piątek, 8 sierpnia 2014

Gdzie się podział Putin, pragmatyk, zwolennik „Realpolitik”?



Dokładnie piętnaście temu schorowany Borys Jelcyn mianował Władimira Putina na stanowisko premiera i ogłosił swoim następcą. Putin okazał się twardym pragmatykiem, zwolennikiem ”Realpolitik” dążącej do umocnienia na świecie równowagi sił. Dzięki niemu Rosja znów stała się znaczącym graczem na arenie międzynarodowej. Jednak włączenie do konfliktu ukraińskiego retoryki narodowo-romantycznej przekreśla ambicje Rosji w globalnym świecie. Skazuje ją na prowincjonalność i izolację. Co się stało z twardym pragmatykiem Władimirem Putinem – zastanawia się politolog i publicysta Fiodor Łukianow.
   


Autor: Fiodor Łukianow, gazeta.ru






Piętnaście lat temu, 9 sierpnia 1999 roku, prezydent Rosji Borys Jelcyn powierzył stanowisko premiera Władimirowi Putinowi, wtedy dodał także, iż widzi w nim swego następcę. Dla wielu były to tymczasowe „zawijasy” (by posłużyć się terminologią samego Jelcyna) rządzącej kliki. Nie trudno było zauważyć, jak nerwowo poszukiwała wówczas sposobu na zachowanie kontroli w państwie borykającym się z kryzysem swego modelu politycznego.

Realpolitik Władimira Putina


Po piętnastu latach nazwisko Putina używane jest na arenie międzynarodowej, niemal jak synonim samego pojęcia „Rosja”, świat analizuje jego działania i zamiary (starając się je odgadnąć), fenomenowi „putinizmu” poświęcono niejedną pracę naukową.

Władimir Putin nie jest strategiem. A jednak nie brakuje mu intuicji, skonstruował dla siebie możliwie całościowy obraz świata, potrafi myśleć systemowo. Jego posunięcia o charakterze taktycznym, mają często „reaktywny” charakter, bywają nieuniknione, w określonych okolicznościach rozumieją się same przez się, a jednak dzięki osobowości Putina wolne są od wewnętrznych sprzeczności.




Przez 15 lat Władimir Putin odnosił sukcesy dzięki swej stanowczej pragmatycznej
orientacji zwłaszcza w polityce międzynarodowej. 





Logika zachowania prezydenta Rosji była dla mnie czytelna zawsze, z wyjątkiem ostatniego okresu, o nim porozmawiamy poniżej. Putin jest zwolennikiem tej szkoły myśli, jaką specjaliści w dziedzinie stosunków międzynarodowych nazywają „realistyczną” (realipolitk).

Współistnieniu państw towarzyszą niekończące się konfrontacje, prowadzona różnymi metodami walka o wpływy, znaczenie, prestiż. Pokój (w rozumieniu braku wojny, czy ostrych konfliktów) jest możliwy do osiągnięcia dzięki równowadze sił. Brak równowagi, czyjeś nieuzasadnione przewagi powodują wzrost napięcia, prowokują konfrontację. Podejście realistyczne zakłada zrozumienie dla granic tego, co możliwe, dopuszczalne, trafną ocenę własnych sił i zamiarów, niezbędną, by uniknąć konsolidacji przeciwnika przeciw nam. Realista będzie się starał stworzyć system zasad wynikający z równowagi sił obliczony na jej umacnianie. Wszystko to z resztą ma charakter czasowy, nie istnieją zasady obowiązujące na zawsze.

Na Zachodzie takie podejście uważane jest za staromodne. Jednak trudno zaprzeczyć, iż jest ono zgrabne i nie pozbawione pewnej precyzji, zwłaszcza, iż w tle mamy do czynienia z motywowanym ideologicznie, a przez to sprawiającym wrażenie sztucznego i dwulicowego, kursem państw zachodnich i ich organizacji. Po zakończeniu „zimnej wojny” ich polityka stała się z założenia „antyrealistyczna”, gdyż zaprzecza ona konieczności budowania równowagi.

Zygzakiem między dogmatami i rzeczywistością


Państwa zachodnie kierując się swymi wyborami w sferze wartości, w obliczu coraz bardziej wielobarwnego i zaplątanego obrazu świata globalnego, poruszają się zygzakiem pomiędzy dogmatami, rzeczywistością i własnymi interesami.

Tego rodzaju hipokryzja, obecna od dawna w prowadzonej na wysokim poziomie polityce Zachodu,  przekształca się jednak w imię własnych interesów w otwarte manipulowanie różnymi pojęciami. Brutalna prostota Władimira Putina, który zwykle otwarciej przedstawiał swoje poglądy od politycznych partnerów sprawiała na nich wrażenie. Demonizacja Putina częściowo wyrażała odczuwaną na Zachodzie dysfunkcjonalność podejmowanych tam działań politycznych. Wynikała także z pragnienia by odpowiedzieć Putinowi, za to, że „udawało mu się” częściej, niż innym.


Odbudować znaczenie Rosji


Władimir Putin został premierem, gdy obserwując rozkład okresu przejściowego w latach dziewięćdziesiątych, na świecie zaczęto zastanawiać się, jak może wyglądać „Świat bez Rosji”. Artykuł pod takim tytułem opublikowany w USA na dwa miesiące przed przyjściem Putina odbił się szerokim echem. Jego zadanie na arenie międzynarodowej było oczywiste, polegało na odbudowie statusu Rosji w hierarchii międzynarodowej, udowodnieniu, iż pozostaje ona ważnym graczem na światowej arenie. Tak można określić jego linię przewodnią.

W sierpniu 1999 roku Rosja pogrążona była w ostrym kryzysie. Istniała obawa rozpadu kraju. Najważniejsze zadanie polegało na zachowaniu państwa jako „jednego podmiotu”. Należało ratować wewnętrzną spójność społeczeństwa i reprezentującej go klasy politycznej zdezintegrowanych na skutek szoku poradzieckiego okresu przejściowego. Nikt wtedy nie myślał o wpływach na skalę globalną.

Symbolem utraty przez Rosję strategicznego znaczenia stała się wówczas wojna NATO przeciw Jugosławii. Wzbudziła ona sprzeciw nie tylko w społeczeństwie, podobnie zareagowały jej władze, wówczas prawie całkowicie zorientowane na Zachód. Jednak Rosja w żaden sposób nie była w stanie okazać sprzeciwu.

W porównaniu z końcem lat dziewięćdziesiątych, czy choćby połową pierwszej dekady 21 wieku pod koniec 2013 roku znaczenie Rosji na arenie międzynarodowej wzrosło znacząco.  Kraj odbudował swoje instrumentarium gracza na skalę światową. Nie staliśmy się znów supermocarstwem, jednak okazało się, iż jesteśmy państwem, bez którego nie da się rozwiązać najważniejszych problemów na świecie. Realistyczne podejście Putina, jego talent prawidłowego formułowania zadań bieżących i chłodnego pragmatycznego ich rozwiązywania przyniosły rezultaty.

W pierwszym akcie dramatu jaki rozegrany został jeszcze zimą i na początku wiosny tego roku, Rosja przyłączyła do siebie Krym w ślad za prozachodnim przewrotem w Kijowie. Moskwa wówczas podniosła licytację, gambit krymski był adresowany do tych podmiotów, od których zależy kształt globalnego ładu. Co przede wszystkim zachęciło ją do działania? Niewątpliwe chodziło o zagwarantowanie obecności floty rosyjskiej na Morzu Czarnym i niedopuszczenie do wstąpienia Ukrainy do NATO.  Wiązało się to z odmową do udziału w grze o narzuconych z góry zasadach. Rosja wykonała ryzykowny ruch obliczony na obronę swoich własnych interesów strategicznych i umocnienie pozycji. Był on przemyślany, w duchu „Realpolitik” Putina.

Retoryka romantyczna


Jednak później Kreml wybrał inne boisko. Przypomnijmy głośne przemówienie Putina z 18 marca. Było ono prawdziwym osiągnięciem kunsztu oratorskiego, jednak przeniosło nas ono z płaszczyzny „realpolitik” na narodowo-romantyczną. Wprowadzenie do polityki ideologii, tym bardziej romantycznego nacjonalizmu to krok bardzo zobowiązujący, wręcz wiążący ręce. Realista-pragmatyk reaguje elastycznie na zmiany okoliczności. Jeśli jakieś działania nie przynoszą oczekiwanych skutków, można cofnąć się, przemyśleć taktykę, zaproponować nowe rozwiązania.

Ale kiedy do własnego arsenału włącza się retorykę romantyczną, nawet jeśli podobna decyzja nosi charakter instrumentalny, to poruszone zostają drzemiące w społeczeństwie emocje i nastroje. Pojawia się brak racjonalizmu, osiągając niekiedy stadium narodowej egzaltacji. Jak do tej pory Władimir Putin zawsze pamiętał, by w polityce zagranicznej tego rodzaju emocji unikać, ostro także krytykował Zachód za jego motywowane emocjami, wsparte ideologią, nieprzemyślane działania, a także za skoncentrowaną propagandę wymierzoną w aktualnych przedstawicieli „sił zła”.  

Inną stroną nowego rosyjskiego paradygmatu jest sprzeczność z tymi zadaniami, jakie sam Putin formułował w przeszłości. Wciągnięcie Rosji w ukraińską przepaść odpowiada interesom państw i polityków zainteresowanych niedopuszczeniem umocnienia roli Rosji na arenie międzynarodowej. Wszelkiego rodzaju programy o charakterze narodowo-romantycznym, one uruchamiały wydarzenia polityczne na przestrzeni ubiegłych stuleci, w świecie globalnym skazują państwa na prowincjonalność, izolacjonizm.  W historii z Rosją ta sytuacja oznacza dla nas brak jakiegokolwiek wsparcia. Nie istnieją na świecie mocarstwa gotowe same z siebie, wesprzeć wysiłki innego mocarstwa walczącego o „historyczną sprawiedliwość”, nie ma takich ani na Wschodzie, ani na Zachodzie. Zdarza się, iż taka walka odpowiada także cudzym interesom, ale to poparcie może trwać bardzo krótko.

Z poziomu globalnego na lokalny


Wojna domowa na wschodzie Ukrainy przeniosła Rosją z poziomu globalnego na lokalny.

Rosja grzęźnie w lokalnym konflikcie, jej cele nie są jasne,  a zastosowane metody pozostają wątpliwe. Od rezultatu tego konfliktu nie zależy ani przebieg wielkiej polityki światowej,  ani potrzebna równowaga sił.

Twardy pragmatyk-realista, bronił idei stabilności i utrzymania procesów politycznych pod kontrolą, nie rezygnował z obrony interesów, ale wzywał do racjonalnych transakcji zawieranych w oparciu o równowagę sił – taki obraz Władimira Putina pomógł mu stać się jednym z najbardziej wpływowych polityków w społeczeństwie globalnym, zmęczonym rosnącym chaosem i dominacją Zachodu., Jednak nowa rola Rosji niesie ze sobą wielkie ryzyko. Dla romantyka nie ma drogi powrotnej, trzeba będzie iść do przodu pod patetycznymi hasłami, tu brakuje miejsca na przemyślenia.

Przez 15 lat poznaliśmy trochę prezydenta Rosji. Ale jego nowy obraz całkiem nie pasuje do starego.

Tłum. : ZDZ


Artykuł ukazał się na łamach internetowego wydania www.gazeta.ru
http://www.gazeta.ru/comments/column/lukyanov/6163529.shtml



*Fiodor Łukianow (1967), politolog, publicysta, redaktor naczelny magazynu „Rosja w Polityce Globalnej”. W swych wystąpieniach publicznych reprezentuje zwykle punkt widzenia oficjalnej Moskwy, jednak w wersji „soft”, bez propagandowej przesady. Jest aktywnym uczestnikiem międzynarodowych konferencji, chętnie widzianym przez gremia zachodnie partnerem do rozmów i konsultacji.




Inne artykuły Fiodora Łukianowa na naszym blogu:




Rozmowa z Fiodorem Łukianowem, politologiem, redaktorem naczelnym magazynu „Rosja w Polityce Globalnej”.

Kreml zrobi wszystko, by nie dopuścić do przyłączenia się Ukrainy do wrogich sojuszy – przyznaje politolog Fiodor Łukianow. Destabilizacja na wschodzie kraju ułatwia Rosji realizację tego zadania. Trudno sobie wyobrazić bezpośrednią interwencję wojskową, jednak nie można wykluczyć, iż wydarzenia wymkną się spod kontroli. Jednak najlepszą szansę na uregulowanie kryzysu stwarza federalizacja Ukrainy. 



Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com






3 komentarze:

  1. Wychodzi na to, że całe realpolitik Putina runęło w obliczu Majdanu i panicznego strachu na Kremlu, że za chwilę to samo będzie na Placu Czerwowym. W końcu Ukraińcy zbuntowali się przeciw korupcyjnemu systemowi, jaki identycznie funkcjonuje w Rosji. Stąd też późniejsze chaotyczne ruchy Kremla. Putin sam zapędził się w kozi róg i żadną miarą nie widzę, żeby mógł z tego konfliktu wyjść obronną ręką. Po prostu to, z czym walczył Majdan, Putin i jego klika ma na sumieniu. Więc nie może być czystym, na złodzieju czapka gore, albo inaczej: "Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione" (J 3,19–21). Rakcja Putina świadczy o tym, że to on jest hersztem bandy. Fatalne, że największe państwo świata jest zarządzane przez amalgamat służ specjalnych, propagandy i ogromnych pieniędzy - jak rozbroić tę tykającą bombę, jak przeciąć ten węzeł gordyjski? Widzę dwie możliwości: wojna totalna z Zachodem, albo rozkład wewnętrzy państwa rosyjskiego. To drugie wydaje się dziś bardziej prawdopodobne, bo sankcje spowodują, że ogromne pieniądze będą miały sprzeczne interesy, więc system zacznie trzeszczeć w szwach. Na dzień dzisiejszy bardzo pilnie bym obserwował poczynania rosyjskich oligarchów, także gubernatorów z głębii Rosji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz wyraźniej widać konflikt interesów: rosyjskie służby specjalne i ich cała anty-zachodnia krucjata, kontra oligarchowie i domy na Lazurowym Wybrzeżu. Putin należy do obydwu tych światów - któryś z nich musi chyba teraz porzucić. Chyba, że zrobi chytry manewr, że uderzy w część oligarchów i nazwie ich sprzymierzeńcami zgniłego Zachodu (np. "żydowskimi oligarchami") - ten patent już był poniekąd przećwiczony z Chodorkowskim. Pożyjemy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z dwojga złego wolałbym, żeby jednak Putin wybrał rolę złodzieja, niż szalonego ideologa. Złodziejstwo ma jakby mnieszą "szkodliwość społeczną". Na naszych oczach na Kremlu rozgrywa się mega batalia w wymiarze geopolitycznym, finansowym, a nawet duchowym i religijnym - tak to teraz widzę.

    OdpowiedzUsuń