wtorek, 22 grudnia 2015

Gospodarka Rosji: gigantyczny hipopotam bez skrzydeł



Rosja, jej obecne władze coraz bardziej wystraszone są perspektywą dalszego spadku cen ropy naftowej. Rosyjski ekspert w dziedzinie energetyki i polityk orientacji demokratycznej Wladimir Miłow potwierdza, iż szczególnie bolesne skutki spadku cen ropy odczuje rosyjski budżet, spadną dochody społeczeństwa. W przyszłości rynek naftowy czeka huśtawka cenowa. Ale nie brak stabilności na rynku surowców energetycznych jest głównym źródłem kłopotów gospodarki rosyjskiej. Przyjęty przed dziesięcioma laty model gospodarki opartej na wielkich korporacjach państwowych okazał się nieelastyczny, niezdolny do adaptacji do nowych trudniejszych warunków, nie konkurencyjny, stale wymaga dofinansowania. Bieda polega na tym, że pieniędzy na dalsze finansowanie sektora państwowego brak.
  


Z Władimirem Miłowem rozmawiał: Jewgienij Andrejew



 


Spadek cen ropy na świecie jest szczególnie bolesny dla rosyjskiego budżetu.. 




Władimir Miłow o ciążącym na rosyjskim budżecie przekleństwie naftowym, wpływie wydobycia węglowodorów na dochody obywateli i ciągłej huśtawce gospodarki rosyjskiej.

Decyzja uczestników OPEC o tym, żeby nie obniżać (a należałoby raczej powiedzieć podwyższać) kwot wydobycia czarnego złota skutkuje dalszym spadkiem cen ropy. Jej podaż na światowym rynku znacząco przewyższa popyt, a Międzynarodowa Agencja Energetyczna uważa, że sytuacja ta nie zmieni się przez najbliższe dwa lata. Rodzi się więc pytanie, czy ceny za baryłkę nieuchronnie będą spadać dalej i jak odbije się to na rosyjskiej gospodarce, cierpiącej boleśnie przez nadmierne uzależnienie od sprzedaży surowców. O tych kwestiach rozmawialiśmy z Władimirem Miłowem, byłym zastępcą ministra energetyki Federacji Rosyjskiej.





Jewgienij Andrejew:

Jak należało się spodziewać w wyniku decyzji OPEC, aby nie obniżać wydobycia, ceny ruszyły w dół. Co organizacja zrzeszająca państwa eksportujące ropę chciała przez to osiągnąć?


Władimir Miłow:

Musimy przede wszystkim zrozumieć wewnętrzne uwarunkowania OPEC. Obecnie dwie trzecie wydobycia organizacji pochodzi właściwie od trzech głównych producentów, Arabii Saudyjskiej, Iraku oraz Iranu. Kraje te nie mają do siebie najmniejszego zaufania wobec siebie, nie są też skłonne aby uzgodnić wspólną linię postępowania w kwestii utrzymania, zmniejszenia czy też zwiększenia wydobycia. Mamy do czynienia z krajami ze sobą konkurującymi. Większą uwagę poświęcić należy przede wszystkim Irakowi, który po wycofaniu się stamtąd Ameryki, zmienił zasadniczo swoje zachowanie w OPEC. Irak otworzył się na zagranicznych inwestorów, prześcigają się teraz w powiększaniu wydobycia. W Iraku wydobywa się około 4,2 mln baryłek ropy na dobę i poziom ten bije dotychczasowe rekordy. W Bagdadzie brak jest mechanizmów, które powstrzymywałyby wzrost wydobycia skoro koncesje na pola naftowe udzielono licznym inwestorom z zagranicy, wśród nich są też „Lukoil” i „Gazprom Oil”

Oprócz tego mamy Iran, niecierpliwie oczekujący na ostateczne zdjęcie sankcji gospodarczych. Gdy to nastąpi Iran, będzie mógł rzucić na rynek światowy znaczne dodatkowe ilości surowca. Widać stąd, że Irak i Iran, producenci zajmujący pierwsze i trzecie miejsce na liście wydobycia OPEC nie zamierzają w żadnym wypadku zmniejszać wydobycia. Negocjowanie z tymi krajami jest pozbawione jakichkolwiek perspektyw.

Andrejew:

Ale przecież także Rosja uporczywie winduje swoje wydobycie mimo niskich cen za baryłkę. Czy to jest rozsądna taktyka?


Ceny zmieniają się jak pogoda


Miłow:

Nasza sytuacja jest podobna do tej w Iraku. Na naszym rynku ropy także nie ma jednego centralnego gracza dominującego nad resztą. Jeszcze 15 lat temu, gdy pracowałem w Ministerstwie Energetyki, rząd prowadził rozmowy z OPEC, zastanawialiśmy się nad uzgodnieniem wspólnych poczynań. I proszę zgadnąć, kto był stale kategorycznie przeciw zmniejszaniu wydobycia? Rosyjskie kompanie wydobywcze! Myśmy argumentowali: „Jeśli dogadamy się z OPEC i obniżymy wydobycie, to ceny wzrosną. To będzie korzystne dla naszej gospodarki.” Na to słyszeliśmy w odpowiedzi: „ My i tak na ceny nie mamy wpływu. Nadal będziemy wydobywać, tyle ile przedtem. A ceny światowe zmieniają się jak pogoda, niezależnie od czegokolwiek. Więc jeśli zmniejszymy produkcję, tylko stracimy dochody”. Od tamtego czasu nic się nie zmieniło.

Trzeba pamiętać, że w Rosji obowiązuje system progresywnych stawek podatkowych od eksportu ropy naftowej. Działa on tak, iż przy cenie 50 dolarów za baryłkę do naszych producentów nie docierają żadne negatywne bodźce. Spójrzmy na raport „Rosnieftu”. Ich koszt wydobycia z odwiertu to 3 dolary za baryłkę. Zasadnicze obciążenia kosztami pojawiają się dopiero na etapie przesyłu. Tak więc nawet cena 30 dolarów za baryłkę jest dla tych kompanii do zniesienia. Nie stanowi ona sama w sobie wystarczającego bodźca, by przedsiębiorstwa te ograniczały wydobycie, rezygnowały z kolejnych projektów wydobywczych. Natomiast wszelkie konsekwencje kryzysu cen ropy ponosić będzie rosyjski budżet.

Andrejew:

Czy to znaczy, że mimo niskich cen czarnego złota rosyjskiemu przemysłowi naftowemu wciąż wiedzie się nieźle?


Tu wzrost, tam spadek


Miłow:

Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja w wydobyciu ropy w Rosji jest niejednoznaczna. Skromny jego wzrost zawdzięcza się niewielkiej liczbie pojedynczych większych projektów, a także wysiłkom pomniejszych graczy, by pod względem wydajności dorównać dużym kompaniom. Dla przykładu, „Basznieft” wymienił swoją kadrę kierowniczą, nowi menedżerowie wprowadzili takie zmiany wiodące ku intensyfikacji wydobycia, jakie główni gracze zrealizowali 10-15 lat temu. W rezultacie roczny wzrost wydobycia w korporacji „Basznieft” sięga 10-12%. Dla porównaniu spójrzmy na „Rosnieft” i „Łukoil”, obie korporacje od dawna wykazują wskaźniki ujemne, ich spadki produkcji kształtują się na poziomie 1 do 1,5% rocznie. Wśród poważnych firm znajdują się też takie jak „Jugansknieftegaz” czy „Samotłorneftiegaz”, których spadek produkcji dochodzi aż do 3 - 5%. Dlatego w sumie rosyjskie wydobycie spada.

Andrejew:

Minister finansów Siluanow przyznał kilka dni temu, że możliwy jest spadek cen ropy do poziomu 30 dolarów za baryłkę. Jakie mogą być konsekwencje realizacji takiego scenariusza? Jak rosyjska gospodarka jest na to przygotowana?


Skutki dla budżetu


Miłow:

Głównym poszkodowanym będzie nasz budżet. Nasz system finansowy został tak ustawiony, że niesamowicie wysokie przychody ze sprzedaży ropy są absorbowane przez budżet i redystrybuowane przez rząd. Przez to skutki kryzysu cen ropy grożą najbardziej tym sferom życia gospodarczego, do których adresowana jest redystrybucja środków z renty naftowej. Aby temu przeciwdziałać, najprawdopodobniej na najwyższym szczeblu podjęto decyzję o charakterze politycznym, by nie obniżać kwoty ogólnej wydatków budżetowych. Rok temu zaplanowano wydatki budżetowe na poziomie 16 bilionów rubli i tej kwoty nie zmieniono do dziś. Ewentualna obniżka wydatków z budżetu, dajmy na to o 1-2 biliony rubli, byłaby poważnym uderzeniem odczuwalnym w różnych dziedzinach i na różnych poziomach, tak przez grupy lobbystów, jak i społeczeństwo. Doszłoby do fali zwolnień i ograniczeń produkcji oraz zatrudnienia. Jednak nasze władze nie są gotowe na drastyczne rozwiązania, które rujnowałyby system zawartych umów.

Już wiosną Siluanow stwierdził, że konieczne są cięcia budżetowe, jednak nie dostał na nie zgody. Jeśli przyjmiemy, że cena ropy w 2016 roku wyniesie 30-40 dolarów za baryłkę, to bardzo szybko, może nawet do końca roku, zostanie wyczerpany Fundusz Rezerwowy. Koniecznym stanie się - i to jeszcze przed terminem wyborów prezydenckich - drastyczne ograniczenie wydatków z budżetu.

Jednakże na sytuację w gospodarce także inne czynniki wywierać będą znaczny wpływ. Po pierwsze i najważniejsze ustanie napływ tanich kredytów z zagranicy. Odbije się to na rublu wzmagając presję dewaluacyjną i zada cios sile nabywczej Rosjan. Z jednej strony, nie uzyskamy miliardów dolarów w formie pożyczek z Zachodu (tak jak to było wcześniej), a z drugiej, staniemy wobec krachu rubla i spadku dochodów społeczeństwa. To są zjawiska najgroźniejsze. Cena ropy pozostanie czynnikiem kształtującym perspektywy polityczne.

Andrejew:

Proszę o podanie prognozy cen ropy na najbliższą przyszłość. Czy istnieje możliwość zwyżki?


Huśtawka


Miłow:

Chciałbym tu zwrócić uwagę na wiercenia na głębokim szelfie. Moim zdaniem ich rozwój doprowadzi w końcu do zwyżki cen ropy. Dziś z szelfu uzyskuje się około 8-9 milionów baryłek dziennie. Aby ją sprzedać z zyskiem, należy uzyskać cenę 80 dolarów. Wiele głębokowodnych odwiertów przynosi dziś straty, ich cykl zwrotu inwestycji jest długi. Więc na razie nie są likwidowane. W dłuższej perspektywie koncerny wciąż liczą na zyski. Ale jeśli cena 40 dolarów utrzyma się przez następny rok, to kompanie wydobywcze będą zmuszone wycofywać się z projektów na szelfie i unieruchamiać platformy. Dotyczy to w praktyce całego wydobycia Brazylii i w Zatoce Meksykańskiej.

Bardzo trudno o prognozę długoterminową. Jednak duża część nadwyżek ropy będzie musiała zniknąć z rynku, gdyż producenci nie będą w stanie wytrzymać takich cen. Rok temu, "Bloomberg" i "Goldman Sachs" prognozowali liniowy wzrost cen, spodziewano się, że najpierw dojdzie do załamania, a następnie, z końcem roku - wzrostu do $80. Ja wówczas twierdziłem, że będziemy mieć raczej do czynienia z huśtawką cenową, że nie wrócimy na jakąś jedną trwającą dłużej w czasie trajektorię. Oczekiwałem, iż ceny będą spadać, potem wzrastać, aby spaść ponownie. Najwyraźniej przed nami kilka lat takiego rozchwiania.

Andrejew:

Czy rosyjska gospodarka może je wytrzymać?

Miłow:

Obecny kryzys gospodarczy w Rosji to kara za to, że władza postawiła na dominację państwa w gospodarce i na wielkie przedsiębiorstwa państwowe, które wymagają środków od tegoż państwa. Ten strategiczny błąd popełniono dekadę temu. W jego wyniku stworzono gigantycznego „Hipopotama bez skrzydeł”. Sektor państwowy jest skrajnie zależny od środków z dotacji, zupełnie nieelastyczny, niezdolny do tworzenia zysków w trudniejszych i zmieniających się warunkach zewnętrznych. W tym sektorze potrzebne jest ciągłe dofinansowanie z obojętnie jakich źródeł. Jak kiedyś powiedziała Margaret Thatcher: „Problem socjalizmu polega na tym, że w pewnej chwili kończą się wam cudze pieniądze”. Co prawda nasz ustrój to nie socjalizm, ale problem mamy właśnie ten.


Tłum.: Maciej Górski

Oryginał ukazał się na portalu moskiewskiej opozycyjnej "Nowej Gaziety": http://www.novayagazeta.ru/economy/71220.html


*Władimir Miłow jest dyrektorem Instytutu Polityki Energetycznej. W 2002 roku przez kilka miesięcy zajmował stanowisko wiceministra energetyki w rządzie Michaiła Kasjanowa. Znany jest także ze swej działalności w szeregach opozycji demokratycznej. W roku 2008 wspólnie z Borysem Niemcowem opublikował krytyczny raport „Putin. Rezultaty.” W 2012 r. został wybrany przywódcą opozycyjnej parti „Demokratyczny Wybór”. 













Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 













1 komentarz:

  1. Niestety panie Miłow Rosja to socjalizm tylko z epoki NEP.

    OdpowiedzUsuń