Nadieżda Tołokonnikowa z zespołu Pussy Riot odsiaduje wyrok w Zakładzie Karnym numer 14, w wiosce Parts, w Republice Mordowia. Przez 9 dni w końcu września prowadziła strajk głodowy, by zaprotestować przeciwko panującym w obozie warunkom.
Jelena Masjuk, dziennikarka opozycyjnej Nowej Gaziety jest jednocześnie członkiem prezydenckiej Rady Praw Człowieka. Z tego tytułu dwukrotnie była członkiem komisji prowadzącej inspekcję w obozie Tołokonnikowej. Podczas ostatniej wizyty komisji Tołokonnikowa prowadziła już swój strajk głodowy. Jelena zapisała z nią obszerną rozmowę opublikowaną na łamach "Nowej Gaziety".
Jak wynika z najświeższych wiadomości dochodzących z mordowskiego łagru Nadia Tołokonnikowa po 9 dniach ze względów zdrowotnych zawiesiła głodówkę. Zapowiada jednak, gotowość do jej wznowienia, jeśli jej postulaty nie zostaną spełnione.
Publikujemy na naszym blogu pełny tekst przejmującej rozmowy Jeleny Masjuk i Nadieżdy Tołokonnikowej.
Jelena Masjuk, dziennikarka opozycyjnej Nowej Gaziety jest jednocześnie członkiem prezydenckiej Rady Praw Człowieka. Z tego tytułu dwukrotnie była członkiem komisji prowadzącej inspekcję w obozie Tołokonnikowej. Podczas ostatniej wizyty komisji Tołokonnikowa prowadziła już swój strajk głodowy. Jelena zapisała z nią obszerną rozmowę opublikowaną na łamach "Nowej Gaziety".
Jak wynika z najświeższych wiadomości dochodzących z mordowskiego łagru Nadia Tołokonnikowa po 9 dniach ze względów zdrowotnych zawiesiła głodówkę. Zapowiada jednak, gotowość do jej wznowienia, jeśli jej postulaty nie zostaną spełnione.
Publikujemy na naszym blogu pełny tekst przejmującej rozmowy Jeleny Masjuk i Nadieżdy Tołokonnikowej.
System
Wychowania Zbiorowego.
Jelena Masjuk:
- Nadiu, znajduje się tu Pani już prawie rok, spotkałyśmy
się wcześniej prawie 9 miesięcy temu. Mówiła Pani wtedy, że wszystko tu Pani
odpowiada, że wszystko jest w porządku. Co więc zmieniło się, że poczuła się
Pani zmuszona do ogłoszenia głodówki.
Nadieżda Tołokonnikowa:
- Dziewięć miesięcy temu rzeczywiście nie mogłam powiedzieć
niczego innego. W stanowczej formie wyjaśniono mi wówczas co się ze
mną stanie, jeśli powiem coś innego. Głównym źródłem tej informacji były te
skazane, które utrzymują kontakty z administracją zakładu karnego. Na przykład
Starsza Dyżurna naszego oddziału, to jest ta kobieta, która ustala zasady
zachowania i odpowiada za przestrzeganie regulaminu.
- Jak brzmi jej nazwisko?
- Ładina. Długo myślałam o tym, czy wolno mi w ogóle wymieniać
nazwiska innych skazanych. To kwestia moich zasad etycznych. Chodzi o to, iż
wymieniając niektóre nazwiska, mogę tym samym zaszkodzić innym skazanym. Ale
w końcu doszłam do wniosku, iż mogę wymienić niektóre, choćby po to, by
moje wypowiedzi nie były gołosłowne. Milczałam zbyt długo, próbowałam ukrywać
ich działania, działania sprzeczne z prawem. Ale teraz czuję się zmuszona, by
wymienić te osoby.
Nadieżda Tołokonnikowa podczas rozmowy z Jeleną Masjuk. |
W jaki sposób nasze starsze dyżurne egzekwują w oddziale
regulamin? Od pierwszych dni pobytu w zakładzie karnym Ładina dała mi do
zrozumienia, iż w żadnym wypadku nie wolno mi wysyłać jakichkolwiek skarg, wniosków, czy próśb pod adresem administracji zakładu
karnego, lub innych kompetentnych instancji. Od samego początku tłumaczono mi to z pomocą wulgarnych
obelg, krzyków, gróźb. Sens tego wszystkiego da się objaśnić tak, my tu
siedzimy od dawna, przeszłyśmy wiele, ty się z czymś takim nigdy nie stykałaś,
nigdy nie doświadczyłaś tych okropności z jakimi my zetknęłyśmy się w „Dwójce”
(to jest w Zakładzie Karnym numer 2, one przyjechały tutaj w 2009 z ZK2, wtedy
kiedy dzielono skazane, na te, które siedzą po raz pierwszy, i te które trafiły
do obozu po raz kolejny). I rzecz jasna, poprzez Ładinę dano mi do zrozumienia,
że nie powinnam składać jakichkolwiek skarg, a jeśli się nie posłucham, to
konsekwencje poniosą wszystkie skazane. Regulamin jest tu tak skonstruowany, iż
jeśli skarży się choć jedna skazana, na warunki więzienne, na warunki pracy, to
cierpią przez to wszystkie. Nazywa to się „system zbiorowego wychowania”.
W grudniu, kiedy rozmawiałyśmy ze sobą, wypowiadałam się na
temat kolonii bardzo ostrożnie, przede wszystkim dla tego, że nie chciałam
zaszkodzić pozostałym skazanym. Słyszałam już o tym systemie wychowania
zbiorowego. Wszyscy tu i tak byli zmęczeni przygotowaniami do wizyty komisji,
byłyśmy wykończone jeszcze przed Waszym przyjazdem.
- A co tu robiono przed naszym przyjazdem?
- Kilka dni przed waszym przyjazdem rozpoczął się
staranny remont. Tak dzieje się zawsze przed przyjazdem komisji, administracja
usiłuje usunąć jakieś usterki, jednak wszystkie skazane zmuszane są wówczas do
wysiłku ponad ludzkie siły. Skazane wykonują dniówkę w strefie produkcyjnej, potem
wracają do swoich oddziałów i nocami wykonują pracę niezbędne do usunięcia
usterek, tak by zdążyć przed przyjazdem komisji.
Oto co zrobiono wówczas w grudniu. Zarządzono wówczas pełną
wymianę łóżek. Wcześniej spałyśmy na łóżkach piętrowych, ale jak się zdaje,
jest to niezgodne z przepisami, tu chodzi o ilość metrów kwadratowych
przeznaczonych na jednego człowieka. Tak więc w ciągu tych dwóch dni
wymieniłyśmy wszystkie łóżka, najpierw przenosiłyśmy łóżka z drugiego piętra na
parter, a te z parteru, piętrowe wystawiałyśmy na dwór. Do zakładu przywieziono
dywany, jakich wcześniej nie było tu nigdy, to pewnie dlatego, iż postanowiono
pokazać komisji jakie tu mamy świetne warunki, jak u nas miło i sympatycznie,
dlatego położono dywany w naszej sypialni. I co jeszcze? W całej kolonii
przeprowadzono totalne sprzątanie, szczotkami do zębów udrażniałyśmy
kaloryfery, tak jak to robią w wojsku. Musiałyśmy odmalować wszystkie
pomieszczenia, instalowałyśmy dodatkowe termometry, ocieplałyśmy nasze
pomieszczenia. Trzeba było usunąć wszystkie usterki, które mogłaby zauważyć
komisja. Dzień pracy podczas pobytu komisji zostaje skrócony do czwartej po
południu, ze skazanym przeprowadzone zostały dodatkowe rozmowy wychowawcze,
wytłumaczono nam, iż jeśli któraś zechce się poskarżyć, iż nasz dzień pracy
trwa zwykle 16, albo 12 godzin na dobę, albo na jakiekolwiek inne naruszenia
Kodeksu Pracy, to pretensje należy mieć do siebie, nie do Administracji.
Wówczas, bezpośrednio przed wizytą Komisji zostałam wezwana
przez Kuprianowa (zastępca naczelnika Zakładu Karnego IK-14). Powiedział mi, iż
powinnam wziąć pod uwagę, iż jeśli swoim zachowaniem dam im powód do niepokoju,
to potem oni zrobią ze mną to samo. Rozumiesz wszystko jak trzeba? I ja odpowiedziałam:
- "Rozumiem".
Przede wszystkim nie niepokoiłam się o siebie, byłam gotowa
na wiele, że wyślą mnie do aresztu karnego, lub w jakieś inne bezpieczne
miejsce. Problem polegał na tym, że jednocześnie także na innych wywierano
presję. Jest mi nieprzyjemnie, kiedy ta presja związana za mną, przenoszona
jest na innych. Administracja specjalnie zastawia na mnie tego rodzaju pułapkę,
rozumiem, że moje skargi w żadnym wypadku nie przyczynią się do poprawy
sytuacji, przeciwnie wszystkim z tego powodu stanie się jeszcze gorzej.
- W swoim podaniu pisze Pani: „Zwracam się z prośbą do administracji
Zakładu Karnego IK-14 o podjęcie kroków mających na celu odizolowanie mnie w
oddzielnym pomieszczeniu.” Jakie pomieszczenia miała Pani na myśli, celę, jaka
nazywana jest oficjalnie „bezpieczne miejsce”, to w jakim znajduje się Pani
teraz, czy jakieś inne miejsce?
- Miałam na myśli izolację w czasie głodówki, tak o tym
stanowi prawo, i obserwację przez pracownika służby zdrowia. Wydawało mi się, że do tego nadaje się więzienna izba szpitalna. Ale ja nie miałam na myśli
„bezpiecznego miejsca” tak, jak to jest ujęte w artykule 13 (Prawo skazanych do
osobistego bezpieczeństwa – przyp. EM) Kodeksu Postępowania Karnego Federacji
Rosyjskiej. Przede wszystkim dlatego, iż odizolowanie w takim miejscu nie daje gwarancji osobistego bezpieczeństwa. Ja o tym pisałam w swoim podaniu
dotyczącym głodówki, bowiem najbardziej zagraża mi niebezpieczeństwo ze strony
administracji, dopiero potem ze strony skazanych, które ogólnie rzecz biorąc
traktują mnie nie najgorzej, lub po prostu obojętnie. Współwięźniarki zaczynają
zachowywać się gorzej, jeśli skłoni je do tego administracja. Niebezpieczeństwo
grozi mi ze strony administracji. Ja na prawdę nie rozumiem, co się chce
osiągnąć, przez przetrzymywanie mnie w zakładzie karnym.
Mam wrażenie, że moja sytuacja może zmienić się w dowolnej
chwili i zależy to głównie od administracji, oni mogą ze mną zrobić co zechcą,
jak tylko poczują, że prasa i opinia publiczna przestają mi poświęcać tyle
uwagi co przedtem.
- Nadiu, w swoim podaniu napisała Pani o tym, że Kuprianow
groził Pani śmiercią. Jak konkretnie brzmiały jego pogróżki?
- Rozmawialiśmy a zamianie szesnastogodzinnej dniówki na
dwunastogodzinną.
- A dlaczego nie na ośmiogodzinną?
- Ja zdawałam sobie sprawę, że jeśli równocześnie nie
zostaną zmniejszone normy produkcyjne, to skazane na pewno nie zdążą uszyć tyle
samo w ciągu ośmiogodzinnego dnia pracy. To się po prostu nie da, czysto
fizycznie. Dlatego podeszłam do sprawy realistycznie, poprosiłam o wprowadzenie
12 godzinnego dnia pracy. Jestem przekonana, że 12 godzin wystarczy, by uszyć tyle, ile przewidują normy. Praca po 16 godzin na dobę jest wyczerpująca.
Wszystkim stale chce się spać i w rzeczywistości w ciągu tych 16 godzin udaje
się zrobić tyle, ile bez tego zmęczenia można by zrobić w ciągu 12. Bardzo
długo nie mogłam zrozumieć komu i po co potrzebny jest ten 16 godzinny dzień
pracy, w sytuacji, kiedy ludzie śpią po 4 godziny na dobę. Mam swoja roboczą
odpowiedź na to pytanie – kiedy ludzie są zmęczeni, łatwiej ich zastraszyć i
łatwiej nimi komenderować. Zwłaszcza, że na normy produkcyjne nie ma to wpływu.
- A co szyjecie obecnie?
- Czarne mundury dla policji z czerwonym lampasem.
- Co powiedział Kuprianow, kiedy poprosiła Pani o zmianę 16
godzinnej dniówki na 12 godzinną?
- Mówiłam, że kiedy ludzie pracują po 16 godzin na dobę, to
jest źródłem wielkich napięć między nimi. Powiedziałam, że jak mi się wydaje, takie warunki nie są dla na odpowiednie, także i dla mnie osobiście. Na to on
odpowiada: „W porządku, zrobię tak, że
Twoja brygada od poniedziałku będzie wychodzić przed czwartą, ale powinnaś przy
tym zrozumieć, że już więcej nie będziesz skarżyć się na nieodpowiednie
warunki. Na tamtym świecie nikt się nie skarży". To są jego słowa.
- Wydało się Pani, że to groźba pod jej adresem?
- Oczywiście, potraktowałam to jako pogróżkę. Mam wszelkie
podstawy, by tak to rozumieć. Powinnam wspomnieć o jeszcze jednym, bardzo
ważnym w tej historii, epizodzie majowym. W maju również usiłowałam zorientować
się jak w rzeczywistości funkcjonuje nasz zakład karny. Mój adwokat Dmitrij Dinze
wysłał skargę do Prokuratury Generalnej na zakład karny, na to jakie panują w
nim warunki życia i pracy. Kiedy skarga została wysłana znajdowałam się w
Potmie, na rozprawie sądowej, brałam w niej udział, to była pierwsza rozprawa w
kwestii zwolnienia warunkowego. Kiedy wróciłam do Zakładu Karnego, gdzieś po
dziesięciu dniach, poczułam jakąś straszną wywieraną na mniej presję.
- Kiedy to się działo?
- Kiedy wróciłam do Zakładu poddano mnie niewiarygodnej rewizji, takiej jakiej nigdy u nikogo nie było. Rewidowali mnie
funkcjonariusze, oprócz tych młodszych stopniem, którzy zajmują się tym na co
dzień, przyszli także pracownicy wydziału do spraw bezpieczeństwa i wydziału
operacyjnego, przyszedł także osobiście sam Kuprianow. Kiedy funkcjonariusze
sprawdzali moje rzeczy, on sam zrobił mi uwagę, że się z nim nie przywitałam w
regulaminowy sposób. To jest podstawa do nagany, ale w tym wypadku nagany nie
ogłoszono. Ale całą tę sytuację mogłam jednoznacznie zinterpretować jako
przejaw niezadowolenia pod moim adresem, ze strony administracji. Na początku
nie zrozumiałam dlaczego tak się stało, myślałam, że może to jest związane z
moim wystąpieniem w sądzie.
- A dlaczego na wiosnę zrezygnowała Pani z usług mecenasa
Dinze?
- Przyczyną była gigantyczna presja jaką zaczęto na mnie
wywierać w związku z jego skargą dotyczącą warunków życia w Zakładzie Karnym
FKU IK – 14. Natychmiast, po kilku dniach, po moim powrocie z sądu do zakładu, dano mi do zrozumienia, że moja sytuacja się zmieniła, że tak jak przedtem już
nie będzie, że czeka mnie życie o wiele trudniejsze. Dlaczego
zrezygnowałam z pomocy Dinze? Zaczęto wówczas wywierać nacisk na najbliższych
mi ludzi, zrozumiałam wtedy, iż jeśli nie zerwę kontaktów z tym człowiekiem, on
najbardziej rozdrażniał administrację Zakładu (mówiono mi o tym, że to
właśnie ten adwokat nie podoba im się najbardziej), to presja na bliskich mi ludzi i ich i cierpienia się nie skończą.
- Ale obecnie wznowiła Pani współpracę z tym adwokatem?
- Tak, tak właśnie jest. Obecnie mam dwóch adwokatów,
Chrunową i Dinze. Ale zaprzestałam też milczenia, bo zrozumiałam, ze w sposób
pokojowy, poprzez rozmowy…. Jak mówili mi w maju: „Po co wynosisz to wszystko
tam, dalej, my możemy tu na miejscu dogadać się w każdej sprawie. Jeśli coś ci
się nie podoba, przychodzisz, opowiadasz co ci doskwiera, mówisz o tym nam i my
to naprawiamy". Ale ja zrozumiałam, że tak to działać nie będzie.
Ja mogę wytrzymać rewizję, bo nie mam niczego zabronionego.
Ale rozpoczęły się naciski na ludzi, z którymi w tym, albo innym momencie, tu, w
Zakładzie Karnym nawiązywałam jakieś kontakty. Administracja w ten sposób
podjęła próbę odizolowania mnie i pozbawienia kontaktów ze współskazanymi.
- Jakiego rodzaju to były naciski? Na kogo je wywierano?
- Albo grożono oficjalną naganą, albo ją ogłaszano w
raporcie. Mogę tu wspomnieć kierowniczkę biblioteki, skazaną Swietłanę
Rozenrauch, kiedyś oddawałam jej książki. Opowiadałam o tym w naszej rozmowie
grudniowej.
- Ja widziałam te książki, jakie Pani przywiozła z aresztu
śledczego.
- Tak. Ale Rozenrauch powiedziano, że ode mnie nie wolno
niczego przyjmować. Może z wyjątkiem magazynu „Murziłka”, a i to lepiej nie. Za
przyjęcie przywiezionych przeze mnie książek, zagrożono jej raportem. Spotkałam
się z nią, powiedziała, to wszystko, piszą na nią raport, ona nie będzie więcej
się ze mną kontaktować, bo znajomość ze mną stwarza dla niej poważne problemy. Od
tej pory już się nie kontaktowałyśmy.
- Oficjalnie nie da się napisać raportu w sprawie Rozenrauch
i oskarżyć ją o to, że przyjęła od Pani książki. Pewnie więc poszukano innego
pretekstu?
- Nie, to właśnie było przyczyną. Oni tam znaleźli jakieś
nieprawidłowości w dokumentach dotyczących przyjęcia tych książek. Teraz, kiedy
podaję do wiadomości jej nazwisko, nie można wykluczyć, że znów stanie się ona
obiektem nacisku, wystarczy, iż administracja dowie się, iż wymieniłam jej w
nazwisko w rozmowie z Panią. Dlatego, bardzo mi na tym zależy, chciałabym,
jeśli to możliwe, żeby Pani spróbowała dopilnować, by w stosunku do niej, po
naszej rozmowie, nie stosowano jakichkolwiek bezprawnych sankcji.
Oczywiście, jestem pewna, że jeśli Pani pójdzie teraz do
Rozenrauch, ona pewnie nie potwierdzi, tego co powiedziałam ja. Ona chce
uniknąć problemów z administracją. Ja od tamtej pory jej nie spotkałam.
- I już potem żadnych innych książek do biblioteki Pani nie
oddawała?
- Nie, już nie oddawałam żadnych książek. Od tamtej pory
książki odnosiłam do kotłowni, bo ludzie bali się je ode mnie przyjmować.
- Do kotłowni, żeby książki spalili w piecu?
- Tak, ja zrozumiałam, że jeśli będę je oddawać innym
skazanym, to po pierwsze, one same tego nie chcą, a jeśli już ktoś zdecyduje
się je przyjąć, to będzie z tego powodu miał problemy.
- Kolejny przykład wywierania presji na ludzi, którzy się ze
mną kontaktowali, to historia kobiety z mojego oddziału, Jeleny Sorokiny. Bardzo
bym nie chciała, żeby spotkały ją jakieś dodatkowe problemy. Jelena to
inteligentna kobieta w wieku około 50 lat. Nigdy przedtem swoim zachowaniem nie
stwarzała administracji najmniejszych problemów. Pretensje wobec niej pojawiły
się, gdy zorientowano się, że czyta razem ze mną i wspólnie ze mną studiuje
zasady wewnętrznego regulaminu. Wezwano ją od oddziału operacyjnego i
uprzedzono, że jeśli i w przyszłości Jelena będzie wspólnie ze mną analizować
nasz regulamin, to oni znajdą na nią „haka”, znajdzie się w spisie
„niebezpiecznych skazanych”, oskarżą ją działania naruszające dyscyplinę, o
skłonności do takich działań. To wszystko za to, że wspólnie ze mną czytała
zasady wewnętrznego regulaminu.
Zastanawiałyśmy się na przykład nad zakazem przemieszczania
po terytorium naszego zakładu bez nadzoru ze strony ochrony. W regulaminie
zapisano, iż skazany ma prawo do przemieszczania się po terytorium zakładu bez
ochrony jeśli otrzyma zgodę administracji. Jeśli wzywają cię do obozowego
cenzora, to można pójść do niego i odebrać wysłany do nas list bez
czekania na konwojentów. Ale w naszym
Zakładzie Karnym regulamin zaostrzono, za każdym razem, kiedy trzeba dokądś
pójść, na przykład do gabinetu lekarskiego, albo do cenzora, to musimy czekać
na konwojowanie przez strażników. To oznacza, że Zakład Karny zmienia swój
profil, staje się zakładem o zaostrzonym regulaminie, regulamin przecież
określa, iż przemieszczanie na terytorium zakładu pod konwojem obowiązuje w
koloniach o zaostrzonej dyscyplinie. Na ten właśnie temat dyskutowałyśmy z
Jeleną.
Zastanawiałyśmy się także nad zasadnością witania
funkcjonariuszy za każdym razem, gdy przechodzą obok nas. Jeśli znajdujesz się
razem z nim w tym samym miejscu, powiedzmy w tym samym pomieszczeniu,
administracja domaga się, byśmy za każdym razem, gdy funkcjonariusz się do nas
zbliża, wygłaszały formułę powitania. Jeśli zrobiłyśmy to zaledwie minutę temu,
to po co to robić jeszcze raz?
W rezultacie Jelenę przeniesiono do III Oddziału. To
czerwony oddział. W nim funkcję starszej dyżurnej sprawuje Ludmiła Kniaginina,
ona także ma za sobą staż w II Kolonii, siedzi już bardzo długo. Jak mówimy o
tym oddziale to sekta, tam siedzą sektanci. Starsza dyżurna zabrania swoim
podopiecznym kontaktować się ze skazanymi z innych oddziałów. Więc skazane z
tego oddziału rozmawiają z nami z najwyższą ostrożnością, jeśli robią to w
ogóle. Ze mną żadna z nich nigdy nie rozmawiała, w tym oddziale w stosunku do
mnie działa oddzielny zakaz. W nim praktykuje się kary cielesne, przede
wszystkim wtedy, kiedy skazana nie wykonuje normy produkcyjnej. Tylko dwie
osoby sprawują kontrolę nad tym oddziałem, to Ludmiła Kniaginina i jej siostra
Katia Kniaginina, one siedzą razem w jednym oddziale.
Przez jakiś czas ta Jekatierina Kniaginina była brygadzistką, to
znaczy praktycznie szefem produkcji nadzorującym skazane w tym oddziale. Tam
bardzo często za karę stosowano pobicia.
Słyszałam o tym od wielu skazanych, praktycznie opowiadała o
tym cała zona, jak mi się wydaje nie ma podstaw by temu nie wierzyć. W 2012 roku
miał miejsce przypadek Cyganki, nazwisko jakie mi podano brzmiało Jelena Ogły.
Ona umarła z pobicia. Bito ją długo i wytrwale, ona była właśnie w tym oddziale
karnym.
- A za co ja bili?
- Ja nie wiem za co. Coś musiało się zdarzyć, że stała się
ofiarą. Albo nie wypełniła normy produkcyjnej. Albo była też inna przyczyna o
charakterze osobistym. Jeśli pojawiają się tego rodzaju motywy osobiste, to
bardzo łatwo stworzyć sytuację, w której ofiara nie wypełnia normy
produkcyjnej. Wystarczy skinienie palca ze strony brygadzistki,
to od niej zależy, jakie operacje wykonują skazane. Wystarczy, że każe jej
wykonywać operację, jakiej ona nigdy przedtem nie wykonywała, trochę bardziej
skomplikowaną. Oczywiście, ona nie da sobie z tym rady, tym bardziej, że w
Zakładzie Karnym nie ma żadnego systemu kształcenia zawodowego, co moim zdaniem
także stanowi naruszenie regulaminu.
Mówiłam o tym naczelnikowi jeszcze latem tego roku. Ale on
odpowiedział, iż jest gotów udowodnić każdemu adwokatowi, iż u nich wszystko
odbywa się zgodnie z prawem. Ale kiedy czytam Kodeks Postępowania Karnego
Federacji Rosyjskiej, to z niego wynika, iż skazanym należy zagwarantować
podstawowe kształcenie zawodowe. Po to, by byli w stanie wykonywać powierzane
im operacje. Naczelnik odpowiedział wtedy, iż w naszym Zakładzie kształcenie
odbywa się bez przerywania procesu produkcyjnego. Ale jeśli poczytać Kodeks, to
tam jest paragraf mówiący o tym, iż szkolenie zawodowe bez przerywania
produkcji możliwe jest tylko w wypadku skazanych na wyrok dożywotniego
więzienia. Ale nas nie skazano na dożywocie, więc mamy prawo oczekiwać, iż
powinno nam się gwarantować jakieś szkolenie, które w rzeczywistości nie jest
organizowane. Tak więc potrafimy wykonywać tylko te operacje, jakich nas
nauczono po naszym przyjeździe. Niczego więcej nie potrafimy. Oczywiście, kto
siedzi dłużej, potrafi robić więcej. Ale dla każdego można znaleźć operacje,
której on wcześniej nie wykonywał.
Tak więc Jelena Sorokina znalazła się dokładnie w tej
sytuacji, polecono jej wykonywać operację, której nie znała. Poddano ją
ogromnej presji. Nie potrafię Pani powiedzieć, czy ją bito, czy nie, ona nic mi
na ten temat nie mówiła, ale Jelena stała się ofiarą potężnego nacisku
psychicznego.
Nie mamy
prawa pójść do toalety….
- Jaką Pani wykonuje operację w obozowej szwalni?
- Ja wykonuję sprawdzanie kontrolnego paska mocowania
szlufek (w nie wkłada się pas). Odpowiadam za jeszcze inną operację, za
wykonanie zakładek na spodniach.
- Nadiu, a ile Pani zazwyczaj zarabia? W czerwcu zarobiła
Pani 29 rubli (2 złote 90 groszy), a ile w lipcu?
- Nie pamiętam. Ale przez ostatnich kilka miesięcy,
sierpień-wrzesień, nie wiem z czym to jest związane zaczęłyśmy dostawać wynagrodzenie
mające coś wspólnego z ustalonym przez prawo Minimalnym Wynagrodzeniem za
Pracę. Moja pensja wynosi gdzieś ok. 1300 rubli (130 złotych), oczywiście ze
wszystkimi odliczeniami. Wcześniej dostawałam różne wynagrodzenia, od 29 do 200
rubli (wynagrodzenie Nadieżdy Tołokonnikowej za styczeń 2013 roku – 102 ruble
70 kopiejek, za luty – 215 rubli 27 kopiejek, za marzec 453 ruble 31q kopiejek
– E.M.)
- Przez ten czas była Pani bita?
- Nie, mnie nie bili.
- Inne skazane, nie próbowały wobec Pani siły fizycznej?
- Nie, one boją się. Rozumieją, kim jestem. No mówiono mi
wielokrotnie, że jeśli nie byłabym Tołokonnikową, to już niejeden raz
dostałabym w kość. To dzięki temu, że nie jestem Jeleną Ogły z III Oddziału, w
jej wypadku nie zareagował nikt, być może ona nie miała ani krewnych, ani
adwokatów. Ale na początku września podjęto próbę zburzenia mojego obozowego
status quo.
- W jaki sposób?
- Poddano mnie bezwzględnej presji. Podjęli się tego ludzie,
skazane, które zajmują określone miejsca w hierarchii mojego oddziału. To
Starsza Dyżurna i Szef Produkcji. Te działania nastąpiły od razu po mojej
rozmowie (30 sierpnia) z zastępcą naczelnika Zakładu Karnego Kuprianowem.
Stałam się ofiarą całej serii zdarzeń. Na przeprowadzonych w oddziale
zebraniach poinformowano skazane o tym, iż będą karane do tej pory, dokąd nie
nauczą się prawidłowo postępować z Tołokonnikową i nowymi.
- Nie brała Pani udziału w tych zebraniach?
- Byłam na nich. Mówiono o tym przy mnie. Wypowiadała się
starsza dyżurna Jekatierina Ładina i nasza brygadzistka, szef produkcji, Albina
Spirczina, to jest osoba śledząca za procesem szycia, rozdziela zadania między
skazane, pilnuje, kto ile uszył. W oddziale tworzono specjalnie wyjątkowo
nerwową sytuację, nie pozwalano nam chodzić do naszego magazynku z jedzeniem,
to znaczy nie wolno nam było jeść naszych własnych produktów. Zakazano nam
wchodzenia do kuchni, żeby nalać sobie herbaty. W hali produkcyjnej odebrano
nam przerwy na papierosy i na wyjście do toalety.
- Ile zwykle trwa przerwa?
- Do pracy przychodzimy zwykle o 7.30, przerwa jest o 9,45,
następna przerwa jest na obiad, mniej więcej o 12, 20.
- A bez przerwy można pójść do toalety?
- Nie, nie mamy do tego prawa. Za bezprawne wyjście do
toalety grozi nam raport.
- Ale jeśli człowiek musi?
- Można zaryzykować i wyjść z hali produkcyjnej, ale jeśli
spotka nas funkcjonariusz, to napisze raport, iż skazana wyszła z hali w
nieprzepisowym czasie. W tamtej sytuacji, te przerwy zostały zlikwidowane, ta o
10ej i ta na obiad, nie mogłyśmy wyjść na papierosa. Oczywiście, robiłyśmy to
ukradkiem, inaczej po prostu nie mogłyśmy.
Wydano nam formalną instrukcję, jeśli nawet idziecie na obiad, nie wolno
Wam zatrzymywać się na papierosa.
Następna przerwa na papierosa przewidziana jest o 16ej.
Przerwa na toaletę także została anulowana. W hali produkcyjnej zakazano nam
korzystać z jakichkolwiek napojów. Zwykle podczas przerwy na papierosa wolno
nam było napić się herbaty, zjeść cukierek,, ale teraz wszystko to stało się
zakazane.
Być może komuś żyjącemu na wolności wszystko to wyda się nie
bardzo ważne, herbata, papieros, ale dla skazanej pracującej po 16 godzin na
dobę, to wszystko ma zasadnicze znaczenie. Dla wielu herbata jest ratunkiem.
- Kiedy spotkałyśmy się w grudniu, Pani już pracowała po 16
godzin dziennie?
- Ja sama zawsze pracuję po 8 godzin, w moim wypadku
administracja przestrzega przepisów. Historia polega na tym, iż kiedy
przywieziono mnie na kwarantannę rozmawiałam z naczelnikiem tego Oddziału,
powiedziałam mu od razu, że będę pracować tylko po 8 godzin dziennie. Nie mam
pojęcia, czy decydujące okazały się moje słowa, czy to, że wszędzie o mnie
głośno. Tylko jeden raz zdarzyło się, że pracowałam dłużej, niż 8 godzin. Na
początku koleżanki skazane stwierdziły, że są jeszcze rzeczy, których muszę się
nauczyć.
- Nadiu, tu uruchomiona jest taśma produkcyjna, jeśli Pani
pracuje tylko 8 godzin, a pozostałe w Pani brygadzie po 16, to komu powierzana
jest Pani operacja, wtedy, kiedy Pani wychodzi z pracy.
- To jest oddzielne i dosyć złożone pytanie, na nie także
starałam się dostać odpowiedź od administracji Zakładu. Zwłaszcza, że miałam w
tej sprawie spore problemy. Sprawa polega na tym, że tej pracy nie powinien wykonywać
nikt, wszystkie szyją, tyle ile powinny szyć,
i tak z trudem dążą ze swoją robotą. I rzecz jasna, nikomu nie chce się
wykonywać mojej pracy. W rezultacie powstają zaległości. Przychodzę o ósmej,
niekiedy w pół do ósmej, i wtedy ta góra wysypuje się na mnie. I ja powinnam
wszystko to zszyć jak najszybciej. To oczywiście wzbudza rozdrażnienie tych,
których operacja wypada zaraz po mojej, to budzi złość naszej szefowej Albiny
Spiricznej. Z tego powodu moje stosunki z nią zawsze były złe. Albina zawsze usiłuje
mi przeszkodzić, kiedy wychodzę na papierosa, jej zdaniem i tak pracuję mało. 8 godzin w pracy – wszyscy uważają tu, że to mało. Dla ludzi to jak gdyby przyjść
i wyjść, zajrzeć do hali i pomachać ręką.
- Nadiu, dlaczego pozostałe skazane kobiety godzą się
pracować po 16 godzin. Są im potrzebne pieniądze, czy lękają się okazać
sprzeciw administracji?
- One się boją, tylko dlatego.
- A ile zarabiają? Pani ostatnio zarabiała 1300 rubli
(130 złotych) na miesiąc.
- W ostatnich miesiącach zarabiały tyle samo.
- To znaczy, że Pani pracuje 8 godzin, one po 16, a
zarabiacie tyle samo.
- Tak, wynagrodzenie jest identyczne. Czas pracy nie wpływa
na pensje. Zarobki zależą od tego jaki procent normy został wykonany. Ilość
godzin spędzonych w pracy nie ma znaczenia. Przez kilka ostatnich miesięcy, nie
rozumiem dlaczego, obliczają mi normalne procenty, 100, czasem 105 procent. A ja
szyję teraz, tak jak i wcześniej. Ale wcześniej zapisywano mi tylko 30%, za to
teraz aż 100. Podejrzewam, że to także jeden ze sposobów, który ma skłonić mnie do milczenia. Dlatego także sama zastanawiałam się, jak mogę wykonać normę
w ciągu 8 godzin. Chodziłam nawet do naczelnika i prosiłam, by pozwolono mi
zostać choćby na dwanaście godzin, konfliktowe sytuacje w zonie przemysłowej,
związane z tym, ze pracuję dwa razy mniej, niż inne stawały się coraz
częstsze. To zupełnie naturalne, że ta sytuacja drażniła inne skazane, one nie
chcą pracować za mnie, napięcie z tym związane robiło się coraz większe. Więc
po prosiłam, by pozwolono mi pracować po 12 godzin, żeby nie było tych psychicznych
emocji, i żebym mogła wykonywać swoją normę. Ale naczelnik stwierdził, że
proces mojej reedukacji nie zaszedł dość daleko, że wciąż składane są na mnie
skargi, więc w żadnym wypadku nie można mi było na to pozwolić.
Jak mi się wydaje źródło zła w tym wypadku, to normy produkcyjne. Zarzut jaki stawiam przede wszystkim administracji tego Zakładu Karnego polega na tym, iż przyznało ono sobie status gospodarza w niewielkim gospodarstwie o charakterze niewolniczym. Ten obóz, nie jest jak ma to w nazwie instytucją karno-reedukacyjną, jest po prostu obozem pracy. To jest źródło całej biedy, nikt tu nie uważa skazanych za ludzi, oni są traktowani jak pozbawieni praw niewolnicy. Stąd wynika i tej sytuacji towarzyszy brak możliwości zabrania ten temat publicznie głosu. Jeśli powiesz coś na ten temat organom zwierzchnim, zeżrą Cię na miejscu. Zrobią to swoi. A swoi, to ci którzy boją się administracji i spełniają jej żądania. Administracja ma jedno pragnienie, by ludzie zachowywali się spokojnie, by zmęczeni byli jej całkowicie podporządkowani.
- Nadiu, przez ten czas, od kiedy Pani tu się znajduje,
praca była zawsze? Zawsze mieliście do szycia jakieś komplety ubrań? Czy
zdarzały się przestoje, okresy, kiedy nie było pracy?
- W końcu marca, przez dwa tygodnie nie mieliśmy zamówień. W
czasie pracy przechodziłyśmy do strefy produkcyjnej, ale pomagałyśmy innym
brygadom w ich pracy, obcinałyśmy nitki, ale same byłyśmy bez zajęcia. Te
dwa tygodnie były wyjątkowe, a tak pracujemy przez cały czas. Zakład Karny
podpisał znaczący kontrakt na szycie policyjnych mundurów. Teraz roboty nam nie
zabraknie. Ale czy to dobrze? Powtarzam jeszcze raz, chciałabym to podkreślić,
to normy produkcyjne określone przez administrację zmuszają skazane do takiej
pracy. One pracowałaby z przyjemnością po 8 godzin, lub choćby po 12.
Wielokrotnie zwracano się do mnie, bym coś z tym zrobiła. Jeśli normy
produkcyjne byłyby mniejsze, a do tego jeśli nie pozwalanoby sobie na radykalne
zmiany parametrów (ze 100 kompletów na przykład do 150), to jestem przekonana,
iż normę produkcyjną dałoby się wykonać w ciągu 8 godzin. To by dało szansę na
zajęcie się sobą, samokształcenie, nareszcie można by znaleźć czas na pisanie
do bliskich listów, albo czas na refleksje duchową, religijną. W
obecnych warunkach na to wszystko nie ma szans.
- Czy w niedziele też jesteście zmuszane do pracy?
- Do mnie przychodzą skazane z mojego oddziału, one dzięki
kontaktom a administracją zajmują u nas wysokie stanowiska , na przykład
brygadzistka, (to one rozdzielają miejsca pracy i wszystko to, co w więziennym
slangu nazywamy „Łachmate”), kładą zwyczajnie przed człowiekiem kartkę papieru,
żebyś mogła napisać podanie o zgodę na pracę w niedzielę. Kiedy tu
przyjechałam, pytałam o to co się stanie, jeśli ja tego podania nie podpiszę.
Wtedy mi wytłumaczono, że zostanie ukarana cały brygada.
- I w końcu podpisała Pani?
- Tak podpisywałam takie podanie co niedzielę.
- A jakie kary mogą spaść na brygadę?
- Zmniejszone zostaną porcje wyżywienia, ograniczony dostęp
do toalet, albo możliwości wyjścia na papierosa.
Ten mój
gest jest całkowicie szalony
- Nadiu, jak można było przeczytać w Internecie, naczelnik
Zakładu Karnego IK-14 Kułagin usiłował Panią uprzedzić o grożącej Pani
odpowiedzialności karnej w związku ze składaniem świadomie fałszywych
doniesień, tak jak to ujmuje paragraf 306 Kodeksu Karnego Federacji Rosyjskiej.
Co to za historia, proszę ją opowiedzieć.
- To się zdarzyło dwukrotnie. Po raz pierwszy otrzymałam
oficjalne ostrzeżenie. Poprosiłam o kopię tego ostrzeżenia, ale jej nie
otrzymałam. Co więcej, wyrwano mi z rąk ten dokument, kiedy starałam się go uważnie przeczytać. Przede mną ustawiono kamerę i oświadczono, iż powinnam
ten dokument przed nią przeczytać na głos. Odmówiłam. Nie rozumiem, dlaczego
miałabym czytać na głos. I powiedziałam: „ja mogę sama przeczytać
ten papier, umiem sama czytać”. Wtedy Swietłana Wasiliewna Żatkina, pracownica
Oddziału Operacyjnego, która brała w tym wszystkim udział, oświadczyła: „W takim
razie sporządzimy protokół stwierdzający, iż odmówiłaś wykonania rozporządzenia
administracji”. Więc mówię: „w porządku, sporządzajcie protokół”. Ale taki
raport oznacza też, iż należy wyznaczyć skazanej jakąś karę. To właśnie wtedy
po praz pierwszy przeczytałam oficjalne ostrzeżenie z powołaniem się na
paragraf mówiący o oszczerstwie. Wtedy tez Żatkina przy wszystkich nazwała mnie
kłamczuszką. Wtedy odpowiedziałam, iż ten właśnie paragraf o oszczerstwie można
zastosować i w stosunku do niej samej, a ja mówię i piszę w swoich podaniach tylko
prawdę.
Zdjęcie Nadii zrobione po jej przyjeździe do Zakładu Karnego numer 14 |
Po raz drugi podobna sytuacja miała miejsce 23 września,
wtedy, kiedy Naczelnik Zakładu Karnego wysłał mnie w „bezpieczne miejsce”.
Wtedy także próbowano zdobyć mój podpis pod oficjalnym ostrzeżeniem o karze
grożącej za składanie „świadomie fałszywych doniesień”. „Dlaczego to robicie?”
– spytałam. „Mamy nadzieję, że w końcu zmienisz swoje poglądy i zrozumiesz, że
się mylisz. Zrozumiesz, że możesz za swoje czyny ponieść przewidziana przez
prawo karę. Dlatego mamy obowiązek złożyć ci oficjalne ostrzeżenie.?
- Chciałabym sprawdzić niektóre nazwiska wymienione w Pani
liście. Opowiada Pani o kobiecie, która
poprosiła o zezwolenie na wyjście do
strefy mieszkalnej….
- To była właśnie Sorokina. Ja niestety nie wiem, jak
zagwarantować bezpieczeństwo tym wszystkich, których nazwiska tu wymieniamy.
Naprawdę nie wiem, choć bardzo mi na tym zależy. Obawiam się, że ją mogą tu
zabić, tym bardziej, iż znajduje się teraz w Oddziale Karnym. Tam grozi jej
realne niebezpieczeństwo. Opowiadałam już o Jelenie Ogły, która straciła życie
na skutek pobicia. Oficjalnie napisano, że przyczyną jej śmierci był albo HIV,
albo wylew, podano całkiem inną, niż prawdziwa. Rodzina nic z tym nie mogła zrobić,
tutaj ukrywa się wszystko. Dlatego mam wszelkie podstawy, by obawiać się o bezpieczeństwo
tej kobiety.
- Nadiu, pisze pani dalej o kobiecie, która w Oddziale II
odmroziła sobie nogi i ręce.
- Niestety, ja nie pamiętam jej nazwiska, ale kontaktowałam
się z nią osobiście. Myślę, że można by ją rozpoznać, pamiętam, iż była dosyć
drobnej budowy ciała. Nie ma jednej nogi, porusza się o kulach. Ale problem w
tym, że i ona nie zechce podać prawdziwej przyczyny, z nią też już
porozmawiano. Ja je mówię: „Ty nie chcesz złożyć w tej sprawie doniesienia? To
jest skandaliczna historia.” Na to usłyszałam jej odpowiedź: „Chciałabym pozwać
ich do sądu, ale zrobię to dopiero po wyjściu na wolność.” Jej do końca kary zostało mniej, niż rok. O
ile wiem, starała się o warunkowe
zwolnienie, ale nie udało się, administracja jej nie znosi, regularnie wysyłają
ją do karceru, nie zwracając uwagi na jej niepełnosprawność. Chciałam też
opowiedzieć, jak przeniesiono ją z Oddziału Piątego do Drugiego. Jedna z kobiet
osadzonych w Piątce pomagała jej. Więc ona próbowała tam wrócić, w Dwójce już
jej nikt nie chciał pomagać, w tym właśnie Oddziale znajdują się wszyscy
niepełnosprawni i skazane w wieku zaawansowanym. Więc kobieta napisała podanie do
Naczelnika Kuprianowa. Kuprianow przez miesiąc nie reagował, nie wzywał jej do
siebie, wtedy ona sama postanowiła, że pójdzie do niego. Kiedy do niego dotarła
wytłumaczyła mu, dlaczego stara się o powrót do Oddziału Piątego. Wtedy on
odpowiedział, że nie ma zamiaru niczego zmieniać, na odwrót "zaraz wyślemy Cię
do karceru – zapowiedział – bo pozwoliłaś sobie na przyjście do mnie, do
administracji, bez zezwolenia, mamy podstawy by Cię ukarać". Dali jej naganę i
wysłali do karceru.
- Nadiu, pisze Pani dalej, że biją tu po twarzy i po nerkach,
może Pani wymienić jakieś nazwiska?
- Ja nie mogę wymieniać nazwisk tych ludzi. W moim własnym oddziale
jeśli zdarzają się pobicia, to nie są one ciężkie, noszą, jakbym powiedziała, kosmetyczny charakter. Ale to się zdarza, mogą człowiekowi dać po buzi. Tak
robią same skazane. Administracja Zakładu Karnego, sama, o ile mi wiadomo,
nie pozwala sobie na bicie skazanych. Tu wszystko robi się rękami samych
skazanych. Opowiem świeży przykład, w Oddziale Siódmym pobito nową dziewczynę,
przywieziono ją tutaj jakieś trzy tygodnie temu. Umieszczono ją w „Siódemce”,
tam brygadzistką jest Simonowa. Tę nową dziewczynę pobiły inne skazane, za to, że nie nauczyła się szybko szyć.
- Zna Pani jej nazwisko?
- Nie, nie znam.
- Nadiu, dalej czytam Pani list. „Całkiem niedawno pobito
nożyczkami jedną z młodych skazanych, za to, że na czas nie oddala gotowych
spodni.”
- To się wydarzyło w mojej brygadzie. Ale ja nie podam
nazwiska. Gdybym to zrobiła, mogłyby ją spotkać poważne nieprzyjemności.
- Napisała Pani, że "tymi nożyczkami” przebito jej głowę.
Na pewno trzeba jej było okazać pomoc medyczną.
- Jak rozumiem, tam doszło do powierzchownych uszkodzeń
tkanki, więc ustalono, iż samo się zagoi, ona jakoś się zabandażowała i tak
potem chodziła.
- Następna historia, „zupełnie niedawno jedna ze skazanych
usiłowała nożem przebić sobie brzuch”…
- Nie nożem, a nożycami. To się wydarzyło w sąsiedniej
brygadzie. Również nie znam jej nazwiska, wiem tylko, ze taki incydent się
zdarzył. Proszę mnie zrozumieć, w szeregu wypadków, naprawdę nie mogę wymieniać
nazwisk, nie mam żadnych możliwości, by tym ludziom zagwarantować potem bezpieczeństwo.
Poczuwam się do odpowiedzialności za nich i dokładnie z tego powodu aż do tej
pory nie składałam żadnych skarg.
- Ale jeśli nie wymienia Pani nazwisk, to w jaki sposób chce
Pani doprowadzić do zmian? Zapowiada Pani głodówkę, i że będzie ona trwała do
tej chwili aż zmieni się sytuacja. Ale co możemy zrobić, jeśli nie jesteśmy w
stanie dowiedzieć się w odniesieniu do kogo konkretnie naruszono prawo?
- Proszę zrozumieć, kara spadnie nie na tych, kto na nią
zasłużył. Proszę bardzo, weźmy tę sytuację, kiedy jedna skazana drugiej
uszkodziła głowę nożycami. Ale tę, która to zrobiła doprowadzono do takiego
strasznego stanu, całkowitego wyczerpania psychicznego, kiedy człowiek zamienia
się w zwierzę. Ją do tego doprowadzono.
Jeszcze jedną kobietę przeniesiono z mojego oddziału do
innego, na inny odcinek, dano jej nowe miejsce pracy, inną zmianę, żebyśmy w
żadnym wypadku nie mogły się spotkać. Napisano na nią raport, w konsekwencji
uniemożliwiono jej starania o warunkowe zwolnienie, ona siedzi już 6 lat i
robiła wszystko, żeby zasłużyć na przedterminowe zwolnienie.
- Może Pani podać nazwisko?
- A co to da?
- Proszę mnie zrozumieć, kiedy Pani mówi pewna kobieta,
jedna kobieta, to nie są fakty…..
- Ale co to da? Co wy z tym zrobicie? Proszę bardzo, wymienię
teraz jej nazwisko, właśnie teraz rozpatrywana jest kwestia jej warunkowego
zwolnienia, ona wciąż ma na nie nadzieję. Ale jeśli ja wymienię teraz jej
nazwisko, to w jej sprawie zostanie napisanych jeszcze szereg nagan i raportów,
i o żadnym warunkowym zwolnieniu nie będzie już mowy. A koniec jej kary wypada dopiero w końcu przyszłego roku. Więc jak mam postąpić? Ja rozumiem, o co
mnie Pani prosi, ale ja nie mam prawa niszczyć ludzkich losów, z tego powodu
zrezygnowałam ze swojej skargi w maju, wycofałam ją, kiedy zorientowałam się,
jak rozpoczęto na moich oczach łamać ludzkie losy. To się działo z mojego
powodu.
- Nadiu, pisze Pani jeszcze: „Skazane powiązane z
administracją zachęcały Oddział do rozprawienia się…”. Mogłaby Pani wymienić
nazwiska tych kobiet?
- Już je wymieniałam, to Ładina i Spirczina. To one
uprzedzały, że będą nas karać, aż do chwili, kiedy nie nauczymy się zachowywać
właściwie. A jak zachowywać się właściwie? Jak obchodzili się z ludźmi
„starożyły’? Trzeba bić? Bijcie ! A jeśli ona pójdzie na skargę? Nic wam za to
nie grozi, nigdzie nie będzie się skarżyć, nie odważy się. Krzyczeli na
mnie, starano się wywierać na mnie presję psychiczną, to wszystko robiono na
zamówienie, wśród nich byli i ludzie, z którymi w normalnym życiu moglibyśmy ułożyć
sobie normalne kontakty, ale tu ludzie się degradują, krzyczeli na mnie, bu
musieli. Takie były polecenia wydane przez nasze funkcyjne skazane. I jeśli one
by tego nie zrobiły, uniemożliwiono by im choćby mycie się. Ale jeśli idzie o
jakieś ataki fizyczne, tego nie było.
Nie zjem
bodaj jednego cukierka podczas głodówki.
Funkcjonariuszka Zakładu Karnego IK-14: Pora obiadu. Będziesz brać obiad?
- Nadiu, będzie Pani brać obiad?
- Mam obowiązek przyjęcia obiadu. Potem muszę go tu trzymać
przez dwie godziny. Ale ten obiad nie jest w żadnym stopniu podobny do tego,
jakim karmią nas w stołówce.
- Ten obiad jest lepszy?
- O wiele. Zwykle dostajemy, jak wypadnie, może jedną czwartą tej porcji ryby i chleba. Ale tylko chleb jest tu świeży.
- Nadiu, prowadzi Pani głodówkę, przyniosą Pani jedzenie,
Pani nakrywa je torbą, to po to, żeby nie czuć zapachu jedzenia?
- Bardzo chciałabym się dowiedzieć, czy rzeczywiście
jedzenie musi u mnie pozostawać przez dwie godziny. To prawda, nie czuję się z
tym komfortowo. Powiedziano mi nawet, iż jeśli to jedzenie będę wylewać, albo
wyrzucać, to oni uznają, że ja przerwałam głodówkę i wszystko zjadłam.
- Kiedy przynoszą jedzenie trudno Pani zapanować nad sobą?
Chce się Pani jeść?
- Bardzo chce mi się jeść, ale nie trudno mi zapanować nad
sobą. Nie ciągnie mnie do tego jedzenia, nie pragnę się na nie rzucić,
rozumiem, że to pewnego rodzaju szatańska pokusa. Dobrze rozumiem, że jeśli
zakończę głodówkę, a moje żądania nie zostaną spełnione, to moje prawa i prawa
innych skazanych zostaną ograniczone w jeszcze większym stopniu. To byłby
sygnał w kierunku administracji, iż każdego skazanego można złamać, nawet tego,
kto upomniał się o prawa swoje i innych skazanych. To dlatego nie odczuwam
najmniejszego pragnienia, bu choć cokolwiek wziąć do ust. Mnie tu specjalnie
przyniesiono wszystkie moje własne zapasy, pewnie idzie o to, żeby mnie
sprowokować, żebym się na coś skusiła. Ale ja tego nie zrobię. Podczas głodówki
nie wezmę do ust nawet jednego cukierka.
- Podczas Pani pobytu w Zakładzie, ktoś wcześniej próbował
głodować?
- Nie, skąd. Przy mnie nikt tu na nic się nie skarżył, nie
wysyłał żadnej skargi, tutaj wszystko znajduje się pod taką kontrolą, wszyscy
się boją, w końcu muszą odsiedzieć swoje wyroki. Ten mój gest jest
całkowicie szalony. Co ze mną będzie dalej nie wie nikt, wszyscy tu jednak
uważają, że to szaleństwo. Ludzie popierają mnie, większość jest po mojej
stronie, ale wszystkim się wydaje, że moja głodówka, to jak prawie podpisanie
dla siebie wyroku śmierci.
- Na dzień przed ogłoszeniem głodówki, szukała Pani rady u
kogoś w swoim oddziale?
- Tak rozmawiałam z
niektórymi, ale to była maleńka liczba osób. Niektóre skazane mówiły, że jeśli
zobaczymy, iż na ciebie wywierana jest nadzwyczajna presja, jeśli zobaczymy, że
jest ci bardzo źle, albo, ze źle Cię traktują, my też ogłosimy głodówkę.
Potrzebna będzie cierpliwość
Dziewczyny z Pussy Riot nie zostały zapomniane. Protesty przeciw ich uwięzieniu odbywają się na całym świecie. |
Potrzebna będzie cierpliwość
- Nadiu, rozmawiała Pani o głodówce ze swoim
adwokatem, mecenas Chrunową?
- Tak.
- Ona Panią wsparła?
- Adwokat, to nie ten człowiek, który w takiej sprawie może nas poprzeć, lub nie. Dostałam od niej kilka porad prawnych, po to bym
wszystko robiła prawidłowo. Pani się pyta, dlaczego ogłosiłam głodówkę właśnie
teraz? Całe lato zastanawiałam się, co powinnam zrobić. W tej, lub innej formie
zwracałam się do przedstawicieli administracji, by choćby w niewielkim stopniu
poprawić sytuację skazanych znajdujących się w tym zakładzie karnym.
Prowadziłam jakieś nieformalne rozmowy, sama formułowałam dla siebie postulaty.
- Niech Pani poda jakieś przykłady, jak zamierzała Pani
poprawić sytuację?
- Dajmy taki przykład, w stołówce brakowało łyżek, szłam do
nich i mówiłam o tym, że mamy taki problem. Oni odpowiadali: „w porządku, my to
naprawimy”. W rezultacie odebrano łyżki u nas w oddziale i przeniesiono je do
stołówki, teraz w stołówce łyżek rzeczywiście tyle, ile potrzeba, ale w
oddziale ich nie ma. To przecież nic strasznego, iż wypowiadałam się w sprawie
stołówki. Problem polega na tym, że administracja Zakładu Karnego nie ma
zamiaru słuchać skazanych. Tutaj tak przyjęto, skazany powinien milczeć. Jeśli poprosisz
o cokolwiek, to oni zwykle zrobią gorzej – to tak tutaj działa. To główna
zasada. I w rezultacie zostałyśmy na oddziale bez łyżek.
- Poprosiła Pani w swoim podaniu o przeniesienie do innego
Zakładu Karnego.
- Tak, pragnę tego.
- Myśli Pani o jakimś konkretnym Zakładzie Karnym ?
- Nie, takiego nie ma. Chciałabym tylko trafić do takiego, w
którym przestrzega się prawa w pełnej mierze i odpowiednio do tego traktuje
skazanych.
- Słyszała Pani o takich zakładach karnych?
- To co mi wiadomo, nie mogę przecież wypowiadać się o
koloniach, w których nigdy nie byłam, ale adwokatka opowiadała mi o kolonii w
Niżnim Nowgorodzie (IK-2), tam gdzie obecnie przebywa Aliochina. Tam sytuacja z
prawami człowieka wygląda zupełnie inaczej. Dochodziły do mnie informacje także
o innych zakładach karnych, ale nie będę ich teraz wymieniać, chcę uniknąć
gołosłowności, ale opowiadały mi inne skazane, iż choćby pod względem warunków
zatrudnienia w niektórych jest o wiele lepiej.
- Nadiu, proszę powiedzieć jakie są Pani podstawowe żądania
związane z głodówką? W jakich warunkach będzie Pani gotowa przerwać głodówkę?
Przecież nie będzie Pani głodować wiecznie?
- Nie dam rady. Najważniejsze, to przestrzeganie warunków
zatrudnienia, tak by odpowiadały one Kodeksowi Pracy Federacji Rosyjskiej. Należy
zacząć od zapewnienia skazanym odpowiedniej ilości snu. W ideale powinnyśmy mieć
zagwarantowane 8 godzinny dzień pracy, ale być może, jeśli miałby to być 12 godzinny dzień
pracy, a normy produkcyjne zostałyby zmniejszone, tak by kobiety dawały radę je
wykonywać – nad takim wariantem tez gotowa się jestem zastanowić. Tak więc
idzie mi albo o 8-godzinny, albo 12-godzinny dzień pracy, w żadnym wypadku nie
może to być 16 godzin.
Punkt drugi, to zmniejszenie norm produkcyjnych, dziś są one
sztucznie zawyżone.
Stąd nie da się poskarżyć na cokolwiek, wystąpić z
jakimkolwiek wnioskiem. Kiedy przyjeżdża kolejna komisja, wszystko jest
ukrywane. Już opowiadałam, jak szykujemy się na przyjazd komisji. Kiedy Pani i
Wasza komisja przyjeżdżała w grudniu, wszystko odbyło się w taki sam sposób. Tak
samo i teraz. Każdy człowiek boi się rzecz jasna sam za
siebie, zwłaszcza jeśli znajduje się w tego rodzaju zamkniętym miejscu, to
naturalne. I on to rozumie, wy wyjedziecie, a on tu zostanie.
Chciałabym także wspomnieć o cenzurze korespondencji. Za
każdym razem, kiedy człowiek stara się w liście opisać jak nasze życie wygląda na prawdę,
wzywają go potem do Wydziału Operacyjnego , albo do Wydziału Bezpieczeństwa i informują,
iż nawet bliskim krewnym, nie wolno opowiadać o pewnych sprawach.
- Panią także tam wzywali?
- Oczywiście. Wzywali mnie z powodu rozmów telefonicznych. Kiedy tu przyjechałam, podzieliłam się z moim mężem informacją, iż bolą mnie
ręce. Długo musiałam rąbać lód. Nawet nie skarżyłam się wtedy, po prostu
opowiadałam mu, jak tu jest. Nie prosiłam go o co cokolwiek, by coś z tym zrobił. Ale już następnego dnia wezwano mnie do Kuprianowa, zapytał mnie po co to
robię i podkreślił, że tego rodzaju postępowanie w zakładzie karnym są nie do przyjęcia.
Uważam także, iż znaczącemu ograniczeniu poddano nasze prawo
dostępu do informacji rozprzestrzenianych przez środki masowej informacji. Zgodnie
z artykułem 94 Kodeksu Postępowania Karnego Federacji Rosyjskiej dostęp
skazanych na tymczasowe pozbawienie wolności do filmów fabularnych, programów
telewizyjnych, audycji radiowych jest reglamentowany. Ale ten artykuł podkreśla
także nasze prawo dostępu do mediów. Jesteśmy pod pewnym względem ograniczane,
ale to nie oznacza, że straciłyśmy prawo dostępu do informacji. Jedyna gazeta jaka
jest prenumerowana przez Zakład Karny, to „Kazionnyj Dom„ ("Instytucja Państwowa”).
W tej gazecie publikowane są materiały na temat zakładów karnych. Jej lektura
nie rozwiązuje kwestii naszego dostępu do środków masowej informacji.
W oddziałach zwykle nie działają telewizory, nie odbieramy
żadnych stacji, jesteśmy w ten sposób całkowicie oderwane od świata zewnętrznego.
Chciałabym jeszcze poruszyć problem odbiornika radiowego. Zgodnie
z paragrafem 84 Kodeksu Postępowania Karnego Federacji Rosyjskiej pomieszczenia
mieszkalne, pomieszczenia produkcyjne, karcery, czy cele więzienne winny być wyposażone
w głośniki radiowe, koszty z tym związana ponosi Zakład Karny. Ale w ani jednym
miejscu nie widziałam sprawnego głośnika radiowego. Jedyny sprawny głośnik radiowy nadaje programy wewnętrznego radia Zakładu Karnego IK-14.
Regularnie czytane są regulaminy więzienne, nigdy jednak nie słyszałam wiadomości
aktualnych, lub audycji nadawanych przez nasze radiostacje. Jesteśmy całkowicie
pozbawione dostępu do informacji.
Naruszane jest także nasze prawo, by funkcjonariusze Zakładu
Karnego zwracali się do nas uprzejmie i grzecznie. Funkcjonariusze często rzucają
pod naszym adresem przekleństwami.
- Nadiu, czy podejmując głodówkę zgłosiła Pani jakieś żądania
we własnej sprawie? Czy chce Pani osiągnąć coś dla siebie, nie dla innych
skazanych?
- Chciałabym, żeby znaleziono miejsce, w którym byłabym
wolna od nacisku ze strony tak administracji, jak i tych skazanych, które z nią
współpracują. Wydaje mi się, że powinnam trafić do innego oddziału. Sama
próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie, czy w tym właśnie zakładzie możliwe będzie
znalezienie takiego miejsca, w którym byłabym wolna od nacisków ze strony
administracji. Ja bym na miejscu administracji spróbowała je znaleźć. Jestem
przekonana, iż jeśli administracja nie będzie wywierać nacisku na skazane, to
same z siebie w takiej neutralnej sytuacji będą się do mnie odnosić
normalnie. Tak jak odnosiły się do mnie wcześniej.
- Do jakiego oddziału chciałaby Pani zostać przeniesiona?
- Do jakiego konkretnie oddziału? Może nadawałby się Oddział
8, jemu powierzają roboty specjalne. On by się nadawał, gdyby oni zgodzili się
wysłać mnie do innej pracy.
- Co to znaczy „roboty specjalne”?
- Tu chodzi o wszystkie prace, inne niż wykonywane w szwalni.
- Na przykład prace porządkowe?
- Nie, w naszym zakładzie nie ma specjalnego oddziału do
prac porządkowych, tu raczej chodzi o prace takie, jakie na przykład wykonuje
teraz moja Masza (Aliochina). Ona odpowiada za grafik zajęć w szkole
wieczorowej. Tego rodzaju zajęcia nazywane są u nas robotami specjalnymi.
Domagam się przeniesienia do innej pracy, także dlatego, iż jeszcze
w styczniu, odwiedziłam przychodnię profilaktyczno-leczniczą w Baraszewo, zwróciłam się do
nich w związku z nasileniem bólów głowy, to było związane z pracą w
szwalni. Informowałam o tym komisję odpowiedzialną za przydział do konkretnej
pracy jeszcze w listopadzie 2012 roku, mówiłam o tym, że cierpię na osteochondrozę,
i że prawdopodobne jest w tej sytuacji nasilenie bólów głowy.
- Nadia, zrozumiałam. Na pewno chciałaby Pani znaleźć się w
pracowni artystycznej, ale tam….
- Nie, niekoniecznie. To nie musi być pracownia artystyczna,
zgodzę się pracować w dowolnym miejscu.
- W pracowni artystycznej, gdzie robią lalki matrioszki czuć
zapach lakieru, tam trudno oddychać.
- Myślę, że dałam bym sobie radę. Ale to kwestia do
zastanowienia się. Wspomniałam o pracowni artystycznej nie w trybie ultimatum,
to dla mnie przykład miejsca, dokąd można by mnie przenieść. Jak mówiłam to
może być dowolne miejsce.
Zależy mi także, żeby przestano mnie prześladować w związku
z moimi wystąpieniami pod adresem
administracji, a także, żeby przestano prześladować inne skazane w związku z
tym samym.
- Zrozumiałam. Wszystko co Pani powiedziała, w obecnych
warunkach będzie trudne do zrealizowania. I jeśli nawet uda się spełnić któreś
z Pani postulatów, to zajmie to więcej niż 2-3 dni. Ale jak Pani wie, po 10
dniach od rozpoczęcia głodówki zaczną Panią karmić przymusowo. Jest Pani na to
gotowa?
- Tak, jestem. A co mogłabym zrobić. To znana praktyka.
- A jeśli administracja wypełni choć jedno z Pani żądań,
jest Pani gotowa zakończyć głodówkę?
- Nie. Zależy mi na tym, żeby były spełnione wszystkie moje
żądania.
- Nadiu, jak się Pani czuje teraz?
- No jak? Bardzo chce mi się jeść, mam mdłości, kręci mi się
w głowie. To wszystko.
- Czy bada Panią lekarz?
- Lekarz, tak. Przychodzi raz na dzień.
- Nadia, czy wierzy Pani w to, że przy pomocy głodówki uda się
Pani zmienić sytuację?
- Tak, wierzę. Naprawdę to takie trudne? Trzeba przede
wszystkim zmniejszyć normy produkcyjne. A jeśli idzie o przeniesienie mnie do
innego oddziału, albo do innej pracy, to tu też nie ma niczego strasznego. Jak
mówi Kuprianow, on jest autorem oświadczenia, iż domagam się od niego ulgowych
warunków, ale tu nie chodzi o warunki ulgowe. Dziesiątki skazanych wykonują tu
inne prace, nie pracują w szwalni, czy to oznacza, że pracują w warunkach
ulgowych? Więc może sprawdzimy, dlaczego tam pracują. Dlaczego nie pracują w
szwalni? Dlaczego powierzono im w różnych miejscach stanowiska dyżurnych? Może
mamy to do czynienia z elementem korupcji.
- Nadiu, Pani oskarża Kuprianowa o poważne przestępstwa, ale
tak na prawdę nie dysponuje Pani dowodami.
- Skąd miałabym wziąć dowody, jeśli rozmawiałam z nim w
cztery oczy w zamkniętym pomieszczeniu.
- Więc jak Pani zamierza dowieść swojej racji? On oskarży
Panią o oszczerstwo.
- Niech oskarża, to jego prawo. Opowiadam tylko o tym co
działo się ze mną. I jeśli organy władzy państwowej dojdą do wniosku, że to dla
nich lepiej, by przedstawić tę historię inaczej, proszę bardzo, to ich prawo.
Zdobędę się na cierpliwość.