wtorek, 8 kwietnia 2014

Cel Kremla: federalizacja Ukrainy.


Rozmowa z Fiodorem Łukianowem, politologiem, redaktorem naczelnym magazynu „Rosja w Polityce Globalnej”.

Kreml zrobi wszystko, by nie dopuścić do przyłączenia się Ukrainy do wrogich sojuszy – przyznaje politolog Fiodor Łukianow. Destabilizacja na wschodzie kraju ułatwia Rosji realizację tego zadania. Trudno sobie wyobrazić bezpośrednią interwencję wojskową, jednak nie można wykluczyć, iż wydarzenia wymkną się spod kontroli. Jednak najlepszą szansę na uregulowanie kryzysu stwarza federalizacja Ukrainy. 






Od chwili przyłączenia przez Rosję Krymu upłynęło niewiele czasu, teraz zaś jesteśmy świadkami protestów ze strony prorosyjskich grup ludności w obwodach ługańskim, charkowskim i donieckim. Głównym żądaniem uczestników protestów jest przeprowadzenie referendum o statusie regionu. Głosowanie powinno dotyczyć roli regionu w składzie Ukrainy, lub ewentualnej akcesji do Federacji Rosyjskiej. Żądanie federalizacji jest zbieżne z propozycjami, jakie w odniesieniu do kryzysu ukraińskiego zgłasza Moskwa. Bunt trwa, okupowane są nowe budynki państwowe, pojawiają się dokumenty wyrażające wolę oddzielenia się od Ukrainy. Najostrzejszy charakter ma konfrontacja z władzami w Doniecku, tam w poniedziałek protestujący zajęli budynki administracji obwodu i służby bezpieczeństwa. Przyjęto także rezolucję o powołaniu do życia Republiki Donieckiej, jej granice są identyczne z granicami obwodu donieckiego. Nieco później władze poinformowały o rozpoczęciu na terytorium obwodu donieckiego „operacji antyterrorystycznej.”




W poniedziałek, po zajęciu budynku obwodowej administracji, 

miejscowi separatyści, pod nazwą Komitet Patriotycznych 
Siły Doniecka, ogłosili niepodległą Republikę Doniecką 
i zwrócili się do Kremla o przyłączenie jej do Rosji.




Władimir Szwiedow:
Czy Putinowi zależy na destabilizacji sytuacji na wschodzie Ukrainy?

Fiodor Łukianow:
Czego chce Putin oprócz niego samego nie wie nikt, on jest naszym jedynym strategiem. Oceniając obiektywnie sytuację na Ukrainie można powiedzieć, iż destabilizacja grozi nie tylko jej regionom na południu i wschodzie, ale wszędzie indziej też. Ukraińska państwowość okazała się w stanie godnym pożałowania. Brak stabilności uniemożliwia odrodzenie się Ukrainy zjednoczonej, połączonej – na skutek takiego, a nie innego biegu wydarzeń – nastrojami antyrosyjskimi. Można więc sobie wyobrazić, iż dla Putina celem głównym jest zdobycie gwarancji, iż Ukraina nie zwiąże się instytucjonalnie, nie wstąpi do żadnego sojuszu antyrosyjskiego. Niestabilność jest zrozumiałym środkiem wiodącym do osiągnięcia tego celu. Tak długo, jak Ukraina będzie się znajdować w takim położeniu jak dziś, nie ma mowy o jej członkostwie w NATO, w UE, lub w jakiejkolwiek innej tego rodzaju formacji. W pewnym momencie, gdy już wszyscy będą zmęczeni chaosem pomysł federalizacji, dziś ani w Kijowie, ani na Zachodzie nie traktowany priorytetowo, zacznie być oceniany jako rzeczywista szansa na uregulowanie kryzysu.

Źródla donieckich protestów


Szwiedow:
Jak się Panu wydaje, co wywołało obecną falę protestów?

Łukianow:
Myślę, że zadziałało wiele czynników. Jednym z nich jest przykład Krymu. Innym pełne pogubienie się mieszkańców wschodu i południa, których do dziś nikt nawet nie pytał, czego naprawdę pragną. Kijowscy przywódcy, emisariusze nowej władzy, świeżo powołani ministrowie po raz pierwszy wybrali się do Doniecka-Charkowa-Ługańska dopiero teraz, po wybuchu napięcia. Do tej pory z jakiegoś powodu nie interesowali się nastrojami wśród zamieszkałych tam własnych obywateli. Nie ma co do tego wątpliwości, ludzi ogarnęło niezadowolenie, rozdrażnienie, wątpliwości, a nawet lęk. Nie brak i aktywistów, pragnących zorganizować swego rodzaju Antymajdan. I oczywiście, nie wykluczam, iż Rosja, Kreml okazuje polityczne i moralne wsparcie dla tego rodzaju tendencji. Byłoby dziwne, gdyby było inaczej.

W dodatku, nie wolno zapominać, iż Donieck to przede wszystkim terytorium Rinata Achmietowa. Nie chodzi o to, czy zdystansowanie się od Kijowa jest dla niego korzystne. Mamy do czynienia ze sporem, o to na jakich podstawach będzie się opierać nowa Ukraina. Nie ma wątpliwości, iż Rinat Achmietow pragnie zachować swoje znaczenie, możliwość wpływania na sytuację na równi ze swymi konkurentami. Ukraińska oligarchia nigdzie nie uciekła. Nie wykluczone, że w taki właśnie sposób oligarchowie komunikują się teraz między sobą.

Jak wyglądają kulisy obecnych protestów trudno powiedzieć, ukraińska polityka, wschodnia, zachodnia, czy kijowska,  jest kłębkiem splecionym z mętnych i nie jasnych intryg, w nich wszystkich obecne są wielkie pieniądze i oligarchiczne wyobrażenia o tym, co w obecnej chwili jest najbardziej korzystne. Nie wykluczałbym, iż będziemy obecnie świadkami jakichś starć pomiędzy klanami oligarchów, potem nagle wszystko ucichnie i dowiemy się, że właśnie zainicjowano nową rundę negocjacji. Jest także prawdopodobne, iż to nie Rosja stoi za obecnymi wydarzeniami, a sytuacja ukształtowała się pod wpływem jakichś grup wpływu.

Szwiedow:
Dlaczego obecne protesty są najbardziej burzliwe w Doniecku?

Rinat Achmietow, najbogatszy oligarcha Ukrainy
namawial protestujących  w Doniecku do podjęcia rozmów
z władzami. 
Łukianow:
Dlatego, iż Donieck jest twierdzą tej partii i tej siły politycznej, która poniosła pełną klęskę. W rezultacie w kijowskiej polityce nikt nie reprezentuje jej interesów. Partia Regionów do pewnego stopnia się rozsypała, jakaś jej część całkowicie podporządkowała się nowym władzom i porządkom. I ta część przestała reprezentować tych, którzy zawsze na nią głosowali. Ostatnie prognozy mówią o tym, iż gdyby wybory do Rady Najwyższej przeprowadzono obecnie, Partia Regionów zdobyłaby najwyżej 6% procent głosów. Mało kto traktuje ją jako poważną siłę zdolną do obrony interesów wschodu Ukrainy. Brak swojej reprezentacji oraz sytuacja w Kijowie, gdzie życie polityczne toczy się według własnych reguł wpływają na nastroje. W dodatku obwody charkowski, ługański i oczywiście doniecki są szczególnie związane z Rosją, w każdej dziedzinie, gospodarczej, kulturalnej, humanitarnej.

Szwiedow:
Czy elicie Doniecka zależy na zaostrzeniu protestów i zdystansowaniu się od Kijowa ?

Łukianow:
Dla donieckiej elity federalizacja jest niezłym rozwiązaniem, stwarza szansę na rozszerzenie własnych pełnomocnictw i możliwości. Ale ogólnie rzecz biorąc, trzeba powiedzieć, iż w obecnej sytuacji propozycja federalizacji zgłaszana przez Rosję, mało kogo zainteresuje: jej zaakceptowanie podobne będzie do kapitulacji. Ale sam pomysł decentralizacji i likwidacji Ukrainy w starym kształcie cieszy się niemałym poparciem. Także na zachodzie kraju traktuje się go z większym zrozumieniem, niż kiedykolwiek w przeszłości.

W rzeczywistości decentralizacja, lub federalizacja, jak mi się wydaje, może zostać wprowadzona w najmniej oczekiwany sposób. Wyobraźmy sobie, iż Petro Poroszenko zostaje prezydentem, gubernatorem obwodu dniepropietrowskiego miliarder Kołomojski, gubernatorem obwodu donieckiego miliarder Taruta, a w innych obwodach po władze sięgną kolejni aktywni w biznesie przedsiębiorcy-miliarderzy. W rezultacie powstaje interesujące państwo feudalno-oligarchiczne, jego struktura federacyjna nie jest formalna, a wynika z nieustannych nieformalnych sporów między oligarchami. Tak z resztą wyglądała polityka ukraińska przez ponad dwadzieścia lat. Teraz można odnieść wrażenie, iż ten proces ulegnie jeszcze dalszej instytucjonalizacji.

Federalizacja lepsza od interwencji wojskowej


Szwiedow:
Czy jest możliwy taki rozwój wydarzeń: Putin, odpowiadając na prośbę Donieckiej Rady Ludowej, godzi się na wprowadzenie armii na terytorium obwodu donieckiego?

Łukianow:
Może się to zdarzyć tylko wówczas, gdyby ukraińskie służby specjalne i organy porządkowe zabrały się do rozpędzania protestów, używając przemocy. Jeśli dokonana zostanie rozprawa z separatyzmem, słyszymy o niej coraz częściej, wtedy, nie da się wykluczyć, iż Rosja będzie musiała się zaangażować bardziej. Tyle mówiliśmy na ten temat, że będzie się trudno wycofać.

Szwiedow:
Czy dla Kreml federalizacja Ukrainy byłaby wystarczająca?

Łukianow:
W obecnej sytuacji, takiej jaka się ukształtowała, nie wiemy w końcu jak długo jeszcze będzie to trwało, federalizacja Ukrainy wydaje się z punktu widzenia Rosji celem racjonalnym i możliwym do zaakceptowania. Wówczas Ukraina przekształciłaby się w swego rodzaju amorficzną strukturę, niezdolną do podejmowania poważnych decyzji w takich kwestiach, jak przystąpienie do jakichś organizacji.

Szwiedow:
Na ile prawdopodobne jest przeprowadzenie referendum o statusie obwodu donieckiego? I jakim mógłby się okazać jego wynik?

Łukianow:
Nie mam pojęcia, jaki byłby rezultat. Wydaje mi się, iż referendum możliwe będzie tylko w tym wypadku, gdy Rosja zaangażuje się aktywnie, wyraźniej zaznaczy swój udział. W obecnej sytuacji prawnej referendum oczywiście nie będzie. Jeśli jednak sytuacja się zaostrzy i Rosja wyśle swoje siły zbrojne, by wzięły pod ochronę protestujących i lojalnych wobec nich przedstawicieli władzy – wtedy referendum może zostać zorganizowane. Tego głosowania, podobnie do krymskiego, także nie nikt nie uzna za legalne. W innej sytuacji referendum nie wydaje mi się prawdopodobne.

Szwiedow:
Czy wydaje się Panu możliwe, iż w oparciu o rezultaty tego rodzaju referendum Kreml mógłby podjąć decyzję o przyłączeniu obwodu donieckiego?

Łukianow:
Jeśli tam zacznie się chaos, zobaczymy przemoc, różnego rodzaju incydenty, zostanie przelana krew, wówczas, jak już powiedziałem, Rosja zaangażuje się aktywnie. To jest całkiem możliwe. Ale tylko w ostatecznym wypadku. Nie oczekiwałbym wówczas, by obwód doniecki mógł funkcjonować przez dłuższy czas w oparciu o status nie uznanego państwa, podobnego do Abchazji. Nikt nie będzie tym zainteresowany. Z prawnego punktu widzenia, to nieokreśloność, rozpad wszystkiego, trudno byłoby się z tym pogodzić w obwodzie donieckim z jego liczną ludnością, przemysłem, znacznym potencjałem gospodarczym. Ten region powinien więc pozostać w przestrzeni prawnej Ukrainy, albo wejść w skład Federacji Rosyjskiej, tak jak Krym. Jakaś forma przejściowa byłaby wyjątkowo niestabilna i pozbawiona szans na przetrwanie.

Szwiedow:
Uzasadniając przyłączenie Krymu prezydent podkreślił symboliczne znaczenie wspólnej pamięci historycznej. A jak Putin mógłby uzasadnić przyłączenia Doniecka i regionu?

Koniunktura w przemyśle węglowym często się waha i przejęcie
Donbasu wcale nie musi prynieść Rosji natychmiastowych
korzyści gospodarczych. 
Łukianow:
Podstawą będzie obrona ludności pochodzenia rosyjskiego. Tego rodzaju uzasadnienie zgodne byłoby z logiką jego wystąpienia w kwestii Krymu. Tam była o tym mowa wprost: „Nie możemy pozostać obojętni”. W tym samym przemówieniu Putin wspomniał także, iż terytoria, na których między innymi znajduje się obwód doniecki, przekazano pod jurysdykcję Ukrainy w latach dwudziestych: „Zrobili to bolszewicy i niech Bóg będzie im sędzią”. Tak więc, jeśli będzie to konieczne, znajdzie się odpowiednie uzasadnienie.

Szwiedow:
Nowe władze w Kijowie nie odniosły się do problemów i interesów południowego wschodu z należytą uwagą. Teraz jednak szef ukraińskiego ministerstwa spraw zagranicznych deklaruje, iż sytuacja w Doniecku zostanie przez Kijów potraktowana poważniej, niż wydarzenia na Krymie. Jakie działania ze strony władz w Kijowie wydaja się Panu dziś najbardziej prawdopodobne?

Łukianow:
Ukraińskie władze demonstrują obecnie całkowity brak profesjonalizmu, nie reagują adekwatnie na sytuację. Od samego początku, po ucieczce Janukowicza, obecni przywódcy Ukrainy oparli się na swoich zwolennikach, starając się to, by ich nie rozczarować. Nikt nie pokusił się o wypracowanie jakiejś jednej linii, odnoszącej się do całej Ukrainy. W takim kraju, jak Ukraina taka polityka nie ma szans. Już dziś sytuacja jest niebezpieczna. Jak mi się zdaje, także politycy w Kijowie są świadomi, iż użycie przemocy w walce z protestującymi i następujące po niej bezpośrednie zaangażowanie Rosji zmusi zachód do wprowadzenia wobec niej wyjątkowo surowych sankcji. Ich skutki będą fatalne także dla ich własnego kraju, być może gorsze niż dla samej Rosji. Ukraina nie tylko utraci wówczas kawałek swego terytorium, lecz znajdzie się w sytuacji całkowicie niezrozumiałej i kruchej. Mam nadzieję, że władze w Kijowie zaczną na reszcie myśleć i poszukają sposobu na rozwiązanie kryzysu bez użycia siły.

Korzyści dla Rosji?


Szwiedow:
Obwód doniecki jest stosunkowo bogaty, rozwinięty gospodarczo. Czy jego potencjał byłby wystarczający, by zrekompensować Rosji wszystkie negatywne, polityczne i gospodarcze następstwa tej operacji?

Łukianow:
Nie jest pewien, do jakiego stopnia jest to region rozwinięty gospodarczy, na jego obszarze niezbędne są ogromne inwestycje. Wystarczy policzyć, ile mogłaby kosztować operacja podniesienie donieckich emerytur i rent do poziomu na jakim są one wypłacane w Rosji. To byłyby ogromne pieniądze, już się o tym przekonaliśmy na Krymie. Rosja dysponuje także własnym przemysłem węglowym. Koniunktura w tej dziedzinie bywa zmienna. Przyłączenie Donbasu mogłoby przynieść wymierne korzyści tylko w bardziej oddalonej perspektywie. Na początku – nie. Musielibyśmy ponieść niewiarygodnie wysokie koszta.

Najkorzystniejszym wariantem jest dla nas federalizacja:  taka większa Szwajcaria z różnorodnymi interesami wszystkich podmiotów, umożliwiająca wszystkim zainteresowanym stronom, Rosji, Europie, Ameryce wpływanie na bieg wydarzeń, zachowanie swego rodzaju dynamicznej równowagi.

Szwiedow:
Można się spodziewać, że realizacja najbardziej negatywnego scenariusza przewidującego przyłączenie obwodu donieckiego musiałaby doprowadzić do jeszcze większej mobilizacji Ukrainy przeciw Rosji? Dla Kremla oznaczałoby to niekorzystny rozwój wypadków?

Łukianow:
Jeśli Rosja na serio weźmie udział w rozbiorach Ukrainy, to o wszelkich stosunkach z nią, politycznych, gospodarczych, można zapomnieć. Ukraina w tym kształcie, w jakim zachowałaby się po oderwaniu obwodu donieckiego, stałaby się państwem wrogim wobec Rosji. Na pewno też podjęłaby starania, by otrzymać jak najdalej idące wsparcie ze strony zachodu, także wojskowe. Taka byłaby cena aneksji południa i wschodu Ukrainy. Nie wierzę, że do tego dojdzie, ale jeśli…

Ukraina jako całość, w obecnym kształcie, nie jest zdolna do pełnej konsolidacji. Regiony zachodnie, Kijów, to co innego, tam poziom konsolidacji już jest wysoki. Musimy być świadomi, iż w stosunkach z Ukrainą, przekroczyliśmy już pewna linię. Przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej szybko zapomniane nie będzie.


*Fiodor Łukianow (1967), politolog, publicysta, redaktor naczelny magazynu „Rosja w Polityce Globalnej”. W swych wystąpieniach publicznych reprezentuje zwykle punkt widzenia oficjalnej Moskwy, jednak w wersji „soft”, bez propagandowej przesady. Jest aktywnym uczestnikiem międzynarodowych konferencji, chętnie widzianym przez gremia zachodnie partnerem do rozmów i konsultacji.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz