. Wśród innych firm i organizacji zagranicznych finansujących Ośrodek Lewady znajdowały się: IPSOS MORI UK LTD (Wielka Brytania), moskiewska filia Jones Day Partnership Limited (USA), FAFO AIS AS (Norwegia), Fernland Holdings LTD (Szwajcaria), Deutsche Gesselschaft Fuer Technische Zusammenarbeit GNBH (RFN), Gallup Inc (USA), Viesoji Istaiga (litwa), University of Wisconsin (Madison, USA), Regents of University of Colorado, Columbia University, The George Washington University (USA).



Diomina:
Być może im więcej w raporcie znajduje się błędów, tym lepiej? Łatwiej będzie w sądzie zaskarżyć postanowienie ministerstwa….

Zamówienie o charakterze politycznym

Gudkow:
Mamy do czynienia z oczywistym zamówieniem o charakterze politycznym. Dotyczy ono nie tylko Ośrodka Lewady. Taka jest ogólna tendencja. Co raz bardziej do głosu dochodzą siły reakcji. Ja to nazywam recydywą totalitaryzmu. Nie tylko my staliśmy się jej ofiarą, zwrócono na nas uwagę, bo jesteśmy trochę bardziej rozpoznawalni od innych. Nasze dane częściej pojawiają się w mediach.

Diomina:
Jak się Panu wydaje, jaka byłaby reakcja na tę sytuację założyciela ośrodka, Jurija Lewady?

Gudkow:
Powiedziałby, że to "podłość i świństwo". Tak samo ocenił swego czasu wrogie przejęcie WCIOMu (od 1992 roku Jurij Lewada, uczony z dysydencką przeszłością,  kierował pracami najważniejszej wówczas rosyjskiej pracowni socjologicznej Wszechrosyjskiego Ośrodka Badania Opinii Publicznej. W 2003 roku pozbawiono go stanowisko. Na znak protestu Lewada i grupa jego wspołpracowników opuścili WCIOM, zakładając swoją własną pracownię badawczą - "mediawRosji)".

Diomina:
Czy odczuwa pan wsparcie ze strony środowiska? Zebrano już ponad 200 podpisów pod petycją skierowaną do ministra sprawiedliwości. Jej inicjatorem na portalu change.org jest socjolog Dmitrij Rogozin.

Gudkow:
Jeszcze jej nie widziałem, ale to z jego strony gest zasługujący na szacunek, zwłaszcza, iż on sam często występował z krytyką pod naszym adresem.

Diomina:
Dotarły do was listy ze wsparciem od kogoś jeszcze? Kolegów socjologów?

Gudkow:
Na razie niczego nie widziałem, przez cały dzień, od rana rozmawiam przez telefon. Bez przerwy. No i jeszcze odbyliśmy zebranie z prawnikami.

Diomina:
Oddacie sprawę do sądu?

Pójdziemy do sądu

Gudkow:
Nie mamy innego wyjścia. Spodziewałem się, że w piątek zostanę wezwany do Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie miano zapoznać mnie z protokołem pokontrolnym i gdzie miałbym szanse na zgłoszenie swoich zastrzeżeń. Ale prawdopodobnie, wczoraj, na Ministerstwo Sprawiedliwości wywarto silny nacisk, jego urzędnicy szybko zrezygnowali z piątkowego dialogu na temat protokołu. Moje zastrzeżenia przestały kogokolwiek interesować. Powiedziano nam, że nie będą rozpatrywane, zostaną dodane do akt, gdy naszą sprawę oddamy do sądu. Podpisali szybko decyzję i przysłali do nas. Więc teraz możemy już iść tylko do sądu.

Diomina:
Jak mi się wydaje, środowisko socjologiczne winno wystąpić w waszej obronie. Jeśli dobrali się do was, dobiorą się i do innych…

Gudkow:
Istotnie, nasza sprawa dotyczy wszystkich. Jeśli nie uda się nam wywinąć, to będą bić wszystkich za udział w projektach międzynarodowych. Bez względu na to, czy uderzenie trafi w ludzi lojalnych wobec władzy, czy nie. Będziemy mieli do czynienia z całkowitym bezprawiem.

Diomina:
Będziecie dalej publikować swoje prognozy przedwyborcze?

Gudkow:
Mówiąc szczerze, nie wiem. Być może, naszemu koledze Grażdankinowi uda się coś jeszcze opublikować.

Diomina:
Przyszło mi do głowy, iż być może władze postanowiły przeszkodzić wam w opublikowaniu jakichś danych tuż przed wyborami, czy zaraz po nich?

Gudkow:
Nie wydaje mi się, choć ofensywa przeciw nam zaczęła się od neurotycznej reakcji na prawybory w partii "Jedna Rosja". Tendencja uległa wzmocnieniu latem, gdy okazała się, że spada jej popularność. W warunkach kryzysu, władza rzeczywiście obawia się rosnącego niezadowolenia społecznego, negatywnych ocen Dumy, rządu i innych organów władzy. Więc w odpowiedzi, zaczynają na wszystkich wywierać presję.


Memoriał

PS. Wieczorem, 6 września pojawiła się informacja o tym, iż rozpoczęła się nie planowana wcześniej kontrola charytatywnego Stowarzyszenia Memoriał zajmującego się obroną praw człowieka. Na podstawie instrukcji wydanej przez Prokuraturę Generalną, Ministerstwo Sprawiedliwości sprawdza, czy "czy istnieją przesłanki mówiące o tym, iż organizacja zajmując się działalnością nie mającą charakteru komercyjnego, jednocześnie spełnia rolę agenta obcego państwa…."  W odpowiedzi na żądanie Ministerstwa Sprawiedliwości Memoriał udostępnił kontrolerom protokoły, sprawozdania z prowadzonej działalności, listy publikacji, dokumenty finansowe, bankowe, itd. z ostatnich 4 lat (od chwili przyjęcia odpowiedniej ustawy). Przedstawione dokumenty liczą 31250 stron. Wyniki kontroli winny zostać opublikowane nie później, niż 30 września.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał rozmowy ukazał się na portalu polit.ru:




* Lew Gudkow (1946), wybitny socjolog rosyjski, analityk, od 2006 r. dyrektor Ośrodka Lewady, cenionego w Rosji i za granicą ośrodka badania opinii publicznej. Autor licznych artykułów i książek publikowanych w Rosji i za granicą.









*Nataia Diomina, rosyjska dziennikarka specjalizująca się w problematyce naukowej. Publikuje na portalu polit.ru i w magazynie "Troicki Wariant"








*Ośrodek Lewady, rosyjska organizacja socjologiczna zajmująca się badaniem opinii publicznej. Uważana za najbardziej wiarygodną instytucję tego rodzaju w kraju. Ośrodek powstał w 2003 roku, gdy grupa socjologów na czele z Jurijem Lewadą została wypędzona z moskiewskiego Wszechrosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej. Ówczesne wydarzenia wokół WCIOMu interpretowano jako jeden z pierwszych sygnałów pojawienia się w Rosji tendencji autorytarnej po objęciu urzędu prezydenta przez Władimira Putina.
Badacze tacy, jak Jurij Lewada, Borys Dubin, Lew Gudkow, Aleksiej Lewinson związani byli z WCIOMem od lat. Ich zasługą był rozwój nowoczesnej rosyjskiej socjologii. Pozbawieni pracy, założyli własną placówkę badawczą, działającą najpierw pod nazwą VCIOM-A, później jako Ośrodek Lewady. Pierwszy szef placówki, wybitny uczony z dysydencką przeszłością w czasach radzieckich, wielki przyjaciel Polski Jurij Lewada umarł w 2006 roku, jego następcą na stanowisku dyrektora został Lew Gudkow.





Inne wywiady z Lwem Gudkowem na "Media-w-Rosji":



Krym i Ukraina: większość Rosjan popiera interwencję.


Bezpośrednio po wybuchu kryzysu na Ukrainie rosyjska opinia publiczna ze spokojem obserwowała bieg wydarzeń. Dopiero zmasowana kampania propagandowa obudziła demony i większość Rosjan uwierzyła w zagrożenie ze strony banderowskich radykałów. Zmniejszył się lęk przed wojną, wzrosło poparcie dla interwencji wojskowej na Krymie i we wschodnich regionach Ukrainy.

O wynikach sondażu przeprowadzonego przez Centrum Lewady rozmawiają Andriej Lipski (Nowaja Gazieta) i Lew Gudkow (dyrektor Centrum).



Co Rosjanie myślą o Olimpiadzie w Soczi?

 

Olimpiadą w Soczi zachwycają się kontrolowane przez Kreml media. Ale, jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez cenione w Rosji „Centrum Lewady”, stosunek społeczeństwa do igrzysk nie jest jednoznaczny. Jedni, widzą w nich szansę na umocnienienie międzynarodowego prestiżu Rosji. Inni są przerażeni związaną z Olimpiadą korupcją.


Z dyrektorem „Centrum Lewady”, Lwem Gudkowem, rozmawia Andriej Szaryj.



Nawalny: biegacz ze związanymi nogami




Lew Gudkow, dyrektor Centrum Lewady, uważa, iż pod koniec moskiewskiej kampanii wyborczej można zaobserwować wzrost popularności wszystkich kandydatów. Jego zdaniem, jednak prawdopodobieństwo, iż w Moskwie dojdzie do drugiej tury wyborów mera nie jest wysokie. Fragmenty wypowiedzi Lwa Gudkowa w programie Radio Swoboda.









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





poniedziałek, 17 marca 2014

Krym i Ukraina: większość Rosjan popiera interwencję.


Bezpośrednio po wybuchu kryzysu na Ukrainie rosyjska opinia publiczna ze spokojem obserwowała bieg wydarzeń. Dopiero zmasowana kampania propagandowa obudziła demony i większość Rosjan uwierzyła w zagrożenie ze strony banderowskich radykałów. Zmniejszył się lęk przed wojną, wzrosło poparcie dla interwencji wojskowej na Krymie i we wschodnich regionach Ukrainy.

O wynikach sondażu przeprowadzonego przez Centrum Lewady rozmawiają Andriej Lipski (Nowaja Gazieta) i Lew Gudkow (dyrektor Centrum).

Oryginał wywiadu opublikowano na łamach moskiewskiej „Nowej Gaziety”.


Andriej Lipski, Nowaja Gazieta:
Obserwujecie sytuację na Ukrainie od października zeszłego roku. Bezpośrednio przed wybuchem „kampanii krymskiej” (w drugiej połowie lutego) przeprowadziliście kolejne badanie, by wyjaśnić jak Rosjanie odnoszą się do wydarzeń na Ukrainie. Sytuacja uległa zaostrzeniu po 30 listopada, kiedy na Majdanie pobito studentów – potem już wypadki toczyły się z rosnącą szybkością. Wasze badanie w lutym przeprowadzono, kiedy kryzys osiągnął już wielkie rozmiary, ludzie i w Rosji i na Ukrainie zdążyli się do niego ”przyzwyczaić” , jednak decyzje o użyciu siły w konflikcie krymskim nie były jeszcze podjęte. Na pewno można poddać analizie zmiany jakie zachodziły w świadomości masowej Rosjan od chwili rozpoczęcia kryzysu, do momentu agresji na Krym i uruchomienia maszyny „propagandy wojennej”?
Lew Gudkow, Centrum Lewady:
- Na początku Rosjanie odnosili się do wydarzeń na Ukrainie raczej obojętnie. Dominowało ogólne niezrozumienie tego, co się tam działo. Nawiasem mówiąc, to niezrozumienie istnieje i dzisiaj, kiedy stoimy wobec na poły wojennej ewolucji konfliktu. Ogólnie rzecz biorąc panowało powszechne przekonanie, iż lepiej nie mieszać się do tego, co dzieje się na Ukrainie.
Lipski:
- To znaczy obywatele Rosji nie bardzo chcieli przejmować się sytuacją, jaka złożyła się u naszych sąsiadów?
Gudkow:
