piątek, 2 września 2016

Putinowi potrzebna była kasa….



W latach dziewięćdziesiątych, w czasach rozkwitu petersburskiej przestępczości zorganizowanej, Maksym Freidzon brał udział w wielu podejrzanych operacjach. Kiedy trzeba płacił łapówki, wiedział do kogo się zwrócić, gdy trzeba było załatwić licencje, zezwolenia, odpowiednie lokale. I co najważniejsze orientował się dobrze, jaką rolę odgrywał w tym wszystkim były pierwszy zastępca mera miasta, Władimir Putin. Freidzon mieszka teraz w Izraelu. Czując się bezpiecznie, opowiada mediom o ciemnych interesach wokół petersburskiego portu, o rzece przelanej krwi w walce o kontrole nad płynącymi zeń dochodami. I przede wszystkim o współpracy środowiska przestępczego z przyszłym prezydentem Rosji.



  

Z Maksymem Freidzonem rozmawia Dmitrij Wołczek   




Rosyjskie media niezależne nie ustają w zbieraniu informacji o niejasnej petersburskiej przeszłości obecnego prezydenta Rosji. 





W żółwim tempie toczy się proces sądowy w sprawie, znajdującego się już za kratami, lidera tambowskiej grupy przestępczej Władimira Barsukowa (Kumarina). Dotyczy zorganizowanego przez niego zamachu na przedsiębiorcę Siergieja Wasiliewa.

Przestępstwo popełniono 5 maja 2006 roku. Kiedy samochody ze współwłaścicielem ‘Petersburskiego Terminalu Naftowego’ i jego ochroną wjechały na Prospekt Lewaszowski, zostały ostrzelane z karabinów automatycznych.

W czerwcu 2014 roku przysięgli uniewinnili Barsukowa i jego dwóch przypuszczalnych wspólników. W listopadzie Sąd Najwyższy uchylił wyrok w tej sprawie. Ze względów bezpieczeństwa proces toczy się w Moskwie. W maju 2016 roku przysięgli uznali oskarżonego za winnego. Wyrok miał zapaść w lipcu, jednak posiedzenie zostało przeniesione na 19 sierpnia (w końcu w tej sprawie został wydany wyrok, Kumarina skazano na 23 lata pozbawienia wolności w instytucji penitencjarnej o zaostrzonym reżimie - "mediawRosji").

Nazwisko jeszcze jednego znanego w bandyckim Petersburgu biznesmena Ilji Trabiera o przezwisku "Antikwar" znalazło się w nakazie aresztowania, wydanym w maju przez sąd w Hiszpanii. Hiszpańskie śledztwo zakłada, że poza Trabierem do grupy przestępczej należeli deputowani Dumy Państwowej i urzędnicy. Niewykluczone także, iż ślady prowadzą na Kreml.


W cyklu wywiadów udzielonych Radiu Swoboda mieszkający w Izraelu  biznesmen Maksym Freidzon opowiedział już, jak w latach 90tych w Petersburgu świat przestępczy zawarł sojusz z władzą. i jaką rolę odegrał w nim urzędnik merostwa Władimir Putin. Freidzon przyznał, iż przyszły prezydent Rosji dwukrotnie otrzymał od niego łapówkę za załatwienie określonych formalności  – po 10 tysięcy dolarów.


Nowa rozmowa z cyklu dotyczy okresu, kiedy Putin, po ucieczce Anatolija Sobczaka do Paryża (b. mer St. Petersburga, znany polityk okresu pieriestrojki i szef Putina - "mediawRosji"). i objęciu urzędu przez Władimira Jakowlewa, stracił w Petersburgu swoje wpływy. Z czasem jednak zrobił w Moskwie zawrotną karierę. W opinii naszego rozmówcy, tak szybki awans nie byłby możliwy, gdyby wpływowi przedsiębiorcy petersburscy, nie udzielili Putinowi pomocy finansowej. W pierwszej kolejności, należy wspomnieć o jego udziale w aktywach petersburskiego portu. „Na ile mi wiadomo, po tym jak Putin otrzymał stanowisko w FSB, rozpoczął się okres pełnej bezkarności dla jego partnerów z Petersbuskiego Terminalu Naftowego, spółki OBIP oraz petersburskiego portu. Współpracownik Putina, Aleksiej Miller (obecnie prezes zarządu Gazpromu) pełnił rolę jego pełnomocnika opiekując się wspomnianymi aktywami. Dzięki wsparciu FSB i takiego partnera, jak Putin, ludzie ci przestali lękać się prawa. Przestępcy i służby działali efektywnie i w pełnej harmonii. Tylko dużo przelano krwi” – wspomina Maksym Freidzon.





Dmitrij Wołczek:
Jak „środowisko” postawiło na Putina?

Maksym Freidzon:
Jeśli dobrze pamiętam, kiedy Władimir Władimirowicz był urzędnikiem merostwa, chętnie przyjmował łapówki i udziały, starał się nie przepuszczać żadnej okazji. Z kasyna pieniądze odbierał wówczas Roma Cepow, potem walizki z gotówką szły w górę. Miller zbierał łapówki. Graham Smith w Liechtensteinie prał i akumulował środki z przemysłu naftowego. Ale kiedy Sobczak przegrał wybory i musiał uciekać w obawie przed sprawą karną, Władimirowi Władimirowiczowi zrobiło się ciężko. Nikt nie potrzebuje urzędnika złodzieja. Nie bardzo wiedziano, za co mu płacić.


"Paczka" stawia na Wołodię


Wolczek:
Jednak postanowili płacić?

Freidzon:
Moim kolegą był wtedy Dima Skigin, partner w spółkach "Sigma" i" Sowex". Od niego dowiedziałem się, że zdecydował się na nieco ryzykowny (jak na tamte czasy) ruch. Dima uznał, że Władimirowi Władimirowiczowi należy pomóc w zachowaniu udziałów w sensownie już wtedy zarządzanym terminalu naftowym i firmie "Sowex". Z terminalem sprawa był prosta: jednemu z inżynierów portu, od początku zaangażowanemu w jego budową, nie przedłużono umowy o dzierżawie. Przeszła ona na Skigina i Trabiera. Jak powiedział Dima, całą operację przepchnął bezpośrednio Władimir Władimirowicz, potem wszechstronnie pomagał przy powstawaniu terminalu. Za to dostał swój udział.

Dima postawił na niego i zapewnił swoich partnerów – Trabiera, Wasiljewa i Kumarina, że Putina nie warto spisywać na straty. Sytuacja była wielobiegunowa. Trudno było przewidzieć, kto w końcu przejmie władzę. Myślę, że Putinowi po prostu potrzebne były pieniądze. Przypuszczam, że w czasie pracy w merostwie porządnie nakradł, ale w Moskwie podejście do pieniędzy jest inne. Potrzebne jest stałe źródło porządnych dochodów, biednych ludzi tam się nie lubi, tacy w Moskwie nikomu nie są potrzebni. Bierezowski miał cudowne powiedzonko: "pieniądze były, jeszcze nie raz będą, ale teraz ich nie ma!"  

W 1996 roku Miller otrzymał stanowisko zastępcy dyrektora terminala naftowego. Zastępcą był także Sasza Diukow, najbardziej zaufany współpracownik Dimy Wasiljewa, a Trabier był dyrektorem naczelnym. Następnie Miller został jednym z dyrektorów i upoważnionym przedstawicielem spółki OBIP, gdzie znów spotkał się z Diukowem. Ilja Trabier sprawował funkcję przewodniczącego rady dyrektorów. Dima ulokował Millera jako protegowanego Władimira Władimirowicza. Chodziło o to, by pokazać, iż  będziemy wspierać Putina – naszego człowieka w Moskwie – i to nam się opłaci. Proszę mi wierzyć, to była poważna decyzja. Sytuacja szybko się zmieniała i wydawanie pieniędzy na kogoś, kto na razie niczego nie może zrobić, było bardzo ryzykowne.


Wołczek:
Ryzykowne, ale perspektywiczne... Inwestycja szybko się opłaciła, kiedy Putin został szefem FSB.


Rzeka krwi


Freidzon:
Na ile mi wiadomo, inwestycja w Putina opłaciła się już wcześniej, gdy w roku 1997, udało mu się umocnić pozycję w administracji prezydenta.

Myślę, że to były ustalenia zawarte przez Putina, to on otrzymał dla swego „środowiska” carte blanche na prywatyzację portu petersburskiego i odsprzedanie go Moskwie (bez poparcia petersburskiej „paczki”, ludzie z Moskwy nigdy by tam weszli). W 1997 roku, choć koszta były wysokie, portem zaczęła zarządzać spółka OBIP. Ale los uśmiechnął się do nas najbardziej, gdy Putin stanął na czele FSB. Trabier & Co zupełnie przestali bać się prawa. Gdy przejmowano port i potem, gdy go sprzedawano oraz zaprowadzano własne porządki, zginęli po kolei kapitan spółki "Morskoj Port Sankt-Peterburga" Michaił Sinielnikow, jego asystent odpowiadający za bezpieczeństwo Siergiej Bojew, kierownik spółki "Siewiero-Zapadnoje Parochodstwo" Jewgienij Chochlow, główny kadrowiec tej firmy Nikolaj Jewstafiejew, współwłaściciel spółki "Siewiero-Zapadnyj Tamożnyj Terminal" Nikolaj Szatilo, oraz dyrektor generalny Witold Kajdanowicz. Zginęli także współwłaściciele Koncernu "Orimi" Dmitrij Warwarin i Siergiej Kriżan uwiklani w walkę o przejęcie spółki "Pietroliesport" i inne mniej znane osoby.

Wołczek:
Najgłośniejsze było zabójstwo wicegubernatora Sankt Petersburga Michaiła Maniewicza. Zastrzelono go z karabinu automatycznego w środku miasta, na Prospekcie Newskim…

Freidzon:
Maniewicz sprzeciwiał się, by port wyszedł spod kontroli miejscowych władz. Myślę, że to było główną przyczyną zabójstwa. Po jego śmierci władze petersburskie zrezygnowały ze swoich pretensji pod adresem portu. Nieco później Diukow, Miller i Trabier przenieśli się ze spółki OBIP do jego zarządu. Diukow został dyrektorem generalnym, Miller zastępcą do spraw inwestycji, Trabier – członkiem rady dyrektorów. Z powodzeniem odsprzedali port ludziom z Moskwy. Myślę, że Władimir Władimirowicz nadzorował transakcję i jako udziałowiec i jako szef FSB. Petersburski port jest obiektem strategicznym o znaczeniu państwowym.

Z dolą należącą do Putina wszystko załatwiono jak trzeba, inaczej, niż w wypadku pokrętnej sprawy Roldugina (wiolonczelista, przyjaciel Putina figurujący w dokumentach ujawnionych w Panamie - "mediawRosji"). Tutaj wszystko było prostsze. Pod ręką znajdował się Graham Smith, współpracowano z nim długo i owocnie od czasów spółki "Sowex". Pod jego kontrolą rzetelnie i sprawnie rozdzielono udziały. Sprzedaż portu odbyła się poprzez spółkę "Nasdor", zarejestrowaną w Liechtensteinie, pod tym samym adresem co należąca do "Sowexu" spółka "Horizon International Trading",. Wszystko nadzorował Smith, a Trabier figurował jako beneficjent. Jeśli mówić o prawdziwych relacjach Władimira Władimirowicza, jako szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa ze światem przestępczym, to według mnie wyglądała ona następująco: w porcie pracował jego najbliższy zaufany współpracownik Miller,  Putin sprawował swego rodzaju patronat. Miller orientował się w całej działalności portu, także wówczas, gdy była niezgodna z prawem, w końcu brał udział w grze. By przejąć port, sprzedać go, wszystko załatwić jak należy, trzeba było podjąć masę działań o charakterze  organizacyjnym. Zajmowali się nimi Sasza Diukow i Losza Miller. Występowali jako upoważnieni pełnomocnicy, prowadzili rozmowy, a gdy nie udawało się osiągnąć porozumienia, zjawiał się Trabier ze znajomymi i problem rozwiązywano radykalnie.

Wołczek:
Wychodzi na to, że port petersburski odegrał ogromną rolę w rosyjskiej polityce. Możliwe, że gdyby go nie było, prezydentem w Rosji zostałby ktoś inny?


Określone zobowiązania


Freidzon:
Myślę, że jeśli w 1996 roku Dima Wasilijew nie zadbałby o udział w terminalu i spółce "Sowex" dla Władimira Władimirowicza, temu ostatniemu byłoby znacznie trudniej. Kiedy do petersburskiego merostwa na stanowisko szefa przyszedł Władimir Jakowlew, Putin stracił wiele ze swych wcześniejszych źródeł dochodów. Bez nich miał niewielkie szanse, by zajść wyżej.

Sądzę, że Putin nawiązał bliską współpracę z tym środowiskiem. Przekroczyła ona ramy zwykłej w Rosji urzędniczej korupcji, dało się to zauważyć najlepiej w 1996 roku, gdy mer Petersburga Anatolij Sobczak przegrał wybory. Żeby zachować udziały i ciągły dopływ gotówki, Putin musiał swojej "paczce" przynosić określone korzyści. Należeli do niej tacy kumple, jak Kumarin, Trabier, Wasiliew, Skigin, Timczenko, Smith, Diukow i inni szanowni panowie. Pozbawiony pracy urzędnik merostwa został poparty przez grupę złożoną z przestępców i biznesmenów, ostatecznie stał się jej członkiem. Bronił jej interesów na tyle, na ile w Moskwie było to możliwe. Trzeba było odpracować otrzymaną dolę. Myślę, że do dnia dzisiejszego wobec tych ludzi Putin ma określone zobowiązania.

Wołczek:
Wśród  nich są też Traibier i Wasilijew?

Freidzon:
Sądzę, że Trabier i Wasiliew, jak i szereg innych członków grupy, są nietykalni ponieważ wsparli Putina w trudnym momencie życia. Są związani z nim wspólną działalnością w latach dziewięćdziesiątych. Myślę, że przypadek Kumarina jest wyjątkiem, on w pewnym momencie przekroczył dozwoloną granicę. W grupie przestrzegano określonej zasady, panowie, załatwiajcie sprawy między sobą tak, jak chcecie, ale Wołodii proszę nie zaczepiać. Niepożądane były strzelaniny publiczne i kłopoty na mieście, to mogłoby podważyć autorytet Wołodii. Nie strzelajcie jeden do drugiego, to najważniejsza lekcja, jaką ci faceci musieli przyswoić.

Port w Petersburgu jest ogromnym aktywem. To jedyny poważny port na północnym zachodzie Rosji. Główny strumień towarów do jej części europejskiej, w tym do Moskwy, idzie przez Petersburg. Dzięki temu port ma znaczenie strategiczne. Naturalnie, przejęcie nad nim kontroli umożliwia kontrolowanie gospodarki w europejskiej części Rosji.

Władimir Władimirowicz prowadził w Moskwie określoną grę, by odnieść sukces najbardziej potrzebne mu były pieniądze. Poprzez sprzedaż portu dużo zyskał w oczach moskiewskich partnerów. Zuch – wsparł swoją "paczkę", pomógł ludziom z Moskwy i o sobie nie zapomniał. Dla moskiewskich partnerów było to potwierdzeniem jego zdolności do działania i wierności – proszę bardzo, człowiek z Petersburga zasługuje na zaufanie. Trzeba było pokonać wiele przeciwności, by w końcu przepchnąć sprzedaż petersburskiego portu ludziom z Moskwy. By to osiągnąć potrzebny był ktoś z wewnątrz.

W Petersburgu Moskwian nie lubią.  Nie dopuszcza się ich do swoich spraw. Wołodia potrafił pomóc i nieźle na tym zarobił. A bogatemu człowiekowi łatwiej zajmować się polityką.


Statuetka Piotra Wielkiego


Wołczek:
Jednak Putin nie pchał się do polityki, wszystko wydarzyło się trochę wbrew jego woli…

Freidzon:
Nie pchał się na początku. Jednakże w swoim gabinecie chętnie umieścił statuetką Piotra Wielkiego. Zaraz po wyborach prezydenckich zrobiono z Putinem świetny wywiad. Gdy stało się jasne, że wygrał, wtedy powiedział: „Nawet w koszmarnym śnie nie mogłem wyobrazić sobie czegoś podobnego”. Kiedy oglądałem tę wypowiedź, zadzwonił do mnie Dima Skigin i powiedział, że mieliśmy rację. Myślę, że Władimir Władimirowicz nie czuł się z tym dobrze, na pewno z początku. Do tego trzeba być specyficznym człowiekiem. On kocha pieniądze, nigdy nie wyróżniał się jako osoba publiczna. Ale władza zmienia ludzi.


Mądrzy ludzie


Wołczek:
Pana przyjaciele nie chcieli w ślad za nim wejść do polityki?

Freidzon:
Nie, to byli mądrzy ludzie. Dima Wasilijew cicho przeprowadził się do Nicei i Monako. Chcesz zagwarantować sobie bezpieczeństwo, wtedy warto znajdować się w pobliżu władzy, nie brać na siebie żadnej odpowiedzialności. Można zarządzać terminalem naftowym, uczestniczyć w sprzedaży portu, zajmować się eksportem produktów ropopochodnych, zarabiać kasę i spokojnie żyć za granicą. Timczenko to pod tym względem najlepszy przykład. Ale brać na siebie odpowiedzialność za kraj o nazwie Rosja i akceptować wszystko, co z tym związane? Nie, dziękuję bardzo! Dima nie poszedł do polityki, wybrał kasę, przeprowadził do Nicei i Monako.

Wolczek:
A Pana nie ciągnęło do Moskwy?

Freidzon:
Pracować dla KGB? Dziękuję bardzo. Z tą organizacją najlepiej nie mieć żadnych związków. Niestety, wielu moich całkiem wykształconych i inteligentnych znajomych wykorzystało daną im przez służby szansę, by "wybić się na ludzi". Nawiasem mówiąc, przy Putinie uczciwi profesjonaliści nie szukali władzy. Jeden z moich dobrych przyjaciół zajmował się zagadnieniami infrastruktury portowej w spółce "RosMorPort". Na początku lat dwutysięcznych otrzymał propozycję z Moskwy, by objąć wysokie stanowisko w pewnym ministerstwie. Odmówił: „W żadnym wypadku. Nie mamy w kraju problemów politycznych - tłumaczył swoją decyzję - mamy za to problemy infrastrukturalne i technologiczne. W naszym systemie władzy są one nie do rozwiązania".

Jeśli chcesz doić krowę, musisz się o nią troszczyć. A naszą krowę już zjedzono i zakopano. Putin i jego ludzie – to nie ścierwniki lat dziewięćdziesiątych, a trupie robactwo. Wszystko niedługo zacznie się sypać: podstacje, kotłownie – nie są przecież wieczne.

Putin odwraca uwagę ludzi pracy, ale kiedy posypie się energia elektryczna i ogrzewanie, zrobi się bardzo niemiło. Nie mówiąc już o tym, że kraj nie jest w stanie sam zaopatrzyć się w produkty spożywcze. I dla przyjezdnych także jest za drogo. Jak mówi mój przyjaciel: pojadę do Rosji, jeśli w końcu zbudujecie drogę z Petersburga do Moskwy. Wtedy uwierzę, że kraj wstał z kolan.

Myślę, że Putina trzeba usunąć tak szybko, jak to możliwe. Rządzi w taki sposób, że katastrofa techniczna jest nie do uniknięcia. On ostatecznie dobije kraj. Putin kradł, krył bandytów, zarabiał pieniądze,  potem zaczął głosić idee patriotyczne i zagarnął Krym, ale to drobiazgi w porównaniu z tym, co nas czeka. Nie gra w patriotyzm jest ważna, musimy walczyć o przeżycie.


Tłumaczenie: MR


Oryginał ukazał się na portalu rosyjskiej redakcji Radio Svoboda: http://www.svoboda.org/a/27914802.html


W porównaniu z oryginałem w polskiej wersji dokonano niewielkich skrótów. 




 *Maksym Freidzon, petersburski biznesmen związany z miejscowym światem przestępczym. W latach dziewięćdziesiątych brał udział w różnych podejrzanych transakcjach, był udziałowcem spółek działających na pograniczu prawa.. Przed sądem w USA wytoczył proces szeregowi wielkich rosyjskich korporacji, zarzucając im przejęcie należącej do niego własności. Obecnie mieszka w Izraelu. Od pewnego czasu udziela wywiadów, opowiadając o ciemnych stronach petersburskiego życia biznesowego w latach dziewięćdziesiątych i zarzucając Wladimirowi Putinowi przyjmowanie łapówek.





*Dmitrij Wołczek (ur. 1964), od 1988 roku dziennikarz rosyjskiej redakcji Radio Swoboda. Redaktor naczelny portalu svoboda.org. Poeta, tłumacz literatury anglojęzycznej. 









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 




1 komentarz:

  1. Za starej komuny(czyli do roku 1989),komuniści w Polsce mówili tak:lepiej żeby w Rosji rządził jak najdłużej jeden przywódca,bo wiadomo z kim mamy do czynienia,a nie wiadomo kto przyjdzie po nim,może będzie gorszy:,a kto teraz może zastąpić Putina,czy jest tam ktoś z poza układu komunistycznej Rosji,odpowiedzieć można NIE.Żeby nie było takiej zamiany jaką Rosja już przeżyła:Z Cara na Lenina.Bo dopiero wtedy będzie tragedia dla Rosji i całego świata.

    OdpowiedzUsuń