niedziela, 31 stycznia 2016

W Rosji też są "frankowicze"...



Rosyjskie banki także udzielały walutowych kredytów hipotecznych. Ich oprocentowanie było zdecydowanie niższe od kredytów w rublach. Gwałtowna dewaluacja rubla wywołała następstwa znane doskonale polskim "frankowiczom". Wartość długu drastycznie wzrosła. Rosyjscy kredytobiorcy zareagowali podobnie do polskich. Przed siedzibami banków pojawili się demonstranci. Zgłoszono apele pod adresem rządu, by podjął interwencję. Publicystka popularnej gazety "Moskiewski Komsomolec" Tatjana Fiedotkina uważa, iż rząd winien się zająć nie tylko kredytami hipotecznymi udzielanymi w walucie, czy coraz popularniejszymi na rynku pożyczkami ekspresowymi. Władze winny podjąć szczególny wysiłek, by udostępnić kredyty umożliwiające sanację przeżywającej kryzys gospodarki




Autorka:  Tatjana Fiedotkina









Dług karciany jest długiem honorowym. A hipoteczny? Przegrać na jednym posiedzeniu cały majątek, a potem walnąć sobie kulę w łeb to jedna historia, całkiem inna zaś, to kupić pokój lub dwa z kuchnią dla trzy, czteroosobowej rodziny w wielopiętrowym domu, a potem płacić za nie raty kredytu hipotecznego przez całe życie.


Jakoś to będzie


Z drugiej strony, jak można zaciągnąć kredyt, jeśli od początku wiesz, iż go nie spłacisz. Będziesz na wieki niewolnikiem banku. Nie mówcie proszę, iż winne są drogi dolar i tani rubel, Krym, Putin i jeszcze jacyś inni niegodziwcy, którzy nie poszli wam na rękę. To wszystko wzięło się z braku znajomości elementarnej arytmetyki z wiecznej rosyjskiej wiary, iż jakoś to będzie.

Z drugiej strony ogarniają mnie przygnębiające wątpliwości. Jeśli ludzie dostrzegli zysk, w tym iż zaciągną kredyt hipoteczny w walucie, a nie w rublach, być może znaczy to, iż nie są takimi finansowymi analfabetami. Może jest wręcz odwrotnie.

Więc o jakim można tu mówić oszustwie? Sam zaryzykowałeś i przegrałeś. Nawiasem mówiąc nikt z historii naszego kraju nie wymazał 1998 roku. Już wtedy ćwiczyliśmy sytuację, gdy w ciągu jednego dnia rubel drastycznie stracił na wartości. Może była to lekcja warta zapamiętania. Zwłaszcza przez rozwiniętą, wykształconą, mieszkającą w wielkich miastach klasę średnią. To właśnie z jej szeregów rekrutują się przede wszystkim amatorzy kredytu hipotecznego.


Pytania do banków


Dziś ludzie, którzy wpadli w pułapkę walutową domagają się, by państwo udzieliło im pomocy. Za to państwo demonstruje zdziwienie - niby dlaczego? Banki udają, iż są głuche, milczą jak zaklęte. I robią źle. W podobnym stopniu, co kredytobiorcom szereg istotnych pytań można zadać także samym bankom.



To nie znaczy, iż będziemy usprawiedliwiać amatorów walutowej hipoteki. Ci ludzie przejawili chytrość, poszukując okazji do zysku. Ale w rezultacie ten zysk przypadł w udziale bankom. Warto więc zadać jeszcze jedno pytanie - czy banki miały do tego prawo? Nie tylko ludzie zaciągnęli kredyty w walucie, także banki im je udostępniły… Czemu nikogo nie oburza ich postępowanie? Dlaczego w ogóle istnieje możliwość zaciągania kredytu hipotecznego w walucie?

Czy w Ameryce wypłacają kredyty hipoteczne w euro? A w Europie w dolarach? Istnieje narodowa waluta, to z niej trzeba korzystać. A w dodatku kwestia stawek procentowych także rodzi określone pytania.

Dlaczegóż naszym obywatelom banki wypłacają kredyty o barbarzyńskiej stawce procentowej - 15-20 procent rocznie? W tych samych bankach, w ich oddziałach za granicą miejscowi zaciągają kredyty ze standartową dla Europy stawką, 4-6 procent rocznie?


Pożyczki ekspresowe


W naszym kraju niedostępne są cywilizowane kredyty, ich brak jest przyczyną całego zła. Z jednej strony z tego powodu gospodarka nie dysponuje masą pieniężną w odpowiednich rozmiarach. Z drugiej, ta sytuacja jest źródłem takich tragedii, jak ta, która zdarzyła się kilka dni temu w Uljanowsku. Jeden z mieszkańców zaciągnął pożyczkę ekspresową. Oprocentowanie było tak wielkie, iż dług zaczął błyskawicznie rosnąć. Dłużnikiem zainteresował się komornik. Zastosował najgorszy szantaż, by odzyskać dług. Pewnego dnia do mieszkania dłużnika wrzucono butelkę z cieczą zapalającą, zaczął się pożar, ofiarą ciężkich poparzeń okazało się dwuletnie dziecko.

Ten dług powstał w wyniku niespłaconego kredytu. Nie był to kredyt hipoteczny, ani walutowy, ale dzięki temu sytuacja dłużnika nie stała się łatwiejsza. Wręcz przeciwnie, koszmar okazał się jeszcze większy. Tym powinniśmy się zająć. Choćby dlatego, iż liczba ofiar pożyczek ekspresowych jest większa, niż ofiar zmian kursu walutowego, obarczonych kredytem hipotecznym.

Pożyczki ekspresowe często zaciągają ludzie niewykształceni, finansowo niesamowystarczalni, obarczeni dziećmi na utrzymaniu, albo ci w sędziwym wieku. Są finansowymi analfabetami, znajdują się w sytuacji bez wyjścia, czasem nie potrafią zrezygnować z chwilowego kaprysu. Najważniejsze jest to, iż tacy ludzie nie potrafią realistycznie ocenić tego, jakie będą konsekwencje zaciągnięcia kredytu.

Nadeszła pora, by państwo rzeczywiście zajęło się kwestią kredytów. I nie tymi zaciągniętymi na zakup mieszkania, ważniejsza jest dostępność kredytów niezbędnych dla sanacji gospodarki. Nasi "walutowicze" domagają się byśmy zwrócili Krym. Z jakiegoś powodu wydaje im się, że to najlepszy sposób na umocnienie kursu rubla. Ale to żądanie nie bardzo ma sens. Byłoby lepiej, gdyby od władz domagali się decyzji umożliwiających uzdrowienie realnej gospodarki. Potrzeba nam działań sprzyjających zwiększeniu mocy wytwórczych, inwestycji w rolnictwo, przemysł obronny, spożywczy, lekki, mały biznes. Wtedy kurs rubla z pewnością ulegnie wzmocnieniu. Wartość kredytów walutowych spadnie. Jednak by to osiągnąć, musimy zdobyć się na wielki wysiłek, potrzebny będzie także czas.

Nam zaś marzy się co innego, ene due rike fake, i już przed oknem rośnie pieniężne drzewo. Niestety w żadnej umowie kredytowej, ani w jej podstawowej części, ani zapisanej małym drukiem nie znajdziecie obietnicy, iż od tej pory będziecie żyć jak w bajce.

Tłum: Zygmunt Dzięciołowski


Artykuł ukazał się w gazecie "Moskiewski Komsomolec". Na jej stronie internetowej można go znaleźć pod adresem: http://www.mk.ru/economics/2016/01/29/zaemshhikam-i-kollektoram-posvyashhaetsya-skazka-o-denezhnom-dereve.html




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 




czwartek, 28 stycznia 2016

Słowo "synagoga" nie jest już zakazane



W Związku Radzieckim ograniczano obywatelom pochodzenia żydowskiego dostęp do określonych zawodów, represjonowano chętnych do emigracji do Izraela. Za caratu Żydzi padali ofiarą pogromów. Po upadku Związku Radzieckiego udało się wiele zrobić w walce z antysemityzmem - twierdzi przewodniczący Kongresu Żydów Rosyjskich, Jurij Kanner. Jego zdaniem w Rosji nie są potrzebne kary za negowanie Holocaustu. Masowość represji wobec samych Rosjan wymaga raczej kar za negowanie represji stalinowskich.
 

Z Jurijem Kannerem rozmawia Mumin Szakirow





Mówią, że Andropow był Żydem….







Jurij Kanner na Światowym Kongresie Żydów w Jerozolimie. Pod jego kierownictwem Kongres Żydów Rosyjskich utrzymuje poprawne stosunki z władzami, jednak sam Kanner często pozwala sobie na wypowiedzi niezależne i nonkonformistyczne. 




Mumin Szakirow:
Władimir Putin zaproponował europejskim Żydom, by przenieśli się do Rosji. Tak prezydent Rosji zareagował na wypowiedź prezydenta Kongresu Żydów Europejskich Wiaczesława Kantora o nowej fali migracji Żydów z Europy. To był żart, czy poważna propozycja?

Jurij Kanner:
Przeoczył Pan pewien moment. Na początku Putin powiedział, iż sytuacja chyba nie jest taka straszna. Na co zareagował Kantor: och nie, jest okropnie, okropnie, okropnie. Putin zna go od wielu lat i pamięta, iż Kantor sam też kiedyś opuścił Rosję i przeniósł się na Zachód. A teraz przyjechał do Rosji i opowiada szefowi państwa o swoich lękach i zagrożeniach. Mam wrażenie, że każdy na miejscu Putina odpowiedziałby podobnie. A po drugie, jeśli w wypowiedzi Putina istotnie zabrzmiała nuta pragmatyczna, to być może zapragnął, by świat zwrócił uwagę, jak wiele w Rosji, i przy Jelcynie i przy Putinie, zrobiono dla walki z antysemityzmem.


Mniej przejawów antysemityzmu


Szakirow:
Można powiedzieć, iż mamy teraz w Rosji mniej przejawów antysemityzmu, niż dawniej?

Kanner:
Można. Te nowe cyfry do pewnego stopnia nas niepokoją. Być może liczymy nieprawidłowo? Zamawialiśmy odpowiednie badania w ośrodku "SOWA" (ros. ośrodek badający problemy ksenofobii i nacjonalizmu- "mediawRosji") i w Centrum Lewady. Rezultaty świadczą wyraźnie, iż sytuacji uległa poprawie. Po drugie, po rozpadzie ZSRR, a także całkiem niedawno, do Rosji przeprowadziło się wielu Żydów z byłych republik radzieckich, z Gruzji, Azerbejdżanu, Białorusi, Ukrainy, z Azji Środkowej. Mówimy o dziesiątkach tysięcy. Oprócz tego, o tym mówią dane ambasady Izraela, w Rosji, w różnym okresie pracowało, lub pracuje od 50 do 100 tys. obywateli Izraela. To pokazuje, że Putin nie żartował.

Szakirow:
W Związku Radzieckim antysemityzm obecny był w życiu codziennym. Można się było zetknąć z nim, gdy człowiek zdawał na studia, lub starał o przyjęcie do pracy. Represjonowano Żydów pragnących w latach siedemdziesiątych emigrować ze Związku Radzieckiego. Ludzie bali się głośno wypowiadać słowo synagoga. W jakich formach obecnie przejawia się w Rosji antysemityzm?



Kanner:
Najgorsza jest antysemicka retoryka. Jej źródłem bywa także telewizja państwowa. Na tego rodzaju wypowiedzi często pozwala sobie pisarz Aleksander Prochanow. Rok temu, jedna z prowadzących w stacji "Rossija 24" chlapnęła, iż to Żydzi sami odpowiadają za Holocaust. Antysemityzm w pewnym stopniu obecny jest w służbach specjalnych, nawet trudno mi zrozumieć dlaczego. Przypomnijmy sobie przypadek nauczyciela Ilji Farbera (głośna w latach 2012-2013 sprawa sądowa, nauczyciela wiejskiej szkoły oskarżono o korupcję - "mediawRosji"). Potem spróbowano tę sprawę zatuszować, ale niesmak pozostał. Co uratowało Farbera? Zwracając się do przysięgłych prokurator powiedział: "gotowi jesteście uwierzyć, iż człowiek o nazwisku Farber nic nie ukradł?" Ja tu mówię o ogólnie znanych przejawach antysemityzmu. Jest też literatura w rodzaju "Protokołów Mędrców Syjonu".

Szakirow:
A jak wygląda dziś w Rosji antysemityzm na poziomie domowym, w codziennym życiu….?

Kanner:
Proszę, to wydarzenia całkiem świeże, historia z kierowcami tirów. Nie wiem, czy to się urodziło na poziomie lokalnym, czy ktoś to inspirował. W Dagestanie zorganizowano demonstrację, na niej padały ostre hasła antysemickie. Inna nieprzyjemna historia sprzed dwóch lat , to pobicie chłopca w regionie podmoskiewskim. On był uczniem Jesziwy "Torat Haim". Ale to są oddzielne wydarzenia, trudno zobaczyć w nich jakąś tendencję.

Szakirow:
W czasach radzieckich limitowano procent studentów Żydów na wyższych uczelniach, w instytutach badawczych, przedsiębiorstwach przemysłu obronnego. Czy dziś istnieją dziedziny zabronione dla Żydów, np. FSB, MSW?


Deputowani, ministrowie, doradcy


Kanner:
Teraz, jak mi się zdaje, nikt tego nie kontroluje. Mamy Żydów deputowanych do Dumy, członków Rady Federacji, gubernatorów, ministrów, doradców prezydenta, ludzi na różnych  stanowiskach kierowniczych. Nie słyszałem o jakichś zakazach. W synagodze często spotykam różnych ludzi, faceta, który był prokuratorem, albo generałem milicji. Pojawia się inne pytanie, na podstawie jakich kryteriów przyjmowano do pracy? Może nie przyjmowano Żydów noszących charakterystyczne nazwiska, albo czysto semicki wygląd? Dzisiaj coraz szerzej krąży plotka, że Żydem był na przykład szef KGB, a potem sekretarz generalny Jurij Andropow.

Szakirow:
Żartuje pan?

Kanner:
Szczerze? nie sądzę, żeby była to tylko legenda. Takie pochodzenie w wypadku Andropowa było całkiem możliwe. Wiele mówi sam jego wygląd. Proszę popatrzeć, Siergiej Kirijenko był premierem, jego pochodzenie jest znane. Jewgienij Primakow był szefem rządu, i jego mama i tato byli Żydami. Niemcow miał mamę Żydówkę, na pewno ktoś jeszcze. Nie wydaje mi się, by we współczesnej Rosji pochodzenia miało jakieś znaczenie. W Związku Radzieckim, w różnych republikach panował antysemityzm w różnej skali. Urodziłem się na Ukrainie, żeby dostać się na studia wyższe, pojechałem do Rosji, do Saratowa. Wielu Żydów z Ukrainy przenosiło się do Rosji. Co ciekawe, przestrzeganie określonych żydowskich tradycji i obyczajów było łatwiejsze w regionach z przewagą ludności muzułmańskiej. Tam nie uległy one zerwaniu. Rytuał obrzezania w przypadku Żydów zamieszkałych w Tatarstanie, Azerbejdżanie, w Azji środkowej odbierano jako normę. Ubój koszerny - proszę bardzo. W innych republikach za to wyrzucano z partii. Tam gdzie przeważali muzułmanie, antysemityzm w życiu codziennym był nieobecny.



Wnętrze zbudowanej w końcu XIX wieku moskiewskiej Wielkiej Synagogi Chóralnej (foto:  Hshuvaeva)



Szakirow:
Niedawno rozmawiałem z Władimirem Poznerem (słynny dziennikarz telewizyjny - "mediawRosji"). Spotkałem go na prezentacji filmu o Janie Karskim. Zapytałem go, kiedy dowiedział się, że jest Żydem…. Okazało się, że w dzieciństwie, w latach czterdziestych,  Mieszkał wtedy w Nowym Jorku. Po raz pierwszy przezwano go Żydem, kiedy miał 7 lat. Usłyszał to od miejscowych podrostków, Irlandczyków. A Pan, kiedy pan poznał swoje pochodzenie?

Kanner?
Urodziłem się w Kamiennym Brodzie, żydowskim miasteczku  na Ukrainie. Obok Żydów mieszkali tam Polacy i Ukraińcy. To że jestem Żydem, zrozumiałem o wiele wcześniej od Poznera. W naszym  miasteczku było wiadomo kto jest kim, jakiej narodowości, ludzie mówili różnymi językami. Wychowywałem się w tradycyjnej rodzinie, w domu rozmawialiśmy w jidysz. Dopiero później dzieci dowiadywały się, że mieszkają na Ukrainie, w Związku Radzieckim, tę wiedzę przynosiła szkoła.

Szakirow:
Spotykały pana jakieś nieprzyjemności w związku z pochodzeniem?

Kanner:
Urodziłem się tam, gdzie Żydów wymordowano, w tym moich krewnych. Miejscowa ludność różnie to oceniała. Nie wszyscy nie Żydzi uważali, iż stała się tragedia.  Taki stosunek do wymordowania Żydów przetrwał do dziś.  Na miejscowym cmentarzu odbudowałem pomnik, wyremontowaliśmy ogrodzenia, alejki. Ale miejscowa ludność ten pomnik traktuje jak coś obcego. Byłem tam w sierpniu zeszłego roku i zobaczyłem jak go zniszczono. Jedni ludzie pomagają budować, inni niszczą. To chyba było dla mniej najbardziej przykre. To, że nazywali mnie żydkiem, nie, to jakoś nie robiło na mnie wrażenia, jestem żydkiem, i co z tego? Dla mnie to nie jest problem.

Szakirow:
Mam pan grubą skórę? Dzięki niej łatwiej się panu bronić przed antysemickimi wyskokami?


Urodziłem się na Ukrainie


Kanner:
Nie czułem, żeby ktoś na mnie napadał. Uczyłem się dobrze, moim rodzicom się powodziło. Mieliśmy przyzwoity dom, ojciec zbudował go w 1958 roku. Należeliśmy do elity naszej miejscowości. Nie czułem się poszkodowany. Żyli babcia z dziadkiem, kochali mnie. Odwiedzałem krewnych. Tamta rzeczywistość była jakaś lepsza. Nasze miasteczko miało przemysłowy charakter. Rodzice nie tylko zarabiali lepiej, byli nauczycielami, wyróżnialiśmy się pod względem intelektualnym. Rozumiałem, że żyję w uprzywilejowanym świecie.

Szakirow:
27 stycznia wypada kolejny Dzień Pamięci Ofiar Holocaustu. Jak z latami zmieniał się w Rosji odbiór tej daty?

Kanner:
To dzień  żałoby. Już od dwóch lat uroczystości są organizowane przy udziale państwa. Tego w Rosji wcześniej nie było. Nie organizujemy jakiejś jednej akademii, zaplanowaliśmy całą serię wydarzeń okolicznościowych, nie tylko w Moskwie, ale także w innych regionach. W synagogach odbędą się żałobne modlitwy, w Operze Helikon zorganizujemy wieczór pamięci z udziałem działaczy społecznych, polityków dyplomatów. Czeka nas cały "Tydzień Pamięci", każdy znajdzie dla siebie coś interesującego.

Szakirow:
A jednak wciąż jeszcze daty 27.01 nie włączono do oficjalnego kalendarza uroczystości państwowych…

Kanner:
W tym roku w budynku Dumy Państwowej obejrzeć można wystawę "Holocaust: zniszczenie, wyzwolenie, ratunek". Rosja była jednym ze współautorów pomysłu, by dzień 27.01 poświęcić pamięci Holocaustu. Tego dnia Armia Czerwona weszła do obozu Auschwitz-Birkenau, ale ma pan rację, tej rocznicy nie wpisano do kalendarza oficjalnego. Będziemy o tym przypominać deputowanym do parlamentu, jego kierownictwu. Niestety, nie mamy prawa inicjatywy ustawodawczej. Być może uda się kogoś namówić, by wystąpił z podobną inicjatywą, także w naszym imieniu.

Szakirow:
Gdy spytać co to takiego Holocaust, w Rosji zaledwie połowa ankietowanych odpowiada prawidłowo. Co robicie, by to zmienić, by uczniowie i studenci lepiej znali historię wojny?

Kanner:
W zeszłym roku udało nam się wypuścić poradnik metodologiczny jak uczyć o masowych mordach w XX wieku, tam znaczna część poświęcona jest tragedii Żydów. Ten poradnik został zatwierdzony przez Ministerstwo Oświaty. Ale w Rosji upowszechnianie wiedzy na ten temat to problem złożony, chociaż obozy śmierci znajdowały się także na naszym terytorium. Pewnego razu dyskutowaliśmy z pewnym wysoko postawionym działaczem państwowym, mogę pana zapewnić iż nie jest on w najmniejszym stopniu antysemitą. Usłyszałem wtedy, słuchaj Jura, czego wy Żydzi chcecie ze swoimi sześcioma milionami ofiar, w Rosji zginęło 30 milionów. Takie są cyfry, tu sześć milionów, tam trzydzieści.

Szakirow:
Dlaczego ludzie nie chcą znać własnej historii?


Przywrócenie godności


Kanner:
Odpowiem uczciwie, kiedy byłem dzieckiem, nie chciałem identyfikować się z tymi zamordowanymi Żydami. Zostali poniżeni i zabici. Dlatego nasz projekt uporządkowania miejsc pochówku jest próbą przywrócenia naszym ludziom godności. Jestem teraz dorosłym człowiekiem i czuję, że musimy się tym zajmować. Tak to rozumiem, w pamięci narodu utrwaliła się określona prawda, Żydzi stali się ofiarą poniżenia, wszystko im zabrano, potem zamordowano. Okazało się, że było to możliwe. Dla Rosji to ważny problem, by uświadomić sobie prawdę. Rosjanie nie chcą także znać prawdy o sobie, ich też poniżono, rozdeptano, zamordowano. W 1930 mój dziadek Abram, młynarz, stal się ofiarą rozkułaczenia. Miał swoją ziemię. Kiedy posługuję się terminem Rosjanie, mam na myśli ludzi zamieszkujących terytorium Rosji. Ich zsyłano, zabijano, ludzie umierali z głodu, cierpieli także po zakończeniu wojny. Ale nasi współcześni chcą poznawać tylko to, co dobre, po ich myśli. W tym tkwi problem.

Szakirow:
To tylko rosyjska specyfika, czy tak jest wszędzie?




W 2012 roku zainaugurowało swoją działalność w Moskwie nowoczesne Muzeum Żydowskie.



Kanner:
Nie tylko. Także w Izraelu temat Holocaustu traktowany bywa niejednoznacznie. Spora grupa obywateli Izraela nie chce identyfikować się z jego ofiarami. Mają do tego podstawy. Są bohaterami, synami bohaterów, którzy zbudowali i obronili swój kraj. Nie chcą, by ich uważano za bliskich ofiar pozabijanych jak bydło. To poważny problem psychologiczny. Jak mi się zdaje, upowszechnianiu wiedzy o Holocauście musi towarzyszyć poznawanie własnej historii, nie zaś zniekształcających historię mitów.

Szakirow:
Pokazywałem kiedyś w Warszawie swój film dokumentalny "Holocaust: klej do tapet?" Pokaz odbył się w teatrze im. Idy Kamińskiej. Oglądali film uczestnicy dokumentalnego projektu Stevena Spielberga "Przerwane Milczenie". Większość z nich cudem uratowała się od zagłady. Rozmawialiśmy potem w foyer, ale ci starsi ludzie w żadnym wypadku nie chcieli wypowiadać się do kamery. Nie chcieli, by znów zwrócono na nich uwagę, to miało związek z polskim antysemityzmem. Na czym on polega, biorąc pod uwagę fakt, iż w Polsce nie ma już prawie Żydów?

Kanner:
Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć na ile zjawisko to jest powszechne. Mówić można co się chce, ale takie rzeczy trzeba badać, mierzyć. Też byłem w teatrze, o którym pan mówi, w przerwie rozmawiałem z kobietą w sędziwym wieku. To co mówiła, świadczyło o jej antysemityzmie. Starałem się podtrzymać rozmowę, po rosyjsku, po polsku, w jidysz. I wtedy usłyszałem słowa wypowiedziane wprost, to dobrze, że pozabijano Żydów. Nie wiem, czy udzielam właściwej odpowiedzi na pana pytanie, ale z czymś takim się zetknąłem. Ale w Polsce jest też Kraków, tam nie ma Żydów, ale można w nim zobaczyć prawdziwe żydowskie miasteczko, stare dzielnice, kawiarnie z żydowską kuchnią, turystów. To Kazimierz.


Birobidżan


Szakirow:
Odwiedzał pan położony na rosyjskim Dalekim Wschodzie Żydowski Obwód Autonomiczny Birobidżan? To terytorium budzi pana zainteresowanie?

Kanner:
Byłam tam raz. Spotkałem ludzi mówiących z akcentem żydowskim. Tam mieszka ponad tysiąc Żydów, jest synagoga, wspólny ośrodek kulturalny. Z mieszkańcami mogłem porozmawiać w jidysz. Ale tereny te nie budzą niczyjego zainteresowania. Projekt stworzenia tam obwodu żydowskiego wspierali komuniści, działacze światowej międzynarodówki. Tam pojechali ludzie z Ameryki, Europy, Palestyny. To był pomysł radziecki. Ale już moi dziadkowie oceniali go krytycznie. To chyba ma na mnie wpływ do dziś. Dla mnie, to zwykle rosyjskie terytorium położone na Dalekim Wschodzie. Pomagamy działającym tam organizacjom żydowskim, podtrzymujemy kontakty z władzami, na swoje uroczystości zapraszamy gubernatora jako gościa honorowego. Ten obwód istnieje, taka jest rzeczywistość, ale trudno w jego wypadku mówić o jakichś perspektywach… To mało prawdopodobne. Procent Żydów jest tam dziś mniejszy, niż w średnim rejonie w Rosji. Choćby w Kazaniu, w Tatarstanie, wspólnota żydowska jest o wiele większa, niż w Birobidżanie.

Szakirow:
Powinniśmy wprowadzić do kodeksu karnego kary za negowanie Holocaustu?

Kanner:
W Rosji - nie. Zgładzono tu tak wielu ludzi, iż wrażliwość na podobne sprawy jest nieco przytłumiona. Jeśli wprowadzać kary, to raczej za negowanie represji stalinowskich. Ilość ofiar Holocaustu na terytorium Rosji wyniosła 142 tysiące. To niewielka część ogólnej liczby ofiar. Poziom kolaboracjonizmu w Rosji nie był większy (nie ma tu się czym chwalić), niż w sąsiednich krajach. Getto w Nalczyku (stolica północno kaukaskiej Kabardyno-Bałkarii - "mediawRosji") przetrwało. Dzięki czemu? Bo miejscowi Kabardyjczycy nie kolaborowali. Przetrwały getta w obwodzie kałużskim i twerskim. Z tego samego powodu. W większym stopniu Rosjanie współuczestniczyli w mordowaniu własnego narodu, niż pomagali w czasach Holocaustu. Powinniśmy upowszechniać własną historię. To jest najważniejsze.




Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał ukazał się portalu svoboda.org: http://www.svoboda.org/content/article/27510599.html

W porozumieniu z autorem tekst został skrócony i zredagowany







*Jurij Kanner (ur. 1955), przedsiębiorca z branży budowlanej i nieruchomości. W czasach radzieckich był zastępcą przewodniczącego kołchozu na Syberii. Działacz społeczny. Od 2009 roku przewodniczący Kongresu Żydów Rosyjskich.



*Mumin Szakirow (ur. 1959), dziennikarz i reżyser filmowy. Od  1994 jest związany z radiem Swoboda. Autor głośnego filmu dokumentalnego "Holocaust, czy to klej do tapet?"



Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 








poniedziałek, 25 stycznia 2016

Na jak długo Rosjanom wystarczy cierpliwości?




Rosyjska gospodarka kontynuuje zjazd w dół. Po latach bezprecedensowego naftowego dobrobytu, ludzie stanęli w obliczu poważnego spadku dochodów. A jednak, wybitny rosyjski ekonomista i publicysta Władisław Inoziemcew uważa, iż  nawet jeśli kryzys potrwa dłużej, nie należy oczekiwać, iż społeczeństwo ogarną nastroje protestacyjne. Rosjanie, zwłaszcza na prowincji nie zdążyli przyzwyczaić się do życia na wyższym poziomie. Teraz będą gotowi do zaciągnięcia pasa. Nie ma jednak mowy o powrocie do czasów radzieckich, do starej radzieckiej strategii "wyżywania". Znów nadciągają zjawiska dobrze znane z lat dziewięćdziesiątych, emisja pieniądza, inflacja, spadające dochody budżetu, zatory finansowe. Całkiem prawdopodobne, iż nawet w tej sytuacji w kraju będą powstawać nowe przedsiębiorstwa i biznesy, zaś ludzie będą demonstrować, wydawałoby się, dawno zniszczoną przedsiębiorczość.   



Autor: Władisław Inoziemcew 






Styczeń przyniósł  dalsze osłabienie kursu rubla. Dewaluacja waluty, zachodnie sankcje, zaniechanie reform potężnie uderzyły w rosyjska gospodarkę. 




Rosyjska gospodarka, jak zauważają obecnie liczni obserwatorzy, zachowuje się jak samolot, który wpadł w korkociąg. Chociaż do tej pory nie podsumowano rezultatów 2015 roku, to widać iż wyniki pierwszych miesięcy nowego roku mogą okazać się jeszcze bardziej rozczarowujące. Na jakiś czas urzędnicy państwowi zapomnieli, że dopiero co ogłosili, iż "przejście dna kryzysu" już za nami. Pomińmy na razie kwestię spadku cen ropy naftowej i zmniejszających się dochodów największych przedsiębiorstw. Jak się wydaje, najmniej przyjemne zjawisko 2015 roku to blisko dziesięcioprocentowy spadek realnych wynagrodzeń, dotychczas największy w XXI wieku. Jeśli w 2016 roku spadek ten osiągnie podobne rozmiary (brak na razie podstaw, by oczekiwać innego rozwoju wypadków) to pojawia się jak najbardziej uzasadnione pytanie: na ile ludziom starczy cierpliwości?

Moim zdaniem, nawet jeśli spadki będą trwały jeszcze przez dłuższy czas, nie należy oczekiwać, iż społeczeństwo zacznie protestować. Wynika to z kilku istotnych przyczyn.


Dwudziestoprocentowy spadek nie będzie katastrofą


Po pierwsze, w porównaniu z początkiem lat dwutysięcznych, we współczesnej Rosji znacznie podniósł się poziom życia (nie mówiąc już o czasach radzieckich). Nawet jego dwudziestoprocentowy spadek nie będzie katastrofą. Co więcej, nawet jeśli wybuchnie fala niezadowolenia społecznego, to ogarnie ona przede wszystkim stosunkowo najbardziej aktywną klasę średnią. Na tym poziomie jednak, w gospodarce, istnieją największe rezerwy. Weźmy dla przykładu choćby droższe sklepy położone w centrum miasta i hipermarkety znajdujące się na peryferiach, czy w strefach przemysłowych - różnica cen w nich na poszczególne towary może sięgać 100% i więcej. Zamiana towarów droższych na podobne lecz tańsze daje szanse, by konsekwencje wynikające ze spadku dochodów były mniej odczuwalne. Konsumpcja towarów trwalszych, zaspokajających potrzeby przez dłuższy czas, ulegnie rozciągnięciu w czasie. Ludzie będą rzadziej kupować samochody, smartfony, artykuły gospodarstwa domowego.

Po drugie… Z jednej strony  mieszkańcy średnich i niewielkich miast nie doświadczyli takiego gwałtownego wzrostu dochodów, jak mieszkańcy Moskwy, w rezultacie nie zdążyli się przyzwyczaić do nowych dla nich kanonów dostatku. Z drugiej strony, niewielu z nich uważało, iż zmiana na lepsze będzie miała charakter trwały. W swojej masie ludzie uważali ją za cud, nie zaś poprawę osiągniętą dzięki pracy. Moi zdaniem, ponad dwie trzecie Rosjan, którzy doświadczyli na własnej skórze życia w gorszych dla naszej historii czasach, choćby podświadomie gotowych jest do zaciągnięcia pasa. Najlepszym potwierdzeniem tego zjawiska jest brak protestów pod hasłami gospodarczymi. Pewną rolę odgrywa też czynnik dodatkowy, sztucznie organizowana iluzja zagrożenia z zewnątrz. Trzeba się przed nim bronić, taka postawa zawsze jednoczy społeczeństwo. "Poczucie jedności w naszym społeczeństwie jest dziś silniejsze, niż kiedykolwiek w ostatnich latach" - można przeczytać w raporcie WCIOMu (jednej z rosyjskich pracowni badań społecznych - "mediawRosji").








Po trzecie, w znacznym stopniu nie doceniane jest znaczenie czynnika solidarności społecznej. Nic nie buduje w społeczeństwie większych podziałów, niż brak równości. Pojawienie się problemów wspólnych dla wszystkich działa w odwrotnym kierunku, sprzyja zjednoczeniu społeczeństwa.  Z tego punktu widzenia, nasz kryzys przedstawia się zadziwiająco: z powodu inflacji i rosnących kursów walut zagranicznych zmniejszają się dochody wszystkich obywateli. Jednak bogatsze warstwy tracą więcej. W tej sytuacji władza musi jedynie uważać, by nie podejmować działań uderzających w poziom życia oddzielnych kategorii obywateli (mam tu na myśli na przykład likwidacje ulg przysługujących emerytom, lub podwyżkę taryf za przejazd po drogach płatnych, korzystanie z parkingów). Pozostałe problemy społeczeństwo będzie przyjmować ze zrozumieniem.


Doświadczenia sąsiadów


Po to by ocenić choćby w przybliżeniu poziom wytrzymałości społeczeństwa, wystarczy przyjrzeć się doświadczeniom sąsiadujących z nami państw zamieszkałych przez dawnych ludzi radzieckich, takich jak w Rosji. W listopadzie 2015 roku średnie wynagrodzenie w Rosji wynosiło 33,8 tys. rubli (500-600 dolarów USA). W tym samym miesiącu średni poziom wynagrodzeń na Białorusi wyniósł 6,75 mln miejscowych rubli (25,9 tys. rosyjskich). Ceny w obu krajach są podobne, na Białorusi dokonał się całkowicie proces zamiany importu na miejscową produkcję, w rezultacie udział towarów importowanych na rynku ograniczono do minimum. Ludność odpowiedziała na tę sytuację poszerzeniem funkcji gospodarstwa domowego (dacze i ogrody). Obywatele masowo jeżdżą do Polski na zakupy, po żywność i artykuły gospodarstwa domowego. Od 2008 roku Białoruś doświadczyła dwóch ogromnych dewaluacji swojej waluty, a jednak na razie nie widać jakiegokolwiek zagrożenia dla jej stabilności.

Ukraina dostarcza jeszcze jednego, choć znacznie bardziej dramatycznego przykładu. Średnie wynagrodzenie (na przestrzeni roku) wyniosło 4,5 tys. hrywien (14,3 tys. rosyjskich rubli, 750 złotych), inflacja osiągnęła poziom 43%. W tym kraju działania polityków już dwukrotnie sprowokowały rewolucje ludową, a jednak na razie nie pojawiły się tu poważne akcje protestacyjne wywołane przez kryzys gospodarczy i rosnącą biedę. No i na koniec przyjrzymy się Mołdawii. To najbiedniejszy europejski kraj zrzeszony we Wspólnocie Niezależnych Państw. Średnie wynagrodzenie miesięczne wynosi tam 4,2 tys. lei (13,4 tys. rubli rosyjskich). Mogłoby się wydawać, iż za te pieniądze nie da się przeżyć. Reakcją społeczeństwa jest masowa emigracja za chlebem (od kwietnia 2014 roku dla obywateli Mołdawii wprowadzono bezwizowy wjazd do krajów Unii Europejskiej). Ale ogólnie rzecz biorąc i tu ludzie adaptują się do warunków życia. Nie będę wspominał Tadżykistanu i Kirgizji.


Powrót do lat dziewięćdziesiątych


Nie łatwe jest poszukiwanie bezpośrednich paraleli, ale trzeba stwierdzić, iż potencjał "archaizacji" Rosji jest stosunkowo duży. Jak się wydaje, realne dochody ludności mogą zmniejszyć się o 35-40%, nim znaczną część obywateli ogarną nastroje protestacyjne. Z gospodarki rosyjskiej nie zniknęły zjawiska charakterystyczne dla gospodarki radzieckiej. Można tu wymienić przede wszystkim słynną "economy of favours" (gospodarkę opartą na wymianie przysług), czyli mówiąc prościej układy i znajomości. Jeszcze jednym istotnym, pochodzącym z czasów radzieckim rysem charakterystycznym pozostaje "resortowość". Dziesiątki milionów obywateli mają zapewniony dostęp do dodatkowych przywilejów i usług  (lub mogą je kupować po zniżonej cenie) tylko dlatego, iż są związani z tą, lub inną uprzywilejowaną organizacją finansowaną z budżetu. Można tu wspomnieć też o "własnym gospodarstwie przydomowym". W czasach radzieckich, jak wynika nawet z danych obliczonych przez statystykę radziecką, tego rodzaju gospodarstwa dostarczały 62% produkowanych w kraju kartofli, 47% jaj, 36% warzyw i do jednej trzeciej mleka i mięsa.

Choć mechanizmy i formy degradacji społeczeństw (zawłaszcza tych współczesnych) są w dostępnej literaturze zbadane i opisane znacznie gorzej, niż rozwój, warto podkreślić, iż przebiegają one wyjątkowo łatwo i szybko. Na przestrzeni kilku minionych dziesięcioleci widzieliśmy, iż ludzie są nie tylko w stanie pogodzić się z drastycznym pogorszeniem warunków swego bytu, lecz także pozwalają narzucić sobie niemal wojskowe warunki życia. Widzieliśmy to na początku lat dziewięćdziesiątych w byłej Jugosławii, w Abchazji sytuacja częściowego rozkładu trwa do chwili obecnej. Mieszkańcy Doniecka i Ługańska mogli korzystać z życia w stosunkowym dobrobycie, jednak na naszych oczach, w 2014 spotkała ich katastrofa. Ludzie bardzo szybko przyzwyczajają się do nowych warunków życia, do takich zjawisk jak kolejki, deficyt towarów, dystrybucja pomocy humanitarnej, itd. Dawny naród radziecki wiąże mocno umiejętność dostosowywania się do nowej sytuacji, w której pozbawia się go dóbr i przywilejów materialnych.

Recz jasna, nawet jeśli sytuacja zacznie rozwijać się zgodnie ze scenariuszem niekorzystnym, będzie ona ewoluować nie w kierunku radzieckiego modelu "walki o pzeżycie". Zobaczymy raczej powrót do modelu gospodarki i społeczeństwa z lat dziewięćdziesiątych. Nie zetkniemy się ponownie z epidemią przestępczości, ale towarzyszyć nam będą zatory finansowe, pojawienie się instrumentów quasi finansowych, rozszerzanie się szarej strefy, spadające dochody budżetu, dodatkowa emisja pieniądza i wysoka inflacja. Całkiem prawdopodobne, iż nawet w tej sytuacji w kraju będą powstawać nowe przedsiębiorstwa i biznesy, zaś ludzie będą demonstrować, wydawałoby się, dawno zniszczoną przedsiębiorczość.

Scenariusz ten jest o wiele bardziej prawdopodobny, niż powrót do "radzieckości". Choć dziś, niemal z niezliczonych źródeł dowiadujemy się jak wspaniała była radziecka przeszłość, do powrotu do niej nie jest gotowa nowa rosyjska elita. Nikt nie ma ochoty na pisanie i realizację planów gospodarczych, także dlatego, iż przez ostatnich 25 lat nie zrealizowano ani jednego. Nikt nie ma ochoty na powrót do życia z zamkniętymi granicami i nie chce by pozbawiono go dostępu do zaparkowanych za granicą dziesiątków miliardów dolarów. Nikt nie chce powrotu do państwowej własności na środki produkcji. Za zniszczenie jej tysiące ludzie zapłaciły życiem (nie tylko w znaczeniu przenośnym). Być może radziecka przeszłość była wspaniała, jaka by jednak nie była, radziecka rzeczywistość z komitetami partii, socjalistycznym współzawodnictwem pracy, samizdatem pozostanie historią, my zaś utkniemy w przeszłości o wiele nam bliższej.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Tekst ukazał się na portalu slon.ru: https://slon.ru/posts/62621#payline





*Władisław Inoziemcew (ur. 1968), wybitny rosyjski ekonomista, socjolog, polityk o demokratycznej orientacji. Dyrektor Centrum Badań Społeczeństwa Postindustrialnego. Redaktor naczelny pisma „Swobodnaja Mysl”. Jest autorem kilkuset opublikowanych w Rosji i za granicą prac naukowych i publicystycznych. Ma na koncie 15 monografii. Jest członkiem Rady Naukowej i Prezydium Rosyjskiej Rady do Spraw Zagranicznych. 







Artykuły Władisława Inoziemcewa tłumaczone przez "Media-w-Rosji"




Po kilkunastu latach niebywałej koniunktury na rynku surowców energetycznych rośnie prawdopodobieństwo, iż Rosja znów znajdzie się u rozbitego koryta. Wybitny ekonomista Władisław Inoziemcew szuka odpowiedzi na pytanie, jakie rezultaty dla gospodarki Rosji przyniosło 16 lat rządów Władimira Putina. Rosja straciła wielką szansę na modernizację, by pójść drogą Chin, lub Emiratów. Wraz ze spadkiem cen ropy obserwujemy cofanie się wszystkich wskaźników gospodarczych do poziomów z początku lat dwutysięcznych. W obliczu rosnącego kryzysu Kreml opanował stan paraliżu.  Władze nie robią nic, mając wyłącznie nadzieję, iż jakoś to będzie.



Spowolnienie gospodarcze stało się zauważalne zaraz po powrocie Władimira Putina na Kreml, jednak to przede wszystkim sankcje gospodarcze doprowadziły do spadku wartości rubla. Podejmując wysiłki na rzecz odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji, Władimir Putin niewiele uwagi poświęca gospodarce. Potrafi jedynie składać daleko idące obietnice socjalne. Rosja nie jest przygotowana na kryzys – mówi ekonomista i polityk Władisław Inoziemcew

Zamiast realizacji wcześniej opracowanego planu działań, można spodziewać się nowej fali propagandy. Społeczeństwo dowie się, że kryzys sprowokowali Amerykanie, i że w trudnej chwili należy skupić się wokół prezydenta Putina.



Choć spada cena ropy naftowej, ostatnie wskaźniki makroekonomiczne dla Rosji nie wyglądają najgorzej. Na ich podstawie pojawiły się wręcz optymistyczne głosy prognozujące przełamanie kryzysu. Wybitny rosyjski ekonomista Władisław Inoziemcew przestrzega jednak, iż optymizm jest zdecydowanie przedwczesny. Do przełamania kryzysu daleko, nie bardzo wiadomo skąd miałby nadejść impuls sprzyjający uzdrowieniu ekonomiki. Najbliższe trzy miesiące będą rozstrzygające, asekuracyjne zachowania konsumentów i przedsiębiorców na rynku może zaowocować nadejściem nowej, jeszcze bardziej destrukcyjnej fali kryzysu.





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.