środa, 10 grudnia 2014

Rosja, jak wirus Ebola



Wydarzenia na kijowskim Majdanie wybuchły rok temu. Na Ukrainie rewolucja odniosła zwycięstwo. Dla Wladimira Putina taki rozwój wydarzeń był nie do zaakceptowania. Działania podjęte przez Kreml, zajęcie Krymu, sprowokowanie działań zbrojnych na wschodzie Ukrainy pociągnęły za sobą daleko idące następstwa, śmierć ludzi, zniszczenia, zmiany granic.



Publicystka i politolog Tatiana Stanowaja zastanawia się, jaki jest dla Rosji bilans strat i zysków związanych z kryzysem na Ukrainie.
 



Październik 2014 r. Spotkanie w Mediolanie w "normamdzkim formacie": Rosja-Ukraina-Francja-Niemcy.
Ale na razie rozwiązania dla kryzysu ukraińskiego nie znaleziono.  


 

21 listopada 2013 rząd Ukrainy postanowił wstrzymać przygotowania do podpisania  umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE, wyjaśniając to „względami bezpieczeństwa narodowego Ukrainy” oraz koniecznością „bardziej szczegółowej analizy” kroków wiodących do „odbudowy współpracy handlowo-gospodarczej z Federacją Rosyjską oraz innymi państwami Wspólnoty Niezależnych Państw w tych dziedzinach, w jakich została ona zaniechana”. Decyzja ta stała się punktem wyjścia dla wydarzeń, których konsekwencje odczuwa do tej pory nie tylko Ukraina, Rosja, ale i cała społeczność międzynarodowa. Rezygnacja Ukrainy ze stowarzyszenia z Unią Europejską doprowadziła do rewolucji, zaangażowania się Rosji w konflikt wojskowy, utraty Krymu i innych skutków, niemożliwych do przewidzenia pod koniec poprzedniego roku. Co zyskała, a co straciła Rosja w globalnym starciu z Zachodem o sąsiedni kraj, do niedawna traktowany jak bratni?

Historia nie zna trybu przypuszczającego, ale jeśli mimo wszystko Putin byłby w stanie w listopadzie 2013 r. odbyć podróż w czasie i ujrzeć wszystko to, co dzieje się dzisiaj, czy powtórzyłby swoje działania, czy może się z nich wycofał? Rosyjskie stacje telewizyjne bardzo lubią oskarżać Zachód, przede wszystkim USA, o sprowokowanie rewolucji na Ukrainie. Nie można jednak zaprzeczyć, że prawdopodobieństwo takich wydarzeń byłoby wielokrotnie niższe, jeśli Moskwa zrezygnowałaby z nacisków na Wiktora Janukowicza prowadzących do zablokowania stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską. Dzień 21 listopada stał się impulsem dla politycznej „bifurkacji”, rozstrzygającej o wektorach rozwoju sytuacji na przyszłe lata.


Rosyjskie zyski


Z drogi tej nie można się już cofnąć, ale można nową sytuację podsumować. Angażując się w projekt „Ukraina bez UE i NATO” Rosja bez wątpienia osiągnęła też pewne zyski. Po pierwsze – przyłączyliśmy Krym. W rzeczywistości jest to bonus, zdobyty bez żadnych szczególnie sprytnych planów i wysiłków. Krymu nie można było nie wziąć. Takie było przekonanie zarówno Putina – szczerze wierzącego w niesprawiedliwość jego utraty –  jak i zdecydowanej większości Rosjan. Krym to jednak nie tyle zagadnienie terytorialne, co potężny środek mobilizacji, który uciszył protesty polityczne, zmarginalizował opozycję poza systemową, wyniósł pod niebiosa sondaże poparcia dla Putina. „Krym nasz” dał władzy olbrzymią dywidendę, w porównaniu z nią zdobycie jego terytorium pozostało w cieniu, to zaledwie jeden z niuansów  kryzysu wokół Ukrainy.

Putin wielokrotnie powtarzał, iż, że jeśli nie zajęlibyśmy Krymu, to znalazłyby się tam bazy NATO. Można powiedzieć OK., Rosja zagwarantowała sobie bezpłatną obecność wojskową na półwyspie na długie lata. Zaliczone.

Po drugie – pomimo zwycięstwa rewolucji nowy prezydent Petro Poroszenko zmuszony był i tak do odłożenia o rok terminu wejścia w życie części ekonomicznej umowy stowarzyszeniowej. To także jest powodem do dumy dla naszych propagandzistów. Uwielbiają oni powtarzać, że rewolucjoniści wrócili do punktu, od którego zaczęły się zamieszki, a więc Rosja rzekomo miała rację, gdy namawiała ukraińskie władze, by te nie spieszyły się ze stowarzyszeniem. Tyle tylko, że ci sami propagandziści z jakichś powodów nie wspominają, iż bez rosyjskiego szantażu pod adresem Unii Europejskiej, część ekonomiczna mogłaby wraz z tekstem głównym wejść w życie już teraz. Żadnych innych gwarancji Rosja nie otrzymała. W kwestii opóźnienia realizacji części ekonomicznej umowy Kreml musi uwierzyć Kijowowi na słowo. I co dalej? Doprowadzając do jej zamrożenia Moskwa miała nadzieję, iż zaraz potem Kijów z Brukselą pospiesznie przystąpią do omawiania „wzajemnych interesów” oraz kwestii strefy wolnego handlu. Tyle tylko, że Unia Europejska uprzejmie Moskwie podziękowała, zaznaczając równocześnie, że stosunki między UE i Ukrainą nie dotyczą stron trzecich.

Trzecim osiągnięciem Moskwy jest zablokowanie integracji euroatlantyckiej Ukrainy poprzez budowę strefy trwałej niestabilności na wschodzie kraju. O negatywnych stronach tego procesu napiszę niżej. Istotne jest to, że Kreml opracował i realizuje plan wbudowania w ukraińskie realia polityczne mechanizmu „przywracania ustawień”. Kijów zaczyna się krzątać i obijać progi NATO – separatyści natychmiast się aktywizują i rozszerzają strefę wpływów, w odpowiedzi Ukraina podejmuje działania wojenne. Ale i bez tego jest ona Sojuszowi Północnoatlantyckiemu nieszczególnie potrzebna. Co dopiero z zaanektowanym Krymem i konfliktem zbrojnym. Mogłoby się to zmienić, gdyby USA i Niemcy przejawiły wolę polityczną i postąpiły wbrew ustalonym zasadom, czyniąc dla Ukrainy wyjątek. Ale to już zupełnie inna historia.

W końcu czwarte osiągnięcie – proces miński. Trzeba przyznać, że okazał się on dużo bardziej produktywny niż można było oczekiwać. Niemal przez dwa miesiące był podstawą pewnego rodzaju rozejmu (stale naruszanego) i dawał choć złudną nadzieję na zamrożenie konfliktu. Jednak i to osiągnięcie okazało się nietrwałe. Kijów nie chce dłużej prowadzić dialogu z separatystami, ogłoszono blokadę ekonomiczną Donbasu i postawiono na wybuch tam społecznego niezadowolenia. Kijów zrozumiał, że zbrojna szarpanina z „dziurawym” Wschodem nie daje szans na wygraną. Postanowił więc zmierzyć się z Moskwą na nerwy. Konieczność utrzymania ludzi z Donbasu wywoła ból głowy na Kremlu. Akurat tutaj czołgi bez wątpienia nie pomogą.

I właściwie to tyle osiągnięć. Trudno powiedzieć, czy dużo, czy mało, spis zysków jest w każdym razie dosyć krótki i, co najważniejsze, są one nietrwałe. Krymu Rosja oczywiście nie zwróci. Ale już efekt „za to Krym nasz” nie będzie trwał latami, część ekonomiczna umowy stowarzyszeniowej prędzej czy później wejdzie w życie i nikt nie będzie przejmował się naszymi interesami (występowanie w ich obronie jest teraz coraz trudniejsze). Zagadnienie integracji euroatlantyckiej również nabiera nowego sensu geopolitycznego, teraz kwestia ta stoi ostrzej,  niż przed wydarzeniami na Majdanie. „Cena” Ukrainy na rynku geopolitycznym gwałtownie wzrosła, a pozycja Rosji runęła.


Koniec dialogu z Rosją


Wymienię teraz listę strat Rosji – w tym momencie trzeba się uzbroić w cierpliwość. Kluczowa strata polega na katastroficznym spadku zaufania Zachodu do Rosji, a dokładniej – osobiście do Władimira Putina. To koniec dialogu z Rosją, zamienił go język ultimatów. Rosja wykluczono z grupy G8, Putin uciekł ze szczytu G20. Angela Merkel mówi wprost, że rządy Putina kiedyś się skończą. Zachód stawia na zmianę reżimu. To koniec marzenia o Rosji należącej do grupy państw „kształtujących losy świata”. Rosja zajmuje teraz miejsce jednego z zagrożeń, obok wirusa Ebola i radykalizmu islamskiego.

To poczucie niebezpieczeństwa jest źródłem następnego problemu. Unia Europejska i USA zainicjowały stanowczą politykę powstrzymywania Rosji, teraz, po raz pierwszy od upadku ZSRR mówią o niej jednym głosem. Osobno trzeba opisywać skutki sankcji. Już teraz widać, że prowadzą one do deficytu środków, zaostrzenia konkurencji między ugrupowaniami walczącymi o dostęp do finansowania, wprowadzają ryzyko wybuchu społecznego, recesji, wpływają na ryzyko bankowe, zależność od Chin, spowolnienie przemysłu paliwowo-energetycznego itd., itp. Oddzielnej wzmianki wymaga tutaj koniec przyjaźni rosyjsko-niemieckiej. Zamiast oparcia w krajach Starego Świata Rosji pozostał flirt z Serbią i pocieszanie się kontrowersyjnym prezydentem Czech.

Po trzecie – Rosja całkowicie przegrała w grze o uznanie nowych ukraińskich władz. Moskwa próbowała wytargować coś dla siebie w zamian za uznanie przeprowadzonych w maju wyborów prezydenta Ukrainy. Niczego jednak nie uzyskała. Co więcej, zmuszona była de facto uznać odsunięcie od władzy Janukowicza, jeszcze przez kilka miesięcy po jego lutowej ucieczce Kreml bronił go jako prawowitego prezydenta kraju. Nieaktualne stało się także żądanie federalizacji Ukrainy. Mimo usilnych starań Moskwa nie uzyskała wpływu na ukraiński proces konstytucyjny, jej zdanie w tej sprawie nikogo nie interesuje.


Rosja bez gwarancji


Po czwarte – Rosja nie otrzyma żadnych gwarancji, że Ukraina nie wejdzie w skład NATO. Zwycięzcy wyborów do Rady Najwyższej podpisali umowę koalicyjną, zapisano w niej wprost, iż kraj będzie dążył do uzyskania członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. NATO jawnie ignoruje Rosję i jej obawy. Kijów już marzy o bazach sojuszu w obwodzie lwowskim oraz poszerza dialog z USA na temat bezpośredniej pomocy wojskowej. W aspekcie wojskowym Ukraina nigdy nie była jeszcze tak blisko Zachodu. I nigdy jeszcze Rosja nie była tak daleka od uzyskania gwarancji, że Ukraina do NATO nie wstąpi. Jak wygląda scenariusz dla Rosji najbardziej optymistyczny? Jeśli Moskwa w ogóle cokolwiek otrzyma, to tylko na poziomie gołosłownych obietnic.

Po piąte – Rosja na dziesięciolecia utraciła sympatię narodu ukraińskiego. Na dodatek, co jest szczególnie przykre, wzajemnie. Rosja w oczach Ukrainy jest agresorem, upokorzenie narodu ukraińskiego stało się częścią oficjalnej rosyjskiej propagandy. Na tym z resztą polega sens działań Kremla: zabrać siłą, nie dzięki zaufaniu. (…) Putinowi potrzebne jest terytorium, a nie sympatia narodu. Stąd też i charakter jego ukraińskiej polityki: wyszarpać, nie szukać porozumienia.

Po szóste – na wschodzie Ukrainy Kreml zdobył nie tyko terytoria kontrolowane przez siły prorosyjskie, teraz ponosi odpowiedzialność za całą strefę.  Mieszkańcy Doniecka i Ługańska, ofiary terroru szalonych bojowników i bombardowań „junty”, czekają na pomoc od Putina. Ale taka pomoc nie nadejdzie. Są oni zakładnikami w walce geopolitycznej. Również i sami separatyści, oddający życie za Noworosję, doczekają się wyrównania rachunków, poniżających ich ustępstw i obojętności Moskwy, nigdy nie zainteresowanej oddzieleniem wschodu od Ukrainy. Wszystko było tylko krwawym blefem.

Po siódme – przegrana gazowa. Po kilku miesiącach blokady Moskwę zmuszono, by zgodziła się  na sprzedaż błękitnego paliwa po obniżonych cenach, przynajmniej w okresie zimowym. Kierowała się przy tym potrzebą przedłużenia procesu mińskiego. Ostatecznie rozmowy mińskie zostały zerwane, a gaz jednak sprzedano. Moskwa próbowała wykorzystywać mechanizm gazowy dla nacisku zarówno na Kijów, jak i na Brukselę. W końcu jednak Kreml sam z niego zrezygnował, nie chcąc Poroszence podstawić nogi. Z nim Kremlowi, choć jako tako, udaje się dogadywać.

Minął rok. Obalenie Janukowicza 21 listopada 2013 ostatecznie doprowadziło do największej porażki geopolitycznej Moskwy. Rosja okazała się zbyt słaba, by zmusić Kijów do zawrócenia z drogi do Unii Europejskiej. Próba „przekupienia” części elity doprowadziła do eksplozji politycznej i rozłamu. Ukraina już nigdy nie będzie „nasza”. Rosja osłabła pod tym zbyt wielkim ciężarem. Od Putina niewiele teraz zależy. Historia wkrótce wyda swój wyrok.



Tłumaczenie: T.Cz. 


Oryginał ukazał sie na portalu slon.ru:




 *Tatjana Stanowaja, rosyjska publicystka, analityk, politolog, współpracownica Ośrodka Technologii Politycznych kierowanego przez Igora Bunina. Autorka artykułów publikowanych w mediach rosyjskich i międzynarodowych. Regularnie współpracuje z portalem slon.ru. Mieszka we Francji. 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






1 komentarz: