Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kreml. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kreml. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 października 2014

‘Dzieci Wołodina”. Rewolucja w rosyjskich korytarzach władzy.



Jeszcze nie wspięli się na sam szczyt kremlowskiej piramidy, ale moskiewskie korytarze władzy w coraz większym stopniu zaludniają przedstawiciele młodego pokolenia. Nie mają poglądów, chcą się dorobić, gotowi są posłusznie wykonywać instrukcje pracodawcy. Gdy okrzepną – przewiduje politolog Władimir Pastuchow – zetrą w pył, bez skrupułów, starą elitę władzy.


Niezauważalnie, w rosyjskim aparacie władzy dokonała się wielka rewolucja kadrowa. 


Pojawienie się nowej elity nie wróży dobrze na przyszłość działaczom demokratycznej opozycji. Ważny tekst Wladimira Pastuchowa w znacznym stopniu pozwala nam sobie wyobrazić, z jaką Rosją będziemy mieli do czynienia w przyszłości. 


Autor: Władimir Pastuchow




Ze wszystkich rodzajów rewolucji dla Rosji najważniejsza jest ta „biurowa”. Dokonuje się nie na rozkrzyczanych „Majdanach”, tak jak u naszych sąsiadów, a w zapylonym łonie korytarzy władzy. W czasie, gdy rosyjska opinia publiczna obserwowała w napięciu walkę Kremla z „pomarańczową zarazą” procesy rewolucyjne nie pozostawiły na uboczu i samej Rosji. Wydarzyła się w niej najbardziej nieodwracalna ze wszystkich rewolucji – pokoleniowa.




Od dawna oczekiwano, iż w rosyjskiej elicie władzy dojdzie do zmiany pokoleniowej,
i że na korytarzach władzy pojawią się przedstawiciele mlodego pokoleia.


Nieuchronna zmiana pokoleń


O nieuchronności rewolucji pokoleniowej i tym, że dokona się ona w połowie drugiej dekady nowego stulecia mówiono i pisano od dawna. Ale, kiedy do niej doszło, niemal nikt nie zwrócił na nią uwagi. Częściowo można to wytłumaczyć tym, iż na samym szczycie piramidy władzy, nie doszło do żadnych zmian. Przyjaciele Putina przywarli do swoich stanowisk, niczym portrety członków Biura Politycznego KPZR na pierwszej kolumnie „Prawdy”. Na razie.

Ale szczyt, to daleko nie cała piramida. Najbardziej interesujące i podniecające zjawiska zachodzą dziś, jak raz, na najniższych i środkowych szczeblach piramidy władzy. Tam właśnie dokonuje się masowe i burzliwe odmładzanie kadr. Z peryferii, z różnych warstw społecznych, ruszył do świata władzy rwący potok  z nowym „narybkiem”.

To wydarzyło się w ciągu ostatniego półtora roku – na stanowiskach drugiej i trzeciej kategorii zaczęli rozsiadać się młodzi ludzie w wieku od 25 do 35 lat. Zostają szefami departamentów i oddziałów, naczelnikami różnego rodzaju unitarnych przedsiębiorstw państwowych, zastępcami dyrektorów, a nawet dyrektorami  rozmaitych „fabryk, dzienników i hut” rozrzuconych na bezkresnej mapie rosyjskiego kapitalizmu państwowego. Szybko spychają na „zasłużony odpoczynek” zasiedziałe w swych wolnych od kurzu gabinetach „kadry radzieckie”. Tak, w historyczny niebyt, odchodzą ostatki niedobitego reformami Gajdara pokolenia sześćdziesięciolatków, stanowiącego do niedawna kręgosłup kadrowy maszyny państwowej.

Z politycznego punktu widzenia, znaczenie ma nie tylko sam fakt zmiany pokoleń, ale także to, że dokonuje się ona w kontrolowany sposób. Parametry, według których powadzona jest rewolucja kadrowa, pokazują wyraźnie, iż w ostatnim czasie Kreml nie był zajęty wyłącznie kryzysem ukraińskim, nawet jeśli tak mogło się zdawać obserwatorowi z zewnątrz. Jeśli zignorujemy kwestię nepotyzmu, w istocie nie rozwiązaną w ani jednym demokratycznym społeczeństwie, to musimy zauważyć, iż dołączających do obozu władzy debiutantów wyróżnia szereg wspólnych cech. Dlatego można o nich mówić, jako o kształtującej się nowej warstwie politycznej.

Po pierwsze, w znacznym stopniu, są ludźmi rzeczywiście pozbawionymi głębszych korzeni. Do udziału we władzy została wezwana swego rodzaju rezerwa. Do tej pory, wydawało jej się, że przywileje są na wyciągnięcie ręki, a jednak nie udawało im się po nie sięgnąć. W stołecznych centrach pojawiają się stopniowo ludzie z prowincji – biedni (stosunkowo), energiczni, gotowi na wszystko. Czym by nie zajmowali się, pracując w aparacie państwowym, zajęci są przede wszystkim sobą.

Po drugie, znaczna część wezwanych do pracy na rzecz państwa, wprost, lub pośrednio związana jest z rosyjskimi służbami specjalnymi. To nie oznacza, iż wszyscy oni są czekistami, regularnymi funkcjonariuszami. Jednak w tej, lub innej formie, służby odegrały znaczącą rolę w selekcji nowych kadr.

Po trzecie, nowe kadry charakteryzuje zasadniczo oblicze apolityczne. Ich świadomość polityczna, to tabula rasa, na niej można narysować dowolne hieroglify. Na razie, nie dorobili się wystarczającego majątku, by mogli pozwolić sobie na własne poglądy. W tego rodzaju mózgi można wgrać dowolny software. Najważniejsze, by nie przeszkadzał w robieniu kariery.

Po czwarte, w ich wypadku profesjonalizm to kwestia przypadku. Nie wykluczone, iż jakaś część nowych kadr posiadać będzie odpowiednie kwalifikacje. Z niektórych, z czasem, wyrosną utalentowani managerzy. Jednak główna masa nowych kadr nie wiele rozumie z tego, czym się obecnie zajmuje. Zresztą i wśród odchodzących świadomych tego, czym się zajmowali, było niewielu więcej.





Jeden z najbardziej wpływowych polityków rosyjskich, Wiaczesław Wołodin pełni funkcję
zastępcy szefa prezydenckiej administracji od grudnia 2011 roku. To jemu Wladimir Putin
powierzył zadanie rozprawienia się z demokratyczną opozycją. 



Zaciąg Wołodina

Trudno powiedzieć, do jakiego stopnia procesem rozstawiania nowych kadr kieruje osobiście zastępca szefa kremlowskiej administracji, Wiaczesław Wołodin, i czy istnieje podstawa dla tego, by nazywać nowe polityczne plemię „dziećmi Wołodina”. Jednak to on, bez wątpienia, z psychologicznego punktu widzenia jest im najbliższy. Nowa „postkomunistyczna szlachta” nie bardzo podobna jest do starej, dumnej kasty urzędników-bojarów. Ci ostatni nie kiwną palcem, by zostać właścicielem domu w pierwszej linii od brzegu Jeziora Genewskiego. Ci nowi gotowi są wypruć sobie żyły za trzypokojowe mieszkanie w jednej z sypialnych dzielnic Moskwy.

Wewnątrz feudalnego z natury rosyjskiego aparatu państwowego stopniowo kształtuje się nowa „regularna biurokracja”. W odróżnieniu od poprzedników, przypomina ona w o wiele większym stopniu radziecką nomenklaturę. Epoka „żeglowania indywidualnego” w rosyjskim aparacie zarządzania państwem odchodzi do przeszłości. Nadchodzi czas dla „wystąpień zbiorowych”. Ten aparat może mieć tylko jeden mózg i należy on do jego pracodawcy. Indywidualizm w zachowaniu urzędnika znika we mgle. Przez piętnaście lat, rosyjska maszyna państwowa żyła według zasad obowiązujących stado, teraz trzeba będzie respektować porządki regulujące życie mrowiska.


Mrówki o stwardniałych szczękach

Jak się wydaje zrelaksowane i aroganckie elity rodem z czasów Jelcyna, do nich należy przeważająca część otoczenia Władimira Putina, nie zauważyły nadciągającej burzy. Ich główny wróg i grabarz zainstalował  się nie na Placu Błotnym (popularne miejsce demonstracji demokratycznej opozycji – „mediawRosji”), a na Staroj Płoszczadi (siedziba administracji prezydenta – „mediawRosji”). Tutaj wykuwana jest zamiana  dla „putinowskich narkomów”. I kiedy w  końcu, miliony pozbawionych twarzy mrówek poczują, że ich szczęki stwardniały w wystarczającym stopniu, zjedzą one „putinowską gwardię”, równie bezlitośnie, jak niegdyś, w latach trzydziestych nomenklatura komunistyczna starła w pył „zmieszczaniałych” starych bolszewików.

Spółdzielnia „Jezioro” wielu wydaje się zbiornikiem bez dna, niczym syberyjski „Bajkał. Ale i „Jezioro” można wypić do dna. Mała jednak szansa, by choć jedna kropla dostała się, aktywistom walczącym z korupcją i samowolą władz. W Rosji jest wielu spragnionych. Choć nadzorca pozostanie ten sam. Tylko że siedzieć będzie teraz nie na brzegu „Jeziora”, a na krawędzi płatonowskiego „Wykopu”.









*Władimir Pastuchow (ur. 1963), wybitny rosyjski politolog, prawnik, visting fellow Uniwersytetu w Oxfordzie












Oryginał ukazał się na portalu polit.ru: 



Tłum.: Zygmunt Dzięciolowski





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 



piątek, 25 kwietnia 2014

Więzienie dla Aleksieja Nawalnego


Niecały rok temu, Kreml gotów był spierać się z Aleksiejem Nawalnym środkami politycznymi. Jednak w związku z wydarzeniami na Ukrainie atmosfera w Rosji zmieniła się zasadniczo. W sytuacji stanu nadzwyczajnego Kremlowi potrzebni są nie opozycyjni politycy, a wrogowie narodu. Od czasów radzieckich wiadomo, jak się z nimi rozprawić. Najłatwiej wysłać ich do więzienia.



Artykuł dla internetowego wydania colta.ru napisała trojka moskiewskich publicystow i działaczy obywatelskich: Olga Romanowa, Maksym Trudoliubow, Oleg Salmanow.






Niecały rok temu, Kreml gotów był walczyć z Aleksiejem Nawalnym środkami 
politycznymi. Teraz jednak ma zamiar wysłać go do więzienia. 


Wczoraj w Sądzie Zamoskworieckim dla miasta Moskwy rozpoczął się proces nad Aleksiejem Nawalnym i jego bratem Olegiem: obydwaj stoją pod zarzutem machinacji finansowych, przy ich pomocy, jak uważa oskarżyciel,  udało im się wyłudzić sumę 27 milionów rubli. Inny zarzut dotyczy legalizacji pieniędzy zdobytych na drodze przestępczej.  Historyczne znaczenie tego wydarzenia polega na tym, iż dotychczasowe próby podejmowane przez władze, by rozgrywkę z Nawalnym prowadzić środkami politycznymi, uznano za niewarte kontynuacji. Wygląda na to, iż Nawalny, polityk i działacz zaangażowany w walkę z korupcją powinienem być przygotowany, że zostanie skazany na karę więzienia, mimo, iż na ostatnich wyborach mera Moskwy udało mu się wśród jej mieszkańców zebrać dwa razy więcej głosów, niż którykolwiek z pozostałych kandydatów opozycyjnych. Co zmieniło się na przestrzeni minionych ośmiu miesięcy?

Co pozostało bez zmian?


Bez zmian pozostało instrumentarium, stare i wypróbowane. W ciągu minionych dziesięciu lat, w prasie wielokrotnie ukazywały się artykuły podobne do tych, jakie oczerniały braci Nawalnych. Publikowano je, by ułatwić wysłanie za kratki kogokolwiek, za cokolwiek. W podobny sposób osądzono Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewa, przedsiębiorcę Aleksieja Kozłowa (męża Olgi Romanowej, współautora artykułu - "mediawRosji"), wpływowego zastępcę mera Moskwy w czasach Jurija Łużkowa, Aleksandra Riabynina. Tylko ostatni ze skazanych, wice-mer Riabynin, były pracownik firmy „INTEKO” usłyszał w sądzie niewielki wyrok warunkowy. Artykuły 159 (machinacje) i 160 (wyłudzenie, lub narażenie na straty) Kodeksu Karnego Federacji Rosyjskiej, dodatkowo uzupełnione o zarzut legalizacji (art. 174 KK RF) są sformułowane nadzwyczaj mętnie. Oparta na nich praktyka sądowa cechuje się wyjątkową selektywnością.  W rezultacie specjaliści, zetknąwszy się z zarzutami sformułowanymi w oparciu o te artykuły, szukają przede wszystkim odpowiedzi na pytanie „Cui prodest?” (kto odniósł korzyść?).

Aleksieja i Olega Nawalnych będzie sądzić sędzina Sądu Zamoskworieckiego Jelena Korobczenko. To dla nas nic nowego. Działacze ruchu na rzecz praw obywatelskich dobrze znają sędziów Moskiewskiego Obwodu Centralnego.  Jelena Korobczenko nie jest wyjątkiem. „Sądziła mnie dwa razy – pisze o niej dziennikarz Siergiej Parchomienko. – postawiono mi dwa zarzuty, oba sformułowano w oparciu o zeznania dwóch różnych policjantów. Obydwaj zatrzymali mnie w tej samej chwili, w tym samym miejscu, ale jak się okazało na różnej podstawie. Na rozprawie przedstawiliśmy odpowiednie dokumenty, zeznania świadków, nagranie video – na sędzinie nie zrobiły one żadnego wrażenia. W rezultacie postawiła swój podpis pod dwoma sporządzonymi szablonowo postanowieniami, nie zwróciwszy uwagi,  iż jedno z nich zawierało zapis o karze dziesięć razy większej,  niż przewidziana przez prawo” (Siergieja Parchomienko skazano, obok wielu innych obywateli , za udział w akcji antywojennej w końcu lutego. Inny wyrok usłyszał za to, że przyszedł do Sądu Zamoskworieckiego w dniu ogłoszenia wyroku w sprawie więźniów Placu Błotnego). Jednak Parchomienko należy do szczególnej kategorii obywateli - jako członek Terytorialnej Komisji Wyborczej z prawem głosu znajduje się pod ochroną prawa. Tę kategorię obywateli można pociągnąć do odpowiedzialności karnej tylko za osobistym zezwoleniem Prokuratora Moskwy.

Także Aleksiej Nawalny zna dobrze sędzinę Korobczenko. Trafił do aresztu razem z Parchomienko. Aresztowanie Nawalnego zostało dokładnie sfilmowane, on sam, tak o tym pisze: „Obejrzeli video, przekonali się, że nie było żadnych okrzyków i w rezultacie napisali w postanowieniu sądu: „podnosił okrzyki i machał rękoma”. W sprawie „Yves Rochas”, także będzie mnie sądzić sędzina Korobczenko. To jej udało się zobaczyć na video moje okrzyki i skandowanie haseł. W tym sądzie niczego nie uda mi się dowieść.”

Właśnie dlatego Aleksiej Nawalny opublikował dokumenty z akt sprawy (tom pierwszy), jego zdaniem one właśnie dowodzą jego niewinności. Wśród nich jest i oświadczenie kierownictwa firmy „Yves Rochas”, stwierdza się w nim, że firma nie poniosła strat, nie utraciła też możliwego do osiągnięcia zysku. Z drugiej strony zawiera ono stwierdzenie, iż usługi oferowane przez „Gławpodpiskę” , firmę braci Nawalnych, były tańsze od  4% do 15 % niż u konkurencji. Aleksiej jest przekonany, iż wytoczenie sprawy sądowej na podstawie podobnego materiału jest skrajną głupotą.

Nawalny się myli. Brak strat, brak skargi ze strony ofiary, lub pozwu nie powstrzymuje rosyjskiego sądownictwa. Pod tym względem, nie dzieje się nic nowego. Taka właśnie była sprawa wytoczona prawniczce firmy Jukos, Swietlanie Bachminie. Oskarżono ją o wyłudzenie 18 miliardów rubli od firmy „Tomsknieft”, skazano ją na siedem lat pozbawienia wolności. Wybrano dla niej stosunkowo egzotyczny pakiet paragrafów,  artykuły 160 i 199 (przestępstwa podatkowe). Dlaczego zrezygnowano ze zwykłego w takich przypadkach zarzutu o legalizację nielegalnie zdobytych pieniędzy?

- „Tak to wymyślono” – odpowiada Bachmina, sama prawnik z zawodu. Jeszcze w okresie śledztwa, nie mówiąc już o rozprawie sądowej, przedstawiciele firmy „Tomsknieft’” całkowicie oficjalnie, powtarzając to wielokrotnie, oświadczali , iż nie ponieśli ani kopiejki strat. Na śledczych, na sądzie, ani na prokuratorze nie zrobiło to żadnego wrażenia. Za to w sprawie braci Nawalnych, tego rodzaju oświadczenie o stratach zostało wydane przez firmę „Yves Rochas”, odwołano je dopiero później.

Co się zmieniło?


„Zobaczcie jaka różnica! W sprawie Ministerstwa Obrony (od wielu miesięcy toczy się w Rosji śledztwo w sprawie korupcji w Ministerstwie Obrony – „mediawRosji”) straty są, winnych nie ma. „Yves Rochas” strat nie poniósł, ale oskarżeni są.” – żartują na Twitterze. Ale braciom Nawalnym nie jest do śmiechu. Śledczy uważają, iż ostatecznym beneficjentem w ich sprawie jest niewielka fabryczka produkujący koszyki, własność ich rodziców. Jeśli więc (a raczej nie jeśli, lecz kiedy?) sąd wyda wyrok skazujący, będzie to oznaczać niemal automatycznie podjęcie śledztwa w sprawie Ludmiły i Anatolija Nawalnych, rodziców obu braci.

Takich przypadków w bogatej historii współczesnego rosyjskiego sądownictwa i ochrony prawa jeszcze nie było. Po raz pierwszy, w oparciu o oczywiste motywy polityczne, zakładnikiem zostaje cała rodzina, włącznie z sędziwymi rodzicami.

Nowość tej sytuacji polega także na tym, iż druga rozprawa sądowa nad Aleksiejem Nawalnym rozpoczyna się w całkowicie zmienionej w Rosji atmosferze politycznej. Niecały rok temu, nacisk ze strony społeczeństwa mógł wywrzeć wpływ na decyzję Kremla postawionego przed dylematem,  posadzić, czy nie? Pierwsza rozprawa sądowa nad Nawalnym, w sprawie „Kirowlasu”, zakończyła się skazaniem warunkowym . Osiem miesięcy temu, Nawalny mógł jeszcze korzystać z instrumentów polityki publicznej. Choć kandydat obozu władzy miał do dyspozycji cały zasób dających automatyczną przewagę środków administracyjnych, zespołowi Nawalnego, w ciągu niecałych trzech miesięcy, udało się zdobyć poparcie niewiele niższe od niezbędnego do przeprowadzenia II tury glosowania. W zeszłym roku, Kreml gotów był uczestniczyć w polemikach z przeciwnikami politycznymi. Obecnie jednak podjęto próbę wysłania Nawalnego za kratki. Niedawny eksperyment, prawdopodobnie, uznano za zbyt niebezpieczny.

Całkowicie zmieniła się sytuacja. Podstawowa różnica między wczoraj i dziś wynika z pojawienia się nowych podziałów między ludźmi. W wyniku uaktywnienia się Moskwy w polityce zagranicznej, a także w reakcji na nie ze strony innych państw, podziały te uległy zaostrzeniu. Te głębokie podziały w nowym kształcie stanowią ważną część polityki Kremla. Rodzi się pytanie, co łączy wydarzenia globalne takie, jak destabilizacja wokół Rosji z takimi wydarzeniami lokalnymi, jak prześladowanie opozycjonistów?

Ten związek jest prosty. Wczoraj, zrobienie z Nawalnego wroga narodu było trudne, dziś jest o wiele łatwiejsze. Władze rosyjskie przypomniały sobie technologię świetnie znaną z czasów radzieckich: surowo i bezlitośnie prześladować ludzi niewinnych. Korzysta się przy tym z metod wulgarnej propagandy, organizuje szczucie mniejszości, fabrykuje śmieszne zarzuty i lipne procesy sądowe. Rosja pogrąża się dziś w ulubionej przez kagebeszników wszystkich czasów sztucznie tworzonej sytuacji nadzwyczajnej. W niej oskarżenia przestaną być już śmieszne i proces nie będzie wyglądać już tak bezsensownie.  Sytuacja stanu nadzwyczajnego potrzebna jest po to, by takie drobiazgi jak praworządność  przestały niepokoić.

Z drugiej strony stracą znaczenie pytania o samego Nawalnego. Czy może jest trochę nacjonalistą, czy bardziej pasuje do niego określenie populista? Czy na demonstracji 6 maja 2012 roku nie powinien był usiąść na chodniku? Dla polityki rosyjskiej nadeszły nowe czasy. Nawalny jest pierwszym politykiem nowych czasów, gotowym moralnie do tego, by za swe poglądy zapłacić więzieniem.  

Oryginał artykułu można znaleźć na stronie colta.ru:
http://www.colta.ru/articles/specials/3008





*Olga Romanowa (ur.1966), dziennikarka, działaczka ruchu obywatelskiego, założycielka organizacji „Rosja za kratami”. Jesienią zamierza uczestniczyć jako kandydatka opozycji w wyborach do Rady Moskwy.





*Maks Trudoliubow (ur.1970), dziennikarz, redaktor działu „Komentarze” gazet "Wiedomosti". Stypendysta Uniwersytetu Harvarda.







*Oleg Salmanow (ur.1974), dziennikarz gazety „Wiedomosti”









Obserwuj i polub nas na Facebooku:  https://www.facebook.com/mediawrosji






środa, 29 maja 2013

Po przeciwnej stronie wzgórza....

O niezależnych mediach, rządach Władimira Putina i osobliwościach rosyjskiej polityki rozmawiają Aleksiej Lewinson, Michaił Sokołow i Zygmunt Dzięciołowski


Dziwne świszczące dźwięki

ZDZ:

Obecne czasy nie sprzyjają w Rosji środkom masowej informacji. Oficjalnie cenzury nie ma, ale przecież wiemy dobrze do jakiego stopnia Kreml kontroluje największe stacje telewizyjne. Niezależne media natrafiają na coraz większe trudności, dziennikarze, redaktorzy, wydawcy, właściciele mediów doskonale rozumieją do jakiego stopnia są bezbronne wobec władz. W czasach komunistycznych, w walce z monopolem medialnym władz pomagały przede wszystkim radiostacje finansowane przez obce rządy. Choć w Związku Radzieckim zagłuszano je na masową skalę, obywatele nie szczędzili wysiłków, by słuchać serwisów informacyjnych, czy audycji publicystycznych nadawanych przez Radio Svoboda, BBC, czy Głos Ameryki. Dziś sytuacja jest bardziej złożona, także w Rosji coraz powszechniejszy jest dostęp do Internetu. Zanim jednak zastanowimy się, czy współczesnej Rosji potrzebne są media finansowane z zagranicy, opowiedzcie proszę, w jakich okolicznościach zetknęliście się z ich programem po raz pierwszy.

Lewinson:

Ja w w połowie lat pięćdziesiątych, miałem wówczas chyba 7 lat. Mieszkaliśmy wtedy z rodzicami na daczy, w Moskwie zagraniczne radiostacje zagłuszano skutecznie, ale w regionie moskiewskim, na wsi, odbiór ich audycji był łatwiejszy. Zagranicznych radiostacji słuchali nie tylko moi rodzice, pamiętam wieczorami, kiedy biegaliśmy z kolegami po osiedlu, z różnych domów dochodziły dziwne, świszczące i bulgoczące dźwięki. Ktoś mi wyjaśnił, to radio, ludzie starają się słuchać zakazanych radiostacji.

Sokołow:

Dobrze pamiętam, kiedy zacząłem słuchać Głosu Ameryki i Swobody, to było w 1973 roku, podczas wojny izraelsko-arabskiej. Chyba na jakiś czas głuszenie wówczas ograniczono. Przede wszystkim zależało mi wówczas na tym, by uzyskać dostęp do informacji, nie tylko z radzieckiej strony. Swobodę zacząłem aktywnie słuchać w 1980, podczas moskiewskiej Olimpiady, wtedy też zagłuszanie na krotko ograniczono.

ZDZ:

W tej sprawie większość historyków, znawców tamtego okresu pozostaje jednomyślna, radiostacje zagraniczne nadające wolne od cenzury audycje przeznaczone dla słuchaczy w Związku Radzieckim odegrały ogromna rolę w procesie, który doprowadził do rozpadu ZSRR. Może jednak przeceniamy ich rolę? Bez względu na istnienie Swobody, czy Głosu Ameryki, tak czy inaczej, w którymś momencie przyszedłby do władzy ktoś w rodzaju Gorbaczowa i zainicjował reformy…..

Lewinson:

Nie, to nie tak. Takie zjawisko jak Gorbaczow miało wiele źródeł. Gorbaczowa ukształtowała nie tylko kultura aparatu partyjnego. Z jakiegoś powodu, on sam różnił się bardzo od pozostałych działaczy komunistycznych tamtych czasów. . Gorbaczowa w znacznym stopniu zainspirowały powszechne wśród moskiewskiej inteligencji wartości i poglądy. W ich formowaniu rola zagranicznych radiostacji była ogromna. Tak więc pośrednio to pod ich wpływem Gorbaczow później podejmował decyzje zmieniające świat.

ZDZ

W pewnym momencie, zakazane radiostacje, nadające do tej pory z zagranicy, zaczęły otwierać swoje biura, czy przedstawicielstwa w dawnych krajach komunistycznych. Niezależni obserwatorzy od razu zwrócili uwagę na pewien paradoks, być może brak politycznych i cenzuralnych ograniczeń do otwierania nowych biur w tych właśnie krajach oznaczał, że finansowane  z zagranicy radiostacje przestały być potrzebne. Obecny wśród nas Michail Sokołow brał aktywny udział w organizacji moskiewskiego biura Radio Swoboda. To ciekawe, przecież dostrzegaliście głębokość zmian, a jednak ze wszystkich sił walczyliście o to, by powstało moskiewskie biuro Swobody….

Sokołow:

Sytuacja w tamtych czasach była skrajnie niestabilna. Nikt nie potrafił przewidzieć, co wydarzy się następnego dnia. Nikt nie prognozował wydarzeń z sierpnia 1991 roku i procesów przez nie uruchomionych. To co się wówczas wydarzyło, było oczywistym historycznym przypadkiem. Równie przypadkowa były podpis i zgoda Borysa Jelcyna na tworzenie moskiewskiego biura Swobody. Działaliśmy wówczas w trybie nadzwyczajnym, obawialiśmy się, że lada moment możemy zostać zamknięci. Potem nastąpił moment, kiedy Amerykanie na serio zadali sobie pytanie, czy tego rodzaju radio jest w ogóle potrzebne, im się wydawało, że także w Rosji demokracja odniosła zwycięstwo. Ale szybko przekonali się, że to nie tak. Przypomnijmy sobie lata 1991-1992, konfrontację walczących ze sobą sił, potem w październiku 1993 rozpędzono Radę Najwyższą, w 1994 wybuchła pierwsza wojna w Czeczenii, działania wojenne prowadzono przez cały 1995 rok, potem w 1996 byliśmy świadkami konfrontacji wyborczej Zjuganow-Jelcyn. W 1998 roku Rosja zbankrutowała, w 1999 roku znów wybuchła wojna w Czeczenii, władzę objął Putin, i tak dalej… Sama Rosja, jej władze uniemożliwiały likwidację radio Swoboda. Przez te wszystkie lata nie trudno było o argumenty uzasadniające jego istnienie, wszyscy widzieli do jakiego stopnia rzeczywistość w Rosji odróżnia się od tego,  jak na Zachodzie ludzie wyobrażają sobie demokrację, sposób jej funkcjonowania.

ZDZ:

Teraz jednak sytuacja uległa kardynalnej zmianie. Także w Rosji upowszechnił się Internet, pojawiły się nowe kanały informacji, zapotrzebowanie na radio znacząco spadło…

Internet zamiast radia?

Lewinson:

Popełniamy oczywisty błąd, kiedy wyobrażamy sobie, że Internet jest w stanie zamienić w pełni dotychczasowe media. Nasze badania pokazują, iż istnieje inne zjawisko, Internet stal się swego rodzaju nadbudową nad pozostałymi mediami. Internet nie unieważnia działania ani mediów prorządowych, ani opozycyjnych, między nimi kształtuje się specyficzna siatka współzależności. Część publiczności w poszukiwania informacji w dalszym ciągu sięga do telewizji i prasy, Internet pozostaje dla nich źródłem informacji uzupełniających. Część młodzieży przeniosła się do Internetu całkowicie, oprócz niego niczego nie widzi i nie słyszy, doskonale daje sobie radę bez telewizji, jednak jej liczebność nie jest zbyt wielka. Spora część internautów, wciąż nie może obejść się bez telewizora.

Sokołow:

Młodzież przeniosła się do sieci społecznościowych, tam kontaktuje się między sobą. Sporej części młodych ludzi aktualne wiadomości, polityka nie są wcale potrzebne.

Lewinson:

Mamy przykład radiostacji, której popularności w najmniejszym stopniu nie ucierpiała na skutek upowszechnienia Internetu, to Echo Moskwy.

Sokołow:

Popularność Echa tylko wzrosła od kiedy uruchomiono własna platformę internetową. Synergia strony internetowej z emisją programu radiowego pozwoliła stworzyć silną platformę multimedialną.

Lewinson:

No właśnie. Z punktu widzenia socjologii komunikacji pomysł poprzedniego kierownictwa Swobody, by zrezygnować z nadawania na falach radiowych i całkowicie przenieść się do Internetu wydaje się co najmniej sporny. To taki pomysł, byśmy zamiast chleba wypijali dwa razy więcej wody. W tym wypadku trudno mówić o równoprawnej zamianie jednego na drugie. Zróbmy takie założenie, pewna część starego audytorium nie będzie miała problemów technicznych w związku z zamianą radia na Internet. Ale tez znacząca grupa dawnych słuchaczy nie potrafi swobodnie poruszać się w internetowej przestrzeni. Całkowita rezygnacja Swobody s fal radiowych oznacza dla nich całkowitą utratę radia.

ZDZ:

Krytycy radia podkreślają, iż słuchają go przede wszystkim słuchacze zaawansowani wiekiem…..

Lewinson:

Tylko, że to właśnie pokolenie przywiązane jest najbardziej do tradycji demokratycznej, gotowe jest tez do obrony demokratycznych wartości. Bieda w tym, że w tej grupie wiekowej całkowita przeprowadzka z radia do Internetu nie może odbyć się bezproblemowo.

Sokołow:

Co tu dużo mówić, połowa ludności w Rosji nie korzysta z Internetu. Wielu spośród tych, którzy mają do niego dostęp nie szukają w nim informacji politycznych, czy społecznych, Internet to rozrywka, konsumpcja, potwierdziła to masa różnych badań.

ZDZ:

Wyobraźmy sobie, że dostaliście obydwaj zaproszenie od Kongresu USA, na posiedzenie jednej z podkomisji w sprawie budżetu na rok przyszły. Wasze zadanie polega na hymny, iż powinniście przekonać Amerykanów, by znów przeznaczyli znaczną sumę pieniędzy na radio emitujące audycje do Rosji. Jednak wielu obywateli USA zadaje sobie pytanie, czy opłacanie z budżetu państwowego Radio Swoboda ma jakikolwiek sens.

Lewinson:

Sens będzie ten sam, co pięć, dziesięć, trzydzieści lat temu…..

ZDZ:

Podatnik amerykański powinien dzielić się pieniędzmi w oparciu o ogólnie demokratyczne motywy, dlatego, że wolność jest zawsze lepsza od braku wolności, czy też z bardziej pragmatycznych powodów, dlatego, iż istnienie radia Swoboda ułatwi amerykańskim politykom prowadzenie np. polityki zagranicznej….?

Lewinson:


Jeśli przyjrzymy się amerykańskim podatnikom, to jeśli się nie mylę, w ich przeświadczeniu dobro winno triumfować nad złem, tak ich wychowano. To oznacza, iż Stany Zjednoczone mają prawo i obowiązek troszczyć się, by i na całym świecie obowiązywały określone proporcje dobra i zła. Stąd wsparcie dla demokracji w walce z jej przeciwnikami. Mam wrażenie, że iż dla podatnika amerykańskiego nie jest tajemnicą, iż w dzisiejszej Rosji, jeśli użyć amerykańskiej terminologii, siły dobra przegrywają z siłami zła, iż sytuacja w oczywisty sposób ewoluuje w kierunku sprzecznym z oczekiwaniami Ameryki. Dlatego warto, by i w Kongresie USA rozumiano, iż rosyjscy dziennikarze deklarujący wartości demokratyczne, te same jakimi kierowali się amerykańscy Ojcowie założycieli, czy obecny demokratycznie wybrany Kongres zasługują na i potrzebują wsparcia. 

Zasłona dymna...

ZDZ:

Kremlowski propagandysta odpowie na to, iż to całe gadanie o dobrze i źle, o demokratycznych wartościach to zasłona dymna, która wielkiemu supermocarstwu ułatwia realizację własnych interesów geostrategicznych.

Sokołow:

Tylko niby dlaczego w Kongresie USA mieliby traktować poważnie opinie nieznanej nikomu Marii Aleksiejewny suto opłacanej przez Władimira Putina. Dla mnie taka argumentacja też nie ma najmniejszego znaczenia, mimo iż jestem obywatelem Rosji. W naszych warunkach, nawet jeśli finansowo wesprze mnie Iwan Iwanowicz Iwanow, miejscowy hurtownik na rynku ryb i śledzi, Putin bez mrugnięcia okiem oskarży mnie, iż jestem agentem zagranicznych imperialistów i wrogiem stabilności Rosji. Taka reakcja Putina jest odpowiedzią na moje postulaty, a. chciałbym żeby władza w Rosji przestala kraść, b. żeby prezydent umożliwił przeprowadzenie w kraju wolnych nie sfałszowanych wyborów, c. żeby obecnego prezydenta osądzono i odprawiono za kratki pociągając do odpowiedzialności za wszystkie popełnione przez niego przestępstwa.

Lewinson:

Problem polega na tym, że Kreml ma własną koncepcję czym jest naród i społeczeństwo. Wiele z tego, co robi władza adresowane jest do narodu, tak jak go sobie wyobrażają na Kremlu. Tam zaś króluje przeświadczenie, iż naród-społeczeństwo podziela pogląd, iż „ten kto płaci, zamawia muzykę”. Otrzymując pieniądze od jakiegoś sponsora człowiek zostaje jego agentem. Jednak nie da się powiedzieć, iż jest to pogląd całego społeczeństwa. Dla jakiejś jego części, tak, podobne przekonanie jest uzasadnione. Ale w społeczeństwie można też spotkać poglądy odmienne. Jednak dla władzy tylko ta pierwsza interpretacja jest ważna, w oczach Kremla ma charakter uniwersalny. Władza nie docenia do jakiego stopnia społeczeństwo jest zainteresowane ”odmiennym punktem widzenia”. Znaczny odsetek Rosjan chciałby wiedzieć, co myślą inni na ich temat, jak oceniają bieg wydarzeń w ich kraju, nawet wówczas, gdy ten odmienny punkt widzenia będzie dla nich niemożliwy do zaakceptowania.

Sokołow:

Tego rodzaju informacja, kiedy przychodzi „stamtąd”, a nie „stąd”  wywołuje często żywszą reakcję. Ludzie nie chcą się konfrontować z tym, co myślą tutaj, czy to będzie Nawalny, Niemcow, czy Kasparow. Ich interesuje, co myślą w „waszyngtońskim komitecie partii.” Tak nas uczono zawsze. Więc jeśli ów mityczny waszyngtoński komitet wypowiada się na jakiś temat, być może nie jest nam przyjemnie, zawsze jednak będziemy tym zainteresowani i uznamy to za istotne.

ZDZ:

Zapewne Rosja dla Waszyngtonu, tak czy inaczej, nie jest problemem numer 1….

Mocarstwo drugiej kategorii

Sokołow:

W porządku, jeśli ten Waszyngton, o którym teraz rozmawiamy ma w nosie los rosyjskiej demokracji, to jednak trudno mu będzie całkowicie zamknąć oczy na to, co się w niej dzieje obecnie. Rosja jest mocarstwem drugiej kategorii, jednak dysponuje rakietami jądrowymi, jest też poważnym światowym dostawcą nafty i gazu. Być z punktu widzenia Zachodu wystarczyłoby, gdyby to mocarstwo jeszcze bardziej było zorientowane na swe własne sprawy, siedziało cicho i nie wystawiało nosa. Jednak problem polega na tym, iż na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat to właśnie Rosja blokowała wysiłki powstrzymujące budowę arsenału atomowego w Iranie i Korei Północnej. W tej sytuacji zapytajmy amerykańskich podatników, czy  kwestia broni atomowej w tych krajach pozostanie im obojętna. Spójrzmy na Kubę i Wenezuelę z ich antyamerykańskimi reżimami….  Ktoś także je wspiera na arenie międzynarodowej…. Ten sam kraj dostarcza broń reżimowi Asada…. A jak trudno dogadać się z Rosją w kwestii tranzytu do Afganistanu, bez przerwy Kreml stawia nowe warunki…. Tak więc nie da się tak po prostu zamknąć oczu na to, co dzisiejsza Rosja wyprawia na arenie międzynarodowej….

Nawet jeśli ich obywatelom i rządowi jest całkowicie obojętne, że w Rosji opozycyjni dziennikarze ryzykują życiem, i że obecna władza całkowicie lekceważy wartości demokratyczne, z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, nie byłoby źle, gdyby rosyjska władza zdolna była do konstruktywnego dialogu, przyjęła proeuropejski kurs, gotowa była zaproponować w jakieś formie liberalną alternatywę.

Rosji potrzebne są zmiany w polityce zagranicznej i ludzie, którzy to rozumieją. Zmiany nie w interesach USA, a w interesach samej Rosji. To jej przede wszystkim powinno zależeć na tym, by sąsiadujących z nią krajach nie było broni atomowej, by wywożonych z Rosji pieniędzy nie wydawano na zakup najdroższych zagranicznych nieruchomości, a inwestowano w kraju z pożytkiem dla jego gospodarki. Demokracja, koślawa i niedoskonała z czasów Jelcyna nie szkodziła Stanom Zjednoczonym na arenie międzynarodowej w takim stopniu, w jakim pozwala na tobie sobie na poły dyktatorski, autorytarny reżim Putina.

To wygląda tak, jeśli przy pomocy takich instrumentów jak wspieranie niezależnych mediów, finansowanie programu radiowego nadawanego do Rosji, jakichkolwiek, uda się wesprzeć, to co w rosyjskiej opinii publicznej racjonalne, zdrowo myślące, to tym samym ograniczone zostaną możliwości obecnego reżimu, by destabilizować sytuację na świecie.

Lewinson:

Polityka zagraniczna Rosji wynika przede wszystkim z sytuacji wewnętrznej. Rosyjskie poparcie dla prezydenta Syrii Asada, orientacja Rosji w kluczowych regionach  zależy przede wszystkim od konfiguracji politycznej wewnątrz niej samej. Rosja potrzebuje demokratyzacji, by w polityce zagranicznej zaprzestać przyjaźni i aliansów z takimi politykami jak Asad, czy Chavez.

ZDZ:

W gruncie rzeczy nasza dyskusja o potrzebie zagranicznego wsparcia dla niezależnych rosyjskich mediów, to rozmowa o tym jak pomóc rosyjskiej demokracji.

Sokołow:

Oczywiście. Często jestem pytany o to, po co Rosji jeszcze jedna, dwie radiostacje, czy pisma finansowane z zagranicy, jeśli wciąż niektórym niezależnym rosyjskim mediom udaje się wiązać koniec z końcem. Odpowiedź jest prosta. Wystarczy przyjrzeć się bliżej tej przestrzeni jaką zajmują w Rosji niezależne media, a raczej procesowi jej kurczenia. Zmniejsza się liczba niezależnych wydań, ograniczany jest stopień niezależności, tych które istnieją… Co chwila dowiadujemy się o kolejnej czystce w nowej redakcji. Pracę tracą redaktorzy podejrzani o demokratyczne, pro zachodnie sympatie. Bardzo dobrze to zjawisko ilustruje sytuacja w koncernie prasowym „Komersant”, na jego przykładzie widać dobrze, jakimi metodami próbuje się zmienić orientację publikowanych tam gazet i magazynów.
Część niezależnych mediów spychana jest na margines. Do ich właścicieli przychodzą ludzie ze służb specjalnych, dobierają się do prowadzonych przez nich firm z innych dziedzin. Najlepszym przykładem jest Nowa Gazeta. Od jakiegoś czasu ledwo zipie, jej właściciel Aleksander Lebiediew jest na granicy bankructwa. Takich projektów nie da się w Rosji sfinansować przy pomocy modnego dziś crowdfundingu. Na około widać, jak rośnie lęk. Więzienie dla działaczy opozycyjnych, czy ustawa o zagranicznych agentach to nie żarty. Na rynku pozostają obecne media pseudoniezależne, w nich jest pełno ludzi Putina, agentów służb specjalnych, ich właściciele instrukcje otrzymują z Kremla. Tam też regularnie odbywają się zebrania z udziałem redaktorów naczelnych, niby połowa z nich jest formalnie niezależna, ale im także dyktuje się, kogo do udziału w programie zaprosić, a kogo nie. Wolność słowa w Rosji jest czystą dekoracją.

ZDZ:

Rzeczywiście ten obraz niezależnych mediów jest aż tak czarny?

Sokołow:

Radiostacje? Praktycznie wszystkie stosują się do kremlowskich instrukcji. Telewizja „Dozhd’”? Ta stacja formalnie jest niezależna, ale i ona pewnych rzeczy nigdy nie zaryzykuje. Tak naprawdę jedyne w pełni niezależne wydanie we współczesnej Rosji to „Nowaja Gazieta” redagowana przez Dmitrija Muratowa.

ZDZ:

A jednak, co dziwne na Zachodzie ludziom, politykom coraz mniej chce się angażować w poparcie dla społeczeństwa obywatelskiego w Rosji….

Lewinson:

Zachód jest rozczarowany. Projekt demokratycznej Rosji zawalił się. Rosja, wbrew oczekiwaniom nie znalazła dla siebie miejsca we wspólnym europejskim domu. Prawdopodobieństwo powrotu na europejską orbitę jest dziś równe zeru. Rosja pokazała swe ponure oblicze, właśnie dobija się w niej opozycję.

Sokołow:

Nie do końca zgodziłbym się z Aleksiejem. Dobre sobie, zawalił się. Przypomnijmy sobie w jakim kraju żyliśmy 25 lat temu. Związek Radziecki grał rolę supermocarstwa, angażował się w wojny we wszystkich zakątkach świata. To było coś o wiele groźniejszego, niż dzisiejsza polityka konfrontacji z Zachodem. Stary system na szczęście legł w gruzach, na terytorium ZSRR powstał szereg nowych państw. Niestety, z wyjątkiem republik bałtyckich żadne z nich nie zbudowało prawdziwej demokracji. Jeśli stwierdzimy, że projekt demokracji dla Rosji, Ukrainy, czy Białorusi nie udał się,  to może lepiej powiedzieć, że takiego projektu w rzeczywistości nigdy nie było. W latach 90-ych, także Zachód nie potrafił zaproponować żadnej rozumnej, konsekwentnej polityki w stosunku do dawnych republik ZSRR. Potrafiono jedynie entuzjazmować się wielkim zwycięstwem odniesionym w zimnej wojnie.
Historia nie oszukuje, w dzisiejszej Rosji powtarza się znany od lat cykl rewolucja-restauracja, sam się dziwię, dlaczego nie potrafiliśmy tego przewidzieć. Ale przecież potrafimy odpowiedzieć na pytanie co mogą restaurować ludzie wychowani w radzieckim KGB, albo w Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, tacy jak 
Władimir Putin i jego sojusznicy….

Pogląd, że z budżetu państwa wolno kraść wyłącznie pod kontrolą państwa, albo, że kompromitujące materiały świetnie nadają się do zarządzania państwem, dojrzał na radzieckiej glebie. O jakiej możemy mówić restauracji, jeśli restauratorzy są radzieccy….?

Projekt budowy demokracji...

Lewinson:

A jednak mam wrażenie, że na początku, zaraz po rozpadzie ZSRR można było mówić o demokratycznym projekcie. On istniał choćby w głowach, w przemówieniach polityków, dopiero dziś utracił znaczenie. Najważniejsze pytanie dotyczy dziś obecnej kondycji Rosji. Z czym mamy do czynienia? Czy ugrzęźliśmy w błocie na długo? Czy też żyjemy w okresie przejściowym, którego długość trudno przewidzieć. W jednym i drugim wypadku roli niezależnych mediów nie da się przecenić. Tylko one pomogą nam zachować, obronić demokratyczne wartości, instytuty. Choćby w świadomości niewielkiej ilości obywateli, by mogli donieść je do lepszych czasów.

Sokołow:

Niekiedy warto pokusić się o jakieś porównania, analogie…  Czy lepszy  był putinizm w początkowym stadium, wtedy jeszcze istniała telewizje NTV i TV 6, radiostację Svoboda retransmitowały dziesiątki lokalnych stacji w całej Rosji? Czy może lepszy jest ten obecny, wśród jego zwolenników można dziś spotkać energicznych młodych ludzi w riasach, reprezentujących prawosławny fundamentalizm. Być może właśnie widzimy jak realizuje się wizja braci Strugackich, którzy zapowiadali, iż miejsce „szarych zajmą czarni”. Mam nadzieję, że się zgodzicie, szarość jest w końcu lepsza od czerni. Łatwiej żyć z władzą autorytarną, lecz świecką, niż pod panowaniem religijnych fanatyków. Mam nadzieję, że i wy dostrzegacie tę rosnącą w siłę falę ogólnej klerykalizacji, odwoływanie się do prawosławnego fundamentalizmu w celach politycznych.

Lewinson:

Może pora powrócić do pytania o realne interesy amerykańskich podatników. Państwo z szarą władzą jest mniej groźne na arenie międzynarodowej, niż państwo opanowane przez czarnych. Im większy wpływ na Rosję zdobywają fundamentaliści, tym bardziej spychają państwo w ślepy zaułek, w ekonomii, w polityce, w kulturze. Bieda polega na tym, że często jedynym instrumentem umożliwiającym wyjście ze ślepego zaułka pozostaje dla polityków wojna.

Sokołow:

Wojnę już widzieliśmy, w Gruzji, w 2008 roku.

Lewinson:

To była wojna na próbę, trochę farbowana…  Ja mam na myśli prawdziwą… Wojna stanie się realnym niebezpieczeństwem, jak tylko znajdziemy się w tym ślepym zaułku o jakim teraz rozmawiamy.

Sokołow:

Idea odrodzenia imperium nigdy nie umarła…..

ZDZ:

Ale fundamentalizm jest niebezpieczny wszędzie, nie tylko w Rosji. Bardziej pewnie na Węgrzech, w Ameryce…

Lewinson:

Ta fundamentalistyczna tendencja obecna jest w niewielkiej części rosyjskiego społeczeństwa. Dla większości tego rodzaju hasła nie mają znaczenia. Niedawno prowadziliśmy wojnę w Czeczenii, jednak większość kraju jej nie odczuwała, nie żyła nią. Tak samo było podczas wojny w Finlandii. Polityczne gry w Rosji dotyczą jednej dwudziestej kraju, ten procent jest aktualny w odniesieniu do geografii, demografii, zasobów intelektualnych.

Sokołow:

Wielkie miasta i elity..

Lewinson:

Weźmy historię z paleniem, na zachodzie toczy się obecnie z tytoniem prawdziwą wojnę, różnymi sposobami toczona jest walka o zmniejszenie liczby palących. Taki jest w tej dziedzinie obecny trend. W Rosji sytuacja wygląda odwrotnie, liczba palących wciąż rośnie. Trend w tej dziedzinie jest odwrotny. Jesteśmy wciąż po drugiej stronie wzgórza. Wciąż pełzniemy w kierunku wierzchołku, podczas gdy inni po przeciwnej stronie schodzą już w dół.

ZDZ:

Jak to rozumiem to metafora, która opisuje nie tylko sytuację z paleniem…..

Lewinson:

To przede wszystkim statystyka. My nie zaczynamy palić specjalnie na złość Zachodowi, po prostu znajdujemy się w innej fazie rozwoju. I rzeczywiście tu jest analogia z kwestią fundamentalizmu, nasz i amerykański, to fundamentalizmy z różnych stron wielkiego wzgórza.

Sokołow:

Zapewne warto by jeszcze porozmawiać o różnicach naszych historycznych doświadczeń, Rosja pod wieloma względami wciąż jest zapóźniona, w najlepszym wypadku znajdujemy się na tym poziomie rozwoju, jaki na świecie osiągnięto w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych. Co nam przypomina reżim Putina? Dobrze pamiętam, jak w czasach radzieckich oficjalne media demaskowały reżimy południowoamerykańskiej soldateski, albo rządy czarnych półkowników w Grecji. Pod tym względem nasze zapóźnienie trudno zignorować. I dlatego nasz fundamentalizm jest inny. Wiele problemów dawno rozwiązanych na Zachodzie u nas wciąż zachowuje aktualność.

ZDZ:

Wydawało mi się, nasza dyskusja będzie o wiele łatwiejsza. Mieliśmy poszukać odpowiedzi na pytanie, czy Rosji potrzebne są media finansowane z zagranicy. Szybko jednak okazało się, że trudno nam będzie dojść do jakichś wniosków, bez poruszenia wielu innych kwestii często mających charakter globalny. Warto było porozmawiać z Wami, żeby przekonać się na ile trudniej będzie Rosji odpowiedzieć samej sobie na szereg istotnych pytań, bez całkowicie niezależnych mediów. Czy uda się je uratować i w jakiej skali? Paradoksalnie zależy to dziś także od amerykańskiego podatnika, czy wielkich międzynarodowych fundacji. Byłoby dobrze, gdy i oni to rozumieli. 


Aleksiej Lewinson, socjolog, publicysta. Kierownik Pracowni Badań Spolecznych w niezależnym ośrodku badania opinii publicznej Centrum Lewady. Autor felietonów publikowanych w gazecie "Vedomosti" i piśmie "Nieprikosnowiennyj Zapas"

Michaił Sokołow. Dziennikarz, komentator polityczny moskiewskiej redakcji Radio Swoboda. Współorganizator moskiewskiego biura tej radiostacji.