Z Natalią Sindiejewą założycielką i dyrektorem generalnym stacji telewizyjnej
TV DOŻD' w Moskwie rozmawia autor bloga, Zygmunt Dzięciołowski
ZDZ
O TV DOŻD' moi moskiewscy przyjaciele mówią, że to jedyna w
Rosji niezależna stacja telewizyjna. Za każdym razem, kiedy ją oglądam,
przekonuję się, że mieli rację. Ciągle pokazujecie coś, czego gdzie indziej
zobaczyć się nie da. Znany opozycjonista, 36-letni prawnik, bloger, działacz
opozycji Aleksiej Nawalny tuż przed swym procesem oświadczył u was, że na najbliższych wyborach prezydenckich
zgłosi swoją kandydaturę. To z resztą uderzające, o sądowych perypetiach
Nawalnego (rzekomym sprzeniewierzeniu pieniędzy partyjnych i kradzieży
materiału drzewnego) ze szczegółami opowiadają wszystkie kontrolowane przez
Kreml media, ale o jego ambicjach prezydenckich milczą jak grób. Ani słowa nie
zająkną się też o jego walce z korupcją na najwyższych szczeblach rosyjskiej
władzy.
Natalia Sindiejewa:
Każdy środek przekazu marzy o takim „newsmakerze”, bohaterze
występującym z tego rodzaju oświadczeniem. Po programie z Nawalnym od razu znaleźliśmy się
na pierwszym miejscu indeksu cytowań publikowanym przez stronę Yandex Novosti.
Czy spotkają nas z tego powodu nieprzyjemności ze strony władz, nie mam
pojęcia.
ZDZ:
Po raz pierwszy usłyszałem o Waszej stacji, kiedy znani w
Rosji aktorzy, pisarze, dziennikarze, zaczęli czytać na antenie Konstytucję
Federacji Rosyjskiej. Komu ten pomysł przyszedł do głowy? Co dzięki niemu osiągnęliście?
Sindiejewa:
Ten projekt wymyśliła i zrealizowała Wiera Kriczewska,
wówczas nasz producent kreatywny i reżyser, razem z nią zakładaliśmy TV DOŻD'.
Spodobała nam się jego niezwykła prostota. A poza tym nie zdawaliśmy sobie
sprawy, jaki rozgłos zdobędzie ten program. Przede wszystkim wyjaśniliśmy, że tak
naprawdę nikt z nas nie czytał konstytucji. Widzowie otrzymali od nas nie tylko swego rodzaju przesłanie ideologiczne, ważny okazał się także motyw popularyzatorski.
ZDZ:
Tak na prawdę ludzie zrozumieli, że współczesna Rosja żyje w
niezgodzie ze swą własną konstytucją.
Sindiejewa:
Stąd sukces projektu. Do widzów dotarła
oczywista prawda, w końcu artykuł 31 konstytucji mówi o tym, iż obywatele mają
prawo do zgromadzeń w dowolnym miejscu, tak samo przedstawia się rzeczywistość z
pozostałymi artykułami, które czytaliśmy na antenie. Nasze państwo nie
przestrzega żadnego z nich.
ZDZ:
Stację TV DOŻD' uruchomiliście trzy lata temu. Wydawałoby się
rosyjscy widzowie cierpią od nadmiaru telewizyjnej rozrywki. Mają do dyspozycji
6 programów federalnych obejmujących cały kraj. Do tego dochodzą dziesiątki
stacji lokalnych oraz telewizja satelitarna z pakietami od 100 do 200 kanałów.
W takiej sytuacji start nowego projektu
telewizyjnego wymaga nie mało odwagi. Musieliście mieć jakiś pomysł? Pani się
nie zawahała. Jak idea przyświecała Pani przede wszystkim?
Sindiejewa:
Naszą główna ideę wyrażał krótki slogan: „przestań się bać,
włącz telewizor”. Adresowaliśmy go do tej części audytorium, która przestała
oglądać telewizję i przestała jej wierzyć. Wymyśliśmy też drugi slogan: „Daj
telewizji jeszcze jedną szansę.” Od piętnastu lat zajmowałam się radio i
rozumiem jak skonstruowany jest rynek mediów. Najpierw udał mi się projekt
radiostacji Sieriebriannyj Dożd’, dotarliśmy do szczególnie cennego segmentu
publiczności radiowej, odniosłam sukces finansowy. Rozmarzyłam się, zachciało
mi się wzlecieć jeszcze wyżej. Obmyślając różne warianty dalszego rozwoju
uswiadomiłam sobie, że od jakiegoś czasu przestałam w ogóle oglądać telewizję.
Poczułam pierwszy impuls. Popatrz, nie ma stacji telewizyjnej, która by mnie
interesowała. A potem zdałam sobie sprawę, takich ludzi, podobnych do mnie,
rozczarowanych rosyjską telewizją jest całkiem sporo…
Otwartość, szczerość, uczciwość, nieobojętność
ZDZ:
Bardzo mi się podoba jeszcze jedno wasze hasło: „Dla tych,
którym nie jest wszystko jedno”.
Sindiejewa:
Mnie nie jest obojętne, to co dzieje się w moim kraju,
otaczają mnie ludzie, którzy czują tak samo. Kiedy człowiekowi wydaje się, że
może coś zrobić, nie powinien z tego rezygnować. Nienawidzę bicia piany, nie
potrafię pięknie przemawiać i występować publicznie. Jednak od pewnego czasu czuję, że muszę dla siebie odwojować kawałek miejsca na ziemi, tylko tak można cokolwiek zmienić. Polityka jest mi daleka, ale nie jest mi obojętne jakie jest i
będzie moje życie, chiałabym, żeby moje dzieci pozostały w Rosji, dlatego tak
bardzo zależy, by nasze życie zmienialo się na lepsze. Ktoś mi podsunął lekturę
„Siły bezsilnych” Havla. Kiedy środki masowego przekazu wciąż kłamią,
prawda nabiera charakteru opozycyjnego.
ZDZ:
Przypomina się stara anegdota. Przedstawiciel
radzieckiej organizacji handlowej, eksportera butów, jedzie do Afryki, nie ma
szans na biznes raportuje do centrali, wszyscy chodzą na bosaka. Handlowec z
kraju kapitalistycznego dochodzi do diametralnie różnego wniosku. Fenomenalne
szanse na sukces, pisze do centrali. Wszyscy chodzą na bosaka.
Sindiejewa:
Pomyśłałam, warto spróbować. Mamy szansę dotrzeć do segmentu
audytorium cenionego przez reklamodawcę, to biznes nie bez perspektyw. Nie
przestraszyłam się konkurencji ze strony federalnych programów, interesuje mnie
różny od nich segment publiczności. Przyjrzałam się stacjom kablowym, żadna nie
nadawała programu dla moich widzów. Znalazłam wolną niszę. Atrakcyjną dla tych,
których interesują programy informacyjne i którym spodoba się, że nadajemy je
na żywo. Nie miałam wtedy jasnej koncepcji formatu przyszłej stacji. Po
głowie chodziło mi kilka słów
definiujących ideologię nowego projektu: otwartość, szczerość, uczciwość,
nieobojętność.
ZDZ:
Na pewno równolegle szykowała Pani biznes plan, zastanawiała, kiedy zwróci
się inwestycja, kiedy pojawi się pierwsza kopiejka zysku?
Sindiejewa:
Rozmawiałam z konsultantami. Wytłumaczyli mi, ile potrzeba
pieniędzy, by uruchomić stację w segmencie kablowym ze studio działającym na
żywo. Ale na początku nie miałam szczegółowego biznes planu. Wiedziałam, jaką
sumą dysponuję i ile potrzeba na start.
ZDZ:
Lubi Pani ryzyko….
Sindiejewa:
Pierwszy biznes plan napisałem po dwóch latach, dopiero
wtedy, kiedy zrozumiałam, jak wygląda budżet stacji. Wreszcie zrozumiałam jaka powinna być objętość niezbędnego nam programu. Intuicja zawiodła mnie tylko pod
jednym względem. Nie oszacowałem dobrze, ile potrzeba nam będzie czasu, by
wyjść na zero. Wydawało mi się, że uda się szybciej. Ale telewizja rządzi się
swoimi prawami. Model naszej działalności jest bardzo oszczędny, zatrudniam dwa
razy mniej ludzi, niż zapewne potrzebujemy. Z drugiej strony, nie możemy stać w
miejscu, widz czeka na nowe projekty. Ich przybywa coraz więcej, jednak sprzedaż
reklamy nie rośnie w podobnym tempie. Ta dysproporcja to aktualnie mój
największy problem.
ZDZ:
W dzisiejszej Rosji TV Rain, to jedyna stacja bez cenzury,
gdzie serwisy informacyjne niczego nie ukrywają. Na tle pozostałych stacji TV
Rain przypomina samotny biały żagiel, pojedynczą wyspę. Nie możecie nie mieć
wrogów. Gotowych was zniszczyć. Jak się przed nimi bronić?
Sindiejewa:
Atakują nas ze wszystkich stron. Ale z drugiej strony władza
zmądrzała. Na początku nie traktowano nas serio. Obserwowano nas, niczym
niezrozumiałych szaleńców. Ale nagle, staliśmy się szanowaną stacją, podobną
prawie do I Programu. Odwiedził nas w studiu jako gość ówczesny prezydent Miedwiediew, zaraz
potem naszego redaktora naczelnego zaproszono na Kreml razem z czołowymi
dziennikarzami czterech głównych stacji federalnych. Był to dla nas mega sukces. Jednak, kiedy w grudniu 2011 roku ludzie wyszli na ulice, z góry zaczęto na nas wywierać niewiarygodny nacisk. Straszono nas i namawiano. Na szczęście
wybroniliśmy się. Nie stracilismy twarzy, uratowaliśmy kontakty z górą. Zapewne
zadziałała moja kobieca dyplomacja.
ZDZ:
Wasi przeciwnicy też oglądają TV DOŻD'. Dobrze widzą, jak wy
z nimi gracie, taka kobieca gra czasem, bywa, budzi jeszcze większe
rozdrażnienie.
Sindiejewa:
Jak to mam powiedzieć, nie mam królika w kapeluszu. Nie
zamierzam obalać władzy. Na Kremlu to rozumieją. Przede wszystkim zależy mi na
dochodowym biznesie. Przypadkowo znalazłam wolną niszę, pomyślałam, że jest szansa na biznes. Zaryzykowałam wszystko: pieniądze, życie, rodzinę,
teraz widzą mnie rzadko, cały czas jestem w pracy. To mój projekt. Nie mam nad
sobą nikogo, kto podpowiedziałby, to
powinnaś zrobić tak, a to inaczej. Może dlatego istniejemy do dziś. W dodatku władzy wydaje
się, że nasze audytorium jest na tyle niewielkie, iż nie muszą traktować nas
poważnie. Tutaj z resztą natrafiamy na określoną sprzeczność, mnie rzecz jasna
zależy na poszerzeniu audytorium, ale gdy tylko odniesiemy sukces nasza
sytuacja może zmienić się radykalnie. Władze nie złożyły rąk, próbują na nas
wpłynąć przy pomocy instrumentów finansowych, do reklamodawców wysyłane są
odpowiednie sygnały, lepiej dla was będzie jeśli pominiecie TV DOŻD', niektórzy
z nich oczywiście boją się i nas ignorują.
ZDZ:
Jak silny jest ten nacisk?
Sindiejewa:
To trudno ocenić. Ja przecież nie wiem, do ilu potencjalnych reklamodawców telefonowano. Jednak ze sprzedażą reklamy mamy
problemy, czas reklamowy sprzedajemy sami, a nie przez wielkie firmy
pośredniczące powiązane z Kremlem, dysponujące ogromnymi możliwościami
finansowymi. Mam przede wszystkich na myśli takie giganty jak Video
International i Gazprom Media. W związku z tym zaczęliśmy myśleć o nowej
strategii, już niedługo zaczniemy pobierać opłaty od widzów, potrzebne nam jest
dodatkowe źródło przychodów. Publiczności na pewno się to nie spodoba, ale nie
mamy wyjścia, musimy zwrócić się do widzów, by sięgnęli do własnych kieszeni.
ZDZ:
Można przewidzieć jak zareagują wasi widzowie.
Sindiejewa:
Będzie trudno. Czytam różnego rodzaju analizy, w nich mówi
się o tym, iż 70% widzów nie ma zamiaru płacić. W tej dziedzinie potrzebny jest
przełom, więc nie cofnę się przed ryzykiem. Jestem pewna, że prędzej, czy później
tego rodzaju zmiany na rynku są nieuniknione.
Obywatel poeta
ZDZ:
Mówiła Pani o tym, że w trudnych sytuacja pomaga Pani żeńska
dyplomacja i intuicja. Jednak w zeszłym roku opinia publiczna negatywnie
oceniła zdjęcie z anteny projektu „Obywatel poeta”. Wasza publiczność była nim
zachwycona. Setki tysięcy widzów oglądały popularnego aktora teatralnego
Michaiła Jefremowa, czytającego satyryczne wiersze Dmitrija Bykowa, pisane w
zależności od tematu w stylu charakterystycznym dla znanych z historii
literatury rosyjskich poetów. Satyra w Rosji dawno nie odniosła takiego
sukcesu. „Obywatel Poeta” jawnie wyśmiewał się z władzy, nierzadko atakował konkretnych,
najważniejszych w kraju polityków.
Sindiejewa:
Kiedy zaczynaliśmy pracę nad tym cyklem, nie mieliśmy
pojęcia co z niego wyjdzie. Prosiłam autorów o jedno, by unikali ataków
odnoszących się do życia osobistego. Jeśli idzie o działalność publiczną, pracę, proszę bardzo, ale prosiłam byśmy unikali wątków osobistych, nie
atakowali człowieka w związku z jego wzrostem, wyglądem zewnętrznym, czy życiem
rodzinnym. Niestety piąty z kolei wiersz Bykowa okazał się skandaliczny,
przekraczał wszystkie granice, poniżał swego bohatera, poprzez aluzje do
rozmiaru jego członka. Wtedy się sprzeciwiłam, tego nie puścimy na antenę,
powiedziałam. Zaproponowałam zmiany, spróbujmy w wierszu dokonać poprawek
poprosiłam. Zaczęliśmy szarpać tekst bez wiedzy Bykowa, który właśnie poleciał
do Ameryki. W całej tej historii puściły nam nerwy, ktoś na zewnątrz przekazał
informację o naszym sporze, wybuchł gigantyczny skandal, moskiewska publiczność
zaczęła nas oskarżać o stosowanie cenzury….
ZDZ:
Publiczność kochala was przede wszystkim za brak wszelkiej
cenzury…
Sindiejewa:
Wtedy obraził się producent „Obywatela Poety” Andriej
Wasiliew. I podjął decyzję o zakończeniu cyklu. Ale już w dwie godziny po
spotkaniu z Wasiliewem dowiedziałam się, że swój projekt sprzedał
konkurencyjnej stacji telewizyjnej „Żywi” należącej do miliardera Michaiła
Prochorowa. Z czasem emocje ucichły, o skandalu zrobiło się ciszej, wtedy
zrozumiałam z jakim zderzyłam się cynizmem. Wasiliew po prostu znalazł nowego klienta, to wszystko.
ZDZ:
Ludzie, którzy krytykowali panią za stosowanie cenzury byli
oburzeni Pani telefonem do rzeczniczki prasowej prezydenta Natalii Timakowej. Jest Pani właścicielem stacji, jej założycielem,
szefem, ma więc pani prawo puszczać na antenie to co się Pani podoba, zdejmować
z niej, to co Panią drażni, lub jej nie odpowiada. Ale wpadła Pani na
bardziej oryginalny pomysł, zadzwonila Pani do rzeczniczki prezydenta i
zaproponowała jej, by zredagowała tekst Bykowa.
Sindiejewa:
To nie tak. Od dawno przyjaźnię się z Natalią. Najpierw
opowiem panu trochę starszą historię. TV RAIN dopiero co pojawił się na
antenie, jeszcze niczego nie zdążyliśmy zrobić, i już wtedy, na polecenie
zastępcy szefa kremlowskiej administracji Władisława Surkowa, operatorzy kablowi
zaczęli nas usuwać ze swojej oferty. Przez pół roku starałam się zorientować,
co się dzieje, w końcu ze łzami w oczach dotarłam do Nataszy Timakowej,
poza nią nie wiedziałam do kogo jeszcze mogłabym pójść.
- „Nasza stacja jest taka mała, jeszcze nie zdążyliśmy nagrzeszyć”.
- „Sama nie wiem jak ci poradzić” – rozłożyła ręce Natasza.
Już czegoś się wtedy domyślałam, „to stamtąd – dodałam – z góry”. Wtedy Natasza podpowiedziała mi rozwiązanie: „zwróć się do NTV Plus z prośbą, by dołączyli cię do swojej oferty. Ja spróbuję porozmawiać z Dmitrijem Anatoliewiczem, (Prezydentem), wytłumaczyć mu, że jesteście nową stację, niczego jeszcze nie zbroiliście, ale ci z góry już was zaczęli dusić.” Wtedy Miedwiediew dowiedział się od Timakowej o naszych problemach. Wówczas nie było nawet projektu „Konstytucja”, można nas było oglądać wyłącznie w Internecie. NTV Plus to największa w Rosji platforma satelitarna, należy do koncernu Gazprom Media, więc, żeby się znaleźć w ich ofercie, potrzebna jest zgoda administracji prezydenta. I wtedy taką zgodę dostaliśmy. Historia z „Obywatelem Poetą” wydarzyła się pół roku później. Wydawało mi się, że mam wobec Natalii zobowiązania czysto ludzkie, moralne. I kiedy dostałam wiersz Bykowa, zadzwoniłam do Nataszy, "posłuchaj – powiedziałam – zaraz wyślę ci tekst, sama nie wiem jaką podjąć decyzję. Moim zdaniem ten wiersz jest po prostu obelżywy”. Natasza niczego nie redagowała, przysłała mi wiadomość, „oczywiście, wiersz jest obelżywy, sama też to widzisz”. W tamtym momencie zabraliśmy się już do korygowania tekstu. Podczas kolejnej rozmowy usłyszałam od Nataszy: „tego tekstu nie możesz nie puścić.”
- „Nasza stacja jest taka mała, jeszcze nie zdążyliśmy nagrzeszyć”.
- „Sama nie wiem jak ci poradzić” – rozłożyła ręce Natasza.
Już czegoś się wtedy domyślałam, „to stamtąd – dodałam – z góry”. Wtedy Natasza podpowiedziała mi rozwiązanie: „zwróć się do NTV Plus z prośbą, by dołączyli cię do swojej oferty. Ja spróbuję porozmawiać z Dmitrijem Anatoliewiczem, (Prezydentem), wytłumaczyć mu, że jesteście nową stację, niczego jeszcze nie zbroiliście, ale ci z góry już was zaczęli dusić.” Wtedy Miedwiediew dowiedział się od Timakowej o naszych problemach. Wówczas nie było nawet projektu „Konstytucja”, można nas było oglądać wyłącznie w Internecie. NTV Plus to największa w Rosji platforma satelitarna, należy do koncernu Gazprom Media, więc, żeby się znaleźć w ich ofercie, potrzebna jest zgoda administracji prezydenta. I wtedy taką zgodę dostaliśmy. Historia z „Obywatelem Poetą” wydarzyła się pół roku później. Wydawało mi się, że mam wobec Natalii zobowiązania czysto ludzkie, moralne. I kiedy dostałam wiersz Bykowa, zadzwoniłam do Nataszy, "posłuchaj – powiedziałam – zaraz wyślę ci tekst, sama nie wiem jaką podjąć decyzję. Moim zdaniem ten wiersz jest po prostu obelżywy”. Natasza niczego nie redagowała, przysłała mi wiadomość, „oczywiście, wiersz jest obelżywy, sama też to widzisz”. W tamtym momencie zabraliśmy się już do korygowania tekstu. Podczas kolejnej rozmowy usłyszałam od Nataszy: „tego tekstu nie możesz nie puścić.”
Ja nie dyskutowałam z nią o tym puścić czy nie, chciałam po ludzku usłyszeć jej opinię, czy to się nadaje, czy nie. Chcialam zbadać, czy tylko ja, tak myślę na jego temat.
ZDZ:
Ale teraz chyba pani żałuje, że dzwoniła Pani do Timakowej….
Sindiejewa:
W przyszłości już tak nie zrobię, ale tego telefonu
nie żaluję, w końcu uczymy się przez całe życie.
ZDZ:
Telewizja w Rosji poddana jest starannej cenzurze, nie jest
to dla nikogo tajemnicą. Wobec niektórych znanych dziennikarzy, takich jak
Svietlana Sorokina, Leonid Parfionov, Jewgienij Kisieliow, Sawik Szuster wydano
zakaz występowania w programie najważniejszych stacji. Na prawdę jest tak źle?
Spis zakazanych nazwisk
Sindiejewa:
W 80 procentach to samocenzura. Rzecz jasna, istnieje spis zakazanych
nazwisk obowiązujący kanały federalne. Ja go nie widziałam, ale nie trudno
odgadnąć, jakie znajdują się w nim nazwiska. Rzecz idzie o 2-3 osobach, więcej
to już samocenzura. Swietłanie Sorokinie zaproponował pracę należący do
Aleksandra Rodnianskiego Kanał Piąty z Skt. Petersburga. I co z tego wyszło? Po
dwóch programach z niej zrezygnowano. Nikt do redakcji nie telefonował, ale
Swietłana występowała ostro, odważnie, więc kierownictwo stacji samo się
przestraszyło, pomyśleli na pewno, po co im ten problem…. To wszystko.
ZDZ:
Samocenzurze pomagają pewnie cenzorzy państwowi….
Sindiejewa:
Oczywiście. W największych stacjach pracują cenzorzy, zatrudnieni są
pod przykryciem jako specjaliści do spraw…. jakichś tam…. Pokazywano mi ich
gabinety w redakcji państwowej telewizji WGTRK, ci ludzie muszą obejrzeć
wszystko, potem proponują poprawki i zmiany.
ZDZ:
Potrafi się pani ustrzec w przyszłości przed pokusą samocenzury….
Sindiejewa:
To jeszcze jedna lekcja ze skandalu z wierszem Bykowa. Omówiliśmy w
redakcji ponownie nasze zasady. Wszystkie programy oglądam po emisji. Nie
chcę się denerwować zawczasu. Za to przed pokazem musza obejrzeć je prawnicy,
jeśli oni nie zgłaszają zastrzeżeń, program idzie na antenę.
ZDZ:
Zaprosiła pani do pracy w swojej telewizji jednego z
najpopularniejszych dziennikarzy telewizyjnych
Leonida Parfionowa. Od lat nie wolno mu występować na antenie wiodących
kanałów. Takie zaproszenie to swego rodzaju deklaracja, jestem gotowa wesprzeć
dziennikarzy znajdujących się na czarnej liście.
Sindiejewa:
Szczerze mówiąc, to nie miało dla mnie większego znaczenia. Parfionow
jest wyjątkowo utalentowanym dziennikarzem, po ludzku mi żal, że widz nie może
go oglądać. Z drugiej strony programy Parfionowa to wyjątkowa droga
przyjemność. Jedyna szansa, byśmy mogli
je kontynuować, to zbiórka pieniędzy prowadzona przez „Fundację Wsparcia dla
Telewizji Niezależnej.” Jeśłi uda się zebrać pieniądze, Parfionow zostanie,
jeśli nie, będziemy musieli się z nim rozstać i to będzie decyzja czysto
finansowa, bez związku z polityką.
ZDZ:
Dysydenckie tradycje z dawnego ZSRR są pani bliskie?
Sindiejewa:
To dla mnie odległa historia…
ZDZ:
Ale nazwisko Andrieja Sacharowa coś pani mówi….
Sindiejewa:
Oczywiście. Z drugiej strony, choć to może zabrzmieć dziwnie, jestem
przecież dyrektorem stacji „Deszcz”, to nie moja „opera”. Wychowałam się w
małym, prowincjonalnym miasteczku, w Miczurinsku (obwód Tambowski), w domu
nigdy nie prowadzono kuchennych, dysydenckich rozmów.
ZDZ:
Czym zajmowali się rodzice?
Sindiejewa:
Tato był lekarzem wojskowym, przerzucano go po całym kraju z jednego
regionu do drugiego. Mieszkałam z dziadkami, to byli wyjątkowo dobrzy ludzie.
Pamiętam, płakałam, kiedy umarł Breżniew. Jak mi się zdaje, w naszym miasteczku
płakali wszyscy. W tamtych czasach byłam pionierka, komsomołką.
ZDZ:
A jak znalazla się pani w Moskwie?
Sindiejewa:
Po szkole szykowałam się do wyjazdu do Leningradu, miałam nadzieje, że przyjmą
mnie na psychologię w tamtejszym uniwersytecie. Ale po końcowych egzaminach w
szkole, zrozumiałam, że jeśli teraz wyjadę, babcia z dziadkiem szybko umrą. Dla
nich, to było najważniejsze zadanie, wnuczka wydorośleje, skończy szkołe, można
będzie odejść na tamten świat. Wtedy podjęłam decyzje, że zostaję, będę się
uczyć w miejscowym Instytucie Pedagogicznym. Jednak w Miczurinsku zawsze było
mi ciasno…. Kiedy przyjechałam do Moskwy, po tygodniu poczułam się w niej, jak ryba w
wodzie, jakbym mieszkała tu od zawsze. Później ludzie, których spotykałam, nie
wierzyli, że nie urodziłam się w Moskwie, nie odczuwałam żadnych kompleksów. Od
początku pociągał mnie show biznes.
ZDZ:
Gdzieś przeczytałem, że zaczynała pani od handlu włoską odzieżą…..
Sindiejewa:
Okropnie mnie to nudziło, ale zarobiłam masę pieniędzy. Jednak cały czas czułam, że moim przeznaczeniem jest show biznes. Zaczynałam od
telewizji, potem zabrałam się za radio… Bardzo mnie to wciągnęło. Mój obecny
mąż, pobraliśmy się siedem lat temu, trochę ze mnie żartuje, „miałem wrażenie,
że żenię się z kobietą ze świata glamour, tu nagroda „Srebrny Kalosz”, tam,
eleganckie przyjęcia, popularna radiostacja. Wciąż powtarzałam, że polityka jest
brudna i, że ja jej nie rozumiem. Jeśli znalazłam się tu, gdzie teraz jestem,
to dlatego, że trudno mi zachować obojętność. Ale wciąż jestem ostrożna, nie formułuję ocen politycznych, staram się nie
wypowiadać na tematy polityczne, to nie moja specjalność.
ZDZ:
Dziwne, jednak to Pani stacja stała się platformą agitacyjną dla kandydatów
do Rady Koordynacyjne j rosyjskiej opozycji.
Sindiejewa:
Powinnam tu przyznać się do kropli zdrowego pragmatyzmu. Niech pan
popatrzy, Rupert Murdoch stworzył stację Fox nie dlatego, że jest jakimś fanatykiem republikanów. Wystarczyło, że zrozumiał, iż na rynku telewizyjnym
istnieje nisza, że wielka grupa ludzi, atrakcyjna dla reklamodawców, nie ma
swojej telewizji. Ze mną chyba jest podobnie, nie mogłabym robić czegoś, co mi
się nie podoba. Tak się złożyło, że mój świat wartości dał się pogodzić z projektem
biznesowym. Jeśli jutro ktoś mi podpowie, pomyśl o innych wartościach, wtedy
masz szansę ma mega projekt biznesowy, to przynęta na którą się nie złapię. Nie
jestem przedsiębiorcą, gotowym zrobić wszystko.
Nadzieja umiera na samym końcu
Cyniczne moskiewskie życie potrafi niejednego nauczyć jak żyć. Checesz
odnieść sukces, musisz przestrzegać nieformalnych zasad….
Sindiejewa:
Mogę sobie wyobrazić sytuację, dyktują mi co powinnam zrobić, albo
stracisz swój biznes. Chyba się nie poddam, starczy mi sił, żeby odmówić. Ale z
drugiej strony, jestem gotowa na jakieś kompromisy. Na szczęście do tej pory nie
musiałam stawać przed podobnym wyborem, staram się żyć poza systemem, dla mnie
ważne jest zachowanie równowagi.
ZDZ:
Zaproszeni przez Was goście, wasi dziennikarze mówią na antenie, to co myślą.
W dzisiejszej Rosji to często najprostsza droga do konfliktu i kryzysu.
Sindiejewa:
Wystarczy, że ktoś naruszy prawo, wtedy powiemy mu do widzenia,
materiał tego rodzaju zdejmiemy ze strony internetowej. Jeśli jutro którys z
naszych dziennikarzy opowie się na antenie za upowszechnieniem prawa na
posiadanie broni, będzie musiał odejść, ja w tej sprawie jestem kategorycznie
przeciw. Ale tego rodzaju ograniczeń jest u nas niewiele, zwłaszcza, iż do pracy przychodzą
do nas ludzie z określonym systemem wartości.
Jesteśmy optymistami informuje logo i jingle TV RAIN. |
ZDZ:
Może dojść do sytuacji, w której będzie pani gotowa sprzedać TV RAIN?
Sindiejewa:
Miałam kiedyś na ten temat rozmowę z szefem I kanału Konstantinem
Ernstem. To on posłużył się przykładem Ireny Lisniewskiej, założycielki stacji
REN-TV.
- Pamiętasz, Lisniewska zrobila wszystko, żeby sprzedać stację za jak
najwyższą cenę. Ty też tak zrób. Na pewno kiedyś to zrobisz….” – powiedział Ernst.
Ale to nie jest mój cel, nie po to założyłam TV RAIN. Nie są mi potrzebne wielkie pieniądze, najważniejsze, żeby moja firma przynosiła choćby niewielki
zysk, żeby mogla się rozwijać. Tu nie chodzi o to, by drażnić się z władzą, i
by w końcu ktoś zechciał mnie kupić. W grudniu, w zeszłym roku dostałam
tego rodzaju ofertę. „Powiedz ile chcesz, a my kupimy TV RAIN”.
ZDZ:
Kupić, żeby potem zamknąć stację?
Sindiejewa:
Nie, raczej, żeby ją kontrolować.
ZDZ:
Jest pani przygotowana na najgorsze?
Sindiejewa:
Nie jestem. Obecność politycznych wątków w programie, to nie jest sposób
na windowanie ceny sprzedaży. W dalszym ciagu zależy mi przede wszystkim na
tym, żeby samodzielnie zbudować dochodowe przedsiębiorstwo, nie wykluczone, iż z
udziałem nowego partnera. Mogę nawet sobie wyobrazić, że już w niedalekiej przyszłości
naszego widza przestanie interesować polityka. Będzie nią maksymalnie znudzony.
Wtedy też damy sobie radę, dostosujemy nasz program do nowych okoliczności,
zajmiemy się na przykład tematami socjalnymi. Jednak na razie, nasza obecna
linia programowa przyciąga widzów.
ZDZ;
Często powołuje się pani na swoją intuicję. Co pani podpowiada w
kwestii przyszłości Rosji…..?
Sindiejewa:
Dlaczego jestem taka uparta i nie poddaję się? Na poziomie
intuicji, czuję, choć zabrzmieć to może nieco patetycznie, że Rosja ma do
wypelnienia szczególną misję, wierzę, że doczekamy się zmian na lepsze,
przełomu i znów zaczniemy żyć inaczej. Pamiętam doskonale lata dziewięćdziesiąte.
Ja uwielbiałam tamte czasy, czułam wtedy, że jestem na fali….
ZDZ:
Dziś niektórzy mówią o straconej dekadzie....
Sindiejewa:
Byliśmy wtedy dumni, z tego że jesteśmy Rosjanami. Dobrze pamiętam, z jakim wówczas pracowałam entuzjazmem. Chciałabym, żeby tamte emocje
wrócily, by zdarzyło się coś, co zainicjuje przemiany. Z
drugiej jednak strony, obserwując, to co władza robiła w ciągu minionego pół
roku, jakie uchwalono wówczas ustawy, trudno obronić się przed
wątpliwościami. Do jakiegoś momentu powtarzałam sobie, nie ma sprawy,
wytrzymamy, teraz też staram się nie stracić ducha.
ZDZ:
Na rosyjskiej scenie pojawiło się nowe pokolenie, które
chciałoby wpłynąć na bieg zdarzeń. Ma jakieś szanse? Czy przeciwnie, władza jest stabilna, świadoma swoich interesów, gotowa bronić ich
do końca… I w dodatku ma do dyspozycji skuteczne instrumenty.
Sindiejewa:
Mój mózg, rozum racjonalnie analizując rzeczywistość
podpowiadają, iż w najbliższej przyszłości osiągniemy niewiele. Ale serce i
dusza nie chcą się z tym pogodzić. Mamy takie rosyjskie przysłowie, że nadzieja umiera na samym końcu.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com