Batalia
przeciw planom wydobycia niklu w obwodzie woroneskim na pierwszy rzut oka różniła
się znacznie od moskiewskiego buntu „klasy kreatywnej”. W jednym szeregu
stanęli tu działacze ruchów ekologicznych i przywiązani do prawosławnej
tradycji Kozacy. Także miejscowa ludność szybko zrozumiała iż antyniklowa
kampania została podjęta w jej obronie. Marc Bennetts opowiada o nadziejach i obawach
działaczy zaangażowanych w antyniklowy bunt.
Dokopać Kremlowi
Marc Bennetts
Dziś ostatni fragment polskiego wydania książki angielskiego dziennikarza Marca Bennettsa. Wydana przez wydawnictwo „Muza” za kilka dni trafi do księgarni.
Publikację fragmentów zakończymy artykułem Marca Bennettsa napisanym specjalnie dla „Media-w-Rosji”. Opowie nam o losach antykremlowskiej opozycji obecnie, po wybuchu konfliktu wokół Ukrainy.
Upłynął
tydzień od mojego spotkania w Moskwie z Kostią Rubachinem, aktywistą ruchu antyniklowego,
gdy nocnym pociągiem pojechałem do obwodu czarnoziemskiego. Rubachin czekał na
oblodzonym peronie. Prosto z dworca pojechaliśmy do kobiety, która należała do
grona inicjatorów pospolitego ruszenia przeciwko nowemu projektowi
wydobywczemu. „Nikiel przynosi śmierć”, stwierdziła Nelly Rudczenko, wesoła pięćdziesięciokilkuletnia
kobieta utrzymująca się ze sprzedaży chust na głowę.
Oni chcą ugodzić w serce Rosji
Siedzieliśmy
w jej zagraconym, choć przytulnym domu w miasteczku Nowochopiorsk,
liczącym oficjalnie 6849 mieszkańców. „Przecież tu znajduje się serce Rosji. Oni
chcą w nie ugodzić”, powiedziała z charakterystyczną dla tego regionu
miękką wymową litery „g”. W trakcie rozmowy jej mąż przyniósł nam solidne
śniadanie, a Rubachin, po nocy spędzonej na opracowywaniu
kolejnego kroku ekoaktywistów, głośno chrapał na kanapie. „Ta ziemia to nasze
największe bogactwo naturalne i nikt nie ma prawa zniszczyć go dla hałdy
niklu”, powiedziała, emocjonalnie akcentując nazwę metalu. „To wszystko efekt
wpływów Zachodu. Tam uczą ludzi, żeby żyli dniem dzisiejszym i nie
zawracali sobie głowy przyszłością”.
W batalii o nikiel nie udało się uniknąć przemocy. W czerwcu 2013 roku protestujący wdarli sie na teren planowanego wydobycia niszcząc zgromadzony tam sprzęt. |
Rubachin rzeczywiście miał rację, kiedy
przekonywał mnie, że sprzeciw w tym regionie znacząco różnił się od
moskiewskiego ruchu białowstążkowców. Mimo wszystko, także działacze „czarnoziemscy” rozumieli coraz lepiej, dlaczego zamierzają demonstrować przeciwko Putinowi.
W przypadku
Nelly Rudczenko oraz wielu innych miejscowych aktywistów
projekt niklowy zradykalizował ich poglądy polityczne, sprawił, że prysnął czar
roztaczany przez propaństwową telewizję. „Dawniej wszyscy oglądaliśmy
zombie-pudło i łykaliśy gładkie frazesy wypowiadane przez naszych przywódców”. Uśmiechnęła się, określając prokremlowską telewizję
przy pomocy terminu wymyślonego przez moskiewski ruchu sprzeciwu. Jej mąż
potakująco skinął głową. „Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy ludzi demonstrujących w Moskwie przeciwko Putinowi, byliśmy na prawdę zdumieni. »Dlaczego
oni to robią?«, cisnęło się na usta. Ale kiedy sami musieliśmy zmierzyć się
z własnymi problemami, szybko zaczęło docierać do nas to samo. Teraz już
wiemy, że władze nie mają dla społeczeństwa choćby odrobiny szacunku”.
Protesty
w regionie czarnoziemskim były co prawda wyraźnie wymierzone
w politykę niklową, a nie w Kreml jako taki, ale i tak
stanowiły krzepiącą wiadomość dla przywódców moskiewskiego ruchu sprzeciwu. Nie
oznacza to, że stołeczni opozycjoniści wykazywali szczególną ochotę, by
zaangażować się w ruch antyniklowy. Ograniczano się do sporadycznego udostępniania aktualizowanych tweetów Rubachina na Twitterze. Wyjątkiem okazała się Jewgienija Czirikowa, sama zaangażowana w działalność na rzecz
ochrony środowiska naturalnego. Osobiście pojechała na miejsce, by wesprzeć
protestujących. „Bardzo łatwo zaangażować zwykłych ludzi, kiedy zagrożone jest
ich własne zdrowie bądź zdrowie ich dzieci”, powiedziała mi, powróciwszy do
Moskwy. „O wiele trudniej, kiedy sprawy dotyczą jakichś bardziej
abstrakcyjnych pojęć, nawet takich jak fałszerstwa wyborcze. Zresztą, jest to
całkowicie zrozumiałe”.
Doświadczenia
manifestantów z regionu czarnoziemskiego były bardzo podobne do jej
własnych, zdobytych przez nią w trakcie batalii z administracją
lokalną przeciwko wspieranej przez Kreml budowie autostrady. I ona wszak
musiała najpierw spędzić długie miesiące na pisaniu skarg, żeby wreszcie zrozumieć, że tylko bezpośrednie działanie może cokolwiek zmienić. Dużo czasu
zajęło jej także uświadomienie sobie, iż między nurtującym ją problemem
o charakterze lokalnym, a układem życia i rządami Putina w ogóle istnieje związek. Działacze
z regionu czarnoziemskiego wciąż jeszcze musieli przejść tę samą drogę.
Wizyta FSB
Jakiś
czas przed moim przybyciem funkcjonariusze FSB złożyli wizytę w skromnym mieszkaniu Nelly Rudczenko, grzebiąc w pudłach
z materiałami potrzebnymi do wyrobu chust na głowę. Poszukiwali
u niej dowodów działalności opozycyjnej, wcześniej jeden
z przedstawicieli władzy odniósł lekkie obrażenia w trakcie
przepychanek z aktywistami. „To chyba oczywiste: w życiu sobie nie
wyobrażałam, że mój dom zostanie przeszukany przez FSB”. Znowu zaczęła się uśmiechać. „Moja rodzina
ma związki z tą ziemią od stuleci, zawsze żyliśmy tu cicho
i spokojnie. Ani rewolucja październikowa 1917 roku, ani druga wojna
światowa, ani rozpad Związku Radzieckiego nie wywarły praktycznie żadnego
wpływu na nasz sposób bycia. A teraz ten cały nikiel zniszczy nas
wszystkich”.
Przeszukany
został również położony na wsi rodzinny dom Rubachinów. „Ojciec powiedział mi, że w sumie
to już czwarty raz od czasu postawienia chałupy, kiedy stała się ona celem takiego
nalotu”, powiedział z kpiarskim uśmiechem mieszkający obecnie
w Moskwie działacz. „Poprzednie trzy razy rewidowało ją KGB”.
Upowszechnienie
Internetu, jak łatwo można się domyślić, odegrało ogromną rolę
w pojawieniu się masowego oporu w tym bastionie rosyjskiego
konserwatyzmu. „Bez Internetu każdy pozostałby w odosobnieniu i nie
byłoby sposobu, by sprawdzić, czy przekaz telewizyjny jest prawdziwy”,
zauważyła Nelly Rudczenko. Skinęła głową w stronę komputera ustawionego
pod wiszącą na ścianie ikoną. „Obecnie niemal każdy dom we wsi jest podłączony
do sieci. W ten sposób łatwo nam się zorganizować”.
Przekleństwo niklu
Udaliśmy
się w głąb prowincji, ku planowanemu miejscu wydobycia metalu. Zdążono już
je odgrodzić i było ono strzeżone dwadzieścia cztery godziny na dobę przez
ochroniarzy wynajętych przez UGMK (Uralską Kompanię Górniczo-Metalurgiczną,
która wygrała kremlowski przetarg na prawa do wydobywania rudy). Wcześniej
kiepsko spałem w pociągu, więc lekkie chybotanie samochodu i blade światło
słoneczne wpadające przez boczną szybę ukołysało mnie do snu.
Z drzemki
wybudził mnie Rubachin. Zamierzał pokazać mi zagrożony obszar, tam
gdzie planowano uruchomić wydobycie. Niegdyś po rozległym Chopiorskim
Rezerwacie Przyrody wałęsał się zwalisty żubr. Dzisiaj czarnoziemscy aktywiści
chcieli przede wszystkim otoczyć ochroną żyjącego tu ziemnowodnego ssaka,
znanego jako wychuchol ukraiński [a także jako desman lub chochoł piżmowy
– przyp. red.]. Ten gatunek w przyrodzie spotyka się już wyjątkowo rzadko.
„Podejście administracji lokalnej do ekologii woła o pomstę do nieba”, zaśmiał
się Rubachin. „Przekonywałem pewnego urzędnika, że
jakiekolwiek próby wydobywania niklu w tym regionie doprowadzą do
wyginięcia wychucholi, a on powiedział na to: »A właściwie to co pan się
tak przejmuje tymi zwierzętami? Przecież i tak mało ich już zostało«”.
Kozacy
z regionu czarnoziemskiego, potomkowie groźnych jeźdźców, którzy niegdyś
bronili granic carskiej Rosji, stali się jednymi z najzagorzalszych
przeciwników inicjatywy niklowej. Część z nich od początku roku koczowała
w rejonie planowanego wydobycia. Pilnowali swojej ziemi. Po tym, jak
Cerkiew prawosławna zamknęła usta lokalnym duchownym i uniemożliwiła im
przyłączenie się do ruchu protestacyjnego, to właśnie Kozacy wznieśli wielki
krzyż. „Strzegli swojego obszaru” przed, jak opisał mi to jeden z nich,
„przekleństwem” niklu. „Cerkiewny zakaz spowodował iż okoliczne cerkwie odnotowały
odpływ wiernych”, powiedziała Rudczenko, kiedy wśród padających płatków sypkiego
śniegu niespiesznie szliśmy w stronę metalowego krzyża. Później okazało
się, że siwobrody pop pobłogosławił miejsce wydobycia niklu w imieniu
kompanii UGMK, skrapiając koparki wodą święconą.
Około
setki przeciwników – w tym także kobieta w podeszłym wieku,
umundurowani Kozacy oraz działacze ze wszystkich stron sceny politycznej
– zgromadziło się w tym oddalonym miejscu. Wielu z nich niosło
ikony prawosławne i intonowało hymny religijne. „My, Kozacy, stoimy na
czele tej walki, jak to zawsze w Rosji bywało”, zagrzmiał kozacki ataman,
wysoki jasnowłosy mężczyzna o ogorzałej twarzy. „Ktoś miał nadzieję, że uda
mu się nas zwieść. Srodze się przeliczył. Nie można nabrać ludu”.
Woroneska administracja oraz firmy zainteresowane wydobyciem niklu nie specjalnie przejete były losem miejscowej przyrody. |
Nagle
przez tłum przeszedł głuchy pomruk niezadowolenia. Czyżby ataman powiedział coś
nieodpowiedniego? Jednak nie o to chodziło. Przyczyna nagłego wzburzenia
znajdowała się daleko za zmrożonymi łąkami. Z drugiej strony szosy ubrana
na czarno postać przez blisko dziesięć minut filmowała uczestników
zgromadzenia, po czym odjechała. „FSB”, wyszeptał ktoś za moimi plecami, gdy
demonstranci ruszyli przez pola, by po chwili stanąć twarzą w twarz ze
strażnikami UGMK.
„Zacznie
się wydobycie, my przyjdziemy je powstrzymać? Co wtedy zrobicie?”, kobieta
w średnim wieku i o zaokrąglonych kształtach rzuciła pytanie pod
adresem jednego z funkcjonariuszy ochrony. Równocześnie rozsypała psią
sierść i sól na opasaną kordonem ziemię („To zaklęcie! Czary!”, wyjaśniła
mi, puszczając oko w moją stronę). „I co, wystrzelacie nas wtedy?” Przełożony
ochroniarzy, dobrze zbudowany mężczyzna z oklapłym wąsem, potrząsnął
głową. „Nie”, powiedział, „przecie oczywista, że nie”.
Kozacy też nie chcą wydobycia
Kobieta
ogromnie się ucieszyła. „No to niech za to Bogu będą dzięki!”, powiedziała i klasnęła. Po tej krótkiej konfrontacji działacze ruszyli z powrotem, brnąc przez
śniegi. Dogoniłem kozackiego atamana. Nazywał się Igor Żiteniow. Zaraz po wymierzonych w Putina moskiewskich
demonstracjach, Kreml zaczął żywo wspierać odrodzenie kozackiej społeczności
w całej Rosji. Nowa strategia zakładała poszukiwanie dla władzy wsparcia w
środowiskach konserwatywnych, podkreślających znaczenie tradycji. Na początku
2013 roku Kozacy zaczęli patrolować wiele rosyjskich miast. Rozglądali się za
nielegalnymi imigrantami i innym elementem niepożądanym. Brali także
udział w nalotach na galerie sztuki i teatry, które prezentowały, jak
uznano, „bluźniercze” treści. Z historycznego punktu widzenia stosunki
Kozaków z władzą były dużo bardziej złożone. Te rogate dusze niekiedy
pomagały carskim oddziałom bestialsko tłumić powstania chłopskie, ale same też
mogły pochwalić się bogatą tradycją rebelii i aktów nieposłuszeństwa. Jak
z nieskrywaną dumą powiadomili mnie współcześni Kozacy, wojujący tym razem
z planami wydobywania niklu, sam Kondrat Buławin, przywódca osiemnastowiecznej
rebelii kozackiej, skrywał się ze swoimi towarzyszami w okolicznych
kniejach nad rzeką Chopior. „Prędzej pospołu zginiemy, niżeli zmilczymy
nikczemne postępki niegodziwców”, miał wówczas oświadczyć Buławin.
Jego
dzisiejsi potomkowie potrafili być równie bezczelni. „Władze sprzedały tutejszą
społeczność”, powiedział Żiteniow, kiedy całą grupą wraz z podległymi
mu Kozakami oddalaliśmy się od miejsca przyszłych prac wydobywczych. „Niedawno
rozmawiałem z przedstawicielami administracji lokalnej. Skorzystałem z
okazji i powiedziałem im: »Lud jest przeciwko wydobywaniu niklu«. »Jaki znowu
lud – zaśmiali się urzędnicy. – Wy wszyscy nie jesteście żadnym
ludem«”.
„Tylko
że jeśli my nim nie jesteśmy, to kto niby?”, retorycznie zapytał ataman,
wyraźnie skonsternowany. „Jesteśmy prostymi ludźmi, dużo nam nie potrzeba. Ci
urzędnicy nachapią się i pobudują sobie rezydencje, a my zawsze sobie
myśleliśmy: »A niech tam, do diabła z nimi«, i wiedliśmy życie
jak dotąd. Ale teraz są zagrożeniem dla naszego sposobu życia. Naszego istnienia”.
„Naprawdę
trudno mi sobie wyobrazić, co się stanie, jeśli wydobycie ruszy z kopyta”,
kontynuował Żiteniow. „Wiele osób mówi: »Oddałbym życie, byle
tylko powstrzymać ten nikiel. Przynajmniej nie będę musiał spalić się ze wstydu
przed moimi dziećmi, kiedy te ziemie zostaną zniszczone«”
Precedens dla całego kraju?
Wróciwszy
do Nowochopiorska, działacze zebrali się w jednym z miejscowych
domów, siedzibie prowizorycznej „centrali”, by przedyskutować dalsze kroki.
Zrzędliwe gospodynie domowe, brzuchaci straganiarze i nie najmłodsi już
Kozacy, wszyscy zasiedli wokół jednego stołu zastawionego kiełbasą, wódką
i owocami. W niczym nie przypominali hipsterów, którzy stanowili
trzon demonstracji antyrządowych w rosyjskiej stolicy. Charakterystyczne jednak,
iż czarnoziemscy aktywistów łączyła jedna cecha wspólną z ruchem
antyputinowskim: i tu, i tu obecni byli narodowcy i inni
przedstawiciele skrajnej prawicy. „W ruchu ekologicznym są też ludzie,
którzy wierzą w całą kremlowską propagandę, że demonstracje przeciw
rządowi są finansowane przez amerykański Departament Stanu i tak dalej”, Rubachin, przyznał nie ukrywając swego
obrzydzenia.
Na
wiecach przeciwników wydobycia niklu nierzadko pojawiały się też hasła
antysemickie. „Na ostatnim proteście krzyczeli: »Śmierć żydłakom
i żydowskim pachołkom!«”, powiedział mi później jeden z nielicznych
działaczy o liberalnych poglądach. „Jestem w niemałej rozterce, czy
brać udział w takich wydarzeniach”, przyznał. „Z jednej strony jestem
przeciwko jakiejkolwiek kopalni niklu, z drugiej jednak… czy naprawdę chcę
mieć cokolwiek wspólnego z takimi osobnikami?”.
Wśród
protestujących od początku pojawiały się poważne obawy, czy władze nie
zdecydują się na brutalną rozprawę. Ludzie chętnie mi o tym przypominali, od miasta
w którym oddziały Armii Czerwonej wystrzelały w 1962 roku ponad
dwudziestu robotników ze strajkujących zakładów przemysłowych ich własny regon
dzieliło zaledwie 500 kilometrów. Szczegóły masakry w Nowoczerkasku
szerzej ujrzały światło dzienne dopiero po upadku Związku Radzieckiego. (Nie
wypadało, by świat widział, jak „państwo robotnicze” strzela do robotników).
„Naprawdę niczym nie musimy się martwić”, zapewniła Rudczenko, może nieco zbyt gorączkowo. „Przecież
nie będą do nas strzelać. Dzisiaj mamy internet i w ogóle. Nie
odważyliby się”. Zwróciła się w moją stronę i się uśmiechnęła: „Noo,
proszę ładnie dojeść swoją porcję!”.
Przyznawali
to sami działacze, raczej nie zanosiło się na to, by UGMK ustąpił w sprawie niklu. Chyba, że
doszłoby do nagłego spadku światowych cen tego kruszcu... Mimo wszystko wiele
osób pokładało nadzieje w osobie samego Putina, Może była to dla niego okazja, by w
regionie poprawić swoje notowania? Precedens istniał. Już raz zdarzyło się, iż prezydent
w podobnej sprawie wykonał zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. W 2006
roku po miejscowych demonstracjach Putin zarządził, by zmieniono trasę planowanego ropociągu…
Początkowo wytyczono ją w bezpośrednim sąsiedztwie z syberyjskim jeziorem Bajkał,
najgłębszym na świecie akwenem wody słodkiej. Ale nie wszyscy byli optymistami
i wierzyli, że tamta historia może się teraz powtórzyć.
Solidarnościowe demonstracje i pikiety organizowano w całym kraju. Tutaj pikieta przeciwko planom wydobycia niklu i kadmu zorganizowana we Wladykaukazie. |
„A pan
jak sądzi?”, zapytała mnie Oksana, niepracująca zawodowo kobieta w średnim
wieku, a od niedawna ekoaktywistka, gdy następnego dnia rano ruszałem
złapać autobus. „Mamy jakieś szanse na powstrzymanie tego projektu?”.
Odpowiedziałem
jej, że jeśli zdołaliby rozbudzić masowe zainteresowanie, przykuć uwagę opinii
publicznej i przeciągnąć ją na swoją stronę, wówczas być może istnieje
szansa, by w tej sprawie doszło do
radykalnego zwrotu. To nie trudno
zauważyć, iż słabnąca demokracja rosyjska często bywa „sterowana”, niemniej
jednak władze zachowały pewną wrażliwość na głos opinii publicznej. Odniosłem
wrażenie, że nie przekonałem Oksany. „No nie wiem”, westchnęła, sprzątając
talerze i butelki pozostałe po kolejnej gorącej nocnej debacie obrońców
środowiska. „Może gdyby Putin był nieco inny. Ale on jest przeraźliwie uparty.
Dobrze to wiemy. W żadnym wypadku nie chce, by myślano iż jest zdolny do
ustępstw w jakiejkolwiek sprawie. Podobna myśl wzbudza u niego dreszcz
przerażenia”.
Czarnoziemscy
aktywiści bardzo się obawiali, ale też logicznie przewidzieli, iż w konflikcie
wokół wydobycia niklu dojdzie do użycia siły. Ostatecznie przemoc
w obwodzie centralno-czarnoziemskim wybuchła w czerwcu 2013 roku.
Tego dnia około tysiąca demonstrantów, na czele z Kozakami niosącymi
religijne ikony, odbyły długi marsz z Nowochopiorska do miejsca, gdzie
stały maszyny UGMK mające rozpocząć wydobycie. Następnie
aktywiści po prostu zniszczyli ogrodzenie wzniesione, by chronić kosztowny
ciężki sprzęt, i podpalili maszyny. Funkcjonariusze policji i ochrony
rozpierzchli się. Gdy wielkie smugi dymu zasnuły jasnoniebieskie niebo,
demonstranci już zdążyli się rozejść.
Długie
miesiące pokojowych demonstracji przyniosły mierny skutek, o ile nie
żadnego, natomiast incydent, uznany przez Rubachina za przejaw „gniewu ludu”, szybko doprowadził
do obietnicy rządzących, że poważnie przyjrzą się temu, czy projekt wydobywania
niklu jest zgodny z prawem. Jeszcze przed szturmem na teren niechcianych
prac wydobywczych rozmawiałem z atamanem Kozaków Żytniowem. „Rosjanie są bardzo
cierpliwym narodem”, stwierdził. „Ale
kiedy stracą wszelką nadzieję, trudno przewidzieć, do czego są zdolni”.
Taki
scenariusz pojawiał się już wielokrotnie w długiej historii tego kraju, od
wyjątkowo brutalnych dziewiętnastowiecznych rebelii chłopskich po fenomen Primorskich Partyzantów – samozwańczej
terrorystycznej grupki młodzieży, która na rosyjskim Dalekim Wschodzie
w spektakularny sposób zaczęła w 2010 roku siać postrach wśród, ich
zdaniem, skorumpowanych funkcjonariuszy i przestępców w mundurach.
„To, co dziś stało się w regionie czarnoziemskim, może uchodzić za
precedens dla całego kraju”, prorokował opozycyjny dziennikarz
w zamieszczonej w sieci relacji ze spalenia parku maszyn kompanii UGMK. Trudno było mu ukryć olbrzymie
podekscytowanie.
Napięcia
doprowadziły do eksplozji w obwodzie czarnoziemskim, w Moskwie
natomiast bunt odradzał się na nowo. Oczy wszystkich sympatyków opozycji były
wówczas zwrócone na niewielką miejscowość w europejskiej części Rosji,
gdzie Nawalny walczył właśnie zarówno o swoją
wolność osobistą, jak i o przyszłość polityczną. Rozprawa Putina z przeciwnikami trwała
w najlepsze, a teraz przyszła pora na kolejny proces pokazowy.
Tłumaczenie: Jan Wąsiński, Paweł Wolak
Książka ukazuje sie nakladem Warszawskiego Wydawnictwa Literackiego MUZA AS
*Marc Bennetts, angielski dziennikarz od 15 lat zamieszkały w Moskwie. Publikował w najważniejszych gazetach i magazynach prasowych, takich jak: Guardian, Observer, The Times, New York Times, USA Today and Washington Times. Autor przewodnika „Lonely Planet” po Syberii oraz książki o rosyjskiej pilce nożnej „Football Dynamo” (2010).
Pozostałe fragmenty książki Marca Bennettsa na blogu
„Media-w-Rosji”:
Pozbawiona dostępu do popularnych
mediów, gnębiona aresztami i brudną propagandą rosyjska opozycja przez lata nie
potrafiła wykreować lidera zdolnego do zdobycia szerszego poparcia. Aż do
chwili gdy nad moskiewskim niebem rozbłysła gwiazda Aleksieja Nawalnego. Marc
Bennetts opowiada w jaki sposób nieznany działacz partii „Jabłoko”, prawnik,
bloger, stypendysta amerykańskiego uniwersytetu Yale zwrócił na
siebie uwagę opinii publicznej. Jak udało mu się zbudować sukces swojej
antykorupcyjnej kampanii wymierzonej w „żulików i złodziei”.
Choć wydarzenia z lat 2011-2012 roku
wydają nam się dziś, z perspektywy konfliktu wokół Ukrainy zamierzchłą
przeszłością, warto przypomnieć sobie krótki okres niebywałej mobilizacji
antykremlowskiej opozycji. Przez kilka miesięcy wydawało się, iż Rosja niekoniecznie
podążyć musi znanym z historii autorytarnym szlakiem. Angielski dziennikarz
Marc Bennetts opowiada o chwilach, gdy hasło „Rossija biez Putina” wydawało się
możliwe do urzeczywistnienia.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz