W rosyjskich środowiskach
liberalnych panuje przekonanie, iż po piętnastu latach rządów Władimira Putina
Rosja pogrąża się w zastoju. Przestała rozwijać się gospodarka, zostały zerwane
liczne więzi łączące ją ze światem zewnętrznym. Nie są wprowadzane żadne nowe, potrzebne
reformy. Dmitrij Trawin, ekonomista i publicysta z Uniwersytetu Europejskiego w
St. Petersburgu zastanawia się, jak długo jeszcze sytuacja ta będzie trwać. Chłodna
analiza prowadzi go do wniosku, iż przebudzenie Rosji związane będzie ze zmianą
pokolenia rządzących. Za 15-20 lat.
Autor: Dmitrij Trawin
Kiedy nadejdzie przebudzenie?
Przedłużająca się stagnacja to najbardziej prawdopodobna
perspektywa dla rosyjskiej gospodarki. Z takim poglądem zgadza się dziś wielu
ekonomistów. Jednak i stagnacja nie bywa wieczna. W jaki sposób i kiedy dojdzie
do przełomu. Kiedy w Rosji nastąpi przebudzenie? Kiedy wreszcie Rosja zacznie
coś robić?
Trzy warianty
Istnieją trzy możliwe warianty zasadniczej zmiany kursu
polityki prowadzonej przez władze:
- obecna władza uświadamia sobie konieczność odejścia od
starych praktyk, wówczas, gdy dla wszystkich stanie się oczywistością, że
przestały one działać.
- rosnące problemy gospodarcze mogą sprowokować ostre
konflikty. Ich następstwem może być obalenia obecnego reżimu, albo zmuszenie go
do podjęcia reform.
- transformacja będzie skutkiem zasadniczej zmiany
pokoleniowej w obozie rządzącym. Przykładem tego rodzaju zmiany może być
przejście od czasów zastoju pod rządami Breżniewa do zainicjowanej przez
Gorbaczowa pieriestrojki.
Jeśli ruszymy pierwszą ścieżką przemiany mogą być zainicjowane
szybko, byłby to scenariusz na nieodległą przyszłość. Realizacja wariantu
drugiego oznacza, iż podjęcie reform okaże się możliwe w perspektywie
średnioterminowej, w ciągu 5-10 lat. I na koniec, wariant trzeci, jego
urzeczywistnienie wydaje się możliwe nie wcześniej, niż za 15-20 lat. Tak
wygląda długoterminowy scenariusz rozwoju. Wszystkim trzem przyjrzymy się po
kolei.
Realizacja scenariusza krótkoterminowego wydaje się w
dzisiejszych okolicznościach mało prawdopodobna. I rzecz nie w tym, iż brak jest podstaw dla
nadziei, że prezydent Putin po tylu latach sprawowania władzy może zmienić swoje
poglądy. W końcu cuda zdarzają się także. Generalissimus Franco po dwudziestu
latach sprawowania władzy nagle usunął na bok falangistów i podjął współpracę z
młodymi technokratami z organizacji "Opus Dei". Pozwolił im na
przeprowadzenie reform, jakie umożliwiły później Hiszpanii wstąpienie do Unii
Europejskiej. Ale dziś, nawet jeśli Putina oświeci i zmieni on Miedwiediewa na
stanowisku premiera, po to by podjąć jakieś rozumne działania, to może się
okazać, iż zabrnie w ślepy zaułek. Zaprowadzi go tam wcześniej powadzona polityka.
We współczesnej ekonomice trudno przejść od stagnacji do
wzrostu bez znacznych i poważnych inwestycji, tj. bez dopływu kapitału oraz nowych
technologii umożliwiających podniesienie wydajności pracy. Jednak
charakterystyczny dla naszego kraju zły klimat inwestycyjny jest źródłem
ucieczki kapitału, a nie jego napływu. Jeszcze kilka lat temu można było mówić
o konieczności poprawy klimatu inwestycyjnego, wciąż bowiem można było mieć
nadzieję, iż Putin zabierze się do poważnej walki z korupcją, łapówkami,
nielegalnymi przejęciami i że stworzy odpowiedni system prawny. W naszej
rzeczywistości istnieje potrzeba zagwarantowania prawa własności, tj. prawa
inwestorów do osiągania ze swoich inwestycji zysków, tak by nie musieli się
nimi dzielić ze skorumpowanymi urzędnikami i przedstawicielami resortów
siłowych. Dziś jednak problem inwestycji jest związany nie tylko z naszymi
problemami wewnętrznymi, ważna jest też kwestia złej reputacji Rosji na Zachodzie
będącej skutkiem wydarzeń na Ukrainie.
W rezultacie, w tych warunkach, poważni inwestorzy będą
omijać Rosję. Dotrą do nas wyłącznie spekulanci, skłonni do gry na cenie ropy
naftowej. Ich działanie pozostanie bez wpływu na rozwój naszej gospodarki. W rezultacie
Kreml jeszcze chętniej będzie szukać wsparcia ze strony Chin. Pekin przyjmie
nasze starania z radością, traktując Rosję jako swoje zaplecze
energetyczno - surowcowe.
Realizacja scenariusza średnioterminowego nie jest
wykluczona, jednak w dzisiejszych warunkach nie wydaje się bardzo
prawdopodobna. Zła sytuacja w gospodarce będzie sprzyjać narastaniu problemów w
życiu obywateli. Trudno jednak spodziewać się iż doprowadzą one do wybuchu buntu
społecznego, do pojawienia się Majdanu podobnego do ukraińskiego. Warto przy
okazji zestawić ze sobą czynniki sprzyjające i powstrzymujące proces
ukrainizacji polityki rosyjskiej.
Z czego korzysta nasza propaganda?
Po pierwsze, trzeba podkreślić, iż pogarszająca się sytuacja
Ukrainy uderzyła w reputację Majdanu. W odróżnieniu od społeczeństw
wschodnioeuropejskich oraz państw nadbałtyckich Ukraińcom nie udała się budowa
nowego i efektywnego państwa powstałego na ruinach starego. Kraj ugrzązł w
wojnie. Zaostrzyły się w nim podziały na skonfliktowane między sobą grupy,
gospodarka stacza się po równi pochyłej. Nasza propaganda telewizyjna z tego
korzysta, starając się narzucić widzom pogląd, iż bez względu na to, jak
kiepsko nie przedstawiałaby się nasza sytuacja, obalenie ustroju totalitarnego
doprowadziłoby jedynie do jej pogorszenia.
Po drugie, na przestrzeni minionego roku dynamika cen na
ropę naftową pokazuje, iż nie bardzo chcą one spaść poniżej 50-60 dolarów za
baryłkę. Spadek głębszy skutkowałby zmniejszeniem rentowności wydobycia z gazów
łupkowych w USA, a co za tym idzie spadkiem podaży surowców energetycznych na
rynkach światowych. Mamy dziś więcej argumentów, niż jeszcze niedawno, przemawiających
na korzyść teorii mówiącej o tym, iż
katastrofa podobna do bankructwa z roku 1998 jest mało prawdopodobna. Bardziej
prawdopodobna jest długotrwała stagnacja, niż dramatyczny spadek PKB wraz z
towarzyszącym mu drastycznym spadkiem poziomu życia obywateli.
Nie oznacza to jednak, iż reżim znajdzie sposób na
wyeliminowanie własnych słabych punktów.
Po pierwsze, realnym niebezpieczeństwem dla władzy jest nie
kryzys ostry i krótkotrwały, ale rozciągnięty w czasie. Kiedy życie nagle staje
się gorsze, ludziom wydaje się, iż zadecydował o tym przypadek, rozumieją też,
że będą musieli wykazać się cierpliwością. Jeśli jednak poprawa nie następuje
przez dłuższy czas, pojawia się wrażenie, iż wadliwy jest cały system. Nie można
więc wykluczyć, iż manipulacje ze strony władzy na kolejnych wyborach, lub też
jakieś inne zdarzenia staną się impulsem dla protestów o charakterze masowym.
Masowe protesty
Po drugie, masowe protesty jako takie, a mogliśmy się o tym
przekonać, nie są w stanie podkopać władzy reżimu. Wszelkie zaklinania ze
strony opozycjonistów na temat przyszłych "marszów milionów" mają na
celu wyłącznie samouspokojenie. Jednocześnie istnieją w Rosji regiony podatne
na kryzys, gdzie kryzys może doprowadzić ludzi do pełnej utraty środków
utrzymania. Mam na myśli miasta reprezentujące monokulturę przemysłową.
Wystarczy, by zamknięto w nich jedną-dwie fabryki i ludzie nie będą mieli gdzie
zarabiać pieniędzy. Wystarczy, by do "wegetariańskich" protestów w
stolicy w pewnej chwili dołączyły żywiołowe drapieżne bunty na prowincji, by
dla władze stanęły wobec poważnych problemów.
Po trzecie, doświadczenie ukraińskie stanowi dla władzy
ostrzeżenie przed zjawiskiem szczególnym, które nazwałbym "Syndromem
Bierkuta". Jak pamiętamy protesty w Kijowie nosiły pokojowy charakter, dokąd
do jego zaostrzenia nie doprowadzili aktywiści "Prawego Sektora".
Niewielka grupa młodych ludzi, gotowa do podjęcia umiarkowanie agresywnych
działań, potrafiła doprowadzić do zakończenia długotrwałej i prowadzącej
donikąd konfrontacji. W dodatku, formacje siłowe zobowiązane do obrony
stanowiska Wiktora Janukowicza, z niewyjaśnionych do końca przyczyn okazały się
słabsze od sił protestu.
Zmiana warty
Scenariusz długookresowy zakłada, iż ponownie (tak jak
zdarzyło się to w 1985 roku) po odejściu starego pokolenia rządzących, do
władzy dojdą nowi ludzie wychowani przez obecny system. Bez wątpienia będziemy
mieli do czynienia z konformistami, ulokowanymi gdzieś pośrodku obecnej
hierarchii władzy. Swoje awanse zawdzięczają przysięgom składanym Putinowi na
wierność i uczestnictwu w pracach nad
strategią mającą na celu zapobieżenie w Rosji wszelkim majdanom. Jednak
działacze ci, podobnie do kadr kierowniczych z okresu Gorbaczowa będą
zainteresowani w ułożeniu sobie normalnych
stosunków z Zachodem. Będzie im zależało na stworzeniu sprzyjającego
klimatu inwestycyjnego i podjęciu decyzji ułatwiających rozwój gospodarki.
W krótkiej i średnio okresowej perspektywie, sukces
rządzącej elity zależy od wzrostu popularności Putina i w małym stopniu uzależniony
jest od wzrostu PKB. Ale w perspektywie długookresowej, gdy obecne pokolenia
aparatu władzy trudzące się w pocie czoła, by zapewnić jak najwyższy "rating"
swemu prezydentowi zejdzie ze sceny, ich
następcy nie będą mieli innego sposobu, by utrzymać się u władzy, jak tylko stwarzając
normalne warunku dla rozwoju gpsodarczego.
Wtedy zaczną się przemiany. Nie koniecznie zakończą się
powodzeniem. Pamiętamy dobrze porazki pieriestrojki Gorbaczowa. Jak się okazało,
wówczas gdy trzeba było stworzyć normalną gospodarkę rynkową, nie wystarczył kosmetyczny
remont socjalizmu. Całkiem możliwe, iż przyszli następcy Putina, niezbyt dobrze
wykształceni i przyzwyczajeni, iż priorytetem są zabiegi w dziedzinie PR, zamiast
zająć się potrzebnymi reformami będą dalej robić to, co potrafią najlepiej,.
Jednak tak czy inaczej, gdy dojdzie wreszcie do zmiany obecnego pokolenia
rządzących, zobaczymy jak Rosja budzi się ze snu.
Tłumaczenie: ZDZ
Oryginał ukazał się na petersburskim
portalu Fontanka.ru
http://www.fontanka.ru/2015/06/30/030/
*Dmitrij Travin, ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. Członek opozycyjnego Komitetu Inicjatyw Obywatelskich powołanego do życia przez bylego ministra finansow Aleksieja Kudrina.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz