środa, 3 sierpnia 2016

Decyzje potrzebne już dziś….



Od jakiegoś czasu specjaliści odpowiedzialni za rosyjskie finanse ostrzegają, iż Rosji już wkrótce grozi katastrofa gospodarcza. Krajowi pozbawionemu dostępu do międzynarodowego rynku kapitałowego nie wystarczą własne rezerwy. Jednak rząd wciąż na później odkłada kluczowe decyzje. Obecną sytuację określono jako "nową normalność". Ceniony ekonomista i publicysta Władisław Inoziemcew uważa, iż propozycje przezwyciężenia kryzysu zgłaszane przez różne środowiska ekonomiczne są niewystarczające. Ożywienia gospodarki nie da się osiągnąć przez pompowanie pieniędzy w wielkie korporacje, droga do niego wiedzie zdaniem Inoziemcewa przez ożywienie popytu konsumpcyjnego. Rosjanie muszą zacząć kupować towary rodzimej produkcji.



Autor: Wladisław Inoziemcew


 





Tatjana Niestierienko jest jednym z najbardziej doświadczonych rosyjskich ekonomistów. Trzyma się daleko od polityki. Jednocześnie od blisko dwudziestu lat stoi na czele Federalnej Służby Podatkowej, zajmuje stanowisko wiceministra finansów. Właśnie usłyszeliśmy od niej, iż już w następnym roku rosyjską gospodarkę oczekują poważne problemy finansowe. Pani Niestierienko porównała obecną sytuację w gospodarce z centrum burzy, na pozór wszystko wygląda spokojnie i pomyślnie.

Moim zdaniem Tatjana Niestierienko ma całkowitą rację. W ostatnim okresie rząd prezentował postawę pełną spokoju, podjął nawet pracę nad budżetem na najbliższe trzy lata, choć w odniesieniu do dochodów w roku 2016 w poprzednim planie tego rodzaju (2014-2016) pomylono się aż od 42% (!). Dochody miały wynieść 15,9 bilionów rubli, w pierwszym półroczu tego roku udało się zebrać zaledwie 4,9 biliona rubli.  Jak mi się wydaje, dokładność nowego planu nie będzie większa (choćby dlatego, że po roku 2017 nie bardzo widać z jakich źródeł można będzie finansować deficyt). Od czasu do czasu, prezydent zbiera ekonomistów. Domaga się od nich opracowania nowej strategii rozwoju państwa, zwłaszcza w perspektywie roku, gdy zakończą się rezerwy Ministerstwa Finansów i okaże się, iż nie ma jak spłacić gigantycznych zobowiązań budżetu. Ale równocześnie prezydent zajęty jest przede  wszystkim tasowaniem stanowisk i funkcjonariuszy w resortach siłowych, uważając zapewne iż suma może się zmienić, gdy zmienimy kolejność składników.

Na dnie

Obecnie gospodarka rosyjska, możemy się to posłużyć głośną formułą ministra rozwoju gospodarczego Ulukajewa rzeczywiście leży na dnie. Władze cieszą się demonstracyjnie z tego powodu, iż tempo spadku PKB w drugim kwartale zmniejszyło się do 0,6%. Jednak należałoby zauważy, iż temu spadkowi towarzyszy spadek dochodów ludności (6,2% w maju i 4,8% w czerwcu) oraz znaczące zwiększenie oczekiwań inflacyjnych (inflacja w czerwcu liczona rok do roku wyniosła 7,5% i nie wykazuje tendencji do spadku).

W dodatku, ceny ropy naftowej znacząco spadły. W lipcu ropa Brent potaniała o 15,2%. Wygląda na to, iż już wkrótce cena czarnego złota osiągnie nowy poziom równowagi, mniej więcej w zakresie od 38,5 do 43 dolarów za baryłkę. Spadek ceny o 15-16% oznacza, iż w ciągu pięciu ostatnich miesięcy roku budżet Rosji straci dochody w wysokości od 430 do 460 miliardów rubli. Ta informacja nie napawa optymizmem. Jednak na tę sytuację nie da się tak łatwo zareagować, dokonując kontrolowanego spadku kursu rubla. Utrata wartości przez walutę narodową obecnie nie prowadzi do wzrostu eksportu  (w tym roku, w porównaniu z zeszłym jego wartość jest niższa o 30,5%). Z drugiej strony, nie spadnie import, choć jego ceny będą rosnąć. To oznacza, iż ulegnie podrożeniu szeroka gama towarów importowanych, co doprowadzi do wzrostu inflacji i określi poziom stawek procentowych.

Nowa normalność

Rosyjska gospodarka w połowie 2016 roku rzeczywiście znajduje się w samym środku burzy. Z jednej strony, sytuacja jest stosunkowo spokojna, władze już do niej przywykły, bez wahania wydawane są fundusze rezerwowe, jak się wydaje, udało się zapobiec niebezpieczeństwu, jakim mógł się okazać gwałtowny wzrost niezadowolenia obywateli w związku z spadkiem poziomu życia. Wygląda też na to, iż uległa zmianie radykalnie wroga intonacja w odniesieniu do państw zachodnich, zapewnie z niektórymi z nich uda się poprawić nasze stosunki. Na Kremlu wciąż tli się nadzieją na pogłębienie problemów Unii Europejskiej w związku z wyjściem Wielkiej Brytanii, na poważnie traktuje się możliwość zwycięstwa Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich. Władimir Putin czuje się zwycięzcą w konfrontacji z Turcją. Władze nie przypadkowo wymyśliły w odniesieniu do obecnej sytuacji termin "nowa normalność". Odpowiadałby on rzeczywistości pod warunkiem, iż cena ropy naftowej utrzymałaby się na poziomie 50 dolarów za baryłkę oraz udałoby się ograniczyć wydatki finansowane z funduszów rezerwowych do poziomu 600 miliardów rubli na kwartał (suma ta stanowi 8% ogółu środków zgromadzonych przez nasze dwa fundusze, Rezerwowy i Narodowego Dobrobytu).

Problem, jednak, polega nie tylko na tym, iż wcześniej, lub później trzeba będzie przebijać się w kierunku otwartego morza przez główny masyw huraganu, ale raczej na tym, iż środek burzy może zmienić swoje położenie, my zaś nie dysponujemy żadnymi instrumentami by ruszyć w ślad za nim. Nasz kraj nie zajmuje się poszukiwaniem zacisznego kąta, na razie spokojnie dryfuje, czekając co będzie dalej.

Programy antykryzysowe

Pracą nad antykryzysowymi programem i i strategią zajmuje się obecnie wielu specjalistów, pracują nad nimi tak eksperci rządowi, jak i znajdujący się po przeciwnej stronie. Ale obserwując ich wysiłki, trudno uciec od myśli, iż nie są one w stanie pomóc naszej gospodarce. Decydują o tym dwie okoliczności.

Z jednej strony decyzje antykryzysowe należało podejmować już wczoraj, a nie odkładać dyskusję nad nimi do 2017 roku. Nawiasem mówiąc, jeszcze na początku 2016 roku minister finansów Federacji Rosyjskiej Anton Siluanow uprzedzał, iż przy aktualnych wówczas cenach na ropę, rosyjskiemu budżetowi zabraknie 3 bilionów rubli. W konsekwencji  oznaczało to utratę znacznej części Funduszu Narodowego Dobrobytu. Od tamtej chwili zmieniło się niewiele.

Dziury w budżecie na rok 2018 nie da się załatać, korzystając z własnych funduszów rezerwowych. Nie da się także pożyczyć pieniędzy na międzynarodowym rynku kapitałowym (w tym przypadku należałoby zdobyć kredyty na sumę przewyższającą znacznie obecne zobowiązania rządu centralnego), nie pomoże także program prywatyzacji (sprzedając znaczną część będących własnością państwa akcji Gazpromu i Rosniefti można będzie pokryć deficyt tylko za jeden rok). Bez względu na to, jaka strategia rozwoju zostanie przyjęta na Kremlu za rok, nie będzie już możliwe uniknięcie zapaści finansowej w 2018 roku wraz ze wszystkimi związanymi z tym następstwami.

Z drugiej strony wszystkie zgłoszone obecnie programy (choć dwaj autorzy, Aleksiej Kudrin i Borys Titow podkreślają istniejące między ich programami różnice, w istocie są one pozbawione znaczenia) mają ten sam priorytet - jest nim ożywienie gospodarki przez pobudzenie aktywności producentów. Programy te różnią się tylko w jednym: Klub im. Stołypina Titowa proponuje, by ułatwić wielkim przedsiębiorstwom dostęp do łatwego finansowania, pomysł ten miałby zostać zrealizowany poprzez udzielanie wybranym podmiotom sztucznie tanich kredytów subsydiowanych przez Bank Centralny. Kudrin i jego zwolennicy są zwolennikami reform instytucjonalnych, wprowadzając je należałoby zmniejszyć płacone przez biznes podatki, a także ograniczyć prawo i możliwości resortów siłowych oraz biurokracji odsysania z biznesu dodatkowych dochodów. Zakłada się, iż biznes mógłby ruszyć do przodu, albo uzyskując dostęp do tanich kredytów, albo uwalniając się od nieznośnej presji ze strony organów kontrolnych i regulujących, dzięki temu mógłby pojawić się ratujący gospodarkę wzrost.


Spadek popytu konsumpcyjnego

Cieszyłbym się, gdybym się mylił. Wydaje mi się jednak, iż proponowane recepty nie dadzą żadnych rezultatów, przede wszystkim dlatego, iż w znacznej mierze spowolnienie gospodarcze z lat 2014-2016 zostało wywołane przez kryzys popytu konsumpcyjnego. Państwo realizuje bez przeszkód swoje zobowiązania inwestycyjne. Zamówienia obronne umożliwiają finansowanie przedsiębiorstw przemysłu ciężkiego, państwo nie rezygnuje także z super drogich i niekiedy bezmyślnych projektów w dziedzinie infrastruktury. Przedsiębiorstwa państwowe budują nowe linie przesyłowe gazu i ropy, linie kolejowe, jednak wydatki w tych dziedzinach w  żaden sposób nie mogą zrekompensować spadku popytu na dobra konsumpcyjne. W dodatku, popyt ten obejmuje w coraz większym stopniu towary importowane, ich wartość nie maleje, podczas gdy udział produkcji rodzimej na rynku tylko spada. O ile się orientuję żaden z proponowanych programów walki z kryzysem nie proponuje sposobów rozwiązania tego problemu.

Kapitan i pasażerowie

Moim zdaniem do obecnie toczącej się debaty należy dodać co najmniej trzy nowe wątki.

Po pierwsze, należy przestać traktować zwiększenie najniższych wynagrodzeń, zasiłków i innych wypłat skierowanych do najgorzej wynagradzanych kategorii obywateli wyłącznie jako obciążenie. Oszczędzanie na dochodach lekarzy, nauczycieli, czy emerytów uderzy w gospodarkę znacznie silniej, niż ograniczenie kosztów Gazpromu, czy wydatków na modernizację uzbrojenia rosyjskiej armii. Te właśnie kategorie ludności zorientowane są przede wszystkim na zakupy towarów i usług rodzimej produkcji. Zwiększenie ich dochodów przyniesie znaczące efekty dla handlu i produkcji towarów konsumpcyjnych. Walkę z kryzysem w latach 2008-2009 poprowadzono z większym powodzeniem, niż obecnie, nie tylko w związku z pojawieniem się trendu wzrostowego cen ropy naftowej, ale dlatego, iż władze postawiły na znaczące zwiększenie dochodów ludności. Nie wystraszyły ich wówczas problemy z budżetem. Dziś 41% ludności przyznaje, iż nie wystarcza im pieniędzy na jedzenie i ubranie.

Po drugie, należy zastanowić się nad jednorazową amnestią regulująca kwestię kredytów i innych zobowiązań dla tych obywateli , których zadłużenie wobec banków, organów podatkowych, czy w zakresie usług komunalnych nie przewyższa, na przykład, 30 tys. rubli. Zadłużenia na tym poziomie stanową obecnie 20% całego zadłużenia ludności, decyzja tego rodzaju dotyczyłaby 10-12 milionów osób. Podobna operacja kosztowałaby państwo do dwóch bilionów rubli, ale może ona przynieść efekty tak społeczne, jak i polityczne, nieporównywalne z efektami, jakie dałaby "stołypinowska" emisja o podobnych rozmiarach, która później bez śladu rozpłynie się na rachunkach w rajach podatkowych należących do szefów wielkich związanych z państwem spółek i zaprzyjaźnionych urzędników.

Po trzecie, niezbędne będzie podjęcie decyzji bezpośrednio stymulujących popyt (podobne rozwiązania przyjęły rządy wszystkich państw rozwiniętych, w które uderzył kryzys w latach 2008-2009, nasze władze zwykle odnosiły się do takich rozwiązań niechętnie). Mam nie tylko na myśli program stymulowania zakupów nowych samochodów, ale także  system wydawania "kuponów żywnościowych" (podobnych do amerykańskich "food stamps") dla obywateli o niższych dochodach (na przykład emeryci mieliby prawo do zakupu kuponów o wartości 4-6 tysięcy rubli płacąc za nie 2-3 tysiące. Kupony byłyby akceptowane w sklepach jako oplata tylko za rodzime produkty żywnościowe, z wyjątkiem papierosów i alkoholu. W rozliczeniach z bankami uwzględniana byłaby nominalna wartość kuponów). Takie rozwiązanie mogłoby stać się silnym bodźcem dla rodzimych producentów, dla handlu, nie mówiąc już o poparciu dla niego i popularności wśród najbiedniejszych grup ludności.

Innymi słowami, konstatacja, iż Rosja znalazła się w oku idealnej burzy, dziś już nie wystarczy. Musimy zrozumieć, iż walkę o ratunek dla naszego wspólnego okrętu musi prowadzić nie tylko jego kapitan, lub jego doradcy. Muszą się do niej włączyć także wszyscy pasażerowie. Właśnie dlatego, podstawą programu antykryzysowego powinny być rozwiązania skupione na ludności, nie na korporacjach państwowych. Wkrótce żywioł uderzy w nas jeszcze silniej. Jeśli chcemy być przygotowani na jego uderzenia, musimy skończyć z odkładaniem decyzji na jutro. Działanie musimy podjąć już dziś.






Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na portalu slon.ru:

https://slon.ru/posts/71527


*Władisław Inoziemcew (ur. 1968), wybitny rosyjski ekonomista, socjolog, polityk o demokratycznej orientacji. Dyrektor Centrum Badań Społeczeństwa Postindustrialnego. Redaktor naczelny pisma „Swobodnaja Mysl”. Jest autorem kilkuset opublikowanych w Rosji i za granicą prac naukowych i publicystycznych. Ma na koncie 15 monografii. Jest członkiem Rady Naukowej i Prezydium Rosyjskiej Rady do Spraw Zagranicznych. 








Inne artykuły Władisława Inoziemcewa na blogu "Media-w-Rosji".





Rosyjska gospodarka kontynuuje zjazd w dół. Po latach bezprecedensowego naftowego dobrobytu, ludzie stanęli w obliczu poważnego spadku dochodów. A jednak, wybitny rosyjski ekonomista i publicysta Władisław Inoziemcew uważa, iż  nawet jeśli kryzys potrwa dłużej, nie należy oczekiwać, iż społeczeństwo ogarną nastroje protestacyjne. Rosjanie, zwłaszcza na prowincji nie zdążyli przyzwyczaić się do życia na wyższym poziomie. Teraz będą gotowi do zaciągnięcia pasa. Nie ma jednak mowy o powrocie do czasów radzieckich, do starej radzieckiej strategii "wyżywania". Znów nadciągają zjawiska dobrze znane z lat dziewięćdziesiątych, emisja pieniądza, inflacja, spadające dochody budżetu, zatory finansowe. Całkiem prawdopodobne, iż nawet w tej sytuacji w kraju będą powstawać nowe przedsiębiorstwa i biznesy, zaś ludzie będą demonstrować, wydawałoby się, dawno zniszczoną przedsiębiorczość.   



Po kilkunastu latach niebywałej koniunktury na rynku surowców energetycznych rośnie prawdopodobieństwo, iż Rosja znów znajdzie się u rozbitego koryta. Wybitny ekonomista Władisław Inoziemcew szuka odpowiedzi na pytanie, jakie rezultaty dla gospodarki Rosji przyniosło 16 lat rządów Władimira Putina. Rosja straciła wielką szansę na modernizację, by pójść drogą Chin, lub Emiratów. Wraz ze spadkiem cen ropy obserwujemy cofanie się wszystkich wskaźników gospodarczych do poziomów z początku lat dwutysięcznych. W obliczu rosnącego kryzysu Kreml opanował stan paraliżu.  Władze nie robią nic, mając wyłącznie nadzieję, iż jakoś to będzie.



Spowolnienie gospodarcze stało się zauważalne zaraz po powrocie Władimira Putina na Kreml, jednak to przede wszystkim sankcje gospodarcze doprowadziły do spadku wartości rubla. Podejmując wysiłki na rzecz odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji, Władimir Putin niewiele uwagi poświęca gospodarce. Potrafi jedynie składać daleko idące obietnice socjalne. Rosja nie jest przygotowana na kryzys – mówi ekonomista i polityk Władisław Inoziemcew

Zamiast realizacji wcześniej opracowanego planu działań, można spodziewać się nowej fali propagandy. Społeczeństwo dowie się, że kryzys sprowokowali Amerykanie, i że w trudnej chwili należy skupić się wokół prezydenta Putina.




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





2 komentarze:

  1. "Nowa normalność"
    Przypomina mi się "jesiotr drugiej świeżości" z "Mistrza i Małgorzaty".

    OdpowiedzUsuń
  2. Kłania się hermeneutyka komunikatów prasowych.

    U nas zresztą robi się podobnie.

    OdpowiedzUsuń