Dla warstwy ludzi wykształconych życie w poradzieckiej
Rosji nigdy nie było szczególnie komfortowe. Jednak jajogłowi we własnej niszy
mogli poświęcać się ukochanej pasji, pisali książki, prowadzili badania, reżyserowali
filmy i spektakle. Te czasy odeszły do przeszłości. Nauka i kultura są celem
świadomego ataku ze strony dyszącej żądzą rewanżu biurokracji. Grozi nam coraz
większa ucieczka mózgów - alarmuje Dmitrij Trawin, profesor ekonomii na
Uniwersytecie Europejskim w St. Petersburgu. Władze nie będą z nią walczyć. W
obecnej sytuacji zależy im bardziej na uciszeniu jajogłowych, niż na wspieraniu
działalności twórczej.
Autor: Dmitrij Trawin
Dla rosyjskiej klasy kreatywnej nastały czasy szczególnie trudne. |
"Zewsząd słyszymy jęki. Ze wszystkich końców naszego
ogromnego kraju dochodzą wołania o pomoc". Te słowa Ostapa Bendera
pokazują dobrze, jak mają się sprawy w dzisiejszej Rosji. Ale to nie wołają
dzieci ulicy, a osieroceni intelektualiści reprezentujący różne dyscypliny.
Dawno nie mieliśmy w naszym kraju do czynienia z równie
silnym atakiem na naukę, kulturę, system ochrony zdrowia i oświatę.
Nowa
polityka kulturalna
W Moskwie słychać jęki lekarzy z reorganizowanych
szpitali. W Petersburgu likwidacja grozi najstarszemu czasopismu literackiego,
choć potrzeba niewielkiej, groszowej dotacji państwowej, by zapewnić mu byt. W
kinematografii swoje porządki zaprowadza minister kultury, obiecując, iż
wstrzyma dotacje na filmy przedstawiające "raszkę-gawniaszkę" (jak sam wyraził się kulturalnie). Nie
będzie pieniędzy na "Martwe dusze", "Salę numer sześć",
"Historię jednego miasta", "Archipelag Gułag",
"Opowiadania kołymskie", itp. W wielu wyższych uczelniach rośnie
obciążenie wykładowców. W obecnych warunkach przestają być naukowcami, zamieniają
się belfrów, nie mają czasu, by czytać nawet podstawową literaturę naukową. O
nauczycielach, o ich przeciążeniu biurokratyczną pisaniną jeszcze jeden raz pisać
nie ma sensu. To samo z kwestią finansowania muzeów i bibliotek, wylano już na
ten temat morze atramentu. Mamy tu do czynienia nie z oddzielnymi zjawiskami
odzwierciedlającymi poglądy naszych ministrów, kultury Władimira Medyńskiego i
szkolnictwa Dmitrija Liwanowa, a z określoną prowadzoną świadomie polityką.
Nie trudno odgadnąć, iż wynika ona w głównej mierze z
katastrofalnej sytuacji finansowej państwa z kurczącą się gospodarką, które bez
względu na okoliczności, stara się równocześnie podnosić wydatki na zbrojenia.
Ale jeśli kwestię tę przeanalizować, to okaże się, iż mamy do czynienia nie
tylko z problemami o charakterze ekonomicznym. Równie ważne jest zjawisko
zaostrzenia się wzajemnych stosunków między społeczeństwem, a inteligencją.
Spróbujmy wyrazić się precyzyjniej, po jednej stronie barykady widać
biurokrację z przemysłem, po drugiej kulturę i naukę.
Istota reform rynkowych postulowanych przez środowiska
intelektualne u zmierzchu władzy radzieckiej polegała na tym, by zmusić naszą
gospodarkę by zaprzestała nieróbstwa, by zabrała się do roboty w pocie czoła i
produkowała potrzebne konsumentowi towary. Nie dałeś rady - bankrutujesz, równocześnie
tracisz wynagrodzenie i miejsce pracy. Podobne żądania intelektualiści
formułowali pod adresem biurokracji, domagano się redukcji części aparatu,
Pozostali winni byli zaprzestać przekładania papierów, zająć się pracą mierzoną
wynikami. W swoim czasie podjęto nawet próbę przeprowadzenia reformy
administracji, jednak jej rezultaty okazały się praktycznie zerowe.
Ale równocześnie część warstwy wykształconej zapragnęła
by jej życie regulowały inne zasady. Nauka akademicka chce zajmować się
interesującymi ją problemami i oczekuje, iż państwo będzie ją wspierać. Nauka nie
przejmuje się, czy uzyskiwane przez nią wyniki będą opłacalne. Uczonym z
uniwersytetu zależy na twórczych kontaktach ze studentami i na jak najmniejszej
ilości formalnych obowiązków. Potrzebują masy wolnego czasu, by w spokoju
pracować nad programem prowadzonych przez siebie zajęć obejmujących
interesujące ich zagadnienia. Inteligencja twórcza pragnie tworzyć filmy,
inscenizować spektakle nie dla milionów widzów, tym potrzebna jest strzelanina,
pościgi i seks, ale dla przygotowanego, wybranego odbiorcy niezdolnego z kolei
do zapewnienia, by twórczość tego rodzaju była opłacalna. Szkoła i medycyna,
rzecz jasna, w mniejszym stopniu domagają się swobody twórczej na koszt
państwa, jednak nie rezygnują z postulatu bezpłatnej oświaty i bezpłatnego systemu
ochrony zdrowia. W istocie i one chcą otrzymywać pieniądze z budżetu i nie
widzą potrzeby powiązania wydatków z konkretnymi rezultatami.
Trudno się dziwić, iż w umysłach wielu urzędników
zajmujących wysokie stanowiska już dawno pojawiła się myśl, iż jajogłowych
także należałoby poddać większej dyscyplinie. Proszę bardzo, popatrzcie, wciąż wywierają
na nas presję, choć z ich działalności budżet nie ma żadnego pożytku. Płacone
przez nich podatki to zaledwie niewielka część przyznawanych im dotacji. W
dodatku ludzie ci nie musza się rozliczać przed społeczeństwem z jakichś precyzyjnie
określonych obowiązków.
Rewanż
za upokorzenia
Obecny kryzys finansowy stworzył warunki pozwalające na to,
by owe skrywane do tej pory myśli lęgnące się w mózgach naszej biurokracji
doczekały się realizacji. Z formalnego punktu widzenia, nikt rzecz jasna nie
powie, iż oto dokonuje się akt zemsty na intelektualistach wcześniej
forsujących reformy i zmiany. I że jest on rewanżem za wszelkie upokorzenia doznawane
przez urzędników i doświadczonych działaczy gospodarczych. A jednak surowość
rozprawy z nauką i kulturą świadczą o poczuciu prawdziwej satysfakcji
odczuwanej przez rządowych "reformatorów". Widzimy także wyraźnie, iż
społeczeństwo, choć bywa od czasu do czasu adresatem apeli ze strony lekarzy,
profesorów i reżyserów filmowych ma cierpienia jajogłowych w wielkim poważaniu.
Strategia władzy wobec obcej jej duchowo warstwy
wykształconych inteligentów jest prosta. Wszystko to, co da się poddać zasadom
rynku będzie skomercjalizowane. Tam gdzie osiągnięcie opłacalności będzie
niemożliwe wobec inteligencji zostaną sformułowane rygorystyczne oczekiwania.
Żadnego chleba z masłem i miodem. Opracowywanie programów i wszelkiego rodzaju
sprawozdawczość zajmą teraz wykładowcom więcej czasu, niż same wykłady.
Czytanie książek w czasie pracy uznane zostanie za niedopuszczalny kaprys. Czy
takie podejście jest sprawiedliwe? Ogólnie rzecz biorąc, zapewne tak. Jak to
się mówi, o co walczyliście, to i zdobyliście. Socjalizmu już dawno nie ma. Jak
mówi Putin, "jeśli będziemy żuć gile z nosa, to przez lata nie zmienimy
niczego."
Mamy tylko jedną biedę. Jak mówią ekonomiści,
sprawiedliwość nie zawsze dogaduje się z efektywnością. Często zdarza się, że
powstają między nimi sprzeczności.
W Ameryce, choć rynek w niej gra decydującą rolę, od
dziesiątków lat państwo i prywatni sponsorzy przeznaczają ogromne sumy na rozwój
nauki, także tej nie przynoszącej bezpośredniego zysku. Amerykanie dysponują
czasem na badania, wystarcza im pieniędzy na podróże w celach naukowych i na
konferencje. W rezultacie, nawet w rosyjskich księgarniach, 70 procent
porządnych książek z takich dziedzin, jak historia, ekonomika, historia, to
przetłumaczone z angielskiego prace amerykańskich profesorów. Nie znajdziecie
na tych półkach produktów rodzimych zastępujących import.
Ucieczka
mózgów
Przez ostatnich 15 lat w USA pisze się o rozwoju tak
zwanej "klasy kreatywnej". Należy do niej spora liczba
intelektualistów. Prowadzą oni niezależny, swobodny obraz życia. Zajmują się
tym, co ich interesuje. Nie są skrępowani rygorystycznymi obowiązkami. To
właśnie klasa kreatywna tworzy wartości, potem rodzą się z nich miliony. Jednak
nie dzieje się tak na skutek urzędniczych rozporządzeń. Nie najważniejsze jest pragnienie
rychłego wzbogacenia się. Najważniejsza jest działalność twórcza, wszystko inne
jest "produktem ubocznym".
Nasza klasa kreatywna jest niewielka. To właśnie jej
przedstawiciele stanowią większość rosnącej z dnia na dzień fali emigracji na
Zachód. Zmiany przeprowadzane obecnie w nauce i w kulturze oznaczają, iż strumień
emigracji będzie się zwiększał. Choć brakowało jej wolności obywatelskich Inteligencja
pozostawała w Rosji, wystarczyło, iż intelektualiści byli odpowiednio
wynagradzani i że nie brakowało im możliwości,
by zajmować się pracą twórczą. Dziś powstrzymywać ich przed wyjazdem będzie
zaledwie naturalne dla ludzi pragnienie, by żyć we własnej ojczyźnie. Jednak od
pewnego momentu i ono przestaje hamować ucieczkę mózgów.
Ta sytuacja w zasadzie powinna niepokoić władze. Emigracja
klasy kreatywnej komplikuje rozwój gospodarki. W XXI wieku jeden intelekt twórczy
zapewnić może więcej podatków niż tysiąc spracowanych rąk. Ale władze rosyjskie
nie widzą tu problemu. Nasz system finansowy opiera się, nie na szerokim
rozwoju przedsiębiorczości, ale na dochodach branży naftowej. Kreml nie
potrzebuje intelektualistów. W obecnej sytuacji politycznej i gospodarczej są
oni raczej źródłem problemów, niż korzyści. Władzy zależy na ograniczeniu
protestów inicjowanych przez jajogłowych bardziej, niż na rozwijaniu działalności
twórczej. Nie widzę szans na zmiany, jak długo nasze władze zachowają obecny
kształt.
Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał
ukazał się na łamach petersburskiego portalu fontanka.ru:
*Dmitrij Travin, ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. Członek opozycyjnego Komitetu Inicjatyw Obywatelskich powołanego do życia przez bylego ministra finansow Aleksieja Kudrina.
Przebudzenie Rosji: scenariusze
W rosyjskich środowiskach liberalnych panuje przekonanie, iż po piętnastu
latach rządów Władimira Putina Rosja pogrąża się w zastoju. Przestała rozwijać
się gospodarka, zostały zerwane liczne więzi łączące ją ze światem zewnętrznym.
Nie są wprowadzane żadne nowe, potrzebne reformy. Dmitrij Trawin,
ekonomista i publicysta z Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu
zastanawia się, jak długo jeszcze sytuacja ta będzie trwać. Chłodna analiza
prowadzi go do wniosku, iż przebudzenie Rosji związane będzie ze zmianą
pokolenia rządzących. Za 15-20 lat.
Projekt „Żyrinowski”: jak długo jeszcze?
W wielkiej polityce pojawił się w czasach
radzieckich. Władimir Żyrinowski jest jedynym politykiem z tamtych czasów,
który przetrwał do dziś. Niedawne skandale z jego udziałem postawiły jednak pod
znakiem zapytania jego dalszą karierę. Tym bardziej, iż nacjonalistyczny
elektorat Żyrinowskiego przechodzi stopniowo na stronę prezydenta Putina.
Dymtrij Trawin uważa jednak, iż stary mistrz populistycznego PR nie da się
jeszcze wysłać na emeryturę.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Kolejny realny opis rzeczywistości z błędną diagnozą przyczyn. To nie "zemsta biurokracji" tylko celowe działanie władzy.
OdpowiedzUsuńTak samo było za czasów ZSRR i teraz ludzie rządzący Rosją w sposób naturalny "wracją do korzeni" z których się wywodzą.
Zastanawiający jest ten ciągły "błąd" popełniany przez rosyjkich publicystów/analityków piszący w Rosji : trafny opis rzeczywistości i unikanie za wszelką cenę wskazania faktycznych przyczyn tego stanu rzeczy. Zawsze winna jest mityczna biurokracja, nadgorliwi urzędnicy, skorumpowani oligarchowie i inne trybiki systemu władzy. Nigdy nie wskazują na system który to wszystko stworzył, akceptuje i który dzięki tym "wypaczeniom" może trwać.