środa, 14 maja 2014

Kto kupi Donbas i za ile?


Dziwne referenda przeprowadzone w Doniecku i Ługańsku w niewielkim stopniu wpłyną na przyszłość wschodniej Ukrainy. O tym rozstrzygnie licytacja prowadzona przez Moskwę, Brukselę, Waszyngton i Kijów. Dmitrij Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego z Sankt Petersburga, uważa, iż szansa na kompromis nie została jeszcze utracona.


Autor: Dmitrij Trawin




Referenda w dwóch obwodach Ukrainy, donieckim i ługańskim, odbyły się. I co dalej? Wszystkich nas interesuje ten problem. Może dlatego, iż oba miały nieco dziwny charakter. Zachód ich nie uznał. Rosja prosiła o ich przełożenie. Kijów udaje, że ich w ogóle nie było. I tak na serio Donieck i Ługańsk nawet nie myślały o samodzielnym bycie państwowym. W ich wypadku trudno mówić o niepodległości bez wsparcia ze strony silnego patrona, zdolnego udzielić im pomocy materialnej i wojskowej. Bez niej oba obwody skazane są na nędzę. W tej sytuacji, pojawia się uzasadnione pytanie, po co więc odbyło się to głosowanie?

Polityka realna i mity ludowe


Stykamy się tu z niezamierzonym skutkiem podziału, jaki ujawnił się w rosyjskim życiu politycznym. Z jednej strony mamy politykę realną, z drugiej stoimy wobec narzucanego obywatelom mitu o tym, iż dla dzisiejszej Rosji najważniejsza jest realizacja jednego zadania – rozszerzenia wpływów rosyjskich jak najdalej w głąb Ukrainy (a także Mołdowy, a być może także Białorusi i Kazachstanu), po to by odbudować związek mieszkającej tam ludności rosyjskojęzycznej z ojczyzną. Ludność ta z kolei, nie tylko gotowa jest wyrazić radość z „powrotu do domu”, chętnie też kalkuluje możliwe zyski związane z przejściem na system rosyjskich wynagrodzeń, emerytur, żołdów wypłacanych wojskowym, itd.

Ale w świecie rzeczywistym, Kreml musi w swych działaniach, brać pod uwagę istnienie dwóch istotnych ograniczeń. Pierwszym są stojące do dyspozycji Rosji zasoby, ich nie wystarcza i dla własnych obywateli. Drugim, nieuniknione straty gospodarcze związane z wprowadzeniem sankcji, ucieczką kapitału, wybierającego kraje bardziej zainteresowane wspieraniem biznesu, niż swoich posługujących się tym samym językiem „rodaków”.


Karty do głosowania w dziwnych referndach w Donbasie
drukowano na zwyklych printerach komputerowych. 


Jednak szerokie masy ludowe bardziej orientują się na mity, niż na problemy ze świata realnej polityki. W przestrzeni mitologicznej znaczenie referendów jest ogromne. Czy Rosja może zrezygnować z przyłączenia Doniecka i Ługańska, rozumują mieszkańcy Donbasu, jeśli w regionie tym mieszkają ludzie pragnący zjednoczenia z ojczyzną? Krym przyłączono de jure, Abchazję i Osetię Południową de facto. W czym Donieck i Ługańsk są gorsze?

Putinowi zapewne najbardziej podobałaby się federalizacja Ukrainy. W tak zorganizowanym państwie ukraińskim Donieck i Ługańsk (a także Charków i jeśli udałoby się, Dniepropietrowski, Zaporoże, Odessa) byłyby jego częścią z formalnego punktu widzenia, jednak w rzeczywistości uwolniłyby się od kontroli ze strony Kijowa i mogłyby nawiązać bliższe, partnerskie stosunki z Rosją. Taki rozwój wypadków umożliwiłby Kremlowi uniknąć gigantycznych wydatków związanych z transformacją wschodnich Ukraińców w Rosjan, a jednocześnie pozwoliłby by mu zachować wizerunek Rosji jako kraju niosącego ratunek i wsparcie.

Entuzjazm w dozach


Podobna konstrukcja ma jeszcze jeden plus. Zachowano by w ten sposób możliwość powrotu do kwestii zjednoczenia z Rosją, w odpowiedniej chwili można by się tym chwytem posłużyć w przyszłości, na przykład przed wyborami do parlamentu 2016 roku, czy prezydenckimi w 2018 r. Korzystniej byłoby zaoszczędzić część pieniędzy i wykorzystywać entuzjazm mas w sposób dozowany, przede wszystkim w lokalach wyborczych, nie zaś rozbudzać puste emocje. Pytanie jednak, jak organizować dozowanie entuzjazmu mas, jeśli z jego przejawami w donieckich i ługańsich lokalach wyborczych mieliśmy do czynienia właśnie teraz.

W poradzieckiej przestrzeni, historia z Krymem, u wielu ludzi wzbudziła ogromne oczekiwania. Ich spełnienie nie jest możliwe bez zniszczenia znajdującej się i tak w ciężkiej sytuacji rosyjskiej gospodarki. A jednak dzięki swej umiejętności dokonywania manewrów politycznych i przy odrobinie szczęścia, prezydent Putin, być może, będzie w stanie wyciągnąć z tej sytuacji realne korzyści.
Przyszła konfiguracja Ukrainy kształtuje się dziś, nie na drodze lokalnych referendów, a w ramach licytacji prowadzonej przez kwartet graczy globalnych: Moskwę, Waszyngton, Brukselę i Kijów. 

Stanowisko reprezentowane przez ludność Donbasu pozostaje zaledwie jednym z instrumentów – ważnym, ale daleko nie jedynym. Moskwa dysponuje jeszcze jednym instrumentem wpływu na Ukrainę – są nim dostawy gazu. Waszyngton i Bruksela mogą przyznać kredyty na ich opłacenie, a także zastosować wobec Rosji jeszcze poważniejsze sankcje gospodarcze. Do tej pory nosiły one jedynie zabawny charakter. Z kolei Rosja nie stosowała jeszcze na serio gazowej „pałki”. Spośród całego kwartetu Kijów jest najsłabszym graczem, ale i on dysponuje niemałą siłą – jest nim możliwość wpływania na opinię publiczną w krajach Zachodu. Nawet Palestyna, ze swym wieloletnim dorobkiem w dziedzinie terroryzmu jest w stanie powołując się na agresję ze strony Izraela, wzbudzić sympatię na Zachodzie. Tym bardziej Ukrainie, posługującej się w odpowiedni sposób mediami, uda się wycisnąć łzę współczucia z oczu europejskich, czy amerykańskich wyborców. Te właśnie łzy, określą w znacznym stopniu, stanowisko Waszyngtonu i Brukseli.

Jeśli Rosja nie blefuje…?


Ale tak w ogóle, najważniejsza dziś jest swego rodzaju licytacja. W jej ramach wszystko można sprzedać, wszystko można kupić. Także i Donbas. Można zmniejszyć cenę na gaz w zamian za federalizację. Można też odwrotnie, wstrzymać dostawy, jeśli wciąż będzie trwała akcja mająca na celu pokonanie prorosyjskich rebeliantów. Można zrezygnować z weryfikacji granic Ukrainy, w odpowiedzi na rezygnację NATO z włączenia Ukrainy do sojuszu.

Putin, jeśli ograniczy się do federalizacji, ma spore szanse, by osiągnąć swoje. Po pierwsze aneksja Krymu podwyższyła poziom licytacji. Kreml udowodnił, iż nie boi się wielkiego ryzyka. To oznacza, iż jakiekolwiek porozumienie nie przewidujące zmian granic Ukrainy, można będzie traktować jako kompromisowe z rosyjskiego punktu widzenia. Zachód, rzecz jasna, może założyć, iż żądanie zmian granicznych jest blefem i odrzucić wszelkie kompromisy. Ale jeśli Rosja nie blefuje, a gra na serio? 

Może więc lepiej od razu zgodzić się na federalizację, jeśli w ten sposób uda się uniknąć wywołanej przez kryzys ukraiński Trzeciej Wojny Światowej.

Jeśli Putin tego zapragnie, rezultaty referendów mogą też zostać wykorzystane jako podstawa dla kolejnego aktu „historycznej sprawiedliwości”. Lud, niestety, nie chce tolerować władzy Kijowa, prowadzącego w niezdarny sposób swoją operację antyterrorystyczną.

Jak się wydaje, federalizacja Ukrainy daje dziś szansę na osiągnięcie optymalnego kompromisu, o ile tylko jedna ze stron nie przestanie myśleć racjonalnie. Dzięki takiemu rozwiązaniu Putinowi udałoby się zachować wizerunek Zbawcy i Przywódcy zdolnego odbudować jedność Rosjan. Nie potrzebne były dodatkowe wydatki, nie wprowadzono by kolejnych sankcji.


Federalizacja Ukrainy - dla jednych konieczny kompromis, dla innych sposób na
zniszczenie ukraińskiego państwa. 


W oczach swej opinii publicznej i Zachód odegrałby rolę opory zdolnej do powstrzymania rosyjskich ambicji imperialnych. Tym bardziej, iż postulat federalizacji nosi w pełni demokratycznych charakter, zgodny jest z powszechnymi wyobrażeniami na temat wewnętrznej organizacji takich państw, jak Ukraina.

Nawet Kijów nie poniósłby specjalnej klęski, pod warunkiem jednak, iż udałoby mu się przekonać własne społeczeństwo, iż federalizacja dokonała się, nie w wyniku rosyjskiego wykręcania rąk, a jest krokiem w kierunku demokratycznej, europejskiej przyszłości, podjętym wspólnie z Unią Europejską.

Jak się wydaje szansa na osiągnięcie kompromisu nie zostala jeszcze utracona. Istotne jednak jest to, by któraś ze stron nie uznała, iż w tej historii ważniejsza jest inna zasada, ta iż „zwycięzca bierze wszystko”. 



*Dmitrij Travin, ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. 







Oryginał artykułu ukazał się na stronie agencji Rosbałt. Można go znaleźć pod adresem: http://www.rosbalt.ru/main/2014/05/13/1267665.html




Inne artykuły Dmitrija Trawina na blogu „Media-w-Rosji”:


W Rosji zaobserwować można pierwsze objawy sytuacji rewolucyjnej. Coraz częstsze są przypadki, gdy niekontrolowany przez władze, ślepy gniew ludu rozstrzyga, co jest dozwolone, a co nie. Może on jednak, tak jak w 1917 roku, zniszczyć państwo – ostrzega Dmitrij Trawin. Nie obroni go charyzma jednego człowieka. Rosja potrzebuje odpowiedzialnej opozycji zdolnej do przezwyciężenia nadciągającego kryzysu.


Projekt „Żyrinowski”: jak długo jeszcze?

 

W wielkiej polityce pojawił się  w czasach radzieckich. Władimir Żyrinowski jest jedynym politykiem z tamtych czasów, który przetrwał do dziś. Niedawne skandale z jego udziałem postawiły jednak pod znakiem zapytania jego dalszą karierę. Tym bardziej, iż nacjonalistyczny elektorat Żyrinowskiego przechodzi stopniowo na stronę prezydenta Putina. Dymtrij Trawin uważa jednak, iż stary mistrz populistycznego PR nie da się jeszcze wysłać na emeryturę.





Obserwuj i polub nas na Facebooku: 
https://www.facebook.com/mediawrosji




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz