Marc Bennetts z Moskwy, specjalnie dla „Media-w-Rosji”.
Choć media rysują promienny obraz powszechnego poparcia dla prezydenta Putina, władzy nie udało się zamknąć ust jego krytykom. Oficjalna propaganda obrzuca ich błotem, trafiają do więzienia, lub aresztu domowego, niektórzy wyjeżdżają, uchwalane jest coraz bardziej represyjne prawo wymierzone w opozycję. Jednak jak pisze angielski dziennikarz Marc Bennetts, w rosyjskim społeczeństwie widoczne są podziały, niezadowolona jest przede wszystkim znacząca część wykształconej klasy średniej. A w szeregach krytyków Kremla, nie brak gotowych do dalszej walki.
Marc Bennetts napisał ten artykuł specjalnie dla bloga „Media-w-Rosji”.
Już wkrótce w księgarniach ukaże się jego książka „Dokopać Kremlowi”. Niniejszy
tekst jest do niej swego rodzaju posłowiem.
W książce autor opisuje działania
antykremlowskiej opozycji. Tutaj w szkicowej formie przedstawia jej aktualne losy
i problemy. I opowiada jak wpłynął na nie konflikt wokół Ukrainy.
Szeregowy opozycjonista
Ustawił się w pobliżu Placu Czerwonego. W rękach trzymał
plakat potępiający Kreml za wsparcie okazywane wschodnio ukraińskim
separatystom. Denis Bachołdin ma 33 lata, na stałe mieszka w Moskwie. Swoją
akcję rozpoczął w godzinie szczytu. Wystarczyło kilka minut, by przechodnie
zwrócili na niego uwagę.
- „Ty świnio !” – krzyknął w jego kierunku mężczyzna w
średnim wieku. Przeczytał treść plakatu, zwrócił uwagę na to, iż pomalowany był
w barwy rosyjskiej i ukraińskiej flagi. Na jego twarzy odmalowała się wściekłość.
„Nie potrzeba nam tu Majdanu”, warknął, „zamieszek takich jak w Kijowie”. Po
chwili Bachołdina i kilku wspierających go manifestantów otoczyła grupa
prokremlowskiej młodzieży. „Zdrajcy”, obrzucili ich wyzwiskami. Za chwilę
funkcjonariusze policji wkroczyli do akcji, by rozpędzić nielegalne
zgromadzenie.
Fotografia z akcji, w ktorej uczestniczył Denis Bachołdin. Wszystkich uczestniczących w niej aktywistówzatrzymano i odwieziono do komisariatu policji. |
Bachołdin jest szeregowym opozycjonistą. Sam powtarza, że
nie jest zainteresowany karierą polityczną. Ale i tak zapłacił słoną cenę za
śmiałość z jaką zademonstrował swój sprzeciw wobec przedłużającej się
prezydentury Wladimira Putina. Na początku roku zwolniono go ze stanowiska
doradcy finansowego w jednym z moskiewskich banków. Bank miał prywatnego właściciela,
Bachołdin zarabiał tam dwa razy więcej, niż wynosi w Rosji średnie roczne wynagrodzenie
(ok. 8500 dolarów). Na jakiej podstawie? Bachołdin odmówił, gdy poproszono go
do zobowiązania się, że przestanie by regularnym uczestnikiem zgromadzeń
protestacyjnych. Jak się okazało, wiceprezes banku był członkiem rządzącej
partii „Jedna Rosja”. To on wydal polecenie, by wybito mu z głowy
demonstrowanie, lub wyrzucono go na bruk.
- „Powiedziałem im od razu, że Putin mi się nie podoba.
Dodałem, iż to co robię w wolnym czasie jest moją sprawą prywatną.” –
usłyszałem od Bachołdina. Jego upór oznacza prawdopodobnie, iż będzie mu trudno
znaleźć dobrą pracę w przewidywalnej przyszłości. Kierownictwo banku odnotowało
w jego książeczce pracy – dokument ten wszyscy poszukujący pracy Rosjanie
muszą zgodnie z prawem przedstawić pracodawcy – iż „zwolniono go w związku z
wielokrotnym naruszeniem dyscypliny pracy”.
- „Nie mam wyboru. Wszędzie, gdzie ubiegam się o pracę,
muszę powiedzieć, dlaczego zwolniono mnie z poprzedniej”. – poskarżył się
Bachołdin. Niektórzy mi współczują, obiecują, że oddzwonią. Nikt jednak tego
nie robi.” – utrzymuje się teraz kurczących się każdego dnia oszczędności.
Zajęcie więc w dzisiejszej Rosji postawy opozycyjnej, nawet
dla aktywistów niskiego szczebla wiąże się ze sporym ryzykiem. Sytuację
komplikuje fala społecznej nienawiści pod adresem oponentów Kremla, sprowokowana
przez media kontrolowane przez państwo.
Propaganda w radzieckim stylu
- „Kreml znów posługuje się propagandą w radzieckim stylu”
– Ludmiła Aleksiejewa, legendarna
działaczka ruchu dysydenckiego w czasach komunistycznych, dobrze ją pamięta. Za
Breżniewa zmuszono ją do wyjazdu ze Związku Radzieckiego, wróciła jednak po
jego rozpadzie, we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, do nowej niezależnej
Rosji.
- „Cel jest ten sam. Należy zjednoczyć społeczeństwo,
zapewnić przywódcom jego poparcie. A na końcu przeciwstawić Rosję całemu
światu. Ale wygląda na to, że obecnym
władzom udało się obudzić w
społeczeństwie jeszcze większe oburzenie w stosunku do opozycji, niż w czasach
Breżniewa. W tamtych czasach ludzie byli znużeni, nie odczuwali tych
negatywnych emocji co teraz?”
Czego, czego jak czego, ale w Rosji Władimira Putina nie
brakuje negatywnych emocji.
W interpretacji władz radzieckich przeciwnicy linii partii byli
„wrogami ludu”. W dzisiejszej Rosji, Putin i jego propagandyści nowe pokolenie
dysydentów określają mianem „zdrajców narodu”. Stosowana terminologia jest
różna, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo. W Rosji nie ma miejsca dla „inakomysljaszczich”
(„myślących inaczej”), tacy ludzie zasługują wyłącznie na pogardę i brak zaufania.
A czasem na więzienie.
Władze potraktowały działacza radykalnej lewicy Siergieja Udalcowa ze szczególną surowością, wlepiono mu 4,5 roku więzienia. |
Prowadzenie polityki w tym stylu ułatwiła władzom fala
patriotyzmu, jaka ogarnęła Rosję po przyłączeniu do niej półwyspu krymskiego.
Rosjanie zapamiętali, iż Krym w 1953 roku podarował Ukrainie Nikita Chruszczow.
Na jego powrót zareagowali z entuzjazmem. Krytyków przeprowadzonej arbitralnie
aneksji, opozycjonistów, spotkały
represje. Na znanego z walki z korupcją polityka Aleksieja Nawalnego, nie
ukrywającego swych prezydenckich ambicji, nałożono areszt domowy. Reprezentujący
radykalnie lewicowe stanowisko Siergiej Udalcow, który od dawna i uparcie
nawoływał do organizacji rosyjskiego Majdanu, latem tego roku trafił do
więzienia na 4,5 roku. Skazano go za planowanie „masowych zamieszek”, choć
zarzuty te były nieprawdziwe. Rząd doprowadził też do uchwalenia szeregu ustaw
ograniczających wolność mediów i Internetu. Jedna z ustaw, obowiązująca od lipca,
przewiduje karę więzienia do 3 lat dla każdego, kogo aresztowano więcej niż
jeden raz w ciągu ostatnich 180 dni podczas akcji prowadzonych bez zezwolenia
władz. Chociaż wciąż nie można mówić o powrocie totalitaryzmu komunistycznego,
takiego jak w ZSRR, Tania Łokszyna, wicedyrektor biura Human Rigths Watch w
Moskwie charakteryzuje obecną sytuację jako „bezprecedensową w poradzieckiej
historii Rosji.” Przeciwnicy Putina znaleźli się w matni.
Telewizyjna pralnia mózgów
Główną rolę w kampanii mającej na celu ograniczenie praw
obywatelskich i politycznych odegrała kontrolowana przez państwo telewizja. Dla
większości Rosjan jest ona podstawowym źródłem informacji. Telewizyjny
propagandyści przygotowali serię programów oczerniających krytyków Kremla. Posługiwano
się w nich jawnymi fałszerstwami, półprawdami i insynuacjami. Kłamstwem o
szczególnej sile rażenia (pretekstu rosyjskiej telewizji dostarczyła obecność
wśród setek tysięcy protestantów, którzy obalili popieranego przez Rosję
prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowicza, także przedstawicieli ugrupowań o
skrajnie prawicowej orientacji) było przedstawianie kijowskiego Majdanu jako
faszystowskiego zamachu stanu, a nowego rządu jako wojskowej junty. W Rosji
niemal każda rodzina pamięta o swoich krewnych, ofiarach wojny z hitlerowskimi
Niemcami. Oznacza to, iż narzucenie masowej widowni telewizyjnej obrazu Kijowa jako
miasta opanowanego przez faszystów, zablokowało jakąkolwiek sensowną debatę na
temat kursu przyjętego przez nowe ukraińskie władze, a także roli odgrywanej w
obecnym konflikcie przez Moskwę.
We wrześniu ogólno rosyjska telewizja NTV znana ze swych bezwstydnych
i pozbawionych jakichkolwiek hamulców kampanii dyskredytujących opozycję
wyemitowała dwa 60 minutowe filmy – przedstawiały one i obrzucały błotem 30
znanych postaci życia publicznego (wszyscy byli Rosjanami, z wyjątkiem Saszy
Grey, amerykańskiej gwiazdy porno i aktorki). Wszyscy ci ludzie ośmielili się skrytykować
wojnę na Ukrainie. W tygodniu, w jakim je pokazano, oba filmy, „13 przyjaciół
junty” i „17 przyjaciół junty” znalazły się wśród dziesięciu najbardziej
popularnych programów. Takie dane podała agencja TNS Russia prowadząca badania
audytorium telewizyjnego.
Największą gwiazdą spośród przedstawionych w filmach był
Andriej Makarewicz, muzyk rockowy i piosenkarz. On sam i jego grupa „Maszyna
Wriemieni” cieszą się wielką popularnością jeszcze od późnych czasów radzieckich. Jego
utworów słuchała z przyjemnością także kremlowska elita władzy. Swego czasu
Makarewicz udzielał Putinowi poparcia, ale po jego powrocie na stanowisko
prezydenta muzyk przeszedł w szeregi opozycji. Tuż przed aneksją Krymu, w
Moskwie zorganizowano demonstracje pokojową. Makarewicz wziął w niej udział i
potępił obecność wojsk rosyjskich na ogarniętej kryzysem Ukrainie (oficjalne
media nie poinformowały o jego wystąpieniu, w tamtym okresie starannie ukrywano
prawdę o udziale żołnierzy rosyjskich w ukraińskim konflikcie).
Demonstracja Makarewicza nie mogła zostać zapomniana i
wybaczona. Szefowie państwowych mediów i podejrzane typy na Kremlu przekazujące
im odpowiednie instrukcje czekali tylko na odpowiednią chwilę, by uderzyć w
muzyka. Odpowiednia okazja nadarzyła się w sierpniu, gdy Makarewicz pojechał na
Ukrainę, by wystąpić w koncercie na rzecz dzieci zmuszonych przez wojnę do
opuszczenia domów. Telewizja NTV wykorzystała zdjęcia z koncertu w taki sposób,
by widzowie uwierzyli, iż pojechał tam, by wystąpić z koncertem dla ukraińskich
żołnierzy. Według NTV artysta śpiewał dla oddziałów odpowiedzialnych za
„starcie z powierzchni ziemi całych wiosek”. W odpowiedzi Makarewicz nagrał
nową piosenkę „Mój kraj stracił rozum”.
Michaił Szac, 49 lat, jest popularnym aktorem komediowym. I
on także znalazł się na czarnej liście telewizji NTV. Szac jest znany ze swych
krytycznych poglądów wobec polityki Kremla. W 2012 roku telewizjom państwowym
zabroniono zapraszania go do udziału w programie. Aktor pozostał nieugięty. Wspólnie
z żoną, Tatianą Łazariewą (jej poglądy polityczne są takie same, co i męża) nie
zaprzestali produkowania swego satyrycznego programu „Telewizja na kolanach”.
Przenieśli go tylko do Internetu.
- „Przyzwyczaiłem się do szykan”. – przyznał Szac. „Tym
razem jednak , gdy jedna z głównych stacji telewizyjnych w kraju nazwała mnie
„przyjacielem junty”, przeszły mnie dreszcze. Przede wszystkim byłem wtedy
zatroskany zdrowiem mojej mamy. Jest już w podeszłym wieku. A tu nagle ludzie
zaczęli ją pytać, czy jej syn nie jest przypadkiem faszystą. Ona nie była tego
w stanie zrozumieć.”
Inni bohaterowie obu filmów przejęli się mniej. „Dla mnie to był zaszczyt, że znalazłem się
na tej liście”. – roześmiał się Oleg Kaszyn. Jest znanym rosyjskim
dziennikarzem, w 2008 roku cudem uniknął śmierci, gdy pobito go metalowymi
łomami. Sprawców nie znaleziono do dziś, choć podejrzewa się, iż byli to
aktywiści z pro kremlowskich młodzieżówek.
„W naszym kraju, państwowe media tylko dobrych ludzi
nazywają złymi. – powiedział Oleg Kaszyn.
Na jednej z moskiewskich demonstracji w obronie pokoju Andriej Makarewicz do plaszcza przypiąl wstążkę w barwach ukraińskiej flagi. |
Nawet bliscy Kremlowi oligarchowie nie mogą czuć się
bezpiecznie, zwłaszcza wówczas gdy Kreml zabiera się do wypalania wszelkich
przejawów buntu, prawdziwego, bądź wymyślonego. Kilkanaście tygodni temu aresztowano
Władimira Jewtuszenkowa, szefa holdingu „Sistema” i 15go na liście
najbogatszych rosyjskich oligarchów. Postawiono mu zarzut prania brudnych
pieniędzy. Wartość jego majątku oceniana jest na 5,8 mld dolarów. Nikt nie
sugerował, ze Jewtuszenkow spiskował przeciw Putimowi. Zdaniem analityków, jego
uwięzienie było sygnałem wysłanym elicie biznesowej, by w żadnym wypadku nie
pomyślała sobie, że może rozkołysać łódkę, w chwili, gdy zaczynają być
odczuwalne sankcje zachodnie oraz konsekwencje podjętej na Ukrainie
interwencji.
Społeczeństwo nie jest jednomyślne
Wskaźnik popularności Puina wciąż wynosi ok. 80%. Takie dane
podają autorzy badań opinii publicznej. Ale wyniki innych sondaży pokazują, iż
kraj jest podzielony. Z jednej strony mamy agresywną pro kremlowską większość,
z drugiej wykształconą mniejszość, wywodzącą się z klasy średniej, coraz
bardziej przestraszoną, iż znalazła się w pułapce,. Niedawne badanie
przeprowadzone przez niezależny, moskiewski Ośrodek im. Lewady pokazało, iż
niemal co czwarty mieszkaniec Rosji z wyższym wykształceniem myśli o emigracji.
Ten wskaźnik jest jeszcze wyższy wśród ludzi uważających się za zamożnych,
spośród nich do wyjazdu zbiera się co trzeci.
Roman Dobrochotow jest młodym działaczem opozycyjnym. Swego
czasu udało mu się zakłócić wystąpienie prezydenta na Uniwersytecie w Moskwie.
Jego zdaniem w obecnej sytuacji aż iskrzy od napięć: „Niektórzy z moich
przyjaciół wyjechali z Rosji, bo w rodzinie, wśród przyjaciół stali się celem agresji.
Ich krytycy z przepranymi mózgami powtarzali słowo w słowo wersję upowszechnianą
przez telewizję.
Nie brak jednak takich, którzy gotowi są zostać i kontynuować
walkę. - „Zastanawiałem się, czy nie wyjechać z Rosji i nie zacząć nowego życia
w Europie” – Denis Bachołdin, działacz opozycyjny, zwolniony z
proputinowskiego banku nie ukrywa swoich rozterek. „Miałem okazję przekonać się
na własne oczy, na ile życie tam jest lepsze. Ale z drugiej strony, jeśli nasz sąsiad
w swoim mieszkaniu ma ładniejszą tapetę i meble, nie przeprowadzamy się niego. Może
lepiej poprawić własne miejsce zamieszkania? Dalej mam zamiar o to walczyć.”
Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
*Marc Bennetts, angielski dziennikarz od 15 lat zamieszkały w Moskwie. Publikował w najważniejszych gazetach i magazynach prasowych, takich jak: Guardian, Observer, The Times, New York Times, USA Today and Washington Times. Autor przewodnika „Lonely Planet” po Syberii oraz książki o rosyjskiej pilce nożnej „Football Dynamo” (2010).
Fragmenty książki Marca Bennettsa "Dokopać Kremlowi" na blogu
„Media-w-Rosji”:
Pozbawiona dostępu do popularnych mediów, gnębiona aresztami i brudną propagandą rosyjska opozycja przez lata nie potrafiła wykreować lidera zdolnego do zdobycia szerszego poparcia. Aż do chwili gdy nad moskiewskim niebem rozbłysła gwiazda Aleksieja Nawalnego. Marc Bennetts opowiada w jaki sposób nieznany działacz partii „Jabłoko”, prawnik, bloger, stypendysta amerykańskiego uniwersytetu Yale zwrócił na siebie uwagę opinii publicznej. Jak udało mu się zbudować sukces swojej antykorupcyjnej kampanii wymierzonej w „żulików i złodziei”.
Choć wydarzenia z lat 2011-2012 roku wydają nam się dziś, z perspektywy konfliktu wokół Ukrainy zamierzchłą przeszłością, warto przypomnieć sobie krótki okres niebywałej mobilizacji antykremlowskiej opozycji. Przez kilka miesięcy wydawało się, iż Rosja niekoniecznie podążyć musi znanym z historii autorytarnym szlakiem. Angielski dziennikarz Marc Bennetts opowiada o chwilach, gdy hasło „Rossija biez Putina” wydawało się możliwe do urzeczywistnienia.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz