wtorek, 22 kwietnia 2014

Powrót czerwonego ludzika


O udziale tajemniczych zielonych ludzików w przyłączeniu Krymu do Rosji pisała cała prasa światowa. Ale warto także zwrócić uwagę na ludzika innego koloru. Ukrywał się przez ponad dwadzieścia lat. Teraz czerwony ludzik obudził się i szuka rewanżu. Zaczął od Ukrainy. Białoruska pisarka Swietłana Aleksijewicz ostrzega, iż skutki jego działań będą odczuwalne latami. Fragmenty wywiadu udzielonego Radiu Swoboda.



Rozmowę prowadził Aleś Daszczynski




Aleś Daszczynski:

W artykule opublikowanym niedawno przez gazetę Frankfurter Allgemeine Zeitung pisała Pani o tym, iż na fali patriotyzmu w Rosji wraca stalinizm. Pani zdaniem ma on teraz charakter prawosławny. Jakie są przyczyny tego zjawiska?


Kim jest czerwony ludzik?


Swietłana Aleksijewicz:

Widzę jedną: mały czerwony ludzik ukrywał się latami, ale pozostawał żywy, choć bolało go poczucie klęski. To nie on był autorem ”pieriestrojki”, za nią odpowiadał Gorbaczow z częścią inteligencji. Mały czerwony ludzik obudził się nieoczekiwanie w kraju całkowicie sobie nieznanym. Czerwonemu ludzikowi zależało na jednym, chciał dostatniego życia. Nie w głowie było mu studiowanie historii, nie czytał ani Sołżenicyna, ani Szałamowa. Jego oczekiwania się nie spełniły, nastąpiły czasy dzikiego kapitalizmu, ludzi okradziono, kraj stał się obiektem grabieży.  Stąd żądza rewanżu, gotowość do udziału w małej zwycięskiej wojnie, To uczucie w duszy czerwonego ludzika siedzi głęboko, na nie nakładają się sentymenty imperialne wielkiej Rosji. Jak widać. to tłumaczenie jest dość banalne. Ale chciałabym też powiedzieć, że to nie jest robota jednego Putina, w rzeczywistości kawałek Putina siedzi w każdym rosyjskim obywatelu. Straciłam wielu rosyjskich przyjaciół, tak ich podnieciły terminy „anschluss”, „aneksja”. Mały czerwony ludzik nie jest tylko jakimś „robolem” – to także ludzie władzy. Ich świadomość pozostała czerwona, choć mają kieszenie napchane pieniędzmi. Dla Europy to chuliganeria, w Europie wszystko działa inaczej. Życie w niej regulują mechanizmy wolnego państwa obywatelskiego. Na nich trzyma się sprawdzona  konstrukcja społeczeństwa obywatelskiego. 20 lat – to z pewnością krótki okres. Czy pamięta pan, o co przed laty spierało się dwóch wielkich pisarzy rosyjskich, Szałamow i Sołżenicyn? Sołżenicyn uważał, iż obóz oczyszcza człowieka, uszlachetnia, z obozu człowiek wychodzi lepszym. Szałamow twierdził, iż doświadczenie obozowe nie uczy niczego dobrego, psuje człowieka, ogranicza jego zdolność do życia – do obozu. Teraz ten mały czerwony ludzik wyszedł z obozu. Czym był zajęty przez ostatnich dwadzieścia lat? Znów wybudował obóz. Na to nałożyło się jeszcze prawosławie w jego najczarniejszej odmianie.

Daszczynski:
Krym to też robota czerwonych ludzików?

Aleksijewicz:
Niestety, część odpowiedzialności leży po stronie Ukrainy, choć jej możliwości pod każdym względem są bardzo ograniczone. Mam tam sporą rodzinę, wszystkim żyje się bardzo trudno. Kiedy przyglądamy się Ukrainie z dystansu. wpadamy w pułapkę idealizacji tego wielkiego kraju. Wszyscy wyszliśmy ze społeczeństwa ukształtowanego przez przemoc, nie mamy innego doświadczenia. Gdy ktoś używa siły, wydaje nam się, iż w ten sposób dowodzi swej wielkości. Mam wrażenie, iż Krym rzeczywiście wypowiedział się w głosowaniu za przyłączeniem do Rosji. Ja też uważam, iż Sewastopol jest rosyjskim miastem. Ale to, co (i jak) się tam wydarzyło ma niewiele wspólnego z cywilizowanym sposobem rozwiązywania konfliktów. Budowa nowego świata po zakończeniu II wojny światowej kosztowała nas wiele trudu. Ustanowienie reguł rządzących nim było wielkim wyzwaniem. A tutaj okazało się, iż na wszystko można napluć, i że zajmuje to zaledwie kilka tygodni. Mam poczucie wielkiej klęski. To samo odczuwa wielu ludzi mojego pokolenia, Putin zniszczył ostatecznie nasze marzenie o europejskiej Rosji. 

Bialoruś także w ogromnym stopniu jest uzależniona od Rosji. I my moglibyśmy ruszyć w kierunku Europy, ale teraz stanęliśmy wobec tak wielkiej siły, iż nawet Łukaszenka zobaczył na jak krótkiej prowadzony jest smyczy. Nie da rady się z niej zerwać. Kiedy w społeczeństwie budzą się tego rodzaju ciemne demony, ich energia umacnia władzę centrum. Taka sytuacja może trwać bardzo długo, ucierpi nie jedno pokolenie, wiele pokoleń będzie zatrutych tym jadem. Dzisiejsza elita rosyjska nie traktowała poważnie istnienia państwa ukraińskiego. Białoruskiego też. Nasze problemy z historią sprawiły, że mówimy po rosyjsku. Nasz niewielki naród był zawsze obiektem ucisku, nigdy nie żył swoim własnym życiem. Tu nie chodzi o czyjeś plany, mamy swoje własne problemy historyczne i własne kompleksy narodowe.

Przyszłość Ukrainy


Daszczynski:
Jak się Pani wydaje, jaka przyszłość czeka Ukrainę?


Swetłana Aleksijewicz jest znana ze swego krytycznego stosunku wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki

Aleksijewicz:
Obawiam się, że możemy stać się świadkami wojny partyzanckiej w niektórych obwodach Ukrainy. Wierzę w siłę społeczeństwa ukraińskiego. Podobał mi się pierwszy Majdan, i drugi, uczestniczący w nim ludzie. W wypadku tego drugiego, oczywiście istnieje problem „Prawego Sektora”, jego radykałów, ale sami ludzie podobali mi się. Ale jest jeszcze kwestia polityków, to oni manipulowali Majdanem, przekształcili go w coś innego, to jest ta odwrotna strona medalu. Niestety w chwili obecnej Ukraina jest słaba, to wszystko może się skończyć tragicznie bez gospodarczej i politycznej pomocy ze strony Europy i Ameryki. Bez niej scenariusz jugosłowiański jest całkiem realny. Społeczeństwu na Ukrainie żyje się bardzo trudno, rozdrażnienie społeczne jest widoczne. Bardzo łatwo nauczyć biednych ludzi nienawiści. Państwo ukraińskie uda się uratować, jeśli sytuacja gospodarcza nie wyjdzie spod kontroli, jeśli pojawi się odpowiedni przywódca, nie taki emocjonalny jak Tymoszenko, a ktoś rozumny, silny, zdolny do trzeźwego rozumowania. Z kimś takim Rosja będzie się liczyć, zwłaszcza, iż Zachód w odniesieniu do Ukrainy demonstruje spory stopień jednomyślności, zaś Rosja zdała sobie sprawę z jego siły. Znam wielu ludzi na Ukrainie, którzy wierzą w przyszłość. Na pewno, trzeba żyć na Ukrainie, żeby móc się wczuć w sytuację. Choć rozczarowała mnie postawa niektórych moich rosyjskich przyjaciół, jestem pod wrażeniem ludzi na Ukrainie. Dziś Ukraina przeżywa trudne czasy, ale ten kraj ma przyszłość.

Putin? Wydaje mi się, iż uda się powstrzymać jego militarystyczne zapędy. Mam takie wrażenie, iż on sam chciałby się z tego wycofać. Putin jednak podjął się misji, obsadził w pewnej roli, teraz musi się w niej odpowiednio wykazać. Zwykłemu człowiekowi trudno przez cały czas zachowywać wielkość, utrzymywać swego rodzaju mesjańską pozę. Mam wrażenie, że obserwując Putina ulegamy pewnej mistyfikacji. Rosji brakuje dziś sił, by rzucić wyzwanie całemu światu.

Daszczynski:
Putin mówi, iż nie wierzy, by banderowcy uznali nową władzę.

Aleksijewicz:
Jak mi się zdaje, on w to szczerze wierzy. Na Kremlu Ukraina nie jest traktowana poważnie, jako oddzielne państwo. Tam się wydaje, iż jeśli ktoś porzucił rosyjski trakt, dopuszcza się zdrady. Pod adresem własnej elity formułowane są podobne zarzuty, jeśli nie jesteście z nami, dopuszczacie się „zdrady narodowej”. Na tym tle, nawet Łukaszenka nie wydaje się takim dyktatorem jak Putin. Na Białorusi w każdym razie nie uchwalono takich bezmyślnych ustaw, jak te rosyjskie o mniejszościach seksualnych, czy obronie prawosławia. Aż się zdziwiłam, że nie powtórzyliśmy wszystkich tych idiotyzmów.

Nie jest nam teraz łatwo z Europą, tam zupełnie nie potrafią nas zrozumieć. Ale Europa i Ameryka zachowały zdrowy rozsądek. Tymczasem co mówią moi rosyjscy znajomi? Że zachodni politycy to słabeusze. Tacy jednak są współcześni politycy reprezentujący społeczeństwo. Ich wyborcy nie chcą zakładać mundurów i z bronią w ręku ruszyć do boju. Ludzie kochają życie, potrafią żyć, cenią inne wartości. Żaden generał w Europie nie powie czegoś takiego, co tak nie dawno powiedział Graczow (minister obrony w czasach Borysa Jelcyna – „mediawRosji”)„nasi chłopcy z uśmiechem umierają w Czeczenii”. Takie zdanie mógł wygłosić tylko człowiek, sama nie wiem jak go określić, taki, który dopiero co zlazł z barykady, a przedtem spędził na niej całe życie.



*Swietłana Aleksijewicz (ur. 1948), wybitna pisarka białoruska, autorka reportażowych książek, filmów i sztuk teatralnych, Jej utwory tłumaczono na wiele języków. Po polsku ukazały się m.in. „Krzyk Czarnobyla” (2000) oraz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” (2010). Jest laureatką wielu nagród i wyróżnień.









Oryginał wywiadu można znaleźć na stronie Radia Swoboda:
http://www.svoboda.org/content/article/25352997.html 



Obserwuj i polub nas na Facebooku:  https://www.facebook.com/mediawrosji



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz