Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Luke Harding. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Luke Harding. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Luke Harding: Rosja to nie Putin

Spędził w Moskwie blisko cztery lata jako korespondent wpływowej brytyjskiej gazety “Guardian”. Opisywał to, co widział: państwo przeżarte korupcją, represje wobec opozycji, agresywną politykę zagraniczną. W odwet poddano go szykanom, włamywano się do jego mieszkania, śledzono, na podsłuchu był jego telefon. W końcu wydalono go z Rosji. Po powrocie do Anglii Luke Harding opowiedział o swych rosyjskich doświadczeniach w przejmującej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się polskie wydanie.

 Luke Harding odpowiada na pytania bloga „Media-w-Rosji”
 







Korespondent „Guardiana”


Media-w-Rosji:
Nie miał Pan łatwego życia w Rosji jako korespondent prasy zagranicznej?

Luke Harding:
Nie miałem. Przyjechałem do Moskwy w 2007 razem z Phoebe, moją żoną i dwojgiem małych dzieci. Już w miesiąc później zorientowałem się, ze ktoś włamał się do naszego mieszkania. Nikt nas nie chciał ograbić, niczego nie ukradziono, jednak w pokoju syna pozostawiono otwarte okno. Mieszkaliśmy wysoko na 10 piętrze, otwarte okno dla dziecka w jego wieku było ogromnym niebezpieczeństwem. Po wizytach intruzów, w nocy włączał się pozostawiony przez nich i ukryty w zakamarkach mieszkania budzik, na nocnej szafce leżała półpornograficzna książka o sztuce osiągania orgazmu. Nie miałem wątpliwości, że mój telefon był na podsłuchu, włamano się także do moskiewskiego biura mojej gazety. Śledzono mnie. Amerykańskie służby obserwują człowieka, tak by nie miał o tym pojęcia, rosyjskie w pewnych wypadkach, gdy zależy im na osiągnięciu określonego efektu psychologicznego postępują odwrotnie. No i jeszcze, w ministerstwie spraw zagranicznych, w wydziale prasy zagranicznej krzyczano na mnie za moje publikacje.

Media-w-Rosji:
Znam w Moskwie wielu korespondentów zagranicznych. Wszyscy są świadomi tego, że mogą być obserwowani. Mojemu przyjacielowi z TagesZeitung wytoczono proces, swego czasu polski dziennikarz został pobity na ulicy. Niedawno Kreml pozbył się z Moskwy amerykańskiego dziennikarza Davida Sattera, podobnie jak i pan interesującego się korupcją na szczytach rosyjskiej władzy (w latach osiemdziesiątych moskiewskiego korespondenta Financial Times), ostatnio związanego z radiem „Swoboda”. Jednak pana poddano szczególnym szykanom. Wiadomo dlaczego?

Harding:
To się zaczęło bardzo szybko po moim przyjeździe do Moskwy. Guardian opublikował rozmowę z Borysem Berezowskim. Ten wpływowy w czasach Jelcyna oligarcha chwalił się, że odegrał znaczną rolę w zdobyciu prezydentury przez Władimira Putina. Szybko stal się jego zaciekłym krytykiem, w obawie o własny los zbiegł do Londynu. Moim kolegom z gazety Berezowski powiedział, że planuje spisek mający na celu obalenie Putina. Ja także byłem podpisany pod tym materiałem, bo zadzwoniłem do rzecznika Putina, Dmitrija Pieskowa z prośbą o komentarz. Berezowski działał wówczas na Kreml niczym czerwona płachta na byka. W związku z publikacją w naszej gazecie wzywano mnie nawet na przesłuchanie do słynnego moskiewskiego więzienia Lefortowo.

Media-w-Rosji:
Zachodni korespondenci delegowani do Moskwy w czasach komunistycznych byli poddani stałej obserwacji, o tym wszyscy wiemy, tych niepokornych pozbawiano akredytacji, ale po upadku komunizmu, wydawało się, iż władze mają na głowie ważniejsze sprawy.

Harding:
Związek Radziecki był projektem o zasięgu globalnym, miał motywację ideologiczną. Komunizm chciano narzucić całemu światu. KGB było instrumentem partii. Posługiwano się nim z jednej strony by kontrolować własne społeczeństwo, by tępić przejawy herezji, z drugiej dla realizacji owych dalekosiężnych zamierzeń o charakterze globalnym. W państwie Putina nie ma ideologii, najważniejsze są pieniądze, to jest jedna wielka kleptokracja. Ta dyktatura kontroluje przede wszystkim strefę publiczną, bo zrozumiała, że nie ponosząc wielkiego ryzyka, prywatną może pozostawić obywatelom. Stosuje też represje, ale nie tak jak za Stalina na masową skalę, a wybiórczo. To też działa. W odniesieniu do opozycji, w odniesieniu do korpusu dyplomatycznego i dziennikarskiego, ludzi biznesu. Kiedy pan spostrzeże, że kolegę, sąsiada, kogoś innego z tych samych szeregów spotkało coś wyjątkowo nieprzyjemnego, być może sam się pan zastanowi, czy nie warto skorygować zachowania. Nie chcę krytykować kolegów z mediów, ale ich relacje na temat reżimu Putina w wersji soft często brały się właśnie stąd. W taki właśnie sposób dobrano ofiary represji w związku z demonstracją na Placu Błotnym w maju 2012 roku. Równie dobrze w policyjne sieci mogli wpaść inni ludzie. A w dodatku nie wolno zapominać, że ten reżim swoich wrogów potrafił zabijać. I w kraju i za granicą. W Londynie, Wiedniu, Emiratach. W Moskwie, na ulicy, na klatce schodowej.

Media-w-Rosji:
Wierzy pan w samobójstwo Berezowskiego?

Harding:
W tej sprawie można mieć wątpliwości, ale chyba prawdy nie poznamy nigdy.



Władimira Putina w 2003 roku w Londynie przyjęto w Londynie z najwyższymi honorami państwowymi. 



Życzliwe przyjęcie Władimira Putina

Media-w-Rosji:
Zaraz po objęciu przez niego władzy, świat przyjął życzliwie Władmira Putina. Wprawdzie postawiono pytanie „who is mister Putin?”, to jednak przeważała nadzieja, iż uda mu się rozwiązać problemy pozostawione w spadku przez odchodzącego Borysa Jelcyna. W mediach zachodnich nie poświęcono wystarczająco dużo uwagi wydarzeniom w oczywisty sposób sygnalizującym, w jakim kierunku podąży prezydentura Władimira Putina.

Harding:
Po objęciu władzy Putin przyjechał do Anglii. Spotkał się z Tony Blairem, przyjęła go królowa. Londyn już wtedy był ulubionym miastem rosyjskiej elity. Oligarchowie, elita, kupowali tu domy, mieszkania, kluby piłkarskie, wydawnictwa prasowe. Ich dzieci uczyły się w angielskich szkołach i na wyższych uczelniach. Biznes z całego świata zaczął robić z Rosjanami interesy na globalną skalę. Na stole leżały miliardy. Ropa i gaz to wielkie pieniądze. Putin nauczył się kupować wpływowych zachodnich polityków. Wystarczy przypomnieć byłych szefów rządów, kanclerza Niemiec Schroedera i premiera Włoch Berlusconiego. Teraz Kreml finansuje francuską prawicę. Prowadzi też zakrojoną na szeroką skalę kampanię propagandową, przeznacza ogromne pieniądze na telewizję emitującą programy w różnych językach, na internetowych trolli.

Media-w-Rosji:
Większość czasu spędził pan w Moskwie w czasach prezydentury Dmitrija Miedwiediewa. Istniała wtedy szansa na liberalizację systemu?

Harding:
Na tle Putina, przynajmniej na początku Anatolij Miedwiediew wyglądał jak prawdziwy liberał. Wszystkim się spodobało, kiedy powiedział , że „wolność jest lepsza od braku wolności’. Ale w rzeczywistości od początku pozostawał marionetką Putina. Pamiętam jak żartowano z niego, mówiono o obozie liberalnym Miedwiediewa, nie było jednak wiadomo, czy on sam wchodzi w jego skład. Putin przez cały czas trzymał rękę na pulsie. Miedwiediew odszedł do historii jako jeden z najmniej znaczących przywódców Rosji.



Przez cztery lata stanowisko prezydenta Rosji zajmował Dmitirj Miedwiediew. Jednak
Władimir Putin przez cały czas trzymal rękę na pulsie. 


Opozycja

Media-w-Rosji:
Kiedy opozycja organizuje marsze pokoju potrafi wyprowadzić na ulice kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wszyscy przychodzą z własnej woli, nikt nie organizuje transportu zbiorowego dla demonstrantów. Na spontaniczne demonstracje z poparciem dla Kremla wyjdzie z własnej woli najwyżej kilka tysięcy. Jeśli urzędnicy się postarają, zapłacą uczestnikom, zorganizują transport, wydadzą odpowiednie zarządzenia być może zgromadzą więcej ludzi, ale takie sztuczne poparcie może okazać się nie wiele warte, zwłaszcza w godzinie wielkiej próby. Może nie doceniamy roli opozycji w Rosji Władimira Putina?

Harding:
Nie jestem pod tym względem optymistą. Wygląda na to, że wracamy do starego radzieckiego modelu z czasów Breżniewa, Andropowa, Czernienki, przywódca odchodzi dopiero po swojej śmierci. Wtedy otwiera się okno dla zmian. Z prawnego punktu widzenia Putin może pozostać u władzy do 2024 roku. Wydaje mi się, że ma do dyspozycji wszelkie instrumenty niezbędne, by ją zachować. W dodatku będzie nam trudno prognozować jego postępowanie. Czasem wydaje mi się, iż jeśli chce się przewidzieć co zrobi Putin, należy porzucić zdrowy rozsądek. Przypuśćmy, że istnieje wybór między dwoma rozwiązaniami. Pierwsze jest rozumne, logiczne i konstruktywne, drugie szalone i pozbawione sensu. Które wybierze Putin? Często okażemy się bliżsi prawdzie, stawiając na to drugie.

Media-w-Rosji:
Wyklucza pan możliwość, iż przez te lata pojawi się polityk zdolny Putinowi rzucić wyzwanie? Nie doczekamy prezydentury Aleksieja Nawalnego?

Harding:
W innym kraju, niż Rosja polityk typu Nawalnego mógłby zajść daleko. Nie brakuje mu charyzmy, intuicji, jest wciąż młody. A jednak nie da się zdobyć Kremla, bez możliwości działania na co dzień. Od wielu miesięcy Nawalny znajduje się w areszcie domowym, wytoczono mu kolejny proces sądowy oparty o sfabrykowane zarzuty. W Rosji nie ma przestrzeni do działania dla polityków opozycyjnych. Gdy władza czuje, że ktoś robi się niebezpieczny, podejmie wszelkie działania, by go zneutralizować. Przy okazji chciałbym wspomnieć o Michaile Chodorkowskim. Pojechałem do Berlina, kiedy władze wypuściły go z obozu. Jestem pod jego wielkim wrażeniem, być może w latach dziewięćdziesiątych brał udział w nie do końca przezroczystych interesach, jednak pobyt w obozie nauczył go wiele. Chodorkowski zachował godność. A teraz ma swemu krajowi i rodakom wiele do powiedzenia.

Śmierć Nataszy Estemirowej

Media-w-Rosji:

W czasie pobytu w Rosji musiał pan relacjonować wiele tragicznych wydarzeń. Zamachy terrorystyczne, krwawą czystkę w Osetii Południowej w 2008 r., itd. Któreś z tych wydarzeń utrwaliło się panu w pamięci szczególnie? 


Latami rejestrowala przypadki naruszenia praw człowieka w Czeczenii, tortury, porwania,
wymuszenia okupu, zabójstwa. W oczach czeczeńskiego dyktatora Ramzana Kadyrowa Natalia
Estemirowa byla osobistym wrogiem. 


Harding:
Chyba śmierć Nataszy Estemirowej, okrutnie zamordowanej działaczki na rzecz praw człowieka. Mieszkała i prowadziła działalność w jaskimi lwa, w Groznym rządzonym przez Ramzana Kadyrowa. Rejestrowała przypadki naruszania praw człowieka, tortury, porwania, zbrodnie, informowała o nich organizacje pozarządowe, Memoriał. Spotkałem ją kilka razy, na pogrzebie adwokata Stanislawa Markiełowa, na procesie domniemanych zabójców Anny Politkowskiej. Pamiętam wspólnie zjedzony lunch, wróciła właśnie z Oksfordu. Miała 50 lat, ale wyglądała zdecydowanie młodziej i bardzo elegancko. Byłem pod wrażeniem jej odwagi i siły moralnej. Zdawała sobie sprawę, do jakiego stopnia jest znienawidzona przez reżim Kadyrowa. Porwano ją po drodze z domu do pracy. W dwie godziny później rozstrzelano ją już na terenie sąsiadującej z Czeczenią Inguszetii. W trzy dni po jej śmierci poleciałem do Groznego, byłem na cmentarzu. Nie poznałem nigdy Anny Politkowskiej, kiedy przyjechałem do Moskwy już nie żyła. Natasza Estemirowa i Anna Politkowska przyjaźniły się, kontaktowały się regularnie, współpracowały ze sobą. Kiedyś nadejdzie dzień, gdy w Rosji ulice, place, szkoły i uczelnie będą nosić ich nazwiska.

Największy kryzys w Europie

Media-w-Rosji:
W swojej książce przedstawił Pan państwo Putina w jak najgorszym świetle. Jednak jej pierwsze wydanie ukazało się kilka lat temu. Wtedy mało kto potrafił przewidzieć, iż czekają nas z jego strony rzeczy o wiele gorsze, aneksja Krymu, wojna na wschodzie Ukrainy….

Harding:
To jest największy kryzys w Europie od czasów zimnej wojny. Równowaga strategiczna istniejąca od 1945 roku została naruszona. Spędziłem na Ukrainie kilka miesięcy. Byłem w Doniecku, widziałem na własne oczy uzbrojoną przez Rosję zbieraninę najemników, maruderów, rebeliantów. Dla Putina konflikt na Ukrainie ma charakter zastępczy, to przejaw konfrontacji z Ameryką. Jest przekonany, iż Stany Zjednoczone intrygują w jego strefie wpływów. On chyba szczerze wierzy, że zeszłoroczne wydarzenia na Ukrainie były rezultatem machinacji CIA, przecież to niemożliwe, by sami Ukraińcy zorganizowali protest na taka skalę. Chciałby także, by Rosja w oczach świata odzyskała status supermocarstwa. Ale neoimperialistyczne fantazje Putina nie zwiększają jej potencjału. Rosja jako państwo pozostaje jednak mocarstwem regionalnym. Jest zdolna do terroryzowania sąsiadów i korumpowania zachodnich polityków i biznesmenów.

Media-w-Rosji:
W 2011 roku został pan deportowany z Rosji, potem na skutek interwencji rządu brytyjskiego zwrócono panu wizę, tak by mógł Pan dotrwać do końca swojej moskiewskiej misji. A teraz? Mógłby się pan wybrać do Rosji?

Harding:
Nie, wciąż jestem na czarnej liście.

Media-w-Rosji:
Ciągnie Pana do Rosji?

Harding:
Ja nie jestem żadnym rusofobem, na odwrót czuję się związany z Rosją. Mówię po rosyjsku, podczas pobytu w Rosji chodziliśmy do teatru, na koncerty, do muzeów. Po powrocie do Anglii moja żona napisała książkę o swoich ulubionych moskiewskich trasach spacerowych. W Rosji mieszka wielu wspaniałych ludzi. W żadnym wypadku nie wolno utożsamiać Rosji z Władimirem Putinem, z jego reżimem. Żaden reżim nie jest wieczny, więc nie tracę nadziei, że nadejdzie dzień, gdy moje nazwisko zostanie wymazane z czarnej listy wizowej i będę mógł tam pojechać bez obaw.



Rozmawiał: Zygmunt Dzięciołowski






*Luke Harding (ur. 1968), znany brytyjski dziennikarz od lat związany z gazetą „Guardian”. Był jej korespondentem w Delhi, Moskwie, Berlinie. Relacjonował wojny w Afganistanie, Iraku i Libii. Jest autorem kilku książek, m.in. wydanych w Polsce „Polowanie na Snowdena” i „Mafijne Państwo Putina”. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. Obecnie pracuje w londyńskim biurze „Guardiana”. 


















Książkę Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” można kupić na portalu wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda
















Pozostałe fragmenty książki Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” na blogu „Media-w-Rosji”


http://media-w-rosji.blogspot.com/2014/11/jest-pan-wrogiem-putina.html

Znany angielski dziennikarz Luke Harding przyjechał do Moskwy w 2007 roku jako korespondent liberalnej angielskiej gazety „Guardian”. Szybko zorientował się, że trafił do państwa nieokiełznanej korupcji, kleptokracji, kontrastów społecznych i represji wobec politycznych przeciwników. W swoich artykułach poruszał najbardziej drażliwe tematy. Unikał eufemizmów, upiększeń i niedopowiedzeń. Bardzo szybko stał się celem bezprzykładnych szykan. Podsłuchiwano jego telefon, do mieszkania włamywali się nieznani intruzi. Wreszcie trafił na czarną listę, doświadczył deportacji z Moskwy. Dziś nie ma co liczyć na wizę do Rosji. Swe rosyjskie doświadczenia opisał w głośnej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się jej polskie wydanie.


Za zgodą wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda publikujemy wybrane fragmenty książki Hardinga. Pierwszy z nich opisuje dwa spotkania ze znaną socjolożką Olgą Krysztanowską. Od lat obserwuje ona przemiany zachodzące w łonie rosyjskiej elity. Tłumaczy brytyjskiemu dziennikarzowi kto i dlaczego wziął go na celownik.




http://media-w-rosji.blogspot.com/2014/11/najwieksze-wyzwanie-dla-zachodu-od.html

Trzy lata temu, kiedy ukazało się pierwsze angielskie wydanie książki Luke’a Hardinga o mafijnym państwie Władimira Putina, stawiane przez autora Kremlowi zarzuty wydawać się mogły przesadzone. Od tamtej pory zdarzyło się bardzo wiele. Reżim stłumił bezwzględnie falę demokratycznych protestów w latach 2011-2012. W 2014 dokonując inwazji Krymu i wspierając otwarcie rebelie na wschodzie Ukrainy, odsłonił się jeszcze bardziej. Obserwacje Hardinga dotyczące istoty stworzonego przez Władimira Putina systemu przestały kogokolwiek dziwić.

Polskie wydanie książki „Mafijne Państwo Putina” zamyka specjalnie napisane posłowie. Jakby Luke Harding chciał nam powiedzieć, gdybyście uważnie przeczytali moją książkę trzy lata temu, może niektórym nieszczęściom udałoby się zapobiec.





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com









piątek, 28 listopada 2014

Największe wyzwanie dla Zachodu od czasów zimnej wojny




Trzy lata temu, kiedy ukazało się pierwsze angielskie wydanie książki Luke’a Hardinga o mafijnym państwie Władimira Putina, stawiane przez autora Kremlowi zarzuty wydawać się mogły przesadzone. Od tamtej pory zdarzyło się bardzo wiele. Reżim stłumił bezwzględnie falę demokratycznych protestów w latach 2011-2012. W 2014 dokonując inwazji Krymu i wspierając otwarcie rebelie na wschodzie Ukrainy, odsłonił się jeszcze bardziej. Obserwacje Hardinga dotyczące istoty stworzonego przez Władimira Putina systemu przestały kogokolwiek dziwić.



Polskie wydanie książki „Mafijne Państwo Putina” zamyka specjalnie napisane posłowie. Jakby Luke Harding chciał nam powiedzieć, gdybyście uważnie przeczytali moją książkę trzy lata temu, może niektórym nieszczęściom udałoby się zapobiec.








„Mafijne Państwo Putina”

Autor: Luke Harding



Posłowie




Ucieczka Janukowicza

W lutym 2014 roku Wiktor Janukowycz – nieszczęsny prezydent Ukrainy – ucieka z Kijowa i zostaje przerzucony przez granicę do Rosji. Ucieczka Janukowycza następuje po wielu tygodniach ulicznych protestów przeciwko jego rządom. Bodźcem, który zapoczątkował protesty, jest jego decyzja o odrzuceniu długo negocjowanej umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Zamiast tej umowy Janukowycz przyjmuje 15 mld dolarów pomocy z Moskwy.

Demonstrantów, którzy gromadzą się na mroźnym Majdanie w Kijowie, rozwściecza symbolizm wykonanego przez Janukowycza zwrotu o 180 stopni. Z ich punktu widzenia Unia Europejska to przyzwoitość, rządy prawa, niezawisłe sądownictwo i sprawne rządzenie. (Co prawda Ukraina ma niewielkie szanse na faktyczne wstąpienie do Unii Europejskiej, ale tu chodzi o polityczne intencje.) Natomiast Janukowycz wybiera model Putina. A to oznacza korupcję, bezkarność, fałszowanie wyborów i represje, przynajmniej wobec tych, którzy kwestionują elitę rządzącą.


Zielone ludziki na lotnisku w Symferopolu. Bez stopni wojskowych i znaków
rozpoznawczych. 

Wydarzenia kilku następnych tygodni rozgrywają się w szalonym tempie, szokując Zachód i zbijając z tropu nowy, prounijny rząd w Kijowie. Rosyjscy żołnierze bez żadnych oznaczeń – „zielone ludziki” – pojawiają się w nocy 26 lutego przed budynkiem krymskiego parlamentu w Symferopolu. Otaczają lotniska i bazy wojskowe na Krymie. Przejmują stację telewizyjną. Jeśli to wygląda na zamach stanu, to dlatego, że to jest zamach stanu – dyrygowany krok po kroku przez Moskwę.

Propaganda Putina

Władimir Putin usprawiedliwia tę podstępną inwazję tym, że w Kijowie rządzą teraz „faszyści”. Twierdzi, że nowe „faszystowskie” władze zagrażają Rosjanom, stanowiącym etniczną większość na Krymie. Oczywiście w rzeczywistości nie ma takiego zagrożenia, to zupełna fikcja. Niemniej jednak państwowe rosyjskie media powtarzają te twierdzenia bez ustanku, 24 godziny na dobę. Co więcej, przedstawiają zagarnięcie przez Putina sporej części ukraińskiego terytorium w kategoriach drugiej wojny światowej, czyli Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Według tej baśniowej narracji rządy USA i UE, w tym Polski, są złymi nazistami, a tajemnicze „zielone ludziki” są dobrą Armią Czerwoną.

Z punktu widzenia zachodnich przywódców wygląda to tak, jakby Europa wykonała błędny zakręt w historii, zatoczyła koło i wróciła do jakiegoś mrocznego momentu w XX wieku. Administracja Obamy wyraża oburzenie. Tymczasem prorosyjscy liderzy na Krymie organizują szybkie „referendum” na temat przyszłego statusu półwyspu. W sytuacji, gdy uzbrojeni mężczyźni chodzą po ulicach, rozbijając proukraińskie wiece, 97,66% głosujących rzekomo opowiada się za oderwaniem Krymu od Kijowa. Krymscy Tatarzy zostają w domach. Sondaż zrobiony w lutym wskazywał, że tylko 41% mieszkańców chciało przyłączyć się do Federacji Rosyjskiej.

Podczas gdy reszta świata nie uznaje tego „wyniku”, rosyjscy żołnierze stawiają miny, kopią okopy – tworzą nową granicę lądową. W marcu Putin ogłasza w Moskwie, że przyłącza Krym i Sewastopol do Federacji Rosyjskiej. Trudno jest uniknąć porównań z hitlerowskimi Niemcami w latach 30. XX wieku i Anschlussem Austrii. Na Majdanie – gdzie siły specjalne Janukowycza zabijają ponad 100 demonstrantów – pojawiają się plakaty z Putinem. Rosyjski przywódca ma charakterystyczny wąsik Führera. I nowe przezwisko: Putler.

Aneksja Krymu przez Rosję przyprawia o dreszcze Europę Środkową i Wschodnią, zwłaszcza państwa bałtyckie i Mołdawię. Putin ujawnia nową, ekspansjonistyczną doktrynę. Twierdzi, że Kreml ma obowiązek chronić rosyjskich obywateli wszędzie, także tych, którzy pozostali poza granicami Rosji po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku – według niego to zdarzenie było „geopolityczną katastrofą”. Praktycznie rzecz biorąc, Kreml zastrzega sobie prawo do zajmowania części terytoriów sąsiednich państw. To są „uprzywilejowane interesy” na sterydach.

Nikt nie wie, jak daleko Putin jest gotów posunąć się w narzuceniu tej wizji na delikatną, wieloetniczną mapę Europy. Czy jego planowana irredenta oznacza Związek Radziecki 2.0? A co z Ukrainą? Wydaje się całkiem możliwe, że Putin będzie próbował przejąć kontrolę nad etnicznie rosyjskimi terytoriami Ukrainy, połączyć wschodnie regiony Doniecka i Ługańska z południowymi prowincjami sąsiadującymi z Krymem i portowym miastem Odessą. Obok Odessy jest też Naddniestrze. To terytorium, które oderwało się od Mołdawii. Okupują je rosyjscy żołnierze. Naddniestrze również twierdzi, że chce przyłączyć się do Rosji.


Sankcje


Stany Zjednoczone nie reagują siłą, tylko nakładają sankcje na kolesiów Putina. Na liście jest szesnastu rosyjskich oficjeli z najbliższego kręgu Putina oraz rosyjski bank. Jedną z osób objętych sankcjami jest Giennadij Timczenko, szef spółki Gunvor i przyjaciel Putina. Gunvor znowu zaprzecza, by Putin miał jakieś udziały w firmie. Amerykański departament skarbu ma odmienne zdanie. Oświadcza: „Działania Timczenki w sektorze energetycznym były bezpośrednio powiązane z Putinem. Putin ma inwestycje w Gunvorze i może mieć dostęp do funduszów tej spółki”.

To oświadczenie dla tych z nas, którzy mimo gróźb pozwów sądowych pisaliśmy o spółce Gunvor, stanowi swego rodzaju uwierzytelnienie. Jestem w hotelu w Doniecku. Po przeczytaniu w internecie o amerykańskich sankcjach wykonuję mały taniec po pokoju. Unia Europejska również ogłasza sankcje wobec Rosji. Działania Unii są jednak słabsze – jest to odzwierciedlenie faktu, że mimo powszechnego oburzenia z powodu zagarnięcia Krymu kontynent, któremu przewodzi niemiecka kanclerz Angela Merkel, jest zależny od rosyjskiego gazu.

Latem jest już jasne, że Putin odłożył na półkę plany klasycznej inwazji na wschodnią Ukrainę. Przynajmniej na razie. Teraz prowadzona jest tam inna operacja. Rosyjskie służby specjalne kierują zbrojną, antykijowską rebelią, w której biorą udział lokalni separatyści i „ochotnicy” z Rosji. Ci ochotnicy – w tym Czeczeni – tworzą silny garnizon w Słowiańsku, sennym, prowincjonalnym mieście, 100 kilometrów na północ od Doniecka; najwyraźniej Słowiańsk został wybrany na bazę ze względu na swoją nazwę, przywodzącą na myśl słowiańskie braterstwo.

Antykijowskie nastroje na wschodniej Ukrainie są prawdziwe. Większość ludzi chce jakiejś formy federalizacji. Jednak uzbrojeni separatyści, którzy zajmują szereg budynków municypalnych i posterunków policji, mają bardziej ambitny program: chcą przyłączenia do Rosji. Po kolejnym „referendum” przywódcy separatystów w Doniec­ku i Ługańsku deklarują niezależność od Kijowa. Ogłaszają powstanie nowych „republik ludowych”. Ich oddziały plądrują sklepy i porywają oponentów.

Inaczej niż w wypadku Krymu Putin nie udziela bezpośredniego wsparcia secesjonistom. A w każdym razie nie oficjalnie. Spotyka się nawet – na plażach Normandii – z nowym prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Ale cel Putina w średnim okresie wydaje się jasny: sabotować nowy ukraiński rząd i zrujnować szanse Ukrainy na członkostwo w UE i NATO. Tymczasem w Rosji popularność Putina gwałtownie rośnie. Wewnętrzne problemy kraju znikają na fali patriotycznego uniesienia związanego z „powrotem” Krymu.

Po objęciu władzy na Ukrainie Poroszenko rozpoczyna wielką ofensywę militarną przeciwko separatystom, którą nazywa „operacją antyterrorystyczną”. Początkowo jej postępy są niewielkie. Ale od lipca armia ukraińska, obejmująca jednostki ochotnicze, stopniowo odzyskuje teren. Uwalnia Słowiańsk. Rebelianci pod dowództwem rosyjskiego oficera służb specjalnych wycofują się do Doniecka. Separatyści kontrolują kurczące się enklawy. Kijów ma jedną wielką przewagę w stosunku do swoich przeciwników: siły powietrzne.

Uzbrojenie dla rebeliantów

Putin reaguje w klasyczny sposób. Przekazuje rebeliantom ciężkie uzbrojenie, czołgi i wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Oczywiście Moskwa oficjalnie temu zaprzecza. Rosyjska armia prowadzi też ostrzał artyleryjski ukraińskich pozycji zza granicy. Rebelianci zaczynają zestrzeliwać ukraińskie samoloty wojskowe – „ptaszki”, jak określa je jeden z dowódców w przechwyconej rozmowie z jego rosyjskim przełożonym. Najpierw zestrzeliwują samolot transportowy lecący na lotnisko w Ługańsku. Wszystkie 49 osób na pokładzie ginie. Potem strącają kolejny samolot 14 lipca, a dwa dni później odrzutowiec wojskowy Su-25.

17 lipca kilku świadków widzi wyrzutnie rakiet buk w kontrolowanym przez separatystów mieście Śnieżne. Później tego samego dnia zespół obsługujący wyrzutnię buk odpala rakietę w kolejnego „ptaszka” nad wschodnią Ukrainą. Cel leci na wysokości ponad 10 tysięcy metrów. Rebelianci zakładają, że należy do ukraińskiej armii. W rzeczywistości jest to cywilny samolot pasażerski Malaysian Airlines MH17, lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Wszystkie 298 osób na pokładzie – 283 pasażerów i 15 członków załogi – ginie. Dwie trzecie ofiar to Holendrzy. Inni są z Malezji, Australii, Wielkiej Brytanii i sześciu innych krajów.

Zestrzelenie MH17 działa elektryzująco na społeczność międzynarodową. Nikt nie sądzi, że rebelianci strącili samolot celowo: najwyraźniej zrobili to przez pomyłkę. Jednocześnie ta tragedia wynikała bezpośrednio z polityki Kremla polegającej na zbrojeniu i utrzymywaniu rebelii w sąsiednim suwerennym państwie. Rosyjska telewizja państwowa obwinia Ukrainę za tę katastrofę. Jednak dowody – za­obserwowana przez świadków obecność wyrzutni buk w rejonie kontrolowanym przez separatystów, rozmowy telefoniczne między rebeliantami, po tym, jak zdają sobie sprawę ze swojej strasznej pomyłki – wskazują na winę separatystów.

W reakcji na tę zbrodnię – i w sytuacji, gdy walki toczą się wokół miejsca, w którym spadły szczątki samolotu – Unia Europejska nakłada nowe sankcje na Rosję. To największe sankcje od zakończenia zimnej wojny. Nie przynoszą bezpośredniego skutku odstraszającego. Kreml nadal zaopatruje rebeliantów w broń. Ale sygnalizują, że Europa w końcu się obudziła i zaczyna zdawać sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest Rosja pod rządami Putina. Zagrożenie ma charakter regionalny – w szczególności dotyczy byłych satelitów imperium sowieckiego – ale jak pokazuje katastrofa MH17, ma też szerszy wymiar międzynarodowy.



W sierpniu 2014 r. Wladimir Putin w towarzystwie wielu kremlowskich
dygnitarzy z wielką pompą odwiedził Krym. 


Wyzwanie dla Zachodu

Dwadzieścia pięć lat po tym, jak w czerwcu 1989 roku Solidarność w Polsce zmiotła rządzących komunistów w wyborach, które zmieniły oblicze Europy, podziały między Wschodem a Zachodem rysują się wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej. Polska, Czechy i Węgry są w NATO od 15 lat, a w Unii Europejskiej od dekady, wraz z państwami bałtyckimi. W tym okresie wszystkie te kraje kwitną. To prawdziwe historie sukcesu – pod względem rozwoju demokratycznego, gospodarczego, instytucjonalnego. Ale pozaunijne byłe republiki upadłego Związku Radzieckiego to zupełnie inna, mniej szczęśliwa historia. Cofają się w rozwoju. Represyjny sposób działania Rosji służy jako szablon dla innych regionalnych przywódców, w tym dla Janukowycza, przed jego obaleniem.

W samej Rosji władza Putina jest silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nastały przygnębiające czasy dla liberałów w tym kraju. Dla nich wielkie pytanie brzmi: zostać czy emigrować? Protesty uliczne, które wybuchły w Moskwie w zimie 2011/2012 – towarzyszące powrotowi Putina na urząd prezydenta – wydają się, na razie, stłumione. Wprowadzono nowe przepisy, zmuszające organizacje pozarządowe do rejestrowania się w charakterze „agenta zagranicznego”. Niezależne media – takie jak kanał telewizyjny TV DOŻD’ (TVRain) lub portal internetowy lenta.ru – są dławione. Kłamliwa, państwowa propaganda osiąga rekordowe nasilenie.

Putin może cieszyć się poparciem opinii publicznej w Rosji, z tego prostego powodu, że ma w zasadzie monopol informacyjny, a propaganda działa. Jednak po zagarnięciu Krymu zmienia się sposób postrzegania Rosji na arenie międzynarodowej. W 2010 roku, po rewelacjach WikiLeaks, nie wszyscy byli przekonani, że Rosja jest „praktycznie państwem mafijnym”. Dla niektórych teza mojej książki była zbyt ponura, przesadna, prowokacyjna, podyktowana historycznym pesymizmem. W 2014 roku – i po horrorze MH17 – wyraża oczywisty stan rzeczy.

Ekspansjonizm Putina stanowi dzisiaj zapewne największe wyzwanie dla Zachodu, a zwłaszcza dla Unii Europejskiej, od zakończenia zimnej wojny. Po pięciu czy sześciu latach zaprzeczania Biały Dom przyznaje, że jego próby „resetu” stosunków z Rosją nie powiodły się. W unijnych ministerstwach spraw zagranicznych, akademiach wojskowych i ośrodkach analitycznych jest jasne, że potrzebne są nowe strategie radzenia sobie z agresywną Rosją. Słowem kluczem nie jest już „zaangażowanie” – chociaż Europejczycy nie zrezygnowali z dia­logu. Pojęcie, które na nowo nabiera podstawowego znaczenia w naszych czasach, pochodzi z wczesnych lat zimnej wojny: to „powstrzymanie”.

Sierpień, 2014



Tłumaczenie: Witold Turopolski


*Luke Harding (ur. 1968), znany brytyjski dziennikarz od lat związany z gazetą „Guardian”. Był jej korespondentem w Delhi, Moskwie, Berlinie. Relacjonował wojny w Afganistanie, Iraku i Libii. Jest autorem kilku książek, m.in. wydanych w Polsce „Polowanie na Snowdena” i „Mafijne Państwo Putina”. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. Obecnie pracuje w londyńskim biurze „Guardiana”. 











Książkę Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” można kupić na portalu wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda
















Pozostałe fragmenty książki Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” na blogu „Media-w-Rosji”


http://media-w-rosji.blogspot.com/2014/11/jest-pan-wrogiem-putina.html

Znany angielski dziennikarz Luke Harding przyjechał do Moskwy w 2007 roku jako korespondent liberalnej angielskiej gazety „Guardian”. Szybko zorientował się, że trafił do państwa nieokiełznanej korupcji, kleptokracji, kontrastów społecznych i represji wobec politycznych przeciwników. W swoich artykułach poruszał najbardziej drażliwe tematy. Unikał eufemizmów, upiększeń i niedopowiedzeń. Bardzo szybko stał się celem bezprzykładnych szykan. Podsłuchiwano jego telefon, do mieszkania włamywali się nieznani intruzi. Wreszcie trafił na czarną listę, doświadczył deportacji z Moskwy. Dziś nie ma co liczyć na wizę do Rosji. Swe rosyjskie doświadczenia opisał w głośnej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się jej polskie wydanie.



Za zgodą wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda publikujemy wybrane fragmenty książki Hardinga. Pierwszy z nich opisuje dwa spotkania ze znaną socjolożką Olgą Krysztanowską. Od lat obserwuje ona przemiany zachodzące w łonie rosyjskiej elity. Tłumaczy brytyjskiemu dziennikarzowi kto i dlaczego wziął go na celownik.







Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Jest pan wrogiem Putina !



Znany angielski dziennikarz Luke Harding przyjechał do Moskwy w 2007 roku jako korespondent liberalnej angielskiej gazety „Guardian”. Szybko zorientował się, że trafił do państwa nieokiełznanej korupcji, kleptokracji, kontrastów społecznych i represji wobec politycznych przeciwników. W swoich artykułach poruszał najbardziej drażliwe tematy. Unikał eufemizmów, upiększeń i niedopowiedzeń. Bardzo szybko stał się celem bezprzykładnych szykan. Podsłuchiwano jego telefon, do mieszkania włamywali się nieznani intruzi. Wreszcie trafił na czarną listę, doświadczył deportacji z Moskwy. Dziś nie ma co liczyć na wizę do Rosji. Swe rosyjskie doświadczenia opisał w głośnej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się jej polskie wydanie.



Za zgodą wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda publikujemy wybrane fragmenty książki Hardinga. Pierwszy z nich opisuje dwa spotkania ze znaną socjolożką Olgą Krysztanowską. Od lat obserwuje ona przemiany zachodzące w łonie rosyjskiej elity. Tłumaczy brytyjskiemu dziennikarzowi kto i dlaczego wziął go na celownik.



  
Gazeta "Guardian" wysłała go do Moskwy w 2007 roku. Luke Harding od razu
zorientował się dokąd trafił. W swoich artykułach pisał wprost o korupcji, represjach,
przekrętach, kleptokracji, dyktatorskich metodach sprawowania władzy



Dla dziennikarza, korespondenta zagranicznego posada w Moskwie niemal zawsze była szansą na wielką karierę. Materiały z Rosji często trafiają na pierwsze strony gazet, otwierają telewizyjne programy informacyjne. Ale placówka ta, zwłaszcza dla dziennikarzy zachodnich niemal zawsze wiązała się z ryzykiem. W czasach radzieckich nie trudno było zasłużyć sobie na utratę wizy i akredytacji. W czasach Jelcyna wydawało się, iż najgorsze czasy minęły. Na zawsze. Teraz znów pod rządami Wladimira Putina Kreml reaguje alergicznie na publikacje poruszające niewygodne tematy.





„Mafijne Państwo Putina”

Autor: Luke Harding





Pod koniec 2007 roku w polityce jest tylko jedno istotne pytanie: kogo Władimir Putin wyznaczy na swojego następcę? Czy może, jak się powszechnie zakłada, będzie nadal rządził największym terytorialnie państwem na świecie dzięki jakimś sztuczkom, które pozwolą mu obejść prawo? Po ośmiu latach urzędowania i dwóch kolejnych kadencjach prezydenckich Putin jest zobligowany przez rosyjską konstytucję do ustąpienia ze stanowiska.

Rywalizujące frakcje na Kremlu chciałyby, żeby Putin został – podobnie większość rosyjskich wyborców byłaby zadowolona z jego dalszych rządów. Ale to znaczyłoby, że musiałby poświęcić jedną rzecz, na której mu zależy: międzynarodowy szacunek. Pomimo coraz częstszych – w 2007 roku antyzachodnich wypowiedzi, Putin cieszy się z przyjaznych pogaduszek z prezydentem George’em W. Bushem i innymi przywódcami światowymi. Niezgodna z konstytucją trzecia kadencja sprowadziłaby go do poziomu Islama Karimowa i Nursułtana Nazarbajewa – despotów z sąsiedniej Azji Środkowej, utrzymujących swoje rządy prezydenckie bez końca „z woli ludu”. Kurczowe trzymanie się władzy nasuwałoby też analogie z Aleksandrem Łukaszenką, autorytarnym, wielokadencyjnym prezydentem sąsiedniej Białorusi, przywódcą tak okropnym, że ówczesna sekretarz stanu USA Condoleezza Rice nazwała go ostatnim dyktatorem w Europie. Jesienią 2007 roku naprawdę trudno się zorientować, co się dzieje na Kremlu – ten problem mają nie tylko zagraniczni dziennikarze, ale też ludzie, którzy tam pracują.


Perlustracja


W tym samym czasie FSB nęka mnie nadal – zawsze małostkowo, czasem bardziej otwarcie, czasem bardziej dyskretnie; ktoś gdzieś na zapleczu wyraźnie raz zwiększa, raz zmniejsza intensywność tych drobnych prześladowań. Rosja ma długą tradycję szpiegowania własnych obywateli – praktyki, którą we Francji w XVIII wieku nazwano „perlustracją”. Jak wskazują amerykańscy dyplomaci w poufnych depeszach, ten „godny ubolewania” nawyk czytania cudzej korespondencji sięga czasów carycy Katarzyny Wielkiej, która stworzyła specjalny tajny urząd, zwany „czarnym gabinetem”, mający za zadanie

przeglądanie poczty. „Radzieckie rządy były mniej subtelne; urzędnicy automatycznie sprawdzali zagraniczną korespondencję, a specjalny wydział perlustracji mieścił się w budynku centrum transportu drogowego i kolejowego w Moskwie”, pisze amerykański dyplomata Dave Kostelancik. Praktykę perlustracji kontynuuje się za rządów Putina.

W 2009 roku rosyjskie ministerstwo komunikacji wydaje dekret, który pozwala ośmiu agencjom ochrony porządku publicznego, w tym FSB, na dostęp do tradycyjnej i elektronicznej poczty obywateli. W rzeczywistości praktyka ta jest już stosowana powszechnie.


„Banan” zamiast Berezowskiego


To, że moje telefoniczne rozmowy są podsłuchiwane, potwierdza się niemal codziennie. Agenci FSB przerywają połączenie, kiedy tylko rozmowa schodzi na jakiś drażliwy temat. Wymówienie nazwiska „Bierezowski” albo „Litwinienko” natychmiast kończy rozmowę.

(Przez jakiś czas mówię „banan” zamiast „Bierezowski”. Niebywałe, ale to najwyraźniej działa). Rozmowy o kremlowskiej polityce również kończą się frustrującym „bip bip” rozłączonej linii.

Czasami bardziej niewinne tematy również budzą gniew mojego niewidzialnego słuchacza – albo słuchaczy. Wywiady na żywo, w których mówię o Putinie i naturze państwa rosyjskiego, są szczególnie narażone na zakłócenia. W czasie jednej transmitowanej na żywo rozmowy ze stacją radiową z Nowej Zelandii połączenie zostaje przerwane pięć razy – to rekord. Jestem z tego prawie dumny. Rozmowa jest przerywana nawet wtedy, gdy mówię o niedawnym odkryciu doskonale zachowanego małego mamuta włochatego,

wykopanego przez pasterza reniferów na zamarzniętej arktycznej północy Rosji. W jaki sposób rozmowa o wymarłym mamucie sprzed 16 tysięcy lat może zagrażać bezpieczeństwu państwa? Ale kimże ja jestem, żeby oceniać, co może przeszkadzać Rosji na drodze dielkości?

Z początku zastanawiam się, czy może moimi milczącymi słuchaczami nie są prawdziwi ludzie, tylko automaty zaprogramowane do interwencji na dźwięk pewnych słów kluczowych. Później jednak nabieram przekonania, że moi słuchacze istnieją. Że to prawdziwi ludzie.

Ale kim oni są? I kim są te niewidoczne duchy nawiedzające nasze mieszkanie?


„Buty” i „Marynarki”




Swoje badania rosyjskiej elity Olga Krysztanowska podjęla w końcu lat osiedziesiątych. Dziś
nikt w Rosji nie wie od niej lepiej jakimi drogami kształtowała sie współczesna elita polityczna
i finansowa. 



Na początku grudnia 2007 roku umawiam się na spotkanie z Olgą Krysztanowską, czołową ekspertką od kremlowskich elit i socjolożką z Rosyjskiej Akademii Nauk. Co niezwykłe dla akademickiego badacza, Krysztanowska ma dobre kontakty w Firmie, jak sama nazywa FSB, ale jest też szanowanym pracownikiem naukowym. Jadę metrem do domu Krysztanowskiej w północnej dzielnicy Moskwy Medwiedkowo.

Olga jest niewysoką, nieco korpulentną panią w średnim wieku, ma na sobie bordową garsonkę i nosi okulary w złotej oprawie; ma życzliwe, śmiałe i prostoduszne spojrzenie.

Gdy już siedzę w jej salonie, w gościnnych pantoflach, pytam ją o metody FSB. Krysztanowska mówi ciekawe rzeczy. Twierdzi, że FSB ma stację podsłuchową gdzieś na przedmieściach Moskwy. Istnienie tej stacji, jak wszystko, co wiąże się z tą służbą, jest tajemnicą państwową. Krysztanowska dodaje, że FSB ma specjalny wydział do szpiegowania zagranicznych dyplomatów i zapewne ma podobny wydział zajmujący się zagranicznymi dziennikarzami. Funkcjonariusze podsłuchują wskazane osoby – inwigilacja przez 24 godziny na dobę jest kosztowna, ale w pewnych wypadkach wymagana; inne osoby poddane inwigilacji podsłuchiwane są z przerwami Ale czy nie jest to okropnie nudna praca? W końcu kto chciałby słuchać rutynowych, banalnych wymian między korespondentem „Guardiana” a jego działem zagranicznym w Londynie? Albo – jak to ujął Neil Buckley, szef moskiewskiego biura „Financial Timesa” – dyskusji o tym, czy jego malutki synek Alexander zrobił rano kupkę?

– Specjalne centrum techniczne działa w systemie zmianowym. Pracownicy zwykle dyżurują przez osiem godzin. To monotonna praca. Pracownicy nie mają miejsca na twórcze działanie. Po każdej zmianie piszą raport – mówi Krysztanowska. – Do działania mobilizuje ich idea, że służą krajowi i walczą z jego wrogami. Patriotyczny instynkt ma kluczowe znaczenie.

– FSB jest potężną organizacją. Jej pracownikom schlebia to, że służą państwu, nawet na niskim szczeblu – tłumaczy Krysztanowska. Z reguły funkcjonariusze przychodzą z wojska i wtedy są określani jako „buty” (sapogi). Inni trafiają do FSB z cywila; to tzw. „marynarki” (pidżaki). Największy podział w ukrytym świecie rosyjskich służb specjalnych przebiega między wywiadem a kontrwywiadem, wyjaśnia Krysztanowska. Ci, którzy pracowali w wywiadzie – w tym Putin i Siergiej Iwanow, były „jastrzębi” minister obrony Rosji – są zwykle bardziej inteligentni i elastyczni. Znają języki obce (Putin – niemiecki, Iwanow – angielski i szwedzki).

Najbardziej fanatyczni twardogłowi pochodzą z kontrwywiadu, twierdzi Krysztanowska. Tamtejszych oficerów określa jako „zombi.

– Ci ludzie zostali wychowani w Związku Radzieckim. Byli superizolacjonistami. Nie mieli żadnej wiedzy na temat Zachodu. Nie mogli podróżować za granicę. Byli karmieni nachalną, tępą propagandą i w efekcie stali się ortodoksyjnymi fanatykami. Agenci wywiadu, którzy pracowali za granicą, doświadczyli świata. Byli bardziej liberalni, lepiej wykształceni i bardziej elastyczni – tłumaczy. Coraz bardziej podoba mi się Krysztanowska. Mówi spokojnie, ale z przekonującą elokwencją.


Stypendia im. Andropowa


Mimo wewnętrznych różnic FSB pozostaje niezwykle homogeniczną organizacją z wyraźną mentalnością „siłowników”. Oznacza to, między innymi, podejrzliwość wobec wszystkiego, przekonanie, że Rosja jest otoczona przez spiskujących wrogów, że Zachód i NATO chcą ją „zdestabilizować”. Gdyby Rosja nie była otoczona przez wrogów, gdyby rozwiał się dym teorii spiskowych, zniknęłaby racja bytu FSB.

– Brak wrogów oznacza koniec KGB – podkreśla Krysztanowska.

To wiele wyjaśnia. Zauważam, że w miarę jak Rosja zbliża się do „wyborów” parlamentarnych w grudniu 2007 roku, lista wrogów Putina stopniowo się wydłuża. W przedwyborczym przemówieniu na moskiewskim stadionie Łużniki prezydent – ubrany w czarny golf – nazywa rosyjskich demokratów „szakalami”. Rosyjscy liberałowie są zagranicznymi agentami, którzy pragną zniszczyć starannie zbudowaną stabilność kraju, mówi Putin tłumowi zwolenników z prokremlowskiej partii "Jedna Rosja", zapożyczając tę kwestię z epoki stalinowskiej. Podobnie wypowiada się cztery lata później, w 2011 roku, gdy dziesiątki tysięcy Rosjan z klasy średniej protestują przeciwko masowym oszustwom
wyborczym. Nie wystarczy mu pogardliwe określenie demonstrantów jako pachołków Zachodu, mówi, że białe wstążki noszone przez nich wyglądają jak kondomy.

FSB pozostaje atrakcyjnym pracodawcą. Członkostwo w tym tajnym klubie przynosi wiele korzyści, które rekompensują stosunkowo niewysoki poziom płac.

– Jeśli pracujesz dla FSB, nie musisz się przejmować prawem. Możesz kogoś zabić i nic się nie stanie – mówi Krysztanowska.
– Przejedziesz po pijaku staruszkę na przejściu dla pieszych albo wykończysz konkurenta biznesowego – państwo zawsze cię ochroni. Nic dziwnego, że ludzie z FSB mają poczucie swojej wyjątkowości. To tak, jakbyś był Supermanem – mówi Krysztanowska.

Tylko przypadkiem lekarzom udało się ustalić,
że przyczyną śmierci Aleksandra Litwinienki
był radioaktywny polon. 
Pytam ją o morderstwo Aleksandra Litwinienki w 2006 roku. Mówi, że wyżsi oficerowie FSB w prywatnych rozmowach z nią przyznali, że to zabójstwo musiało być operacją FSB. Absolutnie nie żałowali ofiary – zdrajcy Rosji, który zasługiwał na śmierć – ale nie byli zachwyceni partackim sposobem wykonania zamachu. KGB mordowało swoich wrogów znacznie sprawniej pod kierownictwem Jurija Andropowa – byłego szefa KGB, który po śmierci Leonida Breżniewa w 1982 roku został sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Andropow cieszy się teraz wielką estymą w kręgach tajnych służb: jest najtwardszym z twardogłowych i przedmiotem kampanii propagandowej Putina. W moskiewskiej akademii FSB są przyznawane stypendia imienia Andropowa. W ramach pośmiertnej rehabilitacji Andropowa w 1999 roku Putin odsłonił pamiątkową tablicę poświęconą byłemu szefowi KGB w Łubiance, ponurej moskiewskiej centrali FSB.

– Moi przyjaciele z FSB powiedzieli mi, że coś takiego [niezdarne zabójstwo Litwinienki] nigdy by się nie zdarzyło za Andropowa – mówi Krysztanowska. – Stwierdzili, że KGB znacznie umiejętniej mordowało w tamtych czasach.

Żegnam się. Przed drzwiami zwracam pantofle dla gości. Krysztanowska daje mi radę:

– Niech pan będzie ostrożny – mówi.

– Dlaczego?

– Bo jest pan wrogiem Putina – odpowiada rzeczowo Krysztanowska.


*                                              *                                              *


Działania profilaktyczne


Jest raczej mało prawdopodobne, żebym w tych ostatnich dniach w Moskwie odkrył, dlaczego stałem się obiektem długotrwałych działań kontrwywiadowczych ze strony moich przyjaciół – duchów – z FSB. Ale postanawiam pożegnać się z moimi rosyjskimi kontaktami

i zapytać ich, czy mogą rzucić trochę światła na to, dlaczego traktowano mnie z taką wrogością. Kilka dni po powrocie do Moskwy spotykam się znowu z Olgą Krysztanowską. Umawiamy się w kawiarni w Domu Książki niedaleko jej mieszkania. Ta księgarnia jest przytulnym i zapewniającym anonimowość miejscem na spotkanie – a przynajmniej na początku tak się wydaje.

Krysztanowska mówi, że jest jasne, że moje artykuły rozwścieczyły FSB. Wskazuje, że przekroczyłem liczne czerwone linie, pisząc o powiązaniach FSB z mafią, o ludziach Putina, o pieniądzach ludzi z Kremla.

– Z pańskiego punktu widzenia wyrzucenie pana jest bezsensowne. Ale z punktu widzenia FSB jest całkiem logiczne. Znaleźli wroga – i postanowili się go pozbyć.

Krysztanowska uważa, że rosyjska elita przeraziła się arabską wiosną i rewolucjami w Tunezji, Egipcie i Libii; rządzący boją się, że do podobnego powstania ludowego mogłoby dojść w Rosji. Wyjaśnia, że w oczach FSB reprezentuję zagrożenie dla „porządku konstytucyjnego”, czyli politycznego monopolu i prywatnych aktywów reżimu Putina, który opiera się na coraz bardziej chwiejnych podstawach.

– Oni się strasznie boją, że zostaną obaleni, tak jak w Egipcie. Pan reprezentuje zagrożenie dla władzy. Dlatego jest pan wrogiem – mówi Olga. Pytam o zagadkowe metody działania FSB. Przecież przez wielokrotne nękanie mnie, włamywanie się do mojego mieszkania, służby specjalne mogą doprowadzić tylko do tego, że będę pisał jeszcze ostrzej na temat Kremla, niż mógłbym pisać, gdybym nie miał takich doświadczeń. Dlaczego uporczywie prowadzi kretyńskie i kontrproduktywne operacje? Krysztanowska odpiera, że metody FSB trzymają się pewnego zaleconego wzorca.

W moim wypadku służba bezpieczeństwa postanowiła podjąć, jak to określiła Olga, „działanie profilaktyczne” przeciwko mnie. To termin z leksykonu FSB. Proszę Olgę, żeby zapisała to słowo po rosyjsku: profilaktirowat.

– Teoria jest taka, że jeśli zastraszy się kogoś zawczasu, to powstrzyma się go przed podjęciem wrogich działań. Jeśli to nie zadziała, to trzeba będzie go ukarać w inny sposób – tłumaczy Olga.

Powszechnie uważa się, że rosyjskie służby specjalne i organy ochrony porządku publicznego to domena Putina, że wykonują raczej jego polecenia niż Miedwiediewa. Ale coraz bardziej mi się wydaje, że cieszą się one niemal całkowitą autonomią.

– Czy Putin faktycznie je kontroluje? – pytam.

Krysztanowska mówi, że nie wie.

– Odpowiedź jest ściśle tajna.



„Mafijne Państwo Putina” ukazało się nakładem krakowskiego wydawnictwa 



On jest z FSB


Rozmowa jest ciekawa. Siedzimy w kawiarni od 20 minut, gdy Olga gestem wskazuje mi młodego człowieka, który – niezauważony przeze mnie – usiadł na sąsiedniej skórzanej kanapie. Siedzi pod kątem 90 stopni w stosunku do nas; nie widać go, ale może usłyszeć naszą całą rozmowę. Młody człowiek ma na sobie syntetyczny jasnoszary garnitur i białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem; niczego nie pije. Inne stoliki są puste, a jednak usiadł obok nas.

– On jest z FSB – szepcze Olga.

– Skąd pani wie?

– Znam ten typ – odpowiada Olga. – Gdy powiedziałam profilaktirowat,
zauważyłam jego reakcję. Podsłuchiwał nas.

Olga daje mi do zrozumienia, że nie ma sensu kontynuować naszej rozmowy; wychodzimy z kawiarni osobno, a potem razem idziemy oblodzonym chodnikiem na stację metra; powietrze jest zimne i ostre. Młody człowiek idzie za nami, dzwoni do kogoś, a potem znika. Pytam Olgę o relacje między Miedwiediewem a Putinem. – Nie są bardzo dobre – mówi Olga. – To walka o władzę, walka na śmierć i życie.

A co z tym pułkownikiem, może nawet generałem FSB, który deportując mnie, postawił swoich szefów w tak kłopotliwej sytuacji – czy może spodziewać się degradacji?

– Odwrotnie. Awansu. I odznaczeń – odpowiada Olga. Odznaczenia
po rosyjsku to nagrady.

Na odchodnym Olga znowu zaleca mi ostrożność.


– Jest pan w niebezpieczeństwie – mówi otwarcie.


Tłumaczenie: Witold Turopolski



*Luke Harding (ur. 1968), znany brytyjski dziennikarz od lat związany z gazetą „Guardian”. Był jej korespondentem w Delhi, Moskwie, Berlinie. Relacjonował wojny w Afganistanie, Iraku i Libii. Jest autorem kilku książek, m.in. wydanych w Polsce „Polowanie na Snowdena” i „Mafijne Państwo Putina”. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. Obecnie pracuje w londyńskim biurze „Guardiana”. 











Książkę Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” można kupić na portalu wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda

















Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com