- Nie chcieli. Takie stanowisko jest typowe dla świadomości masowej zmęczonego społeczeństwa: nie ma sensu, by Rosja angażowała się w konflikty poza jej terytorium, nadszedł czas, by zająć się własnymi
W przeprowadzonym 16.03 referendum ponad 90%
głosująych poparło przyłączenie Krymu do Rosji. 
sprawami. Ludzie występowali raczej, przeciwko stosowaniu siły dla rozwiązywania konfliktów o charakterze politycznym i narodowościowym. Pamięć utrwaliła doświadczenie Tbilisi, Wilna, Rygi, Baku. A także doświadczenie 1993 roku, kiedy sami znaleźliśmy na krawędzi wojny domowej. Dlatego od 65 do 75% ankietowanych aż do połowy lutego (!) uważało, iż  Rosja winna zachować dystans i nie mieszać się w sprawy wewnętrzne Ukrainy. Przeważała opinia, iż Ukraina lawiruje między Rosją, a Zachodem, rozumiano iż znalazła się ona w katastrofalnej sytuacji gospodarczej. Rozumiano także, iż na Ukrainie przez lata testowano różne modele: stary radziecki, potem mafijny oligarchiczno- skorumpowany. W rezultacie spory odsetek Rosjan był gotów zaaprobować model oparty na integracji z Europą. Tylko 29% uważało wówczas, iż wybór takiej drogi będzie zdradą Ukrainy wobec „braterstwa słowiańskiego” , związku z Rosją, itd. Taki rozwój wypadków traktowano wówczas jako nieunikniony, a nawet uzasadniony. Towarzyszyło temu przekonanie, iż Ukraina staje się całkowicie samodzielnym państwem, z którym warto utrzymywać przyjacielskie kontakty, bez wprowadzania barier celnych, wiz, zachowując otwarte granice. Ludzie uważali także, iż między obydwoma krajami zachowały się bliskie, historyczne, kulturalne, a nawet czysto rodzinne związki. 40% mieszkańców Rosji ma na Ukrainie biskich znajomych, lub krewnych, albo stąd pochodzi. Około 28% Rosjan ma swoje korzenie na Ukrainie. Stąd istniejące w Rosji poczucie szczególnej bliskości w stosunku do Ukrainy. Nic dziwnego, iż sam pomysł mieszania się w wewnętrzne sprawy w świadomości społecznej wydawał się szalony.
W grudniu zeszłego zaszła zmiana, wydarzenia na Ukrainie zaczyna się oceniać jako prowokację Zachodu, usiłującego doprowadzić tam do zaostrzenia konfliktu. Ta wersja natychmiast przenika do świadomości masowej. W grudniu i styczniu 83% ankietowanych uważało już, że konflikt na Ukrainie jest prowokacją ze strony Zachodu. Równolegle istniały także inne interpretacje (dla przykładu oburzenie i protest Ukraińców przeciw reżimowi Janukowicza), jednak zaczęły one podlegać korekcie. Kryzys jest faktem, ale Zachód zaczyna „łowić ryby w mętnej wodzie”.
Jednak od stycznia do lutego, wersja o „zachodnim śladzie” traci na popularności.  Aż dwa razy, z 83 do 43% .
Lipski:
- I jaka wersja pojawia się w zamian?
Gudkow:

Kłamliwa kampania pełna agresji

- Mamy tu całą paletę wariantów: i powstanie ludowe przeciw skorumpowanemu reżimowi, próbę antyrządowego przewrotu, próbę zdobycia władzy przez radykalnych nacjonalistów oraz odwet za okrucieństwo i niekompetencję reżimu Janukowicza.
Sytuacja zmienia się jednak radykalnie w połowie lutego, kiedy rozpoczyna się masowa kremlowska kampania propagandowa. Osobiście, nigdy nie widziałem kampanii o podobnym stopniu agresji, intensywności, równie kłamliwej. Ta propaganda opera się na kilku podstawowych tezach.
1. Powstało zagrożenia dla życia Rosjan na Ukrainie. I w rezultacie zaistniała potrzeba obrony „swoich”.
2. Dyskredytacja Majdanu i jego zwolenników, ruchu protestu na Ukrainie oraz jego całej motywacji. Postawiono pod wątpliwość przebudzenie społeczeństwa, jego starania, by zbudować demokrację, utrwalić szacunek dla prawa i wybrać władze świadome swej odpowiedzialności. Zwolenników Majdanu i integracji europejskiej zaczęto nazywać „bandytami”, nazistami, antysemitami, radykalnymi nacjonalistami-banderowcami. W ten sposób usunięto ze świadomości społecznej wersję o uzasadnionym społecznym proteście. Zastąpiono ją historią o banderowcach, choć większość w Rosji nie pamięta już, lub po prostu nie ma pojęcia kim był Stepan Bandera. Najważniejsze jest to, że propagandowa narracja połączyła ze sobą dywizję SS Galizien, Stepana Banderę, faszystów, antysemitów z relacjami o prawicowych radykałach obecnych na kijowskich barykadach. W rezultacie powstał groźny koktajl ideologiczny będący swego rodzaju zasłoną dymną, przesłaniająca rzeczywiste motywy konfrontacji na Majdanie.
3. W końcu lutego – na początku marca obserwujemy trzecią istotną zmianę. Propaganda zaczyna opowiadać o obecnym na Ukrainie chaosie i braku władzy. Słyszymy o rosnącym bandytyzmie, szabrownictwie i wynikającym z nich zagrożeniu dla rosyjskojęzycznej ludności, zamieszkałej przede wszystkim na Krymie i na wschodzie Ukrainy. W tych warunkach, by je ratować Rosja musi podjąć interwencję.
Stopniowo od końca lutego do marca w propagandzie nabiera siły jeszcze jedna ważna teza. Wschodnie regiony Ukrainy, to ogólnie rzecz biorąc, z historycznego punktu widzenia, ziemie rosyjskie i także dlatego Rosja powinna wystąpić w ich obronie i przejąć nad nimi kontrolę.
Na czym polega skuteczność takiej propagandy? Rozprzestrzeniano ją jednym, pozbawionym przerwy strumieniem. Powtarzano te same tezy i sformułowania. Wykluczono jakikolwiek, alternatywny punkt widzenia. Wykorzystano zasady psycholingwistyki. Montowano obrazy ze słowami i korzystano z podmiany pojęć. Uparcie wbijano do głów widzów odpowiednie skojarzenia. Towarzyszyła temu otwarta dezinformacja o nie prawdziwych aktach przemocy, porwaniach, bójkach i pobiciach, dyskryminacji rosyjskojęzycznych mieszkańców i kierowanych pod ich adresem groźbach, itp. W ten sposób stworzono w umysłach kaszę. I następujący obraz świadomości społecznej: mniej niż jedna trzecia ankietowanych stwierdziła, iż w jakimś stopniu rozumie, to co dzieje się na Ukrainie, zaś 70% przyznało, że nie są w stanie tego zrozumieć. Równolegle 63 % ankietowanych było zdania, iż federalne stacje telewizyjne relacjonowały obiektywnie bieg wydarzeń. To oznacza, iż ludzie bezkrytycznie łykają i przyswajają, to co przekazywane jest z ekranu.
Lipski:
- Z drugiej strony, wasze badanie potwierdza, iż obywatele Rosji nie dowierzają podstawowym kanałom telewizyjnym. Dzieje się tak w sytuacji wolnej od napięcia i konfliktów, gdy toczy się zwykłe życie. Zazwyczaj tak reaguje nieco mniej, niż połowa ludności.
Gudkow:
- Tak. To dziś ok. 47%.
Lipski:
- Za to dziś stopień zaufania do telewizji gwałtownie się zwiększył. W głowach powstał chaos, nie wiadomo, na czym się oprzeć, by nie zbłądzić. W tej sytuacji rośnie zapotrzebowanie na telewizję, powstaje iluzja, że człowiek coś z tego zrozumie. Dzięki temu znika przerażenie, wynikającego z braku wiedzy i zrozumienia tego, co się dzieje.
Gudkow:
- Skąd więc się bierze taka siła przekonywania, zwłaszcza, gdy towarzyszy jej brak zrozumienia? Wydaje mi się, że pierwszym źródłem tej sytuacji jest strach. Lęk przed destabilizacją, ewentualnymi wstrząsami politycznymi, przed kryzysem i konfliktami. Dla obywateli Rosji najważniejsze jest to, by zachować to co się ma, nie zaś podnieść poziom własnego życia. Dlatego niezrozumienie tego, co się dzieje wzbudza trwogę, niepokój i zwiększa szczególną podatność na manipulację.
Lipski:
- Postawa, „żeby tylko nie zrobiło się gorzej” występuje nie tylko w warunkach konfliktu, takiego jak ten wokół Ukrainy. Ona jest obecna i w spokojniejszych okolicznościach. Obywatele pragną się dostosować, adaptować. Nie daj Boże zaczną się zmiany, one mogą oznaczać tylko jedno, będzie gorzej.

Strach zamienia się w agresję

Gudkow:
- Moment kolejny, to przekształcenie strachu w agresję wobec tego, kogo propaganda przedstawia jako źródło strachu i niepokoju. Bardzo często taką rolę narzuca się zwolennikom zmian. Nawet jeśli będą to idealiści, reformatorzy, a ich działania opierają się na uznawanych za ważne z obywatelskiego punktu widzenia wartościach. Strach rodzi agresję, pragnienie „dołączenia do tłumu” i oparcia się na tym co znane, zgodne z przyzwyczajeniami. Nasze największe przyzwyczajenie, to postawa pełna pokory i zależności od władzy. I właśnie tego rodzaju propaganda skłania ludzi do konsolidacji wokół władzy. Ludzie wyrażają akceptację dla władzy, choć równocześnie, jej stanowisko może budzić ich wątpliwości. Tego rodzaju konsolidację buduje się wokół starych schematów i stereotypów myślenia imperialnego: „biją naszych”, „postępuje proces rozpadu państwa”, „Rosjanie znaleźli się w niebezpieczeństwie”. I w rezultacie, to państwo, jakim by ono nie było, bierze na siebie rolę obrońcy, gwaranta. Paternalistyczno-państwowa świadomość nie tylko aktywizuje się, lecz staje się wręcz silniejsza pod wpływem imperialnych mitów, legend i symboli. Wszystko odbywa się na poziomie mitologicznym, równocześnie dokonuje się powszechne uproszczenie rzeczywistości. Zaś Zachód, to rzecz jasna prowokator, pragnący przeniknąć w głąb rosyjskiej strefy wpływu.
Gęstniejąca atmosfera strachu o rosyjskojęzyczną część ludności Ukrainy, wraz ze wzrostem anarchii i bezprawia powoduje, iż jedynym rozumnym i uzasadnionym moralnie działaniem ze strony władz rosyjskich, pozostaje wprowadzenie wojsk na Ukrainę, a na dalszym planie wprowadzenie kontroli ze strony Rosji nad wschodnią częścią kraju.
Jak wyjaśniło ostatnie badanie, przeprowadzone w dniach 7-10 marca, 43% ankietowanych  uważają, iż nacjonaliści i bandyci stanowią dla Rosjan rzeczywiste niebezpieczeństwo. Tylko rosyjskie wojska są w stanie mu się przeciwstawić.
28% uważa, iż prawa rosyjskiej ludności zostały ograniczone, jednak lepsze będzie rozwiązanie polityczne, bez użycia sil zbrojnych.
Zaledwie 8% ankietowanych wyraża pogląd, iż niebezpieczeństwo zagrażające Rosjanom jest pretekstem, by utrudnić życie nowym władzom w Kijowie i nie dopuścić do integracji Ukrainy z Europą. 6% uważa, iż władzom rosyjskim potrzebna jest mała zwycięska wojna, by odwrócić uwagę społeczeństwa od problemów wewnętrznych. Suma głosów krytycznych wyniosła 14%.
Jest oczywiste, że głównym źródłem napięcia jest Krym. 58% Rosjan popiera wprowadzenie sil zbrojnych na terytorium Krymu i do innych regionów Ukrainy. Przeciw jest 26%.
67% uważa, iż to właśnie „faszyzujący banderowcy” są odpowiedzialni za zaostrzenie się sytuacji wokół Krymu. 9% obarcza odpowiedzialnością Tatarów krymskich (?!), 16 % grupy mafijne. Postać Janukowicza znika ze sceny, to już zużyta figura. Zaledwie 5% uważa, iż to on odpowiada za kryzys. I jeszcze mniej, bo 2 % jest zdania, że za zaostrzenie sytuacji na Krymie odpowiadają władze Rosji.
W uzasadnieniu dla konieczności wprowadzenia rosyjskich sił zbrojnych na Krym i do innych regionów Ukrainy, pojawiają się imperialne stereotypy. Zadaliśmy pytanie, „dlaczego można uważać za uzasadnione, z prawnego punktu widzenia, wprowadzenie wojsk rosyjskich na Krym i do innych regionów Ukrainy?” I odkryliśmy, że wśród grupy liczącej 58% ankietowanych wspierających wprowadzenie wojsk, dwie trzecie uważają, iż Krym oraz wschodnie obwody Ukrainy są w istocie rosyjskim terytorium. I dlatego Rosja ma prawo do użycia siły w celu obrony swojej ludności.
Zadziwiające, że na obecnym etapie, zagrożenie wojną nie bardzo wzbudza obawy naszych nieulękłych obywateli. 44% wszystkich ankietowanych wyraziło pogląd, iż wprowadzenie wojsk wesprze proces stabilizacji i proces pokojowego uregulowania powstałych problemów.
21% uważa, iż wprowadzenie wojsk doprowadzi do eskalacji konfliktu i może spowodować rozlew krwi.
I jeszcze 15% obawia się, iż rezultatem może stać prawdziwa wojna i niemożliwe do przewidzenia konsekwencje. W sumie więc, zaledwie 36% Rosjan odczuwa niebezpieczeństwo związane ze zbliżającym się rozlewem krwi.

Jeśli idzie o Krym, to kwestia błędu popełnionego przez Chruszczowa i konieczności jego naprawienia występuje trwale w naszych badaniach prowadzonych od wielu lat, jeszcze od 1990 roku. W różnych okresach odsetek Rosjan, zwolenników powrotu Krymu do Rosji wahał się od 80 do 84%.

Lipski:

- Chciałbym zauważyć, że także badania prowadzone na Krymie świadczą o złożoności sytuacji. KIjowska fundacja „Inicjatywa demokratyczna” przeprowadziła swój sondaż w lutym, to jest jeszcze przed rozpoczęciem masowej propagandy telewizyjnej, prowadzonej także na Krymie (rosyjskie kanały telewizyjne cieszą się tam sporą popularnością). Wynik był taki: 41 procent mieszkańców Krymu opowiedziało się za przyłączeniem półwyspu do Rosji. Później już prowadzenie tego rodzaju badań na Krymie było zbyt niebezpieczne. Ale to oczywiste, iż masowa propaganda musiała doprowadzić do podwyższenia tego wskaźnika. W innych regionach Ukrainy,  zamieszkałych przez znaczny odsetek ludności rosyjskojęzycznej wyniki były następujące: za przyłączeniem do Rosji opowiadało się 33,2% mieszkańców obwodu donieckiego, 24,1% ługańskiego, 24% odesskiego, 16,7 zaporożskiego i 15,1% charkowskiego. Im dalej na zachód, tym wartości te były niższe. W Kijowie na przykład 5,3%. 

Broń masowego ogłupiania. Wczoraj, dziś, jutro w twoim domu. Telewizja jest dziś w Rosji podstawowym instrumentem propagandy. 


Wystarczą dwa tygodnie masowej propagandy

Gudkow:
- W Rosji uważa się, iż po przeprowadzeniu na Krymie referendum (mało kto wątpi w jego wyniki) półwysep powinien zostać przyłączony do Rosji. Ten pogląd poparło 79% ankietowanych. Podobny wskaźnik wymieniałem wcześniej, potwierdzają go prowadzone przez wiele lat badania. Inne propozycje rozwiązania kwestii krymskiej nie są w ogólne brane pod uwagę, przede wszystkim dlatego, iż nie mówi się o nich w telewizji. Ani w telewizji, ani w odpowiedziach na nasze pytania nie pojawiają się takie pojęcia, jak suwerenność i nienaruszalność granic państwowych, prawo międzynarodowe, czy porozumienia budapeszteńskie. Wszystko to odchodzi na dalszy plan. Ludziom narzuca się prymitywną konstrukcję myślową opartą na prawie silniejszego. Niestety społeczeństwo ją przyjmuje.
Lipski:
- Proszę powiedzieć więcej o zależności rosyjskiej opinii publicznej od masowej propagandy telewizyjnej. Sytuacja ukraińska nie jest wyjątkowa, mieliśmy z tym do czynienia w odniesieniu do innych krajów, a także różnych kwestii z obszaru polityki wewnętrznej. Wydaje mi się to zadziwiające, iż półtora-dwa tygodnie masowej propagandy telewizyjnej są w stanie spowodować istotne zmiany w poglądach opinii publicznej, w tak gigantycznym kraju, jak Rosja.
Gudkow:
- Jest to efekt mobilizacji negatywnej. Jest on możliwy od osiągnięcia, gdy rysuje się obraz wroga i związanych z nim zagrożeń. Mogą one nosić czysto fizyczny charakter, mogą zagrażać naszym „podstawowym wartościom”, tradycjom. W takim wypadku, w pewnym momencie, występuje ostra reakcja. Jej częściami są wrogość, wzrost poziomu agresji i konsolidacja wokół władz uznanych za obrońcę zagrożonych wartości. Zazwyczaj, taka emocjonalna reakcja nie trwa długo. Dowolna kampania mobilizacyjna nie może trwać dłużej, niż kilka miesięcy. Dwa do trzech miesięcy to typowy okres. Inna sprawa, że obecna historia wywoła głębsze i bardziej długotrwałe następstwa, , niż na przykład wydarzenia wokół pomnika Żołnierza z Brązu w Tallinie. Stanie się tak dlatego, iż obecny kryzys dotyczy niemal wszystkich dziedzin życia w naszych dwóch krajach.

Lew Gudkow (1946), rosyjski socjolog i analityk, o 2006 roku dyrektor Centrum Lewady, cenionego, moskiewskiego ośrodka badań społecznych. 

Andriej Lipski, rosyjski dziennikarz, zastępca redaktora naczelnego opozycyjnej "Nowej Gaziety". 



wtorek, 3 września 2013

Nawalny: biegacz ze związanymi nogami

Lew Gudkow, dyrektor Centrum Lewady, uważa, iż pod koniec moskiewskiej kampanii wyborczej można zaobserwować wzrost popularności wszystkich kandydatów. Jego zdaniem, jednak prawdopodobieństwo, iż w Moskwie dojdzie do drugiej tury wyborów mera nie jest wysokie. Fragmenty wypowiedzi Lwa Gudkowa w programie Radio Swoboda.


Lew Gudkow: 

Jeśli zanalizować badania przeprowadzone przez wszystkie ośrodki badania opinii, to widzimy, iż w niewielkim stopniu spadł wskaźnik popularności obecnego mera  Siergieja Sobianina, zaś wzrósł on w odniesieniu do wszystkich pozostałych uczestniczących w wyborach kandydatów,  z wyjątkiem przedstawiciela partii Żyrynowskiego,  LDPR. Ogólnie rzecz biorąc, stosunek mieszkańców miasta do wyborów jest obojętny. Ludzie jak zwykle gotowi są oddać swój głos za polityka reprezentującego obóz władzy. Wydaje się im, że związki kandydata z aparatem władzy i doświadczenie w zarządzaniu pomogą mu jeśli nie poprawić sytuację w mieście, to przynajmniej nie dopuścić do jej pogorszenia. Tak wyglądają tradycyjne paternalistyczne zachowania wyborcze moskwian. Z drugiej strony wzbudza zainteresowanie wzrost popularności Aleksieja Nawalnego. Władze blokują mu dostęp do telewizji  i pozostałych wiodących środków masowego przekazu. Poparcie dla Nawalnego rośnie przede wszystkim dzięki Internetowi i sieciom społecznym, w niewielkim stopniu pomogło mu radio i agitacja osobista. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż zaledwie 3 % wyborców uczestniczyło osobiście w spotkaniu z którymkolwiek z kandydatów. Tak więc swoją rolę odegrały nie tylko same spotkania wyborcze, ale raczej pewien rodzaj promieniowania informacyjnego pobudzanego przez te spotkania. Większość obywateli i tak uważa, iż znów będziemy mieli do czynienia z wyborami przeprowadzonymi nieuczciwie, których wynik jest z góry określony. Jak mi się wydaje jest to ocena sprawiedliwa, dwaj główni kandydaci Sobianin i Nawalny mają nierówne warunki startu. Ich pozycja startowa jest całkowicie odmienna. Wygląda to jak pojedynek biegowy, w którym jeden z uczestników biegnie ze związanymi nogami, temu drugiemu nie przeszkadza zaś nic.

Radio Swoboda:
Zwrócił Pan uwagę na wzrost wskaźnika popularności wszystkich kandydatów. Z drugiej strony wskazuje Pan na to, iż zgodnie z dostępnymi danymi, druga tura wyborów w Moskwie jest mało prawdopodobna.

Aleksiej Nawalny kontra Siergiej Sobianin. Wśród wyborców w stolicy Rosji, Moskwie od lat dominuje apatia. Mieszkańcy wierzą, iż związki mera z Kremlem pomogą mu w rozwiązywaniu ich problemów. 

Lew Gudkow:

Na razie nie mamy podstaw, by prognozować drugą turę. Jeśli oprzeć się na danych z sondaży (które z drugiej strony też nie mogą być traktowane jako źródło absolutnej mądrości) poziom poparcia dla kandydatów różni się zasadniczo. Nasze dane mówią o tym, że za Siergieja Sobianina będzie glosować 58% wyborców. Nawet jeśli ostateczne wyniki będą się róznić choćby o trzy procent w dół, tak czy inaczej Sobianin odniesie zwycięstwo już w pierwszej turze. Nie  można także wykluczyć, iż władze skorzystają z tych możliwości jakie daje im kontrola nad aparatem władzy. Nie wykluczone są fałszerstwa wyborcze. Podczas ostatnich wyborów parlamentarnych ich skala w stolicy była znacząca, według naszych szacunków na poziomie 14%. Na jeszcze wcześniejszych wyborach szacowaliśmy poziom fałszerstw i manipulacji na 12%. Tak więc nie da się wykluczyć, iż tego rodzaju manipulacje zostaną zastosowane obecnie. Dzięki temu Siergiej Sobianin może się czuć faworytem moskiewskich wyborów.