Rosyjskie instytucje polityczne ulegają przyspieszonej degradacji. Z roku na rok ich funkcjonowanie pozostawia coraz więcej do życzenia. Zdaniem politologa i socjologa Michaiła Komina to największe niebezpieczeństwo zagrażające stabilności rosyjskiego systemu społeczno-politycznego. Jego zdaniem nie brak też grup i środowisk coraz bardziej niezadowolonych ze sposobu w jaki w Rosji sprawowana jest władza. Lokalne środowiska pracownicze, zdanych na siebie mieszkańcy dużych miast, weteranów wojny na wschodzie Ukrainy może już wkrótce ogarnąć gotowość do buntu. Ich protestów reżim winien obawiać się bardziej, niż gniewu pokonanych w latach 2011-2012 opozycjonistów z Placu Blotnego.
Autor: Michaił Komin
Po doświadczeniach z 1917 roku Rosjanie boją się rewolucji. Coraz częściej jednak zastanawiają się, czy degradacja reżimu Putina nie doprowadzi w końcu do buntu na większą skalę. |
Gdy zadamy pytanie o to, co
może osłabiać trwałość obecnego reżimu, trzeba podkreślić, iż nie będzie to
zjawisko poszerzania się grup społecznych gotowych do podjęcia nowych akcji
protestacyjnych, i nie będzie to także, brak obaw ze strony Kremla, iż stąd
może nadejść określone zagrożenie. Ważniejsza jest degradacja istniejących
obecnie instytucji politycznych, z każdym rokiem mają one mniej możliwości, by
na sposób pokojowy rozwiązywać nawarstwiające się problemy i sprzeczności.
Agresywny bezruch
Niedawno opublikowano
wskaźniki dotyczące napięcia społeczno-ekonomicznego i politycznego w
rosyjskich regionach. Wcześniej, wzrost niezadowolenia obywateli, tak oczywisty
w ostatnich miesiącach, odczuwaliśmy zaledwie na poziomie intuicyjnym, teraz
uzyskaliśmy twarde potwierdzenie, iż zjawisko to się nasila. Choć równocześnie
dane socjologiczne demonstrują niewielki spadek gotowości ankietowanych do
udziału w działalności protestacyjnej, to z
drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, iż społeczeństwo rosyjskie
zamarło w narzuconej mu pozie "agresywnego bezruchu". Ludzi
rozdrażniają działania szefów, władzy lokalnej i federalnej, brak im jednak
determinacji, by to rozdrażnienie zademonstrować światu zewnętrznemu. Ale w tej
pozie trudno trwać wiecznie. Wywołujące gniew społeczny problemy mają charakter
strukturalny, jednak obecna elita nie jest w stanie, by sobie to uświadomić.
Od czasów demonstracji na
Placu Błotnym (autor ma na myśli serię
wystąpień opozycji przeciw fałszerstwo wyborczym w latach 2011-2012 -
"mediawRosji") strategia Kremla obliczona na przeciwdziałanie
działalności protestacyjnej nie zmieniła się, choć w rezultacie wywołanej
przyłączeniem Krymu euforii oraz największego spadku poziomu życia od końca lat
dziewięćdziesiątych dokonała się jawna transformacja całego rosyjskiego pejzażu
społeczno-politycznego. Z przeciwnikiem walczy się wciąż tak samo, liderzy
opozycji są prześladowani, grozi się im represjami, przykleja się etykietkę
zdrajcy wszystkim tym, których poglądy różnią się od oficjalnych. Przeprowadzana
równocześnie czystka kadrowa przypomina imitację, działania protestacyjne udaje
się marginalizować. Ale wszystkie te podejmowane przez Kreml działania mają
niewiele wspólnego z rzeczywistym wzrostem napięcia, jaki można zaobserwować w
rosyjskim społeczeństwie. Potencjalne protesty zdolne do zakwestionowania
legitymacji obecnej elity zrodzą się nie
w środowisku zwolenników Placu Błotnego, czy wśród aktywnych użytkowników
sieci Facebook, lecz w zupełnie innych grupach społecznych. Gdy trzeba będzie
odpowiedzieć na ich żądania, władza napotka szczególne trudności, lub okaże się,
że nie potrafi tego zrobić.
Lokalne grupy zawodowe
Lokalne grupy zawodowe w
dużych miastach mobilizujące się pod wpływem pogarszającej się sytuacji
gospodarczej mogą okazać się pierwszym i zapewne najlepiej widocznym źródłem
nowej fali protestów. Mogliśmy się już zorientować, iż Kreml nie ma zupełnie pojęcia
co robić ze strajkami lekarzy, walutowych kredytobiorców, czy kierowców tirów. Co
więcej, w porównaniu z zeszłym rokiem rośnie liczba tego rodzaju akcji
protestacyjnych. W pierwszej połowie 2016 roku we wszystkich miastach Rosji
zarejestrowano nieco ponad 150 akcji tego rodzaju.
Te strajki trudno jednak
określić mianem buntu, większość z nich została zainicjowana w związku
niewypłacaniem wynagrodzeń. Noszą one charakter zbiorowego apelu skierowanego
do wyższych instancji władzy z prośbą, by zorientowały się co się dzieje.
Tradycyjna rosyjska wiara w
dobrego cara batiuszkę i przekupnych bojarów-urzędników przed utratą
popularności chroni wyłącznie Putina, poparcie dla pozostałych ogniw władzy stale
spada.
Na rosyjską mentalność o
charakterze paternalistycznym nie okazują wpływu głośne skandale, jak choćby
ten ze słynną wypowiedzią premiera Miedwiediewa, "pieniędzy nie ma, ale
trzymajcie się", będący tym roku
najpopularniejszą inspiracją dla przeróżnych memów. Podobnie wyglądał kolejny w
tym roku incydent tego rodzaju - drwina wicepremiera Szuwałowa dla mieszkań o powierzchni 20 metrów
kwadratowych. Takie zdarzenia pokazują wyraźnie, iż między wyobrażeniami elity
o życiu należącego do "putinowskiej większości" prostego człowieka, a
jego oczekiwaniami, by elita już teraz podjęła określone działania, powstała
prawdziwa przepaść. W naszej historii często bywało tak, iż gdy obywatele
uświadamiali sobie rozmiary tej przepaści, zmieniali się z "agresywno-milczącej"
większości w agresywną i zbuntowaną większość. Według podobnego scenariusza zaczynały
się wydarzenia o charakterze rewolucyjnym. Oliwy do ognia dolewała władza, car
zignorował prostych obywateli podczas Krwawej Niedzieli w St. Petersburgu, partia
komunistyczna podjęła energiczne starania, by ukryć prawdziwe skutki katastrofy
atomowej w Czarnobylu, itd.
Trzeba podkreślić, iż
wszelkie reżimy autorytarne z trudem dają sobie radę z buntami pracowniczymi i
to z dwóch powodów.
Po pierwsze, trudno je tak
po prostu zignorować, uznać za skutek działania agentów Zachodu, czy własnej
piątej kolumny. Ich charakter oznacza, iż są one bliskie i zrozumiale dla
świadomości masowej. Początkowa apolityczność takiego protestu okazuje się jego
siłą. Będące jego następstwem wezwania do zmiany władzy brzmią o wiele donośniej,
zwłaszcza wówczas, gdy władza nie była w stanie odpowiedzieć zaspokajając
uzasadnione i czysto ekonomiczne żądania uczestników protestu. Warto pamiętać,
iż ostatni gwóźdź do trumny reżimu radzieckiego wbili górnicy, stukając kaskami o bruk Placu Czerwonego.
Gorbaczow zwyczajnie nie miał pojęcia co z nimi zrobić.
Po drugie, przeprowadzone
niedawno badania pokazują, iż w społeczeństwach z przewagą "zamkniętego"
kapitału społecznego (takiego jak w autorytarnej Rosji) spontanicznie utworzone
struktury posiadają ogromny potencjał mobilizacyjny. Uczestniczący w nich
ludzie gotowi są do udziału w akcjach protestacyjnych nie w ramach stabilnych, organizacji
sieciowych, a korzystając z nieoczekiwanie nawiązanych związków społecznych w
miejscu pracy, czy w swoim sąsiedztwie. Spontaniczność podobnych protestów nie
pozwala ich uczestnikom na ocenę ewentualnego ryzyka, nie mają czasu, by
zastanowić się, czy nie grożą im represje. To pewnego rodzaju poczucie
wspólnoty z otaczającym ich światem ułatwia im podejmowanie działań o
charakterze zbiorowym. Z wizualnego punktu widzenia takie akcje protestacyjne będą
przypominać przysłowiowy rosyjski "wiec ludowy".
Bez pomocy państwa
Kolejna, stosunkowo liczebna,
grupa demograficzna i społeczna zdolna do zainicjowania protestu to nowe
pokolenie mieszkańców dużych miast cieszących się z odniesionego sukcesu. Do
protestu może je popchnąć brak jakichkolwiek znaczących zmian w naszych
instytucjach społecznych i politycznych. Niedawne badania socjologiczne
ujawniły, iż odsetek ludzi przekonanych, iż są w stanie zapewnić sobie dobrobyt
bez najmniejszej pomocy ze strony państwa wzrósł w Rosji do 44%. Ten trend
najłatwiej zauważyć w dużych miastach o liczbie ludności nie przekraczającej
1go miliona. W nich wskaźnik "samodzielności" przekracza 50%. Tam, gdzie
usługi i pomoc ze strony państwa okazywane są na poziomie niższym, niż w
stolicy, nie prowadzi się odpowiedniej indeksacji wynagrodzeń, zaś kwalifikacje
urzędników są rozpaczliwie niskie. W tych warunkach można liczyć tylko na
siebie samego. Niektórzy dają sobie radę, w ich oczach państwo jest w stanie
robić dobrze tylko dwie rzeczy: nic nie robić i przeciągać strunę.
Ludzie ci muszą być
niezadowoleni z funkcjonowania władzy, Irytuje ich będący skutkiem wprowadzania
sankcji, kontr sankcji oraz nie kończących się zakazów rosnący wpływ władzy na
ich życie osobiste. Musi ich drażnić narzucanie modelu życia skomponowanego z prawosławia
i codziennych praktyk regulujących radzieckie życie codzienne (na przykład
konieczność przestrzegania zasad w ramach programu "gotów do pracy i
obrony").
Rosnący brak równości, brak
dróg awansu społecznego, zablokowanych najczęściej przez dzieci obecnej elity,
wszystko to będzie prowadzić do wzrostu rozdrażnienia. Tak ludzie będą reagować
na rosnącą ingerencję funkcjonariuszy państwa w życie osobiste. Wystarczy 5-10
lat, by wspomniane wyżej grupy i środowiska zmieniły się znacząco. Teoria rewolucji wymyśliła termin, który będzie
wówczas do nich pasował -"ludzie zbędni". Będziemy mieli do czynienia
z pokoleniem niezdolnym do tego, by znaleźć dla siebie w życiu odpowiednie zgodne
z ich wykształceniem i poziomem aspiracji miejsce. Będzie mu także trudno, by zapewnić
sobie znaczący awans w hierarchii materialnej i społecznej. Wiara we własne
siły pomoże takim wspólnotom ponieść koszty działań zbiorowych, zaś brak
widocznej poprawy w polityce państwa, dalsza degradacja ekonomiczna i społeczna
kolejnych regionów, mogą stać się bodźcem przyspieszającym wybuch buntu. Po zjednoczeniu
ludzi "zbędnych" , dla przykładu, z nowymi uczestnikami rosyjskich
protestów pracowniczych, "nowymi górnikami" gotowymi do wyjścia na
Plac Czerwony, może powstać odpowiednia mieszanka wybuchowa zdolna do
rozpalenia rewolucyjnych wstrząsów.
Zwolennicy "rosyjskiej wiosny"
Jeszcze jednym źródłem
wzrostu napięcia politycznego może okazać się środowisko zwolenników
"rosyjskiej wiosny". Ludzie ci wrócili z południowego wschodu
Ukrainy, tam uczestniczyli w działaniach bojowych, lecz po wypełnieniu swojej misji nie zdołali tam
zostać. Są dobrze wyszkoleni, potrafią posługiwać się bronią, w Rosji jednak
brakuje dla nich miejsca, zwłaszcza w sytuacji, gdy z życia politycznego eliminowana
jest retoryka agresji, władza zaś orientuje się na odbudowę współpracy z
Zachodem. Przed nimi dwie możliwe drogi. Niektórzy zdecydują się na
przystąpienie do struktur podobnych do "Prywatnej Kompanii Wojskowej"
Wagnera (prywatna firma wojskowa i
ochroniarska uczestnicząca w walkach w obwodzie lugańskim, obecnie rekrutuje
najemników do walk w Syrii - "mediawRosji"). Inni podejmą próbę
wykorzystania w ojczyźnie zdobytego wcześniej kapitału społecznego i
symbolicznego. Do podobnych symboli i grup społecznych odwołuje się już bohater
"rosyjskiej wiosny" Igor Striełkow. Najpierw współuczestniczył w
powołaniu do życia "Komitetu 25go stycznie", potem Ogólno Rosyjskiego
Ruchu Narodowego.
Po doświadczeniach na
Ukrainie, ludzie ci nie zdołali znaleźć dla siebie miejsca w systemie władzy
politycznej w Rosji, odczuwają rozczarowanie i frustrację w związku z faktycznym
odrzuceniem projektu "Noworosja". Rozczarowani nigdy nie będą już wobec Kremla
całkowicie lojalni i będą szukać wsparcia w alternatywnych ośrodkach siły i
władzy. Rzecz jasna, będzie im trudno zrozumieć motywy obu opisanych wcześniej "potencjalnie
rewolucyjnych" środowisk społecznych czy się z nimi połączyć. Zbyt różnią się
światopoglądem, inne są bodźce popychające ich do działania. Jednak gdy system
przestanie sobie radzić z rosnącym w społeczeństwie napięciem, ludzie dysponujący
doświadczeniem wojskowej mobilizacji mogą wykorzystać sytuację. Pod hasłem zachowania jedności kraju mogą lokalnie
przejmować kontrolę nad wyznaczonymi przez siebie strefami. Ruch Strielkowa
opublikował manifest, w nim mówi się nie o zdobyciu władzy, a o przejęciu jej w
odpowiednich okolicznościach, gdy kraj ogarnie powszechny kryzys. Na jego
podstawie można sądzić, iż działacze Ogólno Rosyjskiego Ruchu Narodowego traktują
ten scenariusz jako nadający się do realizacji.
Główny jednak problem
stabilności rosyjskiego reżimu związany jest nie z rosnącym wpływem grup
społecznych skłonnych do działań protestacyjnych i nawet nie z tym, iż Kreml
nie wyczuwa tkwiącego w nich zagrożenia. Większym niebezpieczeństwem jest
postępująca degradacja i prymitywizacja funkcjonujących obecnie instytucji
politycznych (zwłaszcza na poziomie regionalnym). Z roku na rok tracą one zdolność
rozwiązywania rosnących sprzeczności metodami pokojowymi. Mamy więc do
czynienia z różnymi przeciwstawnymi tendencjami. Z jednej strony rzeczywistość
społeczno-polityczna znacznie się komplikuje, z drugiej strony systemowi coraz
trudniej będzie się do niej adaptować. Taka sytuacja może doprowadzić do
wybuchu.
Tłumaczenie:
Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał
ukazał się na portalu rosyjskiej edycji magazynu "Forbes": http://www.forbes.ru/mneniya/protesty/323807-ne-tam-ishchut-otkuda-zhdat-novoi-revolyutsii-v-rossii
*Michaił
Komin, moskiewski politolog młodego pokolenia. Jego teksty publikowane są przez
popularne rosyjskie media, magazyn "Forbes", portal ośrodka Carnegie,
magazyn agencji "RBK".
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego