Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rosyjskie media. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rosyjskie media. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 stycznia 2016

Najlepsze teksty 2015 roku



Także w 2015, choć nasze możliwości są ograniczone staraliśmy się. Wybieraliśmy teksty szczególnie interesujące, aktualne, ważne. Z tłumaczenia wielu ważnych tekstów z żalem musieliśmy zrezygnować, mamy nadzieję, że w przyszłym roku zdołamy zrobić więcej. Tak, czy inaczej, jak nam się zdaje, udostępniliśmy naszym czytelnikom możliwość lektury w języku polskim wielu ciekawych tekstów ilustrujących, to co dzieje się w ogarniętej kryzysem Rosji. Mamy nadzieję, że na podstawie naszych tłumaczeń można w pewnym stopniu zorientować się, co o swoim losie, problemach, przyszłości myśli niezależna, krytyczna wobec autorytarnej władzy, demokratyczna Rosja. Wśród tłumaczonych przez nas autorów znaleźli się najbardziej cenieni rosyjscy dziennikarze, politolodzy, ekonomiści socjologowie, politycy, ludzie kultury. Julia Łatynina, Ksenia Sobczak, Kirył Rogow, Andriej Kolesnikow, Andriej Mowczan, Władisław Inoziemcew, Jelena Kostiuczenko, Pawel Kanygin, Aleksiej Nawalny, Michaił Zygar, Dmitrij Trawin, Michaił Fiszman, Oleg Kaszyn, Alfred Koch, Tatiana Stanowaja, Aleksander Auzan, Marina Achmedowa, Mumin Szakirow, Michail Sokołow, Jelena Rykowcewa, Leonid Parfionow, Roman Super. Kto choć trochę zna media rosyjskie, będzie wiedział, że wybieraliśmy najlepszych. 



Poniżej lista wybranych przez nas, najlepszych artykułów 2015 roku. Jeśli ktoś przeoczył, warto do nich zajrzeć.



Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku ! 



1.
Na co zasługuje Stalin?
Przejmujący tekst Andrieja Mowczana o tym, co stalinizm robił z ludźmi i pilnej potrzebie destalinizacji rosyjskiej historii i życia.

2.
"Nawalny: dlaczego cię nie wsadzają?"
Rozmowa na antenie radia "Echo Moskwy"

3.
Czołgista z Ułan-Ude jedzie na Ukrainę
Głośny wywiad "Nowej Gaziety" z buriackim czołgistą walczącym i rannym na Ukrainie.

4.

Car wszystkich carów

Michaił Zygar, odchodzący właśnie ze swego stanowiska redaktor naczelny telewizji "DOŻD'" o Putinie.

5.

Ze stu wysłanych na front wróciło trzech

http://media-w-rosji.blogspot.com/2015/05/ze-stu-wysanych-na-front-wrocio-trzech.html

Georgij Mirski o cenie, jaka Związek Radziecki zapłacił za II wojnę światową.

6.

Przekazujesz informacje Ukropom: to jest zabronione!

Korespondent "Nowej Gaziety" Paweł Kanygin o tym jak w Doniecku aresztowano go i pobito.

7.

Szałamow: siatka, mydło i ręcznik

O wielkim pisarzy opisującym doświadczenie łagrowe rozmawiają Siergiej Grigorianc i Mumin Szakirow

8.

Koncert dla sześciu facetów we frakach

Wielka gwiazda rosyjskiej estrady w latach dziewięćdziesiątych o koncercie dla Wladimira Putina. I straszne i śmieszne.

9.

Rosja: masa ludzka pogrążona w chaosie

Obszerna i poruszająca rozmowa ze zmarłym w tym roku wielkim historykiem rosyjskim i działaczem czasów pieriestrojki Jurijem Afansjewem.

10.

Rozwód oligarchy, czyli bogaci też płaczą


Ksenia Sobczak rozmawia z Natalia Potaniną o jej rozwodzie z jednym z najbogatszych rosyjskich oligarchów. Nie tylko rosyjski glamour, ale także świetne źródło wiedzy o rosyjskiej mentalności. 



Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 






wtorek, 24 listopada 2015

Młodzież: "nigdzie na świecie nie jest lepiej"



Nie myślą o tym, jak zmienić 
coś na lepsze. Polityka jest brudna, nie zasługuje na zainteresowanie. Nie czytają wiadomości. Iwan Martynienko, jeden z najmłodszych dziennikarzy w moskiewskim biurze Radio Swoboda z goryczą opowiada o swoich rówieśnikach. Jego koledzy na wydziale dziennikarstwa nie rzadko nie mają pojęcia, dlaczego wybrali ten kierunek studiów. Jeden z jego najbliższych przyjaciół, po ukończeniu prawa, został asystentem prokuratora rejonowego. Już na początku swej kariery dobrze orientuje się, ile można zarobić na umorzeniu śledztwa w sprawie kryminalnej. "Nigdzie indziej na świecie nie jest lepiej", tak wielu kolegów Iwana Martynienko usprawiedliwia aktualną politykę Kremla.



Autor: Iwan Martynienko 






Nawet na wydziale dziennikarstwa uniwersytetu w Moskwie nie brak studentów, którzy nie mają pojęcia, dlaczego wybrali ten właśnie kierunek studiów. 





Ukończyłem szkołę w 2012 roku. Uczyłem się w zwykłym gimnazjum w Stawropolu, choć moja szkoła starała się też wyróżniać, dawać przykład innym, prowadząc we wszystkich klasach poranne ćwiczenia gimnastyczne i organizując "wojskowe" konkursy pieśni i musztry. Uczestniczyłem w tym całkiem niedawno, więc doskonale pamiętam jak wszyscy uczniowie, "obowiązkowo-dobrowolnie" wychodzili na Plac Lenina, by uczestniczyć we wszelkiego rodzaju uroczystościach organizowanych z okazji świąt państwowych, 1go maja, czy 4 listopada. To była umowna cena, jaka płaciliśmy za czas wolny, bez lekcji - 20 minut spędzonych pod sztandarami naszego regionu, albo partii "Jedna Rosja".


Na pokaz


Podczas podobnych imprez wszyscy chcieliśmy tego samego, by jak najprędzej dać z nich nogę. Nikt z nas nie rozumiał po co są organizowane, choć z drugiej strony, ani ja ani moi koledzy, nie czuliśmy się oszukani. Nie porównywaliśmy się z pionierami, nie wydawało nam się, iż tak jak dawniej bierzemy udział w akademii organizowanej wyłącznie "na pokaz". Jak to robiono w przeszłości, przeczytać można w podręcznikach do historii. Gdyby jednak nawet, któryś z moich rówieśników pokusił się o takie porównanie, zwrócił uwagę na podobieństwo dawnych i obecnych demonstracji organizowanych na pokaz, nie byłoby to wcale przejawem jakiegoś "nonkonformizmu". W naszych podręcznikach szkolnych ZSRR jest przedstawiany jako zjawisko całkowicie pozytywne. Rozdział poświęcony najnowszej historii liczy maksimum kilka stron, w zdumiewająco nudnej formie przedstawia reformy przeprowadzone przez Wladimira Putina.

I dziś większość moich rówieśników nie uważa, iż jest oszukiwana. Przez trzy lata uczyłem się na wydziale dziennikarstwa, rozmawiałem z masą kolegów na różne tematy, także związane z polityką. Mniej więcej jedna piąta znajomych popiera w ciemno wszelkie decyzje i działania obecnych władz. Wśród tej dwudziestoprocentowej grupy, większość stanowią dziewczyny. O polityce z nimi lepiej nie rozmawiać, nawet próba podobnej rozmowy może się okazać równie niebezpieczna, co i pomysł by bandziora w ciemnym zaułku poprosić o przypalenie papierosa. Faceci, zwolennicy Putina najczęściej używają argumentu "iż gdzie indziej na świecie nie jest wcale lepiej", albo "ty byś na ich miejscu robił to samo".

Moja grupa na studiach liczy 40 osób, opinie sformułowaną samodzielnie posiada może 5-7 osób. Tak zwolennikom, jak i przeciwnikom Putina wystarczy, iż w ogóle mają na ten temat jakieś zdanie, tak się przejawia ich postawa obywatelska. Wszystkim wystarczy audytorium uniwersyteckie, nikt nie ma zamiaru dzielić się myślami z kimś na zewnątrz.


"Po co nam ten Zachód z gejami"


Stanowisko wielu moich rówieśników zależy od tego, kto będzie ich rozmówcą. Bywa, iż ktoś z wykładowców opowie czym różni się polityka w Rosji od tej uprawianej na zachodzie, porówna nasze i zachodnie media oraz społeczeństwo. Takie porównania zwykle nie wypadają korzystnie dla Kremla. W obecności profesora studenci będą z aprobatą kiwać głową. Ich reakcja będzie jednak identyczna, gdy podczas wykładu ktoś ze zwolenników prezydenta nagle krzyknie: "no i po co nam ten zachód z jego demokracją i gejami". Wielu zwyczajnie nie ma pojęcia, jakie jest ich stanowisko. 

Nie potrafią też odpowiedzieć na pytanie, dlaczego poszli na dziennikarstwo. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będą dowodzić, iż polityka ich nie dotyczy, i że w ogóle ten temat nie nadaje się do dyskusji. Większość z nich to fajni, porządni ludzie, mogą pisać wiersze, grać na oboju, dorabiać sprzedawaniem tortów własnej produkcji. Nie chcę powiedzieć, iż wśród entuzjastów obecnych władz spotkamy jedynie wariatów. Wielu z nich jest całkiem OK. Ich poglądy biorą się z osobistego doświadczenia, gdzieś natrafili na inspirujący przykład. Latem zeszłego roku byli na Krymie, albo ich ojciec zajmuje ważne stanowisko w instytucji państwowej.


Mój przyjaciel, asystent prokuratora


Opowiem o jednym ze swych przyjaciół. Jego ojciec zajmuje wysokie stanowisko w stawropolskiej prokuraturze. W 2015 roku mój przyjaciel ukończył studia w Saratowie, w miejscowej Państwowej Akademii Prawa. Już dziś pracuje jako asystent prokuratora w jednym z rejonów naszego regionu. Spotykając się przez ostatnich kilka lat w kręgu znajomych, świadomie unikaliśmy takich tematów jak np. przyłączenie Krymu, czy stosunki między Rosją oraz USA. Mój przyjaciel świetnie się orientuje, że znalazłem pracę w Radiu Swoboda, ja z kolei dobrze wiem, ile on zażąda za umorzenie czyjejś sprawy kryminalnej. W rozmowach unikamy tematów politycznych, nie dlatego iż moglibyśmy nagle zorientować się, iż znajdujemy się ideologicznie po różnych stronach barykady. Przecież i tak to wiemy, a kolejne spotkanie i tak zakończymy uściskiem dłoni. Chodzi o to, iż mój przyjaciel stara się świadomie odgradzać od wszelkich informacji sprzecznych z oficjalnym stanowiskiem. Jemu się wydaje, iż podobne informacje mogą zaszkodzić jego karierze, rodzinie, przyszłości. Przyjaźnimy się, więc nie będę go osądzał.


Nawet nie będą próbować


Mam więcej znajomych nie związanych z dziennikarstwem, ani z instytucjami państwowymi. Widzę wyraźnie, jak przebywają w swoistej "próżni informacyjnej". Praktycznie nikt z nich nie wie, co to takiego ustawa o agentach obcego państwa, albo tak zwana ustawa o sadystach (ułatwia stosowanie siły fizycznej przez policję, czy straż więzienną - "mediawRosji"). Za to każdy z nich potrafi wytłumaczyć, dlaczego Rosja wspiera "ochotników" na wschodzie Ukrainy, lub jakie cele w Państwie Islamskim zostały zniszczone w Syrii przez rosyjskie samoloty. A jeszcze więcej wśród młodzieży w wieku 18-25 lat jest ludzi, którzy wiadomości nie czytają w ogóle. W moim otoczeniu będą to przede wszystkim znajomi związani z kulturą, malarze, reżyserzy, aktorzy, muzycy. Im się wydaje, iż polityka w Rosji jest tak brudna, iż jakakolwiek rozmowa na ten temat  musi wzbudzać obrzydzenie. Bieda polega na tym, iż to samo myślą o polityce w każdym innym państwie. Po co więc mieliby marnować swój talent, próbując zrozumieć, co dzieje się dziś w Rosji? Nie widzą w tym żadnego sensu. Nawet nie będą próbować, by coś zmienić na lepsze.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciolowski

Artykuł ukazał się na portalu svoboda.org: http://www.svoboda.org/content/article/27355679.html






Iwan Martynienko, dziennikarz moskiewskiej redakcji Radio Swoboda. 









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 








piątek, 28 sierpnia 2015

Sfałszować książkę: wydawnictwo "Algorytm'



Jeszcze w starym Związku Radzieckim niewiele przejmowano się prawami autorskimi zagranicznych autorów. Pod patronatem partii i państwa rozkwitało wydawnicze piractwo. Ta tradycja sprzed lat pozostała żywa w Rosji Władimira Putina, zwłaszcza wtedy, gdy rzecz idzie o produkcji priorytetowej literatury propagandowej. Moskiewski krytyk literacki, Galina Józefowicz przyjrzała się dokładniej działalności wydawnictwa "Algorytm". Jedną z jego specjalności jest preparowanie nigdy nie napisanych i nie zaaprobowanych przez autorów książek. Ofiarami "Algorytmu" stali się Henry Kissinger, Luc Harding, dziewczyny z "Pussy Riot", moskiewski dziennikarz Siergiej Chazow. Dla "Algorytmu" najważniejsze jest osiągnięcie odpowiedniego efektu propagandowego, np. przedstawienie krytycznego wobec Rosji autora, jako zajadłego i złośliwego wroga.  



Autor: Galina Józefowicz




Brytyjski dziennikarz Luc Harding dowiedział się o wydaniu swojej książki w Moskwie od rosyjskiego przyjaciela, który zauważył ją na wystawie w księgarni. 


 


W lutym 2015 r. wydawnictwo „Algorytm” wydało książkę „Jedynie Putin” autorstwa Luke’a Hardinga, dziennikarza gazety The Guardian, W sierpniu bieżącego roku okazało się jednak, że Brytyjczyk nigdy takiej książki nie napisał. Cała seria wydawnicza pt. „Projekt Putina” liczy już 24 pozycje książkowe, a rzekoma „książka Hardinga” nie jest jedyną tego rodzaju podróbką. Redakcja „Meduzy” zwróciła się do krytyka literackiego Galiny Józefowicz z prośbą o wytłumaczenie zawiłości i wątpliwości związanych z wydawnictwem „Algorytm” i autorstwem wydanych przez nie publikacji.



Harding, Lucas, Harding: bez wiedzy i zgody autorów


Media zainteresowały się wydawnictwem „Algorytm” po tym, jak 8 sierpnia 2015 r. Luke Harding (dziennikarz angielskiej gazety "Guardian") złożył oświadczenie, w którym poinformował, że nie ma nic wspólnego z książką „Jedynie Putin. Dlaczego rosyjski «system» toleruje jego obecność w polityce”. Nazwisko brytyjskiego dziennikarza widnieje jednak na okładce książki. Wkrótce po tym oświadczeniu wyszło na jaw, że wiele innych tytułów z serii „Algorytmu” również opublikowano bez wiedzy i zgody autorów. Wymienić tu można np. teksty amerykańskiego dziennikarza Michaela Bohma, artykuły analityka z „The Economist” Edwarda Lucasa oraz Henry'ego Kissingera, byłego sekretarza stanu USA (nawiasem mówiąc, Kissinger dotychczas nie ustosunkował się do całej sprawy). Wszystkie te książki są nieautoryzowanymi kompilacjami tekstów zaczerpniętych z różnych źródeł. Ich wspólną cechą jest niechlujny przekład oraz tendencyjne skróty, wstawki i powtórzenia.

„Algorytm” nie ogranicza się jednak do autorów zagranicznych, chociaż taka opcja byłaby najbardziej opłacalna (w przypadku przekładów istnieją spore szanse, że autorzy oryginałów nigdy nie dowiedzą o się publikacji „swoich” książek w Rosji). Nazwisko Siergieja Dorenko na przykład (znany prorządowy dziennikarz telewizyjny i radiowy - "mediawRosji") widnieje na okładce książki „Donbas – wygodna «przykrywka» Putina”, ale oświadczył, że nie jest jej autorem. Prawdopodobnie o istnieniu tego dzieła dowiedział się dopiero po 11 sierpnia, kiedy to Ukraina opublikowała listę rosyjskojęzycznych książek zakazanych. Bez wiedzy i zgody autora wydano również pracę politologa Stanisława Biełkowskiego „Mroczne piętno opozycji”. Co prawda redakcja jedynie sporadycznie ingerowała w skompilowane w tej książce teksty, jednak o jej pojawieniu się na rynku autor dowiedział się już po fakcie i podał wydawcę do sądu.


Cala prawda o "Pussy Riot"


W roku 2012 „Algorytm” wydał książkę „Cała prawda o Pussy Riot”, wymieniając Nadieżdę Tołokonnikową jako jedną ze współautorek. Publikacja ta wzbudziła sporo kontrowersji. Początkowo stworzono wrażenie, że jej wydawcą jest oficyna „Eksmo” (jedno z najbardziej znanych i zasłużonych rosyjskich wydawnictw - "mediawRosji"). Jednak po oświadczeniu Tołokonnikowej i jej męża, że nie mają z tą książką nic wspólnego, „Eksmo” odżegnało się od sprawy i oświadczyło, że za całe zamieszanie odpowiada wyłącznie „Algorytm”. Być może nieporozumienie powstało dlatego, że książkę kolportowała sieć księgarska należąca do Eksmo”. W każdym razie „Eksmo” pospiesznie wycofało tę pozycję ze swoich księgarń. Pewną rolę w całej sprawie mógł też odegrać Aleksandr Kołpakidi, redaktor naczelny „Algorytmu” i badacz historii służb specjalnych. Przed objęciem posady w „Algorytmie” Kołpakidi był redaktorem naczelnym „Jauzy”, czyli jednego z mniejszych oddziałów wydawnictwa „Eksmo”. „Jauza” publikowała pozycje z bardzo specyficznej dziedziny, a do jej najpopularniejszych serii wydawniczych należały np. „Pod słowiańskim niebem. Sto wieków rosyjskich dziejów”, „Aryjskie korzenie Rusi”, „Słowo patrioty” czy „Zachód przeciw Rosji. 1000-letnia wojna”.


Perypetie Siergieja Chazowa


Ale nawet po tak specyficznym wydawnictwie trudno się było spodziewać praktyk, z jakimi dwa lata temu zetknął się Siergiej Chazow, dziennikarz czasopisma „The New Times”. W lipcu 2013 r. „Algorytm” zwrócił się do niego z propozycją wydania w formie książkowej antologii jego artykułów prasowych. Chazow podkreśla, że pismo z propozycją ze strony „Algorytmu” otrzymał w lipcu, kiedy cały zespół redakcyjny „The New Times” przebywał na urlopie. W odpowiedzi skierowanej do wydawnictwa dziennikarz zaznaczył, że zgodę na ewentualną publikację musi wyrazić również kierownictwo jego rodzimej redakcji, dlatego z wszelkimi decyzjami najlepiej będzie wstrzymać się do sierpnia.

"Okazało się jednak, że oni już rozpoczęli łamanie tekstu i przysłali mi wstępną wersję. Nawet do niej nie zajrzałem, odkładając wszystko do czasu, kiedy wrócę do Moskwy. Jewgienia Albac, redaktor naczelny „The New Times”, zaakceptowała pomysł wydania książki z moimi tekstami. Zaczęliśmy omawiać warunki umowy i kwestie finansowe. Zapoznałem się ze wstępną wersją książki pod roboczym, złowieszczym tytułem „Lista Magnickiego. Czego obawia Putin?”. Do druku nie nadawała się zupełnie. Artykuły ułożono w jakiejś dziwacznej kolejności. Moje własne teksty były wymieszane z artykułami moich redakcyjnych kolegów oraz z artykułami całkiem innego Siergieja Chazowa (korespondenta „Radia Swoboda” w Samarze, noszącego identyczne imię i nazwisko, co ja). Pomiędzy artykułami zamieszczono jakieś głupie i nieudolnie napisane wstawki. Nigdy bym czegoś takiego nie podpisał własnym nazwiskiem. Wysłałem do „Algorytmu” list z bardzo szczegółowymi komentarzami. Odpowiedzieli, że oczywiście nie mają nic przeciwko naniesieniu poprawek. Aż tu nagle pewnego dnia dostaję list od Iwana Czerkasowa, jednego z adwokatów pracujących dla Billa Browdera (szef zamordowanego Siergieja Magnickiego - "mediawRosji") z Londynu: „Panie Siergieju, co się dzieje? Dowiedziałem się, że już pan wydał książkę o Siergieju, a nas pan o tym nie zawiadomił…?”. Czerkasow przypadkiem natrafił na tę pozycję w księgarni internetowej „Ozon” i bardzo go to zdziwiło. Jak się okazało, „Algorytm” wydał książkę już w czerwcu, a następnie post factum przysłał mi do podpisania wstępną wersję umowy. Dyrektor wydawnictwa, Siergiej Nikołajew, oraz jego koledzy przez cały ten czas łgali mi w żywe oczy, omawiając ze mną propozycje zmian i poprawek. O jakiej korekcie może być mowa, kiedy książka już trafiła do księgarń? – opowiada Chazow w rozmowie z „Meduzą”.

Pomimo żądania wycofania książki ze sprzedaży, nadal można ją bez problemu kupić - na przykład w księgarni „Labirynt” kosztuje jedyne 269 rubli. Oczywiście z autorem nikt dotąd nie podpisał żadnej umowy, a o honorarium Chazow może jedynie pomarzyć.


Nie tylko przeciwnicy ideowi


„Algorytm” pozwala sobie na taką samowolkę nie tylko wobec przeciwników ideowych, ale i w odniesieniu do publicystów światopoglądowo bliskich wydawnictwu. Israel Szamir - jego nazwiskiem sygnowana jest przedmowa do książki Luke’a Hardinga - poinformował nas, że na zlecenie „Algorytmu” nie napisał ani słowa na potrzeby tej konkretnej publikacji: Owszem, o Luke’u Hardingu pisałem kilkakrotnie, ale o ile sobie przypominam były to głównie teksty anglojęzyczne. Zresztą, może i napisałem coś po rosyjsku, nie pamiętam. Możliwe też, że „Algorytm” przetłumaczył jakiś mój tekst z angielskiego.

W przeciwieństwie do innych autorów, Szamir nie ma nic przeciwko wykorzystywaniu jego tekstów i w zasadzie z sympatią odnosi się do wydawnictwa konsekwentnie demaskującego wrogów Rosji. Jego zastrzeżenia budzi natomiast niska jakość publikacji wydawanych przez „Algorytm”: Moją najnowszą książkę też zredagowali na odczepnego, pewne fragmenty się w niej powtarzają. Natomiast we wcześniejszych publikacjach zdarzały się kuriozalne błędy w przekładzie. Jednak zdaniem Szamira sam Harding nie ma prawa narzekać na takie niechlujstwo, ponieważ jest nie pisarzem, lecz „bojówkarzem w wojnie propagandowej przeciw Rosji”. Szamir jest przekonany, że Harding nigdy nie pozwoliłby „Algorytmowi” czy innemu [rosyjskiemu] wydawnictwu wydać tego rodzaju pozycję książkową. Jak to się mówi, „społeczeństwo ma prawo znać swoich narodowych bohaterów”, ale jednocześnie „szpiegów i wrogów trzeba ujawniać”. Wydając książkę Hardinga wydawca kierował się taką właśnie logiką. Miał do tego pełne prawo, nawet jeśli nagiął przy okazji jakieś przepisy.

Samo wydawnictwo nie widzi w takich praktykach niczego nadzwyczajnego czy oburzającego. „Algorytm” zamieścił na swojej stronie internetowej ogłoszenie, zaprasza w nim do współpracy wszelkie osoby gotowe „wyszukiwać w internecie materiały (artykuły, wywiady, wypowiedzi ustne itd.) zgodnie z wytycznymi redakcji”. Honorarium za takie zlecenie wynosi 3000 rubli za każdy „zgromadzony blok informacji”. Co więcej, w wywiadzie dla radia „Echo Moskwy” dyrektor generalny „Algorytmu”, Siergiej Nikołajew, wcale nie zaprzeczał, że książka była wydana bez zgody autora. To prawda, pierwotny anglojęzyczny wariant antologii artykułów Hardinga nigdy nie istniał. A stało się tak dlatego, że wydawnictwu najzwyczajniej w świecie nie udało się skontaktować z autorem: Przecież nic się nie stało. Zawrzemy umowę i wypłacimy honorarium. W czym problem? Tyle tylko, że on mieszka gdzieś daleko stąd. (…) Łatwiej nam najpierw wydać książkę. A potem autor kontaktuje się z nami, a my mu wszystko objaśniamy. I po kłopocie. Nie sądzę, że autorzy mogliby mieć jakiekolwiek pretensje w związku z tym, że ich książki wydaje się za granicą, w obcym języku. Zazwyczaj nikt się tym specjalnie nie przejmuje. To przecież korzystne dla autora. Zwykle to on sam musi sobie szukać wydawcy.

Niewiele nowego wnoszą do sprawy również wyjaśnienia Aleksandra Kołpakidi, redaktora naczelnego „Algorytmu”. Jego interpretacja wydarzeń, przedstawiona w rozmowie z „Meduzą”, różni się nieco od wersji Nikołajewa. Kołpakidi twierdzi, że przebywa obecnie na urlopie, w Moskwie nie było go od dawna, dlatego nie zna szczegółów konfliktu. Jest jednak przekonany, że w wydawnictwie zaszła po prostu jakaś drobna pomyłka. Owszem, autorom nie wysłano umów w odpowiednim terminie, ale na pewno wszystkie strony konfliktu już sobie wyjaśniły sporne kwestie, albo lada chwila dojdą do porozumienia.



Siergiej Chazow uzależnił wydanie swojej książki od zgody macierzystej redakcji. "Albatros" nie miał zamiaru czekać. 



Geobbels i Mussolini: wybitne postacie historyczne


Praktyka polegająca na zawieraniu umów z autorami i wypłacaniu im honorariów już po fakcie (i dopiero na ich żądanie), albo nawet niepłacenie w ogóle, stała się już dla „Algorytmu” normą. Ale to nie jedyne wybryki, jakich dopuszcza się to wydawnictwo. W 2012 roku w serii „Proza wybitnych postaci historycznych” ukazały się książki Josepha Goebbelsa i Benito Mussoliniego, uznane za dzieła ekstremistyczne. Dyrektor oraz redaktor naczelny „Algorytmu” zostali wtedy ukarani karami pieniężnymi, a same książki trzeba było wycofać z księgarń. Co ciekawe, na stronie wydawnictwa pojawiło się wtedy ogłoszenie o pracy dla prawnika z doświadczeniem w prowadzeniu spraw z art. 280 kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej („Publiczne podburzanie do działalności ekstremistycznej”), gotowego reprezentować klienta przed sądem.

Niedawno pozew z żądaniem ogłoszenia upadłości „Algorytmu” złożyło wydawnictwo „Centrpoligraf” (nawiasem mówiąc, ono również wydało sporą ilość literatury nacjonalistycznej). „Centrpoligraf” twierdzi, że w 2013 roku „Algorytm” wydał piracką wersję książki Piotra Bukejchanowa „Bitwa pod Kurskiem – to my ją rozpoczęliśmy”, podczas gdy wyłączne prawo do wydania tej pozycji należało właśnie do „Centrpoligrafu”.  W odpowiedzi „Algorytm” przedstawił na swojej stronie internetowej własną wersję wydarzeń, zgodnie z którą „Centrpoligraf” wydał jedynie pierwszy tom książki, nie wywiązując się tym samym ze zobowiązań wobec autora, „Algorytm” natomiast wydał to dzieło w całości. Tak czy inaczej, sprawa trafiła do sądu, a pozwanemu wydawnictwu grozi bankructwo.

Gdyby w pewnym momencie wszyscy poszkodowani w wyniku praktyk „Algorytmu” złożyli pozwy do sądu, to prawdopodobnie wydawnictwu najzwyczajniej w świecie zabrakłoby pieniędzy na adwokatów. Nakłady wydawanych przez nich książek są niewielkie (np. publikacja podpisana nazwiskiem Luke’a Hardinga wyszła w nakładzie zaledwie 2000 egzemplarzy), a na dodatek większość pozycji można bezpłatnie ściągnąć z internetu. Krótko mówiąc, sytuacja finansowa „Algorytmu” nie wygląda optymistycznie.


Tłumaczenie: Katarzyna Kuc







*Galina Józefowicz, znany moskiewski krytyk literacki, autor licznych tekstów publikowanych w czołowych rosyjskich magazynach i gazetach: Newsweek Russia, Forbes, Psycholgies, Wiedomosti, Ogoniok, Itogi. Stale współpracuje z portalem meduza.io









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 



piątek, 7 sierpnia 2015

Woda dla alkoholika



Fenomen kremlowskiej propagandy nie przestaje fascynować rosyjskiej publicystyki niezależnej. Uparcie szuka ona odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie wierzą w oczywiste kłamstwa, dlaczego tak łatwo trafiają do nich populistyczne hasła serwowane przede wszystkim za pomocą telewizji. Maksym Trudolubow, wybitny dziennikarz średniego pokolenia uważa, że telewizja kremlowska odpowiada na zapotrzebowanie rosyjskiego audytorium. Jej oglądanie wywołuje silny efekt emocjonalny, widz odczuwa zwiększone poczucie wartości. Cena za nie jest minimalna. Skutkiem jest poczucie uzależnienia. Pozbycie się go nie będzie łatwe.



Autor: Maksym Trudolubow




Kremlowska telewizja nie odnosiłaby takich sukcesów - nie mam tu na myśli zysków komercyjnych, a siłę perswazji, gdyby sami obywateli tego nie pragnęli. W dzisiejszej Rosji media kontrolowane przez państwo są nie tylko źródłem szumów, ale także ważną częścią menu informacyjnego. Oficjalne media stworzyły własną rzeczywistość, teraz zakorzeniła się ona w świadomości obywateli, tworząc swego rodzaju kopułę rozpostartą nad całym krajem.







Pod kopułą


Steven King napisał powieść (na jej podstawie nakręcono film) "Pod kopułą", w niej mieszkańcy niewielkiego miasteczka w pewnym momencie uświadamiają sobie, iż ich miasto zostało przykryte przezroczystą półkulą. Przepuszcza ona powietrze i światło, ale nie można przez nią ani przejść, ani przejechać. W naszym wypadku można zrobić jedno i drugie, a jednak kopuła wciąż istnieje. Po jednej stronie mamy jedną rzeczywistość, po drugiej całkiem inną.

Tylko w pewnym ograniczonym zakresie dotykamy tu kwestii bezalternatywności. Oczywiście, mamy całe miasta, zapewne te niewielkie, gdzie brakuje alternatywnych źródeł informacji o świecie. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że można mieć inne wyobrażenia o świecie i poglądy. Ale jak pisze socjolog Denis Wołkow, 30 procent społeczeństwa regularnie korzysta choćby z jednego niezależnego źródła informacji. W Moskwie, w wielkich miastach ten wskaźnik rośnie do 60 procent. Tymczasem polityka Kremla w odniesieniu do Ukrainy jest w Moskwie równie popularna, co i w całym kraju. Oznacza to, iż dostępność alternatywnych źródeł informacji pozostaje bez wpływu na poziom aprobaty dla władz. Inaczej mówiąc, znaczną część ludzi pragnących się czegoś dowiedzieć, nikt nie zmusza do oglądania i słuchania tego, co ci ludzie słuchają i oglądają. Produkcja mediów odpowiada na ich zamówienie. Tego właśnie pragną.


Efekt emocjonalny


Dieta medialna współczesnego mieszkańca Rosji jest zapewne o wiele bogatsza i wartościowsza - przynajmniej potencjalnie - od tego czym media karmiły obywateli ZSRR. Ale przeciętny obywatel wybiera dziś świadomie, niewielką, ale uderzeniową dawkę produktów medialnych. Rosyjscy propagandyści nie do końca blokują dostęp do alternatywnych mediów (choć czasem utrudniają), sami ze swej strony serwują audytorium produkty lekkostrawne dające silny efekt emocjonalny - odciąga on uwagę, przeraża, daje poczucie wyższości. Medialna kremlowska dieta działa praktycznie na poziomie hormonalnym, wywołuje szybko uczucie sytości, przyjemności, być może nawet lepiej pasuje tu termin intoksykacji. Zakładając, że tak da się też opisać fizjologiczne pragnienia każdego człowieka - zależy mu na zdobyciu maksimum emocji pozytywnych (hormonów) przy minimalnym wydatkowaniu energii, to trudno nie zauważyć, iż oglądanie telewizji daje podobny skutek, widz odczuwa pozytywne emocje pozwalające mu czuć się lepszym i zwycięskim. Osiąga je za niewielką cenę, oglądanie telewizji nie wymaga wielkiego wysiłku.

Jeśli moja hipoteza jest uzasadniona, to nie da się walczyć z nową rosyjską propagandą tworząc nowe, alternatywne źródła informacji. Kreowanie nowych "głosów" nie pomoże. W tej sytuacji alternatywne, reprezentujące wyższy poziom źródła informacji można by porównać do brokułów serwowanych dziecku przyzwyczajonemu do konfitury, albo sałatki greckiej podanej amatorowi hamburgerów. Albo wody dla alkoholika. W przyszłości, w pewnym momencie społeczeństwo rosyjskie będzie musiało uwolnić się od tej zależności, jednak będzie to wymagało pewnych wysiłków. Na razie jednak znajdujemy się w stadium poważnego uzależnienia.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski


Oryginał ukazał się w moskiewskiej gazecie "Wiedmosti": http://www.vedomosti.ru/opinion/columns/2015/08/07/603879-zhizn-pod-kupolom





Maksim Trudolubow (ur. 1970), wybitny rosyjski dziennikarz średniego pokolenia. Jest redaktorem działu "Opinie" moskiewskiego dziennika "Wiedomosti". Jego artykuły ukazują się w najważniejszych tytułach prasy światowej ("The New York Times"). Był stypendystą uniwersytetów Yale i Harvarda. Obecnie jest ekspertem Centrum Wilsona w Waszyngtonie. Laureat nagrody Chlebnikowa za odwagę w dziennikarstwie (2007r.). 












Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.