Pokazywanie postów oznaczonych etykietą napięcie wschodzie Ukrainy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą napięcie wschodzie Ukrainy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Donieck: na chwilę przed wielką wojną


Spokój jaki zapanował na ulicach Doniecka podczas krótkiego zawieszenia broni jest jedynie pozorny. Walki na wschodzie Ukrainy mogą lada chwilę wybuchnąć ze zdwojoną siłą – ostrzega jeden z najbardziej doświadczonych korespondentów wojennych Radio Swoboda Andriej Babicki. Ukrainie grozi wojna na większą skalę, niż w wypadku wszystkich dotychczasowych konfliktów z użyciem broni na obszarze byłego ZSRR.


Autor: Andriej Babicki (Donieck) 




Dobiega końca krwawe zawieszenie broni na wschodzie Ukrainy. Podczas jego
trwania śmierć ponioslo ponad 20 ludzi. 


Donieck żyje, czekając na wojnę. Mało kto ma wątpliwości, iż zawieszenie broni ma charakter czasowy i że zakończy się ono wcześniej, czy później, gdy władze w Kijowie podejmą kolejną próbę złamania przy użyciu siły oporu zbuntowanych terytoriów.

Cisza przed burzą?


Od trzech-czterech dni na ulicach Doniecka nie widać uzbrojonych ludzi, choć jeszcze tydzień temu, budzili przerażenie mieszkańców miasta swoim zachowaniem i wyglądem. Wygląda na to, iż do władz Donieckiej Republiki Ludowej dotarło, iż nadszedł czas by powstrzymać maruderstwo irytujące i budzące lęk ludności. Ochotników DRL można obecnie zobaczyć jedynie na punktach kontrolnych, blokadach oraz u wejścia do budynków zajmowanych przez władze republiki. Równocześnie w zdobywanych jednostkach wojskowych rozmieszczane są różne miejscowe formacje zbrojne. Mniej mówi się o napadach z bronią w ręku i rabunkach. Jak się wydaje, pod tym względem, dokonano pewnego postępu. Okazał się on możliwy dzięki wspólnemu patrolowaniu ulic  - milicjanci pełnią dyżury wspólnie z przedstawicielami miejscowych organizacji patriotycznych. Ci ostatni w niewielkim stopniu różnią się od bojowników formacji separatystycznych.

Zawieszenie broni przestrzegane jest tylko częściowo. Obie strony oskarżają się nawzajem o jego naruszanie. Przedstawiciele kierownictwa DRL i ŁRL regularnie wypowiadają się, oskarżając stronę ukraińską o przerzucanie na ich terytorium nowych jednostek armii ukraińskiej, a także o wielokrotnie podejmowane próby wzięcia pod kontrolę granicy państwowej między Ukrainą i Rosją. Przez cały czas obowiązywania zawieszenia broi prowadzony był ostrzał artyleryjski Słowiańska. W sobotę pociski spadły na miejscowy rynek położony na peryferiach, a także trafiły w jeden z domów mieszkalnych. Wstępne dane mówią o trzech poległych, dwóch kobietach i jednym mężczyźnie.

Separatyści także kontynuują ostrzał pozycji przeciwnika. Ze Słowińska strzelano dziś w kierunku ukraińskich oddziałów stacjonujących w mieście Karaczun. W Kramatorsku separatyści ostrzelali lotnisko.

Korzystając z zawieszenia broni, obu stronom udało się w znacznym stopniu umocnić zajmowane przez siebie pozycje.

Jak oświadczyła służba prasowa Donieckiej Republiki Ludowej, podczas weekendu, jej oddziały zdobyły kolejną jednostkę wojskową. Był to spory sukces separatystów. Wzięto pod kontrolę garnizon wojsk rakietowych, pułk rakietowo-artyleryjski PWO Nr A-1402. Jest on wyposażony w wyjątkowo skuteczne systemy obrony przeciwlotniczej o dalekim zasięgu, zdolne do identyfikacji i zniszczenia obiektów latających.

Można z pewnością stwierdzić, iż korzystając z zawieszenia broni, obu stronom udało się w znacznym stopniu umocnić zajmowane przez siebie pozycje. Jeśli operacje bojowe zostaną wznowione, to tak armia ukraińska, jak i separatyści będą je prowadzić, dysponując o wiele większym potencjałem. Tym samym straty z obu stron, mogą okazać się znacznie poważniejsze, niż w fazie początkowej konfliktu zbrojnego.

Wojny nie da się uniknąć


W Doniecku, jak się wydaje,  rozumieją dobrze, iż wojny nie da się uniknąć, na razie jednak, nikt nie usiłuje prognozować, jaka będzie jej skala. Na pierwszy rzut oka, pozbawione ludzi miasto wygląda spokojnie, życie wycieka z Doniecka stopniowo, w sposób prawie niezauważalny. Po kolei zamykane są sklepy, biura, banki. Jako pierwszy ustał handel dobrami luksusowymi. Młody człowiek z Mariupola prowadził w Doniecku sklep z meblami kuchennymi z Niemiec. Opowiada mi, że cena niektórych kompletów wynosiła dziesiątki tysięcy dolarów. Sklep jest teraz zamknięty na klucz, pracownicy siedzą w domach, choć na razie jeszcze otrzymują wynagrodzenia. Właściciel wciąż ma nadzieję, iż uda mu się wznowić działalność handlową. Rankiem zauważyłem, iż ogromne centrum handlowe „Bum” zostało zamknięte. Na drzwiach umieszczono tabliczkę ze świadczącym o poirytowaniu  napisem ”Nie pracujemy”.



Krótkotrwale zawieszenie broni na wschodzie Ukrainy obie strony wykorzystały
dla umocnienia swych pozycji. Lada chwila wojna może wybuchnąć ze zwielokrotnioną siłą. 

Udało mi się porozmawiać z jednym z oficerów formacji zbrojnej separatystów. Jego zdaniem. jeśli armia ukraińska zdecyduję się na prowadzenie walk w środku miasta Operacja Antyterrorystyczna nie może zakończyć się powodzeniem. Technika bojowa w takich warunkach jest nieefektywna, w warunkach miejskich nie trudno ją niszczyć. Nie można też liczyć na lotnictwo, na tutejszych wielopiętrowych osiedlach łatwo ukryć się przed nalotami bombowymi.

Dwa scenariusze


„Kijów ma dwie możliwości” – usłyszałem od swego rozmówcy. Można najpierw zniszczyć miasto całkowicie, tak jak Grozny i dopiero wtedy wprowadzić wojsko. Można też odbijać jedną za drugą kolejne dzielnice, choć wiązać się to będzie z kolosalnymi stratami. Pierwszy scenariusz nie jest chyba realny, ze względu na łatwą do przewidzenia reakcję społeczności międzynarodowej. Wariant drugi nie spodoba się w samej Ukrainie. Bez względu na to jakiego dokona wyboru, dla Poroszenki wojna ta skończy się klęską.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej okoliczności. Porównanie możliwości bojowych separatystów z Doniecka i Ługańska z siłą wojskową innych formacji separatystycznych na terytorium byłego ZSRR wypada zdecydowanie korzystniej dla tych pierwszych. Trudno to ukryć, potencjał wojskowy buntu w Doniecku i Ługańsku jest o wiele większy niż formacji zbrojnych Ormian w Karabachu, Abchazów, południowych Osetyjczyków, czy Czeczeńców. Do tej pory separatyści nigdy nie mieli do dyspozycji przenośnych zestawów rakietowych, ani takiej ilości ciężkiej techniki bojowej. Sama logika podpowiada, iż rozmiary wojny na Ukrainie mogą okazać się większe od rozmiarów wszystkich poprzednich konfliktów zbrojnych na terytorium byłego ZSRR.


Oryginał ukazał się na stronie Radia Swoboda:



*Andriej Babicki (ur. 1964), dziennikarz Radio Swoboda, znany przede wszystkim ze swych wojennych reportaży z wojen w Czeczenii. W roku 2000, prawdopodobnie za wiedzą rosyjskich służb specjalnych  został porwany w tajemniczych okolicznościach przez czeczeńskich bojowników. Tylko natychmiastowa reakcja rosyjskiej i międzynarodowej społeczności dziennikarskiej uratowała  mu życie. Obecnie pracuje w centrali Radio Swoboda w Pradze. 



Obserwuj i polub nas na Facebooku: 





niedziela, 4 maja 2014

Odessa: walka i trupy


Wydaliście wojnę Ukraińcom, nie dziwcie się, że was zabijają – pisze na swoim blogu znany autor antywojennych publikacji w rosyjskiej prasie, Arkadij Babczenko.





Bilans wydarzeń w Odessie: ponad 40 zabitych i ponad 200 rannych. 




W związku z wydarzeniami w Odessie mogę powiedzieć tylko jedno.

Uzbrojeni ludzie przyszli, chowając się za plecami gliniarzy. Zależało im na walce i trupach?

Uzbrojeni ludzie osiągnęli, to czego chcieli, mieli walkę i trupy.

Im się zdawało, że to będą nie ich trupy?

Nie. Ich trupy też tam będą.

Zwracam się do wszystkich rosyjskich patriotów wrzeszczących na temat faszystów. Gotowych rozmazać Ukraińców na asfalcie. Czy myślicie, że obejdzie się bez waszych trupów?

Nie.

Wasze trupy też będą. Jeśli zacznie się na prawdę – bez waszych trupów się nie obejdzie. W żaden sposób. Uwierzcie mi.

Wam się zdawało, że będzie jakoś inaczej? Że wystarczy waszych histerycznych splunięć na ekran telewizora? I że żydobanderowcy sami rozmażą się na asfalcie i zlikwidują? Że można ich porywać, zabijać, bić, obrzucać granatami ich posterunki? I że oni w odpowiedzi będą całować was w usta?

Nie.

Oni będą się sprzeciwiać.

Jeśli zaczyna się zabijać ludzi, będą zabijać was w odpowiedzi.

Któż by mógł o tym pomyśleć?

„Wydamy wam tu totalną wojnę partyzancką”. – przecież was uprzedzano.
Uprzedzano was – prawda?

Co zasialiście, to i zbieracie.

Inaczej – nie bywa.

I tak właśnie to się odbędzie. 



* Arkadij Babczenko (ur.1977), rosyjski dziennikarz i prozaik. Autor tłumaczonej na wiele języków, wydanej także w Polsce książki „Dziesięć kawałków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii”. Laureat licznych nagród rosyjskich i międzynarodowych.






Wpis do blogu Arkadija Babczenko można znaleźć na stronie radiostacji "Echo Moskwy". Adres: http://www.echo.msk.ru/blog/ababchenko/1313268-echo/


Arkadij Babczenko na blogu "MediawRosji":


Jego ojciec budował rakiety kosmiczne. Cioteczny brat zginął w Afganistanie. Dziadek był czołgistą, mama pracowała w wytwórni jodoformu. Sam Arkadij Babczenko, nim został dziennikarzem, wstąpił na ochotnika do wojska, brał udział w kampanii czeczeńskiej. Jego rodzina i on sam służyli Rosji jak mogli najlepiej. Dlatego trudno mu się pogodzić z tym, iż w odwet za jego obecność na Majdanie, w Rosji nazywa się go teraz banderowcem, piątą kolumną i zdrajcą narodu.




Obserwuj i polub nas na Facebooku:  https://www.facebook.com/mediawrosji




poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Krymski scenariusz na wschodzie Ukrainy?


Wzrost napięcia na wschodzie Ukrainy, demonstracje i przejmowanie budynków państwowych przez siły prorosyjskie mogłoby świadczyć, iż Moskwa szykuje tam powtórkę scenariusza z Krymu. Znany moskiewski dziennikarz Oleg Kaszyn jest innego zdania: cena za aneksję Donbasu byłaby o wiele za wysoka i prezydent Putin zdaje sobie z tego sprawę. 




Autor: Oleg Kaszyn




Szydercza parodia kijowskiego Majdanu uzupełnia wydarzenia na wschodzie Ukrainy o dodatkowy rys, to co się dzieje nie przypomina kryzysu politycznego, a ponury reality show kojarzący się z modnymi filmami z dziedziny fantastyki produkowanymi w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku.

„Wasza sotnia”- „Nasza sotnia”


Tam ludzie stali na placach i tu też stoją na placach, tam opony i tu opony, tam ktoś pod przymusem klęczał na kolanach przed demonstrantami, tutaj dzieje się tak samo. Na szczęście Wschód nie ma jeszcze swojej „niebiańskiej sotni”, ale w tej atmosferze jaka teraz panuje, trudno bronić się przed dziwnym przeczuciem. Zwłaszcza, iż trudno oczekiwać, by reżyserów „rosyjskiej wiosny” cechował jakiś szczególny humanizm. Paralela „wasza sotnia” – „nasza sotnia”, jak by ponuro to nie brzmiało, dawno już przestała być nieprawdopodobna.


Na pierwszy rzut oka siły prorosyjskie usiłują doprowadzić na wschodzie Ukrainy
do realizacji tego samego scenariusza co na Krymie. Zajmowane są budynki
państwowe, pod adresem Wladimira Putina kierowane są apele o pomoc. 

Po przyłączeniu Krymu i przekształceniu go w obwód Federacji Rosyjskiej nic już nie wydaje się niemożliwe. Któż mógłby jeszcze dwa miesiące temu wyobrazić sobie, iż Dmitrij Miedwiediew poprowadzi w Symferopolu zebranie na temat społeczno-gospodarczego rozwoju półwyspu. A on te zebrania prowadzi, one są ważne nie tylko z punktu widzenia przyszłego rozwoju Krymu, ale z innego też, nikt nie myślał, że coś takiego się w ogóle zdarzy. I szkoda że nie myślał….

Więc dziś obserwując, to co się dzieje na wschodzie Ukrainy, kto zaręczy, iż obwody doniecki, charkowski i Ługański będą świętowały Nowy Rok jako części składowe tego samego państwa, w którym świętowały początek roku 2014…. Nagle rozbudzony imperializm władz rosyjskich, jak do tej pory, nie zderzył się z żadnym oporem (z wyjątkiem czysto retorycznego) ze strony Ukrainy, jest więc gotów tworzyć cuda. Dziś, gdy z Doniecka, Charkowa, Ługańska docierają do nas podobne wiadomości do tych, które półtora miesiąca temu napływały z Symferopola i Sewastopola, warto zastanowić się, kiedy znów na Kremlu obie izby naszego parlamentu zbiorą się na podniosłym posiedzeniu Zgromadzenia Federalnego, dla uroczystego podpisania umowy o przyjęciu kilku nowych obwodów w skład Federacji Rosyjskiej.

Ale im bardziej wydaje nam się, iż perspektywa ta robi się coraz bardziej realna, z tym większą pewnością można powiedzieć, iż nie zdarzy się to nigdy. Rosja nie przyłączy do siebie ani jednego regionu Wschodniej Ukrainy. Nie będziemy świadkami nowego uroczystego posiedzenia na Kremlu. Nie będzie podpisania umowy, ani demonstracji z wyrazami solidarności, z udziałem zaufanych pracowników sfery budżetowej przeprowadzonej pod hasłem „Donbas jest nasz”. Wraz z zakończeniem „rosyjskiej wiosny” nadejdzie „rosyjskie lato” – pora, gdy wszyscy rozjeżdżają się na urlopy, życie zamiera, a w telewizji pokazują powtórki starych programów.

Czym różni się Donbas od Krymu?


Tylko na mapie wydaje się, iż są do siebie podobne – tu krosteczka Krymu, tam zakrętas Donbasu. Ale w rzeczywistości regiony te nie są do siebie podobne. Na poły izolowany, przez 23 lata nikomu niepotrzebny, pogrążony w gospodarczej depresji Krym, dla Ukrainy pozostawał czymś na kształt Północnego Kaukazu dla Rosji. Z jedną różnicą, na Ukrainie nie rozbrzmiewało hasło „dość karmienia Krymu” i działo się tak dlatego, iż przez te lata nikt Krymu nie podkarmiał. Nikt tam nie wysyłał żadnych pieniędzy, mieszkańcy musieli dawać sobie radę sami, zarabiając na przyjeżdżających na Krym letnikach. Innymi słowy, wciąż nie wiadomo, czy aneksja Krymu przez Rosję stanowi dla Ukrainy rzeczywistą stratę, niech Ukraińcy sami sobie odpowiedzą na to pytanie, w końcu to ich sprawa. Nas interesuje co innego: oto terytorium Rosji uległo zwiększeniu, zdobyliśmy Krym, ale tam nie ma niczego wartościowego na czym moglibyśmy skorzystać, wszystko jest na odwrót, na rozwój Krymu trzeba będzie przeznaczyć ileś tam miliardów i odbędzie się to na ulubionych przez elitę rosyjską zasadach „weźmy co swoje”. Ktoś będzie musiał (wiadomo kto) wybudować most, ktoś ośrodki wypoczynkowe, ktoś inny zwycięży w przetargu na budowę linii kolejowej z Jałty do Symferopola, a jeszcze ktoś dostanie prawo na wykopanie tunelu dla metra w Sewastopolu. A to tylko gospodarka, w dodatku pozostanie nam Krym jako niewyczerpane źródło patriotycznego uniesienia, „Krym znów jest nasz” i tak dalej. Z której strony nie popatrzycie na Krym, to nie zdobycz, a cudo.

Czy to samo jest możliwe z Donbasem, można mieć wątpliwości. Jest to szczególnie ważny region o podstawowym znaczeniu dla państwa, tu mają swoje siedziby największe ukraińskie grupy finansowo-przemysłowe. Donbas ma swoją elitę, interesy, konflikty, pieniądze i jeszcze więcej – tutaj nie zadziałają te mechanizmy, które okazały się skuteczne w małym i ubogim Symferopolu. Tutaj, albo trzeba przyjąć Rinata Achmietowa do spółdzielni „Jezioro” (aluzja do grupy biznesmenów z otoczenia prezydenta Putina, którzy wspólnie z nim należeli przed laty do budującej dacze spółdzielni o tej nazwie – „mediawRosji”), albo stanąć do wojny. Hasło „Donbas jest nasz” już nie zabrzmi tak dumnie, jak krymski oryginał. Targi z Zachodem, lub Kijowem w sprawie Krymu, powrót prezydenta Janukowicza na „lojalne wobec niego terytorium”, działania drażniące Ukraińców, nasilające się wraz z przybliżaniem się daty wyborów – proszę bardzo, można ile wlezie, ale we wschodnio-ukraińskich obwodach powtórka krymskiego scenariusza – nie, nie, cena będzie za wysoka.

Jak się wydaje, Putin rozumie to bardzo dobrze. Może dla kogoś zabrzmi to dziwnie, ale obserwując obecną „hałaśliwą wiosnę” można dostrzec potwierdzenie tego, iż wiele więcej się nie zdarzy. Przez piętnaście lat spędzonych wspólnie z Putinem, można było przyzwyczaić się do jego sentymentalnej skłonności do konspirowania (może nie starczyło mu w młodości zabawy w szpiegów, a może źródła jej tkwią w specyficznej dla Petersburga etyce lat dziewięćdziesiątych) – Putin nigdy nie daje do zrozumienia, jaką decyzję podejmie jutro. Spróbujcie sobie przypomnieć, czy o którymś z podjętych przez Putina kroków wiedzieliśmy zawczasu….

Jeśli więc wszystko wskazuje dziś na to, że Rosja gotowa jest przyłączyć także terytorium Donbasu, to ta gotowość świadczy chyba najlepiej, że ten scenariusz nie będzie zrealizowany.

Nie, nie przyłączy.




*Oleg Kaszyn (1980), znany moskiewski dziennikarz związany w przeszłości z dziennikiem „Kommersant”. W 2010 stał się ofiarą brutalnego pobicia, wiązanego powszechnie z jego działalnością publicystyczną. Publikuje obecnie na portalach slon.ru, colta.ru. Sporym echem odbił się niedawno jego reportaż z Krymu opublikowany przez nacjonalistyczne wydawnictwo internetowe „Sputnik i pogom”. W październiku 2012 roku wybrano go do Rady Koordynacyjnej Opozycji. 




Oryginał artykułu można znaleźć na portalu slon.ru: http://slon.ru/russia/pochemu_donbass_ne_stanet_chastyu_rossii-1080142.xhtml