środa, 18 marca 2015

Pomidory, ogórki i jak najwięcej śmietany…



Po piętnastu latach rządów Władimira Putina ludzie rosyjskich mediów wspominają z nostalgią zainicjowaną przez Michaiła Gorbaczowa politykę „głasnosti”. Przez kilka lat media cieszyły się niebywałą popularnością, telewizję oglądało wielomilionowe audytorium, nakłady prasy drukowanej biły rekordy. Jednak dzisiejsza rzeczywistość w rosyjskich mediach może być wyłącznie przedmiotem troski. Ogólnokrajowe stacje telewizyjne poddane są surowej cenzurze, stały się też głównym instrumentem propagandy. Prasa drukowana znalazła się na marginesie. Media niezależne walczą o przetrwanie. W społeczeństwie zanikła potrzeba korzystania z mediów – alarmuje Leonid Parfionow, jeden z najbardziej szanowanych rosyjskich dziennikarzy. Media straciły swoje audytorium. Ludziom wystarczy kanapa, piwo, pilot do przełączania między stacjami. Dziennikarze i publicyści piszą dla siebie, sami też siebie czytają.



We wtorek, 17 marca, w Fundacji Gorbaczowa, odbyła się zorganizowana przy współpracy „Nowej Gaziety” dyskusja poświęcona 30ej rocznicy ogłoszenia w ZSRR polityki „głasnosti”. W kwietniu 1985 roku zaczęła się pieriestrojka, „głasnost’” była jednym z ważniejszych elementów zainicjowanego wówczas programu reform politycznych. Sam Michaił Gorbaczow uważał, iż „głasnosti” nie da się ograniczyć wyłącznie do pojęcia „wolności słowa”. Równie ważna, jego zdaniem, była także odpowiedzialność władzy przed społeczeństwem, a także gotowość urzędników do prowadzenia dialogu. W Fundacji Gorbaczowa potkali się z tej okazji dziennikarze, publicyści, naukowcy. Wspólnie szukali odpowiedzi na pytanie „dokąd dotarliśmy dzisiaj”. W dyskusji uczestniczyli Leonid Nikitinski, Tichon Dziadko, Siergiej Parchomienko, Nikołaj Swanidze, Maria Lipman i inni.


Jednak największe wrażenie na uczestnikach spotkania wywarło wystąpienie Leonida Parfionowa. Jego zdaniem, sytuacja w połowie lat osiemdziesiątych była zasadniczo odmienna. Dziennikarstwo, jak twierdzi Parfionow, jest dziedziną działalności całkowicie uzależnioną od audytorium. Dziś społeczeństwo w Rosji nie poszukuje odpowiedzi na „przeklęte pytania”.


Publikujemy wystąpienie Leonida Parfionowa bez skrótów.



Leonid Parfionow jest ceniony w środowisku dziennikarskim oraz uwielbiany przez widzów i czytelników. 




Głasnost’” zaczęła się tego dnia, gdy Michaił Gorbaczow po raz pierwszy nawiązał dialog z prostymi ludźmi. To godne pamięci wydarzenie miało miejsce podczas uroczystości z okazji 40ej rocznicy Dnia Zwycięstwa. Ludzie stali po prostu na chodniku, wcześniej żaden sekretarz generalny nie chodził po ulicach, by z nimi porozmawiać. Milczeli, kiedy opowiadał o nadchodzących zmianach, między innymi o pijaństwie i planowanej z nim walce. Słuchano go w milczeniu. I wtedy on, ze swym promiennym uśmiechem, zapytał na zakończenie: „Może na pożegnanie mielibyście dla mnie jakieś życzenia?” Jakaś kobiecina wydusiła z siebie dyżurne radzieckie słowa: „Starajcie się być bliżej ze społeczeństwem”. Rozpostarł ręce, zachichotał: „No tak, gdzie jeszcze można bliżej?” Wszystko się wtedy rozpadło. Nastąpiła jasność, ten gest zmienił wszystko.


Trudne czasy dla satyryka


Z biegiem czasu, niemal każdego dnia pojawiał się w jakimś nowym mieście, wypowiadał się ostrzej, niż zachodnie środki masowego przekazu. Żwaniecki (znany rosyjski satyryk – „mediawRosji”) skarżył się, iż pozostał bez pracy, to co pisał straciło sens, gdy najważniejszy człowiek w państwie wypowiadał się krytyczniej od dowolnego satyryka. Po co więc miałby wchodzić na scenę i występować? Bez względu na to, co chciałby powiedzieć i tak pozostawał w tyle. Jak mi się wydaje, ważne byśmy to rozumieli, skąd wzięła się ta wielka zmiana i dlaczego udało się natychmiast zdobyć dla niej wspartą od dołu potężną legitymację i poparcie.


Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, 


Czernienko, nawet w czasach radzieckich, był już przesadą. Przeczucie, iż doszliśmy do dna, że ten projekt jest nieuleczalnie chory i że trzeba coś z nim zrobić, nurtowało nas coraz bardziej. Wszyscy byliśmy niezadowoleni, kiedy w mieście Wołogda zamknięto sklep „Wołogodzkie masło” . Mijał piąty rok, a my dalej nie byliśmy w stanie dostać dla Maszki bucików w odpowiednim rozmiarze. Komuś innemu, wymieńmy na przykład Marka Zacharowa (znany rosyjski reżyser teatralny, dyrektor moskiewskiego teatru „Lenkom” – „mediawRosji”), dojadło, iż ze sceny zdjęto jego spektakl. Kogoś innego nie wypuszczono za granicę, nie spodobało się jego żydowskie pochodzenie. Takich rzeczy była masa, dotyczyły nas wszystkich.




Michaił Gorbaczow nie bał sie kontaktów z ludźmi. Zwłaszcza w pierwszym okresie
na Kremlu spotykając ich, chętnie opowiadał o swych planach reformatorskich.


Mieliśmy poczucie, iż trzeba coś z tym zrobić. To było zasadnicze wyzwanie. Był to też okres niełatwych odpowiedzi na gromadzące się od lat przeklęte pytania. Od lat ludzie nie rozmawiali ze sobą, nie zastanawiali się, nie mieli możliwości mówić o czymkolwiek. A równocześnie, obok tej nowej polityki „głasnosti”, wciąż obowiązywały kategoryczne zakazy poruszania pewnych tematów. Dobrze pamiętam, iż do 1988 roku nie wolno było mówić i pisać o kolejkach po wódkę. Walczyliśmy z alkoholizmem, więc skąd by się one miały wziąć – te kolejki po wódkę?


Wszystko zależy od audytorium


Była to sytuacja całkowicie odmienna od obecnej. Przez cały czas, nie potrafię uwolnić się od zdumienia. Dyskutujemy na tematy związane z naszym zawodem, rozmawiamy o różnych czysto profesjonalnych zagadnieniach. Osobiście, jestem przekonany, że dziennikarstwo, publicystyka, zależą nie od dziennikarzy, a od audytorium. Jeśli istnieje potrzeba zadawania „przeklętych pytań”, proszę mi wybaczyć tautologię, wtedy pojawia się dziennikarstwo. A jeśli takiej potrzeby nie ma, to skąd miałoby się ono wziąć? Już od dawna nasza publicystyka problemowa tworzy materiały dla samych dziennikarzy. Dopiero co, przed chwilą, jedna z koleżanek skarżyła się, niestety, rzecz jasna, Radia „Swoboda” nie słuchają już miliony. W tamtych czasach, co wieczór, audytorium rosyjskich redakcji BBC i Głosu Ameryki – każdej z nich oceniano na 30 milionów słuchaczy. Takie dane można znaleźć w odtajnionych dziś notatkach analitycznych KGB z tamtego okresu. W pewnych grupach pokoleniowych ludzi radzieckich, myślę przede wszystkim o mężczyznach, nie znajdziecie nikogo, kto nie znałby jego głosu, nie słyszał przez radio: „mówi Siewa Nowgorodcew z Londynu, BBC”. Dziś, tak gdzieś od 15-20 lat, nikt już nie wie kim jest Siewa Nowgorodcew (legendarny dziennikarz i prezenter rosyjskiej redakcji radia BBC – „mediawRosji”). Choć w tym właśnie czasie nadano mu w Anglii tytuł szlachecki. Siewa Nowgorodcew jest wirtuozem mikrofonu, ale młode pokolenia nic o nim nie słyszały. Może na tym polega nasz główny problem.


Od systemu jednopartyjnego, do systemu jednokiełbasianego


Do czasu, gdy społeczeństwo nie zacznie odczuwać potrzeby zmian, pieriestrojki, nie pojawi się również potrzeba „głasnosti”. Dzisiaj śpiewa się „Bawi się Rosja, płacze Europa, moja jest najładniejsza .opa” (fragment popularnego szlagieru grupy „Glukoza” – „mediawRosji”) – skąd się to wzięło? Nie wstając z otomany, można zmieniać pilotem jeden kanał federalny na drugi.  Popijając piwko, można rozmyślać o wielkości naszego kraju i postępującym na Zachodzie procesie gnilnym. Tak nasze rosyjskie społeczeństwo się przyzwyczaiło, tak udzielamy odpowiedzi na skomplikowane pytania. Kiedy jednak okaże się, że system jednopartyjny prowadzi do systemu jednokiełbasianego, wtedy najpewniej znów pojawi się potrzeba „glasnosti”. Myślę teraz o tych dziesiątkach milionów,  jakie w kraju ze stuczterdziestomilionową ludnością, powinny przekształcić się w audytorium.




Nakłady naszych gazet są niższe od polskich


Wiele razy powoływałem się na tę statystykę, nikt poza mną nie zwraca na nią uwagi. Papierowe nakłady naszych gazet są wielokrotnie niższe, niż w Wielkiej Brytanii. Weźmy taka gazetę, jak nasz „Kommersant”, nie będziemy teraz mówić, że i on nie jest taki jak trzeba (tak teraz wypada go oceniać)… W Wielkiej Brytanii są cztery podobne gazety burżuazyjne piszące o balecie imienia Kuzniecowej, polityce imienia Kolesnikowa (kremlowski korespondent „Kommersanta” relacjonujący działalnośc prezydenta – „mediawRosji”), które znajdują także miejsce dla statystyk giełdowych. Papierowy nakład jednego tylko dziennika „Daily Telegraph” wynosi blisko pół miliona egzemplarzy. A nasz „Kommersant” może pochwalić się co najwyżej nakładem stutysięcznym. „Vedomosti”, nasz „Financial Times” drukują 60-70 tys. O czym będziemy więc rozmawiać? Nasze nakłady są niższe nawet od polskich.

Najważniejsza gazeta Estonii, jej nazwa w przekładzie brzmi, jeśli się nie mylę, „Pocztylion” także może się pochwalić stutysięcznym nakładem. W tamtym społeczeństwie istnieje potrzeba, by własny puls kontrolować przy pomocą najważniejszej gazety w kraju. Chciałbym to wiedzieć, powinienem to przeczytać. Takie właśnie są mass media. Od razu dostrzegamy ich funkcję społeczną, dzięki nim człowiek nie odczuwa samotności. Mamy wtedy społeczeństwo i człowiek czuje się obywatelem, oddaje na kogoś swój głos, męczy się, zadaje pytania, decyduje w jakim kierunku idzie jego kraj, krytykuje władze, i tak dalej. Bez tego publicystyka i dziennikarstwo są niemożliwe. Więc skąd je wziąć, jeśli są niepotrzebne?

Mam też trochę doświadczenia w prowadzeniu restauracji (żona Parfionowa jest właścicielką modnej moskiewskiej restauracji – „mediawRosji”). Orientuję się, że nie ma po co serwować anchois, jeśli w sali restauracyjnej domagają się pomidorów, ogórków „i więcej śmietany przyjacielu, więcej śmietany’”. Nie mam pojęcia więc, o czym moglibyśmy tu rozmawiać, jakiejś jakości większej, lub mniejszej.


Skutek odwrotny od zamierzonego


Zainicjowana przez Michaiła Gorbaczowa kampania antyalko-
lowa okazała się społeczną i gospodarczą katastrofą. 
Radziecka propaganda miała bardziej „totalny” charakter, niż propaganda uprawiana przez nasze federalne stacje telewizyjne. Nadeszła jednak chwila, gdy pokazując Konstantina Ustinowicza Czernienkę, oddającego swój głos w lokalu wyborczym, zaczęła wywoływać skutek odwrotny od zamierzonego. Obecnie ilość programów propagandowych emitowanych przez nasze programy ogólnokrajowe przekracza wszelkie możliwe wyobrażenie, a jednak tego „odwrotnego skutku” zauważyć się nie da. To się stało już w drugiej połowie rządów Breżniewa, zauważono, iż im bardziej propaganda staje się totalna, im częściej ojcowie narodu pokazywani są w programie „Wremia”, tym dla nich gorzej. I to wszystko. Serwujmy i takie żarcie, jeśli będą wcinać. Przy pomocy takiej taniochy także można wpuszczać ludzi w maliny. Wypytywałem kolegów, ile upłynie czasu, byśmy zauważyli i zaczęli o tym mówić, iż mamy do czynienia z przejawem określonej kultury politycznej. Nadawane u nas „bezpośrednie linie” mają oczywiście w sobie nieco północnokoreańskiego stylu. Ktoś uważa, iż winno upłynąć 10 lat, ktoś inny 15… Nikt jednak nie myśli, że tak będzie wiecznie.

Dziesięć lat temu, wybuchł właśnie poprzedni kryzys polityczny związany z Janukowiczem, Putin przyleciał do Kijowa. Dziennikarze wszystkich trzech ukraińskich stacji ogólnokrajowych siedzieli przy stole i zadawali mu pytania, takie jak u nas podczas „linii bezpośredniej”. Wówczas Putin niedwuznacznie poparł koncepcję „przekazania władzy następcy”. Obecnie, nikomu by to już nie przyszło do głowy, w 2014 nikt by się na to nie dał nabrać, w najlepszym wypadku ludzie zareagowaliby śmiechem. Zapewne rozwój polityczny Ukrainy, przez tych dziesięć lat nie przebiegał idealnie, jednak poziom kultury politycznej uległ poprawie. Więc nie będę już mówił, iż tego rodzaju „linia bezpośrednia” możliwa jest jeszcze tylko na Białorusi. Spróbujcie to wetkać Polakom, lub Czechom.

Tam się nie zastanawiają, co na przestrzeni lat, jakie upłynęły od pieriestrojki i „głasnosti” stało się z publicystyką i dziennikarstwem,. Nikomu nie przychodzi to do głowy. Pozbyli się tego jak krosty, my wspominamy wielkie stronice historii. Biada Gorbaczowowi, który rozwalił wielkie mocarstwo, wówczas wszyscy się nas bali, wszyscy nas szanowali.

Oto, co myślę na ten temat. Daję słowo, nie rozumiem, jaki mają sens rozmowy o publicystyce i dziennikarstwie w tych warunkach, gdy nie są one nikomu potrzebne. Prywatnie, dla nas, to z pewnością problem, w końcu nie brak ludzi, którym chce się w życiu jeszcze czegoś dokonać. Tak długo jednak, jak długo samo społeczeństwo nie odczuje podobnej potrzeby, pozostanie nam bawić się we własnym kręgu. Sami napiszemy, sami przeczytamy. Taka domowa samoobsługa.  



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski



Tekst wystąpienia Leonida Parfionowa można znaleźć na licznych rosyjskich platformach internetowych. Skorzystaliśmy z wariantu wyłożonego na portalu meduza.io:








*Leonid Parfionow (ur. 1960), jeden z najbardziej lubianych  dziennikarzy rosyjskich. Przez lata związany ze stacją telewizyjną NTV, zwolniony z niej w 2004 r.  po zamknięciu jego autorskiego programu „Namiedni”. W latach 2004-2007 redaktor naczelny rosyjskiego wydania tygodnika „Newsweek”. Autor licznych filmów dokumentalnych i publikacji książkowych. Laureat najbardziej prestiżowych rosyjskich nagród dziennikarskich. Okazjonalnie współpracuje z niezależną stacją „TV DOŻD’”










Warto przeczytać:

Krótki tekst żony Leonida Parfionowa, Jeleny Czekalowej (wpis na Facebooku) o znanym działaczu opozycyjnym, Aleksieju Nawalnym.

http://goo.gl/60QrDo


Niemal natychmiast po powrocie do Moskwy uwolniony z więzienia Aleksiej Nawalny udzielił wywiadu Ksieni Sobczak w programie telewizji "Dożd"". Agresywna wobec Kremla retoryka Nawalnego wzbudziła wątpliwości także jego zwolenników. Na głosy jego krytyków w swoim wpisie na Facebooku odpowiedziała Jelena Czekałowa, żona wybitnego opozycyjnego dziennikarza Leonida Parfionowa. Jej wpis z pewnością zasługuje na uwagę. Do wyborów mera Moskwy pozostał miesiąc i tydzień. 




Więcej o rosyjskch mediach na "Media-w-Rosji"


http://media-w-rosji.blogspot.com/2015/01/o-telewizji-babci-obamie-i-kokainie.html

Telewizja jest oczkiem w głowie kremlowskich propagandystów, zwłaszcza stacje o zasięgu ogólnokrajowym. To ich najlepsza maszyna do prania mózgów współobywateli. Analityczny, cotygodniowy przegląd wydarzeń politycznych Marianny Maksymowskiej emitowany przez stację REN TV od 2003 r. był wyjątkiem. Jego dziennikarzom pozwalano na więcej. Do czasu. W sierpniu „Tydzień z Maksymowską” zlikwidowano. Jego dziennikarze, nawet ci najlepsi i najpopularniejsi, tacy jak Roman Super zostali bez pracy. Rozumieli, że jeśli zechcą w telewizji znaleźć nową, w dzisiejszych warunkach będą musieli iść na kompromis. Okazało się jednak, że o kompromisie nie ma mowy. Od dziennikarza telewizyjnego – pisze Roman Super - wymaga się dziś wyłącznie dyscypliny wojskowej.


Autor: Roman Super 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, 
zapytać: mediawrosji@gmail.com





2 komentarze:

  1. Bardzo pesymistyczny komentarz.

    Przed nami wiele lat putinizmu. Społeczeństwo rosyjskie nie będzie stawiać żadnych wymagań. Putin, czy jego następca, nie będzie się tłumaczył. Idzie zima w Rosji, taka na wiele lat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry tekst. Myślę, że "audytorium" pojawi się w Rosji zaraz, jak tylko pokaże się, że brakuje na to piwko obok pilota.

    OdpowiedzUsuń