piątek, 28 listopada 2014

Największe wyzwanie dla Zachodu od czasów zimnej wojny




Trzy lata temu, kiedy ukazało się pierwsze angielskie wydanie książki Luke’a Hardinga o mafijnym państwie Władimira Putina, stawiane przez autora Kremlowi zarzuty wydawać się mogły przesadzone. Od tamtej pory zdarzyło się bardzo wiele. Reżim stłumił bezwzględnie falę demokratycznych protestów w latach 2011-2012. W 2014 dokonując inwazji Krymu i wspierając otwarcie rebelie na wschodzie Ukrainy, odsłonił się jeszcze bardziej. Obserwacje Hardinga dotyczące istoty stworzonego przez Władimira Putina systemu przestały kogokolwiek dziwić.



Polskie wydanie książki „Mafijne Państwo Putina” zamyka specjalnie napisane posłowie. Jakby Luke Harding chciał nam powiedzieć, gdybyście uważnie przeczytali moją książkę trzy lata temu, może niektórym nieszczęściom udałoby się zapobiec.








„Mafijne Państwo Putina”

Autor: Luke Harding



Posłowie




Ucieczka Janukowicza

W lutym 2014 roku Wiktor Janukowycz – nieszczęsny prezydent Ukrainy – ucieka z Kijowa i zostaje przerzucony przez granicę do Rosji. Ucieczka Janukowycza następuje po wielu tygodniach ulicznych protestów przeciwko jego rządom. Bodźcem, który zapoczątkował protesty, jest jego decyzja o odrzuceniu długo negocjowanej umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Zamiast tej umowy Janukowycz przyjmuje 15 mld dolarów pomocy z Moskwy.

Demonstrantów, którzy gromadzą się na mroźnym Majdanie w Kijowie, rozwściecza symbolizm wykonanego przez Janukowycza zwrotu o 180 stopni. Z ich punktu widzenia Unia Europejska to przyzwoitość, rządy prawa, niezawisłe sądownictwo i sprawne rządzenie. (Co prawda Ukraina ma niewielkie szanse na faktyczne wstąpienie do Unii Europejskiej, ale tu chodzi o polityczne intencje.) Natomiast Janukowycz wybiera model Putina. A to oznacza korupcję, bezkarność, fałszowanie wyborów i represje, przynajmniej wobec tych, którzy kwestionują elitę rządzącą.


Zielone ludziki na lotnisku w Symferopolu. Bez stopni wojskowych i znaków
rozpoznawczych. 

Wydarzenia kilku następnych tygodni rozgrywają się w szalonym tempie, szokując Zachód i zbijając z tropu nowy, prounijny rząd w Kijowie. Rosyjscy żołnierze bez żadnych oznaczeń – „zielone ludziki” – pojawiają się w nocy 26 lutego przed budynkiem krymskiego parlamentu w Symferopolu. Otaczają lotniska i bazy wojskowe na Krymie. Przejmują stację telewizyjną. Jeśli to wygląda na zamach stanu, to dlatego, że to jest zamach stanu – dyrygowany krok po kroku przez Moskwę.

Propaganda Putina

Władimir Putin usprawiedliwia tę podstępną inwazję tym, że w Kijowie rządzą teraz „faszyści”. Twierdzi, że nowe „faszystowskie” władze zagrażają Rosjanom, stanowiącym etniczną większość na Krymie. Oczywiście w rzeczywistości nie ma takiego zagrożenia, to zupełna fikcja. Niemniej jednak państwowe rosyjskie media powtarzają te twierdzenia bez ustanku, 24 godziny na dobę. Co więcej, przedstawiają zagarnięcie przez Putina sporej części ukraińskiego terytorium w kategoriach drugiej wojny światowej, czyli Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Według tej baśniowej narracji rządy USA i UE, w tym Polski, są złymi nazistami, a tajemnicze „zielone ludziki” są dobrą Armią Czerwoną.

Z punktu widzenia zachodnich przywódców wygląda to tak, jakby Europa wykonała błędny zakręt w historii, zatoczyła koło i wróciła do jakiegoś mrocznego momentu w XX wieku. Administracja Obamy wyraża oburzenie. Tymczasem prorosyjscy liderzy na Krymie organizują szybkie „referendum” na temat przyszłego statusu półwyspu. W sytuacji, gdy uzbrojeni mężczyźni chodzą po ulicach, rozbijając proukraińskie wiece, 97,66% głosujących rzekomo opowiada się za oderwaniem Krymu od Kijowa. Krymscy Tatarzy zostają w domach. Sondaż zrobiony w lutym wskazywał, że tylko 41% mieszkańców chciało przyłączyć się do Federacji Rosyjskiej.

Podczas gdy reszta świata nie uznaje tego „wyniku”, rosyjscy żołnierze stawiają miny, kopią okopy – tworzą nową granicę lądową. W marcu Putin ogłasza w Moskwie, że przyłącza Krym i Sewastopol do Federacji Rosyjskiej. Trudno jest uniknąć porównań z hitlerowskimi Niemcami w latach 30. XX wieku i Anschlussem Austrii. Na Majdanie – gdzie siły specjalne Janukowycza zabijają ponad 100 demonstrantów – pojawiają się plakaty z Putinem. Rosyjski przywódca ma charakterystyczny wąsik Führera. I nowe przezwisko: Putler.

Aneksja Krymu przez Rosję przyprawia o dreszcze Europę Środkową i Wschodnią, zwłaszcza państwa bałtyckie i Mołdawię. Putin ujawnia nową, ekspansjonistyczną doktrynę. Twierdzi, że Kreml ma obowiązek chronić rosyjskich obywateli wszędzie, także tych, którzy pozostali poza granicami Rosji po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku – według niego to zdarzenie było „geopolityczną katastrofą”. Praktycznie rzecz biorąc, Kreml zastrzega sobie prawo do zajmowania części terytoriów sąsiednich państw. To są „uprzywilejowane interesy” na sterydach.

Nikt nie wie, jak daleko Putin jest gotów posunąć się w narzuceniu tej wizji na delikatną, wieloetniczną mapę Europy. Czy jego planowana irredenta oznacza Związek Radziecki 2.0? A co z Ukrainą? Wydaje się całkiem możliwe, że Putin będzie próbował przejąć kontrolę nad etnicznie rosyjskimi terytoriami Ukrainy, połączyć wschodnie regiony Doniecka i Ługańska z południowymi prowincjami sąsiadującymi z Krymem i portowym miastem Odessą. Obok Odessy jest też Naddniestrze. To terytorium, które oderwało się od Mołdawii. Okupują je rosyjscy żołnierze. Naddniestrze również twierdzi, że chce przyłączyć się do Rosji.


Sankcje


Stany Zjednoczone nie reagują siłą, tylko nakładają sankcje na kolesiów Putina. Na liście jest szesnastu rosyjskich oficjeli z najbliższego kręgu Putina oraz rosyjski bank. Jedną z osób objętych sankcjami jest Giennadij Timczenko, szef spółki Gunvor i przyjaciel Putina. Gunvor znowu zaprzecza, by Putin miał jakieś udziały w firmie. Amerykański departament skarbu ma odmienne zdanie. Oświadcza: „Działania Timczenki w sektorze energetycznym były bezpośrednio powiązane z Putinem. Putin ma inwestycje w Gunvorze i może mieć dostęp do funduszów tej spółki”.

To oświadczenie dla tych z nas, którzy mimo gróźb pozwów sądowych pisaliśmy o spółce Gunvor, stanowi swego rodzaju uwierzytelnienie. Jestem w hotelu w Doniecku. Po przeczytaniu w internecie o amerykańskich sankcjach wykonuję mały taniec po pokoju. Unia Europejska również ogłasza sankcje wobec Rosji. Działania Unii są jednak słabsze – jest to odzwierciedlenie faktu, że mimo powszechnego oburzenia z powodu zagarnięcia Krymu kontynent, któremu przewodzi niemiecka kanclerz Angela Merkel, jest zależny od rosyjskiego gazu.

Latem jest już jasne, że Putin odłożył na półkę plany klasycznej inwazji na wschodnią Ukrainę. Przynajmniej na razie. Teraz prowadzona jest tam inna operacja. Rosyjskie służby specjalne kierują zbrojną, antykijowską rebelią, w której biorą udział lokalni separatyści i „ochotnicy” z Rosji. Ci ochotnicy – w tym Czeczeni – tworzą silny garnizon w Słowiańsku, sennym, prowincjonalnym mieście, 100 kilometrów na północ od Doniecka; najwyraźniej Słowiańsk został wybrany na bazę ze względu na swoją nazwę, przywodzącą na myśl słowiańskie braterstwo.

Antykijowskie nastroje na wschodniej Ukrainie są prawdziwe. Większość ludzi chce jakiejś formy federalizacji. Jednak uzbrojeni separatyści, którzy zajmują szereg budynków municypalnych i posterunków policji, mają bardziej ambitny program: chcą przyłączenia do Rosji. Po kolejnym „referendum” przywódcy separatystów w Doniec­ku i Ługańsku deklarują niezależność od Kijowa. Ogłaszają powstanie nowych „republik ludowych”. Ich oddziały plądrują sklepy i porywają oponentów.

Inaczej niż w wypadku Krymu Putin nie udziela bezpośredniego wsparcia secesjonistom. A w każdym razie nie oficjalnie. Spotyka się nawet – na plażach Normandii – z nowym prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Ale cel Putina w średnim okresie wydaje się jasny: sabotować nowy ukraiński rząd i zrujnować szanse Ukrainy na członkostwo w UE i NATO. Tymczasem w Rosji popularność Putina gwałtownie rośnie. Wewnętrzne problemy kraju znikają na fali patriotycznego uniesienia związanego z „powrotem” Krymu.

Po objęciu władzy na Ukrainie Poroszenko rozpoczyna wielką ofensywę militarną przeciwko separatystom, którą nazywa „operacją antyterrorystyczną”. Początkowo jej postępy są niewielkie. Ale od lipca armia ukraińska, obejmująca jednostki ochotnicze, stopniowo odzyskuje teren. Uwalnia Słowiańsk. Rebelianci pod dowództwem rosyjskiego oficera służb specjalnych wycofują się do Doniecka. Separatyści kontrolują kurczące się enklawy. Kijów ma jedną wielką przewagę w stosunku do swoich przeciwników: siły powietrzne.

Uzbrojenie dla rebeliantów

Putin reaguje w klasyczny sposób. Przekazuje rebeliantom ciężkie uzbrojenie, czołgi i wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Oczywiście Moskwa oficjalnie temu zaprzecza. Rosyjska armia prowadzi też ostrzał artyleryjski ukraińskich pozycji zza granicy. Rebelianci zaczynają zestrzeliwać ukraińskie samoloty wojskowe – „ptaszki”, jak określa je jeden z dowódców w przechwyconej rozmowie z jego rosyjskim przełożonym. Najpierw zestrzeliwują samolot transportowy lecący na lotnisko w Ługańsku. Wszystkie 49 osób na pokładzie ginie. Potem strącają kolejny samolot 14 lipca, a dwa dni później odrzutowiec wojskowy Su-25.

17 lipca kilku świadków widzi wyrzutnie rakiet buk w kontrolowanym przez separatystów mieście Śnieżne. Później tego samego dnia zespół obsługujący wyrzutnię buk odpala rakietę w kolejnego „ptaszka” nad wschodnią Ukrainą. Cel leci na wysokości ponad 10 tysięcy metrów. Rebelianci zakładają, że należy do ukraińskiej armii. W rzeczywistości jest to cywilny samolot pasażerski Malaysian Airlines MH17, lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Wszystkie 298 osób na pokładzie – 283 pasażerów i 15 członków załogi – ginie. Dwie trzecie ofiar to Holendrzy. Inni są z Malezji, Australii, Wielkiej Brytanii i sześciu innych krajów.

Zestrzelenie MH17 działa elektryzująco na społeczność międzynarodową. Nikt nie sądzi, że rebelianci strącili samolot celowo: najwyraźniej zrobili to przez pomyłkę. Jednocześnie ta tragedia wynikała bezpośrednio z polityki Kremla polegającej na zbrojeniu i utrzymywaniu rebelii w sąsiednim suwerennym państwie. Rosyjska telewizja państwowa obwinia Ukrainę za tę katastrofę. Jednak dowody – za­obserwowana przez świadków obecność wyrzutni buk w rejonie kontrolowanym przez separatystów, rozmowy telefoniczne między rebeliantami, po tym, jak zdają sobie sprawę ze swojej strasznej pomyłki – wskazują na winę separatystów.

W reakcji na tę zbrodnię – i w sytuacji, gdy walki toczą się wokół miejsca, w którym spadły szczątki samolotu – Unia Europejska nakłada nowe sankcje na Rosję. To największe sankcje od zakończenia zimnej wojny. Nie przynoszą bezpośredniego skutku odstraszającego. Kreml nadal zaopatruje rebeliantów w broń. Ale sygnalizują, że Europa w końcu się obudziła i zaczyna zdawać sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest Rosja pod rządami Putina. Zagrożenie ma charakter regionalny – w szczególności dotyczy byłych satelitów imperium sowieckiego – ale jak pokazuje katastrofa MH17, ma też szerszy wymiar międzynarodowy.



W sierpniu 2014 r. Wladimir Putin w towarzystwie wielu kremlowskich
dygnitarzy z wielką pompą odwiedził Krym. 


Wyzwanie dla Zachodu

Dwadzieścia pięć lat po tym, jak w czerwcu 1989 roku Solidarność w Polsce zmiotła rządzących komunistów w wyborach, które zmieniły oblicze Europy, podziały między Wschodem a Zachodem rysują się wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej. Polska, Czechy i Węgry są w NATO od 15 lat, a w Unii Europejskiej od dekady, wraz z państwami bałtyckimi. W tym okresie wszystkie te kraje kwitną. To prawdziwe historie sukcesu – pod względem rozwoju demokratycznego, gospodarczego, instytucjonalnego. Ale pozaunijne byłe republiki upadłego Związku Radzieckiego to zupełnie inna, mniej szczęśliwa historia. Cofają się w rozwoju. Represyjny sposób działania Rosji służy jako szablon dla innych regionalnych przywódców, w tym dla Janukowycza, przed jego obaleniem.

W samej Rosji władza Putina jest silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nastały przygnębiające czasy dla liberałów w tym kraju. Dla nich wielkie pytanie brzmi: zostać czy emigrować? Protesty uliczne, które wybuchły w Moskwie w zimie 2011/2012 – towarzyszące powrotowi Putina na urząd prezydenta – wydają się, na razie, stłumione. Wprowadzono nowe przepisy, zmuszające organizacje pozarządowe do rejestrowania się w charakterze „agenta zagranicznego”. Niezależne media – takie jak kanał telewizyjny TV DOŻD’ (TVRain) lub portal internetowy lenta.ru – są dławione. Kłamliwa, państwowa propaganda osiąga rekordowe nasilenie.

Putin może cieszyć się poparciem opinii publicznej w Rosji, z tego prostego powodu, że ma w zasadzie monopol informacyjny, a propaganda działa. Jednak po zagarnięciu Krymu zmienia się sposób postrzegania Rosji na arenie międzynarodowej. W 2010 roku, po rewelacjach WikiLeaks, nie wszyscy byli przekonani, że Rosja jest „praktycznie państwem mafijnym”. Dla niektórych teza mojej książki była zbyt ponura, przesadna, prowokacyjna, podyktowana historycznym pesymizmem. W 2014 roku – i po horrorze MH17 – wyraża oczywisty stan rzeczy.

Ekspansjonizm Putina stanowi dzisiaj zapewne największe wyzwanie dla Zachodu, a zwłaszcza dla Unii Europejskiej, od zakończenia zimnej wojny. Po pięciu czy sześciu latach zaprzeczania Biały Dom przyznaje, że jego próby „resetu” stosunków z Rosją nie powiodły się. W unijnych ministerstwach spraw zagranicznych, akademiach wojskowych i ośrodkach analitycznych jest jasne, że potrzebne są nowe strategie radzenia sobie z agresywną Rosją. Słowem kluczem nie jest już „zaangażowanie” – chociaż Europejczycy nie zrezygnowali z dia­logu. Pojęcie, które na nowo nabiera podstawowego znaczenia w naszych czasach, pochodzi z wczesnych lat zimnej wojny: to „powstrzymanie”.

Sierpień, 2014



Tłumaczenie: Witold Turopolski


*Luke Harding (ur. 1968), znany brytyjski dziennikarz od lat związany z gazetą „Guardian”. Był jej korespondentem w Delhi, Moskwie, Berlinie. Relacjonował wojny w Afganistanie, Iraku i Libii. Jest autorem kilku książek, m.in. wydanych w Polsce „Polowanie na Snowdena” i „Mafijne Państwo Putina”. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. Obecnie pracuje w londyńskim biurze „Guardiana”. 











Książkę Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” można kupić na portalu wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda
















Pozostałe fragmenty książki Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” na blogu „Media-w-Rosji”


http://media-w-rosji.blogspot.com/2014/11/jest-pan-wrogiem-putina.html

Znany angielski dziennikarz Luke Harding przyjechał do Moskwy w 2007 roku jako korespondent liberalnej angielskiej gazety „Guardian”. Szybko zorientował się, że trafił do państwa nieokiełznanej korupcji, kleptokracji, kontrastów społecznych i represji wobec politycznych przeciwników. W swoich artykułach poruszał najbardziej drażliwe tematy. Unikał eufemizmów, upiększeń i niedopowiedzeń. Bardzo szybko stał się celem bezprzykładnych szykan. Podsłuchiwano jego telefon, do mieszkania włamywali się nieznani intruzi. Wreszcie trafił na czarną listę, doświadczył deportacji z Moskwy. Dziś nie ma co liczyć na wizę do Rosji. Swe rosyjskie doświadczenia opisał w głośnej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się jej polskie wydanie.



Za zgodą wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda publikujemy wybrane fragmenty książki Hardinga. Pierwszy z nich opisuje dwa spotkania ze znaną socjolożką Olgą Krysztanowską. Od lat obserwuje ona przemiany zachodzące w łonie rosyjskiej elity. Tłumaczy brytyjskiemu dziennikarzowi kto i dlaczego wziął go na celownik.







Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz