środa, 10 lutego 2016

O miłości naszego prezydenta do bomby atomowej….



Nawet w komunistycznych czasach oficjalna propaganda nie posługiwała się tak otwarcie hasłami militarystycznymi. Chętnie za to korzystano z symbolu jakim był "gołąbek pokoju". Z jego pomocą miłujące pokój radzieckie masy pracujące rzucały wyzwanie jastrzębiom z Pentagonu. Rosja Putina nie potrzebuje podobnego alibi. Znakomity rosyjski publicysta, scenarzysta filmowy Andriej Łoszak zwraca uwagę, iż jego kraj w błyskawicznym tempie upodobania się dziś do Korei Północnej. W Rosji także obowiązuje znana północno-koreańska doktryna "Songun" - "na pierwszym miejscu siły zbrojne". A największą miłością prezydenta Putina okazała się bomba jądrowa.



Autor: Andriej Łoszak 





Po kilkunastu latach przerwy Rosja znów pręży swoje atomowe muskuły. 



Dwanaście lat temu odwiedziłem Koreę Północną, kręciliśmy tam reportaż ukrytą kamerą dla telewizyjnego programu "Namiedni" (zlikwidowany przed lat popularny cotygodniowy program publicystyczny znanego dziennikarza telewizyjnego Leonida Parfionowa emitowany przez telewizję NTV - "mediawRosji"). Uderzyło mnie wówczas, iż wszystkie ulicy Pjongjangu obstawione były billboardami, zamiast zwyklej reklamy oklejono je plakatami wojskowymi. Pokazywały one, jak potężnych rozmiarów, nieulękli północni Koreańczycy rozprawiali się wszelkimi możliwymi sposobami z maleńkimi, tchórzliwymi Amerykanami. Było to widowisko zabawne i zadziwiające: tamtejsza propaganda poświęcała tak wiele uwagi Ameryce, choć zapewne większość Amerykanów nawet nie domyśla się, iż gdzieś na Ziemi żyją sobie północni Koreańczycy.


Od idei "czucze" do polityki "songun"

Warto zastanowić się, jak to się stało iż Korea północna tyle energii zaczęła wkładać w swoją militarystyczną propagandę. Jak wiadomo, wielki wódz towarzysz Kim-Ir-Sen był zwolennikiem idei "Czucze". Zakładała ona, iż kraj będzie liczył tylko na własne siły i że przy wsparciu Związku Radzieckiego spróbuje rozwinąć odizolowaną od reszty świata, a jednak efektywną gospodarkę. Na początku lat dziewięćdziesiątych okazało się, iż nic z tego nie będzie. Wówczas Syn Kim-Ir-Sena, wielki przywódca tow. Kim Dzong Il postanowił przeorientować kraj tak, by dominowała w nim tylko jedna dziedzina wytwórczości - wojskowa. Ta polityka wewnętrzna oparta na zaciekłej walce z wrogiem zewnętrznym, choć ów domniemany wróg zupełnie się tobą nie interesuj otrzymała nazwę "songun" - "na pierwszym miejscu siły zbrojne". Przez cały czas pobytu w Korei towarzyszyli nam północnokoreańscy przewodnicy, kiedy zarzucali nas swoimi paranoidalnymi opowieściami śmieliśmy się do rozpuku. W Korei na przykład nie było wówczas Internetu, tylko wewnętrzny odcięty od świata intranet.

- Dlaczego tak się dzieje" - zapytaliśmy.
- To po to, by nasi amerykańscy wrogowie nie mogli szkodzić naszej suwerenności - odpowiadali całkiem na poważnie.

Małej i słabej koreańskiej autarkii potrzebny jest strach, ma go budzić  tak wewnątrz kraju, jak i poza jego granicami. Poza tym Korea północna nie ma nic, ani nowoczesnych technologii, ani kultury, ani dobrobytu. Tylko jeden rodzaj wiadomości z Korei północnej trafia na pierwsze strony gazet: kolejne oświadczenie, iż udało im się wyprodukować bombę wodorową. Kiedy w duszy ludzkiej panuje pustka, nie pozostaje nic innego jak tylko sianie strachu i budzenie przerażenia. Nieprzypadkowo w żargonie kiboli biała broń nazywana jest "argumentem". Kiedy ktoś przed twoim nosem wymachuje nożem, wygląda to dość przekonująco. Jednak korzystanie z "argumentu" jako jedynego argumentu, jest przede wszystkim demonstracją głupoty, słabości, podłości. Kiedy byłem w Korei w 2004 roku, w Rosji triumfowała wiara w związki węglowodorowe. "In gaz we trust" - takie było kredo ówczesnej władzy. Dobrze pamiętam jak Parfionow w "Namiedniach" porównywał wystąpienie Putina w Zgromadzeniu Federalnym do wygłoszonego w obecności akcjonariuszy przemówienia przewodniczącego rady nadzorczej wielkiej kompanii naftowej. Prezydent nie podzielił się wówczas żadną inną ideą poza jedną, będziemy czerpać zyski z ropociągu. Społeczeństwu z tego daru bożego pozostawiono okruszki, nazywano je wtedy stabilizacją. Ludzie chętnie wierzyli w prezydenckie obietnice. Gdyby w 2008 roku Putin odszedł na dobre, pozostałby w historii jako wybitny menedżer, któremu sprzyjało szczęście. Ale on nie odszedł.

Od tamtej pory jednak, ceny ropy zdążyły znacząco spaść. Stało sie jasne, iż poszukiwanie idei narodowej w zasobach ropy i gazu będzie co najmniej głupotą. Społeczeństwo zareagowało okazując ciche niezadowolenie, okazało się, iż nasz efektywny manager nie jestem taki efektywny. Wielu zaczęło wręcz nazywać prezydenta złodziejem, pojawiły się żądania uczciwych wyborów, podobne do tych organizowanych w krajach zachodniej demokracji.

Projekt patriotyczny

Odpowiedzią władz był projekt patriotyczny. Przy jego pomocy Rosjan udało się zjednoczyć, połączył ich strach przed koszmarną perspektywą przekształcenia ich kraju w zdominowaną przez mniejszości seksualne "Gejropę". Ale i ten projekt nie nadawał się, by na jego podstawie ogłosić ideę narodową. Szybko wyjaśniło się, iż na horyzoncie nie ma nikogo, kto potrafiłby w sposób przystępny wytłumaczyć co to takiego "nasze tradycje", duchowe zaplecze i własna, szczególną droga. Im dłużej kroczyliśmy po owej szczególnej drodze (już pisarz Nikołaj Leskow uważał, iż wiedzie ona w ślepy zaułek) zmniejszało się nasze poczucie stabilności, za to zwiększała się liczba wrogów odpowiedzialnych za nasze nieszczęścia.

Nieoczekiwanie przekonaliśmy się, jak przydatne i dla nas może być doświadczenie towarzyszy z Korei północnej. Militarystyczna idea "songun" stała się nową ideologią rosyjskich władz.  Jej głównym symbolem stała się bomba wodorowa. Dwanaście lat temu Korea Północna wydala mi się ostatnią skamieliną przeszłości, parodią antyutopii z XX wieku. Jednak nie mam już więcej ochoty, by traktować Koreę Północną tylko z ironią, oto bowiem, kraj w którym mieszkam w błyskawicznym tempie zaczyna się do niej upodobniać.

Rosja przypomina obecnie także słynnego doktora Strangelove (bohater filmu Stanleya Kubricka z 1964 roku przedstawiającego w satyryczny sposób szaleństwo nuklearne USA  - "mediawRosji").  Pokochaliśmy bombę, zdając sobie sprawę, iż nic z tego co posiadamy, nie może się z nią równać. Bomba stała się naszym głównym duchowym zapleczem, to nasz najbardziej przekonujący "argument". Trudno przypuszczać, byśmy w niedalekiej przyszłości znaleźli swojego Steve'a Jobsa, albo Elona Muska, trudno spodziewać się, iż nasi uczeni znów będą zdobywać nagrody Nobla, za to stara, dobra radziecka bomba przetrwała, mamy ją pod ręką, nigdzie nie zniknęła. Jeśli nie chcą nas szanować (właściwie co mieliby nas szanować?), to niech przynamniej czują przed nami strach.

Coraz rzadziej nowe wydania programów informacyjnych potrafią się obyć bez wiadomości o potencjale atomowym Rosji. Wszystko rzecz jasna zaczęło się od głośnego wyskoku Dmitrija Kisieliowa, gdy dokonywała się aneksja Krymu. "Obama posiwiał ze strachu", "zamienimy Stany Zjednoczone w radioaktywny popiół". I tak dalej. Kisieliow dobrze zrozumiał, jaki obecnie obowiązuje trend.  Dlatego zapewne obsypano go później przejawami najwyższej państwowej łaski. Sam prezydent porównuje broń atomową z pazurami i zębami niedźwiedzia, niech tylko jego wrogowie spróbują zrobić z niego kukłę.

Święto broni atomowej

W 2015 roku, podczas konferencji prasowej prezydenta, ten sam Kisieliow poskarżył się Putinowi:

- "Może cierpię na paranoję, ale czuję jak dusi mnie NATO, zacieśnia się ich okrążenie, duszę się."
- "My ich wszystkich zadusimy, czego się pan boi" - uspokajał go Putin, przechodząc zaraz potem do ulubionego tematu. I opowiedział o silach powstrzymywania jądrowego. 



Obama: Ceny na ropę już nigdy nie wzlecą !
Miś: A ja tu mam zabawkę, od niej wszystko wzleci !


Pod adresem Ministerstwa Obrony zgłoszono wówczas propozycję, by do kalendarza wpisano jeszcze jedno oficjalne święto - "Dzień broni nuklearnej", to dla uczczenia pierwszego radzieckiego eksperymentu w tej dziedzinie. Karykaturzysta agencji RIA NOWOSTI opublikował z tej okazji rysunek, na nim jego stały bohater, wyglądający po chamsku niedźwiedź wymachuje rakietą przed nosem Obamy. Wtedy właśnie naprzeciw ambasady amerykańskiej wywieszono plakat z napisem "Obama - morderca", zaś na ulice miasta ruszyły samochody obklejone antyamerykańskimi hasłami. Tego lata spędziłem w USA dwa tygodnie. Nie zobaczyłem tam ani jednego stickera z Putinem. Amerykanie mają go w nosie, zajęci są sprawami ważniejszymi i ciekawszymi. Wojna której jesteśmy świadkami toczy się w naszych głowach i jest bez wątpienia projekcją emocji naszego prezydenta. Takie skupienie się na wizerunku wroga pokazuje naszą upiorną prowincjonalność, nie przypadkowo w Internecie krąży tak wiele żartów dotyczących hasła: "Nigdy jeszcze Rosjanom nie żyło się tak źle, jak przy prezydencie Obamie". Więc, co może nie jest to Korea północna?

Nikt dziś nie pamięta o "gołąbku pokoju"

Muszę przyznać ze smutkiem, iż Rosja stała się teraz międzynarodowym chuliganem z "argumentem" w kieszeni. Nawet komunistyczna propaganda nie podnosiła kultury militaryzmu na takie wyżyny. Większym wzięciem cieszył się wówczas gołąbek pokoju, pokazywano jak przy jego pomocy udawało się powstrzymywać presję ze strony Pentagonu. Rosja wydaje dziś na swój kompleks przemysłowo-obronny 10 razy więcej, niż na system ochrony zdrowia i oświatę (30% budżetu w porównaniu z 3%). Wydatki obronne stale rosną, za ta na medycyną ulegają redukcji. Zamyka się szpitale, brakuje pieniędzy na niezbędne lekarstwa, stary sprzęt psuje się, ten temat opisywany jest niemal codziennie. W rzeczywistości, nawet bez wojny nuklearnej już dziś płacimy własnym zdrowiem za miłość naszego prezydenta do bomby atomowej.

Tę militarystyczną paranoję próbuje się zaszczepić wszystkim, także dzieciom. Kilka tygodni temu znalazłem się na choinkowej imprezie noworocznej zorganizowanej przez "Nocne Wilki". Zainteresowało mnie na co przeznaczyli prezydencki grant w wysokości 9 milionów rubli z puli przeznaczonej dla organizacji pozarządowych. Wilki dostały pieniądze, choć odrzucono podania takich cieszących się rzeczywistym szacunkiem organizacji, jak Fundacja Pomocy Hospicjom "Wiara", lub "Wolontariusze na rzecz pomocy osieroconym dzieciom".

Zorganizowane przez Wilki na otwartym mroźnym powietrzu widowisko uderzyło mnie swą zdumiewającą eklektycznością. Już po siedmiu minutach w programie pojawiła się wyzywająco ubrana kobieta. Mówiąc z silnym amerykańskim akcentom wyśmiewała się ze wszystkiego, co rosyjskie: "Wszystko u was jest do kitu, choinka też". W składzie pstrokatej drużyny wrogów znaleźli się Erdogan, nazista udający geja, hipster z macbookiem, rockman przypominający Makarewicza. Przeciwstawiali im się prości rosyjscy ludzie, po ich stronie z pobudek patriotycznych opowiedział się także Koszczej Biezsmiertnyj (groźny i bezlitosny czarownik obecny w bylinach rosyjskich, stale knuje zło w swym zamczysku - "mediawRosji"): "Może jesteśmy złoczyńcami, ale w naszych żyłach płynie rosyjska krew". W rezultacie w oglądanym przeze mnie widowisku Rosjanie pod kierownictwem Koszczeja pobili swoich oponentów. I jedni drudzy z resztą jeździli na amerykańskich motocyklach. Dekoracje widowiska wzorowano się na "Szalonym Maksie", dodatkowo przypominał o tym wielki napis z nazwą filmu.

Mój siedmioletni syna, wytrzymał na tej patriotycznej halucynacji tylko do połowy, potem zmarzł i zażądał byśmy poszli ogrzać się do kawiarni. Zapytałem go o czym jego zdaniem opowiadało przedstawienie. Chłopak poskrobał się z tylu głowy, i odpowiedział niepewnie: to chyba było coś o wojnie.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał ukazał się na moskiewskim portalu colta.ru:

http://www.colta.ru/articles/society/9948






*Andriej Łoszak (ur. 1972), znakomity rosyjski dziennikarz telewizyjny, autor nagradzanych filmów dokumentalnych, scenarzysta. Był wspolautorem świetnego programu publicystycznego "Zawód reporter". Obecnie redaktor naczelny portalu "Takije dieła". 









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 




1 komentarz:

  1. А всё-таки жаль,że ten portal nie trafia pod strzechy...
    Robicie dobrą robotę.Dzięki.
    Vit Ulski.

    OdpowiedzUsuń