Rezygnacja prezydenta Obamy z osobistego spotkania z
Władimirem Putinem, gospodarzem zbliżającego się szczytu dwudziestu najbardziej
rozwiniętych państw to wydarzenie bez precedensu. W Rosji odbiło się szerokim
echem. Konsekwencje decyzji Obamy oceniła na antenie telewizji „Dożd’” Masza Lipman, ekspert moskiewskiego Centrum
Carnegie i redaktor naczelny czasopisma „Pro et Contra”. Pytania zadawał dziennikarz stacji Nikita
Biełogołowcew. Blog www.media-w-rosji publikuje najbardziej interesujące fragmenty
rozmowy.
Nikita Biełogołowcew:
Na ile rezygnacja prezydenta Obamy ze spotkania z Władimirem
Putinem jest wydarzeniem znaczącym? Czy Pani zdaniem wpłynie w zasadniczy
sposób na przyszłe stosunki amerykańsko-rosyjskie?
Masza Lipman:
Wydaje mi się, że to bardzo poważna historia. To wydarzenie
praktycznie bez precedensu. Prasa amerykańska pisała w czwartek o tym, że
przynajmniej, ze strony Stanów Zjednoczonych przez ostatnich kilkadziesiąt lat
nie zdarzało się, by prezydent rezygnował ze spotkania ze swoim partnerem z
innego kraju, takich precedensów nie było. W historii ZSRR mieliśmy tego
rodzaju epizod, Nikita Chruszczow odwołał spotkanie z prezydentem Eisenhowerem na
skutek amerykańskiego lotu wywiadowczego pilota Garry Powersa, to w Rosji
dobrze znana historia z 1960 roku. Tego rodzaju wyjątkowe okoliczności skłoniły
Chruszczowa do odwołania spotkania. Więc już choćby wyjątkowość decyzji
amerykańskiej świadczy o jej powadze. Strona amerykańska podkreśla na każdym
szczeblu, że Obama nie przyjedzie do Moskwy, i że nie odbędzie się osobiste
spotkanie z Putinem podczas petersburskiego szczytu G-20. Amerykanie dodają, iż
nie chodzi tu o Snowdena, że ta historia to ostatnia kropla, która przelała
czarę goryczy. Zwyczajnie na świecie stosunki amerykańsko-rosyjskie utraciły
konstruktywny charakter.
Nikita Biełogołowcew:
Wydaje się Pani, że to prawda, a nie próba ukrycia najważniejszej
przyczyny tej decyzji?
Masza Lipman:
Mnie się wydaje, że to istotna przyczyna. Od jakiegoś czasu narastało
napięcie, coraz powszechniejsze stawało się przekonanie, iż Obama traci masę
sił i swego cennego czasu, by porozumieć się z Rosją na przykład w kwestii
przedłużenia rozmów na temat zbrojeń strategicznych. Z upływem czasu widać
coraz lepiej, iż najważniejsze kwestie w ramach stosunków dwustronnych, to
rzeczywiście negocjacje w sprawie rozbrojenia strategicznego, a także obrony przeciwrakietowej, tutaj należy
także wspomnieć o Syrii i Iranie. We wszystkich tych sprawach nie widać
najmniejszego zbliżenia stanowisk, jak twierdzi strona amerykańska Rosja
praktycznie przestała reagować na składane jej propozycje. We wszystkich tych
sprawach zabrnęliśmy w ślepy zaułek, a historia ze Snowdenem, to rzeczywiście
ostatnia kropla.
Nikita Biełogołowcew:
Czy w arsenale Obamy znajdują się jakiekolwiek instrumenty,
przy pomocy których mógłby okazać realny wpływ na to, co robi Rosja? Rozumiemy
dobrze, że nie doczekamy się bojkotu Igrzysk Olimpijskich w Soczi, bojkotu
szczytu ósemki także na 99% nie będzie. Czy Obama może posunąć się dalej, czy
do jego dyspozycji jest coś więcej poza
czystą retoryką, czy ma w zapasie jakieś realne kroki, które ludzie niezbyt
dobrze zorientowani w polityce mogliby zauważyć?
Masza Lipman:
Jak mi się wydaje Obama nie dysponuje jakimiś instrumentami,
które mogłyby zmusić Wladimira Putina do ustępstw. Putin wielokrotnie demonstrował
i rosyjskiemu społeczeństwo i wspólnocie międzynarodowej, że w żadnym wypadku
nie godzi się na ustępstwa pod naciskiem. Raczej na odwrót. Kiedy Putin odczuwa
presję, jeśli obserwuje jakieś działanie jego zdaniem obraźliwe, lub pozbawione
szacunku pod adresem Rosji, odpowiada
twardo, odpowiada często asymetrycznie, tak jak to zdarzyło się z ustawą w
sprawie Magnickiego. Putin odpowiada w każdym wypadku i nie godzi się na
ustępstwa. W odpowiedzi reaguje nieproporcjonalnie ostro, często o wiele
ostrzej, niż to jak można by ocenić inicjujące działania strony przeciwnej. Tak
więc w zapasie u Obamy nie ma jakichś skutecznych instrumentów, jeśli rozumiemy
przez nie jakieś konkretne, realne decyzje. Ale w całej tej historii, tu w
Rosji powinniśmy się nad tym zastanowić. Na ile sprzyja rozwojowi Rosji brak jakichkolwiek
sojuszników, i ograniczona liczba partnerów politycznych.
Nikita Biełogołowcew:
Pani ocena ma symboliczne znaczenie w dniu, w którym wypada
piąta rocznica wojny z Gruzją.
Masza Lipman:
Rzecz jasna. Już dość dawno Putin powiedział: „Ja nie
dowierzam nikomu”. Może wypowiedział się wówczas zbyt emocjonalnie, ale jak się
wydaje taka ocena wypływa z jego osobowości. Prawdopodobnie Putin tak właśnie
pozycjonuje Rosję, to co z nami się dzieje, nie odbywa się bez jego udziału, to
właśnie kierunek wybrany przez niego. Więc zadajmy pytanie, czy to dobre dla
Rosji, że żyjemy w częściowej izolacji? Te izolacjonistyczne tendencje czujemy
w kraju bardzo wyraźnie. To oczywiście nie pełny izolacjonizm, to nie zimna
wojna, ale tendencje izolacjonistyczne narastają. Tylko czy w dwudziestym pierwszym
wieku to dla nas dobre? Czy to w porządku, iż żyjemy w potężnym kraju w
przekonaniu, iż otaczają nas sami wrogowie? Ze żyjemy w oblężonej twierdzy i
dlatego najlepiej, byśmy się odseparowali, uważnie obserwując, gdzie by tu
jeszcze zdemaskować zagranicznych agentów, i jak ograniczyć wpływy wroga? Po
to, by nikt nie przeszkadzał nam w rozwoju. Jak w takich warunkach będziemy się
rozwijać? Za to wszystko Obama nie ponosi odpowiedzialności, myśleć o tym
wszystkim powinniśmy my sami. To co się stało, już się nie odstanie. Nie wydaje
mi się, że to już na zawsze. I sam Obama też nie jest na zawsze. Ale w obecnych
warunkach brak kontaktów pomiędzy dwoma szalenie ważnymi państwami wzbudzać
może tylko lęk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz