Znany angielski dziennikarz Luke Harding przyjechał do Moskwy w 2007 roku jako korespondent liberalnej angielskiej gazety „Guardian”. Szybko zorientował się, że trafił do państwa nieokiełznanej korupcji, kleptokracji, kontrastów społecznych i represji wobec politycznych przeciwników. W swoich artykułach poruszał najbardziej drażliwe tematy. Unikał eufemizmów, upiększeń i niedopowiedzeń. Bardzo szybko stał się celem bezprzykładnych szykan. Podsłuchiwano jego telefon, do mieszkania włamywali się nieznani intruzi. Wreszcie trafił na czarną listę, doświadczył deportacji z Moskwy. Dziś nie ma co liczyć na wizę do Rosji. Swe rosyjskie doświadczenia opisał w głośnej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się jej polskie wydanie.
Za zgodą wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda publikujemy wybrane fragmenty książki Hardinga. Pierwszy z nich opisuje dwa spotkania ze znaną socjolożką Olgą Krysztanowską. Od lat obserwuje ona przemiany zachodzące w łonie rosyjskiej elity. Tłumaczy brytyjskiemu dziennikarzowi kto i dlaczego wziął go na celownik.
Dla dziennikarza, korespondenta zagranicznego posada w Moskwie niemal zawsze była szansą na wielką karierę. Materiały z Rosji często trafiają na pierwsze strony gazet, otwierają telewizyjne programy informacyjne. Ale placówka ta, zwłaszcza dla dziennikarzy zachodnich niemal zawsze wiązała się z ryzykiem. W czasach radzieckich nie trudno było zasłużyć sobie na utratę wizy i akredytacji. W czasach Jelcyna wydawało się, iż najgorsze czasy minęły. Na zawsze. Teraz znów pod rządami Wladimira Putina Kreml reaguje alergicznie na publikacje poruszające niewygodne tematy.
„Mafijne Państwo Putina”
Autor: Luke Harding
Autor: Luke Harding
Rywalizujące frakcje na Kremlu chciałyby, żeby Putin został – podobnie większość rosyjskich wyborców byłaby zadowolona z jego dalszych rządów. Ale to znaczyłoby, że musiałby poświęcić jedną rzecz, na której mu zależy: międzynarodowy szacunek. Pomimo coraz częstszych – w 2007 roku antyzachodnich wypowiedzi, Putin cieszy się z przyjaznych pogaduszek z prezydentem George’em W. Bushem i innymi przywódcami światowymi. Niezgodna z konstytucją trzecia kadencja sprowadziłaby go do poziomu Islama Karimowa i Nursułtana Nazarbajewa – despotów z sąsiedniej Azji Środkowej, utrzymujących swoje rządy prezydenckie bez końca „z woli ludu”. Kurczowe trzymanie się władzy nasuwałoby też analogie z Aleksandrem Łukaszenką, autorytarnym, wielokadencyjnym prezydentem sąsiedniej Białorusi, przywódcą tak okropnym, że ówczesna sekretarz stanu USA Condoleezza Rice nazwała go ostatnim dyktatorem w Europie. Jesienią 2007 roku naprawdę trudno się zorientować, co się dzieje na Kremlu – ten problem mają nie tylko zagraniczni dziennikarze, ale też ludzie, którzy tam pracują.
Perlustracja
W tym samym czasie FSB nęka mnie nadal – zawsze małostkowo, czasem bardziej otwarcie, czasem bardziej dyskretnie; ktoś gdzieś na zapleczu wyraźnie raz zwiększa, raz zmniejsza intensywność tych drobnych prześladowań. Rosja ma długą tradycję szpiegowania własnych obywateli – praktyki, którą we Francji w XVIII wieku nazwano „perlustracją”. Jak wskazują amerykańscy dyplomaci w poufnych depeszach, ten „godny ubolewania” nawyk czytania cudzej korespondencji sięga czasów carycy Katarzyny Wielkiej, która stworzyła specjalny tajny urząd, zwany „czarnym gabinetem”, mający za zadanie
przeglądanie poczty. „Radzieckie rządy były mniej subtelne; urzędnicy automatycznie sprawdzali zagraniczną korespondencję, a specjalny wydział perlustracji mieścił się w budynku centrum transportu drogowego i kolejowego w Moskwie”, pisze amerykański dyplomata Dave Kostelancik. Praktykę perlustracji kontynuuje się za rządów Putina.
W 2009 roku rosyjskie ministerstwo komunikacji wydaje dekret, który pozwala ośmiu agencjom ochrony porządku publicznego, w tym FSB, na dostęp do tradycyjnej i elektronicznej poczty obywateli. W rzeczywistości praktyka ta jest już stosowana powszechnie.
„Banan” zamiast Berezowskiego
To, że moje telefoniczne rozmowy są podsłuchiwane, potwierdza się niemal codziennie. Agenci FSB przerywają połączenie, kiedy tylko rozmowa schodzi na jakiś drażliwy temat. Wymówienie nazwiska „Bierezowski” albo „Litwinienko” natychmiast kończy rozmowę.
(Przez jakiś czas mówię „banan” zamiast „Bierezowski”. Niebywałe, ale to najwyraźniej działa). Rozmowy o kremlowskiej polityce również kończą się frustrującym „bip bip” rozłączonej linii.
Czasami bardziej niewinne tematy również budzą gniew mojego niewidzialnego słuchacza – albo słuchaczy. Wywiady na żywo, w których mówię o Putinie i naturze państwa rosyjskiego, są szczególnie narażone na zakłócenia. W czasie jednej transmitowanej na żywo rozmowy ze stacją radiową z Nowej Zelandii połączenie zostaje przerwane pięć razy – to rekord. Jestem z tego prawie dumny. Rozmowa jest przerywana nawet wtedy, gdy mówię o niedawnym odkryciu doskonale zachowanego małego mamuta włochatego,
wykopanego przez pasterza reniferów na zamarzniętej arktycznej północy Rosji. W jaki sposób rozmowa o wymarłym mamucie sprzed 16 tysięcy lat może zagrażać bezpieczeństwu państwa? Ale kimże ja jestem, żeby oceniać, co może przeszkadzać Rosji na drodze dielkości?
Z początku zastanawiam się, czy może moimi milczącymi słuchaczami nie są prawdziwi ludzie, tylko automaty zaprogramowane do interwencji na dźwięk pewnych słów kluczowych. Później jednak nabieram przekonania, że moi słuchacze istnieją. Że to prawdziwi ludzie.
Ale kim oni są? I kim są te niewidoczne duchy nawiedzające nasze mieszkanie?
„Buty” i „Marynarki”
Swoje badania rosyjskiej elity Olga Krysztanowska podjęla w końcu lat osiedziesiątych. Dziś nikt w Rosji nie wie od niej lepiej jakimi drogami kształtowała sie współczesna elita polityczna i finansowa. |
Olga jest niewysoką, nieco korpulentną panią w średnim wieku, ma na sobie bordową garsonkę i nosi okulary w złotej oprawie; ma życzliwe, śmiałe i prostoduszne spojrzenie.
Gdy już siedzę w jej salonie, w gościnnych pantoflach, pytam ją o metody FSB. Krysztanowska mówi ciekawe rzeczy. Twierdzi, że FSB ma stację podsłuchową gdzieś na przedmieściach Moskwy. Istnienie tej stacji, jak wszystko, co wiąże się z tą służbą, jest tajemnicą państwową. Krysztanowska dodaje, że FSB ma specjalny wydział do szpiegowania zagranicznych dyplomatów i zapewne ma podobny wydział zajmujący się zagranicznymi dziennikarzami. Funkcjonariusze podsłuchują wskazane osoby – inwigilacja przez 24 godziny na dobę jest kosztowna, ale w pewnych wypadkach wymagana; inne osoby poddane inwigilacji podsłuchiwane są z przerwami Ale czy nie jest to okropnie nudna praca? W końcu kto chciałby słuchać rutynowych, banalnych wymian między korespondentem „Guardiana” a jego działem zagranicznym w Londynie? Albo – jak to ujął Neil Buckley, szef moskiewskiego biura „Financial Timesa” – dyskusji o tym, czy jego malutki synek Alexander zrobił rano kupkę?
– Specjalne centrum techniczne działa w systemie zmianowym. Pracownicy zwykle dyżurują przez osiem godzin. To monotonna praca. Pracownicy nie mają miejsca na twórcze działanie. Po każdej zmianie piszą raport – mówi Krysztanowska. – Do działania mobilizuje ich idea, że służą krajowi i walczą z jego wrogami. Patriotyczny instynkt ma kluczowe znaczenie.
– FSB jest potężną organizacją. Jej pracownikom schlebia to, że służą państwu, nawet na niskim szczeblu – tłumaczy Krysztanowska. Z reguły funkcjonariusze przychodzą z wojska i wtedy są określani jako „buty” (sapogi). Inni trafiają do FSB z cywila; to tzw. „marynarki” (pidżaki). Największy podział w ukrytym świecie rosyjskich służb specjalnych przebiega między wywiadem a kontrwywiadem, wyjaśnia Krysztanowska. Ci, którzy pracowali w wywiadzie – w tym Putin i Siergiej Iwanow, były „jastrzębi” minister obrony Rosji – są zwykle bardziej inteligentni i elastyczni. Znają języki obce (Putin – niemiecki, Iwanow – angielski i szwedzki).
Najbardziej fanatyczni twardogłowi pochodzą z kontrwywiadu, twierdzi Krysztanowska. Tamtejszych oficerów określa jako „zombi.
– Ci ludzie zostali wychowani w Związku Radzieckim. Byli superizolacjonistami. Nie mieli żadnej wiedzy na temat Zachodu. Nie mogli podróżować za granicę. Byli karmieni nachalną, tępą propagandą i w efekcie stali się ortodoksyjnymi fanatykami. Agenci wywiadu, którzy pracowali za granicą, doświadczyli świata. Byli bardziej liberalni, lepiej wykształceni i bardziej elastyczni – tłumaczy. Coraz bardziej podoba mi się Krysztanowska. Mówi spokojnie, ale z przekonującą elokwencją.
Stypendia im. Andropowa
Mimo wewnętrznych różnic FSB pozostaje niezwykle homogeniczną organizacją z wyraźną mentalnością „siłowników”. Oznacza to, między innymi, podejrzliwość wobec wszystkiego, przekonanie, że Rosja jest otoczona przez spiskujących wrogów, że Zachód i NATO chcą ją „zdestabilizować”. Gdyby Rosja nie była otoczona przez wrogów, gdyby rozwiał się dym teorii spiskowych, zniknęłaby racja bytu FSB.
– Brak wrogów oznacza koniec KGB – podkreśla Krysztanowska.
To wiele wyjaśnia. Zauważam, że w miarę jak Rosja zbliża się do „wyborów” parlamentarnych w grudniu 2007 roku, lista wrogów Putina stopniowo się wydłuża. W przedwyborczym przemówieniu na moskiewskim stadionie Łużniki prezydent – ubrany w czarny golf – nazywa rosyjskich demokratów „szakalami”. Rosyjscy liberałowie są zagranicznymi agentami, którzy pragną zniszczyć starannie zbudowaną stabilność kraju, mówi Putin tłumowi zwolenników z prokremlowskiej partii "Jedna Rosja", zapożyczając tę kwestię z epoki stalinowskiej. Podobnie wypowiada się cztery lata później, w 2011 roku, gdy dziesiątki tysięcy Rosjan z klasy średniej protestują przeciwko masowym oszustwom
wyborczym. Nie wystarczy mu pogardliwe określenie demonstrantów jako pachołków Zachodu, mówi, że białe wstążki noszone przez nich wyglądają jak kondomy.
FSB pozostaje atrakcyjnym pracodawcą. Członkostwo w tym tajnym klubie przynosi wiele korzyści, które rekompensują stosunkowo niewysoki poziom płac.
– Jeśli pracujesz dla FSB, nie musisz się przejmować prawem. Możesz kogoś zabić i nic się nie stanie – mówi Krysztanowska.
– Przejedziesz po pijaku staruszkę na przejściu dla pieszych albo wykończysz konkurenta biznesowego – państwo zawsze cię ochroni. Nic dziwnego, że ludzie z FSB mają poczucie swojej wyjątkowości. To tak, jakbyś był Supermanem – mówi Krysztanowska.
Pytam ją o morderstwo Aleksandra Litwinienki w 2006 roku. Mówi, że wyżsi oficerowie FSB w prywatnych rozmowach z nią przyznali, że to zabójstwo musiało być operacją FSB. Absolutnie nie żałowali ofiary – zdrajcy Rosji, który zasługiwał na śmierć – ale nie byli zachwyceni partackim sposobem wykonania zamachu. KGB mordowało swoich wrogów znacznie sprawniej pod kierownictwem Jurija Andropowa – byłego szefa KGB, który po śmierci Leonida Breżniewa w 1982 roku został sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Andropow cieszy się teraz wielką estymą w kręgach tajnych służb: jest najtwardszym z twardogłowych i przedmiotem kampanii propagandowej Putina. W moskiewskiej akademii FSB są przyznawane stypendia imienia Andropowa. W ramach pośmiertnej rehabilitacji Andropowa w 1999 roku Putin odsłonił pamiątkową tablicę poświęconą byłemu szefowi KGB w Łubiance, ponurej moskiewskiej centrali FSB.
– Moi przyjaciele z FSB powiedzieli mi, że coś takiego [niezdarne zabójstwo Litwinienki] nigdy by się nie zdarzyło za Andropowa – mówi Krysztanowska. – Stwierdzili, że KGB znacznie umiejętniej mordowało w tamtych czasach.
Żegnam się. Przed drzwiami zwracam pantofle dla gości. Krysztanowska daje mi radę:
– Niech pan będzie ostrożny – mówi.
– Dlaczego?
– Bo jest pan wrogiem Putina – odpowiada rzeczowo Krysztanowska.
– Przejedziesz po pijaku staruszkę na przejściu dla pieszych albo wykończysz konkurenta biznesowego – państwo zawsze cię ochroni. Nic dziwnego, że ludzie z FSB mają poczucie swojej wyjątkowości. To tak, jakbyś był Supermanem – mówi Krysztanowska.
Tylko przypadkiem lekarzom udało się ustalić, że przyczyną śmierci Aleksandra Litwinienki był radioaktywny polon. |
– Moi przyjaciele z FSB powiedzieli mi, że coś takiego [niezdarne zabójstwo Litwinienki] nigdy by się nie zdarzyło za Andropowa – mówi Krysztanowska. – Stwierdzili, że KGB znacznie umiejętniej mordowało w tamtych czasach.
Żegnam się. Przed drzwiami zwracam pantofle dla gości. Krysztanowska daje mi radę:
– Niech pan będzie ostrożny – mówi.
– Dlaczego?
– Bo jest pan wrogiem Putina – odpowiada rzeczowo Krysztanowska.
* * *
Działania profilaktyczne
Jest raczej mało prawdopodobne, żebym w tych ostatnich dniach w Moskwie odkrył, dlaczego stałem się obiektem długotrwałych działań kontrwywiadowczych ze strony moich przyjaciół – duchów – z FSB. Ale postanawiam pożegnać się z moimi rosyjskimi kontaktami
i zapytać ich, czy mogą rzucić trochę światła na to, dlaczego traktowano mnie z taką wrogością. Kilka dni po powrocie do Moskwy spotykam się znowu z Olgą Krysztanowską. Umawiamy się w kawiarni w Domu Książki niedaleko jej mieszkania. Ta księgarnia jest przytulnym i zapewniającym anonimowość miejscem na spotkanie – a przynajmniej na początku tak się wydaje.
Krysztanowska mówi, że jest jasne, że moje artykuły rozwścieczyły FSB. Wskazuje, że przekroczyłem liczne czerwone linie, pisząc o powiązaniach FSB z mafią, o ludziach Putina, o pieniądzach ludzi z Kremla.
– Z pańskiego punktu widzenia wyrzucenie pana jest bezsensowne. Ale z punktu widzenia FSB jest całkiem logiczne. Znaleźli wroga – i postanowili się go pozbyć.
Krysztanowska uważa, że rosyjska elita przeraziła się arabską wiosną i rewolucjami w Tunezji, Egipcie i Libii; rządzący boją się, że do podobnego powstania ludowego mogłoby dojść w Rosji. Wyjaśnia, że w oczach FSB reprezentuję zagrożenie dla „porządku konstytucyjnego”, czyli politycznego monopolu i prywatnych aktywów reżimu Putina, który opiera się na coraz bardziej chwiejnych podstawach.
– Oni się strasznie boją, że zostaną obaleni, tak jak w Egipcie. Pan reprezentuje zagrożenie dla władzy. Dlatego jest pan wrogiem – mówi Olga. Pytam o zagadkowe metody działania FSB. Przecież przez wielokrotne nękanie mnie, włamywanie się do mojego mieszkania, służby specjalne mogą doprowadzić tylko do tego, że będę pisał jeszcze ostrzej na temat Kremla, niż mógłbym pisać, gdybym nie miał takich doświadczeń. Dlaczego uporczywie prowadzi kretyńskie i kontrproduktywne operacje? Krysztanowska odpiera, że metody FSB trzymają się pewnego zaleconego wzorca.
W moim wypadku służba bezpieczeństwa postanowiła podjąć, jak to określiła Olga, „działanie profilaktyczne” przeciwko mnie. To termin z leksykonu FSB. Proszę Olgę, żeby zapisała to słowo po rosyjsku: profilaktirowat.
– Teoria jest taka, że jeśli zastraszy się kogoś zawczasu, to powstrzyma się go przed podjęciem wrogich działań. Jeśli to nie zadziała, to trzeba będzie go ukarać w inny sposób – tłumaczy Olga.
Powszechnie uważa się, że rosyjskie służby specjalne i organy ochrony porządku publicznego to domena Putina, że wykonują raczej jego polecenia niż Miedwiediewa. Ale coraz bardziej mi się wydaje, że cieszą się one niemal całkowitą autonomią.
– Czy Putin faktycznie je kontroluje? – pytam.
Krysztanowska mówi, że nie wie.
– Odpowiedź jest ściśle tajna.
i zapytać ich, czy mogą rzucić trochę światła na to, dlaczego traktowano mnie z taką wrogością. Kilka dni po powrocie do Moskwy spotykam się znowu z Olgą Krysztanowską. Umawiamy się w kawiarni w Domu Książki niedaleko jej mieszkania. Ta księgarnia jest przytulnym i zapewniającym anonimowość miejscem na spotkanie – a przynajmniej na początku tak się wydaje.
Krysztanowska mówi, że jest jasne, że moje artykuły rozwścieczyły FSB. Wskazuje, że przekroczyłem liczne czerwone linie, pisząc o powiązaniach FSB z mafią, o ludziach Putina, o pieniądzach ludzi z Kremla.
– Z pańskiego punktu widzenia wyrzucenie pana jest bezsensowne. Ale z punktu widzenia FSB jest całkiem logiczne. Znaleźli wroga – i postanowili się go pozbyć.
Krysztanowska uważa, że rosyjska elita przeraziła się arabską wiosną i rewolucjami w Tunezji, Egipcie i Libii; rządzący boją się, że do podobnego powstania ludowego mogłoby dojść w Rosji. Wyjaśnia, że w oczach FSB reprezentuję zagrożenie dla „porządku konstytucyjnego”, czyli politycznego monopolu i prywatnych aktywów reżimu Putina, który opiera się na coraz bardziej chwiejnych podstawach.
– Oni się strasznie boją, że zostaną obaleni, tak jak w Egipcie. Pan reprezentuje zagrożenie dla władzy. Dlatego jest pan wrogiem – mówi Olga. Pytam o zagadkowe metody działania FSB. Przecież przez wielokrotne nękanie mnie, włamywanie się do mojego mieszkania, służby specjalne mogą doprowadzić tylko do tego, że będę pisał jeszcze ostrzej na temat Kremla, niż mógłbym pisać, gdybym nie miał takich doświadczeń. Dlaczego uporczywie prowadzi kretyńskie i kontrproduktywne operacje? Krysztanowska odpiera, że metody FSB trzymają się pewnego zaleconego wzorca.
W moim wypadku służba bezpieczeństwa postanowiła podjąć, jak to określiła Olga, „działanie profilaktyczne” przeciwko mnie. To termin z leksykonu FSB. Proszę Olgę, żeby zapisała to słowo po rosyjsku: profilaktirowat.
– Teoria jest taka, że jeśli zastraszy się kogoś zawczasu, to powstrzyma się go przed podjęciem wrogich działań. Jeśli to nie zadziała, to trzeba będzie go ukarać w inny sposób – tłumaczy Olga.
Powszechnie uważa się, że rosyjskie służby specjalne i organy ochrony porządku publicznego to domena Putina, że wykonują raczej jego polecenia niż Miedwiediewa. Ale coraz bardziej mi się wydaje, że cieszą się one niemal całkowitą autonomią.
– Czy Putin faktycznie je kontroluje? – pytam.
Krysztanowska mówi, że nie wie.
– Odpowiedź jest ściśle tajna.
On jest z FSB
Rozmowa jest
ciekawa. Siedzimy w kawiarni od 20 minut, gdy Olga gestem
wskazuje mi młodego człowieka, który – niezauważony przeze mnie –
usiadł na sąsiedniej skórzanej kanapie. Siedzi pod kątem 90 stopni w
stosunku do nas; nie widać go, ale może usłyszeć naszą całą rozmowę.
Młody człowiek ma na sobie syntetyczny jasnoszary garnitur i
białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem; niczego nie pije. Inne stoliki są
puste, a jednak usiadł obok nas.
– On jest z FSB
– szepcze Olga.
– Skąd pani
wie?
– Znam ten typ
– odpowiada Olga. – Gdy powiedziałam profilaktirowat,
zauważyłam jego
reakcję. Podsłuchiwał nas.
Olga daje mi do
zrozumienia, że nie ma sensu kontynuować naszej rozmowy;
wychodzimy z kawiarni osobno, a potem razem idziemy
oblodzonym chodnikiem na stację metra; powietrze jest zimne i ostre. Młody
człowiek idzie za nami, dzwoni do kogoś, a potem znika. Pytam Olgę o relacje między Miedwiediewem a Putinem. – Nie są bardzo
dobre – mówi Olga. – To walka o władzę, walka na śmierć i
życie.
A co z tym
pułkownikiem, może nawet generałem FSB, który deportując
mnie, postawił swoich szefów w tak kłopotliwej sytuacji – czy może
spodziewać się degradacji?
– Odwrotnie.
Awansu. I odznaczeń – odpowiada Olga. Odznaczenia
po rosyjsku to nagrady.
Na odchodnym
Olga znowu zaleca mi ostrożność.
– Jest pan w niebezpieczeństwie – mówi otwarcie.
Tłumaczenie: Witold Turopolski
*Luke Harding (ur. 1968), znany brytyjski
dziennikarz od lat związany z gazetą „Guardian”. Był jej korespondentem w
Delhi, Moskwie, Berlinie. Relacjonował wojny w Afganistanie, Iraku i Libii.
Jest autorem kilku książek, m.in. wydanych w Polsce „Polowanie na Snowdena” i „Mafijne
Państwo Putina”. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. Obecnie
pracuje w londyńskim biurze „Guardiana”.
Książkę Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo
Putina” można kupić na portalu wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Podobno książka rewelacyjna. Koniecznie do przeczytania
OdpowiedzUsuńAdam Łysiak