Kryzysu rosyjskiej gospodarki nie wywołały ani sankcje, ani
spadające ceny ropy naftowej. Jej stary model rozwoju, oparty o wydobycie
surowców i pobudzanie popytu wewnętrznego, wyczerpał się już kilka lat temu.
Dziś gospodarkę rosyjską ogarnęła stagnacja. Aleksander Auzan, ceniony rosyjski
ekonomista, dziekan wydziału ekonomii Moskiewskiego
Uniwersytetu Państwowego, rysuje także różne scenariusze wyjścia z obecnego
kryzysu. Jego zdaniem, Rosja mogłaby także wziąć udział w ratowaniu, zagrożonej
bankructwem, gospodarki Ukrainy.
Autor: Aleksander Auzan
Ukraina nas skłóciła, Ukraina nas pogodzi
Ekonomista Aleksander Auzan tłumaczy, iż rosyjsko-europejski
projekt uratowania Kijowa przed bankructwem tworzy szansę na przerwanie wojny.
W ramach XXII sympozjum "Rosyjskie drogi", zorganizowanego
przez Moskiewską Wyższą Szkołę Nauk Społecznych i Ekonomicznych, profesor
Aleksander Auzan, dziekan wydziału ekonomiki Moskiewskiego Uniwersytetu
Państwowego wystąpił z wykładem zatytułowanym "Wojna i gospodarka:
scenariusze dla Rosji". Lenta.ru zapisała jego najważniejsze fragmenty.
Aleksander Auzan jest jednym z najbardziej cenionych rosyjskich ekonomistów. Realistycznie ocenia położenie gospodarki rosyjskiej, jego zdaniem Rosja razem z Europą powinny pomóc Ukrainie. |
Jako ekonomista chciałbym zaprezentować trzy tezy, pokażą
one, jak ta wojna związana jest z gospodarką. Jak mi się wydaje, nie potrzebne
tu są jakieś wyjaśnienia, będziemy
mówili o wojnie w Donbasie. Ma ona charakter bardziej globalny i złożony, niż
czysto wewnętrzny konflikt w sąsiadującej z nami Ukrainie.
Interpretacje ekonomiczne
Możliwe są różne ekonomiczne interpretacje tej wojny. Dla przykładu, dwa miesiące temu, na posiedzeniu Rady Naukowej Akademii Nauk wystąpiłem z polemiką wobec Siergieja Głaziewa (doradca prezydenta - red.). W jego interpretacji wojna jest związana ze zmianą stosunków technologicznych. Jego zdaniem, jesteśmy świadkami przejścia na kolejny, szósty już poziom rozwoju technologicznego. Z tego wynika konieczność przeprowadzenia modernizacji, przyspieszenia rozwoju wiodących państw, zwłaszcza USA. Wiąże się z tym potrzeba destabilizacji stosunków międzynarodowych i skierowanie strumieni finansowych w innych kierunkach. Być może jest to interesujący punkt widzenia, jednak nie do końca się z nim zgadzam. Moim zdaniem, istnieje prostsza interpretacja, tego co się wydarzyło. Nie koniecznie musimy mówić o zjawiskach o charakterze "cyklicznym".
Kiedy zaczyna się czytać niemieckich ekonomistów z początku XX
wieku, trudno oprzeć się zdumieniu, na ile nasze własne teksty pisane sto lat
później podobne są do tego, co pisali Kessler, Kautsky i inni: "Świat jest
ze sobą powiązany w takim stopniu, iż żadna wojna nie jest możliwa". Ale
zaraz potem zaczęła się I wojna światowa. Najwyraźniej procesy
internacjonalizacji, lub jak mówimy dziś globalizacji, mają charakter
cykliczny. Jeśli przyjrzymy się kryzysowi z lat 2008-2009, to musimy
stwierdzić, iż rzeczywiście był on dość niezwykły. Zobaczyliśmy dysproporcję pomiędzy
wzajemnym powiązaniem państw za pośrednictwem jednego, wspólnego handlu
giełdowego, a stopniem w jakim koordynują swoje działania. Jeśli w ramach
jednego organizmu, walczą ze sobą płuca i wątroba, inaczej mówiąc, ośrodki
finansowe z przemysłem, to organizm ten nie może czuć się dobrze. Gospodarka
światowa znalazła się w fazie trwającej coraz dłużej obniżonej dynamiki. Na
takim skrzyżowaniu należy dokonać wyboru. Dla przykładu, można radykalnie
zwiększyć stopień wzajemnej koordynacji pomiędzy różnymi państwami, trudno jednak
wyobrazić sobie powstanie rządu światowego, choćby na poziomie teoretycznym.
Można zapewne zwiększyć rolę światowego systemu sądowniczego, taki postulat zgłoszono
na forum Grupy G9 w 2009 roku, czy jednak daleko udało się nam zajść po tej
drodze? Nawet Francja i Anglia nie potrafią porozumieć się w kwestii uregulowań
z dziedziny finansów, a cóż dopiero mówić o Gwinei i Norwegii, czy Mongolii i
Gwatemali.
Wariant numer dwa - deglobalizacja i powołanie do życia
bloków regionalnych. To jeden z możliwych sposobów adaptacji i Ukraina moim
zdaniem, stała się pierwszą ofiarą tej zaostrzającej się walki konkurencyjnej.
To rezultat tego, iż zderzyliśmy się z pierwszą falą deglobalizacji.
Rady Grzegorza Kołodki
Wydział ekonomiczny moskiewskiego uniwersytetu MGU często odwiedzają koledzy z różnych krajów Europy. Prowadzimy z nimi dyskusję. Opowiem o jednej z nich, to dobry przykład. W 2007 roku odbyła się w Jałcie konferencja z udziałem ekonomistów ukraińskich i europejskich. Na niej znany polski specjalista Grzegorz Kołodko (minister finansów Polski od 1994 do 2003 roku - red.) zwracając się do ukraińskich kolegów powiedział: "Ukraina jest zbyt dużym krajem, radziłbym wam nie liczyć na pomoc europejską. Europa nie weźmie jej na swoje barki. Daj Bóg, byśmy dali sobie radę z Bułgarią i Rumunią. Postarajcie się dogadać z Rosjanami".
Pojechałem do Kijowa w grudniu 2013 roku, Majdan miał wtedy
charakter pokojowy, ale od razu zrozumiałem, że sytuacja się zmieniła. Tłumaczyłem
kolegom z Europy, na czym polegała różnica. W 2007 roku traktowali oni Ukrainę
jako obiekt pomocy i wsparcia dla reform instytucjonalnych, jednak między sobą
konstatowali, iż "to się nie uda, nie starczy nam pieniędzy." Teraz
Unia Europejska ma pieniędzy o wiele mniej (tak jak i Rosja), a Ukraina nie
jest dla niej wyłącznie krajem, któremu niezbędne są reformy instytucjonalne.
Teraz jest dla Europy nowym rynkiem. To wielki kraj - nadaje się.
Ta zmiana podejścia wynika z tego, iż to logika istnienia
bloków regionalnych wymusza ocenianie krajów jako rynku. W tym zaś wypadku, mamy
do czynienia z otwartym i ostrym starciem dwóch formujących się bloków
regionalnych. Proszę zwrócić uwagę, aż do 2008 roku Euroazjatycki Blok
Ekonomiczny, a więc do chwili, gdy zaczęliśmy smażyć się na kryzysowej
patelni, pozostawał porozumieniem
pozbawionym treści. Jednak, gdy tylko okazało się, iż trzeba udzielić pomocy
finansowej Mińskowi i Astanie, procesy integracji uległy przyspieszeniu. Nie
będę twierdził, że ta wojna ma wyłącznie przyczyny ekonomiczne, ale moim
zdaniem przyczyny te także odegrały swoją rolę. Ważne byśmy je sobie uświadomili,
gdyż to zapewne nie jedyny i nie ostatni przypadek, gdy fala deglobalizacji
przyniesie ze sobą wojny zimne i gorące.
Co to oznacza dla Rosji? 4 marca odbyło się zebranie u szefa
rządu, spotkaliśmy się w wąskim kręgu. Dyskutowano o najważniejszych kierunkach
działalności rządu. Dokument, jaki je opisywał, w nowej sytuacji wymagał rewizji. Nie będę tu opowiadał
o szczegółach zebrania, ale chciałbym podkreślić, iż szereg tez z jakimi teraz chcę się podzielić,
sformułowałem wówczas w obecności premiera.
Stary model rozwoju
Napięcia o charakterze geopolitycznym osiągnęły nowy etap. Proszę zwrócić uwagę na problem, jaki naszemu krajowi, w nowej sytuacji, doskwiera najbardziej. Ponownie weźmy za punkt wyjścia kryzys z lat 2008-2009. Wówczas dał o sobie znać ten model rozwoju, z jakiego Rosja korzystała w ciągu minionych siedmiu lat, a w rzeczywistości nawet dłużej - ok. 30 lat. Był to model surowcowy, uzupełniano go niekiedy, pobudzając popyt wewnętrzny. Autorzy "Strategii 2020" jednym chórem podkreślali, iż wyjście z kryzysu przez te same drzwi będzie niemożliwe. Nie tylko dlatego, że ceny na surowce spadają. Także dlatego, iż prawie całkowicie zahamowaliśmy popyt wewnętrzny - ludzie tkwią w kredytach po uszy. W latach 2014-2015 rynek kredytowy zacznie się kurczyć, spłaty kredytów przewyższą sumy, jakie obywatele będą w stanie pożyczyć. Tak więc ten instrument, jakim są kredyty konsumpcyjne został zużyty, gospodarce trudno iść dalej.
Tempo rozwoju zaczęło zwalniać nie w 2014 roku, a w
2011, gdy kresu dobiegła faza wzrostu związanego z odbudową gospodarki. Ogólnie
rzecz biorąc, naszą gospodarkę ogarnął obecnie stan paraliżu (jeśli nie wręcz
śmierci klinicznej). Sankcje nie mają tu znaczenia, podobnie cena ropy
naftowej. Rzecz idzie o tym, iż wyczerpał się dotychczasowy model rozwoju. Mamy
dwa warianty, by na nowo uruchomić silnik gospodarki. Pierwszy z nich, to
aktywne, liberalne reformy o charakterze strukturalnym, mające na celu
stworzenie w kraju sprzyjającego klimatu inwestycyjnego. Drugi, to uruchomienie
w gospodarce inwestycji państwowych (ok. 10 bilionów rubli, należy na nie wydać
sumę, jaka znajduje się w rezerwach rządu). W ten sposób można będzie osiągnąć
niewysokie, choć zauważalne tempo wzrostu do roku 2018. Mamy także do dyspozycji
wariant trzeci, typowo rosyjski, nie zrobimy nic i pozostaniemy w stanie
bezwładu. Ale i ten trzeci wariant wymaga sporych nakladów, a nasze zapasy
finansowe ulegają skurczeniu. Z tego punktu widzenia, cena ropy naftowej ma rzeczywiście
wielkie znaczenie.
Nawiasem mówiąc, nie wierzę w dość popularną u nas teorię, iż spadek cen ropy jest skutkiem spisku geopolitycznego. Mamy tu do czynienia z najprostszym równaniem, na poziomie pierwszego roku studiów ekonomicznych. Na rynku naftowym, obserwujemy jednocześnie recesję w eurostrefie i spowolnieniem tempa wzrostu w Chinach, zapotrzebowanie tamtejszej gospodarki na energię jest szczególnie wysokie, ze względu na stosowanie często przestarzałych technologii. Równocześnie rozpoczyna się walka o rynki zbytu pomiędzy Arabią Saudyjską, a korzystającą z innowacyjnych technologii wydobycia z łupków Ameryką. Spadkowi popytu towarzyszy konkurencyjna walka o rynki zbytu - co w takiej sytuacji musi się stać z cenami Szanowni Studenci? O jakich może tu być mowa wojnach geopolitycznych, nie mam pojęcia. Ale dla naszego scenariusza bezwładu w gospodarce, to niebezpieczeństwo śmiertelne.
Stary surowcowy model rozwoju Rosji uległ wyczerpaniu. Nie tylko dlatego, iż ceny na rynkach światowych drastycznie spadły. |
Nawiasem mówiąc, nie wierzę w dość popularną u nas teorię, iż spadek cen ropy jest skutkiem spisku geopolitycznego. Mamy tu do czynienia z najprostszym równaniem, na poziomie pierwszego roku studiów ekonomicznych. Na rynku naftowym, obserwujemy jednocześnie recesję w eurostrefie i spowolnieniem tempa wzrostu w Chinach, zapotrzebowanie tamtejszej gospodarki na energię jest szczególnie wysokie, ze względu na stosowanie często przestarzałych technologii. Równocześnie rozpoczyna się walka o rynki zbytu pomiędzy Arabią Saudyjską, a korzystającą z innowacyjnych technologii wydobycia z łupków Ameryką. Spadkowi popytu towarzyszy konkurencyjna walka o rynki zbytu - co w takiej sytuacji musi się stać z cenami Szanowni Studenci? O jakich może tu być mowa wojnach geopolitycznych, nie mam pojęcia. Ale dla naszego scenariusza bezwładu w gospodarce, to niebezpieczeństwo śmiertelne.
Wybór scenariusza
A teraz kwestia wyboru pomiędzy różnymi scenariuszami. Bardzo podoba mi się scenariusz liberalny, mógłby okazać się bardzo efektywny. Ale jego skuteczność zależy od jednego - zakończenia wojny. Mechanizmy zachęcające kapitał prywatny do inwestycji nie będą działały, gdy nie zostaną uchylone sankcje, gdy inwestowaniu wciąż towarzyszyć będzie gigantyczne ryzyko. Jeśli zaś idzie o wpompowanie do gospodarki pieniędzy z budżetu, równolegle należałoby wprowadzić ograniczenia walutowe. Odpowiedź na pytanie retoryczne, co przyjdzie nam łatwiej? zakończenie wojny, czy narzucenie przez państwo różnych ograniczeń będzie oczywista. Ten drugi scenariusz nie podoba mi się wcale, ale z punktu widzenia niezbędnych kosztów jest znacznie łatwiejszy.
Jeśli więc ceny na ropę nie spadną zbyt drastycznie,
prawdopodobieństwo realizacji jednego z opisanych scenariuszy oceniałbym
następująco: 45% - gospodarka pozostaje w stanie bezwładu, 50% - wariant
"mobilizacyjny", 5% - przeprowadzamy reformy strukturalne (rząd i
kierownictwo Banku Centralnego są za). Tak więc to wojna pozostaje największym
problemem, jak długo będzie trwać, szanse
wyboru któregoś z przedstawionych scenariuszy nie będą przedstawiały się
inaczej.
Potrzeba 50 miliardów
I wreszcie ostatni temat, jaki chciałbym poruszyć. Czy istnieje jakieś wyjście z obecnej sytuacji? Nie da się zamknąć oczu na wojnę, coś trzeba z nią zrobić. Zdaję sobie sprawę, iż to, co w tej sprawie mam do powiedzenia, może się wydać dyskusyjne, jednak zaryzykuję…. Spróbujmy spojrzeć na Ukrainę z dwóch punktów widzenia, co musi zrobić ona sama i co dla niej zrobić mogą inni. Wojenny zgiełk spowodował, iż z naszego pola widzenia zniknął jeden z aspektów - Ukraina jest krajem znajdującym się na progu niewypłacalności i bankructwa. Właściwie, mówiąc wprost, Ukraina już jest bankrutem, jednak o tym nie poinformowano oficjalnie. Na razie żaden kredytorów nie zgłosil swoich żądań w wystarczająco ostrej formie, by fakt bankructwa rządu i Banku Centralnego został uznany przez instytucje międzynarodowe. Czy można jednak dopuścić do bankructwa państwa położonego w środku Europy, o pięćdziesięciomilionowej ludności? Moim zdaniem, nie. Trudno wręcz wyobrazić sobie następstwa, jakie bankructwo mogłoby mieć dla ukraińskiej infrastruktury społecznej. Jedną z konsekwencji wojny jest niekontrolowane masowe przesiedlanie się ludności. Co się stanie, gdy dodatkowo zawali się cała infrastruktura socjalna?
Ile potrzeba pieniędzy, by uratować Ukrainę przed
bankructwem? W 2013 roku dokonano odpowiednich rachunków. Ukrainie niezbędna jest
pomoc finansowa w wysokości 50 miliardów dolarów. W gruncie rzeczy, to nie tak
dużo - o wiele mniej, niż znaleziono dla Grecji. Jednak to więcej, niż samodzielnie
może zaproponować każda z zainteresowanych stron. Ani Europa, ani Rosja
(Amerykanów bankructwo Ukrainy w ogóle nie dotyczy) nie mogą ofiarować 50
miliardów. Rosja mogła dać takie pieniądze reżimowi Janukowicza, ale dziś, nie
tylko na Ukrainie mamy inny rząd, zmieniła się także Rosja. Stanowisko Europy
jest następujące: obiecaliśmy Ukrainie 20 miliardów i tyle damy. Ale to za
mało.
Ukraina nas skłócila, Ukraina może nas pogodzić. Potrzebny
jest wspólny rosyjsko-europejski projekt mający na celu zapobieżenie bankructwu
Ukrainy. Rząd ukraiński znajduje się nieomal w sytuacji bez wyjścia. Trochę
znam premiera Jaceniuka, o wiele lepiej znam Petra Poroszenkę, chcę powiedzieć,
iż obydwaj są tej sytuacji świadomi. Dlatego wydaje mi się, iż być może warto,
rozumiejąc gospodarcze przyczyny i współrzędne tej wojny, dokonać jej oceny,
jako zjawiska z dziedziny gospodarki. I na tym polu poszukać instrumentów do
jej zakończenia.
Zapisał: Paweł Szczelin
Tłum.: ZDZ
Tekst ukazał się na portalu lenta.ru:
http://lenta.ru/articles/2015/04/01/auzan/
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Coraz częstsze "pojednawcze" głosy/opinie/propozycje ze strony rosyjskich władz i związanych z nimi analityków świadczą o tym, że w końcu zdali sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia i szukają jakiegoś wyjścia. Oczywiście ma to być "wyjście z twarzą". Formy tych „pojednawczych” sygnałów są różne : od absurdów w stylu kolej NY-Moskwa-Londyn do quasi-naukowych „anaiz” ekonomicznych jak w tym artykule.. Jednocześnie Rosja dalej napędza histeryczną antyukraińską i antyzachodnią propagandę w środkach masowego przekazu i w dalszym ciągu podsyca wojnę na wschodzie Ukrainy. Jednym słowem -,próbują jechać w rozkroku na dwóch różnych koniach. Taka sztuczka może się udać tylko w cyrku. Ciekaw jestem , jak rosyjska propaganda „odkręci” tą rozpętaną nienawiść. Przypuszczalnie potraktuje swoich odbiorców tak jak na to zasługują, czyli jak pozbawionych pamięci idiotów, sławiąc wieczystą miłość i przyjaźń bratnich narodów.
OdpowiedzUsuńCiekawa jest treść i forma wypowiedzi Auzana – sprawia wrażenia jakby Rosja była stroną neutralną w tym konflikcie. Toczy się gdzieś wojna, giną ludzie, ale to jakby ich bezpośrednio nie dotyczyło.
Co do rosyjskiej pomocy dla Ukrainy, to też ciekawy wątek. Do tej pory Rosję interwencja kosztowała dużo więcej niż te 50 mld $. Do tego dochodzą zniszczenia na terenach walk : dodatkowe kilkanaście mld $ (niewykluczone żądanie reparacji wojennych przez Ukrainę) . Patrząc na powyższe liczby propozycję Auzana można potraktować jako próbę wykpienia się tanim kosztem z odpowiedzialności.
"Ciekawa jest treść i forma wypowiedzi Auzana – sprawia wrażenia jakby Rosja była stroną neutralną w tym konflikcie. Toczy się gdzieś wojna, giną ludzie, ale to jakby ich bezpośrednio nie dotyczyło. "
OdpowiedzUsuńTeż mnie to uderzyło. Ot, gdzieś tam dzieją się niefajne rzeczy, ale jakoś tak same z siebie, my z nimi nie mamy nic wspólnego. A jak dogadamy się z Zachodem w sprawie wyłożenia 50 mld USD dla Ukrainy, to zapanuje pełna szczęśliwość, Kijów będzie uratowany, Rosja rozkwitnie, cieszmy się grażdanie,
Pytanie, czy to taki "licencjonowany" przez Kreml balon próbny, czy po prostu wizje oderwanego od rzeczywistości akademika-teoretyka, który zza analiz, wykresów i książkowych teorii nie dostrzega, że na rzeczywistość składają się też inne - poza makro- i mikroekonomią - komponenty. Jak np. czołgi, z których na kremlowski rozkaz rodacy Pana Auzana robią użytek na Ukrainie.
Jest to "balon próbny". Pytanie tylko kto za nim stoi : czy Putin, czy jakaś inna grupa szukająca „wyjścia z twarzą”, czy może sam Auzan (na jego miejscu inteligentny człowiek mający odrobinę sumienia już dawno powinien się czuć nieswojo w obecnej sytuacji).
UsuńAuzan trafnie diagnozuje stan rosyjskiej gospodarki i raczej nie ma złudzeń, co do możliwości reform (traktuje to jako najmniej prawdopodobny scenariusz –szance 5% ). Teoretyk oderwany od rzeczywistości zacząłby rozwodzić się nad koniecznymi reformami strukturalnymi, niemożliwymi do przeprowadzenia przez aktualną władzę. W artykule nie ma takich złudzeń. Inna sprawa, że Auzan zdaje się całkowicie nie zauważać, że wojna na Ukrainie ma podłoże polityczne (Ukraina wybrała integrację z zachodem) a nie gospodarcze. I proponuje „gospodarcze” rozwiązanie politycznego problemu. Co jest absurdem przy rosyjskim prymacie polityki nad gospodarką.
Sądzę, że to raczej jest rozpaczliwa próba poszukiwania wyjścia z aktualnej sytuacji przez samego Auzana . Wyraźnie widać, że boi się wejść na niepewny teren polityki (mógłby się komuś narazić i skończyć jak Niemcow) i ogranicza się do „bezpiecznego” obszaru rozwiązań gospodarczych.
Inna sprawa, że wychodzi w ten sposób na głupka, bo nikt rozsądny takich oderwanych od rzeczywistości tez by ne głosił. Ale to też należy traktować jako objaw jego desperacji.
Dla mnie ineresujący że Auzan powtarza słowa Putina o "wyczerpaniu obecnego modelu rozwoju" co może implikować że kremlowscy technologowie władzy na zimno wybrali scenariusz militarny żeby wytłumaczyć zapaść ekonomiczną Rosji swoim obywatela. Podczas wojny społeczeństwo się mobilizuje a władza się centralizuje i usztywnia dzięki temu gigantycznemu tematowi zastępczemu. Do tego dochodzi rosyjska paranoja oblężenia.
OdpowiedzUsuńPs. smutne jest to że jeśli porównać polskie "elyty" polityczne i ich problemy to widzimy jak prowincjonalne cwaniaczki nas reprezentują.