Nawet w
komunistycznych czasach oficjalna propaganda nie posługiwała się tak otwarcie
hasłami militarystycznymi. Chętnie za to korzystano z symbolu jakim był "gołąbek
pokoju". Z jego pomocą miłujące pokój radzieckie masy pracujące rzucały
wyzwanie jastrzębiom z Pentagonu. Rosja Putina nie potrzebuje podobnego alibi. Znakomity
rosyjski publicysta, scenarzysta filmowy Andriej Łoszak zwraca uwagę, iż jego
kraj w błyskawicznym tempie upodobania się dziś do Korei Północnej. W Rosji także
obowiązuje znana północno-koreańska doktryna "Songun" - "na
pierwszym miejscu siły zbrojne". A największą miłością prezydenta Putina okazała
się bomba jądrowa.
Autor: Andriej Łoszak
Po kilkunastu latach przerwy Rosja znów pręży swoje atomowe muskuły. |
Dwanaście
lat temu odwiedziłem Koreę Północną, kręciliśmy tam reportaż ukrytą kamerą dla telewizyjnego
programu "Namiedni" (zlikwidowany
przed lat popularny cotygodniowy program publicystyczny znanego dziennikarza
telewizyjnego Leonida Parfionowa emitowany przez telewizję NTV - "mediawRosji").
Uderzyło mnie wówczas, iż wszystkie ulicy Pjongjangu obstawione były
billboardami, zamiast zwyklej reklamy oklejono je plakatami wojskowymi.
Pokazywały one, jak potężnych rozmiarów, nieulękli północni Koreańczycy
rozprawiali się wszelkimi możliwymi sposobami z maleńkimi, tchórzliwymi
Amerykanami. Było to widowisko zabawne i zadziwiające: tamtejsza propaganda
poświęcała tak wiele uwagi Ameryce, choć zapewne większość Amerykanów nawet nie
domyśla się, iż gdzieś na Ziemi żyją sobie północni Koreańczycy.
Od idei
"czucze" do polityki "songun"
Warto
zastanowić się, jak to się stało iż Korea północna tyle energii zaczęła wkładać
w swoją militarystyczną propagandę. Jak wiadomo, wielki wódz towarzysz Kim-Ir-Sen
był zwolennikiem idei "Czucze". Zakładała ona, iż kraj będzie liczył
tylko na własne siły i że przy wsparciu Związku Radzieckiego spróbuje rozwinąć
odizolowaną od reszty świata, a jednak efektywną gospodarkę. Na początku lat dziewięćdziesiątych
okazało się, iż nic z tego nie będzie. Wówczas Syn Kim-Ir-Sena, wielki
przywódca tow. Kim Dzong Il postanowił przeorientować kraj tak, by dominowała w
nim tylko jedna dziedzina wytwórczości - wojskowa. Ta polityka wewnętrzna
oparta na zaciekłej walce z wrogiem zewnętrznym, choć ów domniemany wróg zupełnie
się tobą nie interesuj otrzymała nazwę "songun" - "na pierwszym
miejscu siły zbrojne". Przez cały czas pobytu w Korei towarzyszyli nam
północnokoreańscy przewodnicy, kiedy zarzucali nas swoimi paranoidalnymi opowieściami
śmieliśmy się do rozpuku. W Korei na przykład nie było wówczas Internetu, tylko
wewnętrzny odcięty od świata intranet.
- Dlaczego
tak się dzieje" - zapytaliśmy.
- To po to,
by nasi amerykańscy wrogowie nie mogli szkodzić naszej suwerenności - odpowiadali
całkiem na poważnie.
Małej i słabej
koreańskiej autarkii potrzebny jest strach, ma go budzić tak wewnątrz kraju, jak i poza jego granicami.
Poza tym Korea północna nie ma nic, ani nowoczesnych technologii, ani kultury,
ani dobrobytu. Tylko jeden rodzaj wiadomości z Korei północnej trafia na
pierwsze strony gazet: kolejne oświadczenie, iż udało im się wyprodukować bombę
wodorową. Kiedy w duszy ludzkiej panuje pustka, nie pozostaje nic innego jak
tylko sianie strachu i budzenie przerażenia. Nieprzypadkowo w żargonie kiboli biała
broń nazywana jest "argumentem". Kiedy ktoś przed twoim nosem wymachuje
nożem, wygląda to dość przekonująco. Jednak korzystanie z "argumentu"
jako jedynego argumentu, jest przede wszystkim demonstracją głupoty, słabości,
podłości. Kiedy byłem w Korei w 2004 roku, w Rosji triumfowała wiara w związki
węglowodorowe. "In gaz we trust" - takie było kredo ówczesnej władzy.
Dobrze pamiętam jak Parfionow w "Namiedniach" porównywał wystąpienie
Putina w Zgromadzeniu Federalnym do wygłoszonego w obecności akcjonariuszy przemówienia
przewodniczącego rady nadzorczej wielkiej kompanii naftowej. Prezydent nie
podzielił się wówczas żadną inną ideą poza jedną, będziemy czerpać zyski z
ropociągu. Społeczeństwu z tego daru bożego pozostawiono okruszki, nazywano je
wtedy stabilizacją. Ludzie chętnie wierzyli w prezydenckie obietnice. Gdyby w
2008 roku Putin odszedł na dobre, pozostałby w historii jako wybitny menedżer,
któremu sprzyjało szczęście. Ale on nie odszedł.
Od tamtej
pory jednak, ceny ropy zdążyły znacząco spaść. Stało sie jasne, iż poszukiwanie
idei narodowej w zasobach ropy i gazu będzie co najmniej głupotą. Społeczeństwo
zareagowało okazując ciche niezadowolenie, okazało się, iż nasz efektywny
manager nie jestem taki efektywny. Wielu zaczęło wręcz nazywać prezydenta złodziejem,
pojawiły się żądania uczciwych wyborów, podobne do tych organizowanych w
krajach zachodniej demokracji.
Projekt patriotyczny
Odpowiedzią
władz był projekt patriotyczny. Przy jego pomocy Rosjan udało się zjednoczyć,
połączył ich strach przed koszmarną perspektywą przekształcenia ich kraju w
zdominowaną przez mniejszości seksualne "Gejropę". Ale i ten projekt
nie nadawał się, by na jego podstawie ogłosić ideę narodową. Szybko wyjaśniło
się, iż na horyzoncie nie ma nikogo, kto potrafiłby w sposób przystępny wytłumaczyć
co to takiego "nasze tradycje", duchowe zaplecze i własna, szczególną
droga. Im dłużej kroczyliśmy po owej szczególnej drodze (już pisarz Nikołaj Leskow
uważał, iż wiedzie ona w ślepy zaułek) zmniejszało się nasze poczucie
stabilności, za to zwiększała się liczba wrogów odpowiedzialnych za nasze
nieszczęścia.
Nieoczekiwanie
przekonaliśmy się, jak przydatne i dla nas może być doświadczenie towarzyszy z
Korei północnej. Militarystyczna idea "songun" stała się nową
ideologią rosyjskich władz. Jej głównym
symbolem stała się bomba wodorowa. Dwanaście lat temu Korea Północna wydala mi
się ostatnią skamieliną przeszłości, parodią antyutopii z XX wieku. Jednak nie
mam już więcej ochoty, by traktować Koreę Północną tylko z ironią, oto bowiem,
kraj w którym mieszkam w błyskawicznym tempie zaczyna się do niej upodobniać.
Rosja
przypomina obecnie także słynnego doktora Strangelove (bohater filmu Stanleya Kubricka z 1964 roku przedstawiającego w
satyryczny sposób szaleństwo nuklearne USA - "mediawRosji"). Pokochaliśmy bombę, zdając sobie sprawę, iż
nic z tego co posiadamy, nie może się z nią równać. Bomba stała się naszym głównym
duchowym zapleczem, to nasz najbardziej przekonujący "argument". Trudno
przypuszczać, byśmy w niedalekiej przyszłości znaleźli swojego Steve'a Jobsa,
albo Elona Muska, trudno spodziewać się, iż nasi uczeni znów będą zdobywać
nagrody Nobla, za to stara, dobra radziecka bomba przetrwała, mamy ją pod ręką,
nigdzie nie zniknęła. Jeśli nie chcą nas szanować (właściwie co mieliby nas
szanować?), to niech przynamniej czują przed nami strach.
Coraz
rzadziej nowe wydania programów informacyjnych potrafią się obyć bez wiadomości
o potencjale atomowym Rosji. Wszystko rzecz jasna zaczęło się od głośnego
wyskoku Dmitrija Kisieliowa, gdy dokonywała się aneksja Krymu. "Obama
posiwiał ze strachu", "zamienimy Stany Zjednoczone w radioaktywny
popiół". I tak dalej. Kisieliow dobrze zrozumiał, jaki obecnie obowiązuje
trend. Dlatego zapewne obsypano go
później przejawami najwyższej państwowej łaski. Sam prezydent porównuje broń
atomową z pazurami i zębami niedźwiedzia, niech tylko jego wrogowie spróbują
zrobić z niego kukłę.
Święto broni atomowej
W 2015 roku,
podczas konferencji prasowej prezydenta, ten sam Kisieliow poskarżył się
Putinowi:
- "Może
cierpię na paranoję, ale czuję jak dusi mnie NATO, zacieśnia się ich okrążenie,
duszę się."
- "My
ich wszystkich zadusimy, czego się pan boi" - uspokajał go Putin,
przechodząc zaraz potem do ulubionego tematu. I opowiedział o silach powstrzymywania
jądrowego.
Obama: Ceny na ropę już nigdy nie wzlecą !
Miś: A ja tu mam zabawkę, od niej wszystko wzleci !
|
Pod adresem Ministerstwa Obrony zgłoszono wówczas propozycję, by do
kalendarza wpisano jeszcze jedno oficjalne święto - "Dzień broni
nuklearnej", to dla uczczenia pierwszego radzieckiego eksperymentu w tej
dziedzinie. Karykaturzysta agencji RIA NOWOSTI opublikował z tej okazji
rysunek, na nim jego stały bohater, wyglądający po chamsku niedźwiedź wymachuje
rakietą przed nosem Obamy. Wtedy właśnie naprzeciw ambasady amerykańskiej wywieszono
plakat z napisem "Obama - morderca", zaś na ulice miasta ruszyły
samochody obklejone antyamerykańskimi hasłami. Tego lata spędziłem w USA dwa
tygodnie. Nie zobaczyłem tam ani jednego stickera z Putinem. Amerykanie mają go
w nosie, zajęci są sprawami ważniejszymi i ciekawszymi. Wojna której jesteśmy świadkami
toczy się w naszych głowach i jest bez wątpienia projekcją emocji naszego prezydenta.
Takie skupienie się na wizerunku wroga pokazuje naszą upiorną prowincjonalność,
nie przypadkowo w Internecie krąży tak wiele żartów dotyczących hasła:
"Nigdy jeszcze Rosjanom nie żyło się tak źle, jak przy prezydencie
Obamie". Więc, co może nie jest to Korea północna?
Nikt dziś
nie pamięta o "gołąbku pokoju"
Muszę przyznać
ze smutkiem, iż Rosja stała się teraz międzynarodowym chuliganem z
"argumentem" w kieszeni. Nawet komunistyczna propaganda nie podnosiła
kultury militaryzmu na takie wyżyny. Większym wzięciem cieszył się wówczas
gołąbek pokoju, pokazywano jak przy jego pomocy udawało się powstrzymywać presję
ze strony Pentagonu. Rosja wydaje dziś na swój kompleks przemysłowo-obronny 10
razy więcej, niż na system ochrony zdrowia i oświatę (30% budżetu w porównaniu
z 3%). Wydatki obronne stale rosną, za ta na medycyną ulegają redukcji. Zamyka
się szpitale, brakuje pieniędzy na niezbędne lekarstwa, stary sprzęt psuje się,
ten temat opisywany jest niemal codziennie. W rzeczywistości, nawet bez wojny
nuklearnej już dziś płacimy własnym zdrowiem za miłość naszego prezydenta do
bomby atomowej.
Tę
militarystyczną paranoję próbuje się zaszczepić wszystkim, także dzieciom. Kilka
tygodni temu znalazłem się na choinkowej imprezie noworocznej zorganizowanej
przez "Nocne Wilki". Zainteresowało mnie na co przeznaczyli prezydencki
grant w wysokości 9 milionów rubli z puli przeznaczonej dla organizacji
pozarządowych. Wilki dostały pieniądze, choć odrzucono podania takich cieszących
się rzeczywistym szacunkiem organizacji, jak Fundacja Pomocy Hospicjom "Wiara",
lub "Wolontariusze na rzecz pomocy osieroconym dzieciom".
Zorganizowane
przez Wilki na otwartym mroźnym powietrzu widowisko uderzyło mnie swą zdumiewającą
eklektycznością. Już po siedmiu minutach w programie pojawiła się wyzywająco ubrana
kobieta. Mówiąc z silnym amerykańskim akcentom wyśmiewała się ze wszystkiego,
co rosyjskie: "Wszystko u was jest do kitu, choinka też". W składzie
pstrokatej drużyny wrogów znaleźli się Erdogan, nazista udający geja, hipster z
macbookiem, rockman przypominający Makarewicza. Przeciwstawiali im się prości
rosyjscy ludzie, po ich stronie z pobudek patriotycznych opowiedział się także
Koszczej Biezsmiertnyj (groźny i bezlitosny czarownik obecny w bylinach
rosyjskich, stale knuje zło w swym zamczysku - "mediawRosji"): "Może
jesteśmy złoczyńcami, ale w naszych żyłach płynie rosyjska krew". W
rezultacie w oglądanym przeze mnie widowisku Rosjanie pod kierownictwem
Koszczeja pobili swoich oponentów. I jedni drudzy z resztą jeździli na
amerykańskich motocyklach. Dekoracje widowiska wzorowano się na "Szalonym Maksie",
dodatkowo przypominał o tym wielki napis z nazwą filmu.
Mój siedmioletni
syna, wytrzymał na tej patriotycznej halucynacji tylko do połowy, potem zmarzł
i zażądał byśmy poszli ogrzać się do kawiarni. Zapytałem go o czym jego zdaniem
opowiadało przedstawienie. Chłopak poskrobał się z tylu głowy, i odpowiedział
niepewnie: to chyba było coś o wojnie.
Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał
ukazał się na moskiewskim portalu colta.ru:
http://www.colta.ru/articles/society/9948
*Andriej Łoszak (ur. 1972), znakomity rosyjski dziennikarz telewizyjny, autor nagradzanych filmów dokumentalnych, scenarzysta. Był wspolautorem świetnego programu publicystycznego "Zawód reporter". Obecnie redaktor naczelny portalu "Takije dieła".
*Andriej Łoszak (ur. 1972), znakomity rosyjski dziennikarz telewizyjny, autor nagradzanych filmów dokumentalnych, scenarzysta. Był wspolautorem świetnego programu publicystycznego "Zawód reporter". Obecnie redaktor naczelny portalu "Takije dieła".
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.
А всё-таки жаль,że ten portal nie trafia pod strzechy...
OdpowiedzUsuńRobicie dobrą robotę.Dzięki.
Vit Ulski.