środa, 30 marca 2016

Terror. Rosyjski punkt widzenia



Oficjalnie stary Związek Radziecki potępiał metody terroru indywidualnego. Tego typu działania oceniano jednak inaczej, gdy uznawano je za przejaw usprawiedliwionej walki rewolucyjnej. Terroryści z Irlandzkiej Armii Republikańskiej i i ugrupowań palestyńskich mogły skutecznie działać tylko dzięki wsparciu udzielanemu im przez ZSRR i inne państwa bloku wschodniego. Lata siedemdziesiąte były w czasach najnowszych okresem największej aktywności terrorystycznej - podkreśla wybitny petersburski politolog Grigorij Gołosow. Dzisiaj Rosja opowiedziała się po stronie Baszira Asada, lecz gdyby zmuszono go do odejścia kilka lat temu, nie doszłoby do wybuchów w Paryżu i Brukseli. Polityka Rosji nie sprzyja usunięciu istniejących w świecie arabskim uwarunkowań stanowiących glebę współczesnego terroryzmu islamskiego.
  



Autor: Grigorij Gołosow 




Kwiaty przed ambasadą Belgii w Moskwie. Mieszkańcy stolicy Rosji na wiadomość o zamachach w Brukseli zareagowali spontanicznie i ze współczuciem. 




Diagnoza z telewizora


Terroryści znów zaatakowali Euopę. Teraz, gdy pierwszy szok mamy już za sobą nadeszła pora, by zastanowić się, o co tu chodzi. Jednak dla większości Rosjan pytanie skąd to się bierze, nie jest szczególnie ważne. Wystarczy im odpowiedź, iż tam że tam na Zachodzie postawili na demokrację z multikulturalizmem , całkowicie ignorując kwestię bezpieczeństwa. Taką odpowiedź uparcie podpowiada też telewizor. Za to w naszym kraju wszystko jest inaczej. Możemy się w nim czuć całkowicie bezpieczni. Jeśli ta nieskomplikowana diagnoza nie jest propagowana z maksymalną siłą, to dlatego, iż także nasi propagandyści rozumieją, iż nie ma żadnej gwarancji, iż terroryści nie zaatakują Rosji. Propagandyści jednak zawsze znajdą sposób, by bez utraty wiarygodności wypromować swoją wersję, choćby najbardziej pokrętną, w końcu są profesjonalistami.

W rzeczywistości terroryzm nie jest pochodną demokracji, a produktem jej deficytu i politycznych gier prowadzonych przez reżimy autorytarne.  Więcej demokracji oznacza mniej terroru. I na odwrót, dyktatura, nawet jeśli sami przywódcy są całkowicie bezpieczni i obok nich nie przeleci nawet mucha, tworzy świetną glebę dla przemocy politycznej, tak u siebie, we własnym domu, jak i za granicą.


Władzę zdobywa się przy pomocy karabinu


Polityczna przemoc nie jest czymś nowym. Założyciel zaprzyjaźnionej z nami Chińskiej Republiki Ludowej Mao Zedong zwykł był podkreślać, iż władzę zdobywa się karabinem. Zanim wojna między Komunistyczną Partia Chin o Kuomintangiem przekształciła się w regularny konflikt zbrojny, Mao stosował metody jakie z dzisiejszego punktu widzenia można spokojnie uznać za terrorystyczne. Rosyjscy partyzanci z Kraju Primorskiego, którzy próbowali w Rosji nawiązać do metod stosowanych przez Mao, skazani zostali na kary pozbawienia wolności (autor ma na myśli bandę przestępczo-terrorystyczną działającą na rosyjskim Dalekim Wschodzie w pierwszej dekadzie XXI wieku - "mediawRosji"). Sprawiedliwie i zasłużenie.

Obecnie, w dwóch z pięciu krajów grupy BRICS, to jest w Brazylii i Republice Południowej Afryki, władzę sprawują przywódcy, którzy we wcześniejszych stadiach swej kariery brali bezpośredni udział w działaniach o charakterze terrorystycznym - tak musiałby je zakwalifikować każdy sąd. A tak w ogóle, przywódcy sporej grupy państw, od Nikaragui do Timoru Wschodniego zdobyli władzę posługując się karabinami i bombami.


Akademia terroru


Nie ujawnię wielkiej tajemnicy, gdy napiszę, iż na arenie międzynarodowej głównym sponsorem terroryzmu w niedawnych, choć na szczęście minionych czasach był Związek Radziecki. W swej retoryce propaganda radziecka zawsze potępiała terror indywidualny. Ale powstawały niejasności, gdy należało odróżnić terror indywidualny od walki rewolucyjnej. Dla przykładu, jeśli organizacja bojowa Afrykańskiego Kongresu Narodowego z Republiki Południowej Afryki działająca pod nazwą "Włócznia Narodu" dokonała zamachu na jakiegoś urzędnika to mieliśmy do czynienia z walką rewolucyjną. Nabywszy doświadczenia w rzucaniu bomb młodzi aktywiści AKN mogli uniknąć więzienia, wyjeżdżając na studia na moskiewskim uniwersytecie imienia Patricka Lumumby. Bliskie więzi przyjaźni scementowane wielokrotnymi pocałunkami łączyły też naszego genseka Breżniewa z uznanym powszechnie za terrorystę przywódcą Palestyny, Jaserem Arafatem.

Bardziej zawoalowany charakter miało poparcie udzielane przez Związek Radziecki organizacjom terrorystycznym działającym w Europie Zachodniej. Wówczas prawdę na ten temat starannie ukrywano, dziś jednak wiadomo, iż Związek Radziecki i inne kraje bloku wschodniego (przede wszystkim NRD) zachęcały do działania najbardziej aktywne grupy terrorystyczne tego okresu, takie jak Irlandzka Armia Republikańska, czy Frakcja Armii Czerwonej w zachodnich Niemczech.

Ktoś mógłby wzruszyć ramionami, to przecież historie z dalekiej przeszłości. Niezupełnie. To właśnie korzystając z radzieckich pieniędzy i uzbrojenia wychowano  całe pokolenie różnego rodzaju rewolucjonistów. Ich doświadczenie ułatwiło wypracowanie podstaw organizacyjnych współczesnego terroryzmu. W tym środowisku pojawili się islamscy terroryści nowego pokolenia. W Rosji dobrze wiadomo, iż ruch powstańczy w Afganistanie, który odegrał decydującą rolą w zbudowaniu Al.-Kaidy cieszył się wsparciem ze strony CIA. Mniej za to wiadomo o tym, iż kadry przygotowane z myślą o tym ugrupowaniu dołączyły także do palestyńskich i irańskich organizacji terrorystycznych wspomaganych przez wiele lat przez Związek Radziecki.  Terroryzm stanowił jeden z frontów Zimnej Wojny, obie strony ponoszą odpowiedzialność za ostateczne rezultaty. Ale jak się zdaje, odpowiedzialność ZSRR jest większa.


Bumerang


Dzisiaj mało kto sobie uświadamia, iż jeśli spojrzeć na to zagadnienie szerzej, szczyt terroryzmu przypada na lata siedemdziesiąte zeszłego wieku. Dziś pod wieloma względami obserwujemy replikę tamtego zjawiska. Jednak występują też spore różnice. Najwazniejsza polega na tym, iż o ile terroryści lat siedemdziesiątych walczyli o władzę polityczną, niezbędną do wcielenia w życie projektu przebudowy społecznej (stąd wzajemna sympatia między nimi i Związkiem Radzieckim), o tyle celem współczesnego terroryzmu islamskiego jest zmiana porządku politycznego na skalę globalną. Nie chodzi o to, iż sama władza nie będzie mu potrzebna. Z punktu widzenia terroryzmu islamskiego władza  w ramach starego państwa narodowego mogłaby być zbyt słaba i ograniczona. Islamistom potrzebne jest nowe ogólnoświatowego super państwo.

Ta zmiana jest rezultatem upadku samej idei państwa narodowego, przede wszystkim w świecie arabskim. Chciałbym przypomnieć, iż świat arabski to jedyny region na świecie, gdzie prawie nigdy nie było demokracji (istnieją nieznaczące i nietrwałe w czasie wyjątki pozbawione znaczenia). Na tym obszarze funkcjonują reżimy dwóch rodzajów: monarchie absolutne (taki jak w Arabii Saudyjskiej) oraz elektoralne reżimy autorytarne (takie jak w Egipcie i Algierii). Jednym ze skutków autorytaryzmu jest ograniczenie walki o władzę wewnątrz klasy rządzącej. Po drugie hamuje on też procesy awansu społecznego, uniemożliwiając przedstawicielom niższych klas zrobienie znaczącej kariery politycznej.

Oto gotowe klocki umożliwiające zbudowanie organizacji terrorystycznej. Dysponujący pieniędzmi, lecz pozbawiony możliwości działania na scenie politycznej umowny Osama bin Laden odnajduje umownego Mohammeda, bezrobotnego, pozbawionego pieniędzy i nadziei na lepsze życie, opętanego dziką nienawiścią do istniejącego porządku. Dawniej Mohammed dołączyłby zapewne do ruchu nacjonalistycznego i socjalistycznego. Być może też, wzbudzając przerażenie wśród lokalnych urzędników i biznesmenów wstąpiłby do odpowiedniej organizacji terrorystycznej, choć w tamtych okolicznościach nawet nie przyszedłby mu do głowy pomysł ataku na Brukselę. Jednak socjalizm arabski razem ze Związkiem Radzieckim odszedł do historii. Nacjonalizm zaś uległ pełnej kompromitacji i jest ona skutkiem istnienia sprzedajnych drapieżnych dyktatur w rodzaju syryjskiej, której z takim trudem usiłujemy przedłużyć życie.


Stare radzieckie wzory


Kiedy na Bliskim Wschodzie zaczęła się tak zwana "arabska wiosna" zalała nas fala refleksji o tym, iż mamy do czynienia z amerykańską intrygą, i że skutki jej będą zerowe, gdyż wymierzona jest przeciw legalnym władzom. I rzeczywiście nic z tego nie wyszło. W Syrii przetrwała "legalna" władza. Rosja udzieliła jej aktywnej pomocy, choć jak mi się zdaje (kto dziś wie coś na pewno?), gdyby Baszir Asad utracił władzę kilka lat temu, stolica Belgii spałaby dziś spokojnie. Ważna jednak jest inna kwestia. "Arabska wiosna" była naszą ostatnią nadzieją, iż niezadowolenia mas arabskich uda się skierować w konstruktywnym kierunku. Krach "arabskiej wiosny" oznaczał, iż wybuchy w Paryżu i Brukseli stały się nieuniknione.

W tej mierze, w jakiej Rosja stara się prowadzić działania na arenie międzynarodowej, w znacznym stopniu powiela ona stare radzieckie wzory. Udzielamy wsparcia uzbrojonej opozycji w sąsiednim kraju, podpieramy zgniłą tyranię w kraju od nas oddalonym. Gdyby los modelu radzieckiego był dla nas lekcją, to przede wszystkim musielibyśmy się zastanowić, jakimi konsekwencjami w dłuższej perspektywie zaowocuje dla Rosji prowadzona dzisiaj polityka.




Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski



Oryginał ukazał się na portalu slon.ru: https://slon.ru/posts/65775




*Grigorij Gołosow (ur.1963), wybitny rosyjski politolog, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu. Wykładał i prowadził badania w prestiżowych  uczelniach i instytutach badawczych w Anglii, USA, Norwegii. Autor licznych publikacji naukowych i publicystycznych w mediach rosyjskich i zagranicznych. 






Inne artykuły Grigorija Gołosowa:




Kreml zdał sobie sprawę, iż wciągnięcie Ukrainy do Unii Euroazjatyckiej jest niemożliwe. Teraz Moskwie najbardziej zależy, by zahamować zbliżenie między Ukrainą i Zachodem. Temu służy projekt federalizacji. Jednak wybitny petersburski politolog Grigori Gołosow uważa, iż cel ten Moskwie łatwiej będzie osiągnąć powstrzymując się od wspierania separatystów. Rosja powinna wesprzeć reintegrację Wschodu i Południa Ukrainy. Tylko tak można będzie zwiększyć ich wpływy w polityce ukraińskiej i uniknąć ich pełnej marginalizacji.





Prezydent Putin znajduje się u władzy dłużej niż większość światowych przywódców. Wszystkie instytucje państwowe w Rosji znajdują się pod pełną kontrolą władzy wykonawczej, a więc samego Putina. Być może w kręgach niezadowolonych prowadzi się rozmowy o usunięciu Putina, jednak rzeczywistych kandydatów do jego obalenia brak. Wybitny politolog z St. Petersburga Grigorij Gołosow zastanawia się jednak, czy możliwe jest dobrowolne ustąpienie Władimira Putina i w jakich mogłoby nastąpić okolicznościach. Jakich gwarancji należałoby udzielić ustępującemu przywódcy, by zgodził się odejść. 




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





środa, 23 marca 2016

Obrońca Sawczenko: Rola adwokata w procesie politycznym jest szczególna



Rosyjski system polityczny nie opiera się na prawie i jego przestrzeganiu. Najważniejsze są określane przez władze priorytety polityczne. Dlatego w sprawach sadowych o charakterze politycznym adwokatom trudno ograniczyć się tylko do specjalistycznych czynności o charakterze procesowym. Nikołaj Połozow, jeden z obrońców ukraińskiej lotniczki Nadieżdy Sawczenko tłumaczy dlaczego równie ważne były działania "pozasądowe", apele do opinii publicznej, czy podkreślanie charakteru politycznego procesu. Adwokat, jego zdaniem, winien bronić klienta przy pomocy wszelkich dostępnych środków. Nadieżda została porwana z własnego kraju i skazana wbrew oczywistemu alibi. Jednak jej sprawa jeszcze się nie skończyła Dobiegnie kresu, gdy Nadieżda odzyska wolność.
 


 Autor: Nikołaj Połozow 




W rosyjskich mediach pojawia się coraz więcej spekulacji na temat możliwej wymiany Nadieżdy Sawczenko. 




Rosyjski sąd ogłosił wyrok w sprawie Nadieżdy Sawczenko. Skazano ją na 22 lata pozbawienia wolności. Przypomnijmy, Nadieżda jest deputowaną Wierchownej Rady, delegatem do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.

W odniesieniu do tego procesu nikt nie miał wątpliwości, iż tak właśnie się zakończy. Trudno było żywić jakiekolwiek iluzje, nie dlatego iż Nadieżda Sawczenko rzeczywiście popełniła przypisane jej przez sąd czyny, raczej wręcz odwrotnie.

"Obozowy pył"

Wszędzie tam, gdzie funkcjonuje normalny system sądowy Sawczenko wypuszczono by na wolność jeszcze przed rozprawą. Zwolniono by ją, jeszcze podczas wstępnego postępowania śledczego, dokładnie w chwili, gdy na biurku oficera śledczego znalazłyby się dowody świadczące o jej alibi. Tak zareagowałby każdy system sądowy, tylko nie rosyjski konwejer śledczo-sądowy, niezdolny do wykonania kroku wstecz. Wystarczy wpaść w łapy rosyjskiej maszyny sądowej, by jej młyny starły człowieka w "obozowy pył".

My adwokaci działamy w specyficznych warunkach. W nich nie ma mowy o odpowiednim stosowaniu litery prawa, za to ludzie na stanowiskach, śledczy, prokuratorzy, sędziowie wybiórczo stosują jego normy w zależności od tego jakie zadanie postawiło przed nimi szefostwo. Adwokatowi pozostaje odegranie roli szczególnej.  Mam tu na myśli stosunkowo niewielki odsetek spraw, tych o charakterze politycznym. W nich represja karna wymierzana jest za poglądy, działalność polityczną, lub przeciwstawianie się interesom władzy. Niekiedy zarzuty stawiane oskarżonym, choćby te o działalność ekstremistyczną mogą, odzwierciedlać ich charakter polityczny, mogą też mieć charakter "bytowy".

W sprawach o charakterze politycznym adwokatowi wyznacza się rolę szczególną.

Z jednej strony, obrońca może ograniczyć się do wypełnienia funkcji czysto specjalistycznych. Wystarczy by zgłosił jeszcze na etapie śledztwa dowody świadczące o niewinności podejrzanego, potem w sądzie, a gdy zostaną one odrzucone, skierował skargi do wszystkich wyższych instancji. W końcu winien odesłać sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Ograniczając się do tego rodzaju działań, ma obowiązek wykonania wszelkich przewidzianych przez prawo czynności. Za to po pracy może spokojnie zdjąć narękawki i spokojnie wrócić do domu.

Ustawa o adwokaturze

Obowiązująca w Federacji Rosyjskiej ustawa o adwokaturze i działalności adwokackiej wymaga od adwokata, by ten reprezentując prawa klienta i jego interesy postępował rozumnie, uczciwie i by stosował w swojej pracy wszystkie nie zabronione w Federacji Rosyjskiej środki.

Obok wszystkich działań o charakterze czysto prawnym, do takich środków należy także jak najszersze korzystanie z wolności słowa, a także uruchomienie mechanizmów z arsenału polityki.

Rzecz jasna, gdy podejmowane są decyzje o strategii i taktyce obrony, decydujące znaczenie maja poglądy klienta. To jego "system" zamierza zetrzeć we wspomniany "obozowy pył". Często jednak ludzie, by doprowadzić do rozwiązania powstałej sytuacji gotowi są pójść na określony kompromis moralny, mogą sobie pozwolić na rezygnację z niektórych zasad. "System" wręcz liczy na takie zachowanie. Bywa jednak, że trafia kosa na kamień i człowiek gotów jest bronić swych poglądów az do końca. Z historii znamy przykłady ludzi o takiej stalowej bohaterskiej osobowości. Takim człowiekiem jest Nadieżda Sawczenko. Konsekwentnie, na każdym etapie sprawy odrzucała propozycje życzliwych ludzi, bo zgodzić się na kompromis i przyznać się do niepopełnionych czynów. Nadieżdzie zależy wyłącznie na prawdzie. Chce udowodnić jak przedstawia się rzeczywistość. Odmówiła współudziału w tworzeniu obrazu korzystnego dla rosyjskich władz, nawet w zamian za uwolnienie. To właśnie sama Sawczenko i jej żelazna wolna pomogły wypracować strategię obrony w tym nieuczciwym i podłym procesie sądowym. Do śmierci dwóch dziennikarzy doprowadziła seria tragicznych przypadków i pomyłek, jednak śledztwo, oskarżenie i sąd postanowili wspólnie zrzucić winę na porwaną z własnego kraju Nadieżdę.

Adwokaci w tym procesie potrafili w jak najszerszym zakresie wypełnić swoje obowiązki. Tak na etapie śledztwa, jak i w sądzie nie ograniczyli się do czysto specjalistycznych działań o charakterze prawnym. Udało im się podkreślić polityczny sens procesu, od samego początku publicznie informowali o jego przebiegu.

Marionetkowe instytucje

Przyszło im działać w specyficznych warunkach, gdy śledztwo, oskarżenie i sąd przekształcono w marionetkowe instytucje realizujące decyzje o charakterze politycznym. Tylko tego rodzaju obrona o charakterze "hybrydowym", lub jak my nazywamy ją sami "adwokatura polityczna" ma możliwość, by we właściwy sposób odpowiedzieć na presję wywieraną przez państwo.

Odwoływanie się w tego rodzaju procesach wyłącznie do procedury karnej nie przynosi pożądanego rezultatu. Dla naszego systemu prawo i jego przestrzeganie stanowią zaledwie dekorację, nie są jego fundamentem. Działania procesowe, czysto prawne mogą odnosić się do strony formalnej sprawy, dzięki nim zostaje określona  jej esencja. Dzięki temu, w odpowiednich okolicznościach politycznych, można by się w tego rodzaju sprawach oprzeć na zbudowanej już i wolnej od pomyłek bazie prawnej i na jej podstawie określić stopień winy podejrzanego.

W sprawie Sawczenko decyzje będą teraz podejmowane na szczycie naszego politycznego Olimpu. Szefowie wielkich państw zostali zmuszeni do rozmów na temat sprawy kryminalnej, która na początku wyglądała na niewielka awanturą propagandową o lokalnym znaczeniu. Innej drogi wiodącej do uwolnienia Nadii Sawczenko nie  ma.

Można z wielkim prawdopodobieństwem stwierdzić iż wraz z ogłoszeniem wyroku przez Sąd Miejski w Doniecku historia dawnej ukraińskiej lotniczki, a teraz bohatera Ukrainy i rozpoznawanego w świecie polityka nie kończy się, a wręcz dopiero się rozpoczyna. Nawet w obliczu wieloletniego wyroku Nadieżda wie dobrze, iż wkrótce odzyska wolność i wróci do domu. Nie mamy podstaw, by jej nie wierzyć.


Tłum. : ZDZ

Oryginał ukazał się na blogu Nikołaja Połozowa publikowanym na portalu radia Echo Moskwy i osobistej stronie autora na Facebooku: http://echo.msk.ru/blog/moscow_advokat/1734282-echo/



Nikołaj Połozow, moskiewski prawnik, jeden z obrońców ukraińskiej lotniczki Nadieżdy Sawczenko. 















Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.






poniedziałek, 21 marca 2016

Degradacja władzy




Związku Radzieckiego nie zburzyły ani sankcje, ani spadek cen ropy naftowej. Upadł z powodu degradacji sprawującej w nim władzę nomenklatury. Niewymienialne i starzejące się Biuro Politycznego nie potrafiło zaproponować żadnego rozsądnego programu reform. Michaił Gorbaczow rozumiał, iż by uratować imperium trzeba coś zrobić, nie wiedział jednak co. Gennadij Gudkow, polityk pozbawiony mandatu deputowanego do parlamentu w odwecie za działalność opozycyjną, ostrzega, iż współczesnej Rosji grozi podobny los. Jeśli w porę nie zostaną podjęte reformy, czeka ją wybuch na gigantyczną skalę. 





Autor: Gennadij Gudkow



 

W latach osiemdziesiątych był funkcjonariuszem KGB. Zostawił służbę dla biznesu i polityki. W 2012 roku w odwet za aktywność opozycyjną pozbawiono go mandatu deputowanego do Dumy. 


 

25 lat temu, uczestnicząc w całkowicie demokratycznym referendum, zdecydowana większość obywateli radzieckich opowiedziała się za zachowaniem Związku Radzieckiego. Jednak już po kilku miesiącach, jak gdyby ktoś zadrwił z woli narodu, państwo przestało istnieć. Sprawująca realną władzę nomenklatura partyjna z KPZR podzieliła supermocarstwo na "narodowe posiadłości". Mówiąc prościej sprywatyzowała ogromne kawałki imperium w interesach nomenklaturowych klanów. Szewardnadze otrzymał Gruzję, Alijew - Azerbejdżan, Nazarbajew - Kazachstan, Karimow - Uzbekistan, Nijazow (Turkmenbaszi) - Turkmenię. Wszyscy wymienieni powyżej towarzysze byli w 1991 roku członkami internacjonalistycznego "leninowskiego" Biura Politycznego. Ale to nie przeszkodziło im, by w dawnych republikach radzieckich zbudować represyjne, totalitarne reżimy. Ich większa część, niestety, przetrwała do dziś ( z tej listy należałoby dziś wykreślić Gruzję, za to można dodać Rosję Białoruś i, częściowo, Armenię).


Upadek ZSRR


Czy istniała możliwość uratowania ZSRR? Czy trzeba się było o to starać? Jednoznacznie nie, jeśli uznamy, iż ZSRR był organizmem społeczno-politycznym całkowicie niezdolnym do stworzenia warunków do rozwoju państwa, do zapewnienia ludziom odpowiedniego poziomu życia. Jednoznacznie tak, jeśli potraktować ZSRR jako zbudowaną przez historię wspólnotę narodów z jej zintegrowaną gospodarką, ogromnym terytorium i trzecią pod względem liczebności na świecie ludnością.

Co zgubiło ZSRR? Przyczyną nie były ani sankcje, ani kryzys światowych cen na surowce energetyczne, ani nawet lata nieurodzajów. Wiele krajów doświadczało większych bied, a jednak nie rozpadały się. Związek Radziecki zgubiła degradacja władzy. Brak jakiejkolwiek konkurencji,  walki o wpływy (choćby w ramach procedur wyborczych), czy choćby rutynowej rotacji sprawił, iż cały aparat władzy przegnił od wewnątrz. Znajdujące się na czele nomenklatury, sparaliżowane przez brak jakichkolwiek zmian kadrowych, szybko starzejące się Biuro Polityczne niezdolne było do podjęcia potrzebnych reform politycznych i gospodarczych. Władza nie rozumiała własnego kraju, nie wyczuwała bijącego w nim pulsu. Nie chodzi tu o ideologię, ją można było łatwo przekształcić w socjaldemokrację, tak jak to zrobiono w wielu europejskich partiach komunistycznych. Ważniejsza okazało się jakość "materiału ludzkiego" z jakiego zbudowana była rządząca nomenklatura. W końcu padła ofiarą procesu starzenia, butwienia, ni e rezygnując jednocześnie z pragnienia życia w luksusie, bez zwracania uwagi na deklarowaną "robotniczo-chłopską" ideologię.

Tylko cud mógł uratować imperium. Jednak cud się nie zdarzył. Mówi się dziś, iż dwie trzecie ludności Rosji po staremu opowiada się za zachowaniem Związku Radzieckiego (jeśli byłoby to możliwe). Jestem o tym przekonany, ludzie nie pragną dawnego ustroju, dominacji jednej partii i jej podobnych do Boga przywódców wszystkich narodów i czasów. Za to marzy im się życie w imperium, bycie częścią supermocarstwa, z którym liczy się cały świat.


Nostalgia po ZSRR


Czy powinniśmy na serio obawiać się tej nostalgii? Mam wrażenie, że nie. Rosjanie nie mają najmniejszego zamiaru, by dokonać na nowo podboju na przykład państwa bałtyckich, lub Mołdawii (nasz stosunek do Ukrainy i wszystkiemu temu, co tam się dzieje, jest szczególny, to temat dla oddzielnej rozmowy). W kraju, po upadku wielkiego imperium, ukształtował się po prostu swego rodzaju kompleks narodowej niższości, w dodatku nie  bardzo uświadamiany sobie przez społeczeństwo. Przez całe ubiegłe stulecie przyzwyczailiśmy się, że jesteśmy wielcy, że od nas zależy los narodów. Jeśli nas nie szanowano, to budziliśmy lęk, powszechnie uznawano nasza wyjątkowość.

I nagle wszystko to zniknęło. niczym miraż, poranne obłoki. I nasz kraj choć zapewne nie jest taki jak wszystkie, to z pewnością jest takim, jak wiele innych. Gdzie podziała się nasza stara rosyjska (radziecka) wielkość? Zróbmy coś, by wróciła. Pokażemy na przykład wszystkim zaciśniętą pięść, na naszych granicach rozwiążemy wojenkę, pogrozimy światu atomową pałą, zdolną do obrócenia w popiół radioaktywny milionów mieszkańców naszej planety… Wówczas "oni" znów zechcą się z nami przyjaźnić i dogadywać się, jak z wielkim mocarstwem. No i ech, moglibyśmy odtworzyć dawny Związek, wtedy dopiero pokazalibyśmy wszystkim…. Tak zapewne rozmyśla większość naszych przeciętnych obywateli. Dzieje się tak, bo nie potrafimy uruchomić działań sprzyjających rozwojowi Rosji i wprowadzeniu jej do grona czołowych państw świata, nie jesteśmy zdolni do przezwyciężenia post-imperialnego kompleksu niższości. Nasz kraj znalazł się bowiem pod rządami nowej nomenklatury, jeszcze bardziej cynicznej i pozbawionej sumienia, niż w czasach panowania KPZR.


Reformy odkładane przez dziesięciolecia


Reformę ZSRR, która mogłaby uratować państwo (imperium w prawidłowym rozumieniu tego terminu) odkładano przez dziesiątki lat.  Gorbaczow rozumiał, iż trzeba coś robić, ale nie bardzo wiedział co. Jak mi się wydaje, w tamtych latach nie posiadał on żadnego rozumnego programu. Jednak zarządzanie krajem po staremu było już niemożliwe. I wszystko w końcu się rozwaliło…

Niestety, rozpad ZSRR jeszcze nie dobiegł końca. Szlakiem wiodącym w kierunku świata rozwiniętego kroczą zaledwie odłamki zdruzgotanego imperium. Do Europy dołączyły państwa bałtyckie, w kierunku demokracji zmierza Gruzja, drogą integracji z cywilizacją światową ruszyła Mołdawia I Ukraina (w tym wypadku jednak rysują się pewne wątpliwości, one nie znikną dokąd nie uda się tam przeprowadzić reformy konstytucyjnej i zbudować współczesnego aparatu władzy). Droga ta jest trudna, złożona, nie da się na niej uniknąć błędów, czy zrobienia kilku kroków wstecz, jednak to ona daje nadzieję na lepsze jutro.

Niestety, na liście krajów podążających drogą ku cywilizacji nie ma Rosji. Dziś coraz bardziej przypomina ona późny Związek Radziecki, zgarbiony pod ciężarem nierozwiązanych problemów.


Czy Rosja powtórzy los ZSRR?


Czy nasz kraj spotka tragiczny los Związku Radzieckiego? Czy może czekają nas jeszcze boleśniejsze doświadczenia? Także Związkowi Radzieckiemu w latach 1991-1993 groziła wojna domowa na wielką skalę. Uratowała nas swego rodzaju jednorodność społeczeństwa. Wszyscy byliśmy pionierami i komsomolcami, w szkole uczyliśmy się w podobnych ławkach, chodziliśmy razem do pracy w fabrykach i kombinatach, wypłacano nam mniej więcej podobne pensje. W naszym życiu nie było ani biednych, ani bogatych, ani chrześcijan, ani muzułmanów, ani Rosjan, ani nie Rosjan, ani białych, ani czarnych. Społeczeństwo wolne było od podziałów ideowych i politycznych. Nie odczuwaliśmy wzajemnej wrogości i nienawiści. Jednym słowem nie mieliśmy tego wszystkiego, w co obfituje współczesna Rosja.

Jeśli reformy polityczne znów się spóźnią, możemy zagrzmieć tak, jak nikt z nas się nie spodziewa. I jeśli do tego dojdzie, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy uda się zachować kraj w takim kształcie jak obecnie. Więc być może warto, by sprawujący dziś władzę wyciągnęli wnioski z lekcji własnej historii? Choćby po to, by uniknąć powtórzenia błędów grożących Rosji gigantycznym wstrząsem.


Tłum.: Zygmunt Dzięciołowski


  
Oryginał ukazał się na blogu Gennadija Gudkowa publikowanym na portalu radia Echo Moskwy:






*Gennadij Gudkow (ur. 1956), rosyjski polityk opozycyjny. Przez wiele lat (od roku 2001) był deputowanym do parlamentu. W 2012 roku pozbawiono go mandatu w związku z działalnością opozycyjną. W latach 1981 - 1992 był funkcjonariuszem KGB, odszedł ze służby w stopniu pułkownika. Jest współwłaścicielem dużej firmy ochroniarskiej. Wspólnie z Aleksiejem Nawalnym i Borysem Niemcowem brał aktywny udział w ulicznych akcjach protestacyjnych w latach 2011-2012. 








Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.









poniedziałek, 14 marca 2016

Wciąż kradną….. Dlaczego?




Dlaczego rosyjscy urzędnicy, funkcjonariusze państwowi wciąż kradną? Dlaczego nie wstydzą się zdobytego na drodze korupcji luksusu? Dmitrij Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego z St. Petersburga pokazuje do jakiego stopnia historia pomogła ukształtować mentalność współczesnego urzędnika. W czasach, gdy nie istniał oficjalny książęcy budżet przeznaczony na utrzymywanie urzędników, o swoje dochody musieli zadbać sami. Część wnoszonych przez ludność opłat uważano za uzasadnione. Nazywano je "wynagrodzeniem". Zamieniały się w łapówki, gdy zachęcały do naruszenia prawa. W nieco zmienionej formie system ten obowiązuje i dziś. Urzędnicy uważają, iż zarabiają niesprawiedliwie mało, biznes postępuje słusznie pomagając im finansowo. Co innego wielka miliardowa korupcja i bezlitosne łupienie budżetu państwa.
 


Autor: Dmitrij Trawin  





Rosyjscy urzędnicy uważają, iż dodatkowe wynagrodzenie płacone im przez biznes jest usprawiedliwiona rekompensata za ich niewielkie pensje . 





Łapówkarstwo kwitnące w rosyjskim środowisku urzędniczym ma wiele odcieni. Można je zrozumieć, jeśli odwołać się do historii.




Znajomy cudzoziemiec, inteligentny i  dobrze zorientowany w sprawach rosyjskich zapytał mnie, dlaczego tak wielu Rosjan nie wstydzi się demonstrowania swego luksusowego stylu życia, w dodatku w żadnym wypadku nie odpowiadającego poziomowi ich oficjalnych dochodów. Luksus ten w oczywisty sposób ma swoje źródło w korupcji. Mogłoby się wydawać, okradasz państwo, więc powinieneś żyć skromnie, niczym pan Korejko, bohater powieści Ilfa i Pietrowa "Złote cielę" (spekulant, podziemny milioner wiodący skromny, cichy tryb życia - "mediawRosji"). Inaczej ludzie będą tobą pogardzać. Czyżby w Rosji ludzie w obliczu korupcji reagowali inaczej?


Nie ma się czego wstydzić


Odpowiedziałem, iż pogardą oraz potępieniem ze strony mniej zamożnych warstw (włączając do nich dziennikarzy i profesorów podobnych do mnie) nasi nuworysze się nie przejmują. Za to we własnym środowisku spotykać się będą z niezrozumieniem. W nim biedy należy się wstydzić, uznanie zdobywa się przede wszystkim demonstrowaniem własnego powodzenia i to za każdą cenę. Być może nawet tam, w środowisku nuworyszy  można usłyszeć słowa oburzenia, gdy mowa o nielegalnych źródłach dochodu. Nie przeszkadza to jednak traktować skorumpowanych znajomych jak swoich, prowadzić z nimi interesy, utrzymywać z nimi kontakty. W tym środowisku dziennikarze i profesorowie pojawiają się rzadko, zwykle ogląda się ich niczym przyrodniczą ciekawostkę, z resztą i tak tylko wtedy, gdy  wcześniej potrafili się czymś wyróżnić.

Podobne zjawiska obserwujemy od dawna, jednak nie łatwo było mi znaleźć wytłumaczenie, dlaczego tak się dzieje…. Dopiero co jednak, przeczytałem poświęcony korupcji rozdział z książki "Rosyjskie imperium od tradycji do nowoczesności." napisanej przez petersburskiego naukowca, profesora Borysa Mironowa. Jej lektura pozwoliła mi zrozumieć o wiele więcej. Mironow jest historykiem, autorem, wyróżniających się na tle innych, badań fundamentalnych, jego zainteresowanie budzi przede wszystkim  historia Rosji w czasach caratu. Autor podarował nam trzy opasłe i pełne głębokich przemyśleń tomy. Każdy z nich liczy prawie tysiąc stron. Znajdziemy w nich pełno ilustracji oraz informacji o tym, jak żyła Rosja na przestrzeni dwóch i pół stuleci.

W rzeczywistości otrzymaliśmy społeczno-polityczną encyklopedię Rosji. Autor skupił się nie na tak modnym obecnie opisywaniu życia różnych książąt, carów oraz innych postaci (chociaż w książce są także rozdziały tego rodzaju), ale przede wszystkim maluje obraz życia ludu. Mironow opowiada o tym, jak ludzie pracowali, odpoczywali, modlili się do Boga, składali hołdy władcy, kolonizowali peryferie i reformowali życie w wielkich miastach. Korupcją zajmuje się tylko w jednym z rozdziałów II tomu, niewielkim, jednak szczególnie bogatym pod względem treści .


Dochody urzędników


"W wieku XVII i w pierwszej połowie XVIII - zauważa Mironow - daniny płacone urzędnikom stanowiły znaczną część ich dochodów. Zgodnie z przepisami, nielegalne były jedynie daniny prowokujące urzędnika do działań niezgodnych z prawem. Tego rodzaju naruszające prawo daniny nazywano "łapówką", podczas gdy te legalne i przyspieszające wydanie zgodnej z prawem i powszechnym obyczajem decyzji określano jako "wynagrodzenie". Odpowiednie "wynagrodzenie" świadczyło o szacunku dla urzędnika, było wyrazem pragnienia by objął petenta swoim patronatem. "Łapówkę" traktowano jako zachętę do popełnienia przestępstwa. Z dzisiejszego punktu widzenia granica między "łapówką", a "wynagrodzeniem" wydaje się niejasna, a jednak i dla urzędników i ludności w tamtych czasach była czytelna. To zapewne dlatego," łapówki" wielokrotnie przewyższały "wynagrodzenia". Na urzędnika odpowiedzialnego za nieuzasadnioną przez prawo decyzję zawsze czyhało niebezpieczeństwo - poszkodowany mógł złożyć skargę, "czynownikowi" groziła kara. Jednak samo tylko przyjęcie prezentu nie groziło konsekwencjami. Najwyraźniej lwią dolę wszelkich opłat uiszczano, by przyspieszyć proces wydawania decyzji, liczono też na to, iż opłaty zachęcą urzędnika do wydania postanowienia korzystnego dla petenta".


W dzisiejszej Rosji....


A jak wygląda pod tym względem stan rzeczy we współczesnej Rosji? "Łapówka" wiąże się z oczywistym nadużyciem władzy. Proszę, oto przykład: urzędnik przyznaje środki finansowe na budowę drogi, stadionu, lub innego obiektu o charakterze wojskowym i równocześnie w oczywisty i świadomy sposób dwu-trzykrotnie zawyża koszty. Część pieniędzy wraca potem do niego w charakterze prowizji, to co pozostaje zabiera firma budowlana.  Sytuacja, gdy będziemy mieć do czynienia z "wynagrodzeniem" będzie się nieco różnić. Urzędnik nie marnotrawi wówczas pieniędzy z budżetu wprost, faworyzuje tylko jednego z oferentów, wybierając wykonawcę zamówienia państwowego. Być może inne oferty są równie wartościowe, jednak w tym wypadku urzędnik działa na szkodę, tych którzy je zgłosili.

Jednak państwo nie poniesie straty, zaplanowane w budżecie pieniądze, tak czy inaczej zostaną wydane, być może nawet państwo na tym skorzysta. No i firma realizująca zamówienie osiągnie wielkie zyski. W tej sytuacji będzie ona skłonna do "wynagrodzenia" przysługi okazanej jej przez wpływowego urzędnika.

Tego rodzaju "wynagrodzenia" często nie wiążą się z jakimkolwiek naruszeniem prawa, także w tych wypadkach, kiedy zamówienia państwowe rozdzielane są na zasadach konkursowych. Zawsze można  znaleźć wiele sposobów opartych na obowiązującym prawie, by odsiać oferty konkurentów nie gotowych do zapłacenia "wynagrodzenia". Nie trudno też o argumenty na rzecz protegowanej przez urzędnika firmy, prezentowanej jako najlepsza i najbardziej efektywna. 

Dlaczego więc ludzie otrzymujący tego rodzaju "wynagrodzenia", kupując sobie mercedesy, albo domy na Rublowce mieliby się wstydzić osiągniętego luksusu?   Sama historyczna terminologia pozwala urzędnikom przypuszczać, iż otrzymują nagrodę za swój talent menedżera, za umiejętności wspinania się w hierarchii służbowej i budowania złożonego systemu układów i stosunków z innymi. Dzięki temu państwo nie traci nic, zaś biznes otrzymuje zyskowne zamówienia.

Innymi słowy, urzędnicy traktują dodatkowe "wynagrodzenia" otrzymywane od biznesu jako sprawiedliwą część swych dochodów. Ich zdaniem, państwo nie opłaca odpowiednio wykonywanej przez nich pracy. Bywa także, iż urzędnicy odchodzą ze swych stanowisk do biznesu, tam zarabiają o wiele więcej, niż na posadzie państwowej. Ci którzy pozostają na posadzie państwowej, potrafią dobrze policzyć, ile wynosi różnica między ich własną pensją, a tą jaką mogliby otrzymać przechodząc do biznesu. I tę różnicę starają się sobie zrekompensować.


Korzenie w historii


Borys Mironow w przekonywujący sposób pokazuje jak istniejący w Rosji zwyczaj niedopłacania urzędnikom wykreował cały system łapówkowy. W XV-XVI wieku w Rosji nie istniał żaden oficjalny budżet przeznaczony na ich utrzymanie. "Za wypełnianie swych obowiązków przedstawiciele książęcej administracji trzy razy do roku, od ludności, nad którą sprawowali nadzór otrzymywali daninę - na Boże Narodzenie, Wielkanoc i Dzień św. Piotra (29 czerwca według. starego kalendarza). Gdy urzędnicy obejmowali swoje stanowisko ludność wypłacała im daninę "przyjazdową"…. W XVII wieku system uległ zmianie: znaczące i regularne wypłaty urzędnicy "prikazów" otrzymywali w związku z prowadzonymi przez siebie sprawami, zaś daniny świąteczne i pozostałe "wynagrodzenia" płacone przez lud zachowały się na zasadach dobrowolności ". Jak porządek ten da się wytłumaczyć? W Rosji nie istniał rozwinięty system fiskalny. Łatwiej było zorganizować bezpośrednie opłacanie urzędników przez ludność, niż służbę poboru podatków, organy odpowiedzialne za budżet, z którego byłaby wypłacana określona przepisami pensja.

Przez stulecia państwo traktowało tego rodzaju korupcję, jako całkowicie uprawnioną metodę pracy z aparatem biurokratycznym. "Przyjęte w 1649 roku "Ułożenije" przez ponad półtora wieku stanowiło podstawę rosyjskiego systemu prawnego. Jego przepisy - przypomina Borys Mironow - nie zabraniały przyjmowania łapówek. Sądowe konsekwencje groziły urzędnikom tylko wówczas, gdy przyjęcie łapówki związane było z popełnieniem innego przestępstwa, gdy ofiarą była sama administracja, lub system sądowniczy. Karano za nieuzasadnione wyroki i fałszerstwa."


Za małe pensje


Z czasem rzecz jasna także rosyjskie państwo stawało się nowocześniejsze, bardziej współczesne, silniejsze. Wtedy zaczęto urzędnikom wypłacać pensje z budżetu. Jednak nawet w XIX wieku nie wystarczały one na zaspokojenie elementarnych potrzeb. Za pensję trudno było choćby kupić urzędniczy szynel. "Bez łapówek - zauważa Mironow - zwłaszcza urzędnikom na niższych stanowiskach, lub prostym kancelistom groziła śmierć głodowa. To dlatego były tolerowane przez władze." Mikołaj I powtarzał, iż w całej Rosji tylko on jeden nie bierze łapówek. Zapewne trochę przesadzał, jednak słowa cesarza oznaczały, iż łapówek nie biorą tylko ci, którym są one niepotrzebne.

Współcześni urzędnicy zarabiają tyle, iż nie mieliby problemu z zakupem przysłowiowego szynela. Ale wciąż obowiązuje ogólna logika wypłat dodatkowego "wynagrodzenia", zwłaszcza, iż ich pensje nie są uważane za sprawiedliwe. Co ciekawe, odbiorcy lewego "wynagrodzenia" często z pogardą odnoszą się do odbiorców miliardowych "łapówek". Ich zdaniem "łapówkarze" wiodą kraj do zguby. Płacone im "łapówki" nie odpowiadają ich stanowisku, są dowodem na to, iż "łapówkarze" nie mają sumienia i nie szanują obowiązujących powszechnie zwyczajów.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski 


Oryginał ukazał się na portalu petersburskiej agencji "Rosbałt": http://www.rosbalt.ru/blogs/2016/03/10/1496659.html







*Dmitrij Travin (1961), ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. Członek opozycyjnego Komitetu Inicjatyw Obywatelskich powołanego do życia przez byłego ministra finansów Aleksieja Kudrina.









Inne artykuły Dmitrija Trawina na blogu „Media-w-Rosji”:


Nowe życie w gnijącym bagnie


Istniejący obecnie w Rosji system przede wszystkim opiera się na lojalności biurokracji. W czasach boomu naftowego była świetnie opłacana, mogła także dorabiać na boku łupiąc biznes i wykorzystując zasoby państwowe. Jednak wraz ze spadkiem cen ropy i rozszerzaniem się kryzysu źródła te wysychają. W rosyjskiej elicie biurokratycznej będą tylko nasilać się konflikty wewnętrzne i walka o sfery wpływu. A jednak, uważa petersburski politolog i ekonomista Dmitrij Trawin, choć ludzie w Rosji nie są gotowi, by ruszyć na barykady, trudno uwierzyć, by zadowalał ich system tak źle zorganizowany jak obecnie. Gdy jednak zmieni się pokolenie ludzi we władzy, to szybko okaże się, iż chętnych do walki w obronie starego systemu pozostało niewielu.





W rosyjskich środowiskach liberalnych panuje przekonanie, iż po piętnastu latach rządów Władimira Putina Rosja pogrąża się w zastoju. Przestała rozwijać się gospodarka, zostały zerwane liczne więzi łączące ją ze światem zewnętrznym.  Nie są wprowadzane żadne nowe, potrzebne reformy. Dmitrij Trawin, ekonomista i publicysta z Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu zastanawia się, jak długo jeszcze sytuacja ta będzie trwać. Chłodna analiza prowadzi go do wniosku, iż przebudzenie Rosji związane będzie ze zmianą pokolenia rządzących. Za 15-20 lat.

  


W wielkiej polityce pojawił się  w czasach radzieckich. Władimir Żyrinowski jest jedynym politykiem z tamtych czasów, który przetrwał do dziś. Niedawne skandale z jego udziałem postawiły jednak pod znakiem zapytania jego dalszą karierę. Tym bardziej, iż nacjonalistyczny elektorat Żyrinowskiego przechodzi stopniowo na stronę prezydenta Putina. Dmtrij Trawin uważa jednak, iż stary mistrz populistycznego PR nie da się jeszcze wysłać na emeryturę.



Na Kremlu nie mają wątpliwości, Rosjanie potrzebują jasnego drogowskazu, jednoczącej ich idei. Tylko tak, w nadchodzących trudnych czasach, można będzie zapobiec ewentualnym niepokojom. Rozpatrywano różne warianty – pisze petersburski publicysta i ekonomista Dmitrij Trawin. Swoich zwolenników ma projekt euroazjatycki, prezydent Putin skłonny był raczej wywiesić sztandary konserwatywne. Zwyciężył wariant najprostszy i dla mas zrozumiały najbardziej. 


Do wyborów prezydenckich w 2018 roku obowiązywać będzie retoryka w stylu „żyjemy w oblężonej twierdzy”. Rosję otaczają wrogowie, wewnątrz knują zdrajcy.






Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.