Po wyjściu na wolność na podstawie amnestii dziewczyny z
zespołu Pussy Riot dzielą się z mediami obozowymi doświadczeniami. W
przejmującym wywiadzie udzielonym opozycyjnej moskiewskiej "Nowoj Gazietie"
Maria Aliochina opowiada o swojej trwającej dwa lata walce o godność i poszerzenie granic
wewnętrznej wolności.
Jelena Kostiuczenko,
Nowaja Gazieta:
Jak znalazłaś się na
wolności?
Maria Aliochina,
Pussy Riot:
Po wyroku Marię Aliochinę skierowano do obozu karnego Bieriezniaki w Permskim Kraju za Uralem |
Na polecenie Dyżurnego Przedstawiciela Naczelnika Obozu
wezwano mnie do obozowej dyżurki. Tam nas wzywają często. Chodzimy tam, gdy w
jakiejś sprawie żądają od nas wyjaśnień, na przykład kiedy którejś z nas zsunie
się z głowy chustka. Tym razem wezwano mnie o ósmej rano. Zaprowadzono do Izby
Kontroli Osobistej, to w odległości dwóch kroków. Tam ogłoszono mi
postanowienie o amnestii. Zrobiono to w obecności wszystkich zastępców
naczelnika obozu karnego, byli tam także szefowie różnych służb obozowych.
Przyniesiono moje rzeczy. Poszliśmy do samochodu. Wcześniej, kiedy wysyłano
mnie w etap, odbywało się to podobnie. Ale kiedy tym razem zobaczyłam czarną
Wołgę, szczerze mówiąc, zareagowałam ze zdziwieniem.
Jechałaś na tylnym
siedzeniu?Tak. Tam siedzieli jeszcze dwaj konwojenci. Na początku sprzedano mi bajkę, że jedziemy do prokuratury. Ale potem zorientowałam się, że jedziemy w innym kierunku. Wysadzili mnie na dworcu, pożegnali się, życzyli powodzenia. Taki to był konwój.
Chciałaś odmówić
skorzystania z amnestii?
No jasne. Ale amnestia to rozporządzenie dla zakładu
karnego, nie dla mnie. W tym wypadku, byłam po prostu pionkiem.
Co wtedy poczułaś ?
Torby. Poczułam ich ciężar (śmieje się). To było jak w
filmie. Cała sytuacja była bardzo filmowa. Ale bywa, iż w takich
najostrzejszych, wyrazistych momentach, czujesz się czasem, jakby z zewnątrz.
Widziałaś Filipa
przez te dwa lata?
Naturalnie. Przyjeżdżali do mnie. I do obozu w
Bieriezniakach i Niżnim też.
Wystraszył się w
obozie?Nie. Pokój do widzeń jest całkiem zwyczajny, z łóżkiem, stołem, są w nim nawet zabawki. Jemu się spodobało, nie zapłakał ani razu. Filip jak na swój wiek jest bardzo dorosły (syn Marii ma 6 lat – EK). Zadziwiające. Jest bardzo poważny… Ale jestem tez przerażona, bo te dwa lata nie mogą pozostać bez wpływu….
Tabu
Miałam 87 fantastycznych dredów. Pomogła mi je zrobić jedna z dziewczyn, wyglądały bardzo profesjonalnie. Ale teraz ruda farba w obozie została zabroniona, dawniej można było się dogadać, ale po moich warkoczykach, już nie.
Dlaczego zabroniona?
Na podstawie rozporządzenia zastępcy naczelnika obozu do spraw bezpieczeństwa i pracy operacyjnej. W obozie obowiązuje wiele różnych zakazów. Głowę wolno myć tylko w łaźni (bani) w specjalnie wyznaczonym dniu. W oddziale nie wolno. Jeśli się pobrudzisz, to trzeba załatwić specjalne zezwolenie u oddziałowej.
Nie wolno znajdować się w miejscu przeznaczonym na sen w
czasie nie przeznaczonym na sen. Tam można się znajdować tylko od 21,20 do
5,30. Jeśli poczytamy sobie regulamin obowiązujący więźniów w Oświęcimiu albo
Buchenwaldzie, odnajdziemy w nim podobieństwa do naszego. Tam nie wolno było
siedzieć na pryczach. Czytałam Primo Leviego, Imre Kertesza, mam za sobą
lekturę radzieckich dysydentów. To się powtarza, ta historia z miejscem do
spania. Jest w tym jakaś szalona inercja. Wszystko powtarza się z roku na rok,
ministerstwo zatwierdza te same przepisy i regulaminy. Jeśli jednak pozwolić
skazanemu siedzieć na łóżku w czasie nie przeznaczonym na sen, to powstrzymałoby
to rehabilitację skazanego przestępcy?
Wszystkie te zasady nie obowiązują stale, tylko od czasu do
czasu. Nazywa się to „zaostrzeniem dyscypliny” – to takie dokręcenie śruby.
Przez dłuższy czas nikt niczego nie zauważa, ale potem, nagle, jeśli znajdą w
twojej szafce nocnej, ciasteczko, albo okruszki, może zostać sporządzony raport
o nie przestrzeganiu przez skazaną „warunków sanitarnych”
I jeszcze. Nawet jeśli nie jadasz w stołówce, masz obowiązek
tam chodzić. Minimum trzy razy w ciągu dnia. Jeśli to jest obóz z „miejscówkami”
(ogrodzony teren przylegający do poszczególnych baraków), tak jak w
Bieriezniakach, to oznacza to codziennie stratę 40-50 minut. Najpierw
oddziałowa ustawia nas w szeregu, potem całą kolumną idziemy do stołówki, tam
spędzamy 20 minut. Po wyjściu znów ustawiamy się w szeregu i kolumną marszową
wracamy na nasz plac. Godzina zmarnowana na nic. Siedzisz i obserwujesz, co
dzieje się dookoła. Latem wszędzie czuć brudny zapach intymnych podpasek.
Obóz
W ogóle nie jadłaś
obozowego jedzenia?Próbowałam, degustowałam. To było dla mnie interesujące. Wydaje mi się, że w obozie niżegorodzkim wyżywienie jest lepsze, niż w permskim kraju.
W obozie nie ma wegetarianek. Jadłam, to co przysyłano mi w
paczkach, tarłam marchewkę.
Jedzenie w obozie ma wielkie znaczenie. To tam jedyna
dostępna przyjemność. Bardzo cenione jest jedzenie domowe, kotlety, kartofle.
Ale zezwolenie na paczkę z podobnymi produktami musi podpisać naczelnik oddziału
sanitarnego-medycznego. Bez drutu kolczastego rosyjskie obozu wyglądałyby jak zwykła fabryka z dobudowanym do niej hotelem robotniczym. |
Kolejna liczebnie część skazanych to kobiety, które popełniły szczególnie ciężkie zbrodnie, są odpowiedzialne ze śmierć innej osoby. W ich wypadku dotykamy rożnych kwestii związanych z feminizmem. Są to zwykle kobiety w starszym wieku mające na sumieniu śmierć mężów, albo partnerów życiowych. Przedtem musiały znosić ich alkoholizm, były regularnie bite. Wszystkie powtarzają tę samą historię. Pił, bił, nie wytrzymałam.
Podczas śledztwa nie bronią się. Przyznają się do winy i
godzą się na rozpatrzenie ich sprawy w
ramach szczególnej procedury. Bywają często skazywane na wyroki nie
uwzględniające ich doświadczenia. W Bieriezniakach siedziała na przykład pewna
kobieta, skazana na 8 lat. Osiem ! Ale jeśli ją regularnie bito i ona wystąpiła
w swojej obronie, trudno skazywać ją za zwykłe morderstwo. Kobieta mieszkająca
na wsi, albo w osadzie typu miejskiego, ma tylko dom, w dodatku na spółkę z
takim partnerem. Nie może sprzedać domu, bo jest on pozbawiony jakiejkolwiek
wartości. Nie może odejść, bo nie ma dokąd. Nie może przegonić swojego
partnera, bo on także jest tam zameldowany. Może zwrócić się do organów
ścigania, zatrzymają go, ale po wyjściu na wolność będzie ją bil jeszcze
bardziej. Nie mamy w kraju żadnych mechanizmów ochrony kobiety od przemocy.
Kobiety nie maja do kogo się zwrócić. Wpadają w pułapkę. Takich kobiet jest
bardzo dużo.
No i są jeszcze skazane za przestępstwa gospodarcze – 5%.
Ile kobiet siedziało
w twoich obozach?
W obu -po 1100-1200 skazanych. I tu i tam podstawowym
zajęciem było krawiectwo. Cały czas obowiązuje dyscyplina, kobiety spędzają
czas w towarzystwie swojej brygady. W Bieriezniakach jest też wydział
wikliniarski, produkowane są również materace, w Niżnim Nowgorodzie wyroby
metalowe, opakowania ozdobne.
Starano się nie dopuszczać mnie do pracy w brygadzie. W
Bieriezniakach byłam instruktorem obozowej szkoły zawodowej, wcześniej sama
przechodziłam szkolenie. Pilnowałam, by ludzie, którzy ani razu w życiu
przedtem nie siedzieli przy maszynie do szycia i nie umieli szyć, nie zrobili
sobie krzywdy. W Niżnim Nowgorodzie pracowałam jako bibliotekarka. To jest
dobre zajęcie, powierzono mi je na prośbę obwodowego Zarządu Służby
Więziennictwa (FSIN). Zależało im na tym, bym zamilkła więc starali się
stworzyć mi komfortowe warunki. Tam były dwie biblioteki, obozowa i szkolna.
Pracowałam w szkolnej.
Kto przychodził do
twojej biblioteki?Dorośli bez wykształcenia, szkołę kończyli w obozie. Uczyli się od 5ej do 11ej klasy. Niektórzy nawet korespondencyjnie studiują na wyższych uczelniach. Przychodzono do mnie po wiersze i podręczniki. Czasem proszono mnie, bym coś dla nich wybrała. Dziewczyny, z którymi się kontaktowałam interesowały się Foucault, podarowałam im jego książkę „Nadzorować i karać”, bardzo je zaciekawiła. Miałam swoją własną mini-bibliotekę, dzieliłam się nią. Tam bardzo lubi się wiersze. Podobał się Gieorgij Iwanow, Mandelsztam też. Im się rzeczywiście dużo podobało. Połykały te utwory błyskawicznie. Ale cenzura ! Cenzura w obozie jest nieskończenie tępa.
Na przykład?
Dochodziło do tego na przykład, iż człowieka, który
przynosił mi prasę, zmuszano do tego, by nożyczkami wycinał kadry z filmu Larsa
von Triera. Widok gołego ciała na ekranie, albo na obrazku u administracji
obozu wzbudza, nie wiadomo dlaczego, strach i drżączkę. Domagają się, by podobne
rodzaju obrazki natychmiast niszczyć. Przecież to śmieszne. W obozie do łaźni
chodzi po 50 osób na raz. I co, one tam chodzą w futrach? To są dorosłe
kobiety, widzą się nawzajem codziennie. A tam w obozie, zabrania się nawet, na
wszelkiego rodzaju imprezach „kulturalnych” pokazywać z gołymi ramionami. Nawet
pod balowe sukienki należy zakładać jakieś idiotyczne golfy.
W Bieriezniakach nie miałam żadnego kontaktu z oddziałem
wychowawczym, mnie nie wypuszczano poza „miejscówkę” należącą do naszego
baraku. A tu (w obwodzie niżegorodzkim) miałam okazję, by poznać wszystkie
tutejsze porządki. Chciałam zorganizować klub filmowy. Straciłam ponad tydzień,
by przekonać administrację, by pozwoliła pokazać „Piękność dnia”. Tłumaczyłam,
ze kobiety obejrzą film z zainteresowaniem. Usiłowałam sformułować jakieś
argumenty, mówiłam o „wychowawczej roli Bunuela”. Boże ! Chciałam pokazać
„Melancholię”. Choćby po jednym filmie światowych klasyków. Starałam się
wybierać filmy w jakimś stopniu aktualne dla kobiet. Ale w odpowiedzi słyszałam
uparte „nie”.
Książki
Dużo przeczytałaś książek?
Tak, czytałam, czytałam. Kiedy jeszcze siedziałam w izolatce
w Bieriezniakach, miałam możliwość oglądania kina. Ściągnęłam do celi telewizor
i video, przedtem przekopałam się przez nasz kodeks. To wszystko jest
przewidziane przez prawo. Skazanych przebywających w „bezpiecznym miejscu”
obowiązuje regulamin zwykły. Więc jeśli „regulamin zwykły”, to kiedy znajdujesz
się w oddziale, w nim jest telewizor. W
kodeksie postępowania karnego jest nawet paragraf zezwalający krewnym na
przekazywanie skazanym do obozu radioodbiorników i telewizorów. Do tego udało
mi się ściągnąć nawet czajnik. Wszyscy go mają. A mnie co? też był potrzebny.
Ogólnie rzecz biorąc, byli gotowi na wszelkie ustępstwa, żebym tylko nie
wychodziła z tego „bezpiecznego miejsca”.
Mieli nadzieję, że bezpośrednio stamtąd wyślą mnie w etap.
Wsadzili mnie tam i jak mi się zdaje, czekali na papiery z Moskwy. Żeby na tej
podstawie przenieść mnie do innego obozu.
Kiedy wyszłam z izolatki, administracja przez „więzienny
aktyw” przekazała skazanym, żeby się ze mną nie kontaktowały.
Kiedy złożyłam w sądzie apelację od nałożonych na mnie w obozie
kar dyscyplinarnych, nie zawieziono mnie nawet na rozprawę. Podłączono video
aparaturę, w ten sposób nawiązano łączność, podłączono także faks. Dostarczono
odpowiednie wyposażenie techniczne. Kiedy poprosiłam o warunkowe zwolnienie,
także nie zawieziono mnie do sądu, w Bieriezniakach nie pozwalano mi jeździć
dokądkolwiek. A ja nie ukrywałam, że jak tylko znajdę się poza granicami obozu,
przy pierwszej okazji, opowiem wszystko co o nim myślę. Więc w procesach
sądowych uczestniczyłam z obozu, obserwowało mnie 5 video rejestratorów, w
obecności wszystkich naczelników, siedzących w tym samym pomieszczeniu, w
którym odbywało się to niby posiedzenie sądu. Plus, zarządzono wówczas zaostrzenie
regulaminu, bez najmniejszego uzasadnienia. Kłódki na drzwiach prowadzących na
plac przed barakiem, każdego ranka zaostrzona kontrola. W tamtej chwili głodówka
była jedynym wyjściem. Mój błąd polegał na tym, że nie wyjaśniłam przyczyn głodówki
w formie pisemnej. Po prostu poskarżyłam się na kłódki. Ale one były tylko
symbolem tego, co wyprawiała administracja. Powiesili je na drzwiach prowadzących
do mojego oddziału i do oddziału tej jedynej dziewczyny, która mnie wówczas wspierała.
Cały obóz chodził i skarżył się jakiego
ma pecha.
Jak to się stało, że
trafiłaś do pojedynczej celi?
W obozie są tacy ludzie, którzy wypełniają instrukcje
administracji, nawet najbardziej obrzydliwe. Jak tylko po przejściu kwarantanny
skierowano mnie do oddziału, przeniesiono także do niego skazane o najdłuższych
wyrokach, zmuszone przez okoliczności do współpracy z administracją. I to one
sprowokowały konflikt. Podczas pobytu w obozie w Bieriezniakach Maria Aliochina w sądzie domagała się anulowania nałożonych na nią kar dyscyplinarnych. |
Ile dostałaś kar
dyscyplinarnych?
W oddziałowej świetlicy jest podłączony telefon. Każdy funkcjonariusz administracji ma swój numer. W takim wypadku, kiedy skazana chce coś powiedzieć o którejś ze swoich współtowarzyszek, telefonuje do oficera operacyjnego i melduje się: „Ja skazana, taka i taka melduję”.
Przy wszystkich?
Oczywiście przy wszystkich. Tam żyją tak wszyscy.
Po co to robią?
To jest bardzo proste. Mamy tu do czynienia z „jednostką o
pozytywnej charakterystyce”, która stara się o warunkowe zwolnienie przed
ukończeniem wyroku. Taka jednostka powinna pomagać w pracy administracji obozowej.
Dyscyplinarną karę, pozbawiającą warunkowego zwolnienia
można złapać za wszystko. Chustka zsunęła się z głowy. Nawet nie ma takiej
potrzeby, by osobiście zauważył to funkcjonariusz. Wystarczy, że inna skazana,
odpowiednio poinstruowana napisze stosowne wyjaśnienie: widziałam ją bez
chustki. Na podstawie takiego dokumentu sporządzany jest raport, skazana
otrzymuje karę dyscyplinarną i w ten sposób staje się „jednostką o negatywnej
charakterystyce”.
Odczuwam wstręt, kiedy widzę, jak człowiek rezygnuje z zasad
i sprzedaje współtowarzysza, z którym dosłownie wczoraj jadł jeszcze z tego
samego talerza. Pierwsze dwa razy to się robi z trudem. Trzeci, już spokojnie.
A czwarty z radością.
Z radością?
Tak. Wielu skazanych odczuwa coś w rodzaju euforii, jeśli
udaje im się kogoś „zgnoić”. Nazywają to „zgnój”. W obozie przechodzą lekcję,
jak to robić. Takie przeszkolenie odbywa się pod hasłem stosowania prawa. W
imieniu Federacji Rosyjskiej. Kiedy zaczynasz rozumieć, jak bardzo to jest
rozpowszechnione, i jak wielu ludzi to dotyka, ogarnia cię uczucie niesmaku. Po wyjściu na wolność Maria Aliochina i Nadieżda Tołokonnikowa spotkały się w Krasnojarsku, by omówić plany na przyszłość. |
To, jak sama rozumiesz, czyste szaleństwo. A ty jesteś wewnątrz. Nagle przestajesz rozumieć, czy z tobą samą jest wszystko w porządku. Pobyt w obozie karnym wywołuje jeszcze inne konsekwencje – przestajesz rozumieć, prawidłowo oceniać świat rzeczywisty. Strach przed wyjściem na wolność jest bardzo powszechny. To silny lęk.
Widziałaś takich
ludzi?
Tak. Obserwujesz wstrząsającą przemianę, kiedy osoba wczoraj
jeszcze zajmująca w obozie stanowisko funkcyjne, należąca do aktywu obozowego,
pełna wiary w siebie, nagle gaśnie w oczach. I wszystko dlatego, że już za
dziesięć dni nadejdzie termin wyjścia na wolność, a tu człowiek nie ma pojęcia
jak tam żyć. Więc widzisz jak siedzi i rozmyśla głośno, że nie potrafi żyć na
wolności, że potrafi żyć tylko tutaj, że nie ma pojęcia od czego tam zacząć. Czuje,
że jest w sytuacji bez wyjścia i powtarza to bez końca.
Samoorganizacja
W obozach kobiecych nie ma w ogóle samoorganizacji. Tak to
funkcjonuje, nie jest nikomu potrzebna. Przy mnie w niżegorodzkim obozie karnym
IK-2 siedziało siedem dziewczyn. Do końca wyroku zostało im od dwóch miesięcy
do dwóch lat. One wierzą, że będą w stanie bronić swoich praw. Coś takiego
zdarzyło się tam po raz pierwszy. Było mi przykro, kiedy je zostawiałam, nawet
nie pożegnałyśmy się. Będę z nimi utrzymywać kontakt. Jak mi się zdaje, na
wolności będę mogła zrobić dla nich więcej.
Najbliższe kontakty w tym obozie utrzymywałam z Olgą
Szaliną. To aktywistka „Innej Rosji”, jest stalinistką, kłóciłyśmy się na cały
obóz. Zwróciłam uwagę, iż ona w zonie zachowywała się bardzo aktywnie. Jeśli
Olga organizowała jakąś imprezę, rozrywkę, to potrafiła dla swojego oddziału
zrobić bardzo dużo, ceniono ją także w administracji obozowej. Jednocześnie
nigdy nie szkodziła innym skazanym, to spotyka się bardzo rzadko. Kiedy mnie tu
przeniesiono, ją odesłano do karceru.
Dlatego, że obie
byłyście „polityczne”?
No tak, jak mi się zdaje administracja starała się, byśmy
się nie stykały. Rzecz jasna Oldze to się nie spodobało. I postanowiła
zaskarżyć ten karcer. W sądzie. Obserwowałam tę rozprawę. Dwa tygodnie po jej
zakończeniu, w ramach oddzielnej procedury, zachowując tajemnicę, zmuszono ją
do spakowania rzeczy i posadzono do awtozaka. Doszły do nas pogłoski, że
przeniesiono ją do obwodu kemerowskiego.
To jeszcze jeden przykład ilustrujący, jak system naszej
Służby Więziennictwa (FSIN) traktuje ludzi, nawet tych, którzy jakby się
zdawało cieszą się niezłą reputacją administracji obozowej. Skazana nie jest
człowiekiem, a workiem z rzeczami, który można przerzucić z obozu do obozu, z
obozu do więzienia śledczego, zawsze skontrolować, coś skonfiskować, a jeśli
się komuś zechce to i wypuścić na wolność.
Ale pozostali skazani nie są ślepi, wszystko widzą.
Wyciągają wnioski. I w końcu zaczynają działać. Trzeba im pomóc. Zwłaszcza tym,
którzy nie znają wszystkich mechanizmów.
A skąd ty znasz
mechanizmy?
Świetną szkołą był dla mnie pobyt w „bezpiecznym miejscu”, w
Bieriezniakach, na początku mojego wyroku.
Tam obserwowała mnie kamera video. Funkcjonariusze
regularnie przeglądali zapis z niej i zwracali uwagę na moje zachowania. Ja, na
przykład, włączałam telewizor o piętnaście minut później, niż to przewidziane w
regulaminie, oni w odpowiedzi próbowali pisać raport. W takich momentach uczysz
się cierpliwości, uczysz się odpowiadać w taki sposób, żeby dla wszystkich było
jasne, iż to ty masz rację, a nie oni. Studiujesz nasze prawo.
Kiedy wywieziono Olgę, zebrałam materiały i napisałam
artykuł opublikowany przez moskiewski magazyn „The New Times”. Do obozu zaczęły
przyjeżdżać kontrole. Kobiety zauważyły, że ktoś zwrócił na obóz uwagę. Powoli
zaczęłam odnajdować osoby, oceniające tak samo, to co się w nim działo.
Zaczęłyśmy się spotykać regularnie, choć czułyśmy też nacisk ze strony
administracji. Kontaktowałyśmy się, spotykałyśmy na papierosa. Na wszystkie
posypały się raporty, ale one zaczęły rozmawiać z działaczami ruchu praw
człowieka. Potem inne kobiety, zobaczyły, że tych pierwszych nie rozstrzelano,
więc i one się dołączyły. W rezultacie Komitet Przeciwko Torturom zapisał ponad
30 zeznań. Dotyczyły one wszelkiego rodzaju naruszeń praw przysługujących
skazanym, a także kradzieży wynagrodzeń i stażu. W Komitecie obiecano, że te
zeznania zostaną opracowane w najbliższej przyszłości i opublikowane.
Rozmawiałam z nimi o tym już po wyjściu na wolność, to trzeba doprowadzić do
końca.
Co to takiego
kradzież stażu?
Zaraz wytłumaczę. Mam ze sobą rozliczenia. Przed wyjściem na
wolność nie przechodziłam rewizji osobistej (wyciąga kilka cienkich karteczek).
To jedyne potwierdzenie tego, że skazana w obozie pracuje.
Pasek rozliczeniowy. Wydawany jest za każdy miesiąc. Wszystkie szwaczki w
obozie pracują po sześć dni w tygodniu, czyli 24 dni w miesiącu. Ale oficjalnie
skazanym zalicza się siedem przepracowanych dni, albo dwa.
Dlaczego?
Także zastanawiałam się nad tym. Te dane wysyłane są do
Funduszu Emerytalnego, w Urzędu Skarbowego. Obóz nie wysyła rzeczywistych
danych i dzięki temu wielokrotnie udaje mu się zmniejszyć wysokość
obowiązkowych wypłat socjalnych i emerytalnych. Dziewczyny z Pussy Riot po wyjściu na wolność na pierwszej konferencji prasowej w Moskwie. |
Popatrz. Wynagrodzenie skazanej za listopad 2012 roku – 195
rubli (20 złotych). Za tę sumę skazana ma sobie kupić produkty na Nowy Rok. A
ona, tak jak wszystkie pracowała sześć dni w tygodniu.
Teraz obejrzyj mój pasek. Zobaczysz jak bardzo się różni.
Wynagrodzenie 5000 rubli (500 złotych), znajdziesz w nim także podpunkt o
rozmiarach minimalnego wynagrodzenia za pracę. On powinien znajdować się na
każdym pasku.
W ogóle nie
odczuwałaś strachu?
Strachu? Tak, bałam się. Zupełnie niedawno. Napisałam o
jednej z kobiet. Chorowała na marskość wątroby. Właśnie w ostatni czwartek wysłano
ją etapem do szpitalu przy areszcie śledczym. Przypadkowo znalazłam się w
okolicy bramy. Te żelazne wrota nazywane są śluzą. Wsadzali ją do awtozaka.
Wyciągnęłam do niej rękę, żeby się pożegnać. Miała siną bezwładną dłoń, jakby
zrobioną z waty, bez kości. I ta dziewczyna, z okropnie spuchnięta twarzą,
żółtymi oczami, ciężko było na nią patrzeć. Wydawałoby się ciężko chory człowiek,
wszyscy to widzą, wszyscy wiedzą, tylko
niczego nie da się zrobić. Dlaczego nie można śmiertelnie choremu człowiekowi
pozwolić umrzeć na wolności?
Upłynęły dwa lata.
Jak je teraz oceniasz?
To był nieprawdopodobnie cenny czas. To może brzmi
paradoksalnie, ale obozowe doświadczenie pomogło mi odnaleźć wolność
wewnętrzną. Pobyt za kratami dyscyplinuje. I wyzwala. Rzeczywiście tworzy
pewnego rodzaju ramy, między którymi trzeba wybierać. Wyobraźmy sobie, że na
ciebie krzyczą. Albo zmuszają do zrobienia czegoś, czego nie chcesz. I że to
powtarza się po kilka razy dziennie. Masz wtedy wybór. Możesz zrobić, lub
powiedzieć „nie”. Jeśli konsekwentnie mówisz „nie”, odnajdujesz w sobie cechy,
których wcześniej nie dostrzegałaś, nie uważałaś za ważne. To mam na myśli,
kiedy mówię o odnajdywaniu wolności wewnętrznej. Wtedy pojawia się przekonanie,
że możesz stawić temu systemowi opór. Tak to działa. I pewnie nie ma w tym
niczego strasznego.
Oryginał wywiadu można znaleźć: http://www.novayagazeta.ru/society/61604.html
Także na blogu inne
materiały o sprawie Pussy Riot i warunkach panujących w rosyjskich obozach
karnych:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz