Nowy podręcznik historii, po zatwierdzeniu przez prezydenta
obowiązywać będzie we wszystkich rosyjskich szkołach. O próbie normalizacji minionej
historii Rosji, przyswajanej przez uczniów pisze Dmitri Karcew.
Podręcznik zwykłej historii
Prezentacja historii Rosji jako nierozłącznej części dziejów
świata pozostaje w pełnej zgodzie z polityką rosyjską ostatnich lat. Ze
światowego dziedzictwa korzystamy wybiórczo i z reguły dla uzasadnienia nie
cieszących się popularnością decyzji.
Rosja nie stąpała nigdy i nie stąpa dziś jakąś szczególną
drogą. Teraz takie stanowisko uzyskuje oficjalne wsparcie. Idea, iż także w
historii Rosji wszystko odbywało się jak „u ludzi” stała się centralną w tej koncepcji,
jaka przyświecała twórcom uniwersalnego podręcznika historii przekazanemu
prezydentowi Putinowi dla aprobaty.
Historia Rosji przebiegała według tych samych wzorów, co i innych państw. Oto nowy pomysł Kremla jak uczyć historii w rosyjskich szkołach. |
Żadnych innych zasadniczych nowości w tej koncepcji nie ma.
Nie będziemy przecież na serio oceniać zniknięcia w pierwszej redakcji i cudownego
powrotu w ostatecznej wersji terminu „Tatarskie Jarzmo”. Lub pojawienia się
wyrażenia „Wielka Rewolucja Rosyjska” łączącego i luty i październik 1917 roku,
które wprowadzono po to, by w chytry sposób odwlec uczniów od irytującego
pytania o to, co w rzeczywistości było dziełem bolszewików, brudny zamach
stanu, czy wielka rewolucja?
Ta normalizacja historia Rosji świadczy o istotnym zamiarze
rewizji akceptowanych powszechnie poglądów na naszą przeszłość.
Preambuła opisuje zadanie podręcznika całkiem rozsądnie: „Kluczowym
elementem pedagogicznego i metodologicznego procesu w dziedzinie nauczania
historii naszej ojczyzny, powinno stać się rozumienie naszej przeszłości jako nierozdzielnej
części światowego dziedzictwa historycznego.” W każdym kolejnym rozdziale myśl
ta ilustrowana jest konkretnymi przykładami.
Oto chrzest Rosji przedstawiono jako fragment aktualnego dla
całej Europy procesu chrystianizacji. My także budowaliśmy samodzielne państwo,
wspólnie z Anglią, Francją i Hiszpanią. Narzuciliśmy naszym chłopom pańszczyznę
mniej więcej w tym samym okresie, co i Polacy oraz Niemcy. Pod panowaniem
Aleksandra III ponosimy odpowiedzialność za wzrost tendencji nacjonalistycznych
w Europie, bo to nasza monarchia inicjowała poszukiwanie własnej ideologii
państwowej. Wreszcie przeprowadzamy „przysłowiową” Wielką Rewolucję Rosyjską,
kiedy „wszędzie, nie tylko w Rosji, można była zaobserwować gwałtowną radykalizację
nastrojów społecznych wywołaną spadkiem poziomu życia ludności, czy kryzysem
starych instytucji władzy i wartości.”
Takie podejście do historii nie może nie uradować urzędników
kremlowskich. Niewykluczone, że to oni je inspirowali. W ostatnich latach prowadzona
przez nich polityka opiera się na tym samym schemacie. Zaostrzenie przepisów o
organizacji demonstracji, ustawa o „agentach zagranicznych”, zakaz adopcji
naszych sierot przez rodziców z Ameryki - towarzysze, niczego nie wymyślamy
sami, wszystko to bierzemy od „nich” !
Na przestrzeni wieków rosyjska debata propagandowa opierała
się na pewniku: „to co dobre dla Niemca, to dla nas śmierć”. Ale w epoce Internetu i otwartych granic
obecne władze rosyjskie nie chcą powtarzać starego błędu.
Ich poprzednicy na wszelkie pretensje mieli gotową odpowiedź:
„popatrzcie, przecież u Was Murzynów poddaje się samosądom”. Teraz jednak
wymyślono nową formułę: „My też tu mamy ochotę zlinczować Murzynów, wy przecież
robicie dokładnie to samo”. Naprawdę– naprawdę? A jeśli kopnąć głębiej? Przecież
sami widzicie ! Najważniejsze, żeby można się było do czegoś przyczepić , a
dalej wykorzystać to w swoich interesach.
Zachodnie normy prawne przekształcono w potężną broń
ideologiczną stosowaną przez rosyjskie władze. Jeszcze jeden przykład, poddając
represjom mniejszości seksualne władze nie odwołują się do jakichś naszych odwiecznych
tradycji, powołują się raczej na „konieczność obrony tradycyjnych wartości
europejskich”.
Nie mamy już żadnej suwerennej demokracji, jesteśmy tacy sami,
jak wszyscy inni, bardziej normalni od innych.
Przed autorami podręcznika postawiono zadanie udowodnić to
właśnie na przykładach historycznych. Na odwieczne rosyjskie pytanie o
szczególny kształt naszej historii, dostajemy jednoznacznie negatywną
odpowiedź. Wielu czytelników podręcznika reaguje ze zdumieniem. Liberałowie,
zorientowani na Zachód, którzy na ogół reprezentowali podobne stanowisko, wcale
nie są ucieszeni, przeciwnie nie ukrywają przerażenia. Za to
konserwatyści-patrioci, na odwrót, świętują.
To wszystko dlatego, bo wcześniej myśleliśmy – jak? Nie ma
szczególnej drogi, to oznacza, że coś jest w nie w porządku, i że coś trzeba
zmieniać. Ale autorzy koncepcji podręcznika wytłumaczyli nam, wszystko jest na
odwrót, niczego więcej nam nie potrzeba, wszystko i tak jest w porządku. Rosja
będzie się trzymać innych w przyszłości, ona i w przeszłości trzymała się
innych.
Oto więc co nas oburza. Jeśli będziemy skłonni uwierzyć w „złożoność
procesów wiodących do umocnienia tendencji absolutystycznych” i we „wzrost znaczenia organów reprezentujących
różne klasy” u nas i u nich, to o wiele trudniej będzie nam zgodzić się z
formułą w myśl której, lata breżniewowskiego „zastoju”, były jedynie „echem
rewolucji konsumpcyjnej na Zachodzie, która dotarła też do ZSRR.”
Im bliżej do naszych czasów, tym bardziej wszystkie analogie
wydaja się bardziej wątpliwe.
Wreszcie rzuca się w oczy, iż wyjątek sprzeczny z logiką „normalizacji”
zrobiono tylko w odniesieniu do jednego procesu historycznego – „socjalizmu stalinowskiego”.
Ogólnie rzecz biorąc, Stalina zaprezentowano w całkowicie negatywnym świetle.
Nie ma mowy o tym, iż był „efektywnym menedżerem”, przedstawia się go jako „krwawego
dyktatora”. Ale jednocześnie nie mówi się ani słowa o tym, iż jego władza powstawała,
umacniała się i osiągnęła szczyty kryminalnego okrucieństwa wraz ze wzrostem
dyktatorskich reżimów w całej Europie
(Mussolini, Hitler, Salazar, Franco). Czy to więc oznacza, iż nasi
oficjalni historycy pobłogosławieni przez najwyższe władze uznali absolutną
wyjątkowość stalinowskiej dyktatury?
Mam jednak wrażenie, że tę łamigłówkę rozwiązać o wiele
prościej. Jeśli mamy do czynienia z tym lub innym historycznym kontekstem
ocenianym przez społeczeństwo pozytywnie, lub z powodu upływu czasu,
przynajmniej neutralnie, to naszą własną historię kojarzymy z nim chętnie i bez
przymusu. Jeśli jednak mamy do czynienia z porównaniami o traumatycznym
charakterze, takimi, które mogłyby przedstawić nasze państwo w niekorzystnym świetle,
albo przed cudzoziemską publiką, lub przed naszymi własnymi obywatelami, lepiej
je zignorować. Możemy więc porozmawiać z uczniami o Umowie Monachijskiej państw
zachodnich z Hitlerem i o „groźbie międzynarodowej izolacji ZSRR”, jednak o
tajnych protokołach paktu Ribbentrop-Mołotow wspominać nie będziemy. Porównywać
stalinizm z hitleryzm? No nie. Przecież tu nie ma nic wspólnego.
Albo kwestia „echa
rewolucji konsumpcyjnej” – tutaj, proszę bardzo, ile kto chce. Tak więc będzie to
podręcznik nie tylko „normalnej”
historii Rosji, lecz także „komfortowej” i wolnej od nieprzyjemności.
Dmitri
Karcew, redaktor Działu Informacji magazynu "Russkij Reportior" napisał ten komentarz
dla internetowego wydania www.gazeta.ru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz