sobota, 15 lutego 2014

Chwała Bogu, iż 25 lat temu wyszliśmy z Afganistanu…

25 lat temu, po dziesięcioletniej wojnie, wojska radzieckie wyszły z Afganistanu. Pozostawiły po sobie chaos i zniszczenia. Wojna w Afganistanie okazała się dla obywateli Związku Radzieckim potężną traumą. Jedną z tych, która przyspieszyła upadek radzieckiego imperium. Wiaczesław Izmajłow, publicysta opozycyjnej „Nowej Gaziety” brał w niej udział. Teraz marzy o tym, by wojska rosyjskie już nigdy nie musiały nigdzie wchodzić. 


Autor: Wiaczesław Izmajłow



Data o charakterze jubileuszowym. 15 lutego 1989 roku radzieckie wojska wyszły z Afganistanu. Tak zakończyła się dla nas, obywateli radzieckich afgańska tragedia. Ale, nie zakończyła się ona dla samych Afgańczyków i dla tych, którzy przyszli tam po nas.

15 lutego 2014 roku mija 25 rocznica wy-
prowadzenia wojsk radzieckich z Afganistanu
Dla nas ta historia zaczęła się w końcu grudnia 1979 roku. Zaledwie kilku ludzi (można ich policzyć na palcach) podjęło decyzję, o tym, iż Związek Radziecki powinien wziąć udział w zbrojnej walce po jednej ze stron wewnętrznego afgańskiego konfliktu.

Ile stron w nim uczestniczyło? – nawet specjalistom nie łatwo było dać prawidłową odpowiedź.  Z resztą ich wtedy, nikt nawet nie spytał o zdanie.

Decyzja trzech starców 


Trzech-czterech ludzi z Biura Politycznego KPZR zadecydowało o wszystkim: Leonid Breżniew, sekretarz generalny, Dmitrij Ustinow, minister obrony, Jurij Andropow, przewodniczący KGB… Wszyscy byli już w sędziwym wieku, choć nie byli jakimiś całkowitymi starcami, wszyscy na coś chorowali. Dzięki kremlowskiej służbie zdrowia żyli dłużej, niż wynosiła wówczas statystyczna średnia długość życia radzieckich mężczyzn.

A jak zachowali się wówczas pozostali, młodsi członkowie Biura Politycznego? Na przykład Michaił Gorbaczow, wówczas kandydat na członka Biura Politycznego, albo inny kandydat Michaił Szewardnadze? Dowiedzieli się o wysłaniu wojsk z mediów. 

Rządząca wówczas w Afganistanie Partia Ludowo-Demokratyczna kontrolowała 13 % terytorium swojego kraju.

A my wmieszaliśmy się w konflikt wewnątrz partii.

Leonid Breżniew, Dmitrij Ustinow, Jurij Andropow wkrótce potem umarli. Z trudom dotrwali do polowy wojny. Potem już tylko jakaś inercja spowodowała, iż trwała ona jeszcze pięć lat. Nikt już nie zdawał sobie sprawy, po co walczymy w Afganistanie.

Przybyłem do Afganistanu w 1985 roku. Jeden z dowódców (należącej do, jak przyjęto wówczas mówić, „ograniczonego kontyngentu wojsk radzieckich”), 40ej armii powiedział mi wtedy, iż tej wojny starczy i dla naszych dzieci i dla naszych wnuków. Od innego usłyszałem: „Jesteśmy tu dlatego, iż nasza armia zbyt się zmęczyła latami bez wojny”. Wszystkie moje iluzje na jej temat rozsypały się, kiedy pewien młody oficer z uśmiechem powiedział mi w oczy: „Porządny Afgańczyk, to martwy Afgańczyk”. Na każdym kroku słyszeliśmy hasła : ”Obronimy południowe rubieże Związku Radzieckiego”, „Wypełnimy nasz internacjonalistyczny obowiązek”.

Wydostać się z bagna


Już na drugi dzień w Afganistanie zrozumiałem, że należy w jakiś sposób wydostać się z tego bagna, a jeszcze do tego pozostać człowiekiem. Zrozumiałem, że muszę chronić swoich podwładnych, towarzyszy i Afgańczyków. I że w miarę możliwości, samemu też należałoby zachować życie (komu jeszcze oprócz mnie potrzebne były moja żona i córka). W podobny sposób oceniali sytuację liczni żołnierze, oficerowie i generałowie.

Jeszcze inni wybrali „mamonę”. Ale my wszyscy, ci dobrzy i źli, pełniąc służbę znaleźliśmy się w bagnie. Kto w nim ubrudził się, jeden Pan Bóg to wie.

O wielu „Afgańcach”, których znam mogę powiedzieć, iż są ludźmi honoru. Ale podziały między nami także bywają ogromne. Zobaczyliśmy to jesienią 1996 roku, gdy ludzie dzielący między sobą w Afganistanie skórkę od chleba, nie potrafili podzielić milionów. Wtedy właśnie, przy pomocy  bomby podłożonej na Cmentarzu Kotlakowskim jedni afgańscy kombatanci zabili wielu ze swych towarzyszy broni.

Odpowiednią odznakę otrzymali
wszyscy kombatanci wojny w
Afganistanie
Władze ze swej strony starają się, byśmy się jednoczyli. Albo może lepiej powiedzieć, starają się nas powiązać. Wszystkim nam, mającym za sobą Afganistan, wręczono odznakę „Od wdzięcznego narodu afgańskiego”. Tam na górze, na pewno doszli do wniosku, że naród afgański powinien nam być wdzięczny za to, że nie zdołaliśmy zabić wszystkich Afgańczyków.

Niektórzy poszli dalej….

W ośrodku zdrowia, w podmoskiewskim miasteczku Żukowski (to tam znajduje się nasz ośrodek badań lotniczych), na drzwiach prowadzących do gabinetu lekarskiego wisi napis: „Uczestnicy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i innych wojen mają prawo od wizyty poza kolejnością”. W tym napisie chodzi także o tych, którzy walczyli w Afganistanie i Czeczenii.  Ale nas jest tak wielu, że sami musi stanąć w długiej kolejce. Ale w jakiej kolejce powinna stanąć matka czeczeńska, która w tej wojnie straciła dziecko, albo matka rosyjska, która w Czeczenii straciła syna? Tak wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi.

Na szczęście, chwała Bogu, 25 lat temu wyszliśmy z Afganistanu. I chwała Bogu, iż kilka lat temu (nikt nie wie dokładnie kiedy) wyszliśmy z Czeczenii. Teraz Boże Wszechmogący spraw, byśmy nigdy i nigdzie nie musieli wchodzić. Ani my, ani nasze dzieci i wnuki.





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz