Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konstruktywna opozycja w Rosji. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konstruktywna opozycja w Rosji. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Moskiewskie wybory: szansa dla opozycji, mobilizacja władz.


Od wielu miesięcy rosyjska polityka toczy się w cieniu kryzysu ukraińskiego. Jednak nie należy tracić z pola widzenia jej „nie ukraińskich” wydarzeń. We wrześniu w 29 rosyjskich regionach odbędą się wybory gubernatora, Moskwa wybierze swoją radę miejską. Wybory stołeczne zostaną przeprowadzone w 45 okręgach jednomandatowych. Opozycja dostrzegła w tym swoją szansę. Władze ogłosiły pełną mobilizację. Ilja Karpiuk, publicysta portalu polit.ru, zastanawia się, czego można spodziewać się po moskiewskiej elekcji.


Autor: Ilja Karpiuk



Najbliższy jednolity dzień glosowania zaplanowano na 14 września 2014 roku - w 29 rosyjskich regionach zaplanowano wybory gubernatora, w trzech innych wyboru kandydata na to stanowiska dokonają miejscowe zgromadzenia ustawodawcze.

Jednak wybory w jednym z regionów, do moskiewskiej dumy miejskiej, budzą znacznie większe zainteresowanie od zdecydowanej większości pozostałych kampanii wyborczych. Wynika to nie tylko ze znaczenia Moskwy w życiu politycznym kraju. Równie intrygujący jest ich przyszły wynik, na razie nikt nie jest w stanie go przewidzieć.



Moskiewska Rada Miejska mieści się w centrum na ulicy Pietrowka 22. Na
wrześniowych wyborach jej skład zostanie powiększony z 35 do 45 radnych. 



Tym razem wybory moskiewskie odbędą się w systemie większościowym. Nie będzie żadnych list partyjnych, w ramach wyborów zostanie przeprowadzonych 45 oddzielnych kampanii. Doświadczenie innych państw formujących swoje parlamenty w oparciu o podobny system pokazuje, iż jest to droga do dwupartyjności – i rzeczywiście, osiągnięcie zwycięstwa w oddzielnym okręgu jest trudniejsze, niż zebranie 5% głosów spośród ogólnej liczby wyborców. Metoda większościowa często bywa stosowana przez rządy, po to by zapobiec przejęciu władzy przez opozycję – zakładając, iż socjalistom nigdy nie uda się zająć pierwszego miejsca w większości okręgów wyborczych, tak właśnie postąpił we Francji general de Gaulle. Jednak 12 w lat po jego odejściu od władzy i ten scenariusz stal się rzeczywistością.

Systemy partyjne budowane są przez dziesięciolecia, wyborcy rzadko wybiegają myślą w tak odległą przyszłość. O wiele bardziej interesujące wydają się intrygi towarzyszące bieżącej kampanii wyborczej. Obecnie, w gronie 35 członków moskiewskiej rady miejskiej jest 32 przedstawicieli partii „Jedna Rosja”. Wydaje się to okrutnie niesprawiedliwe, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, iż przywódca partii Władimir Putin zdobył w 2012 roku mniej, niż połowę głosów oddanych przez stołecznych wyborców, zaś merowi Moskwy Siergiejowi Sobianinowi, zgłoszonemu w wyborach głowy miasta formalnie jako kandydat niezależny, będącemu jednak w rzeczywistości jednym z liderów „Jednej Rosji” tylko z wielkim trudem udało się zapobiec konieczności przeprowadzenia drugiej tury glosowania.

Taki właśnie stosunek mieszkańców Moskwy do rządzącej partii skłonił władze miasta do wybrania nowego sposobu formowania lokalnego parlamentu. Obawiając się, iż głosowanie na listy partyjne mogłoby przynieść „Jednej Rosji” kiepski rezultat, postanowiono z niego zrezygnować. W najbliższych wyborach wszyscy deputowani, ich liczbę zgodnie z nowa ustawą federalna zwiększono do czterdziestu pięciu, muszą odnieść zwycięstwo w jednomandatowych okręgach wyborczych.

Z jednej strony, ta decyzja, pozwoli merii zapewne na sto procent zachować kontrolę nad zgromadzeniem ustawodawczym. Wystarczy, by udało się wprowadzić do legislatury 23 deputowanych gotowych do wspierania propozycji zgłaszanych przez administrację. Z drugiej strony,  wybory jednomandatowe, jak żadne inne, cechuje szczególna konkurencyjność. Tak więc od kandydatów reprezentujących opozycję, zwłaszcza tych, którzy szczerze pragną znaleźć się w Dumie Miejskiej, można spodziewać się, iż przeprowadzą ostrą, atrakcyjną, interesującą oraz godną zapamiętania kampanię. Tylko w taki sposób można będzie zdobyć głosy mieszkańców. To zadanie tym trudniejsze, iż frekwencja nie będzie zbyt wysoka, taka jest specyfika wyborów lokalnych. Dzięki wyborom większościowym przed naszymi oczami rozegra się prawdziwie intrygująca gra.

Intryga pierwsza: kandydaci z ramienia „Jednej Rosji”.


Geografia wyborcza Moskwy jest zdumiewająco stabilna. Te same dzielnice głosowały za Partię „Demokratyczny Wybór Rosji” w 1993 roku i za Nawalnego w 2013. Można też bez ryzyka popełnienia błędu powiedzieć, iż kandydaci partii rządzącej mogą nie obawiać się większych problemów na północy, wschodzie, południowym wschodzie i południu miasta. Mieszkańcy tych dzielnic cechuje konserwatyzm, zazwyczaj opowiadają się po stronie obozu władzy, wybierają  stabilność, nie opozycję, lub reformatorów.

Opozycja z kolei, ma największe szanse w dzielnicach ciągnących się jednym pasem od północnego zachodu miasta przez śródmieście ku południu. Nie myślcie, iż tylko Arbat gotów jest popierać krytyków władzy; na wszystkich, choć trochę uczciwych, wyborach liberałowie wygrywają wzdłuż Leningradki i Leninskiego Prospektu.

To dlatego partia władzy zachować szczególną staranność, wybierając swoich kandydatów w tych okręgach. Jeśli założyć, iż „Platforma Obywatelska - Moja Moskwa” została wymyślona jako projekt sztabu wyborczego merii, to jej kandydaci mogą mieć problemy. W  planowanych na weekend „primaries” (prawyborach) wystawiono sporą liczbę nauczycieli i lekarzy, ludzie chętnie na nich głosują, ale kandydaci ci nie potrafią prowadzić mniej lub bardziej efektywnej kampanii wyborczej, niechętnie też w niej uczestniczą.

W niektórych okręgach obserwujemy z resztą interesującą sytuację. Istnieje na przykład spore prawdopodobieństwo, iż w okręgu numer 44 (Taganka, Zamoskworieczije, Jakimanka, Twerski) zwycięzcą prawyborów zostanie Aleksander Szumski i to jego „jedna Rosja” zgłosi jako kandydata we wrześniowych wyborach. Jego plakatami jest obecnie obwieszone całe centrum miasta. To oznacza, iż sztab Szumskiego dysponuje ogromnymi finansowymi i administracyjnymi możliwościami.

Kandydat partii rządzącej

 


Fałszowanie wyborow w Moskwie robi się coraz trudniejsze.
W każdej komisji wyborczej można znaleźć niezależnych od
władzy członków pilnujących uczciwego liczenia głosów. 


Aleksander Szumski jest formalnie kandydatem niezależnym. Stoi on na czele organizacji „Korkom Ulicznym Nie”, jego program przede wszystkim skupia się na problemach transportowych. Szumski obiecuje stworzenie nowych miejsc parkingowych, ograniczenie liczby wywożonych samochodów, lepszą organizację pracy sygnalizacji świetlnej. Znaczna część mieszkańców Dzielnicy Twerskiej odda zapewne glosy na Szumskiego, zdobędzie on większe poparcie niż reprezentująca dzielnicę do tej pory Inna Swiatienko. Jej najważniejszy postulat to stosowanie przepisów o walce z ekstremizmem dla karanie blogerów, za zadawanie pytań dotyczących kwestii finansowania Krymu.

Nawet w wypadku, gdyby prorządowi zwycięzcy „primaries” poszli na wybory nie jako przedstawiciele „Jednej Rosji” – w tej sytuacji dla zgłoszenia kandydatury, będą musieli zebrać odpowiednią liczbę podpisów – to trudno uznać ich za kandydatów prawdziwie niezależnych. By zarejestrować kandydata niezależnego, zgodnie z obowiązującymi przepisami, w okręgu o ludności ponad 200 tys. należy zebrać 5 tysięcy podpisów.  Innymi słowami, potrzebny jest podpis co czterdziestego mieszkańca, na ich zbiórkę przeznaczono niewiele czasu. Jest to zadanie wyjątkowo trudne i, by było możliwe do zrealizowania, niezbędny jest wielki budżet i życzliwa wobec kandydata komisja wyborcza.

Intryga druga: kandydaci opozycyjni


Niewielkie prawdopodobieństwo, iż kandydatom uda się zebrać podpisy wyborców na czas, pozwala podejrzewać, iż większość tych , który zgłoszą się sami, tak czy inaczej, będzie powiązana z merią. To oznacza, iż ta ścieżka rejestracji jest praktycznie zamknięta dla kandydatów prawdziwie niezależnych. Jedyny sposób, dostępny dla opozycjonistów, by wziąć udział w wyborach, polega więc na zdobyciu rekomendacji jednej z oficjalnie zarejestrowanych partii. Tylko one mają prawo zgłaszania kandydatów bez zbierania podpisów. Oprócz czterech partii obecnych w parlamencie, „Jednej Rosji”, Partii Komunistycznej, Sprawiedliwej Rosji LDPR (partia Żyrinowskiego), dzięki temu, iż w ostatnich wyborach zdobyło ponad 3% głosów takie prawo posiada także „Jabłoko”.

Partii „Jabłoko” zależy przede wszystkim na zgłoszeniu własnych członków jako kandydatów, zwłaszcza w okręgach życzliwych dla opozycji: w centrum, na południowym zachodzie i na północny zachodzie. Z drugiej strony, nie ulega wątpliwości, iż „Jabłoko” nie ma odpowiednich zasobów, by przeprowadzić pełnowartościową kampanię we wszystkich okręgach. Partia wiec złożyła deklarację, iż będzie budować koalicję, i że zaprasza swoich sojuszników do udziału w wyborach.

Jednym z polityków gotowych koalicji z „Jabłokiem” jest Maksim Kac, obecnie deputowany w radzie dzielnicy Szczukino, a także szef fundacji „Projekty miejskie”. Kac poprosił, by wystawiono go w okręgu numer 45, w nim znajdują się takie dzielnice jak Mieszczańska, Krasnosielska, Basmanna oraz Sokolniki. Jest to niezły okręg, kandydat niezależny ma w nim szansę. Jego przeciwnikiem ze strony „Jednej Rosji” będzie prawdopodobnie pełniący obecnie funkcję stołecznego radnego Kiriłł Szitow. To będzie nie łatwy rywal.

Ostatecznie, kto będzie reprezentował partię, a kto będzie musiał zbierać podpisy zadecyduje konferencja „Jabłoka”. Odbędzie się ona za tydzień, tak więc decyzja zostanie podjęta w najbliższej przyszłości.

Intryga trzecia: temat wiodący kampanii wyborczej.


Zazwyczaj każde wybory mają swój temat wiodący. Zwykle definiują go przywódcy, lub wynika on z istniejących okoliczności. Na razie, trudno jednak mówić o jakimś głównym motywie zbliżających się wyborów do moskiewskiej dumy miejskiej.

Kandydaci niezależni akcentują potrzebę rozwijania różnych form samorządu lokalnego. Podkreślają potrzebę przestrzegania zasady rozdziału władzy – te tematy poruszane są w Deklaracji „Jabłoka”. Wszyscy kandydaci zgłoszeni przez partię muszą ją zaaprobować.

W Moskwie nie da się zignorować kwestii związanych z transportem. W ostatnim okresie szef stołecznego departamentu transportu Maksim Liskutow stale zwraca na siebie uwagę –a to wprowadza w centrum opłaty parkingowe, wytycza na jezdniach wydzielone pasy ruchu, a to podejmuje próbę usunięcia trolejbusów z centrum miasta. Kandydaci także nie uciekną od tej problematyki, praca transportu miejskiego pozostawia wiele do życzenia, do tej pory nie udało się rozwiązać problemu korków na drogach, koszty utrzymania samochodu stale rosną, budowa nowych dróg prowadzona jest w żółwim tempie.

Wybory oczywiście stwarzają wyjątkową okazję do przedyskutowania z mieszkańcami stojących przed miastem problemów. Czy należy rozwijać sieć tramwajów, czy potrzebne są w Moskwie nowe tunele, ile powinny wynosić opłaty parkingowe w centrum miasta, jak surowo należy karać za naruszenie obowiązujących przepisów? –z jednej strony odpowiedź na te pytania znana jest od dawna, specjaliści przeprowadzili odpowiednie analizy, z drugiej nie da się ruszyć miejsca bez zdobycia aprobaty społecznej dla proponowanych rozwiązań.

Intryga czwarta: jak przebiegną same wybory?


W tej sprawie trudno mieć wątpliwości – głosowanie w Moskwie odbędzie się przy otwartej kurtynie. Rzecz jasna pod adresem organizatorów „primaries” kierowane są podejrzenia –na prawyborach zbierane są dane osobiste ułatwiające później postawienie krzyżyka na karcie wyborczej w odpowiednim miejscu. Ale obecnie, niemal w każdej rejonowej komisji wyborczej działającej na terenie Moskwy pracują niezależni członkowie, dysponują oni możliwościami by zapobiec naruszeniu prawa. Niemal połowa przewodniczących i sekretarzy komisji, to nowicjusze, ich doświadczenie ogranicza się do pracy na przeprowadzonych ostatnio wyborach mera.

Maksym Kac, opozycyjny radny
dzielnicy Szczukino, weźmie udział
w wyborach w koalicji z partią "Jabłoko"
Inna sprawa – to wpływy i możliwości stołecznej administracji i to jak będą wykorzystywane w czasie kampanii wyborczej. Wspomnieliśmy już o możliwym przymykaniu oczu na niezgodne z przepisami listy z podpisami. Wszędzie w Rosji kandydaci reprezentujący obóz władzy mają kolosalną przewagę w przestrzeni informacyjnej, to przede wszystkim dla nich pracują państwowe środki masowego przekazu. W czasie wyborów w 2013 roku, we wszystkich stacjach metra rozdawano bezpłatne egzemplarze gazety „Wieczierniaja Moskwa”, nie publikowano w niej materiałów czysto agitacyjnych, za to szeroko informowane o codziennej pracy Siergieja Sobianina na stanowisku mera.

Tak więc nie tylko manipulowanie w dniu głosowania będzie czymś nieoczekiwanym. Dziwniejszy byłby brak aktywności ze strony gigantycznego holdingu medialnego będącego własnością moskiewskiej administracji. Wszyscy niezależni kandydaci rozumieją dobrze, iż by pokonać przeciwników powinni nie tylko zaprezentować bardziej atrakcyjną osobowość, charyzmę, muszą także zaleźć sposób na przekazanie wyborcom własnego programu i punktu widzenia.


Wreszcie największa intryga tych wyborów – co skłoni moskiewskich wyborców, by w dzień wolny od pracy wybrać się do lokali wyborczych. Jeśli mieszkańcom Moskwy, uda się wybrać do miejskiego parlamentu pewną ilość niezależnych kandydatów, będzie to nie tylko najlepszy dowód na to, iż wybory zasługiwały na zainteresowanie. Pojawi się także nadzieja, iż moskiewska rada zajmie się wreszcie na prawdę ważnymi sprawami. Na razie jest to tylko maszynka do zatwierdzania inicjatyw władzy.  



Oryginalny tekst został opublikowany na portalu polit.ru. 




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 




poniedziałek, 31 marca 2014

Nowa Rosja: nahajka zamiast Putina


W Rosji zaobserwować można pierwsze objawy sytuacji rewolucyjnej. Coraz częstsze są przypadki, gdy niekontrolowany przez władze, ślepy gniew ludu rozstrzyga, co jest dozwolone, a co nie. Może on jednak, tak jak w 1917 roku, zniszczyć państwo – ostrzega Dmitrij Trawin. Nie obroni go charyzma jednego człowieka. Rosja potrzebuje odpowiedzialnej opozycji zdolnej do przezwyciężenia nadciągającego kryzysu.



Dla zrozumienia tego, co od kilku miesięcy dzieje się w Rosji, warto cofnąć się w myślach o 100-110 lat. Do tej epoki, kiedy sprowokowaliśmy „małą, zwycięską wojnę”, która w rezultacie, nie okazała się, ani niewielką, ani zwycięską.

Nahajka w rękach ludu stanowi zagrożenie
dla podstaw państwa - uważa Dmitrij Trawin
Podczas konfliktu wojennego między Rosją, a Japonią, w latach 1904-1905, jak nam się zdawało stanęliśmy wobec przeciwnika słabego i niezdolnego do okazania oporu. Mimo to, Imperium Rosyjskie poniosło haniebną klęskę i utraciło połowę wyspy Sachalin. Ale, co najważniejsze, klęska w polityce zagranicznej bardzo szybko znalazła się na drugim planie. W 1905 roku wybuchła rewolucja, priorytetowe okazały się problemy o charakterze wewnętrznym.

Cztery lata później opublikowano zbiór artykułów pod nazwą „Drogowskazy” (w oryginale „Wiechi” – „mediawRosji”), który wywołał niezwykle burzliwą dyskusję. Największe spory wzbudziła myśl jednego z autorów, Michaila Gerszenzona: „Takimi jacy jesteśmy, nam nie tylko nie wolno rozmyślać o jedności z ludem – winniśmy się go bać bardziej od wszystkich okrucieństw władzy i winniśmy wychwalać władzę zdolną przy pomocy bagnetów i więzień bronić nas przed jego gniewem” (tłum. „mediawRosji”). W tym wypadku, nie mieliśmy do czynienia z konstrukcją teoretyczną, a z uczciwym podsumowaniem rezultatów pierwszej rosyjskiej rewolucji. Kiedy państwo okazało słabość, zobaczyliśmy nie triumf sprawiedliwości, nie wolność, równość i braterstwo, a okrutne pogromy, pożary dworów szlacheckich, przelew krwi w walkach na ulicy.

Po opublikowaniu „Drogowskazów” władze carskie  potrafiły jeszcze, przez jakiż czas, stosować bagnety i więzienia. Potem jednak poniosły klęskę, dzięki czemu u ludu pojawiła się możliwość okrutnego niszczenia tych, którzy ośmielili się myśleć, a także tych, wskazywanych przez nowych przywódców, chętnych do łowienia ryb w mętnej wodzie. Jak wyjaśniło się, ani więzienia, ani bagnety, ani nawet autorytet cesarza nie wystarczyły, by uchronić lud od dojrzewającego w nim gniewu. Podczas wojny domowej, liczba ofiar poległych z szeregu prostych ludzi, okazała się o wiele większa, niż ze środowiska jajogłowych intelektualistów, takich jak autorzy „Widnokręgów”.

Po rewolucji 1917 roku należałoby uzupełnić starą myśl Gerszenzona: władzy nie powinniśmy wychwalać, ani błogosławić (wychwalanie nie rozwiązuje problemów), ale umacniać ją tak, by była odporna na dowolny kryzys. Przekonaliśmy się na własnej skórze, iż władza opierająca się na więzieniach, bagnetach i cesarskiej charyzmie pozostaje krucha. Wystarczyło, iż charyzma Mikołaja II przepadła, by bagnety okazały się nieprzydatne. W lutym zbrakło chętnych do walki w obronie cara, w październiku w obronie Rządu Tymczasowego. Zbuntowani żołnierze i marynarze wybrali jedność z rozgniewanym ludem, zamiast walki w obronie zjednoczonej i niepodzielnej Rosji.

Jeśliby maszyna czasu potrafiła przenieść autorów „Widnokręgów” do naszych czasów, to prawdopodobnie, odnaleźliby pierwsze objawy tego żywiołu ludowego, który wybuchł sto lat temu i zniszczył całkowicie Rosję.

Przykład pierwszy, w Soczi podczas Olimpiady, tak zwani Kozacy na oczach publiczności pobili nahajkami kilka dziewczyn. Dla ludzi z formacji „Widnokręgów” nie miałoby znaczenia, iż wśród ofiar były Tołokonnikowa i Aliochina. O wiele istotniejszy z ich punktu widzenia byłby fakt, iż rozbudzony z letargu lud, bez żadnego udziału ze strony państwa, uznał, iż ma prawo decydować, kogo uznać za wroga ludu. Mniej więcej tak samo, w roku 1917 marynarze rewolucjoniści postanowili nagle pozbawić życia dwóch byłych członków Rządu Tymczasowego Fiodora Kokoszkina i Andrieja Szingariowa. Obydwaj zostali zabici w murach szpitala, dokąd przeniesiono ich z Twierdzy Pietropawłowskiej na polecenie władzy bolszewickiej.

Przykład drugi. W Petersburgu, podczas demonstracji antywojennej, pewien samozwańczy patriota zmasakrował twarz jednemu z uczestników, tylko dlatego, iż ten odważył się zademonstrować własny punkt widzenia. Tak samo wyglądało to w roku 1917, gdy lud przeniknięty jedyną słuszną prawdą rozprawiał się z tymi, do których prawda ta jeszcze nie dotarła.

Przykład trzeci. W Kaliningradzie pewien deputowany z partii „Jedna Rosja” bezpośrednio na posiedzeniu miejscowej Dumy Obwodowej obrzucił nazistowskimi wyzwiskami kolegów Żydów. Mimo, iż jego własna partia nie ma nic wspólnego z ideologia nazistowską. Deputowany uznał, iż może sam formułować politykę partii, ignorując stanowisko samego Putina.

Przykład czwarty. Półtora roku temu „kozacy” zerwali w Petersburgu spektakl teatr zrealizowany w oparciu o powieść klasyka literatury rosyjskiej Władimira Nabokowa „Lolita”. Uznali, iż do nich należy teraz prawo określania co jest sztuką, a co nie. I że nie muszą liczyć się ze zdaniem, ani Ministerstwa Kultura, ani władz miejskich.

Podobnych przykładów można przytoczyć wiele. Przybywa ich z każdym rokiem. Różnej maści aktywiści przyznają sobie prawo karania nahajkami byle kogo. Mogą teraz decydować, jakie spektakle można pokazać publiczności, jakie poglądy wolno głosić publicznie.


Państwu nie opartemu na trwalszych podstawach, pozbawionemu konstruktywnej opozycji
brakuje odporności na wirus rewolucji. 

Tak właśnie  wyglądają pierwsze symptomy sytuacji rewolucyjnej – to brak szacunku dla prawa, państwa, narodowej kultury. Obecnie możemy obserwować stopniowe budzenie się  i towarzyszącą mu chęć zademonstrowania swojej obecności ze strony dołów społecznych, które nie uznają autorytetu państwa i nie skrywają swych zamiarów, by decydować, jakie parametry powinny regulować życie w naszym kraju. Najważniejsza dla nich zasada – ten ma rację, kto w swych rękach dzierży nahajkę.

Być może, dla części z nas to drobiazg, seria nie powiązanych ze sobą przypadków. Niektórzy uważają zapewne, iż szalejących w Soczi kozaków od przejmujących władzę w swoje ręce marynarzy-rewolucjonistów Petersburga dzieli odległość niemożliwa do pokonania. Niestety, wydarzenia, jakich byliśmy niedawno świadkami na Ukrainie pokazują, iż dystans ten jest niewielki. Dziś nahajka, jutro Majdan z koktajlami Mołotowa, pojutrze władza pozbawiona realnego wpływu na wydarzenia. Wystarczy niezadowolenie ludu, by w określonych warunkach, drogę tę można było przejść w zaledwie kilka miesięcy.

Z pewnością znajdą się też zwolennicy teorii, iż Majdan, to godny ubolewania rezultat zakulisowego działania ciemnych sił. Tego rodzaju „myślicielom” nie da się niczego wytłumaczyć. Nawet jeśli do nich również przyjdą zbuntowani marynarze, oni uznają ich za marionetki i za ich plecami będą szukać pociągającego za sznurki „Wuja Sama”. Wystarczy jednak zrezygnować z tego rodzaju konspirologicznego podejścia w analizie niedawnych zdarzeń, by ujrzeć obraz prosty i bardzo smutny.

Lud zadowolony z życia szanuje każde państwo, nawet takie, jakie zbudowali Janukowicz and Co. Kiedy sytuacja się pogarsza, agresywna część tłumu zaczyna niszczyć to, co wokół. Zadanie odpowiedzialnej części narodu polega na tym, by zawczasu przygotować się na nadejście takiej smutnej chwili. Jest ono szczególnie ważne, gdy stajemy wobec spowolnienia gospodarczego. I gdy uświadamiamy sobie, jak bardzo budżet uzależniony jest od cen ropy naftowej (tak, jak we współczesnej Rosji) i jak bardzo pogorszy się poziom naszego życia wtedy, gdy one spadną, „Putin nikogo w tej sytuacji nie uratuje” – powiedzieliby najpewniej mądrzy „Widnokręgowcy”.

Potrzebne jest nam państwo odporne na kryzys. Sojusznikami w procesie budowy takiego państwa powinny stać się wszystkie odpowiedzialne siły i środowiska. Także prezydent kraju, któremu konstruktywna opozycja byłaby bliższa od ludzi z nahajkami. I każdy opozycjonista gotów do współpracy z prezydentem, przynajmniej w jednej sprawie – gdy idzie o zapobieżenie upadkowi państwa.

Sukces żadnego państwa nie może opierać się na charyzmie jednego człowieka, nawet jeśli cieszy się on wielką popularnością. W polityce potrzebna jest obecność rozumnych sił, gotowych, gdy to okaże się niezbędne, wziąć na siebie odpowiedzialność za państwo. Jeśli w państwie istnieje cywilizowana opozycja ciesząca się zaufaniem narodu, istnieje szansa przezwyciężenia każdego kryzysu. Jeśli takiej opozycji brak, państwo autorytarne zastępują bandyci. Im z resztą na władzy w państwie tak bardzo nie zależy, im wystarczy dominacja na ulicach, dzięki niej można przegnać wszystkich niemiłych sobie oponentów. Przy okazji można też zgarnąć ich majątek w oparciu o zasadę rewolucyjnej sprawiedliwości.




Dmitrij Travin, ekonomista, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. 






Artykuł ukazał sie na stronie internetowej agencji "Rosbałt"

Oryginał można znaleźć pod adresem: http://www.rosbalt.ru/blogs/2014/03/29/1249215.html




Dołącz do nas na Facebooku: https://www.facebook.com/mediawrosji