sobota, 16 sierpnia 2014

Chirurg z Czukotki jedzie na wojnę za Donbas


Z położonej po sąsiedzku z Alaską dalekowschodniej Czukotki do Donbasu jest blisko 10 tys. kilometrów. Denis Kłoss, chirurg z Anadyru, uznał jednak, iż może się donbaskim separatystom przydać, jako lekarz. Był uczestnikiem krwawych wydarzeń na lotnisku w Doniecku. Obserwował bierność miejscowej ludności. Był świadkiem chaosu organizacyjnego w szeregach separatystów. O swoich przeżyciach w Donbasie opowiedział dziennikarce Annie Bykowej.
 



Rozmowę przeprowadziła Anna Bykowa




Niemal natychmiast po przyjeździe do Donbasu dr Denis Kloss stal się uczestnikiem
krwawej bitwy o donieckie lotnisko. 



Denis Kłoss urodził się w Tarnopolu. Studia medyczne zakończył na Ukrainie, stąd wyjechał na Czukotkę, gdzie pracowali jego rodzice. Denis ma 33 lata, obecnie pełni funkcję głównego specjalisty w zakresie chirurgii urazowej w Czukockim Okręgu Autonomicznym. Wykorzystując swój letni urlop, Denis jako ochotnik poleciał z Czukotki na południowy-wchód Ukrainy.

Denis Kłoss:
Przede wszystkim chciałem pojechać do Słowiańska. Najpierw przyleciałem do Rostowa. Tutaj zacząłem szukać sposobu, jak tam się dostać i w ogóle jak przekroczyć granicę, dla mężczyzn oficjalne przejścia graniczne były już zamknięte. Skontaktowałem się z miejscowym oddziałem Czerwonego Krzyża, współpracuję z tą organizacją jako instruktor. Powiedzieli mi, żebym poczekał aż do chwili, kiedy granica zostanie na nowo otwarta. Ale ja korzystałem z urlopu – miałem do dyspozycji tylko ograniczoną ilość czasu. Ktoś poradził mi, bym się skontaktował z Kozakami Dońskimi. Od nich dostałem odpowiedni kontakt i adres, w tym miejscu zbierano ochotników gotowych do walki. Takich z wojskowym doświadczeniem.

Alena Bykowa:
Miał pan już tego rodzaju doświadczenie?


Nie umiem strzelać. 



Kłoss:
Nie. Nie umiem strzelać. Jestem specjalistą w dziedzinie chirurgii urazowej. Mam dziesięcioletnie doświadczenie, miałem do czynienia z ranami postrzałowymi, tak od odłamków, jak od miny, czy wybuchu. Od razu mnie wzięli. Spędziłem zaledwie jedną noc pod Rostowem. Potem posadzili nas na trzy Kamazy i z ominięciem oficjalnych przejść wysłano przez granicę. Nasi przewodnicy – ochotnicy jechali przodem. W następnej ciężarówce jechali już Rosjanie. Posługuje się tym terminem umownie, bo tam byli i Ormianie i Osetyjczycy, kogo tam nie było. Jeszcze jeden samochód wiózł Czeczeńców, zaś w ostatniej ciężarówce umieszczono Ukraińców gotowych do walki. Wśród nich było wielu przybyłych z takich miast, jak Charków, Dniepropietrowski, Odessa.

23 maja dotarliśmy do Doniecka. Wieźliśmy ze sobą ładunek o charakterze humanitarnym: lekarstwa, artykuły higieniczne.

Zajmowałem się organizacją pomocy medycznej w oddziale ochotników. Dostałem broń, ale przez cały czas, ani razu z niej nie wystrzeliłem.

W końcu nie udało się mi się dostać do szpitalu w Słowiańsku. Miasto zostało zablokowane. 26 maja znalazłem się na polu walki o donieckie lotnisko.

Bykowa:
Niech Pan o tym opowie więcej.


Maszynka do mielenia mięsa. 



Kłoss:

Denis Kłoss pracuje jako chirurg na
dalekiej Czukotce. 
Trafiliśmy tam na maszynkę do mielenia mięsa. Na lotnisku są dwa terminale, nowy i stary. W nocy zajęliśmy nowy terminal, w starym znajdował się specnaz z Kirowogradu. To była jednostka regularnej armii ukraińskiej ochraniająca lotnisko. Zadanie naszych ochotników polegało na tym, by uniemożliwić lądowanie samolotów z nowymi oddziałami wysyłanymi przez Kijów. Zaczęto je wysyłać zaraz następnego dnia, po przeprowadzonych na Ukrainie wyborach prezydenckich. Dogadaliśmy się wstępnie z chłopakami z Kirowogradu, że nie będziemy do siebie strzelać nawzajem.

Coś jednak poszło nie tak. Już potem analizowaliśmy tę sytuację, tam natychmiast po naszym przybyciu pojawiły się ukraińskie ochotnicze oddziały zbrojne, ich najemnicy otworzyli ogień do nas i do chłopaków z Kirowogradu. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że oni tam będą. Ani my, ani specnaz ukraiński nie rozumieliśmy, kto do nas strzela. Potem już zrobiło się nieważne, kto strzelał i do kogo.

Zaczęto nas też bombardować z powietrza, wtedy,  gdy Czeczeńcy znaleźli się na dachu. Wszyscy trafili pod ogień. Pobiegliśmy na górę, zaczęliśmy wyciągać rannych, jeden zginął, 15 odniosło rany. Ściągnęliśmy wszystkich, zaczęliśmy się wycofywać, nie mieliśmy większych szans, by się utrzymać. Strzelali do nas snajperzy, kirowogradczycy walili z moździerzy, na koniec pojawiły się wyrzutnie granatów.

Bykowa:
Mieliście wyrzutnie rakietowe?

Kłoss:
Mieliśmy. Atrapę. Budowa nowego terminalu kosztowała kupę pieniędzy, więc nikt się nie spodziewał, iż Ukraińcy będą go teraz burzyć. To był fatalny błąd z naszej strony. Do wieczora wycofaliśmy się z lotniska.

Nie mogliśmy porzucić rannych i wycofać się od razu. Gdybyśmy tak zrobili, nasz oddział można było by rozpuścić od razu, kto by w przyszłości podejmował ryzyko? Z powodu rannych, ich ewakuacja była trudna, zatrzymaliśmy się tam zbyt długo. Kiedy już cofaliśmy się, ostrzelano nas jeszcze raz na wjeździe do Doniecka.

Na Kamaz z rosyjskim oddziałem spadła rakieta przeciwczołgowa, samochód został całkowicie zniszczony, na miejscu zginęło ok. 35 ludzi, przeżyło 3-4. Znajdowałem się w drugiej ciężarówce, przewoziliśmy rannych Czeczeńców, ukraińscy ochotnicy nas przykrywali. Wpadliśmy na minę, maszynę przewróciło, oderwały się przednie koła. Potem zaczął się ostrzał, zaczęliśmy na drodze zatrzymywać samochody, tak wywoziliśmy rannych, przenosząc ich do szpitala.

Bykowa:
Nic się Panu nie stało, kiedy Kamaz wyleciał w powietrze?


Nieźle oberwałem 



Kłoss:
Nieźle oberwałem. Zorientowałem się jednak później. Przekazałem rannych do szpitala, emocje trochę opadły, patrzę, jestem cały we krwi, tylko niejasne, własnej, czy cudzej. Całe nogi miałem poharatane odłamkami, ciało było sine. Sam zrobiłem sobie opatrunek, zabandażowałem się, pojechałem dalej.

Bykowa:
Co działo się z Panem potem ?

Kłoss:
Czeczeńcy mieli już dość takiej wojny, wyjechali do siebie do Czeczenii. Pół ich oddziału ewakuowano jako "Ładunek 300" (pod takim kryptonimem wywożeni są ranni żołnierze), trzeba było zabezpieczyć ich wyjazd. Pojechałem z nimi. Do końca urlopu zostało mi 8 dni.

Bykowa:
Co im przestało się podobać w tej wojnie?

Kłoss:
Ta historia z donieckim lotniskiem była jakaś ciemna. Potem zaczęliśmy rozumieć, kto strzelał do ciężarówki podczas naszej ewakuacji. Wyglądało na to, że to byli swoi.

Bykowa:
Powstańcy?

Kłoss:
Powstańcy. Zaczęliśmy zadawać sobie pytanie, co się stało, czy była to zdrada, czy zwykły rosyjski burdel. Na lotnisku byliśmy zablokowani,  jednostki batalionu „Wschód” starały się do nas przerwać. Więc albo oni nie wiedzieli, kto znajdował się w nowym terminalu, albo mieliśmy do czynienia z aktem dywersji, im w rozkazie powiedziano, że tam siedzi armia ukraińska.

Bykowa:
Z jakiej broni korzystali Wasi przeciwnicy?


Na początku bitwy oddziały separatystów zajęły pozycję na dachu
donieckiego lotniska. 



Kłoss:
Mieli sporo ciekawego uzbrojenia. Tam na przykład byli najemnicy, wśród nich strzelały kobiety – snajperki. Jedną z nich udało się odstrzelić z wyrzutni granatów, zabrano jej amerykański karabin dużego kalibru „Barrett”. Z takiej broni kula przebije drzewo, straszna sztuka.

Bykowa:
Jak Pana bliscy zareagowali na pański wyjazd na Ukrainę?

Kłoss:
Rodzice o niczym nie wiedzieli. Powiedziałem iż, że jadę do Rostowa, pracować w Czerwonym Krzyżu. Kiedy docierasz do bazy, tłumaczą ci: jesteś ochotnikiem, jedziesz na wojnę, może się z tobą zdarzyć wszystko. Musisz to rozumieć. Jeśli cię zabiją, to prawdopodobnie pochowają cię na miejscu, twoja rodzina nie ma co myśleć o kompensacji. Dlatego, możesz powiedzieć dokąd jedziesz najbliższemu przyjacielowi, jeśli potem, po wyjeździe nie skontaktujesz się z nim przez miesiąc, będzie to dla niego sygnał, że może wszystko opowiedzieć twoim najbliższym. Tak zrobiłem. Telefon i dokumenty, wyjeżdżając na Ukrainę, zostawiłem w Rostowie.


Dlaczego tam pojechali? 



Bykowa:
Musiał pan rozmawiać z innymi ochotnikami… Tłumaczyli dlaczego tam pojechali?

Kłoss:
Nie mieliśmy specjalnie czasu na jakieś duchowe rozmowy. Jak zrozumiałem dla Rosjan głównym motywem działania, była potrzeba zemsty za wydarzenia w Odessie (pożar w Domu Związków Zawodowych z 2 maja). Ktoś inny przyjechał, by bronić swoich zamieszkałych w Donbasie bliskich. Nikt nie mówił o pieniądzach. A jeśli idzie o ochotników ukraińskich, to jakoś specjalnie się nie kontaktowaliśmy.

Bykowa:
A pana co skłoniło do wyjazdu?

Kłoss:
Jestem lekarzem. Samemu nie jest mi łatwo zrozumieć własną motywacje. Po co człowiek w Rosji idzie na medycynę? W jednym i drugim wypadku kierowały mną te same impulsy.

Bykowa:
Więc po co?

Kłoss:
Nie mam ani żony, ani dzieci. Moi rodzice jeszcze pracują, są w wieku produkcyjnym. A ja mam własne samodzielne życie. Może dlatego miałem moralne prawo, żeby pojechać. W Rostowie mnie pytano: doktorze, zdaje Pan sobie sprawę z tego, dokąd pan jedzie? Zdaję  – odpowiedziałem. Zrozumiałeś, czym to pachnie? Zrozumiałem. I nawet wtedy mogłem się wycofać. Wielu się wycofywało. Nikt nikogo za to nie osądzał. Wszyscy mamy jedno życie. Nie miałem innych możliwości, by dostać się na Ukrainę, więc się nie wycofałem.

Bykowa:
Pojechałby pan jeszcze raz?

Kłoss:
Pojechałbym, ale pod jednym warunkiem. Tam potrzebna jest lepsza organizacja. Jeśli pojawiłoby się lepiej przygotowane kierownictwo, jakaś jednak władza, lepsza łączność, odpowiednia koordynacja, a nie tak, jak jest teraz, rozdrobnione oddziały, każdy ze swoim dowództwem. Powstańcy są w stanie zadbać o odpowiednią organizację. Ale tam jest zbyt dużo dowódców, dochodzi do tego, że zaczynają walczyć między sobą. Obecnie, nawet nie wiadomo z kim tam rozmawiać, z kim prowadzić dialog.



Podczas ucieczki z lotniska w Doniecku na oddział separatystów spadł grad kul i rakiet. 



Na przedniej linii frontu lekarz nie ma nic do roboty. Tam potrzebny jest felczer, instruktor sanitarny. Więc w rzeczywistości wypełniałem funkcje sanitariusza, choć w szpitalach potrzebni byli lekarze. Co za idiotyzm. Gadałem kiedyś z człowiekiem uczestniczącym w pierwszej wojnie czeczeńskiej, wtedy także ciągnięto lekarzy na pierwszą linię frontu. Opowiadał, jak w ciągu pierwszego miesiąca stracili 26 wysokiej klasy chirurgów. Z drugiej strony, duch bojowy ochotników jest o wiele większy, jeśli razem z nimi znajdują się lekarze. Wtedy rośnie ich gotowość do ryzyka.

Mieliśmy za mało czasu, by się zgrać pod względem bojowym. Przyjechaliśmy i od razu znaleźliśmy się w ogniu.

Bykowa:
Co pan może powiedzieć o reakcji ludności cywilnej? Jaki jest jej stosunek do powstańców? Do idei Noworosji? Do samej Rosji?


Ludność była pasywna



Kłoss:
Jeśli mówić o wschodzie, to w tamtym przynajmniej okresie, ludność była bardzo pasywna. Przeprowadzono referendum – i co dalej? Sami nie wiedzieli czego chcieli, federalizacji, niepodległości, przyłączenia Rosji... To się czuło. Ludzie byli zajęci własnym życiem, jak gdyby nic się nie działo. Chodzili do kawiarni, na dyskoteki, za miasto. Donieck ma ponad milion ludności, ale w batalionie „Wschód” służyło kilka tysięcy żołnierzy. W okręgach wiejskich powstańców było więcej, ludzie w mieście muszą chodzić do pracy, na wsi są w stanie wykarmić się sami.

Jeśli idzie o zwolenników jedności Ukrainy, to oni byli na nas wkurzeni za Krym. Im się nie dało wytłumaczyć, że ludzie na Krymie zawsze chcieli do Rosji.

Tłum. ZDZ

Oryginał ukazał się na łamach magazynu sieciowego Russkaja Płanieta:

http://rusplt.ru/society/u-opolchentsev-slishkom-mnogo-komandirov-12007.html





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






4 komentarze:

  1. Bardzo przygnębiający i dlatego zapewne prawdziwy ten wywiad.
    Robicie doskonałą robotę, w tym morzu propagandowych bredni icelowych kłamst trudno się połapać nie słysząc krytycznych głosów obu stron.
    Proszę, róbcie to dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry wywiad. Może dlatego gościa ciągnęło na wojenkę, bo tej dziewczyny/żony nie miał? Niejasna jest jego motywacja, za te ofiary w Odessie? Chyba tak samo zmanipulowany przez rosyjską propagandę, jak miliony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerażajaca pustka intelektualna. Kolejne potwierdzenie, że gdyby nie pieniądze i sprzęt od Putina to "powstanie" trwałoby kwadrans.

    OdpowiedzUsuń
  4. W ogóle nie powiedział dlaczego jedzie? Ot tak? Bo w TV mówili straszne rzeczy? Przerażające pokolenie!
    Przerażające jest też wytłumaczenie aneksji Krymu - "bo oni zawsze chcieli do Rosji"... to jest jakiś żart. Doskonały powód na kradzież kwałka innego państwa, totalnie puste wytłumaczenie człowieka który ma chyba zupełnie wyprany mózg rosyjską propagandą.

    Czekam na więcej tłumaczeń, świetna robota!

    OdpowiedzUsuń