środa, 16 lipca 2014

Prosta recepta na karierę w mediach…..



W propagandowej maszynie Kremla coraz większą rolę zaczynają odgrywać przedstawiciele młodszego pokolenia dziennikarzy. W lojalnych wobec władz programach telewizyjnych, radiostacjach i gazetach krzyczą głośno, by w ten sposób przyspieszyć własną karierę. Humorystyczny felieton Olega Kaszyna podpowiada młodym, jaka droga najszybciej wiedzie do sukcesu.



Autor: Oleg Kaszyn, specjalnie dla „Pskowskiej Guberni”.






Właśnie ukończyłem dwadzieścia lat, dopiero co zaliczyłem studia dziennikarskie - nie pytajcie, czy w Moskwie, czy w Pskowie, to nie ma znaczenia.  Jestem naprawdę dobry. I szukam teraz pracy. Mogę się zatrudnić w gazecie, mogę w telewizji, w Moskwie, albo w Pskowie. Rodzice zadbali o moje wychowanie, przez całe życie czytałem odpowiednie książki, potrafię odróżnić dobro od zła. Znam na pamięć wiersze Brodskiego, dzisiaj tak wypada. Mogę też recytować Gumilowa, bo jego twórczość lubię szczególnie. Śmieszy mnie Dmitrij Kiseliow i program „Wremia”, nikt nie musi mi przypominać daty śmierci Anny Politkowskiej. Szanuję „Nową Gazietę” i „Pskowską Gubernię”, nie mam problemu z odróżnieniem prawdy od fałszu.




W dzisiejszej Rosji nawet kamizelka z wielkim napisem "Prasa" nie gwarantuje
dziennikarzom bezpieczeństwa podczas rozpędzanych przez oddziały specjalne demonstracji. 


Moja pierwsza redakcja


W końcu znalazłem pracę w gazecie, to moja pierwsza redakcja w życiu. Czuje się świetnie, jakbym był jednocześnie Hunterem Thompsonem (znany reporter amerykański, twórca stylu „gonzo” – „mediawRosji”) i Leonidem Parfionowem (jeden z najbardziej znanych w Rosji niezależnych dziennikarzy telewizyjnych – „mediawRosji”). 

Wybrałem ten właśnie zawód, by naprawiać świat i pomagać ludziom.

Moje pierwsze zadanie może nie okazało się szczególnie heroiczne, ale od czegoś trzeba w końcu zacząć. Mer naszego miasteczka będzie otwierał nowe przedszkole, pójdę tam i napiszę wesoły oraz interesujący reportaż w stylu Andrieja Kolesnikowa (autor zabawnych tekstów o Wladimirze Putinie publikowanych w gazecie „Kommersant”, nie przekraczających jednak granicy tego, co dozwolone – „mediawRosji”), którego zacząłem czytać w jedenastej klasie i czytam do tej pory.

Przychodzę więc do przedszkola, przyglądam się, robię zdjęcia, notatki, potem siadam do komputera i piszę swój reportaż. Opowiadam o wszystkim. Najpierw o tym, iż na mera trzeba było czekać dwie i pół godziny. I że do jego przyjazdu, dzieci nie wypuszczano na obiad. Organizatorom zależało na tym, by dostojny gość, jak raz, zobaczył dzieci w stołówce. Wspomniałem także o zablokowaniu ulicy, po to by mer wraz ze swoją kolumną mógł przejechać z budynku administracji do przedszkola, a potem podczas ceremonii otwarcia, w spokoju przeciął czerwoną wstęgę. Nie mogłem przeoczyć i incydentu z udziałem ochroniarza mera, wielki jak byk z wytatuowanym na palcach imieniem Wasia odepchnął staruszkę, gdy ta próbowała zwrócić się z czymś do mera.

Więc napisałem to wszystko. Redaktorowi mój reportaż się spodobał. Poprosił tylko, bym wykreślił fragmenty o stołówce, kolumnie limuzyn mera oraz o staruszce. Redaktor pozostawił za to ostatnie zdanie: „czas pokaże”. Trochę się tym przejąłem, że z tekstu wycięto wszystko. Ale redaktor mi wytłumaczył, że obecne czasy nie są łatwe, redakcja wynajmuje pomieszczenia od miasta i płaci ulgowy czynsz. W dodatku już w niedalekiej przyszłości umowę najmu trzeba będzie przedłużyć. Przedłużenia wymaga jeszcze jedna umowa, o współpracy informacyjnej z miastem, wszystko to głupstwa, jednak mamy porządnego redaktora, w końcu na wszystkim zna się najlepiej.

Konferencja prasowa mera


Nieco później wysłano mnie na konferencję prasową mera. Nie udało mi się zadać pytania, za to zaprzyjaźniłem się z jego rzecznikiem prasowym. Fajny facet, także studiował dziennikarstwo, jest o trzy lata starszy ode mnie, więc z wydziału go nie pamiętałem. Umówiliśmy się, że się spotkamy w bliskiej przyszłości i wypijemy. I o wszystkim pogadamy. Spotkaliśmy się, pogadaliśmy. Wypiliśmy, zostaliśmy przyjaciółmi. Rzeczywiście, chyba jestem jeszcze zbyt młody i nie wszystko rozumiem, ale rzecznik wszystko mi wytłumaczył i opowiedział. Choćby o trudnej sytuacji miasta i o byłym merze i podejmowanych przez niego staraniach, by zdestabilizować sytuację. Wiele dowiedziałem się o Kremlu i Departamencie Stanu, rzeczywiście, wciąż jeszcze w wielu sprawach się nie orientuję.

Kiedy wysłano mnie na kolejną imprezę z udziałem mera, przyglądałem mu się jakby przez nowe okulary. Przecież i on ma swoją rację. Porządny facet, a tak mu trudno. Naokoło sami wrogowie, społeczeństwo nie potrafi okazać wdzięczności. Ludzie powinni okazywać mu poparcie, a oni nie, stale na coś się skarżą: choćby na ochroniarza z tatuażami, znów odpędził od mera kolejną staruszkę. Obserwowałem tę sytuację ze współczuciem, jednak w reportażu o niej nie wspomniałem – po co miałbym to robić? Sam mer świetnie wyśmiał swoich krytyków, widzą tylko drzewa, ale nie widzą lasu. Nie chciałbym bym być takim jak oni, ja dostrzegam las. Jak mi się wydaje Hunter Thompson też widział las.

Wrogowie mera już całkiem zwariowali. Całe miasto okleili plakatami z wezwaniem, by ludzie przyszli na nielegalną demonstrację – zarzucają merowi korupcję. Podobno mer nie przestrzegał prawa, a czy jego wrogowie gotowi są postępować zgodnie z prawem? Czy na prawdę tak trudno napisać odpowiednie podanie o zgodę na przeprowadzenie demonstracji? Od redaktora dostałem kamizelkę z napisem „Prasa”. Chodziłem w niej po placu, fotografowałem uczestników demonstracji, pytałem ich, po co na nią przyszli. Co za nieprzyjemni, zezowaci ludzie, całkiem podobni do moich sąsiadów, w ogóle mi się nie spodobali. W końcu na plac przyszedł OMON, kamizelka za bardzo mi nie pomogła, trzy razy dostałem pałą po nerkach, ale nie zabrali mnie do komisariatu.

W wydziale prasowym komendy milicji też znalazłem przyjaciół. Wytłumaczyli mi, że na organizację tej demonstracji jakieś pozarządowe organizacje związane z Ameryką przekazały kupę kasy. Teraz tę sprawę bada Komitet Śledczy. Już postawiono pierwsze zarzuty. Obserwuję chłopaków z wydziału prasowego, ich robota jest taka niewdzięczna, w swoim życiu widzieli więcej trupów, niż ja obejrzałem filmów. Więc kiedy poprosili mnie, bym im pomógł i przekazał swoje zdjęcia uczestników demonstracji, oddałem im całą fleszkę z aparatu, może znajdą tam, co jest im potrzebne. 

Jeszcze tylko Majdanu brakowało w naszym mieście.

Skandal


A na koniec wydarzył się skandal. Nasz redaktor przez cały czas przyjaźnił się z merem. Ale w zeszłym tygodniu w gazecie ukazała się jakaś niesprawdzona informacja na temat gospodarki komunalnej, mer bardzo się zdenerwował. Rzecznik rasowy opowiadał, że po jej przeczytaniu przyjmował środki uspokajające. Koszmar. Powinienem powiedzieć, że nasza gazeta jest własnością prywatną. Właściciela widziałem ze dwa razy, to szanowany w mieście obywatel, właściciel wielkiego przedsiębiorstwa. Dziś zobaczyłem go po raz trzeci, - przyszedł do redakcji i przyprowadził nowego redaktora, miłą, sympatyczną, młodą kobietę, kuzynkę mera. Od razu powiedziała, że pragnie, by nasza gazeta stała się bardziej interesująca, współczesna, dynamiczna. Kiedy nas poproszono o zabranie głosu, powiedziałem, że jej program mi się podoba, i że istotnie, czego, jak czego, ale dynamiczności nam brakowało. Na pewno w oczach Huntera Thompsona. Jeszcze dodałem, iż stary redaktor, oczywiście, był w porządku, jednak redakcją kierował nie bardzo… Przez cały rok nie dał mi ani jednego interesującego zlecenia… Ciągle to samo, rutyna i nuda….

Mamy teraz porę obiadu, całą redakcją siedzimy w stołówce, ale ja, nie wiadomo dlaczego, zostałem sam, nikt nie chciał ze mną usiąść, choć dookoła nie ma wolnych stolików. Siedząc sam czuję się dobrze, znalazłem czas, by napisać, choćby ten kawałek… A poza tym wieczór będę miał rozrywkowy… W mieście otworzono nową restaurację, rzecznik prasowy mera zaprosił mnie i chłopaków z wydziału prasowego urzędu spraw wewnętrznych na zamkniętą dla postronnych imprezę. Nigdy do tej pory nie byłem na zamkniętych imprezach, więc trochę się denerwuję….




Oryginał opublikowany została na stronie internetowej regionalnej gazety „Pskowskaja Gubiernia”





*Oleg Kaszyn (1980), znany dziennikarz związany w przeszłości z dziennikiem „Kommersant”. W 2010 stał się ofiarą brutalnego pobicia, wiązanego powszechnie z jego działalnością publicystyczną. Publikuje obecnie na portalach slon.ru, colta.ru. Sporym echem odbił się niedawno jego reportaż z Krymu opublikowany przez nacjonalistyczne wydawnictwo internetowe „Sputnik i pogom”. W październiku 2012 roku wybrano go do Rady Koordynacyjnej Opozycji.




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz