Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dmitrij Trawin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dmitrij Trawin. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 marca 2017

Czy system zbudowany przez Putina przetrwa do 2042 roku?



W końcu 2016 roku ukazała się w Rosji książka Dmitrija Trawina "Czy system putinowski przetrwa do roku 2042". 

Ludzie czują, że żyje im się gorzej, że Rosja pogrąża się w kryzysie, jednak pamiętają lata naftowej prosperity. Przeraża ich też wspomnienie lat dziewięćdziesiątych, wtedy, gdy Rosja wprowadzała podstawowe reformy gospodarcze żyło im się jeszcze gorzej. Polepszenie warunków życia kojarzą z objęciem władzy przez Władimira Putina. Dla obecnego prezydenta nie widzą alternatywy. Dzięki aneksji  Krymu i interwencji w Syrii wydaje im się, że Rosja wzięła na siebie wielką i historyczną misję i dlatego gotowi są przymknąć oczy na spadający poziom życia. W zachowaniu status quo zainteresowana jest elita, której udało się sprywatyzować państwo. Putin, Miedwiediew, Patruszew i Czajka zamierzają sprawować władzę do końca życia. Rosja Putina ma dość sił żeby trwać w warunkach coraz powszechniejszej stagnacji i degradacji gospodarki.

Z Dmitrijem Trawinem, dyrektorem Ośrodka Badań Procesów Modernizacji w Uniwersytecie Europejskim w Sankt Petersburgu  rozmawiał Michaił Sokołow. 


"Media-w-Rosji" publikują skróconą wersję tej rozmowy.



Społeczeństwo nie widzi dla Putina alternatywy. Ludzie władzy zamierzają sprawować ją dożywotnio. System zbudowany przez Putina może okazać się trwalszy, niż można to było przewidzieć. 



Michaił Sokołow:
Porozmawiajmy o rewolucji jako elemencie modernizacji. Bywa, iż władza nie daje sobie rady, dodatkową przeszkodą są różnego rodzaju kataklizmy, czasem taka sytuacja skutkuje konstruktywnymi reformami, czasem nie. Potem nadchodzi następny etap. Rewolucja dobiegła końca, tak jak moim zdaniem w Rosji w latach 1991-1993. Czy nieunikniona jest potem faza restauracji, powrotu do starego?

Czy restauracja była nieunikniona?

Dmitrij Trawin:
Nasza rewolucja trwała do 1988 roku do 1993. Gorbaczow podjął świadomą próbę modernizacji systemu, zainicjowany przez niego proces wymknął się spod kontroli, wszystko się rozwaliło. Dopiero przyjęta w 1993 roku konstytucja stała się fundamentem nowego systemu politycznego. Minusy i wady były oczywiste, pełno było w nim sprzeczności, jednak ogólnie okazał się zrozumiały.

Czy restauracja była nieunikniona? Nie. Jednak w naszych warunkach, moim zdaniem,  jej prawdopodobieństwo było ogromne. Piszę  o tym w swojej książce "Czy system putinowski przetrwa do 2042 roku?". Zadecydowały o niej trzy okoliczności, zaistniały razem, choć tak stać się nie musiało.   Po pierwsze, reformy lat dziewięćdziesiątych były szczególnie bolesne. Było to skutkiem dziedzictwa w gospodarce pozostawionego Gajdarowi przez Stalina i Breżniewa. Na to nałożyły się nieudane reformy gospodarcze podejmowane przez Gorbaczowa i Ryżkowa. W takich warunkach reformy Gajdara nie mogły nie boleć.

Sokołow:
Po Gajdarze przyszedł Wiktor Czernomyrdin.

Trawin:
Jego działania, podejmowane wspólnie z prezesem Banku Centralnego Gieraszczenko raziły brakiem konsekwencji.  Jeszcze zwiększyły dotkliwość transformacji. Nieudana okazała się także próba podjęta przez Anatolija Czubajsa zapewnienia krajowi stabilizacji finansowej poprzez stworzenie systemu zadłużenia państwowego. Przyczyną był kryzys azjatycki 1998 roku. Zapłaciliśmy bankructwem finansów państwowych i dewaluacją rubla.

Na ten problem dotkliwości reform nałożył się kolejny. Kiedy do władzy doszedł Putin zaczęły się tłuste lata. Ceny na ropę wzleciały do góry. Można było zrezygnować z reform.  W rezultacie ograniczono się do zmian w dziedzinie podatków, choć te właśnieprzyniosły pozytywne skutki.

Sokołow:
Tutaj też swoją rolę odegrał Gajdar.

Trawin:
Ministrem finansów był wówczas Aleksiej Kudrin, uważnie przysłuchiwał się rekomendacjom byłego premiera. Jak już powiedziałem, to była udana reforma, ale nie ona spowodowała gwałtowny wzrost poziomu życia, o tym zadecydowała rzeka dochodów naftowych rozdzielanych później w społeczeństwie. Jak długo reformatorzy proponowali reformy rynkowe, ludzie borykali się z poważnymi trudnościami. Ale wynikały one nie z działań reformatorów, miały one swoje korzenie przede wszystkim  w spadku otrzymanym po poprzedniej epoce.

Ale jak tylko zaprzestano forsowania reform rynkowych i zaczęło się konstruowanie modelu autorytarnej władzy Putina, dochody ludności ruszyły do góry. Źródłem rosnącego dobrobytu były jednak dolary uzyskane ze sprzedaży ropy naftowej. To ważny moment, chciałbym byśmy zwrócili na niego uwagę. Obywatele Rosji, wyborcy posłużyli się logiką prostą do wytłumaczenia. Niewykształconym ludziom często trudno zrozumieć proces reform. A tu logika była trudna do podważenia, w latach dziewięćdziesiątych było trudno, a dwutysięcznych dobrze.

Putin zuch, Jelcyn nie

Sokołow:
Putin zuch, a Jelcyn nie.

Trawin:
To oczywiste, że racjonalnie myślący ludzie poprą przywódcę gwarantującego wzrost dobrobytu. I nie będą czytać góry książek i artykułów tłumaczących dlaczego Putin nie jest zuchem, a reformy Gajdara były szalenie ważne.

Sokołow:
Ale dziś poziom życia spada. Putin w oczach ludzi wciąż jest zuchem?

Trawin:
To nasz następny problem.

W tamtych czasach, gdy wysokie dochody z ropy splotły się z problemami odziedziczonymi z przeszłości, ludzie wsparli Putina. Wielkie znaczenie miało to, iż on sam nie był idealistycznym demokratą, takim jakim do pewnego stopnia był Jelcyn. Budując nowy system Putin potrafił doskonale wykorzystać emocje narodu.

Ale obecnie sytuacja uległa zmianie. Dochody ludności spadają, dziś znów znalazły się na poziomie roku 2011. Z jednej strony obecny kryzys zepchnął nas do poziomu z roku 2011, z drugiej, nie zapominajmy,  w tym właśnie roku żyliśmy już o wiele lepiej i bogaciej, niż w 1999, gdy Putin doszedł do władzy.

Sokołow:
Musimy spaść do poziomu z roku 1998, żeby ludzie zaczęli zachowywać się inaczej?

Trawin:
Bardzo bym nie chciał realizacji podobnego scenariusza. Ale doskonale rozumiem naszych współobywateli, gdy mówią, jasne, dziś żyje nam się trudniej, ale z drugiej strony nie ma porównania z nieszczęsnymi dziewięćdziesiątymi.

Sokołow:
Ludzie, jak pan to opisał, przeżyli okres bogatej dzięki dochodom z ropy restauracji politycznej, rozwoju autorytaryzmu. Więc może teraz opowiedzą się po stronie modernizacji?

Trawin:
Na podstawie różnych sondaży trudno oczekiwać, iż tak się stanie. Moje osobiste obserwacje to potwierdzają.

Z jednej strony poziom życia nie spadł drastycznie, z drugiej Putin zrobił dwie ważne rzeczy, jakie gwarantują stabilność reżimu. Być może też zapewnią mu trwałość  na długo. Po pierwsze, wyczyścił przestrzeń polityczną.

Prosty obywatel myśli bardzo konkretnie. Jeśli nie Putin, to kto? Proszę bardzo, pokażcie nam obok Putina (tylko nie w Internecie, ludzie tam wiele nie czytają), w telewizji, w programie pierwszym, w programie "Rossija" alternatywnego kandydata.

Sokołow:
Widzom wciąż pokazują Zjuganowa, Żyrinowskiego, Mironowa. Od wielu lat.

Trawin:
Na tym polega sztuczka Putina.  Ci politycy nie są dla Putina żadną konkurencją. To żałosne widowisko.

Sokołow:

Mamy jeszcze premiera Miedwiediewa i ministra obrony Szojgu.

Trawin:
Można jeszcze przypomnieć byłych premierów Zubkowa i Fradkowa  wyciągniętych przez Putina diabeł wie skąd.

To bardzo udana zagrywka. Obok Putina znajdują się ludzie, którzy nie mogą z nim konkurować, pod licznymi względami są od niego o wiele słabsi.

Społeczeństwo więc nie widzi alternatywy.

Często rozmawiam z ludźmi, najczęściej słyszę od nich to samo. No tak, teraz żyje nam się trudniej, Putin dawniej nam się podobał, teraz już nie bardzo, ale nie ma go kim zastąpić.. Jeśli trafi nam się słaby przywódca, czekają nas znów nieszczęsne dziewięćdziesiąte, więc może już lepiej, żeby został Putin.

Kolej na Krym

Sokołow:
Potem kolej na Krym?

Trawin:
To jeszcze jeden argument na korzyść Putina. Z jednej strony, ludzie z bólem serca przyznają, żyjemy paskudnie, ale jakoś przy Putinie jeszcze dajemy sobie radę. Więc trzeba zrobić tak, by niezadowolenie odczuwano tylko w związku z gospodarką. Trzeba ludziom dostarczyć coś dla podniesienia ducha.

Sokołow:
Krym się do tego nadaje? Ratujemy mitycznych "Rosjan" przed zagrożeniem ze strony mitycznych "banderowców"?

Trawin:
No tak. Ludzie chcą wierzyć w mity.

Potrzeba im czegoś wielkiego, i mnie tego potrzeba i panu. Człowiek cały dzień obsługuje maszynę, ale potem chciałby poczuć, że i on uczestniczy w czymś uroczystym.

Ludzie słyszą od Putina:  tam są ci straszni banderowcy, za chwilę zabiorą wszystko. Zaraz potem dodaje, w gruncie rzeczy, ci straszni banderowcy są najemnikami jeszcze straszniejszej Ameryki. Ale z Ameryką jesteśmy w stanie konkurować, jesteśmy równie potężni. Więc jeśli uda nam się, choćby Rosjan na Krymie uratować od banderowców, to w rzeczywistości uratujemy ich od Ameryki. Przy okazji zbawimy samą Rosję, bo przecież to Ameryka chciała na Krymie zbudować bazę wojskową.

Tak wygląda analiza prostego człowieka, oddałem swój głos na Putina, a to oznacza, że i ja pomogłem temu wielkiemu człowiekowi uratować Rosję i Ukrainę od strasznej Ameryki.

Żeby tylko nie było wojny

Sokołow:
No dobrze, jednak zraz potem idzie Donbas, to kosztuje, tam toczy się wojna. Następna w kolejce jest Syria, jeszcze do niedawna większość Rosjan niewiele o niej słyszała,, teraz zaś wiadomo, bombardujemy tam złoczyńców. Ale to przecież jakaś dziwna historia, same nasuwają się analogie z Afganistanem….  W Związku Radzieckim wychowano nas  pod hasłem "żeby tylko nie było wojny". Dla ludzi w poradzieckiej Rosji wciąż jest ono aktualne?

Trawin:
Ten apel odnosił się do II wojny światowej, w końcu strasznie od niej ucierpieliśmy, wszyscy w rodzinie mają, mieli kogoś, kto stracił życie. Afganistan był problemem dla wysyłanych tam młodych żołnierzy,, jednak w gruncie rzeczy w całym kraju reakcja była stosunkowo spokojna. Dopiero w latach pieriestrojki wytłumaczono nam, co się tam działo w rzeczywistości.

Znam wielu uczestników tej wojny. Dla nich były to najlepsze lata w życiu. Poczuli wówczas więź z czym wielkim, brali udział w realizacji wielkiej geopolitycznej misji Związku Radzieckiego. Tak im się przynajmniej wydawało.

Sokołow:
I teraz znowu, Syria i Donbas to wielka geopolityczna misje, a jej celem jest zniszczenie złych ludzi?

Trawin:
Wygląda na to, że Syria to podobny przypadek. W końcu Putin stwierdził, iż walczymy tam z międzynarodowym terroryzmem. Obama był słabeuszem, ni to ni sio, a my walczyliśmy z terrorem, ratowaliśmy Palmirę, wielkie wartości kultury. Putin pozycjonuje się jako przywódca na skalę światową, jego nie da się porównać z jakimś tam Janukowiczem, można go porównywać jedynie z prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Ale w Donbasie powoli opuszczamy kurtynę. Rosja nie prowadziła jakiegoś specjalnego PR dla projektu Noworosji. To była robota grupy przebiegłych facetów, najpierw ich promowano, potem jednak odprawiono w niebyt, uciszono ich, ten projekt jest stopniowo wygaszany. Rosja wciąż powtarza, iż Donbas jest częścią Ukrainy. Domagamy się przede wszystkim respektowania praw mieszkających tam obywateli rosyjskojęzycznych.

Sokołow:
Ale obecnie jesteśmy świadkami eskalacji walk, widzimy jak odbierana jest cudza własność. Uznaliśmy właśnie ważność dokumentów obu ludowych republik. Czy nie wygląda to na zaostrzenie konfliktu?

Trawin:
Za każdym razem, kiedy jesteśmy świadkami eskalacji konfliktu, powtarzamy iż odpowiedzialny za nią jest Kijów. Za to dla Ukraińców we wszystkim winna jest Moskwa. Jeśli idzie o kwestię dokumentów, to nie myślę, by stała się ona przedmiotem troski wielu milionów Rosjan, to wciąż kwestia lokalna.

Przypadek generalissimusa Franco

Sokołow:
Pisze pan w swojej książce o doświadczeniu generalissimusa  Franco. Był autokratą, przez wiele lat swoich rządów unikał gospodarki rynkowej, zarządzał ekonomiką metodami socjalistycznymi, o wszystkim rozstrzygało państwo, Hiszpania brnęła w ślepą uliczkę. A jednak nagle dał zielone światło dla reform liberalnych, co po jego śmierci doprowadziło do odbudowy demokracji. Z tego doświadczenia w Rosji można będzie skorzystać, czy to całkowicie indywidualny przypadek?

Trawin:
Chciałbym mieć nadzieję, iż Putin po 17 latach sprawowania władzy (w momencie kolejnych wyborów to będzie już 18, tyle lat rządził też Leonid Breżniew) po kolejnym zwycięstwie wyborczym zaakceptuje program Kudrina i podejmie dzieło reform. Jednak historia mówi o tym, iż przypadek Franco był rzeczywiście indywidualny.

Z drugiej strony nie można zignorować obiektywnych okoliczności, które popychały go w kierunku reform.

Sokołow|:
Stany Zjednoczone naciskały, Hiszpania należała do NATO, trzeba było zmienić wizerunek kraju…

Trawin:
Te czynniki odegrały swoją rolę. W dodatku kraje sąsiednie rozwijały się bardzo szybko. Po wojnie zwracał na siebie uwagę niemiecki cud gospodarczy, nawet włoski. Mimo zacofania obecnego na południu, Włochy rozwijały się bardzo szybko. Za to Hiszpania stała w miejscu. Do pewnego stopnia ta sytuacja zachęcała Hiszpanów do reform.

Ale Putin nie ma tego rodzaju bodźców. Na odwrót, zrywając z Ameryką Putin uwolnił się od podobnej presji. Moralny nacisk ze strony państw zachodu nie ma już znaczenia. Ameryka stale powtarzała autorytarnym przywódcom Korei z lat pięćdziesiątych -sześćdziesiątych, iż muszą przestrzegać zasad demokracji.

Sokołow:
Jakie pana zdaniem reformy są najbardziej potrzebne? Czy program Kudrina opracowany przez Centrum Badań Strategicznych zawiera elementy prowadzące ku modernizacji? To, co dostrzegam do tej pory wygląda inaczej. Ostatnim zrealizowanym pomysłem samego Gajdara była obniżka podatku od dochodów osobistych. Teraz wynajęci przez Centrum pracownicy Instytutu Gajdara sugerują jej likwidację. Chcieliby podniesienia stawki podatkowej z 13 do 17%. Dla Rosji ta ostatnia cyfra brzmi symbolicznie.

Trawin:
Na ile się orientuję, ten program reform jest rozsądny, przygotowany przez profesjonalistów. Będzie nam ocenić go łatwiej, kiedy Aleksiej Kudrin przedstawi szczegóły.

Trudno jednak sobie wyobrazić, iż Putin zechce program ten realizować. Jeśli tak, byłoby wspaniale. Po dymisji Kudrina sytuacja finansowa Rosji stała się wyjątkowo trudna. Kudrin już w 2011 roku uprzedzał, co nas czeka, jednak go nie wysłuchano, teraz widać do czego to doprowadziło.

Sokołow:
Przejedliśmy Fundusz Rezerwowy?

Trawin:
Przejedliśmy wszystko co się dało. Jeśli dojdzie do realizacji programu reform, Kudrin, lub ktokolwiek inny, kto będzie za nie odpowiedzialny, przede wszystkim będzie zmuszony do zatkania dziury w budżecie. Niewykluczone, że trzeba będzie powtórzyć sporo z tego co zrobił Gajdar w 1992 roku.


Książka Dmitrija Trawina "Czy system putinowski w Rosji przetrwa do 2042 roku?" wywołała sporą dyskusję. 



Scenariusz bezbolesnego wyjścia z kryzysu jest niemożliwy

Sokołow:
 Gajdar 2.0. Czeka nas podwyżka podatków?

Trawin:
Sytuacja zmusiła Gajdara to ustalenia podatku NDS (od wartości dodanej) na szczególnie wysokim poziomie, nie było innego sposobu na zatkanie dziury w budżecie. W innym wypadku, potrzebna byłaby dodatkowa emisja pieniądza ze wszystkimi znanymi konsekwencjami. Nie będzie bezbolesnego wyjścia z 17 letniego okresu rządów Putina.

Sokołow:
Może czeka nas inny scenariusz. Nie będzie zmiany modelu rządów. Zobaczymy jego kontynuację przy pomocy metod fiskalnych, takich jak podwyżka podatków, podwyższenie wieku emerytalnego, redukcja wydatków na medycynę i cele socjalne.

Trawin:
Moim zdaniem, najbardziej prawdopodobny scenariusz po zwycięstwie Putina na wyborach w 2018 roku oznacza rezygnację z reform Kudrina. To znaczy będą realizowane czysto formalnie, pod tym względem mamy wielkie doświadczenie. W swoim czasie Gorbaczow zaaprobował program "500 dni", ale zaraz potem akademik Aganbegian tak go przeredagował, iż autor programu Grigorij JAwlinski oświadczył, iż nie może za niego odpowiadać.

Sokołow:
Co doprowadziło do upadku ZSRR…

Trawin:
Program Grefa,  wszystko to już było. W rzeczywistości program Kudrina zostanie odłożony na półkę, władza ograniczy się do podnoszenia podatków i wieku emerytalnego, to umożliwi zatkanie rosnącej dziury budżetowej i w Funduszu Emerytalnym. Władza będzie się starała przetrwać jak najdłużej.

Sokołow:
Niekiedy termin modernizacja bywa także kojarzony z takim sympatycznym terminem jak "korupcja". Kiedy obserwujemy jak wprowadzane są różne reformy, praktycznie wszędzie towarzyszy temu wzrost korupcji, złodziejstwa, bezprawia.  W swojej książce pan pisze o tym też.

Modernizacja i korupcja

Trawin:
Przypomnijmy sobie związek Radziecki. W nim nie było gospodarki rynkowej. Ale w tamtych czasach także istniała korupcja, szara strefa w gospodarce, było takich rzeczy całkiem sporo. Jednak skala korupcji, skala zachęcających do niej bodźców była o wiele mniejsza, niż w jakiejkolwiek gospodarce rynkowej. Człowiek mógł ukraść bardzo dużo pieniędzy, nie wiadomo było tylko jak je wydać.

Mieliśmy w swoim czasie skorumpowanego ministra spraw wewnętrznych Szczołokowa. Zdążył kupić wiele dóbr, jednak nie mógł wydawać z rozmachem jaki umożliwiały ukradzione przez niego sumy. Kiedy w ramach modernizacji, pojawia się gospodarka rynkowa, korupcyjnych pokus gwałtownie przybywa. Bardzo ważne więc,  by modernizacji towarzyszyła rzeczywista demokratyzacja, tylko ona może położyć tamę korupcji.

Sokołow:
Myśli pan o demokracji z jej systemem wyborów umożliwiającym kontrolę władzy wykonawczej?

Trawin:
O to właśnie chodzi. Rynek może rozwijać się bez demokracji, jednak wówczas przeżarty zwykle jest korupcją. Być może w niewielkich państwa, w których przywódca sprawuje kontrolę nad wszystkim, jest on także w stanie ograniczać korupcję.

Sokołow:
Wsadzając przyjaciół do więzienia?

Trawin:
Przyjaciół i nie tylko przyjaciół. Tam wszystko widać jak na dłoni. Jednak w większych krajach nie można się obejść bez demokratyzacji, w nich nawet najuczciwszy despota nie jest w stanie sam kontrolować wszystkiego.

Jachty i pałace premiera Miedwiediewa

Sokołow:
Właśnie pojawił się świeży temat, w związku z nim w Internecie szaleje dyskusja. Byłby on także omawiany w prasie, gdybyśmy mieli normalną, wolną od cenzury prasę. Aleksiej Nawalny ogłosił wyniki swojego śledztwa, pokazał jak premier Dmitrij Miedwiediew otrzymuje pieniądze od oligarchów.

Dowiedzieliśmy się jak wiele pieniędzy trafia na kontrolowane przez niego  rachunki fundacji charytatywnych, jak budowane są wspaniałe pałace, kupowane farmy rolnicze, posiadłości we Włoszech, organizowana produkcja wina, czy mleka. Jak Pan będąc naukowcem zareagował na to wszystko?

Trawin:
Nic mnie w tej historii nie zdziwiło. Od dawna w środowisku naukowym posługujemy się terminem  "zachowanie władzy zorientowanej na zyski osobiste". Mówiąc prościej, jeśli miliony naszych obywateli myślą o tym, iż państwo istnieje po to, by o nich się troszczyć, to nie mają racji.

W rzeczywistości, w takim kraju  jak nasz, struktury państwowe istnieją po to, by troszczyć się o tych, którzy sprawują władze. Oni też troszczą się o samych siebie. Starają się maksymalizować  zysk z aktywów znajdujących się pod ich kontrolą. Pod tym względem Miedwiediew nie jest żadnym wyjątkiem. Wydaje mi się, iż podobnymi aktywami dysponują wszyscy czołowi przedstawiciele władz. Ten sam Nawalny publikował już rezultaty śledztwa dotyczące Szojgu, Szuwałowa, Czajki. Wszędzie obraz jest podobny, różnią się szczegóły w zależności od tego, jakiego rodzaju aktywa znajdują się pod kontrolą konkretnego człowieka. Ludzie różnią się także pod względem swego zachowania. Kto nie chciał uczestniczyć w tym wszystkim, już dawno nie znajduje się u władzy, nawet jeśli do niedawna w strukturach reżimu zajmował wysokie stanowiska.

Sokołow:
Nie dziwi pana jak wygląda w ich wykonaniu konsumpcja dóbr materialnych. Budowa luksusowych pałaców, zachowanie jawnie demonstracyjne, jachty, kosztowne ubrania i zegarki.  

Trawin:
Obserwowaliśmy różne mechanizmy korupcji. Nawet w przypadku polityków o wiele mniejszego formatu, niż premier Miedwiediew, okazywało się, iż za granicą posiadają apartamenty i wille, rachunki na wielkie sumy w tamtejszych bankach, a także inwestycje w tamtejszy biznes. Jeśli obecny rosyjski system polityczny rozpadnie się, będą mogli wyjechać za granicę i tam żyć w dobrobycie. Nazwał bym to korupcją według scenariusza zachodniego. Tam na Zachodzie będą posiadać przyzwoite mieszkania, inwestować, lub żyć z procentów jak rentierzy. Mamy jednak w Rosji ludzi, którzy zwłaszcza w warunkach konfrontacji z Zachodem, nie będą mogli tam wyjechać.

Prywatyzacja państwa

Sokołow:
Choćby Miedwiediew i sam Putin?

Trawin:
Rzecz jasna. Powiedziałbym, iż warunkach rosyjskich prywatyzowana jest nie własność, a samo państwo. Ci którzy znaleźli się w naszym państwie u władzy, nigdy z niej nie zrezygnują. Zamierzają sprawować ją dożywotnio, a także będą chcieli przekazać znaczną część majątku i wpływów swoim dzieciom.

Sokołow:
To właśnie już obserwujemy. Syn sekretarza Rady Bezpieczeństwa Andriej Patruszew został mianowany przewodniczącym rady dyrektorów centrum "Kasnieftgaz". Dzieci prokuratora Czajki dysponują całym imperium biznesowym. Syn byłego szefa administracji prezydenta Siergieja Iwanowa został mianowany szefem korporacji "Alrosa". Ale te stanowiska powierzono im na jakiś czas, a jeśli jutro zostaną zdymisjonowani? Jeśli władza się zmieni, przestaną być potrzebni.

Trawin:
Ludzie starszego pokolenia, Władimir Putin, Dmitrij Miedwiediew, ministrowie obrony, spraw zagranicznych, prokuratorzy generalni, dokąd pozostają żywi nie zrezygnują z władzy i stanowisk. Tego, lub innego Jakunina (były szef rosyjskich kolei) Putin może zdymisjonować, jednak w ramach systemu politycznego zbudowanego przez Putina i Jakunin spokojnie jeszcze będzie mógł funkcjonować.

Sokołow:
Wraz z synem i fundacją w Londynie.

Trawin:
Tam jest fundacja, nie małych rozmiarów dom wraz jak się wydaje ze specjalnym pomieszczeniem do przechowywania futer. Ludzie ze starszego pokolenia, mają teraz 50,60,70 lat korzystają z prywatyzacji państwa, inwestują w domy, posiadłości . Zależy im na dostatnim życiu, tu na miejscu. Dla nich Zachód jest niedostępny, czeka ich życie w Rosji.

Sokołow:
Liczą na dobre emerytury? Odpoczynek? Zamierzają przekazać państwo swoim dzieciom?

Trawin:
To czego się dorobili, pozwoli im na życie w luksusie aż do śmierci. Sytuacja dzieci jest trochę inna, ich nie obejmują sankcje, syn nie odpowiada za ojca, to żelazna zasada w społeczeństwach demokratycznych.

Dzieci już dziś zajmują wpływowe stanowiska, otrzymują wysokie wynagrodzenia, całkiem możliwe, iż są one inwestowane dalej. Dzieciom wolno bez ograniczeń kupować za granicą nieruchomości, nikt im w tym nie przeszkadza. Transakcje rejestrowane są na własne nazwisko, na podstawione firmy, na teściową, wszystko jedno… Jeśli więc wydarzy się coś nieoczekiwanego, dzieci mogą stać się zwykłymi obywatelami świata cywilizowanego.

Mogą kiedyś pokusić się o napisanie pamiętników, tak jak niegdyś powstały pamiętniki dzieci Chruszczowa, Berii, jak mi się wydaje, wnuk Stalina też coś tam napisał. Nikonow napisał o swoim dziadku Mołotowie. "Tacy byli nasi rodzice, mieli swoje plusy i minusy, ale to już przeszłość, my zaś jesteśmy zwykłymi mieszkańcami cywilizowanego świata, my za rodziców nie odpowiadamy." Potomków Patruszewa, Iwanowa, Fradkowa czeka zwykłe życie zwykłych obywateli, być może tu, być może na Zachodzie….

Sokołow:
Więc jak to w końcu będzie, czy system zbudowany przez Putina przetrwa do 2042 roku?

Trawin:
Zachęcałbym przede wszystkim do przeczytania mojej książki. Jeśli mógłbym odpowiedzieć jednym słowem, to zapewne bym jej nie napisał.

Ale jeśli bardzo krótko, moim zdaniem system stworzony przez Putina ma spore możliwości by trwać dalej, nie ma ich jednak potencjału, by aktywnie rozwijać gospodarkę. Więc istnieje możliwość, iż będzie trwać długo i funkcjonować w warunkach narastającej stagnacji i degradacji gospodarki.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał ukazał się na portalu Radio Swoboda: http://www.svoboda.org/a/28343006.html



*Dmitrij Trawin (ur. 1964), ekonomista i publicysta o poglądach liberalnych. W latach 2001-2008 był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika "Dieło". Obecnie jest profesorem Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, kieruje w nim Ośrodkiem Badań nad Procesami Modernizacji. Jest autorem licznych publikacji w rosyjskich mediach oraz szeregu książek na tematy ekonomiczne i polityczne.





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 





piątek, 28 października 2016

Autorytarne reżimy nie są wieczne



Jak długo będzie trwał w Rosji system zbudowany przez Władimira Putina? Rosjanie spoza środowiska kremlowskiej elity są pesymistami. Putin nie jest stary, właśnie zapowiedział, że nie wybiera się na polityczną emeryturę, co oznacza, iż zechce ubiegać się o kolejną kadencję w wyborach 2018 roku. Czarnowidze wręcz ostrzegają, że po odejściu Putina może być jeszcze gorzej, Rosja pogrąży się w chaosie, albo zapanuje w niej reżim jeszcze bardziej bezwzględny. Dmitrij Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu jest autorem opublikowanej właśnie książki "Czy reżim Putina przetrwa do 2042 roku?". Jego zdaniem, dalsze rządy Putina oznaczają stagnację, podobną do breżniewowskiego zastoju. Tylko po jego odejściu, może rozpocząć się inicjowany z góry proces demokratycznych przemian.







Jakie są podstawy fantastycznego sukcesu prezydenta Rosji i co się stanie, kiedy odejdzie? Na ten temat wypowiada się profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, Dmitrij Trawin.

Rosbałt rozmawia z profesorem Dmitrijem Trawinem, autorem książki "Czy system putinowski przetrwa do 2042 roku?". Prof. Trawin jest dyrektorem Ośrodka Badań nad Procesami Modernizacji przy Uniwersytecie Europejskim w St. Petersburgu.




Z Dmitrijem Trawinem rozmawia Sofja Mochowa




Rosjanie uważają, że to Putinowi zawdzięczają poprawę warunków życia w pierwszych latach jego rządów. Teraz podbił ich serca ideą wielkiej Rosji zdolnej do obrony swoich interesów. 



Sofja Mochowa:
Władimir Putin stał się dla naszego kraju postacią kluczową, bez niego Rosja byłaby zupełnie inna. Czy uzasadniona jest opinia, iż od samego początku sukces Putina był uwarunkowany koniunkturą ekonomiczną, wynikał z podwyżki cen na ropę naftową? Czy należy mówić raczej o całym zespole przyczyn?

Pokolenie lat siedemdziesiątych

Dmitrij Trawin:
Narodziny obecnego systemu politycznego, czy jak chętnie mówią ekonomiści nowych instytucji społecznych, zasad gry regulujących nasze życie, rzeczywiście były uwarunkowane przez rozwój wydarzeń w latach dziewięćdziesiątych, później zaś przez wysokie ceny ropy naftowej, dzięki którym powstało wrażenie, iż lata dwutysięczne były epoką rozkwitu. Ale wielkie znaczenie miała też osobowość Władimira Putina. Gorbaczow był idealistą, gdy próbował reformować kraj, kierowały nim ideały pokolenia ukształtowanego w latach sześćdziesiątych. Putin należy do innego pokolenia, to ludzie lat siedemdziesiątych, generacja pragmatyków. Nowa sytuacja stwarzała warunki umożliwiające osiągnięcie określonych korzyści, a on potrafił je zmaksymalizować. Skorzystał on sam i jego najbliższe otoczenie. Tak z zasady zachowywali się ludzie lat siedemdziesiątych. Podobnie zachowali się należący do tego pokolenia oligarchowie, nie zastanawiając się nad sensem życia, i nie przejmując losem społeczeństwa, zgromadzili ogromne kapitały, maksymalizowali zyski. Reprezentujący to samo pokolenie ludzie kultury i dziennikarze bardzo szybko porzucili demokratyczne poglądy, zaczęli obsługiwać reżim, dziś są zamożni i zadowoleni z sukcesu. Pod tym względem Putin jest produktem swojego pokolenia.

Mochowa:
Pisze pan w książce, że kariera Putina, do chwili, gdy udało mu się odnieść oszałamiający sukces, nie toczyła się bez przeszkód,. Nagle człowiek znikąd podporządkował sobie cały system. Jak to się stało?

Droga na szczyt

Trawin:
Na pierwszy rzut oka, może się wydawać, że Putin został niekwestionowanym przywódcą kraju niemal z dnia na dzień. Nagle Jelcyn ogłosił, iż to on będzie jego następcą. Do tamtej chwili większość Rosjan nigdy o nim nie słyszała. W rzeczywistości zdobywanie Olimpu zabrało Putinowi sporo czasu,  od 1998 do 2004 roku. Wydaje mi się, że Putin będący z zawodu funkcjonariuszem organów bezpieczeństwa państwa nie potrafi myśleć strategicznie. O tym, co będzie robił i jak się zachowa decydowały okoliczności. Na początku zapewne wydawało mu się, iż w najlepszym wypadku na stanowisku prezydenta czekają go dwie kadencje. W początkowym stadium swojej prezydentury Putin musiał zostać zaaprobowany przez przedstawicieli rodziny Jelcyna, był zaledwie jednym z trybów rządzącej elity. Kiedy oficjalnie został dziedzicem Kremla, zabrał się za wzmacnianie swojej władzy osobistej. Ze swej strony "rodzinie" wydawało się, iż Putin pozostanie pierwszym wśród równych, a nie absolutnym numerem jeden. W tamtych czasach, w kraju funkcjonowały różne ośrodki władzy.

Stopniowo jednak Putinowi udawało się poszerzać swoje wpływy. Podczas przechodzenia z jednego poziomu na wyższy Putin uświadamiał sobie, iż opór materii nie jest tak silny, jak mogło wydawać się na początku. W dodatku, okazało się, iż społeczeństwo  chętnie przysłuchuje się propagandzie, z punktu widzenia władzy było to szczególnie cenne. Jak mi się wydaje, nawet sam Putin, nie przewidywał, jak wielki będzie sukces związany z drugą wojną w Czeczenii i jak szybko telewizja zdoła wytłumaczyć społeczeństwu, iż prezydent jest jego zbawcą i   stworzy obraz silnego, zdecydowanego przywódcy, wokół którego należy się zjednoczyć. Potem wyjaśniło się, iż rosną ceny ropy naftowej i możliwy jest rozwój gospodarki bez jakichkolwiek reform. Putin dobrze zapamiętał, że wprowadzaniu reform zwykle towarzyszą różnego rodzaju nieprzyjemności. Historia nie zna reformatorów podejmujących ambitny program zmian, którzy w rezultacie nie utraciliby sympatii społecznej. Putin zorientował się jednak, iż dochody z ropy naftowej pozwalają podwyższyć poziom życia społeczeństwa. W rezultacie zrezygnował z jakichkolwiek reform. Stopniowo zbudował system, o jakim na początku nawet i nie marzył. Po zwycięstwie w wyborach w 2004 roku okazało się, iż jest nie tylko prezydentem, a gospodarzem kraju.

Mochowa:
W najbliższym otoczeniu władcy zawsze można znaleźć chętnych do zajęcia jego miejsca. U nas jednak nie powstał żaden równoległy ośrodek władzy. Jak pan to wytłumaczy?

Trawin:
Stworzony przez Putina system eliminuje wszelkich konkurentów. Całkiem niedawno byliśmy świadkami operacji mającej na celu całkowitą dyskredytację byłego premiera Michaila Kasjanowa, mimo iż jest politykiem słabym, bez szansy na sukces.

Mochowa:
Nie miałam na myśli polityków zepchniętych na margines, a raczej tych, którzy trafili na Kreml….

Trawin:
Ci na Kremlu są zadowoleni, że się tam znaleźli. Odnieśli sukces, zbili majątek. Zaspokoili swoje potrzeby. Po co mieliby obalać wodza, próbować zająć jego miejsce? Ludzie z elity myślą racjonalnie, może w czasach Putina nie zajmą pierwszego, ani nawet drugiego miejsca, ale i tak ich sukces jest gwarantowany. Dobrym przykładem może być tu kariera Wiaczesława Wołodina (obecnie przewodniczący niższej izby parlamentu - "mediawRosji"), ten polityk zaczynał w partii byłego burmistrza Moskwy Jurija Łużkowa (wszyscy już o tym zapomnieli). Putin jak się okazało, potrafi przytulić polityka z obozu przeciwnego, umożliwić mu zrobienie kariery. Za to konflikt z prezydentem może być niebezpieczny. W takiej sytuacji człowiek rozsądny nie będzie się sprzeciwiał.

Oprócz tego, nawet z technicznego punktu widzenia, zmiana przywódcy nie byłaby prosta. Po pierwsze, Putin cieszy się kolosalną popularnością, nikt w takiej sytuacji nie będzie inicjował przewrotu. Poparcie dla Putina oznacza, iż bunt przeciw niemu może być zwyczajnie niebezpieczny. Po drugie, w Rosji nie ma tradycji wojskowych zamachów stanu. Po raz ostatni tego rodzaju próbę podjęto w grudniu 1825 r. Zamachowcy, dekabryści, ponieśli całkowitą klęską. Dziś, nikt w naszych siłach zbrojnych nie będzie żywił podobnych zamiarów i ambicji. Trzeźwa ocena obecnej sytuacji prowadzi do wniosku, iż w Rosji nie ma warunków dla wojskowego, lub cywilnego zamachu stanu. Pozycja Putina jest stabilna, władzy nic nie zagraża.

Odwrócona piramida

Mochowa:
Na jakich fundamentach opiera się piramida rządów Putina?

Trawin:
Paradoks polega na tym, iż obecnie cała struktura władzy trzyma się wyłącznie na samym Putinie. Przypomina ona odwróconą piramidę… W państwie demokratycznym zazwyczaj, wszystko zależy od społeczeństwa, głosując ludzie powierzają władzę wybranej przez siebie partii politycznej. Elity kreowane są dzięki poparciu z dołu. Później już w swych własnych szeregach elita szuka przywódcy. Bez wsparcia ze strony otoczenia nie będzie on w stanie rządzić.

Ale los Putina, dzięki potężnemu poparciu ze strony społeczeństwa, nie zależy od zachowania elity. Moglibyśmy wybrać nowych deputowanych do parlamentu, mianować nowych ludzi na stanowiska urzędnicze i wtedy okazałoby się, iż skuteczność ich działania jest taka sama, co ich poprzedników. W Rosji nie trudno wymienić elitę, przede wszystkim dlatego, iż to nie ona kreuje lidera. Jednak, gdyby Putin utracił popularność, moglibyśmy zobaczyć, jak historia zaczyna toczyć się w zgodzie ze scenariuszem znanym z historii: "A ty jesteś lżecarem…." Wtedy wszystko może się rozpaść w ciągu miesiąca-dwóch, społeczeństwo zacznie szukać nowego cara. Wystarczy wówczas w telewizji pokazać nowego cara… W takiej sytuacji zmiany mogą przyspieszyć, mogą zachodzić równie szybko, jak w sierpniu-wrześniu 1999 roku, gdy ludziom zaprezentowano Putina. Wystarczyło kilka miesięcy, by stał się przywódcą, dla którego nie ma alternatywy.

"A lud milczy…"

Mochowa:
Pisze pan, że społeczeństwo rosyjskie woli zachowywać milczenie. Nie miesza się do polityki i nie stara się jej analizować. Ludzie w innym kraju zachowaliby się inaczej, Putinowi trudno byłoby zdobyć ich uwielbienie.

Trawin:
"A lud milczy" - pamięta pani genialną frazę Puszkina z dramatu "Borys Godunow"? Coraz bardziej nabieram przekonania, iż to cecha charakterystyczna szerokich mas nie tylko w Rosji, ale i w innych krajach, gdzie nie doprowadzono do finału procesu modernizacji.  Co równie istotne, w tego rodzaju krajach, jeśli demonstruje się oburzenie i niezadowolenie, w odpowiedzi można dostać po głowie. Nawet w krajach zachodnich, nie całe społeczeństwa starają się zrozumieć istotę problemu, dotychczasowe sukcesy Donalda Trumpa są tu najlepszą ilustracją.

W latach dziewięćdziesiątych prosty człowiek w Rosji przejęty był przede wszystkim własnym losem. Po pracy nie miał najmniejszej ochoty zastanawiać się nad tym, co dzieje się w kraju. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że lata dziewięćdziesiąte były pasmem niepowodzeń. Jakość życia uległa pogorszeniu, ale ludziom brakowało czasu, by analizować dlaczego. Lata dwutysięczne przyniosły sukces i rozwój, gospodarka rozwijała się w szybkim tempie, zwiększały się dochody ludności. Pomogły przede wszystkim wysokie ceny ropy naftowej, jednak prosty człowiek nie będzie o tym myślał. Ludzie doszli do wniosku, iż jeśli życie stało się łatwiejsze, na pewno jest to zasługą Putina, to on przecież objął władzę. W wielu innych krajach, w podobnej sytuacji, tamtejsze społeczeństwa także zdałyby się na łaskę autorytarnego przywódcy. Przecież niemal wszystkie kraje europejskie mają w swej historii rozdział autorytarny. Z jednej strony jest mi przykro, iż nasze obecne władze doprowadziły kraj do sytuacji kryzysowej, mamy recesję, czekają nas lata stagnacji, zastoju, z drugiej jednak wiem dobrze, iż takie położenie nie potrwa wiecznie, iż w przyszłości dojdzie do zmiany reżimu.

Mochowa:
Wielu szanowanych ekonomistów twierdzi, iż pierwsze przejawy kryzysu wystąpiły znacznie wcześniej, niż w 2014 roku. Przecież Putin też to powinien rozumieć. Dlaczego nie podjął żadnych kroków zaradczych?

Najlepsze wyjście: nie robić nic

Trawin:
Putin wszystko rozumiał, nie ma wątpliwości. Choćby głośna dymisja ministra finansów Kudrina jesienią 2011 roku winna dać mu do myślenia. Odchodzi twój najlepszy minister, to wyraźny sygnał nadchodzącego kryzysu. Ale jak się wydaje, nie istniała szansa na uzdrowienie gospodarki bez gruntownych reform. Tu przypomina się stara radziecka anegdota o hydrauliku, który nie może niczego naprawić, bo trzeba zmienić całą instalację.

Najważniejszy problem gospodarki rosyjskiej polega na tym, iż działa ona w oparciu o nieprawidłowe zasady gry. Nie jest chroniona własność prywatna, urzędnicy mają możliwość obłożenia jej ogromnymi daninami-łapówkami, a ludzie z resortów siłowych mogą ją po prostu odebrać. W rezultacie biznes nie zajmuje się biznesem, za to transferuje pieniądze na zachód. By biznes mógł poczuć się bezpiecznie, należy w pierwszej kolejności uregulować sytuację z zaprzyjaźnionymi funkcjonariuszami resortów siłowych, uniemożliwić im odbieranie cudzego. Ale to właśnie "siłowiki" są podstawą reżimu Putina. Kiedy sytuacja w gospodarce zaczęła się pogarszać, Putin spędził z pewnością nie jedną bezsenną noc, zastanawiając się, co należałoby zrobić. I zdecydował, iż najlepiej będzie nie robić nic, zapewne dlatego, iż serce narodu można podbić przy pomocy innych metod. Popularność Putina spadała, ale udało się zająć Krym. I wskaźniki poparcia dla prezydenta zaczęły znów rosnąć, bez względu na kryzys w gospodarce.

Mochowa:
Dlaczego właśnie aneksja Krymu pozwoliła osiągnąć taki efekt?




"Czy Rosja Putina przetrwa do roku 2042 roku?" - nowa książka petersburskiego ekonomisty i publicysty Dmitrija Trawina wywołała w Rosji szeroką dyskusję. 



Trawin:
Dla wielu zdobycz ta miała znaczenie symboliczne. Każdy chciałby doświadczyć w życiu czegoś wielkiego, wspaniałego. Jeśli nie potrafisz samemu zdobyć się na coś podobnego, znaczącego, to warto przynajmniej poczuć się trybikiem wielkiej odnoszącej sukces machiny. Nie przypadkowo, największą popularność Stalin zdobył po wojnie, choć jakość jego rządów, w tym dowodzenia armią była katastrofalna. Ale ludzie chcieli być cząstką wielkiego mechanizmu ze Stalinem na czele. I obecnie znacznej ilości ludzi wydaje się, iż nawet aneksja małego półwyspu to także osiągnięcie na wielką skalę.

Swój wkład wniosła w tej historii umiejętnie sterowana propaganda. Ludzie nie mówią, że zabraliśmy Krym braterskiemu narodowi Ukrainy. Uważają, iż w Kijowie rządzi marionetkowa junta, że sterują nią Amerykanie pragnący na Krymie stworzyć bazę wojskową. Głosując na Putina, ludzie wspierają w ich przekonaniu wielką sprawę, chcą byśmy wzięli na siebie misję obrony kraju i całej Europy przed chytrym i agresywnym ukraińskim reżimem. Putin znalazł klucz do ludzkich serc, postąpił profesjonalnie z polityczno-psychologicznego punktu widzenia.

Mochowa:
Można więc powiedzieć, iż w pierwszych latach rządów Putina ludzie wielbili go za to, że poprawił się poziom ich życia, teraz zaś żyje im się dobrze, bo wielbią Putina? Najpierw dostali chleb, teraz igrzyska.

Trawin:
Ogólnie rzecz biorąc, tak. Ale, po pierwsze, nie obserwujemy jakiegoś drastycznego spadku poziomu życia, nie wpadliśmy w podobną do radzieckiej jamę z pustymi półkami. Trudno jednak nie zauważyć panującego powszechnie pesymizmu, ludzie nie widzą dla siebie perspektyw. Po drugie, władza przestała interesować się człowiekiem. W zamian zaproponowano społeczeństwu ideę ogólnopaństwową: jesteśmy wielkim krajem, odzyskaliśmy Krym. Ludzie poczuli się lepiej, wciąż wielbią Putina, choć nie są zadowoleni z sytuacji gospodarczej. Odpowiedzialnością za spadek swoich dochodów obarczają oligarchów, urzędników, liberałów. Obie te okoliczności w połączeniu ze zręczną propagandą pozwalają utrzymywać poparcie dla Putina na wystarczająco wysokim poziomie.

Zmiany inicjowane odgórnie

Mochowa:
Jaki rozwój wypadków czeka nas w przyszłości?

Trawin:
Bardzo prawdopodobne, że reżim przetrwa długo. Warto zastosować tu analizę porównawczą, pod wieloma względami widać dziś podobieństwo do schyłkowego okresu władzy radzieckiej. Jeden po drugim umierali jej przywódcy, Breżniew, Czernienko, Andropow, zbliżał się ostateczny krach reżimu. W końcu władzę objął przedstawiciel młodszego pokolenia, Michaił Siergiejewicz Gorbaczow. Rzecz jasna jego celem nie było zniszczenie systemu, doprowadzenie do tego, do czego doszło w końcu 1991 roku. Jednak zależało mu na przezwyciężeniu trudności i zainicjował proces transformacji. Wydaje mi się, iż podobny los spotka i obecny reżim. Być może trwać będzie długo, ale w końcu do władzy przyjdą ludzie, którzy zechcą go zmienić… Ale im dłużej reżim będzie rządzić, tym będzie nam trudniej i gorzej żyć.

Mochowa:
To znaczy, iż zapewne reżim nie przeżyje po odejściu swego przywódcy?

Trawin:
W istocie reżim Breżniewa skończył się po jego śmierci. Andropow i Czernienko rządzili bardzo krótko. Nawet Andropow pragnął zmian. Wewnątrz obozu władzy pojawiły się grupy różniące w ocenie tego, co należy robić… Upadek reżimu Putina, jak mi się wydaje, także zostanie zainicjowany z góry. Stanie się to wówczas, gdy walkę o władzę podejmą różne grupy, będą konkurowały między sobą, czyj program należy wprowadzić w życie.

Istnieje  niewielkie prawdopodobieństwo, iż Putinowi uda się przekazać komuś władzę jeszcze na 20-30 lat. Żaden z radzieckich przywódców nie potrafił znaleźć dla siebie następcy, ani Lenin, ani Stalin, ani Breżniew. Umierając wszyscy byli przeświadczeni, iż są otoczeni przez dziwnych ludzi, niektórych uważali za zdrajców, innych za nieudaczników. I dziś, trudno powiedzieć, by ktoś przy Putinie zajmował drugie miejsce. On sam nie dowierza prawie nikomu, stosuje taktykę dzielenia. Mam wrażenie, że kiedy odejdzie obecny prezydent, grupy walczące między sobą o władzę grupy jednakowo silne. Sytuacja zmusi je, by odwołały się do szerokich kręgów elity, zaś elita będzie musiała nawiązać porozumienie ze społeczeństwem. W rezultacie będziemy świadkami przynajmniej ograniczonej demokratyzacji, o przyszłości postputinowskiej Rosji będzie decydować całe społeczeństwo. Mało prawdopodobne, by ludzie pragnęli zachowania starego systemu. Po zakończeniu epoki Breżniewa, wszyscy z entuzjazmem przyjęli gorbaczowowską pieriestrojkę. Wszyscy chcieli zmian i rozumieli, że życie z kiełbasa jest lepsze od życia bez niej.

Mochowa:
Czy po kolejnej zmianie reżimu czekają nas trudne czasy?

Trawin:
Im dłużej będzie funkcjonował obecny reżim, tym transformacja będzie boleśniejsza. Pod tym względem, także jesteśmy podobni do ZSRR. Kraj przestaje się rozwijać, po to by gospodarka mogła rosnąć, niezbędny jest napływ nowych kapitałów. Niekoniecznie zagranicznych, wystarczy by nasze własne nie wyciekały za granicę i zostawały w kraju.

Jeśli obecny styl życia będzie trwał jeszcze 20 lat, okaże się, że wiele naszych wskaźników znalazło się na o wiele niższym poziomie, niż na zachodzie. Kiedy upadnie obecny nieefektywny reżim, niezbędne będzie wprowadzenie w życie programu poważnych reform gospodarczych. Będą bolały. Mamy w kraju ogromną ilość urzędników, wojskowych, ochroniarzy, kiedy zaczną się przemiany, ci ludzie będą musieli zdobyć nowe kwalifikacje. W tych okolicznościach, trudno mieć pewność, iż po zakończeniu putinizmu, w Rosji odniesie triumf prawdziwa demokracja typu zachodniego. Być może, sytuacja rozwinie się u nas jak na Ukrainie, gdzie różne ugrupowania toczą między sobą walkę, zaś samo państwo pozostaje dysfunkcjonalne. Trudno oczekiwać, iż Putinowi uda się całkowicie zapobiec groźbie rozpadu kraju (choćby w oparciu o scenariusz ukraiński). Niewykluczone, iż zostanie on odłożony w czasie. Autorytarne reżimy nie są wieczne. Także większość państw zachodu ma za sobą okresy trudnych przemian, widzimy też, co dzieje się obecnie w Gruzji i na Ukrainie. Tak więc czeka nas trudna przyszłość. Wrócimy jednak na ścieżkę rozwoju.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na portalu agencji "Rosbałt": http://www.rosbalt.ru/piter/2016/10/18/1559382.html





*Dmitrij Trawin (ur. 1964), ekonomista i publicysta o poglądach liberalnych. W latach 2001-2008 był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika "Dieło". Obecnie jest profesorem Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, kieruje w nim Ośrodkiem Badań nad Procesami Modernizacji. Jest autorem licznych publikacji w rosyjskich mediach oraz szeregu książek na tematy ekonomiczne i polityczne. 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





wtorek, 23 lutego 2016

Nowe życie w gnijącym bagnie



Istniejący obecnie w Rosji system przede wszystkim opiera się na lojalności biurokracji. W czasach boomu naftowego była świetnie opłacana, mogła także dorabiać na boku łupiąc biznes i wykorzystując zasoby państwowe. Jednak wraz ze spadkiem cen ropy i rozszerzaniem się kryzysu źródła te wysychają. W rosyjskiej elicie biurokratycznej będą tylko nasilać się konflikty wewnętrzne i walka o sfery wpływu. A jednak, uważa petersburski politolog i ekonomista Dmitrij Trawin, choć ludzie w Rosji nie są gotowi, by ruszyć na barykady, trudno uwierzyć, by zadowalał ich system tak źle zorganizowany jak obecnie. Gdy jednak zmieni się pokolenie ludzi we władzy, to szybko okaże się, iż chętnych do walki w obronie starego systemu pozostało niewielu.



 
Autor: Dmitrij Trawin





Do wielkiej transformacji w Rosji dochodzi najczęściej wówczas, gdy władzę obejmuje nowy car, przywódca. 



Dziesięć lat temu rozmawiałem z pewnym, znaczącym politykiem opozycyjnym. Zaskoczyło mnie, jak trzeźwo ocenił perspektywy protestu ze strony rosyjskiej warstwy wykształconej. "Wydaje się panu, że nasz korporacyjny plankton zbuntuje się, rozbije ściany akwarium i rozgniewany wyskoczy na zewnątrz?" - zapytał mnie sarkastycznie. "Nic takiego się nie wydarzy" - sam sobie odpowiedział.

Od tamtej pory zdarzyło się wiele, byliśmy świadkami i uczestnikami masowych protestów, ale ta ocena okazała się uzasadniona. "Chociaż jest przygłupów paru, Lecz ci wolą z boku stać" (cytat z piosenki Wladimira Wysockiego - "mediawRosji"). Być może ludzie nie są gotowi, by ruszyć na barykady, jednak nie oznacza to, iż nasza elita chciałaby przez dłuższy żyć w świecie zorganizowanym tak nędznie jak obecnie.


Gdy władzę obejmuje nowy car…


W artykule o tym co jest potrzebne, by powstały warunki umożliwiające normalny rozwój, pisałem, iż w Rosji dzieje się tak wówczas, gdy zmienia się sprawujące władzę pokolenie. Okupacje, rewolucje, przewroty i inne tego rodzaju kataklizmy wywołują odmienne skutki. Gdy pojawia się nowa elita, umacnia ona swą władzę, upowszechnia i realizuje nowe idee i nagle w gnijącym bagnie pojawia się nowe życie. Kiedy jednak przyjrzeć się bliżej dzisiejszej elicie, mogą pojawić się wątpliwości, czy będzie ona w stanie uruchomić proces podobnej transformacji nawet w odleglejszym terminie, za 15-20 lat. A jednak chyba nie są one uzasadnione.

Niech nam się wydaje, iż w odróżnieniu od przywiązanej do wolności elity brytyjskiej, czy amerykańskiej ta rosyjska jest bardziej serwilistyczna. Nasza elita od tamtych nie jest ani gorsza, ani lepsza, nawet jeśli w owych krajach doszło do wykreowania "cudu gospodarczego." Nasza elita będzie współpracować z władzami zdolnymi do zaspokajania jej interesów. a gdy władze tego nie potrafią, elita także będzie z nimi współpracować, wyczekując jednak chwili, gdy można będzie uruchomić proces zmian. W historii Rosji taki przełomowy moment zdarzał się nie jeden raz, zwykle gdy do władzy przychodzili przywódcy reprezentujące nowe pokolenie, gdy nowy car, lub wódz poszukiwał nowych idei organizujących jego rządy.

Jaki bagaż idei przyniesie ze sobą elita, gdy nadejdzie nowa epoka przemian? Gdyby władze mogły zakonserwować na zawsze te warunki ekonomiczne, w jakich żyliśmy w pierwszym dziesięcioleciu nowego wieku, to wchodzilibyśmy w okres przemian z wówczas ukształtowanymi wyobrażeniami. Wierzono wtedy, że wolność jest lepsza od braku wolności, jednak gdyby cena ropy utrzymała się na poziomie 140 dolarów za baryłkę, zgodzilibyśmy się i na brak wolności. Dziś baryłka kosztuje cztery razy mniej i wszyscy odczuwamy konsekwencje spadku cen. Konserwatyści, nawet gdyby bardzo chcieli, nie mają już niczego do konserwowania. Tkanka naszego życia zgniła, trzeba jakoś zarabiać na życie. Przed tym zadaniem stoją teraz ci, którzy w poprzedniej epoce nie odnieśli sukcesów, jak i ci którzy zdążyli napełnić swoje kieszenie złotem z naftowych beczek.






Podział sfer wpływów


Nasza biurokracja, to na jej lojalności przede wszystkim opiera się funkcjonowanie każdego reżimu autorytarnego, nawet oficjalnie zarabiała nieźle. W dodatku jej znacząca część była w stanie czerpać dodatkowe zyski z zasobów kontrolowanych przez państwo. Jednak już dziś widać gołym okiem narastające wewnątrz elity konflikty związane z podziałem sfer wpływów. Ich ofiarą padła tak wierchuszka Ministerstwa Obrony, jak i beneficjenci prywatyzacji "Basznieftu". Im bardziej przybliży się moment zmiany pokoleniowej, tym te konflikty będą się upowszechniać. Ilość aktywów i wartość zasobów ulegnie zmniejszeniu, pretendentów do nich przybędzie. Ryzyko utraty dochodów i wpływów będzie większe niż szansa na wielkie zyski. Szczęśliwych przypadków, gdy udaje się zgarnąć kolejny milion za plecami konkurenta, będzie coraz mniej. Trzeba będzie określić nowe zasady gry, najłatwiej będzie to zrobić, gdy zacznie się zmiana pokoleniowa.

W podobnej sytuacji znajdzie się biznes. Nawet w najlepszych latach często skarżył się na brak gwarancji bezpieczeństwa. Pod presją okoliczności często demonstrował męstwo i cierpliwość. Jeśli usiłował przechytrzać, "dzielił" się z kim trzeba, dzięki czemu, ogólnie rzecz biorąc, mógł kasować zyski. Jednak za 15-20 lat, jeśli wciąż trzeba się będzie "dzielić", to zyski znikną. Niestety trudno przypuszczać, by chęć łupienia biznesu z zysków zniknęła, po naszej biurokracji wychowanej na początku stulecia trudno tego się spodziewać.

Więcej nawet, w kraju tylko zwiększy się liczba rozpoczynających dorosłe życie ludzi marzących od czasów studenckich o służbie państwowej. Nie ma tu nic dziwnego, na początku nowego stulecia jeszcze ich rodzice doszli do wniosku, że właśnie ta dziedzina działalności gwarantuje najlepsze dochody i rozwój. Ci mili młodzi ludzie z pewnością nie będą chcieli zmieniać kwalifikacji, (praca dozorcy, to nie dla nich), nawet wówczas gdy zorientują się, iż z każdym rokiem zmniejsza się liczba oficjalnych i nieoficjalnych bonusów przeznaczonych dla wielkich kombinatorów na państwowych posadach. Tak to będzie wyglądać, jak długo będziemy trzymali się starego scenariusza.

Nawiasem mówiąc pytanie o nastroje i poglądy młodzieży nabiera szczególnej aktualności. Miliony dzisiejszych studentów, w ciągu 15-20 lat, zapełnią korporacyjne i administracyjne biurowce.  Polityk wspomniany na początku miał na myśli właśnie ich lojalność wobec władzy i brak kręgosłupa. Ale  większość z nich nie znajdzie dla siebie miejsca w szeregach biurokracji zdolnej do pasożytowania na zasobach państwowych. Nie trafi też do gwarantującego wysoki poziom dochodów biznesu. Większość można będzie spotkać w zwykłych miejscach pracy, państwowych i prywatnych. Tam będą szukali swojego szczęścia.


Stare mechanizmy przestały działać


W pierwszej dekadzie nowego wieku dobra praca gwarantowała rosnący poziom dochodów, urlopy w zagranicznych kurortach, mieszkania i nowe samochody. Ze wszystkich praw człowieka to pokolenie najbardziej interesowało prawo jazdy. Jego interesy były identyczne z interesami władz, dlatego ludzie ci chętnie oddawali na nie głos. Dziś jednak stare mechanizmy awansu społecznego przestały działać. Nie tylko o wiele trudniej dostać się na szczyt, droga wiodąca ku bezpiecznej równinie także stała się o wiele trudniejsza. Przedstawiciele średniego pokolenia nie mają najmniejszej ochoty rezygnować ze swych nieźle płatnych posad, zaś nowych miejsc pracy tego rodzaju nie przybywa. Pod tym względem lata dziewięćdziesiąte były inne, ówczesne starsze pokolenie chętnie rezygnowało z pracy, wybierało emerytury nie potrafiąc przystosować się do warunków gospodarki rynkowej. Na podobne zjawisko dziś nie ma co liczyć. Obserwujemy w pewnym sensie odrodzenie epoki Breżniewa, gdy u władzy znalazła się gerontokracja. To oznacza, iż młodym ludziom obecne zasady gry już wkrótce przestaną odpowiadać, tak jak niegdyś system radziecki przestał odpowiadać oczekiwaniom młodego pokolenia lat siedemdziesiątych.

Wynikają z tego interesujące wnioski. Istniejący dziś system instytucjonalny przestaje odpowiadać interesom elity. Zapewne ściany akwarium nie zostaną zniszczone, koszta społeczne mogłyby okazać się zbyt wysokie. Gdy jednak zmieni się pokolenie ludzi we władzy, to szybko okaże się, iż chętnych do walki w obronie starego systemu pozostało niewielu. Aktualności nabierze ważniejsze pytanie, jak zorganizować Rosję na nowo.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski


Oryginał ukazał się w gazecie "Wiedomosti":
http://www.vedomosti.ru/opinion/articles/2016/02/19/630670-servilna-elita





*Dmitrij Travin (1961), ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. Członek opozycyjnego Komitetu Inicjatyw Obywatelskich powołanego do życia przez byłego ministra finansów Aleksieja Kudrina.














Inne artykuły Dmitrija Trawina na blogu „Media-w-Rosji”:




Przebudzenie Rosji: scenariusze


W rosyjskich środowiskach liberalnych panuje przekonanie, iż po piętnastu latach rządów Władimira Putina Rosja pogrąża się w zastoju. Przestała rozwijać się gospodarka, zostały zerwane liczne więzi łączące ją ze światem zewnętrznym.  Nie są wprowadzane żadne nowe, potrzebne reformy. Dmitrij Trawin, ekonomista i publicysta z Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu zastanawia się, jak długo jeszcze sytuacja ta będzie trwać. Chłodna analiza prowadzi go do wniosku, iż przebudzenie Rosji związane będzie ze zmianą pokolenia rządzących. Za 15-20 lat.





W Rosji zaobserwować można pierwsze objawy sytuacji rewolucyjnej. Coraz częstsze są przypadki, gdy niekontrolowany przez władze, ślepy gniew ludu rozstrzyga, co jest dozwolone, a co nie. Może on jednak, tak jak w 1917 roku, zniszczyć państwo – ostrzega Dmitrij Trawin. Nie obroni go charyzma jednego człowieka. Rosja potrzebuje odpowiedzialnej opozycji zdolnej do przezwyciężenia nadciągającego kryzysu.




W wielkiej polityce pojawił się  w czasach radzieckich. Władimir Żyrinowski jest jedynym politykiem z tamtych czasów, który przetrwał do dziś. Niedawne skandale z jego udziałem postawiły jednak pod znakiem zapytania jego dalszą karierę. Tym bardziej, iż nacjonalistyczny elektorat Żyrinowskiego przechodzi stopniowo na stronę prezydenta Putina. Dymtrij Trawin uważa jednak, iż stary mistrz populistycznego PR nie da się jeszcze wysłać na emeryturę.

Prosta jak automat Kałasznikowa: ideologia oblężonej twierdzy



Na Kremlu nie mają wątpliwości, Rosjanie potrzebują jasnego drogowskazu, jednoczącej ich idei. Tylko tak, w nadchodzących trudnych czasach, można będzie zapobiec ewentualnym niepokojom. Rozpatrywano różne warianty – pisze petersburski publicysta i ekonomista Dmitrij Trawin. Swoich zwolenników ma projekt euroazjatycki, prezydent Putin skłonny był raczej wywiesić sztandary konserwatywne. Zwyciężył wariant najprostszy i dla mas zrozumiały najbardziej. 

 

Do wyborów prezydenckich w 2018 roku obowiązywać będzie retoryka w stylu „żyjemy w oblężonej twierdzy”. Rosję otaczają wrogowie, wewnątrz knują zdrajcy.







Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.