sobota, 24 stycznia 2015

Miasto pod ostrzałem


Niezależne media rosyjskie od miesięcy starają się obiektywnie relacjonować konflikt na Ukrainie. Nie kryjąc krytycznego stanowiska wobec polityki Kremla, opisują życie mieszkańców na terenach ogarniętych walkami. Dziennikarka opozycyjnej „Nowej Gaziety” Jelena Kostiuczenko znajdowała się w Doniecku, gdy na przystanku trolejbusowym wybuchły pociski, zabijając 15 osób. 


Dotarła na ostrzelane skrzyżowanie ulicy Kuprina i Tkaczenko, odwiedziła Obwodowy Szpital Urazowy.


Autor: Jelena Kostiuczenko



Strzelają w miasto bez celowania. 15 osób zginęło, gdy pociski wybuchły na przystanku trolejbusowym w Doniecku.


Reportaż naszego korespondenta Jeleny Kostiuczenko ze znajdującego się pod ostrzałem artyleryjskim Doniecka.






W Doniecku na skrzyżowaniu Kuprina i Iwana Tkaczenko panuje zazwyczaj spory ruch, tędy biegną trasy trolejbusów i autobusów, tutaj znajduje się pętla tramwaju numer 3. Ostrzał artyleryjski rozpoczął się 22 stycznia o 8,30 rano, to miejscowa godzina szczytu, ludzie jechali do pracy. Przedstawiciel wojsk wewnętrznych Donieckiej Republiki Ludowej, który dokonał oględzin skrzyżowania, powiedział, iż ostrzał prowadzony był przy pomocy haubic D-30 strzelających pociskami o średnicy 120 mm (zasięg – 12 kilometrów). Świadkowie mówią, iż w to miejsce trafiły 4 pociski. Pierwszy spadł na jezdnię ulicy Kuprina, wtedy gdy do przystanku zbliżał się trolejbus.




Pociski trafiły w doniecki trolejbus na skrzyżowaniu ulicy Kurpina i Tkaczenko. 



- Ludzie zginęli w pozycji siedzącej. Tak jak siedzieli. Trochę bliżej nas, na skrzyżowaniu leżała kobieta, w podziurawionej kulami kurtce puchowej. Trochę dalej, jeszcze jedna dziewczyna. Naprzeciwko trolejbusu zapaliła się Dacia Logan, ogień wybuchł od razu, w środku siedział człowiek, nie mógł wyjść z samochodu, nikt inny nie mógł się zbliżyć, tak się paliło – opowiada Paweł, pracownik sklepu „Apetyt”.

- Do pogotowia ratunkowego wpychano dziewczynę bez ręki, ona się opierała – uzupełnia sprzedawczyni. A ci co byli na przystanku, ich rozerwało wszystkich.

Od razu na miejscu zginęło 8 osób. Pięcioro zmarło po drodze do szpitala, trochę później jeszcze dwoje. Razem 15 osób.




W sklepie „Apatyt”, tak jak i w całym domu numer 42 przy ulicy Kuprina z okien wyleciały szyby, w ścianach utkwiły odłamki pocisków. Na pętli pozostał tramwaj – pod wpływem podmuchu ruszył z miejsca po torach, szyby w tylnej części ktoś wypchnął na zewnątrz, prawdopodobnie tamtędy uciekali pasażerowie. Dostało się także choince zainstalowanej na niewielkim skwerze, na którym stoi złocisty pomnik Lenina. I teraz pachnie tu gałęziami.

Dzielnica Lenina, to ją przecina ulica Kurpina, jest stosunkowa spokojna, położona jest na przeciwnym końcu miasta, niż lotnisko, gdzie toczyły się główne walki. Jednak wczoraj o 9,30, już po zdarzeniu z trolejbusem dzielnica stała się celem ataku artyleryjskiego (nikt jednak nie zginął).

Ataki artyleryjskie prowadzone są z reguły w soboty, najbardziej ucierpiały dzielnice kijowska i kujbyszewska, położone z lotniskiem po sąsiedzku. Wzdłuż Prospektu Kijowskiego trafiony został niemal każdy dom, transport publiczny dociera jedynie do dworca kolejowego. Niektóre dzielnice są sparaliżowane, brakuje w nich gazu i wody. 20 stycznia pocisk trafił w mikro autobus jadący wzdłuż Prospektu Kijowskiego, wtedy zginęła jedna osoba.

Zaraz po ostrzale, separatyści oświadczyli, iż w Makiejewce zatrzymano autobus z dywersantami. Ich oddział liczył 9 ludzi. 6 zginęło podczas wymiany ognia. Trzech aresztowano. W autobusie odnaleziono moździerz. Wynika z tego prosty wniosek, z tego autobusu nie strzelano w kierunku przystanku trolejbusowego. „Na miejscu znaleźliśmy miedziany odłamek, kawałek pocisku artyleryjskiego. Pociski moździerzowe – tłumaczy ktoś - nie mają takiego miedzianego pierścienia.  Jeśli ci zatrzymani mieli jakiś związek z ostrzałem, mogli być najwyżej „korektorami”.

W całym mieście i w okolicy prowadzone są teraz poszukiwania grup dywersyjnych.

- „To wypróbowana technologia – opowiada mi specjalista. Jadą dwa samochody ciężarowe, do jednego z nich przyczepiona jest wyrzutnia pocisków, w drugim znajdują się naboje. Zrobią swoje i zmieniają pozycję, wiedzą bowiem dobrze, iż bardzo szybko zjawi się obrona.”



Kierowca Dacii Logan nie zdołał wydostać się z płonącego samochodu. 



Miejscowi  starają się odgadnąć jakie są główne cele armii ukraińskiej. W odległości pół kilometra od pętli tramwajowej, na Kuprina, rozlokowano sztab batalionu „Opłot”. Inny możliwy cel to fabryka sprzętu wydobywczego. Drugi pocisk wylądował w jej pobliżu (szyby zostały powybijane, jednak nikt nie ucierpiał). Mogli także próbować trafić w kombinat metalurgiczny.

Rano 22 stycznia na ulicy Kuprina przechodnie nie mogąc doczekać się pogotowia zatrzymywali przejeżdżające samochody. Rannych wysyłano do najbliższego szpitala numer 6.

„Tam było ok. 10 ofiar. Układano je na ławkach. Tym najciężej rannym od razu robiono zastrzyk przeciwbólowy, wstępnie ich opatrywano i wysyłano dalej. Pięć osób poraniło ciężko, wśród nich dwie młode dziewczyny, jedna została bez ręki, druga bez nogi. Ta bez nogi miała 23 lata, na przystanku znajdowała się razem z rocznym maluchem. Mówi do mnie: „Ja chcę żyć. Ratujcie mnie, muszę wychować dzieciaka.” – relacjonuje felczer Swietłana Wiktorowna i zaczyna płakać. „Tam byli też lekko ranni, dostali odłamkiem, ich opatrywano na miejscu, potem zwalniano. Nasza dzielnica jest przede wszystkim robotnicza, przychodzą do nas pacjenci z fabryki, nie mamy chirurgii urazowej. Wczoraj przywieźli rybaka, miał 78 lat, odłamek trafił go w nogę. Wszystko było we krwi, dzisiaj staramy się ją zmyć.”

Do obwodowego szpitala urazowego z dzielnicy Lenina przywieziono 8 osób. „Wszyscy w ciężkim stanie.  Tu nie było żadnego zawieszenia broni. Od kiedy separatyści odbili lotnisko (tak mówią sami żołnierze uczestniczący w szturmie, od 16 stycznia lotnisko znajduje się pod ich kontrolą – E.K.) Ukraińcy specjalnie nie celując strzelają po mieście. W ciągu dnia przywożą do nas kilkadziesiąt osób trafionych odłamkami.” – mówi felczer.

Stale dostarczani są nowi ranni. Z osiedla Spartak, położonego w pobliżu lotniska przywieziono 10 separatystów. Z dzielnicy Pietrowskiej trafili tu Zuchra i Walery, niemłoda  już para cywilnych mieszkańców. Walery jest nieprzytomny, przez bandaż na głowie sączy się krew. Plecy Zuchry są poszatkowane odłamkami, kobieta leży na noszach twarzą w dół. Jest przykryta kurtką. Tłumaczy stojącej obok kuzynce: „Zasypało nas cegłami, jego musieli odkopać”. Gdy pocisk wleciał przez okno,  oboje znajdowali się w piwnicy we własnym domu.

Wszystkim dyryguje dyżurny chirurg. Nosze z całego szpitale należy dostarczyć do izby przyjęć. Pielęgniarki tną bandaże, felczer stara się zachęcać je do pracy: „wszystko będzie dobrze”.


Na oddziale intensywnej terapii szpitala obwodowego miejsc już nie ma. Ranni kierowani są do innych szpitali Doniecka.




Tłum.: Zygmunt Dzięciołowski 


Oryginał ukazał się na portalu opozycyjnej „Nowej Gaziety”:





*Jelena Kostiuczenko (ur. 1987), od 2005 r. wyróżniająca się dziennikarka „Nowej Gaziety”, działaczka rosyjskiego ruchu LGBT. Pisała o sprawie „Pussy Riot”, a także o zabójstwie w Stanicy Kuszczewskiej. Jest laureatką rosyjskich i międzynarodowych nagród dziennikarskich.  










Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz