Dlaczego rosyjscy urzędnicy, funkcjonariusze państwowi wciąż
kradną? Dlaczego nie wstydzą się zdobytego na drodze korupcji luksusu? Dmitrij
Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego z St. Petersburga pokazuje do
jakiego stopnia historia pomogła ukształtować mentalność współczesnego
urzędnika. W czasach, gdy nie istniał oficjalny książęcy budżet przeznaczony na
utrzymywanie urzędników, o swoje dochody musieli zadbać sami. Część wnoszonych
przez ludność opłat uważano za uzasadnione. Nazywano je
"wynagrodzeniem". Zamieniały się w łapówki, gdy zachęcały do
naruszenia prawa. W nieco zmienionej formie system ten obowiązuje i dziś.
Urzędnicy uważają, iż zarabiają niesprawiedliwie mało, biznes postępuje
słusznie pomagając im finansowo. Co innego wielka miliardowa korupcja i bezlitosne
łupienie budżetu państwa.
Autor: Dmitrij Trawin
Rosyjscy urzędnicy uważają, iż dodatkowe wynagrodzenie płacone im przez biznes jest usprawiedliwiona rekompensata za ich niewielkie pensje . |
Łapówkarstwo kwitnące w rosyjskim środowisku urzędniczym
ma wiele odcieni. Można je zrozumieć, jeśli odwołać się do historii.
Znajomy cudzoziemiec, inteligentny i dobrze zorientowany w sprawach rosyjskich zapytał
mnie, dlaczego tak wielu Rosjan nie wstydzi się demonstrowania swego
luksusowego stylu życia, w dodatku w żadnym wypadku nie odpowiadającego poziomowi
ich oficjalnych dochodów. Luksus ten w oczywisty sposób ma swoje źródło w
korupcji. Mogłoby się wydawać, okradasz państwo, więc powinieneś żyć skromnie,
niczym pan Korejko, bohater powieści Ilfa i Pietrowa "Złote cielę" (spekulant, podziemny milioner wiodący
skromny, cichy tryb życia - "mediawRosji"). Inaczej ludzie będą
tobą pogardzać. Czyżby w Rosji ludzie w obliczu korupcji reagowali inaczej?
Nie ma się czego wstydzić
Odpowiedziałem, iż pogardą oraz potępieniem ze strony
mniej zamożnych warstw (włączając do nich dziennikarzy i profesorów podobnych
do mnie) nasi nuworysze się nie przejmują. Za to we własnym środowisku spotykać
się będą z niezrozumieniem. W nim biedy należy się wstydzić, uznanie zdobywa
się przede wszystkim demonstrowaniem własnego powodzenia i to za każdą cenę.
Być może nawet tam, w środowisku nuworyszy można usłyszeć słowa oburzenia, gdy mowa o
nielegalnych źródłach dochodu. Nie przeszkadza to jednak traktować
skorumpowanych znajomych jak swoich, prowadzić z nimi interesy, utrzymywać z
nimi kontakty. W tym środowisku dziennikarze i profesorowie pojawiają się
rzadko, zwykle ogląda się ich niczym przyrodniczą ciekawostkę, z resztą i tak
tylko wtedy, gdy wcześniej potrafili się
czymś wyróżnić.
Podobne zjawiska obserwujemy od dawna, jednak nie łatwo
było mi znaleźć wytłumaczenie, dlaczego tak się dzieje…. Dopiero co jednak, przeczytałem
poświęcony korupcji rozdział z książki "Rosyjskie imperium od tradycji do nowoczesności."
napisanej przez petersburskiego naukowca, profesora Borysa Mironowa. Jej
lektura pozwoliła mi zrozumieć o wiele więcej. Mironow jest historykiem, autorem,
wyróżniających się na tle innych, badań fundamentalnych, jego zainteresowanie
budzi przede wszystkim historia Rosji w
czasach caratu. Autor podarował nam trzy opasłe i pełne głębokich przemyśleń
tomy. Każdy z nich liczy prawie tysiąc stron. Znajdziemy w nich pełno
ilustracji oraz informacji o tym, jak żyła Rosja na przestrzeni dwóch i pół stuleci.
W rzeczywistości otrzymaliśmy społeczno-polityczną
encyklopedię Rosji. Autor skupił się nie na tak modnym obecnie opisywaniu życia
różnych książąt, carów oraz innych postaci (chociaż w książce są także
rozdziały tego rodzaju), ale przede wszystkim maluje obraz życia ludu. Mironow
opowiada o tym, jak ludzie pracowali, odpoczywali, modlili się do Boga, składali
hołdy władcy, kolonizowali peryferie i reformowali życie w wielkich miastach.
Korupcją zajmuje się tylko w jednym z rozdziałów II tomu, niewielkim, jednak
szczególnie bogatym pod względem treści .
Dochody urzędników
"W wieku XVII
i w pierwszej połowie XVIII - zauważa Mironow - daniny płacone urzędnikom
stanowiły znaczną część ich dochodów. Zgodnie z przepisami, nielegalne były
jedynie daniny prowokujące urzędnika do działań niezgodnych z prawem. Tego
rodzaju naruszające prawo daniny nazywano "łapówką", podczas gdy te legalne
i przyspieszające wydanie zgodnej z prawem i powszechnym obyczajem decyzji
określano jako "wynagrodzenie". Odpowiednie "wynagrodzenie"
świadczyło o szacunku dla urzędnika, było wyrazem pragnienia by objął petenta
swoim patronatem. "Łapówkę" traktowano jako zachętę do popełnienia
przestępstwa. Z dzisiejszego punktu widzenia granica między "łapówką",
a "wynagrodzeniem" wydaje się niejasna, a jednak i dla urzędników i
ludności w tamtych czasach była czytelna. To zapewne dlatego," łapówki"
wielokrotnie przewyższały "wynagrodzenia". Na urzędnika odpowiedzialnego
za nieuzasadnioną przez prawo decyzję zawsze czyhało niebezpieczeństwo - poszkodowany
mógł złożyć skargę, "czynownikowi" groziła kara. Jednak samo tylko przyjęcie
prezentu nie groziło konsekwencjami. Najwyraźniej lwią dolę wszelkich opłat uiszczano,
by przyspieszyć proces wydawania decyzji, liczono też na to, iż opłaty zachęcą urzędnika
do wydania postanowienia korzystnego dla petenta".
W dzisiejszej Rosji....
A jak wygląda pod tym względem stan rzeczy we współczesnej
Rosji? "Łapówka" wiąże się z oczywistym nadużyciem władzy. Proszę,
oto przykład: urzędnik przyznaje środki finansowe na budowę drogi, stadionu,
lub innego obiektu o charakterze wojskowym i równocześnie w oczywisty i
świadomy sposób dwu-trzykrotnie zawyża koszty. Część pieniędzy wraca potem do
niego w charakterze prowizji, to co pozostaje zabiera firma budowlana. Sytuacja, gdy będziemy mieć do czynienia z
"wynagrodzeniem" będzie się nieco różnić. Urzędnik nie marnotrawi wówczas
pieniędzy z budżetu wprost, faworyzuje tylko jednego z oferentów, wybierając
wykonawcę zamówienia państwowego. Być może inne oferty są równie wartościowe,
jednak w tym wypadku urzędnik działa na szkodę, tych którzy je zgłosili.
Jednak państwo nie poniesie straty, zaplanowane w
budżecie pieniądze, tak czy inaczej zostaną wydane, być może nawet państwo na
tym skorzysta. No i firma realizująca zamówienie osiągnie wielkie zyski. W tej
sytuacji będzie ona skłonna do "wynagrodzenia" przysługi okazanej jej
przez wpływowego urzędnika.
Tego rodzaju "wynagrodzenia" często nie wiążą
się z jakimkolwiek naruszeniem prawa, także w tych wypadkach, kiedy zamówienia
państwowe rozdzielane są na zasadach konkursowych. Zawsze można znaleźć wiele sposobów opartych na
obowiązującym prawie, by odsiać oferty konkurentów nie gotowych do zapłacenia
"wynagrodzenia". Nie trudno też o argumenty na rzecz protegowanej
przez urzędnika firmy, prezentowanej jako najlepsza i najbardziej
efektywna.
Dlaczego więc ludzie otrzymujący tego rodzaju
"wynagrodzenia", kupując sobie mercedesy, albo domy na Rublowce
mieliby się wstydzić osiągniętego luksusu? Sama historyczna terminologia pozwala
urzędnikom przypuszczać, iż otrzymują nagrodę za swój talent menedżera, za
umiejętności wspinania się w hierarchii służbowej i budowania złożonego systemu
układów i stosunków z innymi. Dzięki temu państwo nie traci nic, zaś biznes
otrzymuje zyskowne zamówienia.
Innymi słowy, urzędnicy traktują dodatkowe "wynagrodzenia"
otrzymywane od biznesu jako sprawiedliwą część swych dochodów. Ich zdaniem,
państwo nie opłaca odpowiednio wykonywanej przez nich pracy. Bywa także, iż
urzędnicy odchodzą ze swych stanowisk do biznesu, tam zarabiają o wiele więcej,
niż na posadzie państwowej. Ci którzy pozostają na posadzie państwowej, potrafią
dobrze policzyć, ile wynosi różnica między ich własną pensją, a tą jaką mogliby
otrzymać przechodząc do biznesu. I tę różnicę starają się sobie zrekompensować.
Korzenie w historii
Borys Mironow w przekonywujący sposób pokazuje jak
istniejący w Rosji zwyczaj niedopłacania urzędnikom wykreował cały system łapówkowy.
W XV-XVI wieku w Rosji nie istniał żaden oficjalny budżet przeznaczony na ich utrzymanie.
"Za wypełnianie swych obowiązków przedstawiciele
książęcej administracji trzy razy do roku, od ludności, nad którą sprawowali
nadzór otrzymywali daninę - na Boże Narodzenie, Wielkanoc i Dzień św. Piotra
(29 czerwca według. starego kalendarza). Gdy urzędnicy obejmowali swoje
stanowisko ludność wypłacała im daninę "przyjazdową"…. W XVII wieku
system uległ zmianie: znaczące i regularne wypłaty urzędnicy "prikazów"
otrzymywali w związku z prowadzonymi przez siebie sprawami, zaś daniny
świąteczne i pozostałe "wynagrodzenia" płacone przez lud zachowały
się na zasadach dobrowolności ". Jak porządek ten da się wytłumaczyć?
W Rosji nie istniał rozwinięty system fiskalny. Łatwiej było zorganizować
bezpośrednie opłacanie urzędników przez ludność, niż służbę poboru podatków,
organy odpowiedzialne za budżet, z którego byłaby wypłacana określona
przepisami pensja.
Przez stulecia państwo traktowało tego rodzaju korupcję,
jako całkowicie uprawnioną metodę pracy z aparatem biurokratycznym. "Przyjęte w 1649 roku "Ułożenije" przez
ponad półtora wieku stanowiło podstawę rosyjskiego systemu prawnego. Jego
przepisy - przypomina Borys Mironow - nie zabraniały przyjmowania łapówek.
Sądowe konsekwencje groziły urzędnikom tylko wówczas, gdy przyjęcie łapówki
związane było z popełnieniem innego przestępstwa, gdy ofiarą była sama
administracja, lub system sądowniczy. Karano za nieuzasadnione wyroki i
fałszerstwa."
Za małe pensje
Z czasem rzecz jasna także rosyjskie państwo stawało się nowocześniejsze,
bardziej współczesne, silniejsze. Wtedy zaczęto urzędnikom wypłacać pensje z
budżetu. Jednak nawet w XIX wieku nie wystarczały one na zaspokojenie
elementarnych potrzeb. Za pensję trudno było choćby kupić urzędniczy szynel.
"Bez łapówek - zauważa Mironow -
zwłaszcza urzędnikom na niższych stanowiskach, lub prostym kancelistom groziła śmierć
głodowa. To dlatego były tolerowane przez władze." Mikołaj I powtarzał,
iż w całej Rosji tylko on jeden nie bierze łapówek. Zapewne trochę przesadzał,
jednak słowa cesarza oznaczały, iż łapówek nie biorą tylko ci, którym są one
niepotrzebne.
Współcześni urzędnicy zarabiają tyle, iż nie mieliby
problemu z zakupem przysłowiowego szynela. Ale wciąż obowiązuje ogólna logika wypłat
dodatkowego "wynagrodzenia", zwłaszcza, iż ich pensje nie są uważane
za sprawiedliwe. Co ciekawe, odbiorcy lewego "wynagrodzenia" często z
pogardą odnoszą się do odbiorców miliardowych "łapówek". Ich zdaniem "łapówkarze"
wiodą kraj do zguby. Płacone im "łapówki" nie odpowiadają ich
stanowisku, są dowodem na to, iż "łapówkarze" nie mają sumienia i nie
szanują obowiązujących powszechnie zwyczajów.
Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał ukazał się na portalu petersburskiej agencji
"Rosbałt": http://www.rosbalt.ru/blogs/2016/03/10/1496659.html
*Dmitrij Travin (1961), ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. Członek opozycyjnego Komitetu Inicjatyw Obywatelskich powołanego do życia przez byłego ministra finansów Aleksieja Kudrina.
Inne artykuły Dmitrija Trawina na blogu „Media-w-Rosji”:
Nowe
życie w gnijącym bagnie
Istniejący obecnie w Rosji system przede wszystkim opiera się na lojalności
biurokracji. W czasach boomu naftowego była świetnie opłacana, mogła także
dorabiać na boku łupiąc biznes i wykorzystując zasoby państwowe. Jednak wraz ze
spadkiem cen ropy i rozszerzaniem się kryzysu źródła te wysychają. W rosyjskiej
elicie biurokratycznej będą tylko nasilać się konflikty wewnętrzne i walka o
sfery wpływu. A jednak, uważa petersburski politolog i ekonomista Dmitrij
Trawin, choć ludzie w Rosji nie są gotowi, by ruszyć na barykady, trudno
uwierzyć, by zadowalał ich system tak źle zorganizowany jak obecnie. Gdy jednak
zmieni się pokolenie ludzi we władzy, to szybko okaże się, iż chętnych do walki
w obronie starego systemu pozostało niewielu.
W rosyjskich środowiskach liberalnych panuje przekonanie, iż po piętnastu latach rządów Władimira Putina Rosja pogrąża się w zastoju. Przestała rozwijać się gospodarka, zostały zerwane liczne więzi łączące ją ze światem zewnętrznym. Nie są wprowadzane żadne nowe, potrzebne reformy. Dmitrij Trawin, ekonomista i publicysta z Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu zastanawia się, jak długo jeszcze sytuacja ta będzie trwać. Chłodna analiza prowadzi go do wniosku, iż przebudzenie Rosji związane będzie ze zmianą pokolenia rządzących. Za 15-20 lat.
W wielkiej polityce pojawił się w czasach radzieckich. Władimir
Żyrinowski jest jedynym politykiem z tamtych czasów, który przetrwał do dziś.
Niedawne skandale z jego udziałem postawiły jednak pod znakiem zapytania jego
dalszą karierę. Tym bardziej, iż nacjonalistyczny elektorat Żyrinowskiego
przechodzi stopniowo na stronę prezydenta Putina. Dmtrij Trawin uważa jednak,
iż stary mistrz populistycznego PR nie da się jeszcze wysłać na emeryturę.
Na Kremlu nie mają wątpliwości, Rosjanie potrzebują jasnego drogowskazu, jednoczącej ich idei. Tylko tak, w nadchodzących trudnych czasach, można będzie zapobiec ewentualnym niepokojom. Rozpatrywano różne warianty – pisze petersburski publicysta i ekonomista Dmitrij Trawin. Swoich zwolenników ma projekt euroazjatycki, prezydent Putin skłonny był raczej wywiesić sztandary konserwatywne. Zwyciężył wariant najprostszy i dla mas zrozumiały najbardziej.
Do wyborów prezydenckich w 2018 roku obowiązywać będzie retoryka w stylu
„żyjemy w oblężonej twierdzy”. Rosję otaczają wrogowie, wewnątrz knują zdrajcy.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.
Jeśli mogę dać radę techniczną, proponuję na stronie głównej wstawiać tylko wstęp, a kto będzie chciał przeczytać cały post, to kliknie w niego lub w "Czytaj więcej".
OdpowiedzUsuńOto inny blog na Blogerze dla przykładu >> http://www.fge.com.pl/
Sorry, że nie na temat.
Dlaczego tylko opozycja? Czy innych mediów nie ma? czy musi być tylko źle o Rosji? Co Pan Dzięciołowski chce przez to powiedzieć? Uważam, że należy podawać na stronie i tłumaczyć alternatywne poglądy. Wtedy wartość strony podniesie się o parę stopni i zainteresuje większą ilość odbiorców.Robicie złą robotę, dobór źródeł trąci totalnym resentymentem, niechęcią do normalnych relacji, robi przykre wrażenie. Opozycja w Rosji - to sprawa Rosji, wykorzystujecie poglądy tych ludzi dla nieobiektywnego przedstawienia Rosji polskiemu czytelnikowi. Później młodzi Polacy (mam styczność na uczelni) wychowani na tzw. polskiej racji stanu, która wcale nie jest polska, tylko jakaś anglosaska, otóż ci młodzi z niesamowitą wręcz arogancją wypowiadają się o Rosjanach, o Rosji, w ogóle o Wschodzie. Może jednak należy pomyśleć o jakieś równowadze? Wychowujecie pokolenie, które nie będzie mogło się dogadać z ludźmi o innej mentalności...
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że tego rodzaju praca prowadzi na manowce. Chyba właśnie to jest wojna informacyjna. Kto za to płaci i dlaczego?
Dlaczego Pan Dzięciołowski uważa się za lepszego od np. Pani Simonjans z RT?