Wzrost napięcia na wschodzie Ukrainy, demonstracje i przejmowanie budynków państwowych przez siły prorosyjskie mogłoby świadczyć, iż Moskwa szykuje tam powtórkę scenariusza z Krymu. Znany moskiewski dziennikarz Oleg Kaszyn jest innego zdania: cena za aneksję Donbasu byłaby o wiele za wysoka i prezydent Putin zdaje sobie z tego sprawę.
Autor: Oleg Kaszyn
Szydercza parodia kijowskiego Majdanu uzupełnia wydarzenia
na wschodzie Ukrainy o dodatkowy rys, to co się dzieje nie przypomina kryzysu
politycznego, a ponury reality show kojarzący się z modnymi filmami z dziedziny
fantastyki produkowanymi w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku.
„Wasza sotnia”- „Nasza sotnia”
Tam ludzie stali na placach i tu też stoją na placach, tam opony
i tu opony, tam ktoś pod przymusem klęczał na kolanach przed demonstrantami, tutaj
dzieje się tak samo. Na szczęście Wschód nie ma jeszcze swojej „niebiańskiej
sotni”, ale w tej atmosferze jaka teraz panuje, trudno bronić się przed dziwnym przeczuciem. Zwłaszcza, iż trudno
oczekiwać, by reżyserów „rosyjskiej wiosny” cechował jakiś szczególny humanizm.
Paralela „wasza sotnia” – „nasza sotnia”, jak by ponuro to nie brzmiało, dawno już
przestała być nieprawdopodobna.
Po przyłączeniu Krymu i przekształceniu go w obwód Federacji
Rosyjskiej nic już nie wydaje się niemożliwe. Któż mógłby jeszcze dwa miesiące
temu wyobrazić sobie, iż Dmitrij Miedwiediew poprowadzi w Symferopolu zebranie
na temat społeczno-gospodarczego rozwoju półwyspu. A on te zebrania prowadzi, one
są ważne nie tylko z punktu widzenia przyszłego rozwoju Krymu, ale z innego też,
nikt nie myślał, że coś takiego się w ogóle zdarzy. I szkoda że nie myślał….
Więc dziś obserwując, to co się dzieje na wschodzie Ukrainy,
kto zaręczy, iż obwody doniecki, charkowski i Ługański będą świętowały Nowy Rok
jako części składowe tego samego państwa, w którym świętowały początek roku
2014…. Nagle rozbudzony imperializm władz rosyjskich, jak do tej pory, nie
zderzył się z żadnym oporem (z wyjątkiem czysto retorycznego) ze strony
Ukrainy, jest więc gotów tworzyć cuda. Dziś, gdy z Doniecka, Charkowa, Ługańska
docierają do nas podobne wiadomości do tych, które półtora miesiąca temu napływały
z Symferopola i Sewastopola, warto zastanowić się, kiedy znów na Kremlu obie
izby naszego parlamentu zbiorą się na podniosłym posiedzeniu Zgromadzenia
Federalnego, dla uroczystego podpisania umowy o przyjęciu kilku nowych obwodów w
skład Federacji Rosyjskiej.
Ale im bardziej wydaje nam się, iż perspektywa ta robi się
coraz bardziej realna, z tym większą pewnością można powiedzieć, iż nie zdarzy
się to nigdy. Rosja nie przyłączy do siebie ani jednego regionu Wschodniej Ukrainy.
Nie będziemy świadkami nowego uroczystego posiedzenia na Kremlu. Nie będzie
podpisania umowy, ani demonstracji z wyrazami solidarności, z udziałem
zaufanych pracowników sfery budżetowej przeprowadzonej pod hasłem „Donbas jest
nasz”. Wraz z zakończeniem „rosyjskiej wiosny” nadejdzie „rosyjskie lato” –
pora, gdy wszyscy rozjeżdżają się na urlopy, życie zamiera, a w telewizji
pokazują powtórki starych programów.
Czym różni się Donbas od Krymu?
Tylko na mapie wydaje się, iż są do siebie podobne – tu krosteczka
Krymu, tam zakrętas Donbasu. Ale w rzeczywistości regiony te nie są do siebie
podobne. Na poły izolowany, przez 23 lata nikomu niepotrzebny, pogrążony w
gospodarczej depresji Krym, dla Ukrainy pozostawał czymś na kształt Północnego
Kaukazu dla Rosji. Z jedną różnicą, na Ukrainie nie rozbrzmiewało hasło „dość
karmienia Krymu” i działo się tak dlatego, iż przez te lata nikt Krymu nie
podkarmiał. Nikt tam nie wysyłał żadnych pieniędzy, mieszkańcy musieli
dawać sobie radę sami, zarabiając na przyjeżdżających na Krym letnikach. Innymi
słowy, wciąż nie wiadomo, czy aneksja Krymu przez Rosję stanowi dla Ukrainy rzeczywistą
stratę, niech Ukraińcy sami sobie odpowiedzą na to pytanie, w końcu to ich sprawa.
Nas interesuje co innego: oto terytorium Rosji uległo zwiększeniu, zdobyliśmy Krym,
ale tam nie ma niczego wartościowego na czym moglibyśmy skorzystać, wszystko jest na
odwrót, na rozwój Krymu trzeba będzie przeznaczyć ileś tam miliardów i odbędzie
się to na ulubionych przez elitę rosyjską zasadach „weźmy co swoje”. Ktoś
będzie musiał (wiadomo kto) wybudować most, ktoś ośrodki wypoczynkowe, ktoś
inny zwycięży w przetargu na budowę linii kolejowej z Jałty do Symferopola, a
jeszcze ktoś dostanie prawo na wykopanie tunelu dla metra w Sewastopolu. A to
tylko gospodarka, w dodatku pozostanie nam Krym jako niewyczerpane źródło patriotycznego
uniesienia, „Krym znów jest nasz” i tak dalej. Z której strony nie popatrzycie na
Krym, to nie zdobycz, a cudo.
Czy to samo jest możliwe z Donbasem, można mieć wątpliwości.
Jest to szczególnie ważny region o podstawowym znaczeniu dla państwa, tu mają
swoje siedziby największe ukraińskie grupy finansowo-przemysłowe. Donbas ma
swoją elitę, interesy, konflikty, pieniądze i jeszcze więcej – tutaj nie zadziałają
te mechanizmy, które okazały się skuteczne w małym i ubogim Symferopolu. Tutaj,
albo trzeba przyjąć Rinata Achmietowa do spółdzielni „Jezioro” (aluzja do grupy
biznesmenów z otoczenia prezydenta Putina, którzy wspólnie z nim należeli przed
laty do budującej dacze spółdzielni o tej nazwie – „mediawRosji”), albo stanąć
do wojny. Hasło „Donbas jest nasz” już nie zabrzmi tak dumnie, jak krymski oryginał.
Targi z Zachodem, lub Kijowem w sprawie Krymu, powrót prezydenta Janukowicza na
„lojalne wobec niego terytorium”, działania drażniące Ukraińców, nasilające się
wraz z przybliżaniem się daty wyborów – proszę bardzo, można ile wlezie, ale we
wschodnio-ukraińskich obwodach powtórka krymskiego scenariusza – nie, nie, cena
będzie za wysoka.
Jak się wydaje, Putin rozumie to bardzo dobrze. Może dla
kogoś zabrzmi to dziwnie, ale obserwując obecną „hałaśliwą wiosnę” można
dostrzec potwierdzenie tego, iż wiele więcej się nie zdarzy. Przez piętnaście
lat spędzonych wspólnie z Putinem, można było przyzwyczaić się do jego
sentymentalnej skłonności do konspirowania (może nie starczyło mu w młodości zabawy
w szpiegów, a może źródła jej tkwią w specyficznej dla Petersburga etyce lat
dziewięćdziesiątych) – Putin nigdy nie daje do zrozumienia, jaką decyzję
podejmie jutro. Spróbujcie sobie przypomnieć, czy o którymś z podjętych przez
Putina kroków wiedzieliśmy zawczasu….
Jeśli więc wszystko wskazuje dziś na to, że Rosja gotowa
jest przyłączyć także terytorium Donbasu, to ta gotowość świadczy chyba najlepiej,
że ten scenariusz nie będzie zrealizowany.
Nie, nie przyłączy.
*Oleg Kaszyn (1980), znany moskiewski dziennikarz związany w
przeszłości z dziennikiem „Kommersant”. W 2010 stał się ofiarą brutalnego pobicia,
wiązanego powszechnie z jego działalnością publicystyczną. Publikuje obecnie na
portalach slon.ru, colta.ru. Sporym echem odbił się niedawno jego reportaż z
Krymu opublikowany przez nacjonalistyczne wydawnictwo internetowe „Sputnik i pogom”.
W październiku 2012 roku wybrano go do Rady Koordynacyjnej Opozycji.
Oryginał artykułu można znaleźć na portalu slon.ru: http://slon.ru/russia/pochemu_donbass_ne_stanet_chastyu_rossii-1080142.xhtml
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz